prawniczka — kancelaria w melbourne
40 yo — 154 cm
Awatar użytkownika
about
prawniczka i alkoholiczka, świat wokół niej wali się i płonie, a ona do ugaszenia tego pożaru ma tylko burbon
Outfit

W takie dni jak ten, serdecznie żałuje powrotu do Lorne Bay. Wzięcia sprawy Julii na swoje adwokackie barki. Całego tego rozpierdolnika zwanego pracą z domu i z daleka od ukochanego Melbourne. Pół dnia spędza na telekonferencjach z macierzystą kancelarią, drugie pół na lataniu pomiędzy prokuraturą, sądem, pocztą i urzędem.
Właśnie w gmachu tego ostatniego się znajduje, klnąc pod nosem na australijską biurokrację, na niepotrzebną - jej zdaniem - papierologię, którą musi wypełnić i dostarczyć po raz czwarty do biura ochrony własności intelektualnej, nawet jeśli w obecnej sytuacji, jak zwykle zresztą gdy w jej życiu pojawiają się sytuacje nadzwyczajne, chętnie ucieka w pracę i wymogi prawne dają jej doskonałą wymówkę na zakopanie się na długie godziny w dokumentach, z butelką (po co komu kieliszek?) czerwonego wina pod ręką. Nawet w jej standardach sytuacja lekko wymyka się spod kontroli, pragnie jednak usilnie zapomnieć o wieczorze z Julią i jej szczerych wyznaniach, i alkohol jej w tym pomaga.
Tego dnia jest jednak trzeźwa - a przynajmniej najtrzeźwiejsza od dobrego tygodnia, co powinno być uznane za spore osiągnięcie - akta ledwo mieszczą jej się w rękach i wypełniają jej przepastną torbę po brzegi. Jej cierpliwość jednak się kończy i chyba zapomniała wziąć jeden szalenie ważny papierek z domu…
Wreszcie pęka i bez pardonu podchodzi do czekającego na coś (bądź kogoś) młodego, wysokiego mężczyzny.
”Czy mógłbyś…?” nie kończy, bo od razu wręcza mu tuzin teczek i bierze głęboki oddech, pełen ulgi. Kolejna wada kurczaczej budowy ciała obejmuje niestety niewystarczającą tężyznę fizyczną do dźwigania takich ciężarów, co boleśnie uświadamia sobie gdy teraz rozprostowuje ramiona i lekko się rozciąga. Może powinna zacząć chociaż spacerować? Tak dla zdrowia?
Szybko ruga samą siebie za taką myśl. Może jeszcze kupi wózek na kółkach i oficjalnie ogłosi emeryturę?
Dopiero teraz przygląda się chłopakowi, którego zarzuciła swoimi papierami, wcześniej zbyt zajęta mentalnym psioczeniem na swoją prawniczą rzeczywistość i niedobór alkoholu we krwi. Czarnowłosy jest tak wysoki, że Polly nawet mimo wysokich obcasów musi mocno zadrzeć głowę by spojrzeć w jego ciemne oczy.
”Jordan Pollard, ale mów mi Polly” przedstawia się, po czym na chwilę wyciąga telefon by coś sprawdzić. ”Skoczymy do biura na trzecim, opierdolę te leniwe buły co tam udają, że pracują i potem załatwimy Twoją sprawę, okej?” dodaje i nie czekając udaje się w stronę windy.

nadir al khansa
mistyczny poszukiwacz
polly / kocialka#3936
lorne bay — lorne bay
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
𝐼 𝑠ℎ𝑢𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑡ℎ𝑒 𝑤𝑜𝑟𝑙𝑑 𝑑𝑟𝑜𝑝𝑠 𝑑𝑒𝑎𝑑;
𝐼 𝑙𝑖𝑓𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑖𝑠 𝑏𝑜𝑟𝑛 𝑎𝑔𝑎𝑖𝑛.
#5

