Latarnik — Latarnia
34 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
3.


Nie masz domu w profilu, więc musiałam improwizować XD
Dla Bexley stało się już oficjalne to, że jej kolejny związek właśnie się rozpadał na jej oczach. A to nawet i nie na jej oczach, bo nie mogła tego widzieć, bo jej mąż po prostu... zniknął. Zostawił ją nie zostawiając żadnej informacji. Nie pomyślała o tym, żeby zgłosić zaginięcie, bo to nie wchodziło w grę. W ich małżeństwie już dawno się nie układało. Ona za bardzo naciskała na posiadanie dzieci, a on sprawiał wrażenie jakby nie do końca tymi dziećmi był zainteresowany. Niby ją wspierał, ale jego działania wydawały się takie... na pół gwizdka. No i w końcu chyba po prostu miał dosyć i odszedł. Tak więc ostatnie kilka dni Bexley przepłakała godząc się z tym, że już wkrótce zostanie rozwódką.
Jako, że była silną babką, która nie lubiła pokazywać słabości przed innymi, szybko się pozbierała. Tym bardziej, że zadzwonił Steven pytając czy jest szansa, żeby Bexley odebrała go z baru, bo ten trochę sobie wypił i woli nie wsiadać za kółko. Oczywiście Bexley nie mogła mu odmówić. Stevena poznała parę lat temu, krótko po tym jak stracił żonę. Wiedziała, że jest silnym facetem i że poradzi sobie ze wszystkim, ale Bexley, jak to Bexley postanowiła mu pomóc i nawet była dobrą ciocią dla jego dzieci. Szybko Langley'a polubiła i z przyjemnością nazywa go swoim przyjacielem.
Zanim wsiadła w auto to zapakowała do skrzynki kilka słoików ze świeżymi przetworami, które robiła. Wiedziała, że sama tego nie przeje, a lubiła się dzielić z innymi. Dojechanie do baru, w którym był Steven zajęło jej kilka chwil. Zaparkowała, weszła do środka i rozejrzała się w poszukiwaniu przyjaciela, którego dostrzegła przy stoliku. Jego znajomi musieli się już porozjeżdżać do domu. -Myślałam, że zastanę cię w gorszym stanie. - Przywitała go z uśmiechem i stanęła przy stoliku. -Jakiś powód do świętowania? - Zapytała domyślając się, że zajmując się dziećmi Steven niezbyt często pozwalał sobie na zostawianie ich pod opieką opiekunek.

Steven Langley
ambitny krab
alemalpa#7279
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
rolnik sam w dolinie, samotny ojciec czwórki dzieci, który dopiero otrząsa się z żałoby po zmarłej żonie, prowadzi sklep rolniczy i stara się z uśmiechem iść przez życie
#4

Steven panicznie bał się powrotu do randkowania. Cały pomysł z poznawaniem kogoś w atmosferze romantycznej kolacji naprawdę przyprawiał go o mdłości. Nigdy nie był w tym dobry i tylko cud sprawił, że Anne zgodziła się za niego wyjść. Teraz? Czuł się naprawdę zagubiony i chociaż od śmierci jego żony minęło prawie pięć lat to nadal oddałby wszystko, aby ją odzyskać. Były to jedynie czcze życzenia i dobrze o tym wiedział. Okres po śmierci żony należał do najgorszych w jego życiu. Dlatego też był Bexley niesamowicie wdzięczny za pomoc. Robiła to w sposób naturalny, nie narzucała się swoją osobą, a jednocześnie zawsze wiedziała kiedy się pojawić. Była wielkim wsparciem nie tylko dla niego, ale także dla dzieciaków. Okazało się też, że była jedną z niewielu osób, które nie zostawiły go podczas żałoby. Pewnie dlatego, że właśnie wtedy się poznali, ale to już taki drobny szczegół.
Dzisiaj był naprawdę ciężki dzień dla Stevena, dlatego właśnie postanowił wyjść z domu i przechylić kilka szklanek. Gdyby Anne jeszcze żyła to obchodziliby kolejną już rocznicę ślubu. W inne "święta" związane z kobietą był przy swojej rodzinie. Niezależnie czy była to niechlubna rocznica śmierci powiązana z urodzinami Eliotta, czy jej urodziny, wtedy był z dziećmi. Jednakże ta rocznica to było jego, osobiste święto, kiedy pozwalał sobie na zrzucenie z barków tego ciężaru i chociaż przez chwilę był w stanie przyznać się przed samym sobą, że nie wszystko jest ok. Nie spędził przy barze zbyt wiele czasu, ale gdy poczuł, że w oczach zaczyna mu delikatnie szumieć, złapał za telefon i skontaktował się z Bexley. - O, Bex! Dobrze cię widzieć! Przestań, ja jestem poważnym człowiekiem - rzucił z nieco mętnym uśmiechem, bo jednak taki do końca trzeźwy to nie był, ale za to bardzo ucieszyło go pojawienie się przyjaciółki. Przynajmniej nie był na tyle pijany, aby się uwiesić na Bexley, jak już zwlecze się z tego stołka. W końcu kawał z niego chłopa i jeszcze by jej krzywdę zrobił. - Do świętowania może nie, ale człowiek nie wielbłąd i napić się musi - czasem Steve wyciągał te swoje mądrości z kapelusza, ale cóż zrobić. Za dużo czasu spędzał ze swoim ojcem, który też takimi przysłówkami raczył wszystkich w zasięgu jego wzroku. - Jeszcze raz dzięki, że przyjechałaś - naprawdę był wdzięczny, za każdą formę pomocy.

