30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Everyone that tried to fix me knows that I can't change a bit. I've got no shame, got no pride, only skeletons to hide. And if you try to talk to someone, well then someone has to die.

[akapit]

Zazwyczaj to klienci przychodzili do niej. Tak było bezpieczniej – bo w Shadow zawsze kręciło się mnóstwo ludzi, pokoje były na tyłach klubu, osłonięte przed wzrokiem nieproszonymi gości i było także kilka dróg ewakuacji wyuczonych na pamięć w razie coś poszło źle; bo wyzywająca każdym gestem i spojrzeniem Kayleigh nie budziła tam żadnych podejrzeń; bo klienci nie chcieli widzieć u siebie takich jak ona. Dla niej również tak było wygodniej, nie musiała szlajać się po mieście po nocach i narażać niepotrzebnie tego cennego klejnotu, który nosiło to miasto i na którego z pewnością nie zasługiwało – samej siebie.

[akapit]

Jednak z Rykerem Harrisem było inaczej. Och, z nim wszystko było inne.

[akapit]

Przede wszystkim, złota reguła Donovan brzmiała wyraźnie: nie należy regularnie pieprzyć się z klientami. Po pierwsze, byli w większości niedomytymi ćpunami, którzy nie zasługiwali nawet na jedno spojrzenie kobiety takiej jak ona. Ale też dlatego, że to narażało biznes, na którego utratę nie mogła sobie pozwolić, zwłaszcza że miasto pełne było mężczyzn lepszych od nich, czekających z wywieszonymi językami na szansę choć dotknięcia krzywizny jej biodra czy wnętrza smukłego uda.

[akapit]

Po drugie, przyszła do niego osobiście, uprzedzając swoją wiadomość SMS’em wysłanym kilkanaście minut wcześniej. Więcej czasu dałoby mu możliwość przygotowania się do tego spotkania – a ona nie chciała go widzieć przygotowanego, z celną odpowiedzią na każde jej prowokacyjne słowo i tym wzrokiem, którym zdawał się prześwietlać wszystkich i wszystko. Właśnie z tych kilku powodów Kayleigh przekraczała próg ratusza kilkanaście minut po ósmej rano, ubrana jak na swój gust całkiem przyzwoicie. Zupełnie jakby była przykładową obywatelką mającą zamiar ustawić się grzecznie w kolejce do jednego z tych ciasnych, bezpłciowych pokoików przepełnionych starymi babami z trwałymi na głowach i wiecznie skwaszonymi minami.

[akapit]

Tak jej się wydawało, a jednak kilka osób spojrzało na nią krzywo. Może byli stałymi klientami w Shadow – a może wyróżniała się bardziej, niż zakładała. Czy narobi Rykerowi problemów pojawieniem się w jego prywatnym gabinecie? Może. Gówno ją to obchodziło. Robiła co chciała, brała kogo chciała. I gdzie chciała.

[akapit]

Do pana Harrisa. Z pewnością wpisał mnie do swojego kalendarza czy innego gówna, w którym zaznacza swoje najważniejsze spotkania — rzuciła gdzieś w przestrzeń, wszedłszy do pierwszego pokoju zajmowanego zapewne przez jego asystentkę, ale nawet na nią nie spojrzała. I nie zatrzymała się tam, gdzie zapewne wszyscy czekali na audiencję Rykera. Jakby był jakimś pieprzonym księciem tego zawszonego zadupia.

[akapit]

— Proszę pani!...

[akapit]

Choć usłyszała protest w jej głosie, już zdążyła nacisnąć mosiężną klamkę dużych drzwi i pchnąć je biodrem, mrugając jednocześnie asystentce, która zerwała się zza swojego biurka. Weszła do następnego pokoju będącego gabinetem zastępcy burmistrza pewnym krokiem, kołysząc lekko biodrami i zatrzymała się pośrodku, zupełnie niespeszona faktem, że u Harrisa jest dwóch starszych gości w drogich garniturach. Przekrzywiła lekko głowę i krzyżując ręce na piersiach, uśmiechnęła się wyjątkowo bezczelnie.

[akapit]

Państwo wybaczą. Byłam umówiona na godzinę.

