barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Życie jest całkiem zabawne, prawda?
Jeszcze dwadzieścia lat temu zupełnie nie widziała siebie w roli barmanki. Piosenkarki, aktorki, nauczycielki albo astronautki – jak najbardziej. Dziesięcioletnia Billie Winfield mierzyła wysoko. Znacznie wyżej niż najwyższe z półek za barową ladą, na których dumnie lśniły butelki z najdroższym najbardziej fancy alkoholem w Moonlight Bar. Nie żeby jako młoda, naiwna i totalnie niedoświadczona małolata miała coś przeciwko barmanom, nic podobnego. Zwyczajnie nie widziała siebie w takim miejscu. Lubiła być kreatywna, podziwiana, uważana za inteligentną z powodu tego, co stworzyła (rysowała, pisała, śpiewała, była prawdziwą bestią podstawówkowej matematyki), a jednocześnie nie za bardzo przepadała za ludźmi.
O tak, zabawne, jak wszystko się zmienia.
Dziesięć lat temu bar stanowił jedno z jej ulubionych miejsc. Wprawdzie w tamtych czasach najczęściej widziała go od tej drugiej strony – stopniowo coraz bardziej przesadnie zadowolonej z życia klientki – jednak na pewno doceniała to miejsce. Miało swój klimat. Nawet jeśli drinki były cholernie drogie, szczególnie jak na kieszeń świeżo upieczonej studentki.
Teraz, w wieku trzydziestu (prawie trzydziestu jeden, o cholera, niech to się w końcu zatrzyma) może stwierdzić, że po tej stronie lady wszystko wygląda znacznie inaczej, a także - że całkiem jej to pasuje. Poznała wady i zalety pracy od dziewiątej do piątej (w teorii, bo przecież nadgodziny to tylko mit…) i poznała również pozytywne i negatywne strony bycia barmanką. Czasami nie było lekko… Właściwie to często nie było lekko. Praca z pijanymi ludźmi niosła ze sobą wiele wyzwań. Miała też jednak swoje plusy. Bycie w centrum imprezy już od dawna stanowiło coś, co BIllie potrafiła docenić. Poza tym, kiedy stała po swojej stronie, opierając się łokciami o bar, wcielała się trochę w rolę księdza, lekarza i psychologa jednocześnie, wysłuchując problemów i udzielając złotych rad. Zamiast trzech stuknięć w ramę konfesjonału drukowała paragon z potwierdzeniem transakcji dokonanej za drinka wydawanego zamiast recepty i wszystko było w porządku.
O to właśnie chodziło – żeby wszystko było w porządku.
- Co tam? Wyglądasz… - urwała, zanim jej typowa bezpośredniość wylała się z niej szybciej, niż powinna. Anthony, który pojawił się przy jej barze nie wyglądał, jakby wszystko było w porządku, jednak z doświadczeń Billie jasno wynikało, że mówienie ludziom wprost, że wyglądają, jakby mieli problem, niekoniecznie skłania ich do zwierzeń. Zresztą, często byli po prostu zwyczajnie zmęczeni i stąd brała się chęć mordu w ich oczach. Życie dojedzie każdego. Poza tym nikt nie ma obowiązku zwierzać się komukolwiek. - …wspaniale – dokończyła więc. - Wyglądasz wspaniale. Wprost kwitnąco – zakończyła z szerokim uśmiechem i pochyliła się nad ladą bardziej w stronę kuzyna.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Smutnym było, że od pewnego czasu praktycznie każdy wieczór Anthonego kończył się większą, albo mniejszą porażką. Właściwie na każdym polu coś nawalało. Z rodziną miał dość napięte relacje, bo jakby nie patrzeć dopiero miesiąc po swojej przeprowadzce do Cairns, a potem do Lorne Bay dał komukolwiek znać. Melis niby z nim rozmawiała, ale czuł jak oddalają się od siebie, a co działo się u małej Tilly? Nie miał zielonego pojęcia... Był za bardzo zaabsorbowany pracą (gdzie także nie szło mu z górki), a przede wszystkim życiem osobistym. Niby byli szczęśliwi z Hope, niby planowali ślub, ale na ostatniej prostej nagle wszystko zaczęło się psuć. Nie dość, że w życiu narzeczonej Tonego pojawił się jej były przyjacielo-kochanek, który na pewno nie bez powodu przemierzył cały ocean znajdując pracę akurat w tym samym szpitalu. To jeszcze organizatorem ślubu Huntingtona miał być nie kto inny jak Laurissa... Było to tak niesamowicie popaprane, że Tony nie dowierzał w scenariusz jakim potoczyło się jego życie, ale cóż... Liczył na to, że Hemingway zrezygnuje, ale niestety, podobnie jak i on, uniosła się dumą i uznała, że to co ich kiedyś łączyło nie ma już najmniejszego znaczenia.
