listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
07.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie ma tutaj tamponów, których używasz - w głos Otisa wkradła się irytacja, bo kiedy siostra zasypała go wiadomościami, w końcu nie wytrzymał i musiał oddzwonić. - Nie, nie jestem w supermakrecie, jestem w zwykłym spożywczaku. Calie, do cholery - urwał, bo kasjerka zerknęła na niego znad gazety, której strony właśnie wertowała. - Nie będę celowo szedł do marketu, zupełnie mi to nie po drodze. Wezmę to, co jest. Do zobaczenia w domu - rzucił na pożegnanie i wcisnął telefon do kieszeni szortów.
Co on miał z tymi siostrami, to przechodziło ludzkie pojęcie. I pewnie, gdyby miał więcej czasu i nie umówił się z chłopakami na granie w kosza, poszedłby do tego pieprzonego supermarketu i kupiłby Cali te pieprzone tampony. Jakby nie patrzeć, przez te wszystkie lata siostry zdołały owinąć go sobie wokół palców. Tylko, od czasu do czasu, musiał im przypomnieć, że on też ma swoje życie i nie mógł być na każde ich zawołanie. Sorry, taki mieli klimat. I tak należał mu się order z ziemniaka za bycie najlepszym bratem pod słońcem.
Zerknął na listę zakupów. Pomidory - są. Puszka białej fasoli - jest. Tarty ser żółty - w koszyku. Tampony, chociaż nie te, o które prosiła siostra - na miejscu. Co tam jeszcze? Suszone morele!
Wszedł w drugą alejkę i bez problemu sięgną do najwyższej półki, wyciągając jedynie rękę, bo wysoki był z niego chłop, nie musiał się wysilać i prężyć. Dobra, morele odhaczone. To jeszcze masło orzechowe i zakupy zakończą się ogromnym sukcesem. Tym razem musiał nieco się cofnąć i schylić. I w momencie, kiedy sięgał po OSTATNI słoik, napotkał na jakąś inną dłoń, która chciała go uprzedzić, ale Otis chciał być szybszy. Tylko coś mu nie wyszło i zaciskał palce na tym samym szkle, co sporo niższa dziewczyna.
- Ej! - rzucił z wyraźnym oburzeniem. - Byłem pierwszy - powiedział tonem obrażonego dzieciaka, łypiąc na łowczynię masła orzechowego spode łba.
Zaraz, znał ją! Mieszkali w tej samej dzielnicy. Jolene. Jolene... Jolene... Jolene King! Tak, to na pewno była ona. Jakoś tak nigdy za nią nie przepadał, zawsze wyglądała na wiecznie niezadowoloną z życia i to nie tylko na osiedlu, ale również jak wpadał do Rudd's. Za każdym razem, gdy gdzieś ją widział, to minę miała, jakby ktoś umarł. Naprawdę! Albo jakby coś zdechło i strasznie śmierdziało.
- Możesz zabrać rękę? - zapytał ze zniecierpliwieniem, bo ich palce stykał się w dosyć niekomfortowy sposób, a Otis szanował swoją przestrzeń. Nie stykał się z palcami z pierwszą napotkaną na swej drodze osobą. Zwykle robił to, jak już kogoś lubił, przypadkowe smyranie nie wchodziło w grę. Nie można tak bezkarnie dotykać palców kogokolwiek, to się nie godzi! Na to trzeba mieć przyzwolenie i specjalne miejsce w czyimś sercu. Właśnie z takiego założenia wychodził Goldsworthy. Może był trochę staroświecki, ale dokładnie tak uważał i nic nie mogło zmienić jego wyobrażeń na temat dotyku.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
005.

Niedziela. Co za skurwiały dzień to był. Nie dość, że człowiek przeważnie budził się z kacem gigantem, zapoczątkowanym suchością w gardle, bólem głowy i największą zagwozdka pod tytułem co się stało poprzedniej nocy to jeszcze uderzała ta nieprzyjemna świadomość, że jeszcze kilka godzin i będzie poniedziałek. A przecież poniedziałków nie lubił nikt i chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego.
Jo i tym razem obudziła się z istnie pomelanżowym samopoczuciem. Głowa dudniała pieprzony marsz Dąbrowskiego, pulsując niemiłosiernie i przyprawiając o natychmiastowy odruch wymiotny. Nie było co się czarować: czuła się jak gówno. Przemielone, podwójnie wysrane w dodatku na rzadko gówno. Jedyne, na co miała ochotę to zamknąć się szczelnie pod kołdra, zamówić jakieś niezdrowe żarcie i zostać tam co najmniej do jutra.
