sierżant — australian federal police
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
— cztery

Droga wyjazdowa z Lorne Bay, a prowadząca jednocześnie do Cairns, bywa prawdziwą zmorą w każde sobotnie przedpołudnie. Licząc się z tym, należało zmienić plany na inne, umożliwiające rozsądne wygospodarowanie czasu i rozejrzenie się, choćby, w samym Lorne za jakimiś weselnymi talerzami. Faktem było bowiem, że Jude nie rozumiał, dlaczego należy zakupić nową zastawę oraz — co ważniejsze — dlaczego kilka naczyń kosztować ma majątek. Odbywając rozmowę z Issie na ten temat, podsuwał różne opcje. Pierwsza, najlepsza, to talerze jego matki. Miała ich dużo, mogła się podzielić. Druga, talerze ze sklepu vintage, bo tam na pewno ktoś oddał swoją własną zastawę. Trzecia, zamówienie kompletu z chińskiej strony, bo teraz przecież wszyscy tak robią. Kiedy jednak Issie się nadąsała, a on nauczył się już, że ciężarnych kobiet denerwować nie należy, zgodził się pojechać do Cairns, by tam wybrać coś odpowiedniego. A skoro Issie nie mogła jechać z nim, zadzwonił do Hope i umówili się, że następnego dnia razem stawią czoła temu wyzwaniu. Tym bardziej, że ona także nie posiadała wybranych jeszcze talerzy.
Po drodze niestety nie mieli okazji do odbycia zbyt wielu rozmów, jako że telefon Juda dzwonił bez przerwy — obejmując stanowisko sierżanta nie przypuszczał, że praca w tak wielkim stopniu zawładnie jego życiem. Nie istniało już więc coś takiego, jak dzień wolny, ale Westbrookowi to nie przeszkadzało — służbistą i pracoholikiem był odkąd tylko pamiętał, a wszyscy bliscy mu ludzie nauczyli się już akceptować te jego wady. Dopiero więc gdy jakimś cudem udało się im dotrzeć do Cairns, a Jude przestał (chwała bogu) opowiadać jej o prowadzonej teraz sprawie, skupić się mogli na tym, co najważniejsze. Wesela. Nim weszli do odpowiedniego sklepu, Jude westchnął, nieomal szemrając, jako że wcale nie podobał się mu ten cały proces przygotowań. Uznawał jednak, że lepiej będzie mieć to jak najprędzej za sobą, więc już po chwili znaleźli się w odpowiednim sklepie. — Co wchodzi w skład zastawy, Hope? — spytał, marszcząc czoło, bo o tych okołoślubnych rzeczach wiedział kompletne nic. — Dlaczego talerze nie mogą być po prostu na sali, którą wynajęliśmy? — dopytał, starając się coś z tego absurdu zrozumieć. Skinął też do jakiejś pani za ladą, by się nimi zaopiekowała, bo czuł, że nie da rady. Tym bardziej, że sklep ten — nie dość, że niesamowicie drogi — oferował znacznie więcej rzeczy, a Jude... cóż, po raz pierwszy od dawna, zdawał się niezwykle zagubiony.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Byli w podobnej sytuacji. Oboje zapracowani i w samym środku weselnych przygotowań. A czasu coraz mniej. Czemu nie odbywało się na odwrót? Czemu najpierw nie załatwiało się tych wszystkich mniejszych rzeczy, a dopiero potem szło się załatwiać termin i móc się w pełni cieszyć z tego, że wielki dzień nadchodzi. Rzecz jasna marzenie to było niestety mocno nierealne, ale kto jej zabroni mieć taką, a nie inną wizję tego okresu w swoim życiu?
Zastawa. Podobno tradycja. Hope jej nie znała, ale na każdej niemal stronie internetowej widniała informacja, że przed ślubem właściwym odbywała się próba, a przed próbą kolacja z rodzicami i świadkami.I to właśnie na tę uroczystość Hope planowała zakupić zastawę. Czy to jakaś współczesna wersja posagu? Jeśli tak, to czemu musiał go kupować również Jude?