[akapit]

Po tych słowach ledwie omiotła wzrokiem twarze gości, a następnie wbiła spojrzenie prosto w przystojną twarz Rykera siedzącego za biurkiem; tamtych dwóch straciło jakiekolwiek znaczenie, zupełnie jakby stali się powietrzem. Kayleigh za to musiała się całą siłą woli powstrzymywać, żeby nie oblizać karminowych warg, kiedy jej spojrzenie zsunęło się niżej, na usta mężczyzny. Harris chyba by ją udusił, gdyby zrobiła to przed tymi nadętymi, ważnymi ludźmi...

[akapit]

Chociaż dość podniecająco zabrzmiało to w jej własnych myślach.

Ryker Harris
ambitny krab
Kayleigh
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Tell me, father, which to ask forgiveness for: what l am, or what I'm not? Tell me, mother, which should I regret: what l became, or what I didn’t?
Każdy dzień zawsze zaczynał się tak samo.
Wypracowana latami rutyna wdarła się do krwioobiegu Rykera, przeniknęła do kości i zmuszała mięśnie do działania; codziennie o tej samej porze, gdy słońce ledwo wschodziło na horyzoncie, a on bez trudu powielał utarte schematy. Powtarzalność działań pomagała zachować spokój i odrzucić to, co cechowało resztę śmiertelników; nadmierne emocje, zmartwienia i nerwy wypisane na wiecznie zmęczonych twarzach. Ryker nie chciał być taki, jak inni, więc robił wszystko, by nigdy nie wtopić się w szary tłum nijakich ludzi. Zbyt wiele razy czynił podobnie w przeszłości, by teraz - skosztowawszy już słodkiego owocu obrzydliwego bogactwa - po raz kolejny musiał zadowalać się resztkami z pańskiego stołu.
Lorne Bay również pomagało; nijakie miasto nijakiego kraju, zupełnie nieistotne i takie, do którego nie potrafił się przywiązać w żaden sposób. Czasem myślał, że tak naprawdę dom zostawił tam, w Irlandii; na brudnych, zaniedbanych ulicach Belfastu, gdzie wystrzały z broni raz na zawsze pozbawiły go przywileju przynaleźności. Ani obecność żony - sopla lodu, który poślubił, ani córki - jedynego powodu do szczerej dumy - nigdy nie pozwoliły mu na poruszający sentymentalizm. Analityczny umysł nigdy nie zatracał się w emocjach; nagła myśl wywołała drgnięcie kącików ust i nasunęła pytanie - od kiedy okłamywał siebie z równą wprawą, co innych?
Emocje były fatalnym doradcą, którego nie powinien słuchać, bo gdyby był rozsądniejszy, nigdy nie uwikłał by się w romans z nią; coś, co początkowo miało być jednorazowym skokiem w bok, zamieniło się nagle i zupełnie niekontrolowanie w kolejne spotkanie.
Po czwartym przestał liczyć dla własnego, egoistycznego spokoju ducha.
Musiał wywołać ją tymi myślami, bo gdy był już w drodze do ratusza, odczytał wiadomość; nie zdobył się na odpowiedź, bo zwyczajnie nie musiał. Kayleigh była podła, wyrachowana i bezkompromisowa, ale z pewnością nie była głupia; nie czuł więc obowiązku, by połknąć - w jego mniemaniu - zaczepkę do możliwej kłótni. Po dotarciu do miejsca docelowego szybko zapomniał o wiadomości i samej rudowłosej, której nazwisko nadal pozostawało tajemnicą, z której Ryker nie zamierzał jej obdzierać; kilkanaście osób oczekujących przed gabinetem na spotkanie wyraźnie odsuwało myśli od spraw nieistotnych.
Przywitał się z dwójką urzędników i po krótkiej wymianie uprzejmości zasiedli w jego gabinecie. Czas płynął leniwie, a słowa leciwych mężczyzn traciły na znaczeniu. Ryker kiwał głową, gdy uznał to za niezbędny dowód własnej uwagi i co jakiś czas wtrącał drobne uwagi. Nic nowego, nic nadzywyczajnego.
- ... dlatego też uważam, że należy przenieść te wydatki na przyszły kwartał - rzeczowy ton głosu nie pozostawiał miejsca do dyskusji, lecz nawet, jeśli jego towarzysze mieli inne zdanie, zwyczajnie nie zdążyli go wygłosić.
Otwierające się nagle drzwi przykuły uwagę trójki mężczyzn; burza płomiennie rudych włosów, wyzywający(chociaż jak na nią nadal zaskakująco skromny) ubiór i kpiący uśmieszek momentalnie odmieniły atmosferę w przestronnym gabinecie. Zaskoczone spojrzenia rozmówców przesunęły się do Rykera, który - z twarzą niby wykutą z kamienia - wstał powoli, odruchowo poprawiając drogą marynarkę.
- I spóźniła się pani piętnaście minut, pani Smith - głos zabrzmiał zatrważająco spokojnie, bo nie pozwolił wyprowadzić się z równowagi nawet na sekundę; chociaż wszystko w nim wrzało, nie stracił fasonu przed gośćmi. - Proszę wybaczyć, panowie, to sprawa niecierpiąca zwłoki. Zapraszam ponownie we wtorek, dogadamy resztę szczegółów. Leanne umówi termin.
Nie patrząc na Kayleigh, wyminął biurko z sympatycznym, bardzo politycznym uśmieszkiem przyklejonym do ust, by ostatecznie uścisnąć dłonie gościom. Mężczyźni skierowali się do wyjścia, i gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi, usta ułożyły się w niekoniecznie miły grymas; błękitne, lodowate tęczówki zapłonęły czymś w rodzaju niechęci.
- Co ty tak właściwie odpierdalasz? - krótkie pytanie nie było zdolne pomieścić całej gamy wkurwienia, która momentalnie ogarnęła Rykera. Wzrok przemknął wzdłuż znajomej sylwetki, nawet teraz - w tak niekorzystnym przecież momencie - zapierającej dech. - Wiedziałem, że jesteś szalona, ale nigdy nie podejrzewałbym cię o skrajny idiotyzm.
Chociaż może właśnie to, czego w ogóle się nie spodziewał, dodawało sytuacji pikanterii.

