Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.

Niebieściutki New Holland T7.230 mknął bezdrożami Carnelian Land, pozostawiając za sobą jedynie kłęby dymu. Z pewnością jechał o wiele więcej niż powinien, ukazując faktyczną siłę rolniczego silnika, siedzącej za kółkiem drobnej dziewczynie spieszyło się tak bardzo, jakby była właśnie białym królikiem z zegarkiem w łapce, wyjętym wprost z powieści Carrolla. Odkąd zaczęła spotykać się z panem Ashworth, młoda Audrey zdawała się być w ciągłym biegu, cały czas gdzieś pędząc. Powód tego zabiegania był niezwykle prosty - w swojej napiętej codzienności starała się odnaleźć choćby godzinę bądź dwie które mogłaby spędzić w towarzystwie ukochanego, jednocześnie cały czas zastanawiając się, jak odsunąć od nich widmo postrzelenia przez jej własnego ojca.
Częścią tego planu było uśpienie wiecznej podejrzliwości ojca i dopisanie sobie choćby kilku plusików w jego wyimaginowanej liście pomagając mu odrobinę więcej. I tylko w jednym, niewielkim ułameczku tego planu zwyczajnie chodziło o możliwość śmigania po okolicy traktorem zaopatrzonym w klimatyzację oraz koła o wyższe od niej samej. Było coś w tym pojeździe rolniczym co przypadło jej do gustu, na nieszczęście jej ojca oraz już kilku płotów, jakie przyszło jej zabić w okolicy. Ups. Tym jednak razem wszystko miało pójść jak po maśle. Mknęła z Farmcraft Lorne w kierunku rodzinnej farmy, aby dowieźć znajdujące się na przyczepce pasze dla zwierząt, co chwilę coraz to mocniej dociskając pedał gazu. Im szybciej dowiedzie ojcu paszę, tym szybciej będzie mogła zakończyć swoją dzisiejszą część planu i udać się w kierunku innej farmy, gdzie czekały na nią ciepłe ramiona pana Ashworth - nikogo nie powinien więc dziwić fakt szaleńczego pośpiechu.
I wszystko poszłoby dokładnie tak, jak sobie założyła gdyby nie kolczatka. Niewielkie zwierzątko pokryte kolcami które, niezrażone zbliżającym się wielkim pojazdem dziarsko weszło na drogę. Audrey zawsze była wrażliwą na cierpienie zwierząt i nie mogłaby zwyczajnie wjechać w dzikie zwierzątko, to też szybko odbiła w bok… I manewr zapewne by się udał, a ona zapanowałaby nad pojazdem gdyby jechała z bardziej przyzwoitą prędkością. Niestety dla mieszkańców jednej z farm nie jechała, a traktor całą prędkością wpadł w płot otaczający niewielki domek, zupełnie go rujnując.
Ciche przekleństwo uleciało z ust panienki Clark która odruchowo wcisnęła hamulec, a opony pozostawiły w ziemi głębokie ślady. A może jednak powinna zwiać? Z pewnością było to lepszym rozwiązaniem niż spotkanie z rozwścieczonym sąsiadów. W dodatku takim, którego jeszcze nie miała okazji poznać i który nie wiedział, że płot na wszelki wypadek lepiej stawać w dalszej odległości, na wszelki wypadek gdyby stary Clark dał córce kluczyki od traktora. Dobra, może nie będzie tak źle? Audrey zgasiła silnik i wyskoczyła z traktora, brązowe oczęta od razu kierując w stronę kolczatki - nie wybaczyłaby sobie, gdyby zignorowała zwierzątko w potrzebie.
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
6.

Dopiero co wróciła z redakcji w Cairns, w której pracowała i jak zawsze po rozmowie z przełożonymi, nie była w najlepszym humorze. Irytowało ją to, jak ci patrzą na jej prywatne śledztwo, sugerując by sobie odpuściła i zajęła się czymś bieżącym. Banda ignorantów nastawionych na łatwy zysk! W dodatku ostatnio w jej życiu wiele się działo... stanowczo miała kłopoty z różnymi mężczyznami i powili się w tym wszystkim gubiła, mając wrażenie, że jej doba skróciła się do dwunastu godzin. Chodziła niewyspana, wieczorami zasypiała z kieliszkiem wina i zastępowała normalne posiłki papierosami, więc wszystko wskazywało na to, że niebawem znajdzie się w grupie ryzyka wystąpienia zawału.
Trzeba też zaznaczyć, że Pearl nigdy nie była fanką dzielnicy, w której przyszło jej mieszkać. W jej rodzinie nie było rolników, ona sama w życiu by tak siebie nie nazwała. Po prostu chciała mieć swój dom, a okazyjnie udało jej się kupić ruderę, która przynajmniej nie wyglądała aż tak tragicznie i miała w środku na tyle przestrzeni, by mogła tam zaaranżować wnętrza, które wykorzystywała postując w mediach społecznościowych. Poza tym dookoła nie było sąsiadów, którzy by się skarżyli na wycie nad ranem, kiedy ona akurat miała ochotę na karaoke. Słowem, wydawało jej się to strzałem w dziesiątkę, kupi, będzie remontować, a jak już dorobi się bogactwa, sprzeda z zyskiem i kupi coś lepszego. Naturalnie, jak z każdym jej planem, tak też z tym nie zapowiadało się na powodzenie.
