35 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
As I sink in the sand, watch you slip through my hands, oh, as I die here another day, cause all I do is cry behind this smile
II. all that night and all the next

Przy Sydney, Lorne Bay jest miastem duchów. Tęskni za wielkomiejskim gwarem, za przestronnym mieszkaniem, za trzaskiem zamykanych drzwi i krótkim cześć, mamo. Tęskni za minimalistycznie przystrojonym, hotelowym pokojem, w którym niegdyś odkryła istnienie swojego drugiego ja. Tęskni za dotykiem miękkich dłoni na rozpalonej skórze, za twardym zarostem drapiącym kark, za…
S t o p. Z impetem podnosi szklaneczkę do połowy wypełnioną bursztynowym płynem i kostkami lodu, po czym wlewa w siebie jej zawartość. Ociera zaróżowione wargi wierzchem dłoni, którą następnie przeciera też twarz. Nie przejmuje się nieco rozmazanym tuszem, który bynajmniej nie dodaje jej uroku.
Chce wrócić. Nie chce tu być.
Jednak, gdy własne dzieci postanawiają mieć cię głęboko w dupie, odnajdujesz w sobie resztki sił, dzięki którym płaszczysz się i wijesz po zimnej posadzce z nadzieją, że bliscy w końcu zapomną o twoich błędach. Bo życie w samotności było wygodne i na swój sposób podniecające przez miesiąc, może dwa.
Przesuwa szkło w stronę barmana i kiwa na niego głową. Wie, co powinien zrobić, ale najpierw spogląda na nią badawczo.
– Hm? – brwi unoszą się ku górze w nieco teatralnym zdziwieniu, bo przecież jest tylko trochę wstawiona.
Okręca się na barowym stołku i rozgląda dookoła. Zatrzymuje wzrok na twarzach tych ludzi, którzy wydają się jej choć trochę interesujący. Kobieta, koło sześćdziesiątki, z uporem miesza swojego drinka. Dłonie trzęsą się jej niemiłosiernie, przez co więcej alkoholu znajduje się już na blacie niż w kieliszku. Boks obok zajmuje kilku młodych chłopaków; są pijani i nieustannie drą się w stronę grupki nastolatek, które z uporem próbują obciągnąć swoje wydekoltowane koszulki jak najniżej, machając przy tym rzęsami i oblizując usta wysmarowane kiczowatym błyszczykiem. Wzdryga się na myśl, że jej córka może robić to samo.
A później wzrok zatrzymuje na brunecie; ewidentnie pod mocnym wpływem, złym, wkurwionym, gestykulującym rękoma tak dynamicznie, że mogliby wyłączyć w lokalu klimatyzację, a dzięki niemu nikt nie zauważyłby różnicy. Zawodnik numer dwa, stojący naprzeciw bruneta, ma czerwoną, świńską twarz i wargi zaciśnięte w cienką linię. Przypomina typowego rednecka z amerykańskiego filmu. Jasmine widzi, jak podnosi kufel po brzegi wypełniony piwem, a następnie rzuca go na posadzkę i wyciąga łapska w stronę przeciwnika.
Crane zeskakuje ze stołka i wykorzystuje chwilę, podczas której Świnka łapie oddech – bezceremonialnie wchodzi między nich i zwraca się do bruneta.
– Wątpię, aby cokolwiek on powiedział, było warte nabijania się na rozbite szkło – podczas gdy ktoś inny zajmuje się redneckiem, ona wbija palce w klatkę nieznajomego i pcha go do tyłu.