I w sumie miała nadzieję, że narzeczona naprawdę źle mu przekazała informację i u niego też chodziło o zastawę na kolację, a nie na samo wesele. W innym wypadku zostawi w tym sklepie spory majątek.
Hope przysłuchiwała się jego opowieści, ciesząc się, że może chociaż na chwilę oderwać myśli od własnych kłopotów. Na dodatek teraz nie miała swojego samochodu. Na jej twarzy wciąż widoczne były siniaki, których nabawiła się, gdy uderzyła twarzą o kierownicę w czasie wypadku. Na szczęście jej samej nic poważnego się nie stało, oprócz tego, że miała na sumieniu kangura. Zakup talerzy wydawał się przy tym błahostką.
Sklep wydawał się bardzo elegancki, a ona, jak zawsze miała wrażenie, że będzie oceniana od momentu wejścia do środka.
- Naprawdę nie może być coś z jakiegoś czerwonego krzyża? - Tak była świetnym lekarzem, więc nie chodziło o to, że nie było jej stać. Takie miejsca niezmiennie ją peszyły. Jakby wcale jej rodzice nie żyli wśród podobnych rzeczy. - Bo myślę, że wtedy moglibyśmy powiedzieć, że takie właśnie kupiliśmy… - Mruknęła, bo nawet ona nie wiedziała, co wchodzi w taki skład.
- Naprawdę musicie kupić zastawę na wesele? A nie na to śmieszne coś przed nim? Ilu macie gości? - Zapytała, biorąc kilka głębszych oddechów.
- Chodź … Damy radę. - Powiedziała i ku pokrzepieniu złapała go pod ramię, żeby dodać mu otuchy.
- Och państwo młodzi! - Zaszczebiotała kobieta, wychodząc zza lady.
W oczach Hope wyglądała, jakby odessano jej z twarzy całe powietrze i wszystko wpakowano w niesamowicie wydęte wargi. - W czym mogę pomóc? Może zainteresuje państwa nasza najnowsza kolekcja kryształowych podziękowań dla gości z grawerowanymi imionami? - Praktycznie nie było szans wcisnąć się jej w słowo.
Hope zerknęła na Jude’a, który chyba również nie wiedział, co teraz, gdy w ich dłoniach lądował kieliszek szampana na czas zwiedzenia sklepu.


jude westbrook
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
sierżant — australian federal police
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Wiedza czerpana częściej z usłyszanych pogłosek, niżli doświadczenia lub źródeł wiarygodnych, pchała go w sidła absurdalnych decyzji. Oto pozwalając Issie na błogie lenistwo, dyktowane przez dorastającego w jej brzuchu małego człowieka, potykał się i błądził w ślubnych przygotowaniach niczym ślepiec bez ostrzeżenia znajdujący się w centrum zatłoczonego miasta. Nużyło go to wszystko niezwykle. Opowieści o tym, co trzeba kupić, a co zrobić przed dniem zero. Wyciągając z tego informacje szczątkowe, popełniał błąd za błędem - zdążył już zamówić zespół, a miał przecież dj’a. Nie wybrał swojego drużby, tak jak i wciąż nie odwiedził jubilera w kwestii obrączek ślubnych. Decydując się na zatrudnienie kogoś, kto ogarnie to wszystko za niego, nie potrafił wciąż podjąć decyzji co do odpowiedniej firmy. A w tym wszystkim, tak żałośnie, liczyły się dla niego bardziej dwie inne sprawy. Po pierwsze oczywiście policja. A po drugie Geordan.