Wyciągała akurat papierosa z paczki, kiedy nieoczekiwany huk sprawił, że wszystko wypadło jej z rąk. Zrobiła wielkie oczy, nawet nie odnotowując tego, że przeklęła i zaraz ruszyła do drzwi, bojąc się, co też mogło spowodować ten hałas. Naprawdę spodziewała się wielu absurdalnych scen, łącznie z UFO, które miałoby próbować ukraść jej stary wóz, ale jakiejś panny w traktorze gwałcącym jej płot na pewno nie brała pod uwagę. Zatrzymała się na moment, stojąc tak z otwartymi ustami, mrugając szybciej, niż zwykle, aż w końcu pierwszy szok minął.
- Co to ma być do cholery?! - rzuciła, żeby skupić na sobie uwagę nieznajomej, która za czymś tam patrzyła. Jeśli chodzi o Pearl, to liczyła, że tym czymś jest koperta z odszkodowaniem. Podeszła bliżej, nie rozumiejąc, co w ogóle tutaj zaszło. - Mój płot! - wykrzykiwała więc oczywistości, jakby to miało pomóc jej się odnaleźć. - Kto u diabła w biały dzień rozwala komuś płot? Za wcześnie na pijackie odpały - zauważyła, wciąż pozostając w uniesieniu. Niestety zawsze należała do ludzi nerwowych, którzy unosili się swoimi emocjami, emanując nimi na wszystkie strony, w szczególności tymi negatywnymi.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Kto znał panienkę Clark wiedział, że jeśli dostrzeże zwierzątko w potrzebie nic nie będzie w stanie odwrócić jej uwagi. Można było to zrzucić na karby zawodowego zboczenia, poczucia misji czy zwykłej pasji… Zawsze jednak to zwierzęta wydawały jej się być o wiele ważniejszymi. Zwłaszcza tutaj, na Carnelian Land, gdzie daleko było do jakiejkolwiek cywilizacji, a ona była skora w każdej chwili wsiąść w samochód i pognać na pomoc farmerom z okolicznych farm. To sprawiało, że wiele uchodziło jej płazem i chyba gdzieś w środku liczyła, że tym razem będzie podobnie, choć nie przypominała sobie twarzy gospodarza tego, niewielkiego skrawka ziemi. Dlatego też słysząc krzyki, zwyczajnie sięgnęła do traktora po kawałek koca który okrywał siedzenie, brązowe oczęta kierując na drogę w poszukiwaniu małej kolczatki.
- Cicho! Drzesz się jakby cię rozrywano! Jeszcze ją wystraszysz… - Rzuciła jedynie w kierunku kobiety, nie zaszczycając jej choćby skrawkiem spojrzenia. Bo to nie ona i ten jej durny płot wydawała jej się teraz ważna. Panna Clark przeszła kilka kroków, a gdy tylko zauważyła sprawcę całego wypadku, złapała go w swój koc, ostrożnie przykrywając nim oczka zwierzątka, aby to nazbyt się nie stresowało.
Dopiero teraz, gdy kolczatka znajdowała się w jej ramionach, Audrey przeniosła spojrzenie brązowych oczu na sprawcę całego, w jej mniemaniu niepotrzebnego, zamieszania. Zaciekawienie przez chwilę błysnęło w jej spojrzeniu, bo była niemal pewna, że wcześniej nie miała okazji widzieć tu tej twarzy. - Jakbyś postawiła płot te pół metra dalej, nie byłoby najmniejszego problemu. - Stwierdziła, wzruszając delikatnie wątłym ramieniem. A fakt, iż to właśnie przez nią część płotów na Carnelian Land znajdowała się w odległości dalszej od drogi uważała w tym momencie za zupełnie nieistotny, nawet jeśli jej własny ojciec śmiał twierdzić, że płonie w niej jakaś dziwna nienawiść do płotów, już od najmłodszych jej lat. Audrey wzięła głęboki wdech, przygryzając delikatnie wargę w zastanowieniu. Teoretycznie gdyby wsiadła teraz do traktora i odpowiednio wdepnęła pedał gazu, dziewczyna raczej nie prędko by ją odnalazła… Wrodzona niechęć do braku sprawiedliwości jednak sprawiała, że nie mogła tak zwyczajnie zbiec z miejsca wypadku.