Adam Polanski
powitalny kokos
nick
lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
#niewiem,mambałagan

Nie może poukładać ostatnio swoich dni. Cudem markuje przed córką swoją szeroką niedyspozycję. Ledwo ukrywa przed Jordan swoją niekończącą się nietrzeźwość. Tęskni. Poczucie straty rozrywa mu klatkę piersiową i wiedzie w zupełnie inne miejsca w Lorne Bay niż te, w których chciałby się znajdywać. Ale nie może jej spotykać. Nie może na nią patrzeć. Nie może konsekwentnie rozrywać sobie serca – tak, on też je ma. Próbuje ukryć przed Pollard swój gorszy czas. Nie potrzebuje seksu przemieszanego z moralitetem. A nade wszystko, nie chce powiedzieć jej prawdy, która mogłaby zaburzyć tę wdzięczną relację. Dlatego bywa w miejscach takich, jak to dzisiaj. Dość przyjemnym, ale nadzwyczaj głośnym i ciasnym miejscu, w którym nie może liczyć na anonimowość.
Nie wtapia się w tłum. Trudno o to w tym zapyziałym miasteczku, w którym się wychował. Nawet biorąc pod uwagę tę kilkuletnią nieobecność.
Łysawy mężczyzna go irytuje. Jest podpity i bardzo potrzebuje rozmowy, na którą Adama nie stać. Ciężko mu wykrzesać z siebie, chociaż odrobinę zainteresowania, więc ignoruje wszystkie wypowiadane w jego kierunku zdania.

O żonie.
O kobietach i ich rolach.
O synach, z których jest dumny.
O polityce.
O cenach kukurydzy.
O tym kto i gdzie kradnie.
O tym całym pedalstwie.
O tym, że brunet na pewno doskonale wszystko rozumie.

Polański nie ma tyle cierpliwości, by zapłacić tą walutą za spotkanie upierdliwego nieznajomego. Jest też na swojej równi pochyłej i nie dba o to, czy dostanie w mordę. Może, paradoksalnie, nawet tego potrzebuje? Wychyla resztkę rdzawego płynu z dna pękatej szklanki i powoli zsuwa się ze stołka barowego. „Problem polega na tym, kolego, z tymi całymi kobietami, rolami i pedalstwem, że nie ma dla mnie większego znaczenia, czy obciągnęłaby mi blondynka z plakatu na drzwiach twojego garażu, czy… twój syn. O kukurydzy nie mam zdania”. I nie wiadomo, co doprowadza rozmownego towarzysza do purpury na twarzy. Pogarda dla blondynek? Otwarte wyznanie o domniemanym pedalstwie czy obojętność wobec plonów rolnych. Człowiek z czerwonym karkiem nie chce już obrażać. Chce się bić. Adam jest gotowy przyjąć cios, ale wtedy do akcji przystępuje barman. I to z nim dopiero brunet wymienia bardziej ekspresywne słowa. Nie spodziewa się jednak, że zostanie odciągnięty z pola nadchodzącej bitwy. Drobnymi palcami mocno wbijającymi się w jego klatkę piersiową.
Polański ściąga brwi i przygląda się kobiecie z irytacją.
— Pracujesz w szkole czy w kościele? Bo jeśli chodzi o edukację, to może być jednak trochę za późno, a jeśli mowa o wiecznym zbawieniu, to jednak nie bardzo. Z pewnością będzie to ogień piekielny — cedzi zły, zerkając gdzieś ponad jej głową. Zatrzymuje się i nie pozwala dalej przepychać, przenosi na nią swoje spojrzenie, chociaż nie na długo.
— Jeszcze, jeszcze zobaczysz! Wszyscy WY zobaczycie! Będziecie na kolanach prosić, żeby… — mężczyzna wrzeszczy oburzony w jego kierunku, ale Adam nie pozwala dokończyć mu zdania.
— To, kto powinien być na kolanach, to już chyba ustaliliśmy — odpowiada ze spokojem, co dodatkowo rozsierdza tylko mężczyznę i muszą zatrzymać go już inni, żeby nie rzucił się na bruneta. Człowiek w kolorze purpury ma już dwóch powstrzymujących go samozwańczych pacyfistów. Polański jedną drobną nieznajomą i pełen złośliwości, sztuczny uśmieszek.