no one is useless in this world who lightens the burdens of another

Czuł to - niepkój przechodzący przez skórę do samych kości, jakby będący pierwszym ostrzeżeniem przed zbliżającym się chaosem. Czyż może rzucone przez los kości wskazać miały obezwładniającą szarość. Wtedy wszystko stawało się w jego oczach jednolite, a on sam zanikał gdzieś między łkaniami własnej duszy. I wypalając ostatniego przed podróżą papierosa na matczynej werandzie, zastanawiał się, w którym kierunku poniosą go fale życia - daleko od rodzinnego ciepła, łapanego tego poranka tak łapczywie? Kochany, zaniósłbyś to do ratusza? Nie będziesz miał po drodze? - wypowiedziane przez mamę, całującą go w policzek na pożegnanie i wkładającą między jego szczupłe palce jedną pojedynczą kartkę w szeleszczącej koszulce. W pewnym sensie wszędzie było mu po drodze, jaki i kompletnie daleko, więc porzucił swoje niejasne plany na rzecz przysługi dobrego syna; niekiedy zapomnianej przez niego roli.
Z teatralnych prób został na jakiś czas nieszczęśliwie wykluczony, gdy po raz pierwszy od pobicia zjawił się w teatrze w całej opuchniętej fioletowo-różowej krasie - towarzyszył temu chór okrzyków i zawodzeń nad jego stanem. Z tego powodu czas nie ograniczał Nadira w żaden sposób, dlatego przysiadł sobie na jednym z niewygodnych krzeseł i cierpliwie oczekiwał w kolejce. Jednakże jego miejsce niejednokrotnie się cofnęło, kiedy bezproblemowo przepuścił parę staruszek przed siebie, by następnie przechadzać się błogo po sali. Tik tok, tik tok - czas leciał, a nadal pozostawał daleko od okienka z urzędniczką.
Nawet to westchnięcie nie zdążyło wyrwać się z jego płuc, gdy dłonie zostały przywalone pokaźną ilością teczek - niczym spętane w okowy cudzych zadań. Dlatego to wolno przeniósł spojrzenie na osobę, która tak niespodziewanie schwytała go w pułapkę. Zawsze zadziwiały go osoby, które tak płynnie potrafiły kierować innymi, iż nawet w pierwszej chwili nie zadał sobie sprawy z wykonywania cudzych poleceń. Filigranowa nieznajoma wydała mu się jednak na pierwszy rzut oka przemęczona batalią prowadzoną w ratuszu, więc ostatecznie zdecydował się nawet nie spytać, dlaczego właśnie padło na niego. Przez moment przytrzymał otrzymany stosik jedną ręką, by drugą wsadzić ściskany między palcami długopis za ucho.
- Nie ma sprawy, Polly - odparł po chwili, bez najmniejszego zawahania się podążając za nieznajomą. Jeśli właśnie padł ofiarą przedziwnego porwania, to musiał przyznać bez bicia - tego zdecydowanie nie zamierzał w najbliższej przyszłości powtarzać - że przebiegło ono dość gładko i sprytnie. - A nie uważasz, że nawet tym z trzeciego piętra należy się chwila swobody? - Nie wiedząc czemu, mocniej zaakcentował wspomnienie o pracownikach, jakby już odgrywając rolę zatrudnionego od lat w ratuszu. Bezsprzecznie wchodząc za kobietą do windy, odkrywał z zaciekawieniem nowe rejony wcześniej niedostępnego dla niego świata. I nawet nie próbował zatuszować błąkającego się na ustach uśmiechu po uprzednio wypowiedzianej żartobliwej uwadze. - Nadir, po prostu - przedstawił się w końcu, gdy trochę poukładał myśli we własnej głowie.