- Przykro mi z powodu twojego płotu… - Na wszelkie, grzecznościowe zwroty było już z pewnością za późno, dziewczyna jednak nie wydawała się być wiele starszą od niej. - To jednak nie moja wina, a tego malucha… - To powiedziawszy, Audrey podeszła odrobinę bliżej, aby delikatnie zsunąć kocyk z pyszczka zwierzątka, ukazując nieznajomej małą kolczatkę, która z zaciekawieniem rozglądała się po otoczeniu. - Wybiegła mi na drogę, nie dałabym rady wyhamować… - bo przekroczyłam prędkość o milion kilometrów - chciało się dodać, blondynka jednak nie musiała wiedzieć o tym niewielkim, jakże nieistnym w tej chwili fakcie! - Musiałam więc odbić w bok, tak się złożyło, że twój płot stał na mojej drodze. Niestety przy tej maszynie nawet najlepszy płot nie dałby rady. - Wyjaśniła, dlaczego to New Holland stał właśnie w miejscu jej płotu (i w jej opinii wyglądał w tym miejscu całkiem nieźle) z nadzieją, że dziewczyna przestanie wydzierać się na pół okolicy i zwyczajnie zaakceptuje swój los. W końcu rozjechanie płotu przez pannę Clark mogło równać się z radosnym witamy w sąsiedztwie! oraz świeżo upieczonym ciastem owocowym przyniesionym w prezencie dla nowej sąsiadki.

pearl campbell
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Była w różnych sytuacjach, często w niezwykle abstrakcyjnych, albo przynajmniej niefortunnych, ale żeby ktoś wjechał w jej płot i jeszcze ją uciszał, to tego nie grali. Poczuła, jak zbiera w niej złość, bo niestety człowiekiem była raczej impulsywnym, a niekoniecznie opanowanym i już żałowała tego, że paczkę z papierosami zostawiła w domu.
- Może mnie nie, ale płot to mi rozerwało po całości! - warknęła, czując, że co jak co, ale jej podenerwowanie jest aktualnie usprawiedliwione. Trzeba przyznać, że rzadko kiedy do swoich wybuchów miała takie prawo, jak teraz, gdy dosłownie traktor zniszczył jej własność, a sprawczyni tego zajścia szukała w trawie wczorajszego dnia. Kiedy coś poniosła z ziemi, już nie o papierosach, a parasolce myślała Pearl, żeby w razie czego obronić się przed wariatem, ale wtedy dostrzegła jakieś zwierzątko i odetchnęła z ulgą. Może jednak nie zginie w imię niewidzialnego łupu niedzielnego kierowcy traktorów.
- Nie wiem, czy widzisz, ale raczej nie należę do osób, które stawiają płoty - ostentacyjnie machnęła dłońmi po sobie, wystukując przy tym nerwowy rytm elegancką szpilką, która do otoczenia pasowała, jak wół do karety. Wiedziała, że tutaj nie pasuje. Też wolałaby widzieć siebie w Nowym Jorku, ale niestety potoczyło się tak, jak się potoczyło, była z Lorne Bay, kupiła dom w rolniczej dzielnicy i owszem, wolała kupić w markecie, niż od lokalnych dostawców, ale to jeszcze chyba nie powód, żeby wjeżdżać w jej płot. - Ale wiesz co? Spoko luz, ty za to na pewno wiesz, jak je stawiać, skoro tak beztrosko je niszczysz... będziesz mogła się wykazać, naprawiając ten - uśmiechnęła się pięknie, w sposób nie mający nic wspólnego z wesołością. Była poirytowana tym wszystkim, a najbardziej chyba tym, że sprawdza kompletnie zdawał się nie dbać o szkody. Pearl też była psują, ale jak zepsuła... dajmy na to ramię takiego jednego strażaka, to mu kopsnęła paczkę fajek z przeprosinami. Bądźmy odpowiedzialni. Odetchnęła więc, kiedy w nieznajomej w końcu pojawiły się jakieś oznaki poczucia winy. Spojrzała na kolczatkę unosząc brew do góry.
- To ono prowadziło? No to spoko luz - rzuciła sarkastycznie, ale już nie przez podenerwowanie, a zwyczajnie... w stresie tak sobie radziła. Było to osobliwe, można było mieć pretensje względem takiego podejścia, wiedziała, że damom tak nie przystoi. No trudno. - Ten płot to gówno, ale z całego szamba w jakim tkwię, był całkiem pozytywnym akcentem - mruknęła, bo na całe szczęście najlepszego płotu we wsi nie miała. Poza tym nieco już odetchnęła i przetarła twarz dłonią. Dziewczyna była chyba nieco młodsza, ale nie Pearl oceniać, skoro nadal często pytają ją o dowód. Najwyraźniej chciała dobrze, o czym świadczył zwierzak, a Campbell nie potrzebowała tutaj policji, bo z nich dwóch, na pewno na blondynkę mundurowi mogliby więcej znaleźć. - Ech, totalnie nie wiem, co mam ci powiedzieć - przyznała zgodnie z prawdą. Okrzyk "zgłaszam to do prokuratury" nie wchodził w grę, a jako, że była młodą dziewczyną, to też nie mogła oczekiwać, że jej to teraz naprawi. - Nie masz jakiś braci z młotkami? - wyskoczyła więc z tym, bo mężczyźni mieszkający w tej dzielnicy chyba znają się na naprawach, prawda? Pearl była niezwykłą fanką stereotypów i jednocześnie nienawidziła, gdy ktoś ją samą oceniał przez ich pryzmat. Taka konsekwentna.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Panna Clark wywróciła jedynie brązowymi oczętami na kolejne słowa blondynki, będąc w pełni przekonaną, że dziewczyna zwyczajnie przesada. W końcu dwie, może trzy sztachety jeszcze jakoś trzymały się na roztrzaskanej desce, a to oznaczało, że wcale nie cały płot uległ zniszczeniu. Może, gdyby to był pierwszy taki wybryk panienki Clark i nie towarzyszyłaby temu urocza kolczatka zapewne dziewczyna bardziej by się przejęła… Jednak podczas jej życia na Carnelian Land nie był to pierwszy raz i chyba zwyczajnie powoli przyzwyczajała się do podobnych teksów. Kolejne słowa dziewczyny sprawiły jednak, że Audrey uważniej jej się przyjrzała, a na widok szpilek uniosła delikatnie brew ku górze. Sama nie stroniła od obcasów gdy czekało ją jakieś wyjście, w tym otoczeniu jednak wydawało jej się to zwyczajnie głupie.