Niestety, los miał dla niej inne plany, a dokładniej cholerny okres, w dodatku bez ani jednego pieprzonego tampona na chacie. No cóż, mówi się trudno. Niechętnie zwinęła się z wyra, ogarniając w stopniu poniżej minimalistycznym i zarzucając na siebie wielką, czarną bluzę z napisem Blink-182 wyszła z mieszkania.
Słońce zdawało się razić mocniej niż powinno, a chłodny wiatr zdmuchiwał jej włosy prosto na twarz. Istna tragedia. Szybkim ruchem zarzuciła na głowę kaptur i ruszyła w stronę sklepu. Chwała Bogu za te lokalne sklepy, gdzie za kasą stała zawsze sympatyczna Pani Krysia, a kolejka leciała szybkim, zwinnym tempem, w przeciwieństwie do supermarketów, gdzie trzeba było liczyć co najmniej dwie godziny, by po wejściu wydostać się z powrotem na wolność.
Zawodowo pokonywała kolejne alejki, zbierając do niewielkiego koszyczka kolejno: paczkę podpasek, tabletki przeciwbólowe, ogromną tabliczkę czekolady i kiedy już sięgała po ostania pozycję na swojej okresowej liście must have w postaci masła orzechowego, poczuła ciepłą dłoń tuż po tą swoją.
- Ym? - mruknęła pytająco, podnosząc wzrok na właściciela dłoni. Był zdecydowanie wyższy od niej, a ciemne, kręcone włosy zdobiły jego twarz. Miała wrażenie, że już kiedyś go widziała, jednak za cholerę nie mogła przypasować do niego ani żadnego imienia, ani potencjalnej sytuacji, w której mogli się poznać. A szkoda, może wtedy miałaby jakiś lepszy argument na przejęcie orzechowego słoika niż to, co zamierzała powiedzieć - Nieprawda. Może i pierwszy chwyciłeś za opakowanie, bo twoje ręce są zdecydowanie większe, ale to ja pierwsza go zobaczyłam - rzuciła, spoglądając w jego wyjątkowo przyjemne wizualnie, jasne oczy. Nawet z początku starała się doprawić to wszystko przyjemnym uśmiechem i ciepłym spojrzeniem, jednak słysząc nieugięcie chłopaka pozwoliła, by na twarzy wymalował się jej niewielki grymas. Sciągnęła brwi, dokładając kolejną ręke tym razem na czubek słoika.
- Słuchaj no, nie wezmę ręki, bo weźmiesz ją ty. Nie chce nic mówić, ale po pierwsze to TY jesteś facetem, wiec raz mógłbyś się zachować jak on i po prostu oddać kobiecie masło orzechowe, a poza tym - podeszła nieco bliżej, przyglądając mu się dokładnie, dając znać, że mówiła kompletnie poważnie - Bardzo, ale to bardzo potrzebuje tego masła. To sprawa na śmierć i życie. Mówię poważnie - nie chciała krzyczeć na cały sklep, że lało się z niej Morze Czerwone i tylko orzechy mogły ją uratować, ale jeśli on wciąż miał zamiar nie dawać za wygraną, będzie zmuszona wyciągnąć ciężkie działa. Jo King nie miała zamiaru się poddać. Dostanie to masło, czy mu się to podobało, czy nie. Kropka.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Ten dotyk trwał zbyt długo i gdyby inne okoliczności, gdyby siostra w okresie nie miała zachcianek, to naprawdę był skłonny odpuścić. Otis nawet nie przepadał szczególnie za masłem orzechowym. Tylko, że tutaj ważyły się jego losy, więc nie mógł tak po prostu dać sobie spokoju i zachować się jak na dżentelmena przystało, ustępując kobiecie. Nie, nie tym razem. Jeszcze życie było mu miłe.
- Masz rację - zaczął i jeszcze mocniej zacisnął palce na słoiku. - To sprawa życia i śmierci, i jeśli wrócę do domu bez tego pieprzonego masła orzechowego, zginę - powiedział poważnym tonem, a jego twarz przybrała grobowy wyraz. Bez walki się nie podda, inaczej już mógł szykować sobie trumienkę albo zamawiać na Amazonie najtańszą urnę.