- Issie się uparła. Może nie tyle ona, co jej rodzina, wiesz… Oni są tacy… - mówiąc to westchnął, wywracając pod koniec wypowiedzi oczyma. Bogaci. Ze świata mu odległego, którego się obawiał, trochę nie rozumiał. Oczywistym jednak było, że ci oczekują od tego ślubu wysokiego poziomu, pokrywając przy tym część kosztów. Nie całość, bo Jude’a nie lubili nigdy i gdyby nie miłość do jedynej córki, nie wydaliby ani grosza na tę ceremonię. - Nie wiem Hope, nic nie wiem - wymruczał cicho, gdy serce zakuło go na widok pierwszej z cen dostrzeżonych przy czymś, czego nawet nazwać nie potrafił. - Dużo. Za dużo. Pogubiłem się już w tych liczbach, bo jej rodzina ciągle zmienia listę gości - odparł, krzywiąc się nieznacznie. To kogoś ubywało, to przybywało i pewne sprawy zdawały się mu zbyt potężne, by je kontrolować. - Nie wiedziałem nawet, że to coś śmieszne przed to tak na poważnie. Myślałem, że to żart - przyznał niepewnie, szukając jej spojrzeniu podpowiedzi, wsparcia, pocieszenia. W tego typu momentach zastanawiał się po co mu to wszystko, ten ślub i starania. Kochał Issie, ale miał na głowie przecież ważniejsze zmartwienia; zamiast o weselu, myślał o powrocie przyjaciela i o tym, że nie będzie mieć niedługo dla niego czasu. Bo Geordan nie będzie jego rodziną. Krzywiąc się już w sposób widoczny, odpędził od siebie te myśli i powrócił znów do tego pretensjonalnego, paskudnego sklepu. W sam raz by usłyszeć jeszcze pomyłkę sprzedawczyni, wobec której uśmiechnął się gorzko. Był to zaledwie pierwszy z geszeftów, jakie mieli dzisiaj - wedle jej nadziei - zawrzeć. - Szukamy z narzeczoną talerzy. Zastawy - odparł sztywno, przyjmując kieliszek szampana i zerkając z rozbawieniem na Hope. Mogli poudawać parę, prawda? Mogło to ułatwić te ciężkie chwile, na które oboje nie byli gotowi.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Przynajmniej w tym całym zamieszaniu było ich dwoje. Niby Hope miała już w tym jakieś doświadczenie. W Stanach przecież też szykowała się do ślubu, ale wtedy termin był odległy — wszystko miało się odbyć dwa lata od daty zaręczyn, więc w teorii poprzedni ślub Hope i ten, do którego się obecnie szykowała miały się odbyć w tym samym roku. Wtedy wydawało jej się, że ma na wszystko jeszcze mnóstwo czasu. A teraz? Wszystko zwaliło się na raz i sama nie wiedziała, w co włożyć ręce. Może dlatego czuła się zagubiona podobnie do Jude’a?
- Rozumiem.. - Ale było to bardziej współczucie dla niego, niż rzeczywiste zrozumienie sytuacji, bo dla niej wciąż to nie było logiczne. Nawet jeśli sama brała w tym udział. Ostatecznie przecież była tu z nim i z nielogicznego powodu wybierała zastawę, chociaż była pewna, że oboje mają w domach przynajmniej dwa komplety, które zza szkła wyjmuje się tylko na święta i inne okazje.
Spojrzała na niego i cicho westchnęła. Jeśli miał naprawdę kupić zastawę na całe wesele, to była pewna, że zostawi w tym sklepie przynajmniej trzykrotność swojej pensji. Jeśli nie więcej. Na dodatek, jeśli jego teściowie byli z piekła rodem, najpewniej i tak nie będą zadowoleni.