Jordan Pollard
  • your song fades in like morning
    your song creeps into my dawn
ambitny krab
-
brak multikont
prawniczka — kancelaria w melbourne
40 yo — 154 cm
Awatar użytkownika
about
prawniczka i alkoholiczka, świat wokół niej wali się i płonie, a ona do ugaszenia tego pożaru ma tylko burbon
Z zadowoleniem przyjmuje, że dryblas się nie burzy ani nie stawia, a najzwyczajniej w świecie rzeczywiście niesie część jej dokumentów. Ten akt uprzejmości docenia głęboko w sobie, ale nie pozwala temu wybić się z rytmu. Ramię w ramię - czy raczej, głowa w ramię - kierują się do windy, a dźwięki ich kroków wypełniają urzędnicze korytarze, mieszając się z niemrawym gwarem rozmów, szeleszczenia papieru, buczącej kserokopiarki i stempli wbijanych pod kolejnymi podpisami na niezliczonych formularzach przyniesionych przez lokalnych petentów. Polly kilkakrotnie przyciska guzik wzywający dźwig, a w oczekiwaniu nań lekko tupie nogą w melodię piosenki zasłyszanej w taksówce - jednej z tych popowych, radiowych melodyjek, których nie da się słuchać na trzeźwo, ale z jakiejś przyczyny wkręcają się w mózgowe zwoje, niczym zaprogramowane do prześladowania bogu ducha winnych, przypadkowych słuchaczy.
”Ależ oczywiście, mogą sobie zrobić podwójną przerwę na rumiankową herbatę i bezglutenowe ciasteczka jak tylko wreszcie klepną mój wniosek do sądu, nad którym pracuję od sześciu tygodni, a który próbują mi od dwóch cofnąć z bzdurnych powodów” odpowiada mu, wybiera trzecie piętro i guzik zamykający za nimi drzwi. Cierpliwość, czy raczej jej brak, to akurat nie jest wada z jej zestawu, ale w tym wypadku najzwyczajniej w świecie chce odhaczyć jedno z zadań ze swojej listy.
Pozwala sobie znowu spojrzeć na swojego przymusowego pomocnika. Dostrzega orli nos, gęstą, ciemną czuprynę i ozdobny kolczyk błyszczący w świetle jarzeniówek.
Marszczy czoło w lekkim zdziwieniu, gdy widzi nagły uśmiech malujący się znikąd na twarzy mężczyzny i dziwnym sposobem i w niej kiełkuje jakaś… sympatia. Bojowniczy nastrój odpuszcza na kilka sekund, a w powietrzu nagle wybrzmiewa imię. Miękki głos - Polly nie wyczuwa żadnego akcentu - ciepły i przyjazny. Zaskakujący, bowiem niewiele w jej życiu jest osób, od których i wobec których otrzymywałaby i oferowałaby zwykłą, ludzką, czystą ż y c z l i w o ś ć. Gryzło się to niemal z jej nieco zmierzłą naturą, dodatkowo wyszlifowaną do zimnej perfekcji przez wieloletnie doświadczenie jako jurystka. Tym bardziej wywołuje w niej sprzeczne emocje, zadziwiający efekt tego raptem kilkudzięciosekundowego spotkania, a tak się chełpi przed samą sobą, że mało co ją wzrusza czy porusza. A tu proszę, jak najbardziej drży w niej jakaś struna, o której istnieniu całkowicie zapomniała.
Już wie, co zrobi gdy tylko załatwią wszelkie ratuszowe porachunki na druczki i długopisy.
Drzwi otwierają się i komiczna para wychodzi na korytarz. Polly bez zwłoki kieruje się ku konkretnemu pomieszczeniu w połowie korytarza i przepuszcza Nadira w progu, wchodząc zaraz za nim.
”Dzień dobry, Jordan Pollard” przedstawia się i odbiera od Nadira naręcze papierzysk, które z głuchym hukiem opadają na sam środek biurka nieprzyjemnie łypiącego na nich okiem urzędnika. Kilka sekund później na stole ląduje druga porcja, tym razem folderów, które miała w swojej torbie.
”Mój wniosek ma numer 81046f#2021. C a ł k o w i t a i kompletna kopia dokumentacji znajduje się tutaj” sztuczny, słodki uśmiech pojawia się na jej twarzy gdy ruchem ręki wskazuje wieżę makulatury. ”Macie pięć dni roboczych na rozpatrzenie, chyba nie muszę Panu cytować podstawy prawnej” dorzuca, nie dopuszczając grubasa zza biurka do głosu, po czym rzuca bardzo głośne DO WIDZENIA, aż siedzące w dalszej części pomieszczenia urzędniczki przestają rozmawiać, po czym nie kładąc ręki na plecach Nadira, ale prawie - nie żeby mógł ją posądzić o naruszenie przestrzeni osobistej - daje mu niemy sygnał, że mogą wyjść.
Dopiero wtedy też pozwala sobie na uśmiech. Z jakiejś przyczyny cieszy się na ten przedziwny zbieg okoliczności.
”Czym się zajmujesz, Po-Prostu-Nadir?” pyta go, rzucając mu lekko badawcze spojrzenie. Tym razem nie maszeruje jak żołnierz naprzód, a spokojnie wracają do windy.