Kayleigh Donovan
powitalny kokos
Ryker
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Everyone that tried to fix me knows that I can't change a bit. I've got no shame, got no pride, only skeletons to hide. And if you try to talk to someone, well then someone has to die.

[akapit]

Czuła nienaturalnie szybkie bicie własnego serca podczas tych kilku chwil głuchej ciszy i bezruchu, kiedy mężczyźni zebrani w pokoju wciąż jeszcze starali się zrozumieć co zaszło. Pierwszy – jak zwykle – był Ryker. Mimo że nieprzygotowany, przeszedł tą drobną przeszkodę, jaką na niego zastawiła i z perfekcyjnym opanowaniem zapewne ćwiczonym latami wszedł w swoją rolę.

[akapit]

Ryker Harris zawsze miał jakieś role.

[akapit]

Tyle Kayleigh sama zdążyła się o nim dowiedzieć. A żaden z nich zdawał się nie być tym prawdziwym. Nie, żeby jakiejś dogłębnej prawdy Donovan w nim kiedykolwiek szukała. Zazwyczaj była zbyt zajęta zszarpywaniem z niego ubrań albo uwodzeniem w ten sposób, żeby myślał że to on ją zdobywa. Zbyt zajęta jego ciałem i przyjemnością, do której jej służył niemal jak przedmiot.

[akapit]

Przerwała ten tok rozmyślań, żeby powstrzymać parsknięcie śmiechem na dźwięk jego słów. Bardzo ładnie, panie Harris. Zobaczymy, jak długo wytrzymasz.

[akapit]

Odwróciła się za nim, kiedy dwójka facetów opuszczała pomieszczenie, z pewnością z tysiącem pytań rodzących się w głowie. Jednak nawet jeśli postarałaby się zapamiętać ich twarze i czegoś o nich dowiedzieć – musiałoby się to skończyć fiaskiem. Z twarzy byli podobni zupełnie do nikogo. Zamrugała tylko, udając nieporadną, zagubioną panią Smith do momentu, w którym wreszcie zostali sami.