Jasmine Crane
przyjazna koala
warren444
brak multikont
tester wierności — i nauczyciel sex-ed
40 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
i'm afraid of you now more than i was at first, and i know you just left, but can i take you everywhere we've ever been?
i wanna see it all, no surprises.
I might be cynical towards you
i'm just worried my loyalty will bore you

Unosi dłoń, zatrzymuje ją na centymetry przed twarzą Adama i głośno pstryka, złączając ze sobą trzy palce. Dopiero kiedy spojrzenie bruneta skupia się tylko i wyłącznie na Russelu, ten posyła mu szeroki, tak znajomy uśmiech i kręci pobłażliwie głową, jakby bez słów chciał przyjacielowi przekazać, że trochę się zawiódł.
— Podejrzewam, że w sutannie wyglądałbym cholernie pociągająco, ale to nie dla mnie. Nie bywam bogobojny. Ze szkołą natomiast trochę wstrzeliłeś — wzrusza ramionami i rozkłada ręce, jednocześnie odgradzając Adama od przykrego widoku — bo co innego może robić tak uzdolniony facet, jeśli nie przekazywać wiedzę biednym, australijskim dzieciakom?
Patrzy Polańskiemu prosto w oczy i czeka. Spodziewa się pewnie jakiegoś okrzyku radości, może wesołego tańca, w ostateczności chociaż słabego uśmiechu — czegokolwiek, co potwierdziłoby, że owszem, Adam nie dość, że Russela pamięta, to w dodatku całkiem się cieszy, że go widzi. W końcu minęło już tyle lat.
Pięć, jeśli pamięć Franklina nie myli. Pięć lat od kiedy Polański zniknął, rozpłynął się na wietrze jak rozrzucone po pogrzebie prochy, w jednej chwili był, a w drugiej wyparował, zostawiając za sobą nie tylko Lorne, ale i zdezorientowanego przyjaciela. Nie miał mu tego za złe. Może trochę. I tylko przez chwilę. W końcu jednak dorósł i zrozumiał, bo przecież sam postępował identycznie.
Szczerzy się jak skończony idiota, wciąż z rozciągniętymi w powietrzu ramionami i może faktycznie jest w tej ukrzyżowanej pozycji coś świętegojebliwego. Podbita alkoholem radość błyszcząca w błękitnych oczach nie znika nawet w chwili, gdy spocona, tłusta dłoń zaciska paluchy na materiale kraciastej koszuli — jednej z najlepszych, jakie Russel przywiózł sobie z wycieczki do Stanów.
Odwraca się niechętnie, by kolejne — już mniej przyjazne — spojrzenie posłać w stronę purpurowego ze złości faceta.
— Ten pan naprawdę nie jest zainteresowany twoimi względami — zapewnia z kwaśną miną, mierząc rozmówcę wzrokiem, który nie przekazuje nic więcej niźli “brzydzę się takimi, jak ty”. Bo naprawdę się brzydzi. Gość śmierdzi tanim piwskiem i potem, żyła na jego szyi pulsuje tak mocno, że nikogo nie zdziwi, jeśli mężczyzna zaraz padnie na ziemię z krwotokiem. W ogóle nie mruga, przez co jego oczy zapełniają się słonymi łzami, jakby bał się, że kiedy tylko pozwoli powiekom opaść, Adam i Russel znikną. Nie ma prawa wiedzieć, że ta sztuka wychodzi im najlepiej.
— Kurwa! — Facet aż się pieni. Gdyby Russel nie zdążył wyrwać ręki z obleśnego uścisku, grubas pewnie zostawiłby na skórze ślad paluchów. — Pedały! Zasrane pedały. Obciągasz mu pewnie, co?! — Franklin nie potrafi powstrzymać cichego chichotu. Zasłania jednak usta wierzchem dłoni, żeby nie zirytować rozmówcy jeszcze bardziej.
— Tylko kiedy ładnie poprosi.

