organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
20.

Zwykle pod koniec roku nie robiła nic szczególnego. Święta były okresem w którym pomagała więcej w kościele, z uwagi na organizowane zbiórki, a potem Wigilię dla ubogich, z której w gruncie rzeczy sama kosztowała. Kiedy jednak okres Bożego narodzenia minął, nieszczególnie myślała o Sylwestrze, ani też o tym, że większość osób w mieście planuje wielkie spotkania okraszone szampanem i dobrą zabawą. Sama planowała pozostać w domu, może pójść do kościoła, by pograć nieco na organach. W zasadzie wychodziła właśnie ze swojej chaty i już szła w kierunku świątyni, kiedy zobaczyła na końcu mało uczęszczanej drogi światła przenikające ciemność. To już samo w sobie niczego dobrego nie wróżyło, bo jej chata oddalona była od innych i naprawdę rzadko się zdarzało, aby ktoś tędy jeździł. O tym, że miała rację w swoich przypuszczeniach dowiedziała się, gdy samochód się zatrzymał i wypadło z niego dwóch łysych i rosłych mężczyzn, który oznajmili, że ma wsiadać, bo pan Hawthorne każe jej przyjechać. Kiedy tak zacierali ręce, westchnęła tylko, nauczona tym, że ta propozycja niewiele pozostawia jej do decydowania. Po prostu wsiadła, chociaż z niemałym trudem, bo samochód był niezwykle wysoki i pozwoliła zawieźć się do posiadłości, w której już raz była. Tym razem, oświetlona na wzgórzu na tle czarnego nieba zdawała się prezentować całkiem inaczej. Poza tym na podjeździe nie brakowało samochodów, a jeszcze zanim sama Divina wysiadła z wozu, usłyszała przytłumione dudnienie muzyki. Zmarszczyła nos, nie rozumiejąc kompletnie po co była mu tu dzisiaj potrzebna, ale nie zadawała pytań, z resztą nikt nie dał jej ku temu okazji, gdy kazano jej wysiadać, a potem popychając ją, zmusili do wspięcia się po schodach prowadzących do wejścia. W środku nie brakowało ubranych elegancko osób, a także kelnerów roznoszących szampana i drinki. Poprawiła swoją koszulkę i spódnicę, a potem zaczęła iść gdzie jej kazano, udając, że nie istnieje, chociaż bez wątpienia nie pasowała tu w takim stopniu, że przykuwała wiele spojrzeń.
Dopiero gdy ktoś ją zatrzymał, uniosła spojrzenie i zrozumiała, że stoi na przeciwko Nathaniela. Przekrzywiła delikatnie głowę, nic z tego nie rozumiejąc.
- Tylko proszę nie kazać mi się w nic przebierać - zaczęła od tych słów, jasno dając do zrozumienia, że nie ma ochoty na dzisiejsze występy. Powinien jej wcześniej zapowiadać takie sytuacje. - Nie rozumiem po co panu tu dziś jestem - dodała jeszcze zgodnie z prawdą, bo nieszczególnie pasowała do podobnych imprez. W zasadzie, nie licząc Shadow, pierwszy raz znajdowała się w takim otoczeniu i miała wrażenie, że jej obecność tylko bawi gości mężczyzny.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie mógł przegapić takiej okazji. Odkąd przejął nijako kontrolę nad życiem Norwood, czekał na tego typu smaczki. Nie każdy mógł dostrzec finezję i nutkę ironii, którą w swoich działaniach zawierał Nate. Zresztą on sam miał to w dupie, bo liczyło się jego zdanie i zadowolenie. Rozkoszował się spektaklem, w którym główną rolę odgrywała Divina. Niby sam napisał scenariusz i wiedział co się stanie, ale improwizacja Norwood była tym na co czekał i czego pragnął najbardziej.
W sylwestra zaplanował coś wyjątkowego. W zasadzie jak na koniec roku przystało. Nie mógł pozwolić sobie na byle jakości przyjęcie. Nie tym razem... Dlatego po imprezie w Shadow, a jeszcze przed północą zjawił się w swojej willi. Było tutaj mniej gości niż w klubie, ale ich charakter był bardziej... wyselekcjonowany. Większość z nich nie powinna pojawiać się na tym samym przyjęciu, bo groziło to medialnym skandalem, ale willa Hawthorne'a była sanktuarium, w którym każdy jego przyjaciel mógł czuć się bezpiecznym. Pod jego czujnym okiem spełniały się ich pragnienia, a zabawa przebiegała wedle klarownego planu, którego jedną z atrakcji miała być Divina.
- Mmmm.... Jesteś pewna? - Mruknął, gdy znalazł się już na przeciwko niej. Dostrzegł ją już dawno w tłumie, bo gdy tylko przywieziono ją pod właściwy adres, wyczekiwał jej pojawienia się na sali. Chociaż... Nie tylko wtedy jej wyczekiwał. Już od dłuższego czasu Divina Norwood gościła w głowie Nathaniela. Niejednokrotnie Hawthorne przyłapywał się na momentach, w których odpływał myślami do jej osoby. Analizował każdą ich wymianę zdań, spotkanie, spojrzenie i dotyk, który wywoływał w Norwood przeróżne reakcje. V stała się jego nowym hobby, ucieczką od problemów i zmartwień; od Nellie, Eleonore i Marlee... - Przecież dla mnie pracujesz... Chyba nie powiesz mi, że miałaś jakieś lepsze plany na ten wieczór? - Prychnął, doskonale wiedział, że siedziała u siebie. Ewentualnie poszła by do kościoła. Jego ludzie śledzili jej prawie każdy krok, a szczególnie wtedy, gdy Nate chciał mieć V przy sobie. - Siadaj do fortepianu. Masz grać utwory według ułożenia nut - rozkazał, po czym odsunął się, aby pomóc Divinie przejść przez salon. Przy przeszkolnej ścianie, na niewielkim podeście stał fortepian; biały, elegancki... sprowadzony specjalnie dla niej, ale to nie historia na ten moment. - Na co czekasz? Do roboty, twój dług sam się nie odpracuje - dodał zaraz, a przy okazji sięgnął whisky z tacy kelnera przechodzącego obok i nie czekając dłużej na reakcję Norwood zniknął w tłumie gości. Grał... Był przejęty tym, że przyszła i czekał na moment, w którym zacznie grać. Dyskretnie przyglądał się jej za każdym razem, gdy przerwcała nuty, czekając na moment, w którym powinien przejść do kolejnego aktu swojego przedstawienia.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Skłamałaby mówiąc, że ona także nie myślała o Hawthornie, ale w jej przypadku wyglądało to znacznie inaczej. Zrobił dla niej kilka miłych rzeczy i nie rozumiała tego kompletnie, bo pomimo dobrych uczynków nie potrafiła tak po prostu zapomnieć o tym, jakim był człowiekiem. Wydawało jej się, że sam Nathaniel nie rozumie jej podejścia, może w jego świecie wystarczyło kilka przyjaznych słów, jakiś podarunek i wszyscy przymykali oko na wszystkie niegodziwości, jakich się dopuścił. Pewnie większość takich osób robiła to ze strachu, bo nie ma co ukrywać, człowiekiem był przerażającym. Divina także się go bała, tak po prostu, po ludzku, tego do czego był zdolny bez mrugnięcia okiem, ale lęk ten nie paraliżował jej, ani nie zmuszał do ucieczki, bo przecież ostatecznie i tak wszystko było jej jedno. Zawsze poddawała się otoczeniu, nie próbowała z nim walczyć. Nathaniel miał być po prostu kolejnym utrudnieniem, może największym ze wszystkich, jakie pojawiły się na jej drodze, ale na pewno nie był pierwszym.
