27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
pechowa siódemka!

Memem życia Diany Puchalskiej był ten z napisem w stylu „kiedy powtarzasz nie ma problemu, a problemów jest wiele, o boże, jak wiele”. Jednym z licznych problemów na niekończącej się liście Diany było to, że… chyba nigdy nie miała wystarczająco. Odkąd pamiętała, wszystkiego miała albo zbyt mało, albo zbyt dużo. Znała tylko dwa stany: biedę, gdy musisz każdy banknot przeliczać kilka razy, zanim wybierzesz najmądrzejszy sposób na wydanie go, razem z całym towarzyszącym jej wstydem, a cudzym bogactwem, z którego mogła korzystać. Przy jej mężu pieniądze przestały być problemem. Nieoczekiwanie miała ich więcej rzeczy niż mogłaby potrzebować i wydawała kasę na rzeczy całkowicie zbędne. A jeśli nawet kupowała rzeczy, które były jej potrzebne, tak jak samochód, żeby dojeżdżać do pracy w innym mieście, to nie mogła mieć po prostu auta. Remington kupił jej wóz mądrzejszy od Beatrice – taki z podgrzewanymi siedzeniami (bo wiadomo, że nigdzie nie zmarzniesz tak jak w Australii), z którym mogła sobie porozmawiać milej niż z własnym mężem i w którym siedzenie przysuwało się do kierownicy, zanim Diana zdążyła w ogóle zacząć kurwić na to, że ktoś inny nim jechał i znów odsunął fotel.
Dzisiaj okazało się jednak, że to jej burżujskie auto ładnie wygląda i wciąż pod wieloma względami przewyższa młodych Remingtonów, ale nie robi najważniejszej rzeczy: nie jeździ. Zwykle w takich sytuacjach po prostu dzwoniła do Josepha, bo to jeden z fundamentów, na jakich było zbudowane ich małżeństwo: on lubił napawać się tym, że Diana nie radzi sobie bez niego i potrzebuje jego protekcjonalnych wyjaśnień, żeby w ogóle dotrzeć do domu z Cairns. Oczywiście problemów może nie byłoby aż tak wiele, gdyby jej mąż raczył odebrać telefon – a nie raczył. Kolejny telefon wykonała więc do jakiegoś serwisu, po którym nie pozostało jej już nic innego jak czekać, aż ktoś jej po ten samochód przyjedzie. Nie miała pojęcia o naprawianiu aut (i o autach w ogóle), więc jedyne co mogła zrobić, to oprzeć się tyłkiem o maskę i jeść kabanosy na parkingu pod galerią handlową. Nie zwracała większej uwagi na samochody wokół a, tym bardziej, na ich kierowców, bo przecież gdyby zobaczyła Bazyla, gotowa bylaby wleźć nawet do swojego bagażnika, żeby uniknąć rozmowy.

Bazyl Godlewski
ambitny krab
pianka#9491
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
zbir i dealer w Shadow, z wykształcenia chemik, który przerwał doktorat z farmakologii po śmierci męża, właściciel dwóch psów, groźny jak nigdy dotąd
Jego status majątkowy był nieokreślony. Wprawdzie Eudoksja coś trajkotała o spadkach na giełdzie, wraz ze śmiercią CEO, a on pożałował, że rozmawiają na skype’ie, bo wziąłby ten jej złoty łańcuch i zrobiłby sobie z niego sznur, na którym by ją powiesił; ale niewiele z tego rozumiał. Poza tym, że ma coraz bardziej mordercze instynkty wobec tej lafiryndy i że przekłada jego osobistą tragedię na język biznesu, w czym zapewne przyklasnąłby jej Julian.
Pieprzone kukły bez serca, najchętniej wziąłby ją na przejażdżkę mercedesem, taką, z której wraca się w trzech kawałkach.
Marzenie, mało brakowało, a trzasnąłby laptopem o ścianę, ale obiecał, że będzie się zachowywał, więc pokiwał głową, obiecał spotkanie za tydzień i kulturalnie rozjebał macbooka dopiero po spotkaniu. Nigdy nie zachowywał się jak urażona księżniczka, więc chyba raz miał prawo.
Minęły już dwa lata, dwadzieścia cztery miesiące i bolało jakby mniej, zwłaszcza gdy przelewał czyjąś krew, ale nadal to była żałoba. Taka popisowa, z kokainą na penisie kolegi Godlewskiego, z seksem w łazience podczas pogrzebu. Cokolwiek wariackiego by zrobił, jakkolwiek by nie zszedł nisko (nawet na kolanach) wiedział, że on nie wróci. I to ssało go tak bardzo jak on nigdy nie zdołał.
Dlatego wyjechał tutaj, przynajmniej nie atakowały go jak natrętne komary wspomnienia. Nie, wiedział, że jak tu coś go użądli to szybko trafi w objęcia męża, więc musiał się pozbierać. Nie było to wprawdzie równoznaczne z akceptacją (pięć faz żałoby), ale przynajmniej zaczął jakoś trzeźwiej patrzeć na świat.