Bexley Sadlier
ambitny krab
nikt
Latarnik — Latarnia
34 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie ma co się dziwić. Nie dość, że Steven musiał mierzyć się ze swoimi wątpliwościami co do randkowania, to jeszcze przecież były dzieci, które z pewnością też na to będą reagować. No i było też najgorsze, czyli ludzie, którzy na bank będą oceniać Stevena i komentować każdy jego krok. Ludzie nie rozumieją i nawet nie próbują rozumieć wielu rzeczy. Łatwiej jest siedzieć i komentować czyjeś wybory życiowe.
Bexley nawet nie myślała o tym, że mogłaby zacząć randkować. Jasne, nawet jak była żoną to brakowało jej bliskości drugiego człowieka. Bailey siedział wiecznie w pracy, jak wracał to był zmęczony, nie spędzali ze sobą zbyt wiele czasu. Jak on miał wolne to Bexley pracowała i tak się gdzieś mijali. A teraz? Teraz ją zostawił i musiała myśleć o tym, że będzie musiała rozwieść się z człowiekiem, którego nawet nie ma w okolicy. Czy w ogóle można się rozwieść z kimś kogo nie ma? Sadlier musiała walczyć ze sobą, żeby nie popaść w jakiś alkoholizm. Nie mogła sobie na to pozwolić. Już i tak musiała myśleć o tym, że po raz kolejny, w oczach rodziców będzie porażką.
Zaśmiała się cicho w odpowiedzi. –Oczywiście, że jesteś poważnym człowiekiem, Steve. – Odpowiedziała wiedząc, że lepiej się w takich kwestiach nie sprzeczać. –W sumie to mnie nawet cieszy, bo wyobrażasz sobie gdybym musiała cię nieść do auta? – Rzeczywiście przy nim to Bexley była naprawdę malutka. Musiałaby zapewne prosić załogę baru, albo i klientów o pomoc z wniesieniem Langleya do swojego auta. –Jestem silna, ale nie aż tak. – Dodała jeszcze i postanowiła nie ścigać Stevena od razu. Zamiast tego usiadła sobie na krzesełku obok. –Przestań. Nie ma problemu. Mówiłam ci już milion razy, że możesz na mnie zawsze liczyć. – Przypomniała mu i nawet złapała go na chwilę za rękę. Chciała mu dodać otuchy, wiedziała, że ten okres nie jest dla niego zbyt przyjemny. Pamiętała o rocznicy śmierci Anne. –Jak się trzymasz, Steven? – Zapytała z troską w głosie i pogładziła go po dłoni.

Steven Langley
ambitny krab
alemalpa#7279
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
rolnik sam w dolinie, samotny ojciec czwórki dzieci, który dopiero otrząsa się z żałoby po zmarłej żonie, prowadzi sklep rolniczy i stara się z uśmiechem iść przez życie
Ludzie to jednak ohyda. Potrafili komentować wszystko, nie mając jednocześnie pojęcia o czym mówią. Zapewne nie raz i nie dwa słuchał już plotek na swój temat, bo miejscowe moherowe babcie nie wytrzymałyby poranka na targu bez wymiany plotek. Langley starał się tego nie słuchać, bo przecież miał większe problemy, ale nie był człowiekiem z kamienia i też go to ruszało. Z resztą, podejrzewał, że pod względem bycia na językach mieszkańców, mogli sobie z Bexley podać rękę. Naprawdę współczuł jej obecnej sytuacji z mężem. Bo chociaż mąż Bex żył - Bóg jeden wie gdzie - to tak naprawdę go nie było. Czasem nie wiedział, czy to nie było gorsze. Steven przynajmniej mógł zamknąć ten rozdział. A w przypadku Sadlier nie był pewien. Nie mówił już o tym, że taka irracjonalna, wewnętrzna złość i niezrozumienie ogarniało Stevena, no bo jego zdaniem blondynce nic nie brakowało. Była naprawdę ciepłą osobą, życzliwą i zaradną, a do tego jeszcze naprawdę piękną kobietą. I może Steven był za głupim człowiekiem, ale nawet jako facet nie rozumiał sposobu myślenia jej męża. No trudno, pewnie był po prostu głupi, innej opcji nie ma.