- Sądziłam, że pracuję w pańskim klubie - zmarszczyła delikatnie czoło, ale zaraz też pokręciła głową na boki, nie wyrażając zbyt wielu emocji. - Wie pan, że nie miałam - zauważyła, nie wstydząc się tego, bo raczej każdy by się domyślił, że nie planowała na ten wieczór żadnej zabawy. - Dobrze - skinęła mu też głową, bo nawet jeśli czuła się tutaj nieswojo, to jednak... faktycznie dla niego pracowała. Przyjrzała się instrumentowi, zastanawiając się nad tym, czy miał go już wcześniej. Takich drogich fortepianów, jak tutaj czy w Shadow, wcześniej nie miała okazji widywać, a co dopiero na nich grać. Piękne instrumenty, które powinny być poza jej zasięgiem, a mimo to miała sposobność z nich skorzystać. Jedyny plus tego nieszczęśliwego układu. - Już, przepraszam - usiadła szybko na siedzisku i spojrzała na nuty unosząc już klapę. Melodie były przyjemne w brzmieniu, dość szybkie i rytmiczne, więc nawet pasowały do zgromadzenia, ale tym Divina nieszczególnie się przejmowała. W zasadzie wyłączyła się, pozwalając sobie na to, by palce same wystukiwały melodie, aż do momentu, w którym ktoś głośno nie oznajmił, że zaraz będzie nowy rok. Nie sądziła, że tyle czasu minęło, ocknęła się odrobinę, bo duża część gości wołała, że trzeba wyjść na tarasy, które w dużej części pokrywały zbocze wysunięte na ocean. Przez moment Norwood sądziła, że ma przestać, bo przecież goście zainteresowani byli czymś innym, ale kiedy spojrzała na Hawthorne'a, który najwyraźniej jeszcze nie wyszedł na zewnątrz, ten ruchem dłoni pokazał, że ma nie przerywać. Nie przeszkadzało jej to szczególnie, dla kogoś takiego, jak ona, nie było zabaw Sylwestrowych. Była tutaj tylko instrumentem. Grała więc dalej, nie przejmując się niczym, spełniając swoją powinność, jakby nie słyszała odliczania tłumu pijanych ludzi dobiegającego zza szyby. Dokończyła utwór nie myśląc o tym, że oto nadszedł kolejny nowy rok, nie mając w głowie żadnych postanowień, żadnych marzeń czy celów do zrealizowania. Rozpoczęła kolejny otwór po przewróceniu kartki, palce znów same zaczęły wystukiwać nuty, a ona starała się zdystansować, bo mimo wszystko widok tych bawiących się i najwyraźniej szczęśliwych ludzi nie był aż tak łatwy do przyjęcia, jak zwykle. Co innego przyglądać się normalnym osobom z daleka, a co innego być w środku zamieszania i wiedzieć, że nigdy nie będzie się jego pełnoprawną częścią. Nie powinna pozwalać sobie na takie myśli... ale nawet ona była jedynie człowiekiem. W całym tym szale nietypowych dla siebie myśli, wygrała pierwsze kilka taktów i dopiero wtedy dotarło do niej, czym jest ta znana przez każdego, nawet przez nią melodia. Nie przestała grać, ale drgnęła, uniosła spojrzenie przemierzając nim salę, szukając kogoś do kogo utwór mógłby być skierowany, ale nikogo poza Hawthornem w sali nie było, wszyscy nadal rozlewali szampan na tarasie, a w przestronnej i eleganckiej sali, za sprawą Diviny rozbrzmiewało Sto lat. Kiedy ostatnio słyszała tą melodię podczas swoich urodzin? Skąd w ogóle wiedział? Czy to na pewno chodziło o nią? Miała mętlik w głowie.
- Nie rozumiem... - rzuciła, jeszcze grając. Serce waliło jej w piersi... szybciej, niż by chciała, szybciej, niż powinno. To głupie. Ten człowiek mieszał jej w głowie, to musiał być jakiś podstęp, to... tylko melodia. Prosty utwór, który nie powinien robić na niej wrażenia, ale robił i to ogromne, bo od wielu lat, a może nawet od zawsze, jej urodziny mijały bez chociażby pojedynczych życzeń, bez jakiejkolwiek wiedzy. Nawet w kościele nikt nie wiedział, bo nikomu nie przypominała, nikomu nie mówiła. Spanikowała przez to, ile emocji w niej wezbrało, w końcu te zwykle trzymała na wodzy, a teraz? Teraz czuła, jak wszystko w niej drży, Patrzyła na Nathaniela szeroko otwartymi oczami i zdała sobie sprawę z tego, jak wiele w jej spojrzeniu może się kryć, a raczej jak wiele odsłoniła. Zachłysnęła się powietrzem i w jednej chwili sto lat zostało urwane. Podniosła się może zbyt szybko, prawie przewróciła nuty, ale złapała je na czas, zamknęła, odstawiła i ostrożnie zatrzasnęła wieko. - Powinnam już wracać do siebie - rzuciła niby spokojnie, ale była w niej jakaś panika, wyraźny brak typowego dla niej spokoju. Oddaliła się od instrumentu i w linii prostej skierowała w stronę wyjścia z pomieszczenia po prostu nie wiedząc, jak inaczej mogłaby się teraz zachować. Nikt jej nie nauczył.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Po przywitaniu nie zamienił z Norwood, ani jednego słowa. Jednakże jej obecność była dla niego niezwykle istotna i chociaż krążył wśród gości popijając drinki i racząc ich swoją atencją to jego spojrzenia jak i myśli raz, po raz uciekły w stronę Diviny. Wyczekiwał momentu, w którym wreszcie jego przedstawienie dojdzie do punktu kulminacyjnego, w którym intencje Hawthorne'a staną się jasne także dla Norwood. Każda kolejna piosenka wygrywana przez dziewczynę była jak zapowiedź, ale dopiero, gdy wypiła północ, a goście wyszli na zewnątrz, Nate poczuł zniecierpliwienie i stres. Dziwna mieszkanka, z którą nie miał do czynienia od lat, która była więc zarówno przyjemnym jak i kompletnie niespodziewanym doświadczeniem.