- Na pewno nie jesteś stąd. Zdajesz sobie sprawę, że takie buty to proszenie się o wypadek? - Zagadnęła, na chwilę odkładając na bok spór o płot, nie zaprzestając jednak swoich działań. - W okolicy można spotkać sporo tajpanów, ciężko je dostrzec w trawie, a ich jad jest na tyle silny, że zabije cię w jakieś trzydzieści minut. - Wzruszyła delikatnie ramieniem, zupełnie jakby nie było to jej sprawą. Mogła pominąć niewielki wykład, lecz po ostatnim znalezisku w postaci poparzonego kwasem węża, Audrey zwyczajnie wolała uprzedzać ludzi o ich obecności - aby przypadkiem nie straszyli tych stworzeń.
Audrey ponownie wywróciła brązowymi oczętami na kolejne jej słowa czując, jak i w niej wzbiera złość. Może i miała niewielki wkład w popsucie płotu, to jednak nie oznaczało, aby trzeba było uciekać się do chamstwa.
- Jeśli będziesz mówić do mnie takim tonem, możesz o tym zapomnieć i pożegnać się z szopą. - Odpowiedziała zimno, z zaciętością w brązowych oczach. W końcu musiała jakoś wyjechać z tego zniszczonego płotu i niezwykle przykrym byłby fakt, gdyby zupełnym przypadkiem zahaczyła przyczepą o kolejny budynek. Audrey Bree Clark nie miała w zwyczaju wykazywać się najróżniejszymi złośliwościami, w tym jednak przypadku aż świerzbiło ją aby przypadkiem pomylić pierwszy bieg ze wstecznym.
-Spoko luz? Nie masz lepszych określeń? A tak w ogóle to nie ono tylko ona - Ciągłe powtarzanie jednego zwrotu wydawało jej się zabiegiem niezwykle irytującym, w dodatku zwyczajnie nie mogła powstrzymać się przed poprawieniem dziewczyny w kwestii małej kolczatki. Panna Clark, po wyjaśnieniu jak to doszło do całego zajścia, przeniosła brązowe oczęta w kierunku zwierzątka, aby smukłymi palcami uważnie przeczesać futerko, w poszukiwaniu możliwych urazów. Zwierzątko powinno wrócić na wolność, nim to jednak nastąpi Audrey musiała być pewna, że nic mu nie dolegało.
- No, najpiękniejszym płotem nie był… - Spojrzenie dziewczyny powędrowało na leżące obok sztachety. - I chyba drewno zaczynało gnić, możnaby nawet powiedzieć, że zrobiłam ci przysługę… - Uśmiechnęła się, po czym delikatnie uniosła powieki zwierzątka, sprawdzając jego oczka. A gdy była pewna, że nic mu nie dolega przeszła kilka kroków w bok, aby wypuścić je na na wolność. - Nie, ale mam ojca… Jeśli będziesz na tyle miła, aby nie mówić mu, że to ja rozjechałam płot przyślę go żeby pomógł w odbudowie. - Och, była pewna, że ojciec by się wściekł. A ona, w swojej obecnej sytuacji gdzie ukrywała przed nim związek z dużo starszym mężczyzną, nie mogła pozwolić sobie na kopanie jego nerwów.

pearl campbell
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Przekrzywiła głowę, słysząc traf nieznajomej. Stąd, to znaczy skąd? W Lorne Bay się urodziła, więc nie była nietutejsza, chociaż do farmera wiele jej brakowało. Nie mniej jednak nienawidziła dostawać wykładów, dlatego zaraz zaplotła ręce pod biustem, by nimi nie zacząć wrogo gestykulować.
- Wróciłam właśnie z pracy... niektórzy opuszczają granice pól i pastwisk, a przy tym poruszają się samochodem, nie traktorem - zauważyła z odrobiną ironii, która w przypadku Pearl była dość normalna. Nie obawiała się węży, bo też nie spacerowała sobie wesoło po okolicy, poza tym jakby miała zginąć, to i bez gadów dostarczała stwórcy wielu okazji do skrócenia jej żywota. - Patrząc na to spotkanie, prędzej zginę pod traktorem - mruknęła niezbyt głośno, bo też była to uwaga głównie skierowana do niej samej, a nie do nieznajomej. Zerknęła w kierunku szopy i uniosła brew ku górze. Nie lubiła gróźb, była na nie cięta, a już w szczególności, gdy słyszała je od kogoś, kto chyba powinien przeprosić, ale co ona tam widziała o dobrym wychowaniu.