Aż parsknął śmiechem. - Wiesz co, jak teraz to powiedziałaś na głos to brzmi dziwnie - aż sam siebie rozbawił. To jednak człowiek samowystarczalny, sam się napije i jeszcze sam się rozbawi. Jeszcze trochę to sam by się do domu, pewnie na nogach, doprowadzi. - No, niezłe odszkodowanie musiałbym ci wypłacić bo... - urwał wydając z siebie jakiś dziwny dźwięk przypominający parsknięcie konia i wywrócił kieszenie do góry wnętrzem. Nie żeby musiał narzekać na brak pieniędzy bo co jak co, ale Steven to był chłop zaradny i pracowity i z farmy wyciskał tyle ile mógł. Za chwilę atmosfera nieco zgęstniała, a może jemu się już wydawało. - Naprawdę to doceniam i wiesz, że działa to w dwie strony, prawda?- powiedział, uśmiechając się delikatnie i ścisnął nieco jej dłoń, jakby sam sobie chciał dodać otuchy. Chociaż jakoś mógł się jej odwdzięczyć za to, że po prostu była. - Jakoś. Myślałem, że z każdym rokiem będzie łatwiej - wnosząc po jego minie nie było. Bo obojętnie ile czasu minęło, ile razy odwiedzał ją na cmentarzu, ile razy dobitnie przekonywał się o tym, że Anne już nie wróci. - A ty? Radzisz sobie? - zagadnął, chcąc trochę samolubnie odgonić myśli od swojego problemu i przyjacielsko zainteresować się życiem Bexley.

Bexley Sadlier
ambitny krab
nikt
Latarnik — Latarnia
34 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ludzie wręcz kochali żyć plotami i życiami innych ludzi. Nie przejmowali się tak bardzo swoimi perypetiami jak innych. Kochali wytykać błędy, komentować, mieć swoje zdanie w każdym temacie, który w żadnym stopniu nie dotyczył ich. W przypadku Bexley najgorsze były starsze kobiety, które otwarcie zaczepiały ją w sklepach i wypytywały o to kiedy będzie miała dzieci. Najgorsze było to, że były to obce babska, które widziały tylko z widzenia. Nawet jej własna matka nie wypytywała jej tak intensywnie jak one. Właściwie mama Bexley nie wypytywała jej wcale, bo Bexley odcięła się od swoich rodziców. Ostatnie czego chciała to ich komentarze. No i teraz, do tego wszystkiego dochodziło to, że Bailey po prostu rozpłynął się w powietrzu. I kogo o to obwinią? Oczywiście, że ją. Przecież to jej wina, że nie mogła zatrzymać przy sobie męża. To jej wina, że nie mogła mu dać dzieci i to zapewne też z tego powodu od niej uciekł. Człowiek chciałby unikać takich plotek, ale jednak Lorme Bay było zdecydowanie za małe. Każdy znał każdego, ludzie gadali i nawet się z tym nie kryli.
-Szczerze? Myślę, że byś się nie wypłacił, więc jednak dobrze, że trzymasz się na nogach o własnych siłach. – Uśmiechnęła się. Pewnie jakoś dałaby radę dociągnąć go do tego auta, ale nie zrobiłaby tego z powodu właśnie plotek. Zaraz by gadali o tym jak Steven upija się w niepamięć do tego stopnia, że musi być ciągnięty do auta. Dzięki bogu, że jednak znał umiar w alkoholu. –Oczywiście, że o tym wiem. Nawet nie mogę się doczekać momentu, w którym to ty będziesz musiał mnie skądś odbierać. – Teraz to ona parsknęła. –Chociaż nie oszukujmy się. Będziesz miał zdecydowanie łatwiej. Nawet jeśli się napruje niesamowicie to przerzucisz mnie przez ramię jak worek ziemniaków i wyjdziesz z lokalu jakby nic się nie stało. – Wyszczerzyła się, bo jednak ten scenariusz wyglądałby równie komicznie jak ten, w którym to ona próbowałaby wciągać go do auta. Dobrze, że żaden ze scenariuszy miał małe szanse na spełnienie się. A przynajmniej taką nadzieję miała Bexley. –Kiedyś ostatecznie będzie. – Wiedziała, że to go raczej nie pocieszy, ale przynajmniej będzie świadomy, że ból po stracie kogoś raczej nie mija. Po prostu się przyzwyczajamy do bólu i nieobecności. Godzimy się z tym jak jest.
-Średnio. – Przyznała niechętnie. –Ale z drugiej strony co innego mi pozostaje. Jakoś muszę sobie radzić. – Posłała mu smutny uśmiech. –Myślę, że w przyszłym tygodniu pojadę do miasta i załatwię sobie prawnika. – Pewnie nadwyręży to jej kieszeń, ale chciała mieć ten rozwód za sobą.