Tylko, że chyba trafił na upartą przeciwniczkę, która wpatrywała się w niego zawzięcie swoimi jasnymi, niebieskimi jak ocean oczami. O nie, nie nabierze się na te oczy, nie ma mowy! Tutaj nie było czasu, trzeba działać. Dlatego Otis niewiele myśląc, co w jego przypadku było codziennością, uniósł nieco wyżej rękę ze słoiczkiem, wystawił język dotknął jego czubkiem etykietki.
- Polizane, zaklepane - oznajmił i żeby przypieczętować ten akt, przejechał językiem po całej długości szkła. No obślinił je po mistrzowsku, z ledwością omijając palce dziewczyny. Ha! I kto tutaj był głupi, ale za to zajebiście cwany? - Puszczaj, bo siostra mnie udusi własnymi rękami. Mówię poważnie - zaakcentował ostatnie zdanie w taki sposób, w jaki przed momentem zrobiła do Jolene z Rudd's. A Jolene z Rudd's brzmiało trochę jak Jurand ze Spychowa albo Zbyszko z Bogdańca. Krzyżacy i Henryk Sienkiewicz serdecznie pozdrawiają.
Wlepił swoje oczy w ślepia rywalki i czekał. Czekał na reakcję, a raczej na zbawienie, po cichu licząc, że jego plan zadziała. Nie mogła wziąć sobie dżemu? Była ich cała półka! Truskawkowe, brzoskwiniowe, jagodowe. Mnóstwo ich było i miała w czym wybierać. On musiał wrócić do domu z masłem orzechowym. Musiał wrócić z tarczą, a nie na tarczy. To nie były żarty, żadne cholerne przelewki. I wcale nie było mu do śmiechu. Czy ona zdawała sobie sprawę, jak to jest być jedynym mężczyzną pośród trzech sióstr? Czy ona wiedziała, że w każdej chwili mógł umrzeć? Tak na serio, całkiem poważnie. Weźmie i umrze. Nie sam z siebie, po prostu siostra bez skrupułów pozbawi go życia. Dziewczyno, miej litość!

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Nie. Jo nie wiedziała, jak to jest być jedynym mężczyzną wśród trzech sióstr. Nie wiedziała nawet jak to jest mieć rodzinę, wiec zdecydowanie nie mogła się utożsamiać z jego problemem i presją, z którą przyszło mu się zmierzyć. Za to ona wychowywała się sama przez pół życia co doskonale nauczyło ją dbać o swoje racje i walczyć do ostatniego oddechu (oczywiście w przenośni.. albo i nie). Chłopak wydawał się naprawdę spoko i pewnie gdyby nie te mało sprzyjające okoliczności może nawet mogliby umówić się razem na piwo lub kawę, podyskutować o życiu i potrzebach jedzenia masła orzechowego. Ale nie mogli. Nie mogli, bo żadne z nich nie miało nawet najmniejszego zamiaru odpuszczać.
Jo zacisnęła mocniej palce, tym samym ściskając te jego i dając to zrozumienia, że nie ważne co by powiedział - ona i tak mu nie odda tego pieprzonego słoika. Boże jak wyglądała jej twarz, kiedy już po chwili była świadkiem kompletnie obrzydliwego i niehigienicznego oblizywania opakowania przez swojego rywala. Cofnęła głowę i spojrzała na niego z wielkimi, szeroko otwartymi oczami. Czy jego kurwa do reszty popierdoliło?
- Co ty kurwa.. Ile ty masz lat? PIĘĆ?? - krzyknęła na pół sklepu, o mały włos nie dając za wygraną i w pierwszej chwili nie rozluźniając uścisku - Nawet nie wiesz ile ludzi trzymało przed nami ten słoik i ile z nich chwile przed jego dotknięciem grzebało sobie na przykład w DUPSKU, albo innych jeszcze gorszych miejscach - przez moment liczyła, że może obrzydzi go na tyle, by zyskać na chwili nieuwagi i wyrwać masełko z jego rąk, jednak nie mogła się bardziej pomylić. Trzymał to jak pojebany i mimo starań Jo jedynie odrzuciło do tyłu na ułamek sekundy, po czym wróciła niczym boomerang, dodatkowo wpadając prosto na jego klatkę piersiową. I tak właśnie stali - dwa debile, prawie wtuleni a pomiędzy nimi samotne, mające już dość całej sytuacji masło orzechowe. Powinno o tym książki pisać.