Ta wybuchowa mieszanka, plus kilka kolejnych rewelacji sprawiły, że po burzliwej dyskusji z Hope, Tony najzwyczajniej w świecie wyszedł z domu trzaskając drzwiami i kierując się do ostatniej oazy jaka mu pozostała. Właściwie to nie liczył na rozmowę z kimkolwiek, bo.... Poza Francisem w sumie niewiele bliskich osób w Lorne Bay mu pozostało. O Billie nie pomyślał, bo chociaż uważał ją za jedną z najbardziej ogarniętych i bliskich mu Winfieldów, niekoniecznie czuł potrzebę zwierzania się właśnie jej. Głupi był, bo to ona miała pomóc mu wyrzucić z siebie cały jad jaki czuł. Tylko, że ani on, ani ona jeszcze nie mieli o tym zielonego pojęcia.
Przysiadł przy barze, a już chwilę później znalazła się przed nim Billie. Uniósł na nią zmęczone spojrzenie, w którym bez problemu dało się wyczytać strapienie i irytację. Nic więc dziwnego, że zareagowała w tak osobliwy sposób.
- Dzięki, nawet specjalnie się nie starałem - burknął, a chociaż nie był w nastroju to uśmiech kuzynki sprawił, że kąciki jego ust na moment uniosły się nieznacznie. - Aż tak widać, że jest doskonale? - Dopytał, po czym uniósł się, aby cmoknąć jej policzek i ponownie opadł na wysokie krzesło. - Muszę się napić - rzucił, co raczej było oczywistym, bo po co innego miałby przyjść do baru. - Laurissa tu przychodzi? - Zapytał zaraz potem i sam był zaskoczony czemu. Z drugiej strony jej osoba coraz częściej dręczyła go w myślach i czuł cholerną potrzebę, aby o tym pogadać. Chciał po prostu przy kimś, kto znał temat, wypowiedzieć jej imię i zobaczyć co się stanie, bo sam powoli nie dawał sobie ze wszystkim rady.

billie winfield
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Miała tendencję do mówienia szybciej, niż zdolna byłaby pomyśleć nad tym, czy dane słowa w ogóle powinny wydobywać się z jej ust. Nie przepadała za owijaniem w bawełnę. Preferowala walenie prosto między oczy tego, co akurat chodziło jej po głowie. Bywała szczera... Wręcz aż zanadto szczera, co - chociaż posiadało pewne plusy - wielokrotnie ugryzlo ją w tyłek. Ludzie z jakiegoś powodu często nie przepadali za całkowitą szczerością, nieprzepuszczoną przez żadne filtry, a niestety właśnie to było małą słabością Billie Winfield. Na szczęście na przestrzeni ostatnich lat zaczęła wykształcać w sobie dozę wyczucia, calkiem przydatną w kontaktach międzyludzkich. Czasami nadmierna szczerość nie popłacała, a pewne komentarze lepiej było zostawić tylko dla siebie - niezależnie od tego, jak zabawnie mogły brzmieć w jej własnej głowie.