Steven Langley
ambitny krab
alemalpa#7279
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
rolnik sam w dolinie, samotny ojciec czwórki dzieci, który dopiero otrząsa się z żałoby po zmarłej żonie, prowadzi sklep rolniczy i stara się z uśmiechem iść przez życie
Steven to gorączki dostawał, jak widział te moherowe baby na targu. A na targu bywał często, bo jak na przedsiębiorczego rolnika przystało, wystawiał wyhodowane przez siebie dobra, żeby mieć dodatkową kasę, bo wykarmienie czwórki dzieci, w momencie w którym trzeba jeszcze odkładać na studia to nie są przelewki. Tam naprawdę wiele mógł się nasłuchać. I tak wiedział, że niezależnie czy teraz znalazłby sobie kogoś, aby przez życie samemu nie iść, czy też nie, to zawsze te babczyska będą miały jakiś problem. A to krzywdził dodatkowo swoje dzieci, które przecież potrzebowały matki, a to znowu byłby nieczuły, że ledwo co żonę pochował, a już sobie nowa przygruchał. No i jak tu ludziom dogodzić? Najpewniej wcale, ale Langley to taki człowiek był co to chciał, żeby wszystkich było dobrze. A z drugiej strony na pewno by się mądrzył, jakby Bexley zaczęła mu na te kobiety narzekać, że nie ma się co takimi babami przejmować, bo za chwilę i tak te swoje mądrości do piachu zabiorą.
Parsknął jedynie śmiechem, już nie chcąc nawet myśleć jakiej to horrendalnej kwoty zażyczyłaby sobie Bexley, gdyby faktycznie miała wycenić swoje szkody psychiczne oraz fizyczne. Aż strach pomyśleć, jak szybko te plotki dotarłyby do jego rodziców. Niby już był stary i sam był rodzicem, ale jednak ochrzan od mamusi zawsze bolał inaczej. - Nie żebym się chwalił, ale trenowałem do tego całe, moje życie. Obiecuję, że nawet byś nie poczuła. A może zyskałbym w oczach zebranych, nie powiesz, że nie wyglądałbym jak miejscowy Kapitan Ameryka, tylko, że w tym przypadku Kapitan Australia - trochę się rozmarzył, bo nie od dzisiaj wiadomo, że z Stevena to był nerd. Nawet psy nazwał imionami postaci z komiksów. Westchnął ciężko, może nawet zbyt ciężko i niezbyt przekonująco uśmiechnął się w stronę Sadlier. - Obyś miała rację - mruknął. Nie lubił się tak czuć, może dlatego był w ciągłym ruchu, wiecznie coś robił bo wtedy nie miał czasu myśleć. Spojrzał na nią oceniająco, jakby chciał wyczytać coś z jej twarzy, albo co najmniej miała coś na nosie. - Wyglądasz, jakby też przydał ci się drink - skwitował, uśmiechnął się szerzej, bo pocieszanie innych wychodziło mu dużo lepiej niż pocieszanie samego siebie. Można było przywyknąć przez ostatnie kilka lat. - Jeżeli chcesz to pojadę z tobą - zaoferował, chociaż tyle mógł zrobić. Spodziewał się, że Bex nie przyjmie od niego żadnych pieniędzy, co nie oznaczało, że nie podejmie próby wciśnięcia jej ich przy najbliższej okazji. - Teraz jestem zbyt pijany, żeby pamiętać, ale przypomnij mi, może mam kontakt do kogoś rozgarniętego - dodał jeszcze i wydął usta w zadumaniu, bo to poważny orzech do zgryzienia był, a jak na złość jego pamięć z nim nie współpracowała.

Bexley Sadlier
ambitny krab
nikt
Latarnik — Latarnia
34 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Bexley to próbowała w ogóle obczaić najlepszą taktykę i najlepsze godziny, żeby chodzić na rynek i omijać towarzystwo starych bab, ale niestety nie udało się. Stare baby na targu były zawsze. Przed otwarciem, po otwarciu, chwilę po zamknięciu. Zawsze trafiała się jakaś menda, która spędzała tam swoje przedpołudnie zupełnie jakby czyhały na takich ludzi jak Steven czy Bexley. Żeby mogli sobie komentować ich życia i żeby na bieżąco były z perypetiami każdego napotkanego obywatela. Steven na pewno zostałby okrzyknięty nieczułym facetem, który zbyt szybko sprowadził do domu kolejną kobietę. Przecież powinien nosić żałobne ubrania przez 20 lat czy ile się tam nosi żałobę. Stare pokolenia nie rozumiały tego, że żałoba nie zniknie automatycznie po jakimś konkretnym okresie. To coś co nosi się w sobie zawsze, ale jednocześnie jest to coś co nie powinno uniemożliwiać dalszego życia i szukania szczęścia.