- Dobra w dupie mam tę ślinę. Puszczaj ten słoik. Mówię poważnie - zadarła głowę, łapiąc głębokie, turkusowe spojrzenie, próbując postawić na swoim wciąż w miarę polubownie. Jednak on nie miał zamiaru dać za wygraną. Był równie uparty jak ona. Zdesperowany. Nie pozostało jej wiec już nic innego, jak podjąć drastyczne środki i wyciągnąć sposoby zdobywania rzeczy rodem z bidula - Dobra, sam tego kurwa chciałeś - skwitowała, dając mu jeszcze ostatnią szansę, po czym otworzyła szeroko usta i nie czekając nawet na reakcje chłopaka, wbiła się zębami w męski nadgarstek, idiotycznie ruszając na boki głową. Kurwa. Koniec świata. Gdyby ktoś jej powiedział, że będzie kiedyś gryźć typa w sklepie dla ostatniej paczki jedzenia chyba wyśmiałaby go prosto w twarz. A jednak, here we are.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Miał gdzieś, że przed nim jacyś ludzie trzymali ten słoik, ówcześnie grzebiąc sobie tam, gdzie słońce nie dochodziło. Mało tego, był stuprocentowo pewny swojego zwycięstwa poprzez przebiegłość. Już był w ogródku, już witał się z gąską, kiedy nagle poczuł zęby na swoim nadgarstku. W pierwszym momencie odruch był bezwarunkowy, dlatego nieświadomie poluźnił nieco palce, ale szybko zorientował się, co się właśnie stało - ona go najzwyczajniej w świecie ugryzła! Wbiła zębiska w jego rękę. No dziabnęła go, skubana. I niby Otis nie powinien być zdzwiony, przecież przed chwilą sam polizał jej dłoń, więc wszystko wskazywało na to, że każdy chwyt był tutaj dozwolony.
- Jesteś jakaś nienormalna - wysyczał przez wąską linię, w którą zacisnął usta. W zasadzie miał ochotę wrzasnąć na cały sklep, ale powstrzymał się dosłownie w ostatniej chwili. - Zabieraj zębiska, zombiaku, to nie The Walking Dead - upomniał ją w miarę grzecznie i dopiero, jak te słowa nie zadziałały, musiał wspomóc się drugą ręką i złapał Jolene za twarz. Dosłownie przycisnął swoją dłoń do jej twarzy, a że dłonie miał ogromne, to pewnie objął ją całą. Tym sposobem udało mu odsunąć od siebie paszczę dziewczyny, a przynajmniej sprawić, że łaskawie zabrała kły z jego nadgarstka.
Otis rzucił Jolene groźne spojrzenie, o czym świadczyły ściągnięte brwi i łypanie spode łba. Mimo to, ich dłonie wciąż pozostawały w tym samym miejscu, czyli na słoiku z masłem orzechowym. Trzeba przyznać, że było to bardzo oblegane i popularne masło orzechowe. Gdyby w sklepie znajdowały się inne, z pewnością gratulowałyby mu tej sławy i rozchwytywania. Sęk w tym, że gdyby inne masła orzechowe były na sklepowych półach, ta dwójka nie toczyłaby tak zawziętej bitwy. Zaraz, czyli wskazywało na to, że wszystkiemu winna byli pracownicy sklepu, którzy nie uzupełnili towaru! I dostawcy, którzy przywieźli za mało masła orzechowego. Oraz producenci, którzy za mało tego masła wyprodukowali. I same orzechy, które za wolno rosły na orzasze podziemnej. I pewnie wina samego Boga również.
- Zapłacę ci za ten słoik, tylko weź rękę - powiedział i mówił całkiem poważnie. Był skłonny dorzucić kilka dolców, byle nie musieć łazić po kolejnych sklepach. To by wiele ułatwiło i zaoszczędziłby mnóstwo czasu, a czas chciał wykorzystać na granie z ziomkami w kosza. - Dam ci tyle, ile kosztuje masło. Będziesz mogła kupić sobie w innym spożywczaku dwa słoiki, a jak trafisz na promkę, to nawet trzy - czy to nie brzmiało jak wspaniały deal? Okazja była niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. Tylko głupie nie zdecydowałby się na przyjęcie takiej oferty!