[akapit]

Niecierpiąca zwłoki — powtórzyła zapewne dość niespodziewanie właśnie te słowa wypowiedziane przez mężczyznę chwilę temu, wolno cedząc ich kolejne sylaby. Niczego sobie nie zrobiła ani z obelg – określenie ją „szaloną” właściwie zaliczało się do komplementów – ani wszystkich alarmów, które rozwyły się gdzieś na tyłach świadomości w chwili, w której Ryker przeniósł na nią lodowato zimne, rozwścieczone spojrzenie. Nie sugerowało ono bynajmniej niczego dobrego. Ale czy Kayleigh robiła sobie coś kiedyś z jakichkolwiek ostrzeżeń? One jedynie jeszcze mocniej pchały ją w paszczę lwa; a także jej brak cierpliwości, jej upór i jej chorobliwe przekonanie o własnej wyjątkowości. — Ładnie powiedziane, bo jeszcze trochę i umarłabym z nudów — dodała bardziej zdecydowanie, marszcząc przy tym lekko nos. — Jak możesz wytrzymać z kimś takim dłużej niż piętnaście minut... Te, które się spóźniłam, panie Harris?

[akapit]

Przy ostatnich słowach zrobiła krótką, bardzo znaczącą pauzę i zniżyła głos o przynajmniej jeden ton, niebezpiecznie zbliżając się do wymruczenia ich. A później bez ostrzeżenia odwróciła się znów w stronę biurka i tym razem zdecydowanie bardziej do siebie podobnym krokiem pokonała resztę odległości dzielącej ją od centralnego punktu pomieszczenia.

[akapit]

Twoja praca w tym biurze beze mnie... — zaczęła, obchodząc wolnym krokiem mebel, na którym leżały jakieś papiery z wykresami, na które Kayleigh z pewnością była za głupia. Omijając biurko, samymi opuszkami palców sunęła po jego gładkim blacie, na którym nie znajdował się nawet pojedynczy pyłek, a pozornie obojętnym spojrzeniem potoczyła po widoku za oknami rozciągającym się za plecami zazwyczaj siedzącego w swoim krześle polityka. Miała nadzieję, że Ryker wiedzie za nią spojrzeniem i nie opuszcza ani jednego gestu; bo żaden z nich nie był przypadkowy. Przez cały czas przedstawienia nie popatrzyła na niego ani raz, aż wreszcie znalazła się przy fotelu, i dopiero wtedy wbiła wyzywające spojrzenie prosto w oczy mężczyzny. Usiadła na jego miejscu, zakładając nogę na nogę w sposób, w jaki tylko ona umiała. Dopiero wtedy dokończyła rozpoczęte chwilę wcześniej zdanie: — Musi być śmiertelnie nudna.

[akapit]

Przez cały czas jej mocno pomalowane wargi wykrzywiał ten sam wyzywający uśmiech, który na chwilę zbladł, kiedy znów się odezwała.

[akapit]

Jeszcze raz nazwij mnie jakimś, kurwa, pospolitym brytolskim nazwiskiem to nie będę taka grzeczna przy twoich szanownych gościach — warknęła, mrużąc przy tym nieznacznie oczy. Nie zastanawiała się raczej, czy w ogóle w tym gabinecie postanie jeszcze jej stopa po tym, co dzisiaj odwaliła; ale to nie miało znaczenia. Nawet jeśli wkurwiony, przecież Ryker jej pragnął. Widziała to. Pragnął przynajmniej tak mocno, jak ona jego.

[akapit]

Nie wahała się ani sekundy przed położeniem nóg w obcisłych spodniach w szeroką kratę na blacie, wprost na papierach, którymi zajmował się Harris. W tej sekundzie właściwie nie miała niczego przeciw, żeby ktoś wszedł do pokoju i zastał ją w takiej pozycji.

[akapit]

Choć może lepiej gdyby zastał ich w zdecydowanie innej?

[akapit]

Przyniosłam ci coś. Panie Harris.

[akapit]

Oczy jej błyszczały w sposób, który nie sugerował niczego dobrego. Nie mogła się powstrzymać od prowokacji.

