malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
malarka, która całe swoje życie poświęciła sztuce, obecnie przygotowuje kolejną wystawę w Cairns, w życiu prywatnym zaś debiutuje w roli dziewczyny Aidena i jest z tego powodu bardzo szczęśliwa
Nienawiść jest takim śmiesznym uczuciem, że popycha ludzi do działania. Przynajmniej w przypadku Julii Crane- Hale tak silne emocje sprawiały, że wychodziła z regresu i stawała się jeszcze bardziej zaangażowana. Jej osobiste problemy (och, jakże pięknie określiła tornado, które właśnie przetaczało się przez jej życie) nie mogły mieć wpływu na to, co obiecała sobie już dawno. Ze zgrozą przyjęła wiadomość, że takie miasto nie ma odpowiednich środków na edukację artystyczną dzieci. Może i sama nie doświadczyła wykluczenia ze strony braku funduszy – bogata i uprzywilejowana (!) – ale dobrze wiedziała, ile trzeba poświęcić dla sztuki, która nakazywała oddawać się każdemu w całości.
Nie było miejsca na żadne kompromisy.
Julia również nie zamierzała ich szukać, gdy zjawiła się w poniedziałek rano, wprawdzie po kawie, ale jeszcze na tyle wcześnie, by porę tego spotkania uznać za nieludzką. Niesamowite, że po całej nocy w Shadow jeszcze miała siłę, by się tym zajmować, ale to może właśnie brak snu dawał jej energię na to, by znowu wdzierać się w zamknięte drzwi instytucji. Biurokracja wszak nigdy nie była jej przyjaciółką, bo jako artystka nie umiała w podania, druczki formalne bądź dotrzymywanie terminów, ale po pierwszym nieudanym spotkaniu z zastępcą burmistrza (którego w myślach tutułowała nadęty dupek) zaopatrzyła się w wiedzę tajemną i cytując kkalsyka: with a little help my friends udało się jej wszystko załatwić.
Nie wyglądała również jak postać z marginesu społecznego – a takiej można było się spodziewać po pracownicy szemranego klubu nocnego – a jak typowa żona z przedmieść, którym głównym zadaniem jest przestawianie kwiatów w wazonie. Sukienka przed kolano, zawiązane włosy, zakryte tatuaże i zerówki, które sprawiały, że wyglądała mądrzej.
Bądźmy szczerzy, to tylko za pierwszym razem chodziło o biedne dzieciaki w potrzebie. Obecnie potrzebowała wygrać z kimś starcie, a skoro Ryker był osobą, która jej wiecznie odmawia, to postanowiła wytoczyć największe działa i pokazać mu, że potrafi.
Dziwna motywacja jak na pionierkę w działalności charytatywnej, ale cel uświęca środki, prawda? Jeśli skorzystają na tym dzieciaki to mogła nawet pójść z nim na noże. Wyjątkowo jednak nie próbowała go uwieść, bo wierzyła, że ma jeszcze jakieś granice i że Ethan może spać spokojnie. Przynajmniej, jeśli chodzi o tę jedną znajomość, która obecnie spędzała jej sen z powiek.
Czeka więc już w gabinecie, wpuszczona przez jego sekretarkę. Spotkanie miało się zacząć dziesięć minut temu i jak tak dalej pójdzie… Jej organizm jak tlenu potrzebuje kawy, ale próbuje sobie przypomnieć, że bardzo nim gardzi.
To pomaga, nienawiść wzbiera krew w jej żyłach, serce zaczyna pompować ją szybciej i znowu jest dumną królową siedzącą prosto w gabinecie, a nie przysypiającą kobietą po całonocnym dyżurze przy konsoli.

Ryker Harris
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Tell me, father, which to ask forgiveness for: what l am, or what I'm not? Tell me, mother, which should I regret: what l became, or what I didn’t?
Z zasady nie żywił do nikogo nienawiści, a przynajmniej taką wersję lubił sobie wmawiać; szczególnie późnym wieczorem, gdy w myślach odtwarzał przebieg minionego dnia i bez obaw życzył wszystkim dupkom powolnej i bolesnej śmierci. Owe życzenia nie omijały również płci pięknej, bo chociaż z kobietami rzadko popadał w konflikty, to znalazło się kilka takich, których wolałby więcej nie spotkać.
Zabawne, że przewrotny los decydował samodzielnie o takich rzeczach.