nadir al khansa
mistyczny poszukiwacz
polly / kocialka#3936
lorne bay — lorne bay
28 yo — 194 cm
Awatar użytkownika
about
𝐼 𝑠ℎ𝑢𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑡ℎ𝑒 𝑤𝑜𝑟𝑙𝑑 𝑑𝑟𝑜𝑝𝑠 𝑑𝑒𝑎𝑑;
𝐼 𝑙𝑖𝑓𝑡 𝑚𝑦 𝑒𝑦𝑒𝑠 𝑎𝑛𝑑 𝑎𝑙𝑙 𝑖𝑠 𝑏𝑜𝑟𝑛 𝑎𝑔𝑎𝑖𝑛.
Przekraczał granicę - czy niedostępną dla zwyczajnych śmiertelników, płotek z najniższych szczebli biurokracji? Nie wiedział, lecz spragniony tej przygody w nieznanych dotąd zakątkach gmachu ratusza czuł się niczym odkrywca na obcych wodach krętych korytarzy. Lustrował wręcz wszystko spojrzeniem hebanowych oczu; ciemną boazerię na jednej z mijanych ścian, wydeptane miejsce w dywanie przy wejściu do windy i przetarte gdzieniegdzie błyszczące fałszywym złotem przyciski owego dźwigu osobowego. Zafascynowany wydedukował z nich, które z pięter ratusza jest najbardziej oblegane oraz - na bogów - jak często używany jest ten od zamykania drzwi. Czas to pieniądz, nieprawdaż? Dziwiło go, iż ta sentencja nie została wypisana złotymi literami nad lustrem odbijającym teraz ich sylwetki. A on stał tam jak doklejony do tego eleganckiego obrazka o wyraźnych granicach.
Co jakiś czas odrywał wzrok od otaczającego go nowego świata, by wrócić nim do Polly - nadal nieznanej, lecz już nie nieznajomej. Przy wojnie własnych myśli, zmarszczył brwi w zadumie i powoli trawił usłyszane przed chwilą słowa. Pośpiech; przywodzący mu od razu jeszcze inne niezbyt pozytywne skojarzenie - stres. Prawdopodobnie nie pojmował w pełni problemu brunetki, gdyż jego życie biegło w zupełnie innym rytmie; własnego oddechu, przyśpieszającego bicia serca od odkrywanego piękna i niekiedy deszczu rozbijającego się w przednią szybę jego samochodu.
- A wiesz, czemu zależałoby im na nieustannym odrzucaniu go? - ostatecznie rzucił tylko uformowanym pytaniem w ostatniej chwili, choć okazało się to i tak zbyt wolne. Spóźnione o ułamki sekund, gdy przepuszcza go przodem; on z niewielkim zawahaniem rusza w głąb pomieszczenia i porzuca temat nurtujący go jeszcze przed chwilą. Nic zaskakującego dla chaotycznego umysłu biegnącego przeróżnymi ścieżkami prawie to równocześnie. Rozchylił nawet delikatnie usta, lecz nim z tej niewielkiej szpary zdążył ulecieć jakikolwiek dźwięk... rozpoczął się spektakl!
Kiedy Polly - w jego myślach teraz już bardziej Jordan Pollard - wkroczyła do akcji, poczuł się niczym wciągnięty za szklaną taflę starego odbiornika stojącego na strychu matczynego domu do jednego z tych klasyków kina przepełnionych prawnikami w idealnie skrojonych garniturach oraz ze skórzanymi aktówkami kosztującymi zapewne więcej niż spora część jego całego dobytku. Przeskakiwał spojrzeniem między dwójką walczącą w tym biurokratycznym ringu, by jeszcze przed samym końcem potyczki zaobserwować jej najbardziej prawdopodobny wynik. Zaskoczony pracownik ratusza o nieznacznie drżących dłoniach poległ pod wysokimi szpilkami przeciwniczki. I ona sama wyrwała Nadira z transu, w który wpadł, oglądając z pierwszego rzędu mrożące krew w żyłach widowisko. Skierował wraz w nią w drogę powrotną do windy, przystając przed nią, by tym razem pierwszy wcisnąć przyciski do przywołania jej na ich piętro.
- Życiem - odpowiada bezzwłocznie, unosząc kąciki ust w radosnym uśmiechu; Po-prostu-Nadir jak dumnie to brzmiało w ustach innych! Jakby dobrane dla tajemniczego bohatera, który postanowił od początku napisać własną historię. Spoglądając ku rozmówczyni, zdał sobie sprawę, że zapewne nie taką odpowiedź liczyła usłyszeć od niego. - Czasami śpiewam, trochę podróżuję... a ostatnio zacząłem grać w teatrze, choć wysłali mnie na przymusowy urlop - uściślił jej nieco co mogło się kryć za tym życiem, by na koniec tajemniczo wskazać na siniak powoli znikający już z jego policzka.