Ryker Harris
ambitny krab
Kayleigh
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Tell me, father, which to ask forgiveness for: what l am, or what I'm not? Tell me, mother, which should I regret: what l became, or what I didn’t?
Gniew był zwodniczym uczuciem; pełzał gdzieś pod skórą, wnikał w kości i atakował umysł milionem sygnałów na raz. Ryker bardzo nie lubił, gdy sytuacja szła nie po jego myśli; chciwa kontrola i wyćwiczone latami opanowanie nie pozwalały na to, by nieprzewidziane scenariusze wiodły prym w uporządkowanym życiu.
Tej sytuacji jednak nie przewidział, i co więcej, nie był na nią gotów.
Grzeczny, sympatyczny i zimny uśmiech nie zniknął z ust nawet na sekundę, gdy ciało odgrywało stare, wyuczone schematy; lekkie pochylenie głowy na znak nieistniejącej przecież pokory, zetknięte koniuszki palców jako symbol stoickiego opanowania w momencie, w którym wszystko niemal runęło. Rozmówcy łyknęli te triki tak, jak każdy inny człowiek - z dozą tej dziwnej ufności, którą ludzie zwyczajnie chcieli w niego pokładać. Musieli więc wybaczyć niespodziewaną wizytę rudowłosej damy; przecież Harris był taki zapracowany, taki oddany ich społeczności, taki pracowity!
Gdyby miał czym rzygać, to byłby odpowiedni moment.
Odegrana szarada opadła w momencie, w którym drzwi zamknęły się za ważnymi gośćmi, których nazwiska i istotne funkcje społeczne zniknęły w odmętach pamięci. Ryker przestał się uśmiechać, ciało rozluźniło się nieznacznie, a westchnienie przepełnione irytacją na krótki moment wypełniło ciszę, zanim zdążyły uczynić to jakiekolwiek słowa. Spojrzenie lodowatego błękitu tęczówek spoczęło na Kayleigh, pozornie pozbawione wyrazu, obojętne i niewzruszone.
Musiała jednak wiedzieć, że w środku kipiał ze wściekłości, którą zwykle rozładowywali zupełnie inaczej niż poprzez nic nieznaczące słowa.
- Bardzo prosto - w przeciwieństwie do niej, jego ton głosu pozostawał zupełnie spokojny, niemal wkurwiająco miły; krótkim zdaniom przeczyły nieco zaciśnięte zęby, zwiastujące narastającą irytację. - Nie jest trudno słuchać kogoś, kto faktycznie ma coś ważnego do powiedzenia.
A nie wpierdala się nieproszony, mógłby dodać, ale na bogów, mogłaby to jeszcze uznać za komplement. Z nią wszystko było zupełnie inaczej, zdecydowanie na odwrót; jeszcze nigdy nie spotkał kobiety, która z taką łatwością potrafiłaby obrócić w niwecz podwaliny samokontroli, którą budował przecież od tak wielu lat. To czyniło ją niebezpieczną, i cholernie pociągającą zarazem.
Bo przecież miało skończyć się na jednym razie, prawda?
Obserwował w milczeniu, jak Kayleigh obchodzi biurko, czujnie chłonąc każdy, nawet najdrobniejszy gest z jej strony. Zmrużył nieco oczy, gdy w końcu zasiadła na jego krześle ze swobodą królowej. Wziął głęboki wdech, przywołując zachwiane resztki spokoju; i niespodziewanie - nawet dla samego siebie - roześmiał się krótko i zupełnie niewesoło zarazem.
- Tak bardzo się tym przejęłaś, że postanowiłaś to zmienić? - kąciki ust drgnęły mimowolnie w parodii uśmiechu, jakby sam nie mógł do końca sprecyzować - był bardziej wściekły, poirytowany czy może pochłonięty sytuacją bez reszty. - A może tak naprawdę to ty się nudziłaś...?
Idąc za jej przykładem, sam zniżył głos; znacząca sugestia nieistniejącej tęsknoty wypełniła gęstniejące powietrze, gdy Ryker bardzo powoli zbliżył się do biurka, obchodząc je niespiesznie, by finalnie znaleźć się obok niej. Palce drgnęły mimowolnie, złaknione dotyku ciepłej skóry; wetknął swobodnie dłonie do kieszeni spodni, by powstrzymać nagły gest, na który miał ochotę.
- Będę cię nazywał dokładnie tak, jak będę chciał. Chociażby dlatego, że przyszłaś nieproszona do mojego miejsca pracy - wzruszenie ramionami sygnalizowało obojętność; zdecydował nie testować granicy ostrożnie. Właściwie z Kayleigh nic nie trzymało się stalowych ram rozsądku; tym razem nie mogło być inaczej. - Wolałabyś Windsor, K?
Wzrok momentalnie podążył za nogami, które nagle znalazły się na biurku; Harris uniósł brwi w wyrazie niedowierzania, by ostatecznie ułożyć dłoń - prawą, niespokojną - na kostce kobiety, skrytej za materiałem spodni. Zapadła cisza, której chwilowo nie przerwał; patrząc wprost w oczy rudowłosej, które powiedziały mu wszystko, co chciał wiedzieć. Przymknął powieki na kilka ulotnych sekund, a potem cofnął rękę, gestem nakazując, by łaskawie nie brudziła cennych dokumentów.
Ostatecznie on też lubił przeciągać strunę, doskonale świadomy, co może ją sprowokować.
- Wezmę wszystko, co chcesz mi dać - ciche słowa uprzedziły kolejny gest; tym razem Harris chwycił za poręcz krzesła, przyciągając je nieco bliżej i obracając w swoim kierunku - w rezultacie czego mógł wymusić biurkową kapitulację. - Ale nie tutaj, i bardzo dobrze o tym wiesz.
A mimo tego przyszła, prowokowała i podniecała jednocześnie; w jedynym miejscu, którego Ryker nie miał zamiaru zatracić.
Nawet dla niej.
- Kiedy nieco spoważniejesz, będziemy mogli przedyskutować pełnię głupoty twojej decyzji, K. Skończyłaś już, czy to dopiero początek?
Cofnął się o dwa kroki, prostując plecy i patrząc na rudowłosą z góry; po chwilowym rozluźnieniu nie było ani śladu.