Już nie chciał zabić wszystkich, a tylko wybranych. Już nie szukał celu w życiu, a zakładał, że taki znalazł i wreszcie już nie pragnął zaliczyć wszystkich kobiet i mężczyzn w promilu kilkuset mil, a tę jedną, która go sprowadziła.
Rzadko z nią pisał, praktycznie zeszła do podziemia i tylko Godlewski mógł przypuszczać, że to świadczy o tym, że dorwała dobrego sugar daddy’ego. Pogratulować, na początku może tylko kolana pieką, ale jaka satysfakcja!
Nie przeszkadzał więc jej wcale, próbując zadzierzgnąć się w materiale przestępczym tego sennego miasteczka. Na osobiste relacje jeszcze przyjdzie czas. Tak sobie naiwnie myślał, udając się mercedesem do centrum po laptopa i wioząc bardzo ważną torebeczkę, którą nosił jak relikwie, przy sercu.
A potem wyszedł z auta i zrozumiał, że musiał przejechać pół świata, żeby odkryć Puchalską jedzącą kabanosa.
Podchodzi więc blisko, od tyłu (wszystko lubili robić od tyłu) i bez pytania odrywa spory kawałek jej kiełbasy i wsadza sobie do ust. Niegdyś był mruczkiem, człowiekiem o zupełnym braku talentu jakiejkolwiek konwersacji, ale teraz już do reszty zamilkł. Zupełnie jakby był pierdoloną Arielką, której ktoś za bogactwo odebrał głos.
Z tym, że Bazyl naprawdę tęsknił za czasami, kiedy jego milczenie rozumiał ten jeden mężczyzna, a obecnie cóż… Musi starać się podtrzymać konwersację.
- Ale kabanosy tu mają cienkie. One są z kangura? – pyta więc kulturalnie i po polsku, wiedząc, że jeśli ona złamie mu serce (którego nie ma), to fakt, wyląduje w bagażniku. Tym, który później podpali jednym papierosem. Siada jednak na razie na masce obok niej i ma reminiscencje do warszawskich czasów, w którym on i ona byli jedynie dzieciakami na Pradze.

Diana Puchalska
powitalny kokos
enchante #8234
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Nie mogła sobie przypomnieć, czy bycie z Josephem kiedykolwiek sprawiało, że czuła satysfakcję. Nigdy nie musiał jej zdobywać, wystarczył banknot o odpowiednim nominale, żeby poszła z nim do pokoju hotelowego, a skoro była tylko kolejną dziwką, za którą płacił, nie mogło jej nawet schlebić, że ktoś taki jak Remington zwrócił na nią uwagę. A potem, kiedy zaczęli robić rzeczy, które zwykle robią pary, zamiast ograniczać się do seksu, po którym zostawiał jej kasę, pojawianie się w jego towarzystwie wywoływało w Dianie głównie dyskomfort. Nie lubiła spojrzeć jego kolegów, jakie czuła na sobie, równie mocno jak spojrzeć przypadkowych gapiów, którzy kojarzyli Josepha z telewizji – od jakiegoś czasu bardziej z reklam niż faktycznej działalności kulinarnej. Jeszcze większy dyskomfort wywoływały spotkania ludzi z jej świata, gdy towarzyszył jej Joseph. Kilka lat po ślubie wciąż miała momenty, gdy wstydziła się, że w ogóle za niego wyszła. Rzadko miewała za to momenty, gdy nie żałowała, że nie uciekła, gdy jeszcze miała okazję.
A Bazyl? Chyba nie zaliczyłaby go już do ludzi ze swojego świata. To wszystko – Praga, rodzina, Bazyl, śmierdzące klatki schodowe – już od dawna nie było jej. Były chyba takie rzeczy czy momenty, po których nie można się już cofnąć i udawać, że wszystko jest po staremu. W życiu Diany wydarzyło się za dużo, by mogła (albo chociaż chciała – a przecież nie chciała) udawać, że dalej jest tym przerażonym dzieciakiem, który musiał wrócić do internatu na czas. Dlatego gdy Bazyl najpierw omal nie przyprawił jej o zawał, a potem się odezwał, brzmiał nieco… obco. I to nie tylko dlatego, że nie przypominała sobie, by jej Bazyl zbyt często sam rozpoczynał rozmowę. - Nie mówię po polsku – poinformowała go, krótko i nieco oschle, mówiąc po angielsku z akcentem kogoś, kto uczył się języka z Friendsów i innych amerykańskich produkcji. Nie mówiła i tyle – nie chciała, bo gdyby miała ochotę używać języka, zostałaby w Polsce i dalej tam siedziała. A równocześnie nie mówiła, bo po polsku brzmiała już nieco… obco? Spędziła w anglojęzycznych miejscach całe swoje dorosłe życie. Po angielsku mówili jej wykładowcy na studiach, pacjenci, wszyscy znajomi i chłopak, z którym jako z pierwszym sprawdziła, czy faktycznie lubi robić wszystko od tyłu. Jeden z tych języków był sztuczny i była przekonana, że Bazyl szybko by się zorientował, ale nie chciała dawać mu okazji, od razu odmawiając mówienia w jednym z nich. Przy okazji trochę go testowała, z góry narzucała zasady i sprawdzała, czy zgodzi się dostosować. - Są… z teksturowanego białka sojowego – odczytała z opakowania, jak gdyby nigdy nic wracając do jego pytania. - Chyba dlatego nie czyta się składów, co? – spytała dość retorycznie i wyciągnęła kolejne dwa kabanosy, od razu rozrywając je na pół. Jednego z nich podała Bazylowi, odwracając się w jego kierunku. - Zjedz kabanosa, chujowo wyglądasz – doradziła.

