35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
The city's an urban trampoline.
Go bouncing in and out the scene.
#2   
   Jako dziecko Levi ze supermarketami wiązał jedno z największych marzeń i jedno z największych koszmarów. Chyba nie tylko on za dzieciaka, a może jeszcze za nastolatka marzył, aby zostać zamkniętym na noc w jednym z największych supermarketów w mieście. Cała noc, podczas której mógłby spróbować wszystko, co znajdzie na półkach. Często jeżdżąc na zakupy z rodzicami, zastanawiał się, od czego powinien zacząć. Lody? Czekolada? Chipsy? A może te żelki w różnym kształcie, które farbują języki i których tak bardzo nie chcieli kupować mu rodzice, gdyż jak powiadali: to sama chemia. Później najedzony odpoczywałby, bawiąc się zabawkami, o których wtedy mógł tylko pomarzyć. Cóż, marzenie Leviego nigdy się nie spełniło i chociaż już sama idea spędzenia nocy w zimnym sklepie i napychanie się niezdrowym jedzeniem nie wydaje mu się atrakcyjna, to jeszcze niedawno czytając w Internecie o grupie dzieci zamkniętych w markecie, szczerze im pozazdrościł.
   Koszmar natomiast związany był z idealnie poukładanymi w piramidy puszkami pomidorów lub fasolki, niestabilnymi pólkami obładowanymi alkoholem w szklanych butelkach, bogatymi wystawami na Boże Narodzenie, które runęłyby nawet przez niewielki ruch. Zawsze zastawiał się, co by zrobił, gdyby to on był tym nieszczęśnikiem, który przez przypadek spowoduje aż tak wielkie zamieszanie. Czy powinien uciec? Odwrócić się, pójść w inną alejkę i udawać, że to nie jego wina? A może najlepiej byłoby zgłosić się do jednego z kasjerów lub kogokolwiek z obsługi licząc, że nie będzie zmuszony zapłacić za tą całą półkę taniego wina. Nie wiedział, co powinien zrobić w takiej sytuacji, bo nigdy się w takiej nie znalazł i podczas swojej trzydziesto-pięcioletni letniej kadencji chodzenia do sklepów nigdy też nie był jej światkiem. Do dzisiejszego popołudnia był wręcz pewien, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach i zostały nawet wymyślone przez reżyserów, aby może nie uatrakcyjnić, ale pokazać robienie zakupów jako możliwość do przeżycia czegoś niecodziennego i dla kogoś może coś ciekawego.
   Zmienił swoje myślenie, teraz kiedy niespodziewanie znalazł się w takiej sytuacji, może nie dokładnie takiej efektownej jak wlane litry alkoholu, przewrócone sanie świętego Mikołaja wraz z zaprzęgiem kartonowych reniferów, ale chyba połowę alejki w mące można uznać za coś niecodziennego. Cóż wina nie leżała konkretnego po jego stronie, ale poczuł się współwinny po tym, jak spiesząc się do alejki z przetworami mlecznymi, zaszedł blondynce drogę. Tak, a może wina jednak było po jego stronie? A może jednak słabego opakowania? Kogokolwiek ona by nie była, to Levi otrzymał szansę dowiedzieć się co naprawdę dzieje się w takiej sytuacji i kiedy skoczył z miotłą w ręce, próbując usunąć biały proszek z podłogi, uznał, że odpowiedź na nurtujące od dziecka pytanie nie była zaskakująca.
   — Jeszcze tutaj trochę zostało — zwrócił się do partnerki w zbrodni, która od obsługi otrzymała szufelkę. — Nie zdziwię się jak Pan Biała rękawiczka, będzie chciał na końcu i tak sprawdzić, czy wszystko lśni — powiedział i po raz kolejny zaczął zamiatać to samo miejsce. Czy w ogóle był w tym sens w sprzątaniu, skoro i tak z każdym ruchem Leviego mąka, która znalazła się na ubraniach mężczyzny, prószyła się na podłogę, zostawiając za nim kolejne ślady? — Chociaż w sumie dobrze sobie z tym radzimy. Nie sądzisz, że powinni nas zatrudnić? — uśmiechnął się w stronę kobiety, licząc, że nie wzięła go za totalnego gbura po tym, jak wkurzony całą sytuacją nakrzyczał na jeszcze bardziej wkurzonego kasjera.