Mina Tony'ego i cała aura, jaka go otaczała, nie miały w sobie niczego zabawnego. Było w nich jednak coś na tyle ciężkiego, że Billie uznała, że lepiej będzie nie próbować wjeżdżać w to wszystko czołgiem niewygodnych pytań. A najlepiej by pewnie było, jakby spróbowała tak za bardzo nie być do końca sobą...
Chociaż umówmy się, na to ostatnie były raczej małe szanse.
- To jakaś nowa dieta? Albo inny szampon? - zapytała i chociaż bardzo mocno starała się zachować całkowicie kamienną twarz, to niezbyt jej to wyszło. Chyba oboje doskonale wiedzieli, jak jest - on miał nie do końca dobry humor, a ona nie do końca potrafiła udawać, że tego nie zauważa. Potrafiła jednak bez problemu wiedzieć, gdzie znajduje się granica, za którą leżą pytania, których nie powinno się tak po prostu zadawać na pierwszy strzał przy barze. Znała też pytania, które były w takich sytuacjach jak najbardziej na miejscu. - Whiskey? Gin? Czysta? Bo tequilli raczej bym nie polecała przy obecnej fazie księżyca - palnęła bardziej w ramach luźnego żartu niż opinii wynikającej z faktycznej znajomości astrologii. Prawda była taka, że Billie ledwo pamiętała, jaki jest jej własny znak zodiaku, a co dopiero mówić o głębszych rozkminach z tytułu ułożenia na nocnym niebie ciał niebieskich. Uważała, że to wszystko to tylko i wyłącznie bujda na resorach, która bardzo ładnie wyglądała w babskich czasopismach.
Na dźwięk imienia Laurissy na ułamek sekundy zatrzymała się w tym, co właśnie robiła, żeby zerknąć na Tony'ego uważnym, badawczym wzrokiem. - Czasami... - odpowiedziała ostrożnie i urwała, w pierwszej chwili nie dodając niczego więcej i badając jego reakcję. Laurissa faktycznie od czasu do czasu pojawiała się w Moonlight... Ale przecież Tony nie pytałby o to zupełnie bez przyczyny...

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Pamiętał te beztroskie wieczory, gdy z Billie, Lauirssą i całą zgrają znajomych przesiadywali wieczorami na plaży pijąc piwo, śpiewając i piekąc pianki nad ogniskiem. Ile to razy upalał się z kuzynką, którą później musiał eskortować do domu, aby pod osłoną nocy przemyć ją do pokoju. To były wspaniałe czasy, czasy, w których Tony także pozwalał sobie mówić to co myślał, robić to co chciał, żyć tak jak marzył... Obecnie ważył każe słowo zdając sobie sprawę z konsekwencji, robił co powinien i co przynosiło mu korzyści i żył życiem, o którym marzą inni, ale on sam? On sam chyba zapomniał o czym sam marzył, na rzecz marzeń, których oczekiwali od niego inni; znajomi z pracy, rodzice, partnerki, przyjaciele, których już nie pamiętał...