Bazyl Godlewski masz tego kabanosa i nie marudź
ambitny krab
pianka#9491
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
zbir i dealer w Shadow, z wykształcenia chemik, który przerwał doktorat z farmakologii po śmierci męża, właściciel dwóch psów, groźny jak nigdy dotąd
Bazyl czuł się całkiem nieźle jako śliczne trofeum, takie do postawienia na półkę, w sam raz do napawania się widokiem, na przykład jego chudych obojczyków wystających z żonobijki, gdy już zdążył wyjść spod prysznica. Z tym, że on – naiwny (!) – robił to w dużej mierze za darmo. Mógłby z Dianą założyć klub podłych kochanków, którym w końcu rzuca się do stóp elegancką willę, ale wszystko to było naprawdę popieprzone.
Z prostej przyczyny, jego wielka miłość gryzła kwiatki od spodu, a on nie umiał mu wybaczyć, że zamiast umrzeć jak cywilizowany gej, otoczony psami i mężem postanowił w ostatniej chwili spieprzyć do Brazylii, żeby chłopak nie nabawił się traumy. Coś mu nie wyszło, bo zamiast zajmować się doktoratem i tworzyć komórki antyrakowe biegał po Australii szukając bloków.
Zupełnie jak gówniarz, który pokazuje fucka prosto w niebo i jeszcze myśli, że ktoś się pojawi i go zatrzyma. Żałosne.
Trochę jak podbijanie do dziewczyny, którą znało się z obskurnej kamienicy na Pradze, gdzie trzeba było stąpać ostrożnie, bo można było poślizgnąć się od spermy kochanków minionej nocy, ale dobrze było odezwać się do kogokolwiek, kto pamięta trzepak, fajki dzielone na pół i czasy, gdy zamiast grzywki miał łysą pałę.
Widzi również, że trochę mieli zły timing, bo spogląda na niego jak na świadka Jehowy u progu swojego domostwa. Właściwie niewiele się pomyliła – pukał do różnych drzwi, pukał różnych ludzi, ale cholera, sam fakt, że się odezwał, świadczył o tym, że kopnął ją zaszczyt.
- Możesz mówić nawet po urugwajsku, ale ja będę mówić po polsku – wyjaśnia ją krótko, z niechęcią, bo przecież Godlewski zawsze truł mu dupę o te pieprzone języki. Może i dobrze, bo obudzony w środku nocy szprechał po niemiecku jak aktor filmów porno, ale dzięki temu kradzionemu z nieużywanych już od lat i zardzewiałych sformułowań polskiemu mógł przynajmniej rozmawiać z nią szczerze.
Albo wypluwać z klasą to co właśnie nawiedziło jego usta.
- Z czego?! – pamięta czasy najlepszej cielęciny, zapach obiadu po zajęciach, wytrawne wino, którego nazwy do dziś nie potrafił wymówić… i obudź się, Bazyl, on już nie żyje i nie znajdziesz następnego kretyna, który będzie ci gotować. – Czemu jesz parówki z kartonu? – owszem, może i liznął (dosłownie) trochę kultury i studenckiej ogłady, ale to dalej był ten sam dres.
Który jednak krzywi się na jej sformułowanie – wyglądał zajebiście w dopasowanej białej koszuli Forda i laczkach, za które pewnie afrykańska rodzina kupiłaby dom. Może niepotrzebnie narzucał na to wszystko bluzę, ale jeszcze nie odkrył skąd wziąć kieszenie w tych fancy ciuchach, które podsyłała mu Eudoksja.
- Akcje idą w dół – wyjaśnia rzeczowym tonem, dalej po polsku i dalej bez sensu, bo to nie tłumaczy niczego. – Doktorat nie idzie wcale, a dziewczyna, dla której tu przyjechałem, siedzi i gryzie jakieś wege kabanoski – o to już jest bliższe prawdy, ale tylko troszeczkę. – A co u ciebie? Nadal szczęśliwa mężatka czy już dorosłaś do tego, by wytrzeć jego buzią – Bazyl naprawdę nie przeklina, choć oczy ma gniewne i mało przyjemne – podłogę? Mogę pomóc – och, jaki altruista z niego.
Niesie pomoc, wsparcie i szczęście, wszystko w foliowym opakowaniu. Prawie tak jak te kabanosy, które po dłuższym rozgryzieniu wydają się nawet znośne.