- Mogę też wezwać policję i zgłosić akt umyślnego wandalizmu - może prawnikiem nie była, ale jako dziennikarka całkiem dobrze orientowała się w tym temacie. - Więc śmiało, rozwal mi nawet dom, z odszkodowania postawię sobie nowszy - a mówiąc to, niczym rasowa pani z telezakupów, wykonała kroczek do boku i zachęcająco machnęła dłońmi w kierunku omawianego zakupu, jakby chciała go zaprezentować. Wiedziała, że nie ma najprzyjemniejszego tonu głosu, ale przewracanie oczami, kiedy jest się winowajcą zajścia też nie należało do szczególnie przyjemnych. Sama przynajmniej świadoma była, że nie plasuje się na liście najprzyjemniejszych mieszkańców Lorne Bay.
- Teraz obrażasz zasób mojego słownika? - cmoknęła, marszcząc brwi. Doprawdy, rozmowa ta była dla niej dość nietypowa i zastanawiała się, czy przypadkiem ktoś jej nie wkręca w jakąś farsę. - Nie chcesz poznać innych określeń, które chodzą mi po głowie, więc cieszmy się, że jest spoko luz - podsumowała, niewiele robiąc sobie z przytyku, a już na pewno nie czując potrzeby popisywania się lekkością języka i wyszukiwania zwrotów z wyższej półki. Całe szczęście niebawem nieznajoma zeszła z tonu, a skoro to się stało, Pearl cofnęła się na moment do budynku, przynosząc telefon i papierosy.
- Z ta przysługą lepiej się nie zapędzać, ale jak twój ojciec to naprawi, nie powiem, że ty to zepsułaś - była prostym człowiekiem i na pewno nie rycerzem sprawiedliwości. Chciała mieć płot, nic więcej. Wyciągnęła papierosa, którego zaraz odpaliła, a jako, że mimo ciętego języka, nie była niewychowana, wysunęła paczkę w kierunku dziewczyny, gdyby ta też miała ochotę.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Dla Audrey Carnelian Land było miejscem szczególnym oraz wyjątkowym. Nie była pewna, skąd to się brało - czy z wychowania przez lokalnych patriotów czy faktu, że ta część Lorne Bay zdawała się być oddalona o miliony lat świetnych; miała jednak wrażenie, jakby to miejsce było jedyne w swoim rodzaju, z pewnością nie przypominające innych części miasteczka… I żyjące swoim własnym życiem, do którego stojąca przed nią dziewczyna zdawała jej się nie pasować - osobę wychowaną w innej części Lorne Bay niezwykle łatwo było zauważyć.
A brązowe oczęta wywróciły się teatralnie, gdy blondynka się odezwała.
- Oceniamy po pozorach? Jak uroczo. - Odgryzła się, doskonale wiedząc, że istnieje życie po za granicami farm. Kilka lat przyszło jej spędzić w samej stolicy Australii i choć wielkomiejskie życie było niezwykle wygodne, Audrey wolała spokojne zakątki farm i pracę w Sanktuarium. - No, zginąć pod tym to niemal zaszczyt. Ten model to Bentley wśród traktorów. - Mruknęła również ciszej, ledwo ukrywając rozbawienie jakie się w niej pojawiło. Audrey, mimo jawnej niechęci w kierunku płotów, które kiedyś przygotują na nią popisową vendettę, nie byłaby w stanie nikogo poważnie skrzywdzić. Ba, pewnie gdyby nowa sąsiadka padłaby ofiarą tajpana, mimo niechęci pierwsza zjawiłaby się na tej farmie z odpowiednią dawką surowicy, którą zawsze trzymała w swoim niewielkim gabineciku, na wszelki wypadek bliskiego spotkania z wężem. Brązowe oczęta powędrowały w kierunku domu, a brwi dziewczyny uniosły się ku górze w wyrazie zaskoczenia.
- No, to chyba nie byłoby najgorsze wyjście… - Starała się przybrać przyjemniejszy ton, ciężko jednak było zaprzeczyć, że mają do czynienia z ruiną. Zaciekawienie błysnęło w jej spojrzeniu i chyba zwyczajnie nie potrafiła powstrzymać ciekawości. - Odziedziczyłaś farmę czy kupiłaś? Wybacz to pytanie, ale stan tego domu… No pozostawia trochę do życzenia. - Ciężko było to ukryć, a panienka Audrey sama nie dawno zakończyła remont domku gościnnego i przekonała się na własnej skórze, jak upierdliwym to potrafi być. - Jak ci się znudzi remont mogę faktycznie przypadkiem to wjechać. - Zaoferowała się z rozbawieniem w głosie, ignorując wszelkie groźby jakie między nimi padły. Ciekawość była silnym narzędziem jeśli chodziło o panienkę Clark, gdyż to co wydało jej się interesujące niezwykle szybko potrafiło przykuć jej uwagę, rozpraszając od innych czynników.