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Fakt. Była nienormalna. Nawet nie miała zamiaru podważać jego słowa, wypowiedziane z wyjątkowym niedowierzaniem. Zupełnie jakby był to pierwszy raz, kiedy ktokolwiek go ugryzł. Dziwne? Dziwne. Jo jedynie przewróciła oczami i totalnie nic sobie z tego nie robiąc wciąż walczyła jak prawdziwa lwica, zagryzając jego pulsujący już nadgarstek. Normalnie jeszcze trochę i pewnie zrobiłaby mu faktyczną krzywdę, jednak w porę poczuła obrzydliwie wielką rękę, obmacującą jej twarz. Czy jego kurwa już do reszty popierdoliło?
- Bierz kurwa te małpie łapska z mojej twarzy - sykła, tym razem podgryzając jego palce. Za chuja nie miała ochoty tego robić, ale przecież nie pozostawił jej wyjścia, nie? Jeszcze trochę i by się biedaczyna udusiła, albo – co gorsza – obrzygała mu tę rękę. Nie można było zapomnieć, że Jo King była świeżo po melanżu, zmagając się z kacem mordercą i w dodatku pieprzonym okresem - była chodzącą bombą, a jej wybuchnięcie to jedynie kwestia czasu. Spojrzała na niego jak na debila, kiedy wspomniał o pieniądzach.
- Jaja sobie robisz, typie? Gdybym miała ochotę iść do innego sklepu to już dawno by mnie tu nie było, siłując się z tobą jak z pięcioletnim dzieckiem o ostatni słoik pieprzonego masła orzechowego. Głupi kurwa jesteś, czy co z tobą nie tak? - rzuciła z wyrzutem, doprawiając jeszcze charakterystycznym przewrotem oczu. Dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie w jak niezręcznej sytuacji się znajdowali - ich ciała stykały się na prawie każdy możliwy sposób, a twarze znajdowały zaledwie centymetry od siebie. Za blisko. Był zdecydowanie za blisko. Nie znali się wcale, a w ciągu kilku minut zdążyli naruszyć wszystkie strefy wzajemnej przestrzeni osobistej. Rzuciła mu ostatnie bliskie spojrzenie w oczy, po czym wyrzucając z siebie okrzyk prawdziwego wojownika szarpnęła za słoik, zapierając się całym ciężarem ciała. Koniec tej szopki. Wszystko albo nic.
Wypadło na nic. Słoik pod wpływem ich rozciągnięcia wręcz WYPIERDOLIŁ w górę, gdzieś za głowę lokatego typa i nim którekolwiek z nich zdążyło zareagować, na cały sklep rozległ się dźwięk pękniętego szkła. Serce Jo stanęło na moment, a brzuch aż zabolał od widoku rozpaćkanego masełka z orzechami na obrzydliwie brudnej, sklepowej podłodze.
- I CO TO KURWA ZROBIŁEŚ?! - ryknęła na chłopaka, dźgając go palcem w środek klatki piersiowej - Nie mogłeś odpuścić, co? Musiałeś kurwa postawić na swoim, co? Nosz kurwa mać. I chuj, no i kurwa jeden wielki chuj - poprawiła włosy, wyrzucając z płuc resztki powietrza. Ułożyła dłonie na biodrach i wykonała kilka kroków, obracając się nieznacznie, po czym wbiła spojrzenie w (już nie takie nieznane) turkusowe oczy - Chociaż dla ciebie jeszcze nic straconego. Tak bardzo lubisz lizać brudne powierzenie przecież. Na spokojnie możesz sobie jeszcze opierdolić to masło, kurwa. No dalej proszę bardzo głupku - ostatnie zdanie wypowiedziała już nieco ciszej, z każdą kolejną sekundą uświadamiając sobie jak żałośnie się zachowali. Oboje. Dzieci. Debile.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Była nienormalna, tego Otis nie miał zamiaru jej ujmować. Zwłaszcza, kiedy zaczęła kąsać jego palce. Gdyby znaleźli się w innych okolicznościach, może takie podkręcanie atmosfery mogłoby mu się spodobać, ale w obecnej sytuacji wcale to nie było przyjemne. Mało tego, bolało jak skurwysyn i jak nie pozostaną mu paskudne rany na dłoniach, a po nich blizny, to będzie jakiś pieprzony cud. Dziewczyna miała szczęście, że to on nie zaczął jej podgryzać, a zęby miał mocne jak u konia. Jeszcze odgryzłby jej małe dłonie i zostałaby z takimi obrzydliwymi kikutami. FUJ.