Hawthorne nie dołączył do przyjaciół celebrujących rozpoczęcie Nowego Roku, został w pustym salonie, gdzie przy fortepianie Divina wygrywała ostatnie dźwięki melodii poprzedzającej tę wyjątkową, na którą Nate czekał całą noc. Swoją drogą było to niezwykłym doświadczeniem patrzeć na Divinę, pochłoniętą muzyką, kompletnie nie interesującą się otoczeniem, tak nierealną na tle pijanych, rozbawionych ludzi, wpatrujących się w niebo rozświetlone fajerwerkami niebo. Wreszcie wybrzmiały pierwsze takty Happy Birthday to You i dopiero wtedy na twarzy Norwood zaczęły wymalowywać się emocje. Nate nie drgnął, obserwując dziewczynę i popijając szampana, aż do chwili, w której Divina nagle wstała oznajmiając, że powinna już wyjść.
- Wrócisz do siebie jak ci na to pozwolę, V - odezwał się wstając z obitego białą skórą fotela. - Pozwoliłem ci przerwać? - Dopytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi ze strony Norwood. - Nie wykonujesz swoich obowiązków jak należy, V - dodał zaraz. - Za mną, ale już... - Burknął jeszcze, po czym wyszedł z głównego salonu, ale wcześniej upewnił się, że dziewczyna podąża za nim. Przeszli przez hol, a potem udali się do innego, mniejszego saloniku. - Wchodź - rozkazał przepuszczając Norwood w drzwiach/ - Na co czekasz? - Ponaglił ją, a gdy była w środku...
Ciemne pomieszczenie rozświetlone było ciepłym blaskiem lampek zawieszonych nad niewielkim stolikiem Na nim zaś stał tort, przyozdobiony świeczkami, a obok niego opakowany w złoty papier prezent.
- Sto lat, V - zimny głos Hawthorne'a przerwał ciszę. Nate wszedł za Diviną do pomieszczenia i sięgnął do komody stojącej przy wejściu, aby zabrać z niej śnieżnobiały bukiet frezji i lilii. - Myślałaś, że ukryjesz przede mną fakt, że obchodzisz dziś urodziny? - Zapytał przechodząc obok, póki co pozwalając dziewczynie skupić się głównie na tym co widziała przed soba. - A może naiwnie sądziłaś, że ja zignoruję taka wiedzę? - Dodał. - W zasadzie nie istotne, bo cokolwiek tam sobie myślałaś, mam nadzieję, że spotkało się to z przyjemnym rozczarowaniem. Wszystkiego najlepszego, V - złożył jej życzenia po raz kolejny, po tym jak stanął wreszcie przed nią. Przez moment się wahał, ale ostatecznie schylił się, aby musnąć wargami jej rozgrzany policzek. Zapewne stres pozostawił na nim swoje znamię.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie wiedziała jak ma się zachować, nawet nie rozumiała co dokładnie się działo. Żartował sobie z niej? Drwił z jej urodzin? A może był to zwykły przypadek, może nie o nią chodziło? Co jednak, gdyby... Gdyby faktycznie melodia skierowana była do niej? Jak wówczas miałaby się zachować? Co zrobić? Nathaniel Hawthorne był okrutnym człowiekiem, najpewniej najokrutniejszym, jakiego Divina w swoim życiu poznała. Porwał ją, straszył, przypalił papierosem, groził jej, jego ludzie go śledzili, a w tym wszystkim najgorsze było to, że na pewno nie była najgorzej traktowaną przez niego osobę. Po prostu w swoim jestestwie był osobą przesiąkniętą zepsuciem, więc dlaczego miałby traktować ją teraz dobrze? Jak nikt wcześniej? Frustrowało ją to, nie rozumiała co nim kierowało, próbowała wytłumaczyć sobie, że to na pewno jedynie podstęp, ale przy tym... Miała 23 lata, a w zasadzie już 24 i pierwszy raz od bardzo dawna ktoś zwrócił na nią większą uwagę, ktoś był świadomy tego, że ma urodziny... Była tylko młodą dziewczyną, nawet jeśli udawała o wiele straszą. Czuła przy tym, że nie powinna się poddawać, musiała uciec, możliwie jak najdalej, jak najszybciej, zanim przesiąknie nadzieją, na którą nie powinna sobie pozwalać. Tylko, że zanim dotarła do wyjścia, musiała się zatrzymać przez jego słowa.
- Nikogo i tak tutaj nie ma - zauważyła, próbować jakoś się powstrzymać od zadawania pytań. Nie powiedział nic co mogłoby wskazywać na to, że wygrywana melodia nie była przypadkiem. - Powinien dołączyć pan do gości - dodała, ale jeśli myślała, że w taki sposób się go pozbędzie, to szybko miała się przekonać, że nie miała racji. Zamiast tego kazał jej gdzieś iść, a kiedy mówił takim tonem, naturalnie dreszcz niepewności przebiegł wzdłuż jej pleców. - Divina - poprawiła go cicho, zaciskając dłoń w pięść, alw oczywiście poszła za nim. Ostatecznie bez jego zgody i tak nie opuściłaby tego miejsca, a ostatnie na co miała teraz ochotę, to się z nim szarpać. Trochę się obawiała, więc szła jak na ścięcie, ale mimo to po ponagleniu przekroczyła próg nieznanego sobie pomieszczenia, tylko po to, by w chwili zapalenia światła poczuć, jak paraliż obejmuje jej ciało. Rozchylila szerzej oczy i po prostu patrzyła, pochłaniała widok, analizowała, a przy tym nic z tego nie rozumiała. Nic. Były kwiaty, przepiękne, pachniały cudownie, z bukietami styczność miała jedynie na ślubach i pogrzebach, ale jeszcze żaden w jej życiu nie miał należeć do niej. Tortu natomiast... Takiego tortu po prostu nie widziała nigdy. Był duży, wyglądał apetycznie, lukrem ktoś napisał na nim rzymską piątkę i nie było już żadnych wątpliwości. Z resztą w tym wszystkim ciszę przerwało "sto lat". Dwa słowa kierowane do niej. Dwa słowa, których nikt do niej nigdy nie mówił. Chociaż zadawał jej pytania, stała dalej, nawet nie oddychając. Po prostu przelknela ślinę, nadal patrząc, nie rozumiejąc i jednocześnie czując, jak coś w niej się kruszy. Nie chciała sobie na to pozwolić, wiedziała, że nie może, nie przed tym człowiekiem. Był zły, był próbą, z którą musiała sobie poradzić, poddawanie się komuś takiemu było tchórzostwem, ale teraz... Zrobił dla niej coś, czego nikt inny nie zrobił i być może pierwszy raz pierwszego stycznia poczuła się faktycznie wyjątkowa. Drżała już cała na ciele, chociaż prosiła siebie w głowie by nad tym zapanować, tylko, że wtedy Nathaniel zrobił coś, czego całkowicie się nie spodziewała, nawet bardziej, niż tej urodzinowej niespodzianki. Dla niego być może było to niczym, ale dla Diviny, której zwykle nikt nawet nie dotykał, pocałunek złożony na poliku nabrał wielkiego znaczenia. Doskonale wyczuła jego ciężar i chociaż nie trwał zbyt długo, nawet po tym, jak Nathaniel się wyprostował, Norwood czuła jeszcze mrowienie. Skóra ją piekła, jakby zostawił na niej ślad na dłużej, ale co gorsza, tym jednym gestem przerwał jej zawieszenie. Odruchowo uniosła dłoń do policzka, a kiedy to zrobiła, ciało jej zaczęło trząść się jeszcze bardziej i w końcu słone strużki spłynęły po jej polikach, kiedy spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami.