- Dziękuję, nie palę. - Odpowiedziała dość grzecznie na zaproponowanego papierosa. Chwilę później niewinny uśmiech wyrysował się na jej ustach. - Ujmę to tak, dopóki nie skończy lepiej żeby nie wiedział, że to moja sprawka… Bo tak się składa, że to nie pierwszy taki przypadek… - Stwierdziła z miną niewiniątka, wzruszając delikatnie wątłym ramieniem jakby to nie było nic wielkiego. Niestety, nadal zdarzały się dni gdy musiała pomóc ojcu, stanowiąc postrach okolicznych płotów. - Audrey Bree Clark, weterynarz i postrach okolicznych płotów. - Przedstawiła się w końcu, wyciągając drobną dłoń w kierunku kobiety.

pearl campbell
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Przekrzywiła głowę do boku, nie bardzo rozumiejąc... to nie ona zaczęła dywagacje na temat swojego stroju, ale to ona kogoś oceniała po pozorach? Coś jej się nie zgadzało, ale jedynie uniosła brew i uznała, że bezpieczniej będzie tego nie komentować. Nigdy nie dogadywała się najlepiej z kobietami, więc już przywykła, że pewnych spraw nie zmieni. Nie miała przyjaciółek i każda próba poznania jakiejś kończyła się nie najlepiej. Z tajpanem miała też nie tak dawno spotkanie i to jedno w zupełności jej wystarczy, ale na pewno doceniłaby chęć pomocy ze strony sąsiadki, gdyby ta miała okazję się nią wykazać.
- To chyba jednak nie jestem godna - odpowiedziała na słowa o modelu traktora i zaciągnęła się papierosem, wzruszając przy tym ramionami. Lubiła swoje kończyny i kąty ruchliwości w stawach, była też niezwykle przywiązana do swoich ścięgien, więc z uwagi na te zażyłości, nie będzie się rzucać pod żaden pojazd. Spojrzała zaraz na swój dom. W środku wyglądał nieco lepiej, bo umiała pomalować ściany, czy postawić modne dodatki, ale wciąż... no był ruiną.
- Kupiłam - przyznała zgodnie z prawdą. - Chciałam mieć swój kąt z dala od rodziców, a cena była niska - wyjaśniła, po raz kolejny wzruszając ramionami. Nie była dumna z tego miejsca, ale przynajmniej należało do niej od początku do końca. Póki co jednak wolała wstrzymać się od tak ostatecznych opcji, jak zniszczenie całego budynku. Kolejna stróżka dymu opuściła jej usta, kiedy Audrey przyznała się do tego, że na sumieniu miała więcej płotów. Po chwili konsternacji, Campbell po prostu parsknęła, dochodząc do wniosku, że to możliwie najlepsza reakcja.
- Niech będzie - zgodziła się i sama wyciągnęła wolną od papierosa dłoń, by uścisnąć tą należącą do Bree. Jej profesja też wiele zdradzała, szczególnie to przejęcie trzymanym zwierzęciem. - Pearl Campbell, jestem dziennikarką śledczą - skoro Audrey wspomniała o swojej pracy, to i blondynka czuła się w obowiązku zrobić to samo, mimo, że zwykle nie była fanem zdradzania na swój temat zbyt wielu informacji. Takie przyzwyczajenie, jeszcze z tych czasów, gdy niekoniecznie miała się czym chwalić. Pewne rzeczy zostają w ludziach, a też z uwagi na zawód, musiała cenić sobie swoją prywatność. No, ale też nie podejrzewała miejscowej pani weterynarz o jakieś konspiracyjne działania, które jakkolwiek mogłyby jej zaszkodzić.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Ciężko było nadążyć za myślami panienki Clark których, za sprawą wrodzonej nadpobudliwości, zawsze było pełno. Umysł dziewczyny przypominał wielkie torowisko, po którym miliony pociągów jechały w najróżniejszych kierunkach w tym samym czasie. Wystarczyło więc, aby jakiś szczegół na chwilę przykuł jej uwagę, a już jej myśli zmieniały tor, uczepiając się kolejnego pociągu. Audrey Bree Clark zwyczajnie przywykła do podobnego funkcjonowania nie zauważając w nim nic dziwnego, dlatego też w odruchu charakterystycznym dla siebie skakała z tematu na temat, gdy zwyczajnie nie miała wcześniej okazji poznać kobiety.