Już od samego początku wiedział, że ten dzień nie będzie dobry. Żona wyszła do pracy szybciej - jakiś nagły wypadek czy coś w tym stylu, nie był do końca pewien - więc obowiązek uszykowania córki na nowy dzień spadł na jego barki. Lizzie miała dzisiaj wyjątkowo paskudny poranek; była marudna i absolutnie niechętna do współpracy. Ryker czekał cierpliwie, aż wynajęta opiekunka zjawi się na czas, by zadbać o resztę spraw, za które płacił jej niemałe pieniądze; ostatecznie odpalenie "Zaplątanych" po raz setny w przeciągu tego tygodnia zdziałało cuda. Krótka wiadomość wysłana do sekretarki miała być informacją o ewentualnym spóźnieniu; czas zapieprzał dzisiaj zatrważająco szybko i był stuprocentowo pewien, że nie zawita do ratusza na czas.
Jakby problemów było mało, okazało się, że kilkanaście dokumentów - skrupulatnie poukładanych i podpisanych poprzedniego wieczora, gotowych już praktycznie do oddania - posłużyły za kolorowankę dla Elizabeth. Święta cierpliwość sięgała powoli zenitu, gdy raz jeszcze odpalał drukarkę i czekał na kolejną stertę papierów, które musiał zawlec do pracy. Gdy opiekunka łaskawie zjawiła się w domu - również zaspała do pracy! - pożegnał się z Lizzie i bez dalszych nieprzewidzianych przeszkód udał się do ratusza. W trakcie niedługiej jazdy odzyskiwał rezon; najgorsze już przecież minęło.
Prawda?
Nieco zlękniona mina sekretarki odpowiedziała na pytanie, zanim zdążył je zadać; ktoś musiał czekać w gabinecie, i to ktoś, z czyjej wizyty miał nie być zadowolony. Odetchnął głęboko i poprawiwszy marynarkę, przekroczył próg własnego gabinetu; z profesjonalnym, uprzejmym uśmiechem przyklejonym do ust, który jak zwykle nie sięgał lodowatego błękitu oczu - szczególnie, gdy w końcu zrozumiał, kto złożył niezapowiedzianą wizytę.
- Pani Crane-Hale, witam serdecznie - oczywiście, że nie; ściany w ratuszu miały jednak uszy a on nie zamierzał wyjść na osobę nieprofesjonalną. Skinienie głowy było gestem powitania samym w sobie; po tym Harris minął kobietę i zasiadł wygodnie za biurkiem, udając całkowicie zainteresowanego. - W czym mogę dzisiaj pomóc?
Najgorsze jeszcze przed nim; dosłownie dzisiaj do szczęścia brakowało mu tej przeklętej wariatki, która nie potrafiła zrozumieć znaczenia słowa nie.

Julia Crane-Hale
powitalny kokos
Ryker
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
malarka, która całe swoje życie poświęciła sztuce, obecnie przygotowuje kolejną wystawę w Cairns, w życiu prywatnym zaś debiutuje w roli dziewczyny Aidena i jest z tego powodu bardzo szczęśliwa
Julia Crane- Hale rzadko spotykała się z nienawiścią ze strony mężczyzn. Jej rozbuchane do granic możliwości ego zazwyczaj było łechtane przez wielbicieli jej urody (takimi gardziła najbardziej), sztuki bądź jej absolutnego uwielbienia gwałcenia wszystkich norm społecznych. Jako artystka nowoczesna i mało pruderyjna przywykła do tego, że budzi skrajne opinie, ale zazwyczaj dotyczyły one jej dzieł, a nie jej samej. Mimo faktu, że nadal jako artystka nie była w stanie być przezroczysta (te tatuaże, yamaha, obcasy, które sprawiały, że nawet nad Rykerem górowała), nie wzbudzała aż tak negatywnych uczuć u przedstawicieli męskiego świata.
Kobiety, owszem, ale one zazwyczaj były zazdrosne bądź nie odnajdywały się w konwencji bezkompromisowej femme fatale, która była nauczona sięgać po swoje. Na takich osobników Julia nie traciła czasu, ale ten mężczyzna…
Ktoś nauczył ją czytać dobrze między wierszami w męskim świecie i wyczuwała silną niechęć, która kogoś innego cofnęłaby za drzwi, ale ona była uparta. Wada, która sprawiała, że w ostatecznym rozrachunku zastępca burmistrza musiał ulec albo przestać chować się za pancerzem poprawności politycznej.