- Nie rozumiem - przyznała, nie potrafiąc w głowie znaleźć lepszych slow. Miała w niej pustkę, nie umiała wyrażać emocji, o tak wielu sprawach w końcu jeszcze nigdy nie mówiła. Bała się patrzeć, bała się tego, że to wszystko dla niej, nie umiała znieść dobroci, której nikt jej nigdy nie nauczył, a której też nie powinna szukać u takiego człowieka, jak Hawthorne. Zatrzęsła się mocniej, zachłysnęła powietrzem i zakryła twarz dłońmi, próbując jakoś zapanować nad łzami, ale było to zbyt trudne. Nigdy wcześniej nie mierzyła się z takim wzruszeniem. - Dlaczego robi pan dla mnie takie rzeczy? Nikt nigdy... Ja... Nikt... - łamał jej się głos, gubiła słowa, kręciła głową na boki i ocierała oczy. - Przecież jest pan złym człowiekiem - przypomniała mu, a może sobie. Gdzieś tam, nie tak daleko, ludzie świętowali nowy rok, a ona tutaj patrzyła na tort w tych chwilach, w których nie zasłaniała sobie oczu. - Nigdy nie miałam tortu... Ani świeczek... Nie musiał pan... Ja... - znów się w tym wszystkim poplątała, ale potrzebowała nieco czasu, by poukładać sobie to wszystko w głowie. Póki co trzęsła się jak liść osiki, jakby miała w każdej chwili upaść i w zasadzie było to bardzo możliwe. - Dlaczego? - powtórzyła to pytanie, jedną dłoń zaciskając na materiale spódnicy, której Hawthorne tak nie lubił, niejednokrotnie wyzywając ją od łachmanów. Czy to był jakiś podstęp? Bo jeśli tak, to w tej chwili opieranie się mu było trudniejsze, niż mogłaby przypuszczać. Nawet ona miała granice i tak jak każdy, potrzebowała uwagi, chociaż uważała, że doskonale sama sobie ze wszystkim radzi.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
W pewnym sensie Divina Norwood była człowiek niezwykle mu podobnym, chociaż na pierwszy rzut oka dzieliło ich tak wiele. Hawthorne jednak widział te subtelne podobieństwa. Obydwoje byli ludźmi, których życie nigdy nie rozpieszczało. Każde z nich mierzyło się ze swego rodzaju piętnem. Wyjątkiem w tym wszystkim był to, że Nate w mimo tego, że był złym człowiekiem; czego miał pełną świadomość, w pewnych kręgach był szanowany, a jego osoba była darzona niezwykłym uznaniem, gdy Divina, która nie oszukujmy się była dobrą osobą, cieszyła się raczej kiepskim uznaniem wśród społeczności i marną opinią. Niesprawiedliwość ta niezwykle drażniła Nate'a, ale z drugiej strony był świadom, że wynikała nie tylko z ludzkiej głupoty i ciemnoty, (którą on się karmił całe życie), ale także z faktu, że sama Norwood nigdy nie szanowała siebie, ani nie walczyła o to kim jest. Prawdopodobnie właśnie dlatego Nate dawał jej te wszystkie głupie lekcje. Stosował te nietypowe zagrania. Uwypuklał wady Norwood by zaraz potem wytrącić jej argumenty z ręki i obrzucać komplementami. Traktował podle, by chwilę później obdarowywać się prezentami i serwować gesty wyjątkowe i nietypowe; zupełnie jak ten w sylwestra, gdy zamiast świętować ze swoimi gośćmi składał Divinie życzenia urodzinowe. Co więcej czekał na ten moment jak na główną atrakcję tego wieczoru.
Konsternacja wymalowana na twarzy dziewczyny z początku sprawiała mu przyjemność. Cieszył się tym, że sprawił jej tak wielką niespodziankę. Tylko, że z każdym kolejnym słowem Norwood, Hawthorne pojmował jak cholernie uboga w radość musiała być egzystencja Diviny. Prawdopodobnie każda inna osoba na jego miejscu poczułaby się urażona jej słowami; tym, że wytknęła mu bycie złym człowiekiem, nie rozumiała o co chodzi, nie podziękowała... On jednak czytał między wierszami, a z drugiej strony skłamałby mówiąc, że nie podobało mu się to niedowierzanie dziewczyny, bowiem wreszcie uświadomił jej jak bardzo myliła się w swoich osądach.
- Nikt inny nie widział w tobie tego, co ja widzę - odpowiedział nie do końca wiedząc, co samemu miał na myśli. Trochę poddał się chwili, która w pewnym sensie i dla niego była wyjątkowa, gdyż nie pamiętał kiedy ostatni raz ktoś w jego życiu zaczynał odgrywać tak ostatni rolę jak Norwood. Po Eleonore, Nate postanowił być niezwykle powściągliwym w uczuciach. - Jestem, ale nie zawsze... Nie cały czas - przyznał, bo przecież wiedział jaki był, ale w tamtej chwili nic z brutalnego i bezwzględnego człowieka w nim nie było. Patrzył na zagubioną, przejętą i kompletnie nie rozumiejącą sytuacji dziewczynę i zastanawiał się dlaczego ktoś pozwolił na to, aby przez tak długi czas zatruwała sama siebie. - Bo jesteś wyjątkowa, V - odpowiedział wprost, pierwszymi słowami jakie przyszły mu na myśl; pierwszymi, zgodnymi z tym co czuł. - Ja ciebie taką widzę. Może kiedyś to pojmiesz - dodał, po czym niekoniecznie rozsądnie i niekoniecznie zgodnie z własną naturą wykonał wobec Norwood najbardziej ludzki odruch jaki przyszedł mu do głowy.