- Nawet jakbyś błagała nie zdradzę ci tego sekretu - odparł siląc się na ponury uśmiech. Oj tak... Doskonale wiedział, że ona wiedziała w jakim znajdował się nastroju. Nawet nie miał siły przed nią udawać, ale wdzięczny był za to, że nie naciskała, że sama pozwalała mu powoli oswajać się z tą rozmową, odsłaniać karty na jego zasadach, a chyba właśnie tego potrzebował. Rozegrać partię, ale kontrolować to co wykładał na stół. - A napijesz się ze mną? - Spytał unosząc spojrzenie na kuzynkę. Wspólne picie oznaczało szoty, a to oznaczała ciężką artylerię, której Anthony miał zamiar stawić czoła. - Czystą w takim razie... - Udzielił wreszcie odpowiedzi, po czym rozejrzał się po barze. Chciał mieć pewność, że nikt, kto nie powinien nie słyszy tej rozmowy, chociaż nie miał pojęcia jeszcze o czym i jak powie. Jednakże samo nawiązane do Laurissy już wprawiło go w zakłopotanie i stres. Tym bardziej, że Billie udzieliła okrojonej w informacje odpowiedzi, a akurat tutaj Tony liczył na to, że to ona pociągnie go za język i dopyta dlaczego wspomniał o Hemingway. - Nie miałem pojęcia, że jej się udało... - Mruknął niby obojętnie, bawiąc się przy tym podkładką od piwa, która leżała na barze. - Wiesz, otworzyć kwiaciarnie i w ogóle - wyjaśnił co miał na myśli. Niestety, ale Huntington w swojej ucieczce poza Lorne stawiał sobie pewne wymagania, a jednym z nich było nie oglądanie się wstecz i nie szukanie informacji o Lauirssie, ale teraz, gdy wrócił.. Nawet jakby chciał, nie umiał uciec przed przeszłością i widmem Rissy, które spotykał na każdym kroku.

billie winfield
barmanka — moonlight bar
32 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
I throw myself into the sea,
Release the wave, let it wash over me
Był taki czas w życiu Billie Winfield, kiedy uwielbiała się wtrącać w sprawy, które ani trochę jej nie dotyczyły. Uważała się za mądrzejszą od mędrców, wielką znawczynię życia, gotową wyciągnąć wprost z rękawa złotą radę na każdą okazję i niezmiennie przekonana była o własnej racji. Dopiero zdobyte doświadczenia nauczyły ją, że pakowanie się z butami w cudze życie i decyzje może wywoływać niepożądane skutki uboczne takie jak czkawka, niestrawność i bycie obwinianą, gdy jej rady zamiast być ze szczerego złota okazywały się tandetą jak z masowej chińskiej produkcji pozłacaną odłażącą badziewną farbką. Nauczyła się, że zachowywanie stosownego dystansu jest bezpieczniejsze i pozwala jej na spokojniejsze i znacznie zdrowsze życie. Zresztą, była barmanką, powierniczką sekretów, słuchaczką gorzkich żali, pocieszycielką strudzonych wędrowców – pełniła funkcję zaufania publicznego i co jak co, obowiązek trzymania gęby na kłódkę, który się z tym wiązał, traktowała naprawdę poważnie.
Dlatego starała się zachowywać ostrożność. Zależało jej na Tonym i lubiła Rissę. Nie chciałaby przypadkiem powiedzieć czegoś nieodpowiedniego (a umówmy się, miała tendencję do mówienia nieodpowiednich rzeczy - przytrafiało jej się to niemal w dziewięćdziesięciu procentach czasu, gdy jej usta były otwarte). Uśmiechnęła się do siebie, zerknęła przez ramię i wyjęła dwa kieliszki, do których nalała czystą, zgodnie z zamówieniem. Do picia alkoholu nie trzeba jej było namawiać.
- Z tego co wiem, radzi sobie całkiem nieźle – przynajmniej jeśli chodziło o życie zawodowe… Coś podpowiedziało jej, żeby tego już nie dodawać. Podobnie jak nastroju, w jakim często widywała Rissę w tym barze. - Spotkałeś się z nią? – odbiła piłeczkę, kierując rozmowę bardziej w stronę Tony’ego niż Rissy. - To stąd ta świetna forma? – zapytała wprost, bo chociaż powoli zaczynała uczyć się ostrożności, takie rzeczy jak delikatność i subtelność nadal były jej obce. Nie widziała w nich większego sensu, życie było zbyt krótkie, żeby owijać w bawełnę i chodzić wokół kogoś na paluszkach.

Anthony Huntington
ODPOWIEDZ