- Rzucasz się jak wesz na grzebieniu - warknął pod nosem, bo w tym całym szale Jolene rzeczywiście wyglądała tak, jakby dostała jakichś niekontrolowanych spazmów. No szajbuska! Goldsworthy widział już wiele w swoim życiu, bo miał trzy siostry, jednak takie zachowania dalej go zaskakiwały i wprawiały w osłupienie.
Wzdrygnął się, kiedy uświadomił sobie, że dziewczyna znajdowała się tak blisko. Zdecydowanie za blisko, o czym świadczył wymalowany na twarzy Otisa niesmak. Gdzie była jego przestrzeń, której tak bardzo potrzebował? Została mu zwyczajnie odebrana i to w dość brutalny sposób, czego zupełnie się nie spodziewał. Zamrugał kilkakrotnie, wpatrując się w jej błękitne oczy i naprawdę nie wiedział jak to się stało, że w końcu zwolnił uścisk akurat w momencie, gdy Jolene zaparła się z całych sił pociągnęła za słoik. Tylko szkło wyślizgnęło się z jej dłoni i masło orzechowe roztrzaskało się tuż pod nogami Otisa.
- CO JA ZROBIŁEM?! - jak tak się na niego wydarła, to aż sam automatycznie podniósł głos. Właśnie tak to działało w jego przypadku i kiedy ktoś zaczynał krzyczeć, Goldsworthy odpowiadał pięknym za nadobnym. - Mówiłem ci, żebyś odpuściła, ale nie! Uparłaś się jak jakiś osioł i takie są tego skutki! - gestykulował, wymachują rękami na boki; co jakiś czas wskazywał na dziewczynę, a potem na maź, która powstała na podłodze w wyniku rozbitego szkła. - Sama sobie to zlizuj. A na pewno sama sobie za to płać, bo ja nie mam zamiaru - chciał dać jej kasę za masło orzechowe? Chciał, ale odmówiła, więc okazja śmignęła jej koło nosa. Niech teraz buli za roztrzaskany słoik, on nie wyłoży na to złamanego centa.
Prychnął pod nosem na te wszystkie wyzwiska. I kto tutaj zachowywał się jak głupek? Pojawiła się taka znikąd, załapała za masło orzechowe, zaczęła drzeć japomordę, a na koniec jeszcze miała do pretensje i próbowała zwalić winę na kogoś innego. Szczyt bezczelności, serio. Kto tak robi? Widać, że z tej Jolene z Rudd's to jakaś patuska była.
Otis najchętniej obróciłby się na pięcie i wyszedł ze sklepu, ale w dalszym ciągu w koszyku miał zakupy, bez których nie mógł pojawić się w domu, dlatego skrzyżował ręce na piersiach i łypnął spode łba na dziewczynę. No fajno, fajno, całkiem sympatycznie. Tylko... Co teraz?


Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Stali nad tym słoikiem jak ostatnie debile, wpatrując się w siebie groźnym spojrzeniem, tocząc dziwną walkę na kontakt wzrokowy. Zupełnie jakby to właśnie miało zadecydować o tym, kto weźmie odpowiedzialność za ten cały gnój.
Dla Jo oczywistym wręcz było, że tą osobą powinien być lokat typ. Po pierwsze to on nie chciał puścić słoika, kiedy ta ładnie i polubownie prosiła. Po drugie był facetem, powinien ustąpić. Po trzecie King była w pierwszej fazie tracenia krwi z miejsc intymnych, przez co zyskiwała jeszcze większy immunitet na branie na siebie przypału. Wiedziała jednak, że tak jak z masłem orzechowym chwile temu - chłopak wcale nie da łatwo za wygraną. Musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Musiała działać, zanim zrobi to on.
Rozglądnęła się dookoła, szukając już potencjalnych pracowników sklepu, którzy lada moment i tak powinni się zbiec po tak donośnym huku przy głównej alejce. Wodziła wzrokiem wypatrując charakterystycznej plakietki z imieniem i nazwiskiem, jednak na marne. Za to po chwili zza regału z chrupkami wyłonił się wielki, brzuchaty ochroniarz. Nie wyglądał groźnie, nie wyglądał nawet na człowieka, który mógł komukolwiek coś zrobić, a jego piwny brzuszek zapewne zasłaniał mu pół świata i zdecydowanie większą część czarnych sandałów, które zdobiły pulchne nóżki.