Może nawet zadziałał bardziej intuicyjnie, gdy objął ją ramieniem, a potem przyciągnął do siebie i zamknął w uścisku. Widział jak w jej oczach mieniły się łzy. Nie umiał dłużej znieść widoku jej zagubionej twarzy. Wiedział, że była zaskoczona, ale w jej reakcji było więcej smutku niż radości i to chyba przez to ostatecznie Hawthorne po protu wtulił ją w siebie. Jakby ten gest mógł wyjaśnić dokładnie to co czuł, to czego nie umiał przekazać słowami.
Trwał tak z nią przez moment, aż dotarło do niego co zrobił. Aż zapach włosów i skóry Diviny nie zaczął podsuwać mu bardziej nieroztropnych myśli kierujących się w stronę czynów, których nie powinien póki co absolutnie stosować wobec Norwood. Była ona bowiem zupełnie inną kobietą od tych, które posiadał. W zasadzie inną od każdej jaką kiedykolwiek znał, a co dopiero miał.
-Prezent.. - mruknął cicho, po tym jak niby właśnie sobie o nim przypomniał i odsunął się od dziewczyny. - Mam.. .Mam coś dla ciebie - dodał spiesznie sięgając po opakowane w złoty papier pudełko, w którym skrywały się nuty Norwood. Odrestaurowane, pięknie zalaminowane i przygotowane tylko z myślą o niej.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie potrafiła poukładać sobie w głowie tego wszystkiego, co się działo. Faktycznie miała o sobie niskie mniemanie, ale to nieprawda, że nigdy o siebie nie walczyła i nie próbowała niczego zmienić. Wiele razy próbowała, tylko, że życie pokazywało jej wówczas, że nie powinna. Za każdą jej próbą stało czyjeś życie, a ona obrastała piętnem bólu i odpowiedzialności za cudze cierpienie. Na tym etapie, kiedy już znała ten smutny bilans, dalsze próby zmiany byłyby okrucieństwem, powodem dla którego ktoś niewinny by ucierpiał. Trwała w swoim stanie nie dla siebie, a po to, by już nikt nie płacił z jej winy najwyższej ceny. Przyzwyczajała się do tego, że ludzie jej nie szanowali i pozwalała im na to, bo w taki sposób byli bezpieczniejsi. Ilekroć ktoś się dla niej zbliżył, był ważniejszy, niż reszta - w jakimś stopniu spotykało go nieszczęście. Była jak chodzący kataklizm i teraz, stojąc tutaj w niewielkim saloniku, w noc Sylwestrową w domu Hawthorne'a, coś się w niej rozdzierało, bo on jeszcze nie rozumiał... nie rozumiał, że być może dale jej to, czego potrzebowała, jak nikt inny - ciepło, zainteresowanie, ludzkie traktowanie... tylko, że tym samym podpisuje na siebie wyrok. Jak więc miała się po prostu cieszyć, kiedy znała cenę swojej radości? Kiedy ta nigdy nie miała być długotrwała? No, a równocześnie... nie potrafiła teraz z tego zrezygnować, gdy pierwszy raz odkąd sięgała pamięcią, ktoś uczcił dzień, w którym przyszła na świat. Dzień na który zwykle patrzyła, jako dowód, że zabiła swoją matkę, a jej własny ojciec wyrzekł się jej. Pierwszy raz ten wieczór miał być czymś miłym, nienapiętnowanym traumą i miało się tak stać za sprawą człowieka, który dla Diviny jawił się jako kwintesencja wszystkiego czego należałoby unikać.
- Nieprawda... dodaje pan sobie, potem będą tylko rozczarowania - wyjątkowa? Ona? Bała się tego słowa, bo bała się, że potem, gdy zrozumie, że się pomylił, winą za swój błąd obarczy ją samą. Nie było w niej nic wyjątkowego, nie było nic, na co warto byłoby zwrócić uwagę. Nie chciał nikogo wprowadzać w błąd, ale nie powiedziała też nic więcej, bo poczuła, jak Nathaniel ją przyciągnął i chociaż w pierwszej chwili skamieniała i wstrzymała oddech, kiedy dotarło do niej, że nie chce zrobić jej krzywdy, wszystko puściło. Załkała głośniej, jak dziecko, które w końcu mogło spuścić z siebie emocje i zacisnęła powieki, chowając się w jego torsie. Kiedy ktoś ostatnio ją przytulił? Poza Geordanem nie umiała nawet wskazać takiej osoby, a teraz przytulał ją taki okrutnik, jak Hawthorne, podczas gdy Divina... wtulała się w niego nawet mocniej, szlochając w jego elegancją koszulę, obiecując sobie, że to jednorazowa słabość, że więcej tak nie zrobi, że to tylko tej nocy i jednocześnie... czerpała tak wiele z tej bliskości, do której ktoś taki jak on praktycznie od zawsze nie miał prawa. Przypomniała sobie spotkanie z cmentarza z Richardem, gdy sugerował, że potrzeba jej kogoś kto cię czasami przytuli, gdy zaczniesz płakać. Kiedy zdała sobie sprawę o tym, ze wspomniała te słowa w kontekście Hawthorne, otworzyła nagle oczy i w tym samym momencie Nathaniel wspomniał coś o prezencie odsuwając się od niej. Normalnie wspomniałaby od razu, że niczego już nie chce, ale teraz potrzebowała kilku chwil, jakiegoś pretekstu, którym mogłaby się zająć. Spojrzała więc na pudełko, ocierając dłońmi oczy.