Nienawidziła jej, pachniała domem, tym bogatym przedsionkiem piekła, gdzie po zdradzie męża żona przeprasza go na kolanach. Nie pragnęła nigdy władzy, nie kręciła ją ta dominacja, więc pragnęła jedynie dostać tego czego chciała i wrócić do swojej pracy w Shadow. Z dwojga złego była przekonana, że tam jest wyższe poczucie moralności i etyki niż u tego biurowego szczurka.
- Myślę, że wie pan w czym może pan pomóc – uśmiecha się równie szczerze jak on, zieleń jej oczu jest nieco przygaszona, ale jeśli trzeba to zapłonie. – W tym roku obcięliście fundusze na program artystyczny. Szkoła przez to musi zamknąć warsztaty dla szczególnie uzdolnionych – wyjaśnia, machając teczką, której kopię ma na swoim biurku.
Odrobiła zadanie domowe z dokumentami, by przypadkiem nie wpadły mu znowu (zapewne przez przypadek) do niszczarki. – Nie zależy panu na dzieciach? To taki ładny slogan wyborczy – oj, wie, że nie chodzi tutaj o dobre serduszko, sama wszak takiego nie posiada (a przynajmniej nie zawsze), ale o głosy mieszkańców.
Każda kadencja kiedyś się kończy, a nikt nie lobbuje tak bardzo jak rodziny z dziećmi, bo oni mają najwięcej do stracenia. Dziwna sprawa, że Julia akurat swoich własnych berbeci nigdy nie planowała, ale z estymą podchodziła do ludzi, którzy w tym nieprzyjemnie zarządzonym mieście decydowali się na nowe pokolenie.
Pozbawione sztuki i piękna przez tego buca w garniturze za trzy tysiące. Oko też chyba miała niezłe, ale to otrzymała razem z malarstwem, ot, takie dobrodziejstwo inwentarza.

Ryker Harris
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Tell me, father, which to ask forgiveness for: what l am, or what I'm not? Tell me, mother, which should I regret: what l became, or what I didn’t?
Lata doświadczenia zdobytego w stolicy nauczyły go, że najgorsi byli ci, którzy nie odpuszczali - a Julia Crane-Hale była jedną z takich osób.
Za każdym razem, gdy odrzucał jej pomysł - raz za razem, sumiennie i metodycznie - co jakiś czas wracała znów, emanując tą dziwną, niestłamszoną energią, której szczerze nie znosił. To czyniło z niej kobietę nie tyle tajemniczą, co również niebezpieczną, bo nieprzewidywalną; Ryker nie lubił chwil, w których nie potrafił sprecyzować następnego ruchu przeciwnika. Zachował jednak typowy dla siebie, niewymuszony spokój, balansujący na granicy chłodnej obojętności - chociaż gdyby miał wybór, po prostu nie stawiłby się na dzisiejsze spotkanie.
Cisza, spokój i szklaneczka whisky - czy naprawdę wymagał od życia tak wiele?
Zacięta mina kobiety i wyprostowana sztywno sylwetka jasno dawały obraz jej nastawienia; Harris nie musiał zbytnio się trudzić, by już wiedzieć, iż dzisiejsza rozmowa z pewnością nie będzie należeć do grzecznych i całkowicie miłych. Najchętniej wymigałby się jakimś zmyślnym kłamstwem, które pozwoliłoby mu na zachowanie resztek swobody na resztę dnia; w tym momencie mógł jednak śmiało spisać cały dzień na straty.
Lekkie uniesienie brwi było jedynym sygnałem słabo zamaskowanego zaskoczenia; Ryker odetchnął ciężko, jakby nagle na jego barkach spoczął cały ciężar doczesnego świata. Oparł plecy o wygodne oparcie drogiego fotela, nie odrywając lodowatego błękitu oczu od twarzy rozmówczyni.
- Gdybym był pewien, nie traciłbym czasu na zadawanie pytań - łagodna odpowiedź kłóciła się z kamiennym wyrazem twarzy; Ryker splótł długie palce dłoni w wyrazie pozornego skupienia. W gruncie rzeczy Julia go nie rozczarowała; zlepek słów "program" i "artystyczny" wywołały niemiły dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
- Napije się pani kawy? - odparł zamiast tego, zapewne wybijając kobietę z rytmu. Nacisnął jeden z przycisków na telefonie i odezwała się sekretarka siedząca przed wejściem do biura. Kilka słów później dało się słyszeć, że kobieta krząta się gdzieś za drzwiami. - Jest wcześnie. Osobiście nienawidzę zaczynać dnia bez kawy, zgodzi się pani?