Jordan Pollard
  • your song fades in like morning
    your song creeps into my dawn
ambitny krab
-
brak multikont
prawniczka — kancelaria w melbourne
40 yo — 154 cm
Awatar użytkownika
about
prawniczka i alkoholiczka, świat wokół niej wali się i płonie, a ona do ugaszenia tego pożaru ma tylko burbon
Zwykle ludzie otoczeni ospałą, lepką i gęstą jak miód energią, działają na nią niczym płachta na byka. Nużą ją i irytują. Teraz jednak jest inaczej i Polly nie zna tego przyczyny, co ją jednocześnie frustruje, ale i jednocześnie uspokaja - wyjątek potwierdza przecież regułę. A ona preferuje akcję, szybkie zagrania, efektowne finisze - taki jest dla niej świat prawniczy wysokich lotów. Oczywiście, czasem potrzeba czasu i przygotowania, by otrzymać błyszczący, imponujący rezultat, nie ma jednak potrzeby, by psuła tę chwilę triumfu wyjaśniając Nadirowi, że zebranie kompletu dokumentów to kilka tygodni pracy, zwłaszcza, że upaja się teraz miniaturowym zwycięstwem, zostawiając urzędnika z rozchylonymi ustami i, z pewnością, z irytacją wżerającą się w skórę i kopiącą tunele jak stado norników. Mało chwalebne, ale i tak satysfakcjonujące.
”Bo większość urzędników, w głębi serca, to prawdziwe kurwy” tłumaczy mężczyźnie szeptem, po czym uśmiecha się.
Siniaka na jego policzku dostrzega wcześniej, ale nie pyta o przyczynę. Wszak zna go raptem od pięciu minut, nie oczekuje od niego żadnych wyjaśnień, a do tego czuje wdzięczność za jego pomoc w tym nagłym przypadku. Z zadowoleniem odnotowuje, że Nadir przywołuje windę jako pierwszy - już się uczy, zdolny chłopak! - i słucha jego krótkiej opowieści. Im dłużej się mu przygląda, tym bardziej pasuje jej ten opis do tego wysokiego, egzotycznie (przy niej, bladej jak mąka i chudej jak patyk) wyglądającego mężczyzny. Jest w nim jakiś artyzm, a niespieszność i empatia dodają mu uroku.
Dokładnie tego jej brakuje.
Wyciąga z torby swoją wizytówkę i podaje mu kartonik, elegancko zaprojektowany przez kancelaryjnego grafika.
”Jeśli szukasz, albo może nie szukasz, ale chciałbyś mieć dodatkowe zajęcie, to aktualnie szukam asystenta. Albo asystentki. Nadajesz się, bo równoważysz moje braki. No i siniaki w niczym nie przeszkadzają, nie będziesz musiał stać przed sędziami” półuśmiech wciąż widnieje na jej twarzy, kiedy wsiadają do windy.
”Przemyśl to i daj mi znać. Bez względu na Twoją decyzję, dzięki za pomoc. I masz u mnie przysługę do wykorzystania” obiecuje mu, po czym, wciąż uśmiechnięta opuszcza gmach urzędu i zaczyna machać w kierunku postoju taksówek.

ZT

nadir al khansa
mistyczny poszukiwacz
polly / kocialka#3936
ODPOWIEDZ