- To może zrobimy tak, że jeśli nam pozwolą, to zrobimy zdjęcia kilku wzorów i najwyżej założymy wstępną rezerwację, a najwyżej po odbiór przyjedziemy, jak Issie ci powie, czy takie będą odpowiednie. - Bo może i Hope miała damskie spojrzenie na sprawę, ale gust mogła mieć zupełnie odmienny niż narzeczona Jude’a. Hope lubiła prostotę połączoną z odrobiną kwiatowych wzorów, ale czegoś bardzo subtelnego, jak roślinny motyw wokół talerza, czy pojedyncze polne kwiaty gdzieś w rogach. Ale ona znów bała się, że wezmą ją za jakąś prostaczkę, gdy nie wybierze czegoś z najwyższej półki. Nie znała praktycznie rodziny Tony’ego i w sumie nie mogła nawet ocenić tego, co mieli w rodzinnym domu.
- Jeśli jakoś cię to pocieszy, to dla mnie próbna kolacja przed ślubem to też jest zupełny absurd… Ale przynajmniej jest na nim mniej gości i ja tylko na to potrzebuje zastawy. - Może powinien zadzwonić narzeczonej i dopytać. Bo kupić coś na 20 a coś na 200 osób, to jest jednak różnica.
Ale wtedy właśnie zostali zagadani przez zbyt miłą sprzedawczynię. Czy jej sztuczność podobała się Hope? W żadnym razie. Najchętniej by zwiała, ale widząc grę kolegi, widząc, że wreszcie jego twarz rozjaśnia uśmiech, postanowiła pociągnąć z nim tę grę.
Krzywiąc się nieznacznie, złapała kieliszek z tacy i marszcząc nosem wąchnęła zawartość. Nim dotknęła nim ust, ale minę miała wielce wywyższającą się.
- No dokładnie tak, jak mówi Dziubasek… Ale… nie możemy się na coś zdecydować. Widzi pani… Jestem przy nadziei i się zastanawiam, co z tego tytułu mi się należy… Oczywiście oprócz tego, że ma być wysoka jakość, to również i przystępna cena. - Hope odpaliła wszystkie stereotypu, jakie przeczytała w czasie nudnego dyżuru o madkach. Jeśli zbłaźni się nieco za bardzo, to zawsze mogą spróbować zamówić coś z Amazonu, prawda?

jude westbrook
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
sierżant — australian federal police
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Czy warto? Początkowo pytanie to zdawało się czymś haniebnym, nieodpowiednim; jak rzucone nań przekleństwo nawiedzało go nocami, gdy wpatrywał się w spokojną, zastygłą w śnie twarz ukochanej. Wtedy, gdy powiedziała mu o dziecku, a on następnego dnia szukał już odpowiedniego pierścionka, wydawało się mu to jasne. Że ją kocha, że ślub, że rodzina. Że warta jest wszystkiego, nawet tych wyrzeczeń wszelakich i ubytków w portfelu odczuwalnych przez długie kolejne lata. Zdania poniekąd nie zmieniał, kochając Issie bezwarunkowo, ale pytanie coraz częściej poczęło jego myśli nawiedzać. Bo czy w istocie warto było tak długo do ślubu się przygotowywać? Planować je niczym bal królewskich rodów, wyłącznie ku uciesze innych? Czy gdyby nie kochali się tak szczerze, prawdziwie, na zawsze, nie wzięliby ów ślubu od razu, wyłącznie w swym towarzystwie zawierając ceremonialne przymierze? Może dlatego, może przez to jedno głupie pytanie, czas wolny uwielbiał spędzać z Hope. Nigdy nie rozmawiali o wątpliwościach i obawach, ale zdawało się mu, że i ona może mierzyć się z podobnymi rozterkami. Albo że — przynajmniej — bez zbędnych ocen zrozumiałaby to wszystko, co czasem paraliżuje jego ciało.