- Odważnie. - Stwierdziła więc, choć na usta cisnęło jej się również, że kupowanie domu w takim stanie było jednocześnie działaniem, zwyczajnie głupim… Tego jednak nie wypowiedziała, samej w swoim czasie remontując na wariata domek gościnny, aby tylko zniwelować szanse, że jej ojciec zamorduje jej chłopaka. - Chłopak Lyonsów… - Zaczęła więc, choć chłopak z pewnością nie pasowało do Jermaine, który dorobił się już pięcioletniej pociechy. - Na codzień pracuje w stolarni, ale zajmuje się również remontami. Mogę podać Ci do niego numer jeśli chcesz, nie bierze dużo, a ma głowę na karku i pomysły. - Zaproponowała, bo wbrew wszelkim pozorom w panience Clark kryło się dobre serce, niezwykle skore do pomocy… A stan domu jasno wskazywał na to, że dziewczynie przyda się ktoś mający pojęcie o okręcie, kto będzie w stanie doradzić jej w kwestiach o których sama mogłaby nie pomyśleć. I nie chodziło o to, że uważała ją za głupią a fakt, że zwyczajnie Audrey sama doskonale wiedziała, że remonty bywają skomplikowane.
- Mimo okoliczności, miło mi poznać. - Przyznała całkiem szczerze, będąc pewną że złość zaraz odpłynie z jej umysłu, zwłaszcza gdy kolejne fakty przyciągały uwagę. Zaciekawienie błysnęło w spojrzeniu panienki Clark, gdy ta zdradziła swój zawód. - Okej, muszę o to zapytać, co robi dziennikarz śledczy w tak niewielkiej mieścinie? Wybacz, jeśli to głupio zabrzmi, nie miałam jednak jeszcze okazji spotkać nikogo o tej profesji, nawet jak mieszkałam w wielkim mieście. - Przyznała, choć sama mogłaby podsunąć jej choćby jeden temat do zbadania, będący nieznośnie creepy sąsiadem który niejako ją prześladował i nawet krzyki ani widły ukochanego nie były w stanie tego zmienić - a to było zjawiskiem nietypowym dla dziewczyny, wychowanej na farmach.

pearl campbell
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Pearl też nie zwykła skupiać się jedynie na jednej rzeczy, zwykle brała się za kilka na raz, nie myśląc o rozsądku. W jej głowie nigdy nie panował porządek, a raczej jakaś niezrozumiała dla nikogo - w tym jej samej - plątanina.
- Szanuję dobór słów - przyznała z uznaniem, bo nie była na tyle ślepa, by nie dostrzegać na jakie inne epitety zasługiwała jej postawa. W zasadzie matka przy każdym spotkaniu ich nie szczędziła, tłumacząc Pearl co uważa o tym przedsięwzięciu i niestety, nie wspominała wówczas o odwadze. No, ale zrobiła to, co chciała. Już od dawna postępowała w ten sposób, chciałoby się rzec, że wychodziło jej to zwykle na dobre, ale niestety fakty wyglądały inaczej. - Możesz mi go dać, nieszczególnie mam rozeznanie w lokalnych fachowcach - zaciągnęła się papierosem, nie udając, że posiada na ten temat jakąkolwiek wiedzę. Na studia wyjechała, przed nimi odcinała się od ludzi, bo była uzależnioną od prochów striptizerką, a to nie sprzyjało zawieraniu nowych znajomości, chyba, że z niekoniecznie przyjemnymi typami... no może poza Geordanem. Jeśli cos dobrego w jej życiu pozostało z tamtych lat, to właśnie on.
Skinęła jeszcze dziewczynie głową, ciesząc się, że już nie drą ze sobą kotów. Nieszczególnie miała na to ochotę przy swoim domu, bo ilekroć ten opuszczała, zawsze znalazł się ktoś, kto był gotowy stoczyć z nią potyczkę słowną, a czasem nawet przejść do czynów.
- Urodziłam się tu, to też po studiach wróciłam - nie było to kłamstwem, ale też nie do końca całą prawdą. Niestety mimo pozornej otwartości, o sprawach rzeczywiście istotnych Pearl niechętnie opowiadała. Nikomu. Jakby nie patrzeć, wiele z jej działań nie było w pełni legalnych, więc nie powinna się nimi chwalić. - Pracuję w Cairns, w gazecie... Może i mój tytuł brzmi ciekawie, ale często piszę o całkowitych głupotach, niewartych zainteresowania - to niestety też było prawdą. Szef często podsyłał jej tematy z którymi niewiele chciała mieć wspólnego, tym bardziej, że na swój zawód zdecydowała się z uwagi na prywatną sprawę, a nie jakąś potrzebę badania przekrętów finansowych różnych zakładów i firm. - No, ale czasem straszę ludzi, że o nich napiszę - dodała jeszcze w formie żarciku, ostatni raz zaciągając się papierosem. Taki nieszkodliwy dowcip, bo nawet gdy ktoś faktycznie zaszedł jej za skórę, ostatnim o czym myślała było pisanie o takiej osobie artykułu. Prędzej na przykład przebiłaby mu opony w wozie, czy coś.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Uśmiechnęła się delikatnie na jej słowa, mając wrażenie, że może jednak przyjdzie im odnaleźć choćby odrobinę porozumienia. Audrey, gdy nie straszyło się przy niej małych, bezbronnych kolczatek, raczej nie była osobą, która chętnie wbijałaby szpile w drugiego człowieka i jedynym wyjątkiem od tej reguły był Buchinsky, w którego ciele najchętniej zobaczyłaby widły jej chłopaka… I zapewne gdyby Jeb nie był o niego zazdrosny (choć w jej opinii do zazdrości nie miał najmniejszego powodu) chyba zaproponowałaby mu randkę powiązaną z pozbyciem się nielubianego, niezwykle creepy sąsiada. Ups.