lucille blanchard
powitalny kokos
Piłsudski
lorne bay — lorne bay
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
W Lorne Bay znalazła schronienie przed przeraźliwą przeszłością. I chociaż boi się dotyku, cholernie ciągnie ją do ludzi, bo wierzy w to, że nowe miasteczko da jej nowe życie...
Zapewne i Lucille podzielała marzenia Leviego z dzieciństwa. Zresztą, które dziecko nie chciałoby mieć wszystkiego czego zapragnie bez błagania rodziców? Chociaż Lu mogła błagać tylko mamę, ale w pewnym wieku zaprzestała tego robić, bo zrozumiała, że nigdy nie dostanie tej najdroższej lalki, ani tych najlepszych lodów. W domu zawsze brakowało im pieniędzy. Najpierw, gdy pracowała mama, a potem, gdy zachorowała i to Lu (zaraz po ukończeniu szkoły) musiała zacząć zarabiać. Wtedy też supermarkety stały się jednym z jej stałych miejsc pracy. Dlatego też niekoniecznie kojarzyły się jej dobrze. Długie regały, sztuczne światła, tysiące kroków każdego dnia i wiecznie niezadowoleni menagerowie, którzy popędzali wszystkich wokół - właśnie z tym kojarzyły się Lu sklepy i centra handlowe.
Nic więc dziwnego, że sprawunki załatwiała w nich dość szybko, bo czerpanie przyjemności z zakupów były umiejętnością jakiej nigdy nie posiadła. Tamtego dnia kupowała produkty, by przygotować niespodziankę dla współpracowników. Była lekko rozkojarzona, może nawet nieobecna i nie zauważyła człowieka nadchodzącego z bocznej alejki. Może wielki worek z mąką nie spadłby na podłogę, gdyby też Lu nie spanikowała w chwili, w której wpadła na nieznajomego mężczyznę. Kontakt z kimkolwiek, kogo nie znała sprawiał jej niesamowity dyskomfort, a takie nagłe i niespodziewane zderzenie wywołało reakcję, za którą było jej po prostu wstyd. Nie mogła jednak nic poradzić. Odskoczyła do tylu puszczając mąką i obejmując się ramionami, a dopiero po chwili dotarło do niej co właśnie się stało.
Pojawienie się niezadowolonego pracownika pogorszyło sprawę i nim Blanchard przyszła po rozum do głowy, zaproponowała, że sama to posprząta. Takim to sposobem i nieznajomego mężczyznę wciągnęła w niezbyt przyjemną i monotonną pracę.
- Chyba "pan nie ma kierownika, więc gwiazdorzę"... - Burknęła pod nosem, ale tak jak wskazał mężczyzna, podsunęła szufelkę we właściwe miejsce. - Ehh... To on powinien to robić, a nie my... Gdybym się nie odezwała pewnie byś z tego wybrnął, a tak... Przepraszam - wyrzuciła z siebie, bo oczywiście całą winą za to zajście obarczała tylko siebie, swoje niezdarstwo i panikę. Nadal nie umiała zapanować nad lękami, ale starała się by nie kontrolowały jej nowego życia. Wystarczy, że stare musiała zostawić za sobą i nie chciała już nigdy do niego wracać. - Nie chciałbyś pracować w takim miejscu - skomentowała, bo z doświadczenia wiedziała, że jest to parszywa i niewdzięczna praca. - Tym bardziej, że miałbyś za współpracownika tego buca - dodała jeszcze, bo faktycznie człowiek, który ich tak "ukarał" nie wydawał się być zbyt sympatycznym. - Chyba skończone... - Podniosła się, ale wtedy spojrzała na swojego towarzysza, którego twarz i włosy także ubrudzone były mąką. Wcześniej nie śmiała, ani nie chciała przyglądać się nieznajomemu, zwyczajnie czując się zawstydzoną tym co zaszło. - Masz trochę mąki o tu i na włosach. W sumie na ramieniu z tyłu też. - Zerknęła w bok, bo wydawało jej się, że większość ubrania chłopaka pokryła się mąką. W sumie był bliżej miejsca "uderzenia" niż ona, która odskoczyła do tyłu.

Levi Hill
ambitny krab
nick
ODPOWIEDZ