Diana Puchalska hej dziewczyno, spójrz na misia
powitalny kokos
enchante #8234
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
– Daj spokój, nie będę się z ciebie śmiała, jeśli okaże się, że masz taki sam akcent jak jakaś Tatiana z pornosa – gdyby była trochę bardziej rozluźniona – jako gówniara też zaczynała czuć w ciele jakieś dziwne napięcie, gdy Bazyl pojawiał się obok czy to było coś nowego, zupełnie jak ta jego blond czuprynka? – może nawet wywróciłaby oczami. Jego niechęć do mówienia po polsku miała w sobie coś irytującego, chociaż nie wiedziała, dlaczego jej to przeszkadzało. Może obawiała się, że gdyby zaczęli, byłoby za bardzo jak dawniej? A może po prostu polski był już coraz bardziej obcy. Może to ona wstydziłaby się tego, jak niezgrabnie wypowiada słowa – jaki kraj, taka Joanna Kurpa – bo przecież mogła zapewniać Bazyla, że by się z niego nie śmiała, ale… mogłaby się śmiać. Właśnie to robiła, znajdywała w ludziach wady, które potem wytykała częściej niż powinna, a dzięki temu chociaż przez chwilę miała okazję poczuć się… no cóż. Z pewnością nie lepsza, ale może przynajmniej mniej żałosna, niż zazwyczaj się czuła.
Z dobrych wiadomości: najwyraźniej oglądali podobne gatunki filmów, skoro oboje akcenty skojarzyli od razu z porno. A to chyba całkiem solidny fundament przyjaźni, zbliżony gust filmowy. Zwłaszcza jeśli w Lorne Bay nie było zbyt wiele bloków.
Widocznie gust jedzeniowy nie był jednak kolejną rzeczą, która ich łączyła, dlatego już po chwili mogła tylko zmarszczyć czoło, obserwując, jak Bazyl próbuje pobić rekord w pluciu na odległość. Wpatrywała się w niego z miną kogoś, kto tkwił w chujowym małżeństwie już na tyle długo, że podobne wypluwanie wzbudzało w nim lekkie politowanie. Albo kto sporą część tego małżeństwa spędził w na tyle burżujskich restauracjach, że wypluwanie żarcia było zwyczajnym marnotrawstwem. - Ty jesteś trochę durny czy naprawdę kiepsko znasz angielski? – spytała, starając się brzmieć dość uprzejmie (nie, żeby jej wyszło, ale próbowała), kiedy sojowy kabanos został parówką z kartonu. Coś w ich rozmowie poszło chyba mocno nie tak, a ona chciała spytać Bazyla tylko o jedno: - To dlaczego tu przyjechałeś? – nie doprecyzowała, że chodzi jej o Australię, a nie o parking w Cairns. Przecież wiedział o co pytała, nawet jeśli zamierzał udawać, że było inaczej. - I od kiedy nosisz koszule? – umówmy się, ani laczki, ani bluza nie zdziwiły jej ani trochę, ale koszula nie wyglądała na zbyt wygodną. Zwłaszcza na karku Bazyla Chuja Miliona.
W odpowiedzi na te akcje przewróciła tylko oczami, odgryzając kolejny kęs tego wege kabanoska, które jej mąż szanował prawdopodobnie jeszcze mniej niż Bazyl, który nie szanował ich wcale (może to był powód, dla którego je jadła). I choć bardzo nie chciała być zainteresowana życiem Bazyla, nie udało jej się powstrzymać. - Ty robisz doktorat? – spytała z mocno zmarszczonym czołem, nie tłumacząc, dlaczego była tym zaskoczona. Zdziwiło ją, że mu się udało, choć miał zostać na tej zaspermionej klatce schodowej czy dlatego, że marnował czas na nią i kabanosy, choć przecież zawsze miało mu się udać? - Jego? Nie udawaj, że nie wiesz, jak nazywa się mój mąż – poprosiła spokojnie, po czym wyciągnęła w stronę Bazyla opakowanie, żeby kolejnego kabanosa wziął sobie sam.

Bazylek
ambitny krab
pianka#9491
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
zbir i dealer w Shadow, z wykształcenia chemik, który przerwał doktorat z farmakologii po śmierci męża, właściciel dwóch psów, groźny jak nigdy dotąd
W Hamburgu może i miał jakieś poważanie (szacun na dzielni chciałoby się zakrzyknąć), ale wśród ludzi, z którymi niewiele chciał mieć do czynienia. Jeszcze dziś cierpła mu jasna i pięknie gładka skóra na myśl o tym całym Franzu, który polecał mu nastolatka do ciągnięcia pod stołem jak najlepsze i najdroższe wino. Żył tam wśród ludzi tak popieprzonych, że on wydawał się normalny.
Chyba nie było gorszej obelgi, bo to nadal był Bazyl, który za dzieciaka potrafił zaszyć kotce szczura, żeby obserwować jej rozkład.
Albo podać matce swojego dziecka lsd, żeby młodemu wirowało jak w pralce, więc do cholery, skoro on był taki to kim byli oni?