— Widzisz? Bez ciebie bym sobie kompletnie nie poradził — rzucił ze słyszalną ulgą, bo o ile w pracy strategiem bywał perfekcyjnym, tak to wszystko, ta cała ślubna gorączka, całkowicie odzierała go z rozsądku. — Gdybyśmy brali ślub ze sobą byłoby łatwiej — ośmielił się stwierdzić, zupełnie nie jak Jude, bo on przecież raczej podobnych słów nie wypowiadał nigdy. Jednak ta ich zgodność i preferencje tak bardzo się ze sobą pokrywające sprawiały, że Hope bliższa była mu obecnie niż ktokolwiek. Ach, jakież łatwe by to było, gdyby w istocie całe to wesele, jedno tylko, mogli razem zaplanować! — A wy musicie tę kolację mieć? — dopytał jeszcze, bo nie znał przecież szczegółów ich ustaleń, a... jeśli mieli z Tonym okazję, to powinni ją przecież wykorzystać i zrezygnować z tego typu udziwnień.
— Warto też dodać, że na wesele przybędzie brytyjska artystokracja, więc rozumie pani — dodał, po jednym łyku szampana krzywiąc się i z jawna pretensją wyciągając szkło w kierunku zdezorientowanej dziewczyny. Nie miał pojęcia co robi. I dlaczego. Nigdy nie zachowując się w ten sposób jawił się teraz jako własna karykatura, ale... Może potrzebował pobyć przez chwilę kimś innym. Byleby tylko zapomnieć o wszystkim, co na co dzień trapiło jego myśli. Przyciągając czule do siebie Hope spojrzał wyzywająco na kobietę, która miała to nieszczęście zainteresować się nimi, po czym wykrzywił usta w protekcjonalnym uśmiechu. — Wydaje mi się jednak, że wszystko jest tu dość tandetne. Co sądzisz, skarbie? — spytał ze znużeniem, niby krytycznie przyglądając się właśnie kryształom, na które nie było go stać.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Wątpliwości miała i kiedyś i najpewniej na zawsze pozostaje ich cień w człowieku. Nie sposób wyzbyć się przeszłości, która wbrew pozorom bywa o wiele bardziej niepewna niż przyszłość. Jest tylko mętną siecią wspomnień, z których wybieramy jedynie te, które możemy przypasować do danej sytuacji. A co jeśli czas zatarł część szczegółów i faktów, pchając nas ku podejmowaniu złych decyzji znowu i znowu?
Nie myślała teraz o konsekwencjach. Że przecież powinna ten dzień spędzić produktywnie i naprawdę zadbać o wesele. Bo przecież go chciała! On też chciał ślubu z Isse, przecież takich decyzji nie podejmuje się z przypadkową osobą. Potrzeba zapewnienia dziecku pełnej rodziny była naturalna dla ludzi i nie sądziła, żeby Jude, nawet jeśli podjął decyzję pod wpływem chwili, miał zamiar kogoś skrzywdzić.
- Zginąłbyś marnie, a ja bym umarła z nudów i nigdy nie dowiedziała się, jak naprawdę działa CB radio. - Powiedziała, uśmiechając się do niego i puszczając oczko. - Byłoby łatwiej, ale też najpewniej uznałbyś, że łatwiej mnie zabić, niż wykarmić, więc dobrze, że nie podjęliśmy tego ryzyka. - Odparła, chociaż, wbrew sobie, poczuła, że lekko się rumieni. Rzeczywiście podobnych deklaracji wcześniej nie uświadczyła, stąd z pewnością taka, a nie inna reakcja jej ciała. - Ale uważaj, bo zrobię sobie jeszcze z tobą deal, że do trzech kolejny nieudany deal i cię porywam. Macie gdzieś tu takie australijskie Vegas? - Zażartowała. Obojgu im taka luźna rozmowa była potrzebna. Ciąg bzdur, które pozwalały oderwać myśli od stresu.