-Dobrze wiem, że się chwalisz i mówisz tak, żeby wymusić ode mnie jakiś komplement. – Zażartowała sobie. –Poza tym wiem też, że umyślnie kupujesz takie koszulki, które niby przypadkowo opinają ci się w odpowiednich miejscach. – Kiwnęła głową w stronę jego ramion. –No cóż… aparycje masz odpowiednią. Zdecydowanie masz twarz, której nie powinieneś chować pod maską, więc w moich oczach i mojej opinii możesz być Kapitanem Australią. – Puściła mu oczko. Bexley też była nerdem. Ona swoje psy nazwała na cześć swoich ulubionych ilustratorów komiksowych. Takich, którzy właśnie rysowali między innymi Kapitana Amerykę, Zimowego Żołnierza czy Czarną Wdowę! –No i widzisz? Jakimś cudem wymusiłeś z mojej strony komplementy. – Pokręciła głową. No cóż, nie ma co się oszukiwać, Steven był przystojny, był świetnym facetem. Gdyby te parę lat temu kiedy się poznali nie była w związku małżeńskim to z pewnością próbowałaby do niego uderzać.
-Uwierz, przydałby mi się drink. – Posłała mu smutny uśmiech. –Ale kto nas wtedy odwiezie do domu? – Zaśmiała się. Pewnie mogłaby prosić o pomoc Williama. Nie odmówiłby jej. Z drugiej jednak strony nie chciała za bardzo upijać Stevena. –Właściwie to… – Zamilkła na chwilę. –Chętnie skorzystam z tej oferty. – Nie było to coś co chciałaby załatwiać w pojedynkę. Wsparcie przyjaciela było jak najbardziej mile widziane. –Przypomnę. – Zaśmiała się cicho. –Chcesz może przekimać u mnie na kanapie? – Zapytała, bo może nie chciał, żeby dzieci go widziały w takim stanie. Nie wyglądał najgorzej, ale wiadomo, lepiej oszczędzić dzieciom widoku pijanego ojca.

Steven Langley
ambitny krab
alemalpa#7279
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
rolnik sam w dolinie, samotny ojciec czwórki dzieci, który dopiero otrząsa się z żałoby po zmarłej żonie, prowadzi sklep rolniczy i stara się z uśmiechem iść przez życie
No i taki to jest ich los; on nieczuły wdowiec, ona wyrodna prawie-rozwódka. Nieźle się w sumie dobrali. Zapewne babska miałyby niezłe używanie, ale akurat tym nie miał zamiaru się przejmować. Bexley była jedną z tych osób, która była przy nim w najgorszym okresie i prawdopodobnie nigdy nie zdoła się jej odwdzięczyć. A to też ten typ człowieka, który swoją krzywdę może i zniesie, ale na bliskich nieszczęście patrzyć nie mógł. Nawet jeżeli mają to być ploteczki rozsiewane przez jakieś stare raszple.
Tym bardziej, że teraz jego ego się podbudowało i to tak mocno. Co jak co, ale bycie Kapitanem Australią to naprawdę coś. Co prawda nie wiem, czy ta postać istnieje gdzieś poza wywiadem z Chrisem Hemsworthem i Tomem Hiddlestonem, ale i tak! Jeżeli coś miałoby dodać mu skrzydeł to właśnie to. Zmarszczył w chwilowej konsternacji czoło. - Z tego co pamiętam, to ostatnio byłem na zakupach z tobą i dzieciakami - rzucił w wielkim zamyśleniu, bo mógłby się mylić, ale to całkiem możliwe. Jeśli coś przerastało Stevena jako ojca to właśnie zakupy z młodszą córką, dwunastoletnią Maddie. Kompletnie nie rozumiał obecnej mody i często z opresji musiała ratować go albo starsza córka albo właśnie Bexley, która zjednała sobie sympatię jego dzieci. Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. - Czy to czas na stworzenie portfolio i wysłanie oficjalnej aplikacji do Disneya? - zamyślił się poważnie. To z pewnością zmieniłoby ich życie na zawsze. Nagle zamiast pijać w barze w Lorne Bay latałby swoim prywatnym śmigłowcem na posesję Hemsworthów albo chodził na brunche z Margot Robbie. - I to nawet nie było takie trudne - ogólnie do przebiegłych osób nie należał, ale teraz to mu się udało, aż sam był z siebie dumny. Z tego też powodu wypiął pierś do przodu, jakby zaraz mu mieli medal przypiąć. Kto wie jak mogłoby się potoczyć to wszystko, gdyby spotkali się w nieco innych okolicznościach. Steven jak na faceta przystało nie rozpatrywał kilku możliwych scenariuszy, ale nie mógłby wykluczyć, że w innych okolicznościach dałby się nawet poderwać. A może i sam zarzuciłby jakimś kiczowatym tekstem i okrasił go uroczo-zmieszanym uśmiechem.