- Wie pan, że nie lubię prezentów - przypomniała mu, ale mi to ostrożnie zaczęła ściągać papier, bojąc się, że go uszkodzi, więc trwało to kilka chwil, a kiedy uniosła wieko, w pierwszej chwili była skonsternowana. Nuty, które ręcznie przepisywała zmokły podczas występu w Shadow, a te były zalaminowane. - Och - nie wiedziała, co ma powiedzieć, ale mimo łez było to możliwie najlepszym prezentem, jaki mogła sobie wymarzyć. Niczym przesadzonym, niczym zbędnym i miała nadzieję - niczym drogim. Pewnie dlatego otarła ponownie oczy, a następnie mimo łez, uśmiechnęła się nawet nie myśląc o tym geście. - Moje nuty... Nie planowałam niczego przyjmować, ale chyba jednak zmienię zdanie. Dziękuję - przejechała dłonią po jednej z kartek i przerzuciła na kolejną. - Przepraszam... nie najlepiej okazuję, że mi się podobają - uniosła w końcu spojrzenie, bo dotarło do niej, że jeden uśmiech pewnie niewiele znaczy, a ona miała problem z wyrażaniem emocji i też o wiele lepiej szło jej przepraszanie, niż dziękowanie. - Są przepiękne i nikt mi ich nie zniszczy - dodała jeszcze, kolejny raz ocierając oczy. Łzy nieco ustąpiły, a ona ponownie spojrzała na tort i przełknęła ślinę. W brzuchu jej zaburczało, bo jednak poza lichym śniadaniem niczego jeszcze dzisiaj nie jadła, ale mimo tej świadomości zrobiło jej się głupio. Poza tym patrzyła niepewnie na świeczki. - Nie wiem, czego mogłabym sobie życzyć - wymsknęło jej się. W prawdzie wiedziała, czego życzyła sobie od dawna, ryzykując życiem i licząc na to, że w końcu przyjdzie jej kres, ale ten jeden raz nie chciała się na tym skupiać. Chciała chociaż przez moment udawać, że życie jej nie przerasta na tyle, by myślała jedynie o jego końcu.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Pewnie gdyby dowiedział się o tym, że Divina jest przeświadczona o krążącym nad nią fatum, wyśmiałby ją i wykpił. Nie wspominając już o tym, że zadrwiłby także z jej bogobojności, która powinna zabraniać jej wiary w tego typu bzdurne teorie. Niestety póki co kompletnie nie miał pojęcia o tym, co Norwood miała na myśli wspominając o rozczarowaniu jakiego miałby doświadczyć.
- Twój pesymizm powinien być grzechem - burknął nim zamknął ją w swoich ramionach. Sam czerpał z tego momentu więcej niż mógł przewidzieć. Zapamiętał jego każdą sekundę, każdy drobny ruch Divinny, jej nierówny oddech i zaciskając się na jego koszuli palce. Ta chwila zdecydowanie należeć miała do przełomowych. Może po raz pierwszy Norwood mogła spojrzeć na Hawthorne'a jak na człowieka, a nie zło wcielone, które na każdym kroku pragnęło jej krzywdy. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze, V - wyszeptał opierając podbródek o czubek jej głowy. - Pomogę ci V, pomogę - obiecał, chociaż sam nie miał pojęcia jak wiele kryć się mogło za tymi słowami. W chwili, w której drobne ramiona Norwood trzęsły się od szlochu, Hawthornem kierowały emocje, których nie doświadczał już od dawna. Musiał więc przerwać tę przedziwną bliskość jaka się między nimi nawiązywała, bo gubił się w niej, a to napawało go strachem, na który nie mógł sobie pozwolić.
- To właściwie nie do końca prezent - wyjaśnił, bo tylko nutnik z wyszytą literą V był czymś nowym. Jego zawartość należała do Diviny. - Nie przepraszaj... Widzę, że ci się podoba - oznajmił, bo jeszcze nigdy nie widział na twarzy Norwood tylu emocji. Jej oczy lśniły od łez, ale także.. radości? Czy to możliwe, że ta zagubiona i pozbawiona chęci do życia dziewczyna po raz pierwszy będąc przy Nathanielu pozwoliła sobie na coś na kształt uśmiechu? - Okazujesz to idealnie. Nie ma w tobie krzty sztuczności - dodał, bo przywykł do przesadnej radości, spontanicznych okrzyków i zachwytów nad tym co czynił dla innych. Zupełnie jakby tego oczekiwał, albo jakby oni sądzili, że powinni się tak zachowywać w swego obawie, że w innym wypadku narażą się na gniew Nathaniela.
Wzrok Hathowrne'a powędrował w stronę tortu, gdy Divina wspomniała o życzeniu. Nate podszedł bliżej, sięgając z wiaderka szampana, by otworzyć go w chwili, gdy Divina zdmuchnie świeczkę.
- Gdybym to ode mnie zależało, życzyłbym sobie, abyś zawalczyła o swoje szczęście, albo przynajmniej przestała widzieć we mnie potwora - rzucił, niby żartobliwie, ale zaraz potem jego mina na nowo stężała. Korek strzelił cicho, a Hawthorne napełnił kieliszki szampanem, po czym jeden z nich podał Divinie. - Dziś są twoje urodziny i sylwester... Zrób mi tę przyjemność i napij się odrobinę. Świętuj, bo to nowy początek, V - oznajmił mrużąc przy tym lekko oczy i ani na sekundę nie odrywając spojrzenia od twarzy Norwood.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
nie wiedziała, jak powinna rozumieć jego słowa, to, że jej pomoże. Z jednej strony chciała powiedzieć, że nie oczekuje tego i niczego nie potrzebuje, ale z drugiej w tej chwili skupiona była na zbyt wielu emocjach, by tłumaczyć mu, że jest jej dobrze, jak jest. Poza tym prezent zrobił na niej większe wrażenie, niż mogła przypuszczać. Być może za duże, bo dłonie jej się trzęsły cały czas, ale o dziwo Nathaniel nie był na nią zły za to, że nie skacze ze szczęścia.
- Nie wiem, jak ułożyć sobie w głowie tę sytuację - przyznała szczerze, nie kryjąc tego, jaka była zagubiona, gdy ramionami objęła zeszyt z nutami i przycisnęła go do ciała. Litera V... nie zabijaj... gdyby Nathaniel kierował się w życiu tym przykazaniem, o wiele łatwiej byłoby nie patrzeć jej na niego, jak na grzesznika.