Jo nie czekając na nic, ruszyła w jego kierunku, przy okazji odpalając level trzeci amatorskiego aktorstwa i roniając szybko kilka samotnych łez, podeszła do wyłysiałego mężczyzny. Prychnęła wewnętrznie na widok plakietki z imieniem. Hugh Jass. Kurwa. Będzie musiała koniecznie obadać potem ten wielki tyłek, jednak teraz miała ważniejsze rzeczy to roboty.
- Niech Pan mi pomoże. Bardzo proszę. Pakowałam na spokojnie zakupy do koszyczka, a ten facet, o tam, tak po prostu wyszarpał mi z dłoni masło orzechowe, rzucając nim o podłogę. Ja.. Ja nie wiem co się stało i skąd taka zawiść u tego mężczyzny - mówiła dramatycznie, co kilka słów siorbiąc sztucznie pod nosem, tak dla podkreślenia dramaturgii i prawdziwości całej sytuacji - Bardzo Pana proszę.. czy mógłby pan wyjaśnić jakoś sytuację? Chyba nie dam rady sama - wytarła samotną łezkę z oka, spoglądając zbitym wzrokiem na brzuchatego ochroniarza. Facet od razu wyprostował isę do pozycji istnie bojowej i rzucając w kierunku Jo tekstem w stylu Proszę się o nic nie partwić ruszył do lokatego typka. Jo ruszyła tuż za nim, stając z boku i przyglądając się całej sytuacji z lekkim, widocznym tylko dla swojego nowego wroga uśmieszkiem.
- Witam. Słyszałem co się stało. Zapraszam Pana do kasy. Niestety, jesteśmy zmuszeni poprosić pana o uregulowanie opłaty za rozbity słoik - rzucił ochroniarz, zaplatając ręce na klatce piersiowej - I na przyszłość radzę traktować damy z należytym szacunkiem. Nie wiem co z wami młodzieży jest do cholery nie tak. Za moich czasów kobiety całowało się po rękach, jeśli tylko chciały na nas spojrzeć, do tego obnosiło się z nimi z należytym szacunkiem i pokorą. A teraz? Istna bezczelność - Hugh Jass prychnął pod nosem, obrzucając chłopaka wzrokiem pełnym pogardy, kiedy Jo zbierała się cała w sobie, by tylko nie prychnąć głośnym śmiechem. Była okropna. Nie miała litości. Ale przecież sam chciał tej walki. Mógł przecież odejść, zanim złapali za miecze. Szach mat kurwa.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie miał zamiaru odpuszczać. Już a długo zaciskał palce na tym słoiku, a teraz ślęczał nad jego resztkami, żeby teraz ponieść całą winę za coś, co jego winą wcale nie było. Dlaczego miał ponosić odpowiedzialność, kiedy to dziewczyna szarpała się jak nienormalna i w dodatku go pogryzła, o czym świadczyły ślady zębów na palcach Otisa.
On również szukał wzrokiem kogoś, kto mógłby go poratować, ale bezskutecznie. Mało tego, Jolene uprzedziła go, zagadując do Hugh Jassa, który dreptał sobie między alejkami spragniony przygód w sklepie spożywczym. Na pewno był świetnym ochroniarzem i ochraniał lokal duszą i ciałem. Szczególnie swoim wielkim tyłkiem. Przeczytawszy plakietkę na jego piersi, Goldsworthy aż przechylił głowę, żeby niezauważalnie łypnąć na jego zad, który wcale nie był aż tak wielki. na jaki gra słów wskazywała. Rozczarowujące.
Zaraz, czy Jolene właśnie okazała się być kablem nad kablami? Totalnym frajerem? To Otis chciał zaproponować układ, jak tu wspólnie czmychnąć ze sklepu, żeby uniknąć odpowiedzialności, a ona była taką niemytą pizdą? Bardzo niefajnie.
- Ale... - zaczął, tylko wiedział, że takie wykręcanie się nie miało najmniejszego sensu. Westchnął pod nosem gotowy ponieść te przeklęte konsekwencje i jeszcze raz smutno zerknął w kierunku półki ze słoikami. I wiecie co? Cud, kurwa, bo między czekoladowymi kremami dostrzegł ukryte opakowanie jebanego masła orzechowego! Czyli to nie rozbity słoik był tym ostatnim, ale właśnie ten, który znalazł się w dłoni chłopaka. Ha! Popatrzył na Jolene z nieukrywaną satysfakcją. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, biiiitch!