- Tak. To znaczy, to chyba tradycja, prawda? I w sumie chciałabym, żeby Anthony był zadowolony, bo wiem, że sporo poświęca dlatego, żeby to był wyjątkowy dzień dla mnie. A ja bym chciała znaleźć taką idealną suknię, żeby odebrało mu mowę. A nawet nie wiem, w czym mi dobrze. Ale ponoć mamy zatrudnić ślubną planerkę. Może ona będzie umiała coś doradzić. Jest tyle rzeczy do załatwienia, że czasem się gubię. - Wyznała, chyba po raz pierwszy dając upust lekkiej frustracji, chociaż szybko się opanowała. Nie chciała psuć ich lekkich nastrojów.
A ta cała scenka w sklepie. Przytulona do Jude’a czuła się nadzwyczaj dobrze, bo przecież nie była Hope w tym momencie. Była osobą, którą sobie wymyśliła. On też nie miał na imię Jude. Mógł być kimkolwiek, tylko chciał.
- Nie wspominaj mi o nich kochanie… - Rzuciła pretensjonalnie, jakby brytyjska arystokracja nie mogła być czymś gorszym. - Jeśli znów będę musiała się pilnować z każdym słowem, bo ktoś z nich “przypadkiem wygadał prasie”, gdzie się znajdują, to chyba podam im herbatę o 18. - Stwierdziła Hope, patrząc, jak kobieta na ich oczach głupieje. - Wiem, że tak to wygląda, ale znasz Brytyjczyków. Kochają tandetę, a jeszcze zupełnie, jak mogą coś ukraść z cudzego kraju, to są w siódmym niebie. Mam nadzieję, że nie nie wywiozą jakiś tradycyjnych aborygeńskich rzeczy, jak to zrobili z eksponatami z Egiptu. - Wywróciła oczami. Kobieta chyba pomyślała, że mają dużo pieniędzy, bo nadal uśmiechała się sztucznie, ale już prowadziła ich pomiędzy porcelanowe regały.
- Usłyszałam, że mają państwo ważnych gości z Wielkiej Brytanii. Rozumiem, że nie każdy produkt trafia w państwa gust, ale… Może jednak oprócz zestawów obiadowych zdecydują się państwo na zestaw do herbaty? Och, ten jest piękny. Jedyne… - Palcem przysłoniła tag, żeby nie było widać, ile naprawdę kosztuje, więc Hope domyślała się, że zaproponuje wyższą cenę. - 450 dolarów za całość. - Pelletier rzuciła okiem na “narzeczonego”, starając się zachować poważną minę. Ona naprawdę sądziła, że ich oszuka? I na dodatek próbowała to zrobić w obecności policjanta? Oj zabawa będzie przednia.


jude westbrook
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
sierżant — australian federal police
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Raz za razem uśmiech rozbawienia, niekiedy wytchnienia, przecinał tę jego wiecznie udręczoną twarz, która — zdawać by się mogło — na wieki zastygła w tym jednym grymasie. Przy Hope łatwo było oddychać, powietrza smakując z nieukrywaną przyjemnością; łatwo, bo przy niej jedynej otwierał się poniekąd, co przy innych przychodziło mu z trudem. Bo Jude ludzi nie lubił, poza kilkoma wyjątkami — mogliby więc z Hope zdecydować się dziś na dużo bardziej prozaiczne zajęcie, a i tak czerpałby z niego radość. — Myślę że jednak wolałbym cię karmić. Wiesz jak ciężko jest kogoś zabić? Ukryć ciało i udawać, że to był wypadek? — kto by się spodziewał, że tego typu rozmowę będzie prowadzić z kimkolwiek? Tym bardziej teraz, gdy pracując nad nową sprawą powinien wykazać się większą dojrzałością, skoro nie potrafili odnaleźć jeszcze mordercy denatki. Wszystko to jednak, praca i jej trudy, zdawało się nie istnieć teraz w ogóle. — Słuchaj, jak za trzecim razem nam w życiu nie wyjdzie, to polecimy do tego pieprzonego Vegas prywatnym samolotem — obietnica, całkiem szczera, pozwoliła mu dać sobie nadzieję. Na to, że jakoś się to wszystko ułoży, mimo wszelakich wątpliwości. Może i były to żarty, plan zupełnie awaryjny, ale skoro już jedno narzeczeństwo Westbrookowi nie wyszło, z tym mogło być podobnie. Więc chyba faktycznie powinien już planować co potem, jeśli na starość przyjdzie mu się raczyć samotnością.