- Mogłabym panu oddać swoje życzenie, chociaż tak bym się odwdzięczyła - przetarła dłonią jeszcze raz twarz, już powstrzymując łzy, bo mimo wszystko nie czuła się zbyt pewnie, płacząc przy nim. W zasadzie przy kimkolwiek wolała tego nie robić. Wciąż czuła ciepło jego ramion na swoim ciele i nie potrafiła wyrzucić tego z głowy. - To nie tak, że widzę w panu jedynie potwora... - wypowiedziała te słowa pod nosem, odwracając spojrzenie. - Widzę, że jest też w panu dobro, ale mam wrażenie, że pan sam wcale nie chce sobie na nie pozwalać... no może poza tym dniem - dodała niepewnie, bo w rozmowach nie była zbyt biegła i nie najlepiej oddawała to, co myślała. Mimo wszystko podeszła do tortu i nabrała powietrza do płuc. Nie życzyła sobie walki o swoje szczęście, wiedziała, że to jest niemożliwe, ale jeśli mogła na coś wpaść, to chociaż na to jedno - żeby ten człowiek zawalczył o swoje zbawienie. Gdyby się spełniło, byłabym na swój sposób szczęśliwa, więc tą jedną sentencją oboje mogliby być zadowoleni. Podskoczyła też zaraz, kiedy otworzył szampana, a potem rozchyliła nieco bardziej oczy. Chciała mu odmówić, oczywiście, że tak. Nigdy nie piła alkoholu, ale czuła już, że została nieco urobiona. Spojrzała na kieliszek, a potem złapał ją w to spojrzenie oczu, które nie pasowały do człowieka zdolnych do czynów, na jakie sobie pozwalał i po prostu uniosła kieliszek i upiła z niego kilka łyków. Nie była pewna czego się spodziewała, alkohol zapiekł w przełyk, zakrztusiła się odrobinę. Nie chciała się tłumaczyć, ale... czuła, że powinna. Może by zrozumiał, chociaż jeszcze wczoraj byłaby pewna, że nigdy nie zrozumie niczego. Tym razem postanowiła zaryzykować. - Mój ojciec pił... dużo... - w zasadzie Divina nie pamiętała, kiedy widziała go trzeźwego. Po alkoholu się awanturował i chociaż o tym nie powiedziała, to po sposobie w jaki zmalała, dało się wiele domyślić. - Dlatego ja tego nie robię - dodała chociaż tyle, jakimś cudem odwracając spojrzenie, wlepiła je w czubki butów i mocniej przycisnęła jedną ręką nuty do ciała.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Znał intymność wynikającą z takich chwil, ale nie spodziewał się doświadczyć jej przy Divinie. Owszem, dostrzegał jej urodę, kłamstwem byłoby powiedzieć, że uważał ją za nieatrakcyjną, wręcz przeciwnie była przyjemną odmianą od odważnych, wyzywających i bezpośrednich kobiet jakich pełno było w jego życiu. Tym, które prowadził dla innych; niczym doskonały aktor wiecznie odstawiający performer. Niewiele osób znało go naprawdę, wiedziało, że za maską bezduszności, bezwzględności i surowości, krył się zupełnie inny, prosty i poniekąd wrażliwy człowiek. Wrażliwy szczególnie na cierpienie tych, którzy byli mu bliscy, a jakimś niewytłumaczalnym sposobem Divina Norwood właśnie taką osobą się stała.
- Ja także, ale czy wszystko musi być wytłumaczalne? - Zapytał, bo po co odzierać z tajemnicy każdą chwilę; tym bardziej, że Hawthorne lubił ten mistycyzm, który tak często wkradał się w ich rozmowy. W chwili, w której Divina powiedziała, że mogłaby mu oddać swoje życzenie, Nathaniel zatrzymał się na moment. Zupełnie jakby doświadczył chwilowej pauzy. Dopiero głębszy oddech pozwolił mu się odezwać.
- Twoje życie już należy do mnie - oznajmił, pozwalając sobie na zbytnią szczerość, ale zaraz potem na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech; jeden z tych które wyraża się bardziej oczami, a niżeli uniesieniem kącików ust. - Tak naprawdę, nie przyjąłbym jednak takiego podarunku, ale póki mogę, póty będę się tobą opiekował - dodał, aby Divina miała świadomość tego, że Nathaniel naprawdę chce dla niej dobrze, że nie bawi się jej losem, a wszystko co robi, prowadzi ku temu, aby Norwood żyło się lepiej. - Niewiele o mnie wiesz, V - przyznał szczerze, bo mogła ona dowiedzieć się tylko tyle ile sam jej powiedział i pokazał. - Może z czasem to się jednak zmieni, o ile dasz mi szansę - rzucił, po czym napełnił oba kieliszki szampanem.
Wiedział o tym, kim był ojciec Diviny. Oczywiście nie wszystko, ale informacje o tym, że był alkoholikiem, akurat były szybkie do wychwycenia. Nie mniej jednak zaskoczyła go szczerość, którą obdarzyła go Norwood. Dlatego nie zdradzał jej jak wiele szczegółów z jej życia jest mu znanych.
- Nie jesteś jego biologiczną córką, więc nie musisz się bać, że jest to uwarunkowane genetycznie - burknął pod nosem, bo w jego przekonaniu Divina nie posiadała żadnego ojca. Tak jak on nie posiadał rodziców, wychował się sam, wychowali go inni, ale nigdy nie otrzymał tego, co każde dziecko powinno posiadać, gdy przychodzi na ten świat. - Divino, czemu tak bardzo siebie za wszystko każesz? - Spytał wprost, bo nie umiał pojąć skąd w niej tyle sadyzmu wobec samej siebie. - Nie ufasz sobie? Nie sprawiasz sobie przyjemności, nie chcesz od życia niczego więcej poza... Poza czym? Muzyka? Chyba to jedyne co nadaje twojemu istnieniu jakiś większy sens - mruknął pod nosem i już chciał złapać za paczkę papierosów, ale jego wzrok spoczął na torcie. Odłożył więc swoje pragnienie na bok i zerknął na Norwood ponownie. - Nie pokroisz? - Uśmiechnął się zachęcająco, bo wiedział, że chociaż napisałby na nim jej imię to bez bezpośredniego pozwolenia, Divina nawet by nie pomyślała, by skosztować własnego tortu. Zasmuciła go nawet ta myśl, ale wolał nie poświęcać jej zbyt wiele czasu i skupić się na przyjemności, której miał nadzieję, chociaż odrobinę Norwood odnalazła w tym wieczorze.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Wątpiła w to, aby jej życie należało do niego, z resztą doskonale o tym wiedział. Od początku wydawało jej się, że właśnie tego y sobie życzył, aby trzymać ją w garści. Może i była naiwna, ale potrafiła połączyć kilka faktów ze sobą, a przecież nie bez powodu nałożył na nią dług, którego nie mogła po prostu spłacić pożyczonymi z innych źródeł pieniędzmi.
- Dziękuję, ale nie potrzebuję pańskiej opieki. Nic mi nie zagraża - zmarszczyła nieco czoło, bo nie rozumiała czemu tak mu zależało, co takiego się zmieniło od ich pierwszej rozmowy w piwnicy, która do przyjaznych wcale nie należała? Kompletnie się w tym gubiła, a już na pewno nie uwierzyłaby w to, że mógłby na nią patrzeć jak na kogoś wyjątkowego. - Nie znam pana, pominąwszy kilka sytuacji, które nieszczególnie były przyjemne - zgodziła się z nim, tłumacząc od razu skąd u niej takie, a nie inne podejście. Skrzywiła się nieco bardziej, gdy wspomniał o tym, że jej ojczym i ona nie byli spokrewnieni. Nie zaskoczyło jej to, że o tym wiedział, bo ta wiedza była dość powszechna, ale samo to, że sięgnął po ten argument.