- Zejdź ze mnie, miałem prywatne lekcje – zauważa więc spokojnie, pewny siebie na tyle, by nie wchodzić z nią w jakieś językowe niuanse, jasne mógł brzmieć lepiej, zwłaszcza że polskiego uczył się od Ekipy, ale przynajmniej nie udaje, że jest tu miejscowy. Ba, wszystko wręcz krzyczy, że się urwał nie z tej bajki – koszula, laczki, bluza i jeszcze ten złoty zegarek, który kurwa jest chyba tylko dla koneserów. Ile on się ubłagał Juliana o taki elektroniczny, na tym nigdy nie wiedział która jest godzina, nawet jeśli nauczył się po latach odczytywać zegar.
Jego matka serio musiała też rozumieć jego pociąg dla pralek i wirówek, bo dawała podczas ciąży ostro w żyłę i teraz skutki były opłakane. Chociaż… przy całej jego wrodzonej nieudolności i braku elokwencji nikt nie mógł mu zarzucić, że jakieś śladowe pokłady inteligencji posiadał. Te związane z chemią i farmacją głównie, cała reszta dla Bazyla Godlewskiego mogłaby nie istnieć.
Dlatego patrzy na nią jakby mówiła do niego po chińsku, nie wyczuwając tego krążącego napięcia bądź porozumienia na linii jego popierdolona praska koleżanka – on sam.
- Mówiłaś, że tu mieszkasz, więc wpadłem. Miałem masę wolnego czasu odkąd… - i zacina się, ale to było zjawisko dość częste u faceta, który oberwał w głowę tyle razy i który tęskni. Nie wypowiada więc formułki o śmierci męża, o jego przeprowadzce tutaj, by rozkręcać biznes czy o niechęci do sojowego żarcia czy koszul.
Poprawia tę swoją od niechcenia, Ford czy inny pedał się postarali, by była wygodna i nie pachniała potem nawet w tej australijskiej pogodowej apokalipsie, więc brawa dla ludzi, którzy go ubierają. Jej pytanie jednak kotłuje mu pod czaszką, bo jeszcze Bazyl nie rozdzielił tego czego wymagał od niego Julian a co było zupełnie jego.
Dwa różne światy, na pewno nie pochwaliłby jedzenia kabanosów z mężatką na parkingu, ale on też był żonaty, a wyszło pięknie, więc o co chodzi?
- Koszule podobno podobają się zarządowi. Jestem wtedy bardziej godny zaufania, wyobrażasz to sobie? Ja? – i dotyka dłoni na sercu, tam, gdzie ma woreczek i całą zabawę, posyła jej pierwszy nieśmiały uśmiech jakże gadatliwego człowieka, bo zdołał jedynie odpowiadać na prosto zadane przez Dianę pytania.
Mistrz konwersacji, anno domini 2021.
Wybuchnie, gdy ktoś mu powie, że musi w doktoracie używać więcej słów. Na razie to są jedynie tylko plany i jego ambicja, która wiedzie go znacznie wyżej niż bycie spadkobiercą Juliana. – Lubię farmację, mogę studiować, dlaczego mam nie korzystać? I dalej jesteś z tym szpanerem z Netflixa – zgaduje, strzelając palcami i biorąc kabanosa, chyba tylko po to, by sprowokować wymioty na dźwięk tego nazwiska. – Cofnąłem subskrypcję, jeśli to cię pocieszy – jego cieszy bardzo, że jest obok niej i nawet te papierowe kabanosy zaczynają mu smakować.
Na tyle, że kopie w jej fancy auto laczkami i patrzy w niebo dłużej.
- Julian zmarł na raka. Dwa lata temu – to tak w ramach wymiany informacji o mężach sponsorach. Z ich dwójki to Godlewski miał więcej klasy po prostu sobie kopiąc w kalendarz, gdy już Bazyl go nie potrzebował.

Diana Puchalska
powitalny kokos
enchante #8234
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Patrzy na niego jakby nieco łagodniej niż do tej pory, ale w pierwszym odruchu, gdy usłyszała jego odpowiedź, wzruszyła tylko ramionami. Nieco bezradnie, ale też jakby… przepraszająco. Jakby chciała mu pokazać, że nie ma dużego wpływu na to, jak wygląda to miejsce, pełne jej starych pasierbic, drogich laczków i wegańskich kabanosów. Nie miała też dużego wpływu na to, że są właśnie tutaj, a nie dalej w Szkocji czy innej Brazylii. Nigdy nie ciągnęło jej w miejsca, które wydawały się równie egzotyczne co Australia, a przecież kiedy sama jesteś z miejsca, które nazywa się T ł u s z c z, już od początku wiesz, że masz przesrane i nie dla ciebie kangury czy surferzy. O wszystkim zdecydował przypadek. Przypadek, który nakłonił Josepha do pójścia na dziwki tego wieczoru, a potem pozwalała mu już podejmować kolejne decyzje za nich oboje. Nie miała zbyt dużo do powiedzenia, jeśli chodzi o wyjazd do Australii, ale nie miała też szczególnej ochoty się sprzeciwiać. Jej matka ją zostawiła, a ojciec przynajmniej w jednym przypominał Josepha – było lepiej, gdy nie było go w pobliżu, dlatego w jakimś sensie chciała jechać z Remingtonem do chłopca, na którego wypięli się rodzice. Nie przyszło jej jednak do głowy, że to może być na stałe (a powinna, przecież nic nie trwa dłużej niż tymczasowe rozwiązania) i że wylądują w Australii na dłużej, ona i Bazyl. - Mogłeś spytać, wtedy powiedziałabym ci, że nie ma tu nic, dla czego warto przylecieć do Australii – nic ani nikt, powinna dodać, ale to w świecie Diany Puchalskiej było dość oczywiste. Tak samo jak to, jak rozmowny był Bazyl, ale przecież nigdy nie wymagała od niego, by zabawiał ją rozmową. Mógł nie kończyć myśli i zacinać się ile tylko mu się podobało, w dowolnym języku.