Wrzucił masło orzechowe do koszyka z resztą produktów i potulnie powędrował do kasy. Może i zabuli za ten roztrzaskany słoik, ale trudno, niech już straci. Najważniejsze, że nie wracał do domu bez tego, o co prosiła (a raczej kazała mu kupić) siostra i nie zostanie powieszony za jaja.
- Tak, tak - potakiwał głową, bo jeszcze tego, żeby całował jakieś laski po rękach. Nie wystarczyło, że polizał jej dłoń? Nie miał jednak zamiaru wykłócać się, po prostu uregulował płatność, zapłacił za swoje zakupy i wrzucił je do plecaka. - Przepraszam, czasem bywam straszną ciamajdą, ten słoik zwyczajnie wymsknął mi się z rąk. A ta pani - wskazał podbródkiem na Jolene. - Chyba myślała, że zgonię na nią winę. Pewnie chciała coś ukraść i odwrócić Pana uwagę. Nie chcę niczego sugerować, ale może lepiej byłoby ją przeszukać? - pod wpływem jego słów, Hugh Jass rzucił dziewczynie podejrzliwe spojrzenie i wykonał kilka kroków w jej kierunku. Najwyraźniej udało się zasiać w ochroniarzu ziarenko niepewności. I tym razem to na twarzy Otisa wymalowało się zwycięstwo. Kto od miecza wojuje, od miecza ginie, SKURWYSYNIEEEE.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Liczyła na przypał, liczyła na szach mat, skurwysynie .
Liczyła, że lokaty typ zesra sie tak jak tam stał, dodając nową konsystencję do tego masła orzechowego pod własnymi nogami (trochę fujka, jak tak teraz o tym myślę, ale już chuj).
Liczyła, że wyjdzie z tego wygrana. Może nie ze słojem w ręku, ale chociaż słodką satysfakcją i niewinnym jeden zero dla Jo.
Nie mogła się bardziej pomylić.
Nie dość, że ochroniarz wcale nie nakręcił sceny, to jeszcze między półkami MAGICZNIE wyekspił się wielki, soczysty słoik masła orzechowego. Masła orzechowego, który on bezczelnie zabrał i jak gdyby nigdy nic ruszył do kasy.
Jo stała jak ostatnia idiotka, przegrana, bez masełka, bez godności i z okresem w piździe. Do tego Hugh jak na złość, postanowił przyjąć sugestie chłopaka i rozglądnąć się przy King, czy faktycznie przypadkiem czegoś nie zajebała. No masz.
Poszła więc totalnie zawiedziona na alejkę z lodami i wypatrzyła największe wiadro czekoladowych pyszności, władowując sztuk dwie do niebieskiego, plastikowego koszyczka. No cóż, musi wystarczyć. Co prawda to nie masło orzechowe, ale przecież lody są równie pyszne. Poprawiła wiec kaptur, który już dawno zdążył spaść z jej rozczochranej głowy i ruszyła w kierunku kasy.
Wyszła na parking cała wymęczona, jak po prawdziwej przebieżce, albo co najmniej godzinie na siłce. Z kieszeni wyciągnęła czerwoną paczkę Mallboro i odpaliła jednego, ciesząc się chwilą spokoju.
Cóż, nie trwała ona zbyt długo, bo na swojej drodze dostrzegła idiotę ze sklepu, odpakowującego coś do jedzenia. Nie myśląc wiec zbyt dużo i prowadzona wciąż panującą złością w systemie ruszyła w jego stronę i wyprzedzając go, WYPIERDOLIŁA z bara w prawdziwym stylu Jolene King. Jedzenie, które jeszcze trzymał w rękach wyjebało na podłogę, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Ups, przepraszam, nie widziałam cię - rzuciła przejęta, spoglądając na twarz chłopaka - A nie moment.. Jednak widziałam - dodała kąśliwie, dając mu jasno do zrozumienia, że wszystko było zamierzone. Była okropna, ale była również na okresie, wiec powinno się jej to wybaczyć.
Nie odwracając się już więcej w jego kierunku, pobiegła czym prędzej w kierunku domków przy Sapphire River, wybierając do tego drogę na skróty przez wielkie krzaczory, by przypadkiem ponownie go nie spotkać.
No i chuj.
Taka niedziela.
Otis Goldsworthy

/ x2 zt.
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
ODPOWIEDZ