- No wiesz, ostatecznie mogę obudzić Reggiego - no bo przecież nie ma nic lepszego niż przyjeżdżanie po pijanego ojca. No, ale chyba tyle mógł dla niego zrobić, prawda? Tym bardziej, że Steven nigdy nie robił problemów jeżeli chodziło o odbieranie go z różnych imprez. - W takim razie jesteśmy umówieni, daj znać czy mam wyciągnąć jedną z tych opiętych koszul - rzucił, co by znowu rozluźnić atmosferę, jak już nie chciała sięgać po drineczka. Poważnie rozważał jej propozycje oraz wszelkie za i przeciw powrotu jak już wytrzeźwieje. - Jeżeli to nie będzie problem, nie chcę nadużywać twojej dobroci - głupio mu było prosić, ale trochę obawiał się tego, co może się wydarzyć, kiedy podniesie się z krzesła i wyjdzie na świeże powietrze. - Bo trochę cienko to widzę. Jeszcze trochę i helikopter odleci -przyznał, opierając dłonie o krawędź baru.

Bexley Sadlier + mały bonus, Kapitan Australia it is
ambitny krab
nikt
Latarnik — Latarnia
34 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pewnie stare babska na widok Stevena albo Bexley zapowietrzały się z wrażenia i nie nadążały za plotkowaniem. Kiedyś Bex i Steve będą musieli się umówić na zabawę kiedy to oni będą starymi babami i będą je głośno obgadywać. Może wtedy im się odwidzi i przestaną robić z tej dwójki największą atrakcję Lorne Bay. Bexley chciałaby mieć spokojne wyjście na targ, gdzie nie musiałaby się obawiać jakiś komentarzy.
Zaśmiała się na wspomnienie zakupów. –Ahh, czyli zaraz wyjdzie na to, że to ja cię wciskam w te obcisłe koszulki? Może jeszcze robię to dla mojej własnej uciechy? – Pokręciła głową z niedowierzaniem, a po chwili nawet przewróciła teatralnie oczami. Uwielbiała spędzać czas ze Stevenem i jego dziećmi. Langley miał to o czym Bexley zawsze marzyła. Gromadkę dzieci, która przynosiła szczęście. No i jako rodzeństwo byli fantastyczni, bo widziała jak Reggie jest związany nie tylko ze swoim ojcem, ale też to, jak gotowy był walczyć o swoje młodsze rodzeństwo. –No ja naprawdę nie wiem na co czekasz. Masz naprawdę spore szanse. I jeśli się nie mylę… jesteś wyższy niż Evans czy Hemsworth. Więc wyobraź sobie jak będziesz górował nad najpopularniejszymi superbohaterami. – Zamachała brwiami. Jeśli ktoś zasługiwał na miliony, które zgarniały gwiazdy filmowe za udział w takich produkcjach, to w oczach Bexley był to oczywiście Steven. Dawał radę jako samotny rodzic, ale wiadomo… jak się ma czwórkę dzieci to hajsu nigdy nie jest za wiele. –Tylko pamiętaj o zwykłych szaraczkach jak już zostaniesz wielką gwiazdą filmową. – Wskazała na siebie, bo to ona byłaby tym szarakiem zostawionym w tyle. Już w sumie była takim szarakiem dla Chandlera, który z nią zerwał nie zrywając z nią i wyjechał po to, żeby zrobić karierę jako gwiazdor telewizyjny. I teraz musiała oglądać przebrzydłą mordę swojego byłego, który do dzisiaj nawet nie powiedział dlaczego z nią zerwał. No nie miała biedna szczęścia w miłości. –Dla ciebie nie, ale nie wiesz ile mnie to kosztowała. – Dodała żartobliwie, bo oczywiście nie miała problemów z tym, żeby go skomplementować.