A potem, zanim zdaje sobie z tego w ogóle sprawę, zwyczajnie odwzajemnia jego uśmiech. Jak to ona – trochę smutno, trochę łagodnie, bez szczególnego rozbawienia, wygląda bardziej jak ktoś, kto uśmiecha się, bo inaczej by się rozpłakał. A przecież nie może tego zrobić na tym głupim parkingu. - Jakiś pojebany musi być ten zarząd, skoro ci ufa – skomentowała, próbując przy okazji przypomnieć sobie, czy kiedyś, w poprzednim życiu, ona w ogóle ufała Bazylowi. Na pewno nie na tyle, by powiedzieć mu, że chce uciec do Szkocji, ale ta decyzja wynikała głównie z tego, że nie ufała sobie samej i była przekonana, że tylko się ośmieszy, opowiadając o planach równie wielkich, co żałosnych, z których nic nie wyjdzie. Skąd mieli wiedzieć, że wyjdzie z tego parking w Australii, kabanosy Diany i drogie laczki Bazyla?
– Bo studia są dla dzieciaków – tłumaczy, nawet jeśli wie, że pytanie było głównie retoryczne. - To… studiujesz, żeby dostać papierek i móc pracować. I w którymś momencie trzeba te studia skończyć – mógł studiować, ale co z tego? Diana też mogła, dość beztrosko, dzięki kasie Josepha, ale to był tylko etap, niezbędny do realizowania kolejnych planów, a nie cel sam w sobie. - Nie pociesza mnie, bardziej zazdroszczę. Ja zaczęłam oglądać HBO, ale dalej mi wyskakuje na stronie głównej i zaczyna gadać o kotletach, tyle że to się nazywa małżeństwo – wyjaśniła, bo skąd miała wiedzieć, że Bazyl miał w tej kwestii większe doświadczenie? On za to nie mógł wiedzieć, że szpaner z Netflixa miał przyjechać po Dianę na ten parking. Może przynajmniej przyrządziłby Bazylowi tę jego cielęcinę?
– Brzmi jak bardzo chujowe dwa lata – zauważa, trochę wyrzucając sobie, że nie potrafi mu powiedzieć czegoś... czegoś bardziej. Przecież u niej w pracy codziennie umierali ludzie, powinna lepiej reagować. Zwłaszcza teraz, gdy chodziło o Bazyla. Ale może właśnie dlatego, że chodziło o Bazyla, było tylko trudniej.

Bazyl Godlewski
ambitny krab
pianka#9491
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
zbir i dealer w Shadow, z wykształcenia chemik, który przerwał doktorat z farmakologii po śmierci męża, właściciel dwóch psów, groźny jak nigdy dotąd
Na co była mu ta cała Australia? W Hamburgu przynajmniej miał wrażenie, że ludzie są tacy jacyś, nawet kabanosy produkowali z prawdziwego mięsa, a nie z kartonu i najważniejsze, nie wszystko próbowało się na ciebie rzucać i zrobić z ciebie przekąskę. A jednak gdy tylko usłyszał, że ona tu jest, to rzucił Europą w diabły i właśnie siłował się z prawem emigracyjnym, z ruchem lewostronnym i z potwornym ukropem, który sprawiał, że jego grzywka traciła swój urok i musiał unosić ją do góry jak porządny obywatel po dwudziestce, a nie nastolatek tylko jakimś cudem oderwany od praskich kamienic i od znajomych z trzepaka.
- Następnym razem zapytam – odpowiada jednak hardo i bardzo w stylu dawnego Miliona, któremu spływa serdecznie kto co mówi, póki nie pluje w jego stronę. – O ile nie będziesz w Azji ratować kolejnego bękarta męża – wie więcej o niej niż można przypuszczać, ale… musiał zatrudnić detektywa zanim pojawił się znienacka na tym parkingu.
Trochę zalatywało innym hitem z Netflixa, ale przecież on nie zamierzał jej umieszczać w szklanej klatce ani zmuszać do napisania swojej biografii. Doktorat by mogła, bo ma wrażenie, że może i jest nieszczęśliwa jak i on (takie rzeczy łatwo zauważyć, jeśli samemu się jest na fali opadającej), ale zawsze wie co i jak powiedzieć.