Zagadnął całkiem miło i sympatycznie, nim i to wrażenie zostało zatarte przez powagę. Nie pozwolił, by zniecierpliwienie dało o sobie znać, chociaż cierpliwość została właśnie wystawiona na ciężką próbę.
- Fundusze na program artystyczny zostały obcięte z dwóch względów, pani Crane-Hale. Pierwszym było nikłe zainteresowanie, bo grono, jak to pani ładnie określiła, "szczególnie uzdolnionych" było raczej nikłe. Drugim był fakt samych funduszy, które zostały przekazane na inny cel, w mojej opinii nieco bardziej szczytny.
Chwilowa cisza pozwoliła na całkowite przyswojenie słów; sam Ryker wyglądał na niemalże odprężonego w tej chwili.
- To satysfakcjonująca odpowiedź czy mogę pomóc w czymś jeszcze?

Julia Crane-Hale
powitalny kokos
Ryker
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
malarka, która całe swoje życie poświęciła sztuce, obecnie przygotowuje kolejną wystawę w Cairns, w życiu prywatnym zaś debiutuje w roli dziewczyny Aidena i jest z tego powodu bardzo szczęśliwa
Pytanie dlaczego Julii tak bardzo zależało na dzieciach. Nie miała własnych i nie zanosiło się, by do szkoły miało chodzić któreś z pokolenia Hale’ów. Oczywiście, Ethan święcie wierzył, że ich rodzina się powiększy, a jego żona nie wyprowadzała go z błędu, ale wiedziała, że raczej nie doczekają się prędko powiększenia swojej familii.
Mogła więc odłożyć na bok swoje reformatorskie zapędy i nie użerać się z politykami pokroju Harrisa, miała przecież dość zmartwień. Z tym, że nie odpuszczała nigdy i tym sposobem znalazła się ponownie niemalże w paszczy krokodyla, czując się jak ryba (nomen omen) w wodzie, wymieniając zdawkowe uprzejmości z tym człowiekiem.
W mniej cywilizowanych okolicznościach wzięliby się za łby i zapewne stoczyliby innego typu bój, ale cóż, była słabą kobietą i preferowała w tej chwili walkę w białych rękawiczkach. Zresztą z ich dwojga zapewne wiedziała więcej o zasadach fair play niż ten oszust i korupcjonista w jednym.
Na całe szczęście, do Australii docierały gazety i echa niedawnej afery snuły się za tym zastępcą burmistrza jak nieprzyjemna woń. Julia wprawdzie wolna od uprzedzeń i dająca każdemu komplet szans, niezależnie od tego kim są; w tym wypadku okazała się bardzo przywiązana do etykietek.
Może to kobieca intuicja bądź instynkt, ale Ryker Harris wydawał się jej człowiekiem niezwykle śliskim moralnie i wolała trzymać się od niego z daleka.
Oczywiście, jeśli spełni jej zachciankę.
- Wydaje się pan bardzo zajętym człowiekiem, więc doceniam, że znalazł pan czas – och, jaka hipokryzja, wiedziała, że próbował się wymigać z tego spotkania wszelkimi możliwymi sposobami, więc pozwoliła sobie na lekką drwinę z jego osoby. Dążyli małymi krokami do otwartego konfliktu.
- Czarna, z łyżeczką cukru – odpowiada bez odrywania się od swoich papierów, zupełnie jakby to ona była tu zastępcą i takie rzeczy weszły jej w zwyczaj.
Unosi głowę dopiero, gdy udziela jej odpowiedzi.
- Niesamowite, po prostu niesamowite – powtarza z uśmieszkiem, mierząc go dłużej spojrzeniem. – Dziesięcioro uczniów jest dla pana nikłym gronem? Brzmi to dość… stalinowsko, muszę przyznać – igra powoli z ogniem, trochę z rozmysłem, chciałaby zobaczyć tego zimnego człowieka uwikłanego w emocje, które przejmują nad nim kontrolę.
Ot, prywatny fetysz pani Crane- Hale.
- I pozwoli pan sobie wybaczyć, ale moje pytanie jako podatnika brzmi: na jaki cel zostały przeznaczone te pieniądze? – chyba nie sądził, że się zadowoli byle ściemą, bo padła z jego ust.
Nie było to wcale satysfakcjonujące, więc kręci głową i wbija wzrok w jego błękitne oczy. Gdyby był bardziej przystępny to mogłaby go nadal namalować.

Ryker Harris
ODPOWIEDZ