- Nie boję się tego - wyjaśniła więc, przechylając lekko głowę, po czym spojrzała na prawie pełny kieliszek z szampanem. - Po prostu nie chce robić tego, co on - dodała ciszej, nie łudząc się jednak, że Nathaniel to zrozumie. Alkohol, nawet jego lekki zapach, budził w niej okropne wspomnienia, już teraz, gdy unosiła się nad szampanem, przed oczami miała sceny do których nie chciała wracać. Te, gdy zaciskał boleśnie pięść na jej włosach, wyrywając ich dość sporo, dmuchając jej prosto w twarz i wrzeszcząc na nią. Czasem pytał gdzie ma pieniądze, gdy jakieś akurat miała, puszczał ją szybciej, ale kiedy nie posiadała żadnych, na szarpaniu za włosy się nie kończyło. Dręczył ją, popychał, uderzał, by w chwili w której upadała już na ziemię, stać nad nią i tłumaczyć, że bez pieniędzy jest bezużyteczna. Wówczas trzymał prawie zawsze butelkę z resztką jakiegoś taniego alkoholu. - Dlaczego pan zawsze powtarza te bzdury? - odłożyła kieliszek, nie chcąc znów słuchać podobnych oskarżeń, które nie miały pokrycia z rzeczywistością. - Nie ma pan nawet pojęcia ile razy próbowałam coś zmienić i nie ma pan też pojęcia ile każda ta próba mnie kosztowała - wyrzuciła z siebie, jak na swój sposób mówienia, całkiem ostro, patrząc mu w oczy. Nie było to widowiskowe, ale jak na nią dość niespotykane, dlatego zmieszała się zaraz i spuściła pokornie głowę. - Przepraszam, nie powinnam była... gra i śpiew to jedyne, co potrafię - dodała pospiesznie i spojrzała na tort, a w brzuchu znów jej się zagotowało. Przełknęła ślinę, uświadamiając sobie, jaka jest głodna. Podeszła niepewnie do stołu, łapiąc za nóż, na który przez ważyła w dłoni, a potem ukroiła mniejszy kawałek, niż taki na jaki miała ochotę, ale wydawało jej się, że był odpowiedni wymiarowo... nie da duży i nie za mały. Najpierw dla niego, potem dla siebie. Nałożyła na talerzyki i uniosła je, wyciągając jeden do niego. - Smacznego - oddała mu jego porcję, po czym wsunęła koniuszek kciuka do ust, na którym zostało nieco kremu. Mimowolnie się uśmiechnęła. - Bardzo dobry - pochwaliła, czując się niesamowicie zawstydzoną, bo nie miała pojęcia, jak powinna się zachować. Było to dla niej niezwykle nowe, a przy tym dość nieporadnie trzymała talerzyk i jadła, bo łokciami nadal przyciskała do ciała zeszyt z nutami, jakby bała się go odłożyć.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Pomoc, którą Nate obdarowywał Divinę, nie była kwestią jaką Norwood mogłaby brać pod dyskusję. Nie miała mocy, aby odwieść Hawthorne'a od postanowienia jakim się kierował w ostatnich miesiącach. Dlatego też pozwolił sobie przemilczeć kilka słów, które jakże cisnęły mu się na usta. Przecież nie chronił Norwood, bo coś jej zagrażało, on chronił ją przed samą sobą widząc jak destruktywne i jałowe życie prowadziła; chciał nauczyć ją czegoś nowego, pomóc odnaleźć sens w tej swojej marnej egzystencji.
- Zgadza się, ale było też kilka sytuacji, które tylko ty odbierałaś jako nieprzyjemne... - zaznaczył. Było też kilka takich, które Norwood na własne życzenie przemieniła w niezbyt pochlebną potyczkę, nie dając Hatwhorne'owi innego wyjścia.
Na kilka sekund zanurzył się w rozmyślaniach, gdy Divina odniosła się do jego oskarżeń wobec ojca. Chciał rozumieć jej postawę, ale kompletnie nie potrafił wychwycić tego co nią kierowało. Mruknął cicho pocierając przy tym szorstki policzek i chwilę później opróżnił trzymany przez siebie kieliszek, po czym odstawił do na stolik obok tortu.
- Dlaczego? Przecież to tylko kilka kropel alkoholu, a nie sponiewieranie się do nieprzytomności jak pozbawiony godności pies? - Zapytał stosując określenia dosadne, ale irytacja spowodowana niemożnością zrozumienia Norwood przez niego przemówiła. Niestety nie umiał czasem skontrolować tej swojej porywczości. - Bzdury? Chcesz powiedzieć, że to nie jest prawdą? - Zaśmiał się, bo przecież widział jak żyła; ile rzeczy sobie odmawiała, jak rezygnowała z przyjemności tłumacząc ją jałowymi argumentami pokrytymi wiarą w tego swojego marnego Boga. - Próbowałaś? - Teraz go zaintrygowała, bo odkąd ją poznał nie zauważył, aby cokolwiek próbowała zmienić. - Kosztowało ciebie? Niby co? Skoro nic nie masz i wszystkiego i tak sobie odmawiasz - prychnął, nie mając zielonego pojęcia jakie myśli kłębiły się w głowie Diviny. - Nie uciekaj teraz - zatrzymał ją, przy tym temacie, bo po raz pierwszy zobaczył w niej emocje odwołujące się do niej samej, a nie do Marlee... Owszem kilka minut temu wzruszyła się na widok tortu, ale w tej chwili chodziło o coś innego. - Czemu nie udało ci się niczego zmienić? Czemu się poddałaś? - Dopytywał, bo przecież skoro miała w sobie siłę na walkę to Nate właśnie ją chciał znów w niej rozbudzić. Teraz miała też sojusznika w jego postaci, więc mogła by na nowo spróbować; raz jeszcze.
Po tej burzliwej rozmowie faktycznie, miło było skosztować odrobiny tortu. Nate obserwował z jakim namaszczeniem Divina obchodziła się z ciastem, aż wreszcie sam go spróbował.
- Wzajemnie. Jest cały twój, więc cieszę się, że podzieliłaś się kawałkiem - zażartował, ale tym samym chciał dać jej znać, że wszystko co otrzymała stało się jej własnością. - Wygodnie ci tak? Z tymi nutami? - Dodał, po czym bez czekania na jej odpowiedź podszedł, aby wyciągnąć nutnik spod jej ramienia i odłożyć go obok. - Spokojnie, wszystko jest twoje. Niebawem odwiozę cię do domu. Każę jeszcze przygotować dla ciebie catering z imprezy; cała ta banda będzie miała jutro takiego kaca, że i tak nic nie przełkną - mruknął pod nosem i znów uraczył się łyżeczką tortu. - Faktycznie, znakomity - skomentował, po czym uśmiechnął się spoglądając na Norwood, a jego oczy zmrużyły się lekko, nie przypominając już oczu złoczyńcy.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