Takiej elokwencji nie kupi się za żadne pieniądze, więc podziwia ją po swojemu, obdarzając uśmiechem zaufania.
- Żebyś wiedziała jak bardzo. Oni myślą, że skoro Julian potrafił odziedziczyć firmę po tym dziadzie to i ja mogę, a ja nie mam nic wspólnego z biznesem. Oprócz prochów, to potrafię – wyjaśnia w najdłuższej wypowiedzi świata i omal się nie krztusi tymi wszystkimi bezsensownie ułożonymi słowami. Ten smutny uśmiech chyba wodzi go dalej na manowce, a jedyne ścieżki, które ogarniał Bazyl Godlewski to te usypane z kokainy.
- Czyli co, mam rzucić doktorat w cholerę i zacząć zarabiać? Ale po jak mam pieniądze? – i kolejna spowiedź człowieka, który przez ostatnią dekadę miał zajęte usta wszystkim innym niż mówieniem. Patrzy jednak na nią niezrozumiale, kiedy z wyższością doświadczonej mężatki (bo te siniaki, które nieumiejętnie zakrywała to małżeński obowiązek, co?) tłumaczy mu meandry związku z obrączką w tle.
Do momentu, gdy nie przypomina sobie, że własną wyrzucił już do oceanu, bo paliła go w palec, zwłaszcza po urodzinach jego syna. Wzdycha głęboko i drepcze w miejscu, czując, że laczki zaczynają go uwierać. Cholerne trumienne buty, najki by mu tego nie zrobiły.
Może to kamyk wielkości guza Juliana albo właśnie świadomość, że on nie żyje. Skoro tak o nim mówił, to musiała to być prawda.
Myślenie życzeniowe w najczystszej postaci – do momentu jak nie wypowiadał tych słów… była nadzieja. Teraz to go uwierało jak za małe laczki, bluza, którą właśnie ściąga z grzbietu bez zastanowienia i za długie włosy. Nagle czuje, że uwiera go dosłownie wszystko.
- Były w porządku – odpowiada kłamliwie, mało odważnie, ale co jej powie? Że jak tracisz miłość życia to musisz zdefiniować się na nowo? Brzmi tak cholernie tanio i nie w jego stylu, więc wyciąga papierosa i go zapala. – To jak zamierzasz pozbyć się Josepha ze swojej bajki o kangurach? Trucizna? – i właśnie po to przydaje się mu polski, do swobodnych rozmów o małżeńskich fanaberiach.
Ta jego kosztowała go utratę stylu, bloków na Pradze i jedzenie niedobrych kabanosów, ale dla Puchalskiej był jeszcze jakiś ratunek, co?

Diana Puchalska
powitalny kokos
enchante #8234
27 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechała ze Szkocji rok temu, z powodu kaprysu męża, i do tej pory nie umie się tu odnaleźć. Ma 27 lat, męża, który jest australijską Magdą Gessler i 4 pasierbów, więc nic dziwnego, że jest taka smutna, prawda? Pracuje w szpitalu w Cairns, gdzie głównie gra w gry.
Zaskoczył ją. Nawet gdyby próbowała udawać, że jest inaczej, nie udało jej się ukryć zdziwienia wypisanego na twarzy. Skąd wiedział? A przede wszystkim: dlaczego w ogóle go to interesowało? Ona, jej australijski mąż i jego syn (na ile znała Josepha, mogła śmiało założyć, że jakiś bękart – co za brzydkie słowo – też mu się jakiś trafił), którego trzeba było ratować? Szczęście w nieszczęściu, Joey zamykał na razie stawkę, jeśli chodzi o dzieci narodzone po ślubie. Na samą myśl o tym, że ona miałaby zostać matką kolejnego Remingtona, miała ochotę się wzdrygnąć. Ciężko powiedzieć, co było gorsze – Joseph jako ojciec czy ona jako matka, ale jedno było pewne: to dziecko miałoby przecież przejebane. - Do Azji też byś za mną poleciał? – spytała tylko, ignorując uwagę o jej… rodzinie? Nie myślała tak o nich zbyt często, ale i tak nie chciała teraz rozmawiać o nich z Bazylem. Nie wiedziała też, co wolałaby usłyszeć w odpowiedzi – zapewnienie czy zaprzeczenie? I którą opcję wolałby sam Godlewski?
– Potrafisz dużo więcej niż prochy – westchnęła z lekkim znużeniem, trochę jakby toczyli ten sam spór już od czasów bloków na Pradze, między które teraz bałaby się pewnie wejść. A może i nie – przecież kogokolwiek by tam nie spotkała, i tak nie zrobiłby jej nic gorszego niż zrobił Joseph. - Ale nie musisz znać się akurat na prowadzeniu biznesu. Możesz się z tego jakoś wyplątać? – to w ogóle jakaś bardzo współczesna głupota, to przekonanie, że każdy musiał znać się na wszystkim. Nie tylko nie musiał, Bazyl miał też całkowite prawo zwyczajnie nie chcieć czegoś robić i żaden głupi zarząd ani kobieta podrzucająca mu drogie laczki nie mogli go do tego zmusić.