Adam Polanski
powitalny kokos
rura na miasto / tear
lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
Jest tak zły, że nie dostrzega niczego wokół siebie. W głowie ma już całkiem klarowną misję – wyrwie temu facetowi tchawicę i nie będzie w stanie opowiadać już tak idiotycznych bzdur nieznajomym w barze, niszcząc ich – i tak wyjątkowo marny – nastrój. Może przypadkowa bójka w barze pomogłaby rozładować całe to gromadzące się w nim od tygodni napięcie. Ale coś przeszkadza mu w wykonaniu tego planu. K T O Ś. Najpierw migoczą mu przed oczami pstrykające palce, potem znajoma twarz, razem z głosem, który zna dość… dobrze. Mruga oczami, totalnie wytrącony ze swojej złości, zdezorientowany i chętny wyskoczyć przez okno, żeby tylko nie musieć stawiać czoła akurat t e j konfrontacji, która pięć lat temu wymiotła go z Lorne Bay na inny kontynent.
Zapomina o łysym mężczyźnie z twarzą w kolorze purpury. O kobiecie, która próbowała go uratować. O wszystkich powodach, które go tu dziś przyprowadziły i sprawiły, że wlał w siebie wiadro whisky. To, co zostało to wyrzuty sumienia. Ogromne. Palące. Przyjemne.
Adam kręci głową, próbując się ich pozbyć. W końcu to one pozbawiły go przyjaciela i częściowo zmusiły do pięcioletniej banicji w kraju, gdzie pije się hektolitry herbaty i zazwyczaj pada. No i Brytyjki prowadzą się dość koszmarnie. Trudno w takich warunkach o zachowanie wstrzemięźliwości.
Polański odzyskuje rezon dopiero po chwili. Czyli do rękoczynów nie dojdzie. Przynajmniej – nie dzisiaj. Zaciska palce na koszuli Russela i odciąga go tak, żeby przestał stać na linii frontu pomiędzy nim a homofobem z nadmierną potliwością.
— Ostatnim razem to on prosił — odzywa się nagle i w końcu, wypowiadając słowa, które raczej nie powinny wybrzmieć. Nie dlatego, że nie powinno się irytować człowieka na granicy eksplozji. Raczej z innego, dość prostego powodu – może były prawdziwe? I może nie powinny paść w pubie pełnym ludzi, jako pierwsze zdanie, które wypowiada się w obecności przyjaciela, w którego towarzystwie spędziło się najlepsze lata młodości, a potem koncertowo zepsuło wszystko.
Facet rzuca się w kierunku Adama, ale ten odprowadza go tylko wzrokiem, kiedy w końcu ochroniarz wyciąga krzyczącego ziemniaka na zewnątrz, żeby „ochłonął”. Ta ucieczka spojrzeniem daje brunetowi jeszcze chwilę, zanim nie będzie musiał przejść do konfrontacji.
Nie potrafi go dotknąć. Nie poklepie więc przyjaciela po plecach, zachowa dystans, ale lekko się uśmiechnie. Ostatni d o t y k doprowadził do k a t a s t r o f y.
— Co tu robisz Franklin, znudziło ci się ruchanie znudzonych mężatek za solidne wynagrodzenie od ich mężów, którzy chcą się rozwieść bez utraty Maybachów? — pyta ze złośliwością ukrytą w głosie z jawną premedytacją. Wciąż jednak lekki uśmiech błąka się po jego ustach. Opiera się o ladę barową i zamawia im po kolejce. Należy im się za to pedalskie przedstawienie.
— No co, twoja kariera cię wyprzedza, słyszałem jakieś plotki, nawet przez ostatnie lata — dodaje, jeszcze zanim utopi usta w mocnym alkoholu.

Russel Franklin
przyjazna koala
warren444
brak multikont
ODPOWIEDZ