— Możesz mi się potem w kilku pokazać, chętnie ocenię która jest najlepsza — zaoferował zaczepnie, uśmiechając się przy tym jednak pięknie. Może i nie znał się na tych wszelkich weselnych kwestiach, może też męczyły go niezwykle, ale w tej jednej sprawie gotów był jej pomóc — męska opinia byłaby przy tym całkiem cenna, prawda? Chociaż Jude nie wiedział, jaki gust ma Anthony, ale mężczyźni w sukienkach chyba poszukują podobnych elementów. Tak więc w tej jednej kwestii mógł ją poratować, nawet jeśli wizja wspólnego wybierania sukni ślubnej zdawała się skrajnie abstrakcyjna.
W kolejnej chwili faktycznie przestał być sobą. I przyjemne było to doznanie, pozwalające na porzucenie gdzieś tych wszelkich niepewności i problemów codzienności; bo w tej nowej wersji świat stał przed nim otworem. — Widzisz, misiaczku, lepiej było już na początku powiadomić o wszystkim dziennikarzy i zrobić z tego ślubu wydarzenie roku — zacmokał teatralnie, udręczony niby wagą tego wszystkiego. Ekspedientka usiłująca zrozumieć, kim są, uśmiechała się co sekundę i poważniała zaraz potem, w panice niekiedy rozglądając się dookoła. Może usiłowała skojarzyć, że ich twarze mogą być jakkolwiek rozpoznawalne — czy to ważna para, czy jednak nieistotne charaktery? — Z tego kraju nie opłaca się nic kraść, brak tu przecież jakiegokolwiek splendoru — westchnął, wywracając oczyma. Czy istniała w tym wszystkim granica? Czy miał pożałować w czasie późniejszym tego wszystkiego? Prawdopodobnie. Teraz jednak nie myślał za wiele, pozwalając prowadzić się po sklepie, z którego nie zamierzał niczego kupić. Trzymając przy tym przy swym boku Hope, która dodawała mu animuszu. Iskra zrozumienia zaświeciła w jego oczach, gdy Pelletiter posłała mu ukradkowe spojrzenie. On, zachowując naturalnie powagę, po raz kolejny mimiką swą wykazał wyraźne zniechęcenie. — Dalibyśmy maksymalnie sto dolarów za tak szkaradny zestaw — rzucił nieomal patetycznie, ze znudzeniem rozglądając się dookoła. — Czy ma pani dla nas jakieś poważne propozycje, czy mamy iść do wytworniejszego miejsca? Dając znać odpowiednim organom, że w miejscu tym przydałaby się kontrola cen i jakości? Co myślisz, skarbie? — zwracając się pogodnie do Hope, przyzwolił na to, by tę szopkę wzniosła na wyżyny. Ważne było to, że oni bawili się dobrze — ta biedna kobieta, biała już jak ściana, nie miała dla niego najmniejszego znaczenia.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Rzeczywiście, chwile takie jak te przynosiły swoistą ulgę. Ileż można było zgrywać silniejszego, niż się w rzeczywistości jest. Oboje na co dzień musieli mierzyć się z konsekwencjami i zaniedbaniami innych ludzi, a płaca za tę odpowiedzialność nie była w zasadzie adekwatna. Jeśli ludzie mieliby sami sterować swoim życiem i nie robić rzeczy głupich, czy nie zaniedbywać zdrowia, być może ich prace byłyby nieco mniej obciążające psychicznie. A tak? Musieli ratować się planami awaryjnymi o ucieczkach do dalekich krajów, żeby brać ślub. Nawet jeśli było to jedynie czcze gadanie. Coś jak joga śmiechu — niby nie śmiejesz się naprawdę, a jednak stymulujesz swój mózg do tego, żeby myślał, że jesteś szczęśliwszy niż w rzeczywistości. Jude był taką jej jogą — może i nie była do końca szczęśliwa, ale przy nim, jej mózg myślał, że jest zupełnie inaczej.