Kayleigh Donovan
powitalny kokos
Ryker
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Everyone that tried to fix me knows that I can't change a bit. I've got no shame, got no pride, only skeletons to hide. And if you try to talk to someone, well then someone has to die.

[akapit]

Nie mogła od niego oderwać spojrzenia, wiodła więc nim czujnie, kiedy ruszył w jej stronę. Wpadła być może w tą samą sieć, którą sama na niego zastawiła — ale nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Jego opinia o niej nie miała znaczenia, jego myśli też nie; liczył się tylko ucisk pod przeponą i przyjemne mrowienie skóry, jak zwykle liczyła się tylko ona. Dlatego patrzyła otwarcie, nie starając się bawić w idiotyczną pruderię czy wyuczoną nieśmiałość, którą przypisywano cnotliwym kobietom.

[akapit]

Kayleigh nie była cnotliwa.

[akapit]

Być może poświadczeniem tej prostej prawdy był fakt, że kiedy Ryker złapał ją za kostkę, w jej wnętrznościach rozszalał się prawdziwy pożar ekscytacji zmieszanej z pożądaniem. Słyszała co mówił — patrzyła wprost na jego poruszające się wargi — ale nie zamierzała przerywać skupienia się na jego dotyku, żeby jakkolwiek na jego słowa zareagować. Jeszcze nie. Dopiero kiedy ją puścił, Kayleigh uśmiechnęła się pod nosem. A później powoli, bardzo sugestywnie oblizała krwistoczerwone wargi.

[akapit]

Ten wyzywający gest zgrał się idealnie w czasie ze słowami mężczyzny o braniu tego, co będzie mu chciała dać. Jak zwykle; ostatecznie to ona rozdawała karty. Wystarczyło tylko pomalować usta, odpowiednio się ubrać i rozjebać nogi na blacie zastępcy burmistrza. Nie zdradziła się z tą myślą żadnym, nawet milisekundowym odruchem czy miną. Szarpnięcie krzesła w istocie wymusiło niezbyt zgrabne ściągnięcie nóg z biurka i jednocześnie wcale nie celowe zrzucenie kilku luźnych kartek na podłogę. Ale nie poświęciła im nawet sekundy swojej cennej uwagi, bo cała skupiła się wyłącznie na Rykerze. Wstrzymała oddech, gdy się nad nią nachylił. I wciąż nie odrywała od niego spojrzenia szeroko otwartych oczu. Nie prychnęła na dźwięk ostatniego pytania tylko dlatego, że zbyt pochłonięta była wpatrywaniem się w zimną furię na dnie źrenic Harrisa.