-Absolutnie nie! – Pokręciła gwałtownie głową. –Przecież budzenie nastolatka może mieć tragiczne konsekwencje! – Czy jest coś gorszego od marudnego, niewyspanego nastolatka. Zaraz jednak coś do niej dotarło i ją olśniło. –Dobra, wiesz co… zapomnij. Cały czas zapominam o tym, że Reggie już nie jest nastolatkiem. – Trochę się zaśmiała ze swojej własnej głupoty. Aż chciało się powiedzieć, że „tak szybko dorastają”, ale jednak nie była pewna czy jest to coś co akurat ona powinna mówić. –Twoja opięta koszula pomoże mi znaleźć najlepszego prawnika i dostanę rozwód bez żadnych komplikacji? – Dopiero teraz dotarło do niej to, jak bardzo potrzebowała się spotkać ze Stevenem. Kilka minut spotkania, a śmiała się więcej niż przez ostatnie parę dni. Była nawet skłonna żartować ze swojego rozwodu, a przecież dopiero co płakała z tego powodu. –Absolutnie nie będzie to problemem. No i nie będziesz musiał budzić Reggiego. – To też zawsze jakiś bonus. Reggie będzie im wdzięczny za podjęcie takiej decyzji. –To daj znać jak będziesz gotowy na zmierzenie się z tymi kilkoma metrami, które będziesz musiał przemierzyć. – Trochę się nabijała z jego stanu. Ale tak delikatnie. Nie chciałaby go obrazić. Może to i lepiej, że nie zdecydowała się na żaden alkohol, bo patrząc na Stevena, była gotowa stwierdzić, że dla niego, kolejny drink zakończyłby się zgonem.

Steven Langley Kapitan Australia pierwsza klasa <3
ambitny krab
alemalpa#7279
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
rolnik sam w dolinie, samotny ojciec czwórki dzieci, który dopiero otrząsa się z żałoby po zmarłej żonie, prowadzi sklep rolniczy i stara się z uśmiechem iść przez życie
Taki roast na stare baby, to byłaby jednak super sprawa. Pokazaliby im gdzie raki zimują i byłby święty spokój. Przypominałoby to pewnie te wszystkie filmiki na tiktoku, w których dzielny ekspedient walczy z zawzięta, złą Karen. Na koniec wszyscy zebrani wstaliby, nawet jeżeli wcześniej nie siedzieli i byłyby to najprawdziwsze owacje na stojąco.
- No, a dla czyjej? Chyba nie dla mojej, wiesz jak ja się w tym duszę? - zgrywanie ofiary modowych rad Bexley w sumie wychodziło mu całkiem nieźle. Jeszcze chwila i mógłby do tego przywyknąć. Ale co najważniejsze, na chwilę zapomniał co to dzisiaj był za dzień i właściwie dlaczego przyszedł tu na samym początku. Może tak właśnie wygląda godzenie się z rzeczywistością? Zapominanie chociaż na chwilę, że ten ból gdzieś nadal pulsuje i żyje własnym życiem. W pewnym sensie się dopełniali. Steven miał to, czego ona pragnęła - dużą rodzinę, którą mógł się zaopiekować, z którą dzielił smutki, ale i szczęście. Ona? Zdaniem Stevena była tym, czego im brakowało. Na wspomnienie o wzroście aż wyprostował się na siedzeniu, jakby w ten sposób mógł dołożyć sobie kilka centymetrów, chociaż i tak nie siedział aż tak bardzo zgarbiony przy tym barze. - Wyobrażasz to sobie? Patrzeć na Hemswortha z góry? - trochę się rozmarzył, no co? Nawet on potrzebował chwili na dziecięce, infantylne marzenia o staniu się superbohaterem. To co z tego, że miało to być jedynie na ekranie. - Ja? Zapomnieć? W życiu, ja mam pamięć absolutnie absolutną. Jak już wygram oscara to podziękuję ci ze sceny - zapewnił solennie, jakby już co najmniej nominację dostał. Pewnie w tej swojej fantazji już ściskał dłoń Kate Winslet, która wręczała mu nagrodę i składała słowa gratulacji.
- No już, biedactwo ty moje - rzucił rozczulony i aż pochylił się w jej stronę, po czym cmoknął ją w czubek głowy, jakby to miało wynagrodzić jej ten trud i katusze, które przeżyła podczas wypowiadania kilku miłych słów kierowanych pod jego adresem. Znowu z roztargnieniem westchnął. - No z niego to już stary dziad jest. Te dzieciaki tak szybko dorastają - nie żeby mu się to podobało. Dla niego to oni wszyscy mogliby być cały czas mali, bo jak to mówią małe dzieci - mały problem, duże dzieci - duży problem. - Nigdy nie wiadomo. Może trafimy na jakąś panią prawnik, której spodobają się moje opięte koszule - wzruszył ramionami, bo jednak różne przypadki po ludziach chodzą i nawet nie byłby aż tak bardzo zdziwiony. Skinął jej głową i pozornie wyglądało na to, że dopije jeszcze to, co miał w szklance, a potem czas do domu. Tylko, że wtedy w głośnikach poleciała najlepsza nuta wszech czasów. - Bex, ty to słyszysz? Chodź! - nagle jakby mu ktoś wymienił baterie, z gracją słonia w składziku z porcelaną zsunął się z krzesła bo w głośnika poleciała Abba. A jak pojawiała się Abba to żarty trzeba było odstawić na bok. Gdyby Steven był z Polski pewnie teraz zaintonowałby jej "zatańcz ze mną jeszcze raz" albo "przetańczyć z tobą chcę całą noc". Zamiast tego jedynie powtórzył za radiem słowa piosenki "Dancing Queen". - Nie daj się prosić, wyjdę na większego pajaca niż jestem - poprosił jeszcze. No co? Jak się bawić, to się bawić.