– Tego nie powiedziałam – zauważyła spokojnie, choć musiała dostrzec, że podobne pytanie szybciej padłoby z ust dziecka Josepha niż jakiegoś dresa z Pragi. - Nie musisz rzucać doktoratu, ale też… nie musisz go robić, jeśli nie chcesz – wyjaśniła. Jeśli nie potrzebował go do szczęścia i nie wiązał z tym doktoratem żadnej przyszłości, to na co mu to było? Mógł dalej wydawać hajs Juliana nawet jeśli nie studiował.
Powstrzymała się przed westchnięciem, ale zamiast wytykać mu kłamstwo, przekręciła głowę, by móc spojrzeć prosto na niego. - Hej, naprawdę kurewsko mi przykro, Bazyl – powiedziała. To nie był przecież ani czas, ani miejsce, żeby zastanawiać się, co ona zrobiłaby na miejscu Bazyla, prawda? Albo co by zrobiła, gdyby nie musiała martwić się mężem, teraz, gdy już przyjechał tu do niej. Na szczęście Bazyl szybko sprowadził ją na ziemię i Diana wywróciła tylko oczami. - Pierdol się, a ż tak przykro mi nie jest – poinformowała, odrobinę bardziej rozbawiona niż zła – wciąż w ten swój smutny sposób. Może głupio zrobiła, bo to chyba ostatnia szansa na takie uzgodnienia – gdy Bazyl się pojawił, telefon wsadziła do tylnej kieszeni jeansów i nie wiedziała, że jej mąż już do nich jedzie.

Bazyl Godlewski
ambitny krab
pianka#9491
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
zbir i dealer w Shadow, z wykształcenia chemik, który przerwał doktorat z farmakologii po śmierci męża, właściciel dwóch psów, groźny jak nigdy dotąd
Dobry dealer nie zdradza swoich źródeł, więc nawet jeśli był zdumiewająco prostym człowiekiem i przyznałby się Dianie do tego co zrobił ze swoim psem (jak był młody, głupi i bez laczków od Prady), ale nie zamierzał wysypywać przed nią tego detektywa. Ani pozbawiać się przyjemności kontroli nad jej życiem. Za mądre i zdrowe to nie było, ale czego można było spodziewać się po człowieku, który fantazjował o pokopaniu Josepha bucikami z czerwoną podeszwą jak rasowa Carrie Bradshaw.
- Byłem w Azji. Mają dobre toalety. Takie z milionem przycisków i hotele kapsułowe – to nie jest odpowiedź na jej pytanie, ale tak, oczywiście, że poleciałby. Pozwala sobie na delikatny dotyk jej ramienia, najwyżej powie, że chciała ją użreć Czarna Wdowa i musiał zareagować jak przystało na prawdziwego faceta.
Z tym, że realny, a nie podrabiany Godlewski raczej zajebałby tego pająka nożem.
Ten ma konferencje, giełdy i przeświadczenie, że utknął w brutalnym świecie, gdzie pieniądz robi pieniądz. Serio dali się sprzedać za te niewygodne koszule i dom z basenem?
- Nie mogę się wycofać, bo my – nie mówił jej tego i teraz również nie wie, czy chce jej powiedzieć, ale bezskuteczne pocieranie palca z obrączką na wiele się nie zda. – Ja i Julian byliśmy małżeństwem i zostawił mi wszystko. Powinienem być na jakiejś okładce Forbesa jako bogaty przed trzydziestką albo Hustlera jako dziany pedał – śmieje się krótko, ale tu się niewiele zmieniło. Śmiech Bazyla zawsze brzmi jak zapowiedź konfliktu zbrojnego, a nie realny uśmiech. Chyba ostatni raz śmiał się tak naprawdę jak Julian kupił mu Cezara, ale to było lata temu.
Pomija milczeniem jej macierzyńskie zapędy, bo bardziej go interesuje wiodący temat numer dwa. I nie, nie jest to żałoba, bo w czarnym wygląda przeraźliwie, a i Diana będzie jak strach na wróble, ale przykrość. Gdyby mógł to zgiąłby jej kark do najbliższego samochodowego lusterka i pokazał jak nie jest jej smutno, ale uwierzyłaby?
Coś kiedyś mu się obiło o uszy o uzależnionych, a Puchalska z tymi kabanosami, dziećmi pozamałżeńskimi i wypasioną willą wpisywała się idealnie w schemat, więc nie porywa się z motyką na wiatr. Po prostu siedzi z nią do momentu jak nie zobaczy samochodu, który musiał zwiastować nadejście mitycznego Josepha.
- Trzymaj się, mała – ma w sobie tyle klasy (tak), że zabiera bluzę, swoją frapującą osobę i tyłek z jej zderzaka zanim jej mąż zauważy, że z kimkolwiek gada.
Pewnie z zazdrości by ją tak ucałował, że ślady liczyłaby przez najbliższy miesiąc.
A on nigdzie się nie wybiera i poczeka aż w końcu będzie wolna.

zt?
Diana Puchalska chodź na herbatkę <3
powitalny kokos
enchante #8234
ODPOWIEDZ