Kolejne słowa dziewczyny sprawiły, że panienka Clark wspięła się do kabiny traktora, którego samo koło znacznie przewyższało ją wzrostem, by na skrawku papieru zapisać numer do pomocnego sąsiada. Ostrożnie zeskoczyła ze schodków i podała kawałek kartki blondynce. - Nazywa się Jermaine, powiedz mu, że ci go poleciłam. - Uśmiechnęła się ponownie, bo przecież nawet jeśli zdemolowała płot, a dziewczyna z początku nie przypadła jej do gustu, teraz nie widziała powodu, aby nie pomóc jej w remoncie domu, który sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał się rozpaść.
- Tu? Masz na myśli Carnelian Land czy Lorne Bay? - Spytała z zaciekawieniem w brązowym spojrzeniu. Jako osoba wychowana przez lokalnego patriotę wychodziła z założenia że Carnelian Land rządzi się swoimi prawami, odrobinę odmiennymi od tych, jakie można było znaleźć w miasteczku. Farmerzy, przynajmniej dla niej, byli specyficzną grupą społeczną, niezwykle przyjazną dla swoich ale i odrobinę nieufną wobec obcych. Sama panienka Clark w życiu nie chciałaby mieszkać gdzie indziej niż na jednej z farm. - A o czym chciałabyś pisać? Wiesz, może gdzieś w okolicy znalazłabyś jakąś inspirację. Ja o kryminalnych sprawach nie mam najmniejszego pojęcia, ale jakbyś kiedyś potrzebowała konsultacji ze specem, z zakresu dzikich zwierząt chętnie pomogę, pracuję w miejscowym Sanktuarium dla dzikich zwierzaków. - Stwierdziła niby obojętnie, mając jednak wrażenie, że jeśli dziewczyna przyjrzałaby się niektórym sąsiadom z pewnością znalazłaby interesujący materiał… Taki Buchinsky na przykład, Audrey była pewna, że gość coś ukrywa, sama jednak nie wiedziała jak rozpracować to coś… I czemu nad wyraz mocno interesował się jej osobom.

pearl campbell
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Jeśli chodzi o Pearl, to ona niestety często należała do tych osób, które innym nie najlepiej życzyły. Daleko jej było do kobiety życzliwej, chociaż bardzo się starała. Nie była złym człowiekiem, niestety nie oznaczało to, że nie posiadała większej ilości wad, niżeli zalet. Mimo to bez powodu nikomu nie robiła szkody i Audrey też źle nie życzyła, skoro już doszły do porozumienia. Wzięła od niej karteczkę z zapisanym numerem i pokiwała głową na znak, że rozumie słowa kobiety.
- Mam tylko nadzieję, że nie jest przystojnym i samotnym mężczyzną - mruknęła pod nosem, trochę w formie żartu, ale też pół serio. - Mam z takimi duży problem - wyjaśniła puszczając jej oko. Szkoda tylko, że tymi swoimi słowami przypomniało jej się, ile było w jej wypowiedzi prawdy. Miała ostatnio sporo na głowie, a teraz jeszcze płot.
- W Lorne - wyjaśniła od razu, by nie było niedopowiedzeń. - Moja rodzina niewiele wspólnego ma z farmami, dlatego ja tutaj mieszkam - podsumowała jeszcze, zdradzając nieco więcej szczegółów. Była z tych osób, które otwarcie mówiły o wielu sprawach, bo wówczas otoczenie miało je za otwarte księgi, a takim najłatwiej było zachować dla siebie te fakty, którymi niekoniecznie należało się dzielić. Przynajmniej Pearl miała taki sposób na życie.
- O sprawach, które coś znaczą... - wzruszyła ramionami, bo trudno było tak po porostu w jednej wypowiedzi to ująć. Inna sprawa, że swój cel już miała, odnalezienie zabójcy jej siostry, ale to było na tyle tajne, by nie chwaliła się tym na prawo i lewo. Nie, żeby podejrzewała Audrey o jakieś działania, które mogłyby utrudnić jej pracę, ale też... każdego dnia zadzierała z nieodpowiednimi ludźmi i nie chciała, by jej sąsiadka przez przypadek miała oberwać rykoszetem za samo to, że rozmawiała z Pearl. - Dzięki, zapamiętam. W sumie takie kontakty się przydają - dodała z uznaniem i bez cienia fałszywości. Każdy dziennikarz powinien mieć jak najwięcej merytorycznych źródeł, aby coś w tym świecie osiągnąć, a jego twórczość nie była jedynie bezmyślnym zlepkiem liter. - Jeśli chodzi o sprawy w samym Lorne Bay, to głównie ratusz i Shadow wydają się dobrą inspiracją, ale nie babram się w tych tematach - podsumowała jeszcze, z jednej strony nie wiedząc, czy powinna o tym mówić, a z drugiej... fakty te były powszechnie wiadome.

Audrey Bree Clark
ODPOWIEDZ
cron