[akapit]

Czy ona skończyła?

[akapit]

Ona, kurwa, dopiero zaczynała.

[akapit]

To częsta masturbacja tak niekorzystnie wpływa na twoją pamięć czy po prostu z przepracowania masz ograniczoną pulę obelg? — To pytanie padło jako pierwsze po przedłużającej się chwili ciszy z jej strony i Kayleigh wyjątkowo kpiąco uniosła jedną brew.

[akapit]

Nic sobie nie robiła ani z jego wściekłości, ani z licznych słów, które wpadały jej jednym uchem, a wypadały drugim i które prawdopodobnie miały ją zdenerwować. Ewentualnie Harris desperacko pragnął odzyskać zachwiane jej pojawieniem się panowanie nad sytuacją w biurze; w miejscu, w którym przywykł rządzić niepodzielnie nad wszystkimi i wszystkim. Ale przecież nad Kayleigh nie dało się rządzić — przynajmniej sama miała o sobie takie zdanie, a jak wiadomo, jedynie ono się liczyło.

[akapit]

Pomogę ci — dodała natychmiast, nie pozwalając mu odpowiedzieć na to dość retoryczne pytanie, jednocześnie nachylając się do przodu w wygodnym fotelu. — Skrajnym idiotyzmem, co raczysz podkreślać od pięciu minut, byłoby moje pojawienie się tutaj środowym porankiem, gdyby to mnie stawiało w jakkolwiek niewygodnej pozycji. Ale skoro ta sytuacja szkodzi jedynie tobie — gdzie właściwie w tym widzisz głupotę? — zapytała, mrużąc na ułamek sekundy oczy w wyjątkowo drapieżny sposób. Mogła stracić klienta i tyle tylko ryzykowała swoją obecnością, ale przecież miała ich wielu, rozsianych po całym wybrzeżu. Choć strata kochanka takiego jak Ryker z pewnością by ją zabolała — och, mogłaby ją boleć przez całe piętnaście minut jej cennego czasu — to Kayleigh nie dopuściła do siebie tej myśli. — A poza tym masz rację, Panie Coś-Ważnego-Do-Powiedzenia. Kurewsko się nudziłam. Dlatego przyszłam. W nadziei, że ktoś z twoimi kwalifikacjami i wiedzą będzie potrafił to zmienić — urwała i uśmiechnęła się wyjątkowo podle, bo bawiło ją to jego ciągłe podkreślanie swojej wagi, rangi i nadludzkiej mądrości. — Nie ślubowałeś przypadkiem służyć obywatelom tej zapyziałej dziury?

[akapit]

Ta myśl, która pojawiła się w jej głowie już wcześniej, teraz kiełkowała do systemu nerwowego, pobudzając ją do działania.

[akapit]

Windsor byłoby adekwatne — rzuciła więc pozornie znudzonym głosem, do którego brakowało tylko przyglądania się własnym paznokciom. Ale zamiast tego Kayleigh zerwała się gwałtownie z miejsca z iście kocią gracją i w jednym długim kroku znalazła się tuż przed mężczyzną. Otwartą prawą dłoń oparła na jego klatce piersiowej w okolicy mostka, więc kiedy nachylała się do jego ust, pod palcami wyraźnie wyczuwała uderzenia jego serca. — Chociaż i bez tego możesz się chwalić kolegom, że pieprzyłeś królową.

[akapit]

Złamany szept odbił się o jego wargi na sekundę przed tym, jak Kayleigh wycisnęła na nich krótki, ale gorący pocałunek. Gwałtownie podjudziło to pożar, który od zobaczenia Harrisa za biurkiem trawił jej wnętrze, jednak nie zamierzała się powstrzymywać przed sięganiem po to, na co miała ochotę. Nawet jeśli konsekwencje miały być zatrważające.

[akapit]

Odsunęła się grzecznie po zaledwie ułamku sekundy krótszym niż jedno przyspieszone uderzenie serca.

[akapit]

Chciałeś coś przedyskutować? — zapytała jakby nigdy nic, jednocześnie krzyżując ręce na klatce piersiowej i przekrzywiając lekko głowę w bok.

Ryker Harris
ambitny krab
Kayleigh
ODPOWIEDZ
cron