- Nie wiem… Ale jeśli kiedyś będę potrzebować pomocy, to na wszelki wypadek ustawie sobie twój numer na szybkie wybieranie. - Odparła, widząc, że oboje się rozluźniają. Śluby się zbliżały, ale prawda była taka, że ich drugie połówki najpewniej nie powinny puszczać ich razem w tak ważnym zadaniu, bo cóż… Kończyło się tym, że planowali własny ślub. Choćby i w żartach. Czy to nie ten moment, gdy powinni pojąć, że coś mogło być nie tak? A może tylko u niej, skoro pojawiły się takie myśli? W każdym razie rzeczywiście nawet wyimaginowany deal wydawał się całkiem sensowny, kiedy można było go zawrzeć z przyjacielem.
- Brzmi jak plan… Ale zdecydowanie wolę dobrą podróż poślubną niż prywatny samolot. Z drugiej strony to przynajmniej gwarancja, że na pokładzie nie będzie irytującego i wiecznie płaczącego dzieciaka. - Powiedziała, zanim ugryzła się w język. Jude niedługo będzie ojcem. Chyba bardziej powinna ważyć na słowa. Może miał już tak zwane gorączkę pieluszkową i teraz nie daj boże weźmie, to za atak?
- W takim razie czekaj na wiadomość. Wyślę ci od razu informację która przymierzalnia, żebyś mógł zapiąć mi zamek sukni. - Odparła żartobliwie, chwytając go jednocześnie mocniej pod ramię. Byli głównymi gwiazdami przedstawienia. Musieli wypaść przekonująco.
Później całkiem dobrze się bawiła kręcąc nosem na wszystko, co jej pokazywano. Nie, żeby akurat w tej kwestii musiała udawać. Rzeczy, które mieli na stanie miały ceny z kosmosu, ale tam też powinny zostać wysłane, żeby nikt nie musiał ich oglądać. Zastawa w myjące się koty w wiktoriańskich sukniach? Chryste… Kto to kupuje? Wyglądało to, jak mokry sen Dolores Umbridge.
- Nie mam już chęci nic tu oglądać. - Powiedziała w pewnym momencie Hope, udając wielce znużoną. Wiedziała przynajmniej, że ich wygłupy nie są karalne — miała u swojego policjanta, a kto jak kto, ale on by wiedział, czy mogą być po prostu tak niemądrzy.
I Hope chciała dodać coś jeszcze, ale w tym momencie dostrzegła ruch za jedną z półek. Jeden z lekarzy z jej szpitala oglądał zestaw paskudnych kubków do herbaty, stylizowanych chyba na małe toalety. Niezależnie jednak od jego gustu, Hope nie chciała być skojarzona ze swoim nazwiskiem w takim miejscu. Szturchnęła delikatnie Jude’a i pociągnęła go w stronę wyjścia. - Chodź… kupisz mi Luji Witona na pocieszenie. - Powiedziała, odwracając głowę w geście udawanego focha na cały sklep, podczas gdy w rzeczywistości chciała po prostu odwrócić głowę od współpracownika. Nie wiedziała, co im przyszło do głowy, ale wiedziała jedno — dawno się tak dobrze nie bawiła. Nie, żeby miała przyjemność z wprawiania ludzi w zakłopotanie, ale ucieczka od samej siebie, była przyjemniejsza, niż gotowa była to na głos przyznać.

jude westbrook

/zt x2
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
ODPOWIEDZ