Bexley Sadlier
ambitny krab
nikt
Latarnik — Latarnia
34 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
/wybacz refleks, ale choroba mnie zmiotła z powierzchni ziemi i powoli wracam
Parsknęła śmiechem. –No nie wiem, Steven. Wydaje mi się, że mnie kitujesz. Zauważyłam jak po tych zakupach zacząłeś prężyć ramiona i przestałeś się garbić. Jestem pewna, że nabrałeś pewności siebie i teraz wstydzisz się do tego przyznać. – Próbowała się jakoś wybronić z tej przekomarzanki. Jasne, była zdania, że skoro Steven miał tak dobrze zbudowane ciało to powinien je podkreślać. Nigdy nie wciskałaby go jednak w źle dobrane ubrania. Chyba. Nie, na pewno nie. W końcu nie mogła sobie na to pozwolić! Był jej przyjacielem, a ona jeszcze była mężatką.
Parsknęła śmiechem. –Naprawdę ciężko mi to sobie wyobrazić. – No cóż, Bexley to już w ogóle była niziutka, więc ona z góry to mogła patrzeć tylko i wyłącznie na dzieci. Rzadko kiedy trafiała na kogoś niższego od siebie, albo na kogoś kto chociaż jej dorównywał wzrostem. –Aczkolwiek… w tym przypadku to chyba nawet pasuje mi to, że nie musiałabym na niego patrzeć z góry. – Wiadomo, że kobiety lubią wysokich mężczyzn. A gdyby Bexley spotykała się z takim Hemsworthem, który zawsze by nad nią górował, to nie byłoby dnia, w którym Sadlier nie czułaby się bezpiecznie w jego ramionach. Mógłby ją nosić w kieszeni nawet. Przez chwilę poczuła się źle z tym, że fantazjuje sobie o jakimś aktorze, przecież miała męża. Zaraz jednak do niej dotarło, że zapewne Bailey’ego niespecjalnie interesuje to, o kim ona myśli czy fantazjuje. –Zobaczymy jak już tego Oscara będziesz odbierał! – Wycelowała w niego groźnie palec i nawet mrużyła przy tym oczy. Steven nie sprawiał wrażenia człowieka, który miałby zapomnieć o starych przyjaciołach. Ale z drugiej strony przecież sława zmieniała.
Zaśmiała się jak ucałował ją w czoło i pokręciła głową. –Prawda. – Skinęła głową myśląc o Reggim. Co prawda nie była w stanie, tak jak Steven ocenić tego jak szybko ten czas uleciał, ale jednak pamiętała najstarsze dziecko Stevena jeszcze jako niepełnoletniego chłopaka. –Wiesz co, masz rację. Możemy nawet odgrywać, że jesteś mężem, z którym chce się rozwieść, więc może nawet przyspieszy wszystko, żeby tylko się z tobą spiknąć. – Zażartowała sobie. Chciałaby, żeby Bailey to był tylko po to, żeby mogła rozwieść się z nim od razu. Bez żadnego wożenia się po prawnikach i wymyślania. Oddałaby mu wszystko, żeby tylko dostać ten rozwód.
Spojrzała na niego szczerze przerażona. Nawet zaczęła energicznie kiwać głową i powtarzać „nie”, żeby bardzo podkreślić to, że w żadnym wypadku nie jest gotowa na to publiczne wyjście i tańczenie. Tym bardziej, że nikt nie tańczył. Niestety Steven już działał, wstał i już zwrócili na nich uwagę pozostali goście baru. –Tak bardzo teraz żałuję, że nie skusiłam się na drinka i na to, żeby Reggie nas odebrał. – Powiedziała bardziej do siebie niż do niego, ale ostatecznie wstała i do niego dołączyła. –Będziemy pajacami we dwoje. – Uśmiechnęła się i jak już wstała to nawet zaczęła tańczyć. Potrzebowała chyba być Dancing Queen na tą jedną noc.

Steven Langley
ambitny krab
alemalpa#7279
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
rolnik sam w dolinie, samotny ojciec czwórki dzieci, który dopiero otrząsa się z żałoby po zmarłej żonie, prowadzi sklep rolniczy i stara się z uśmiechem iść przez życie
/nie ma sprawy, serio, mam nadzieje, że już lepiej <3
- Kłamstwa i pomówienia, przecież ja to jestem najskromniejszym człowiekiem na świecie - zawyrokował, jakby oskarżyła go co najmniej o zamach stanu, a nie oto, że prężył muskuły w ciasnych koszulach. Prawdę mówiąc, od jakiegoś czasu niezbyt zwracał uwagę na to, co ubierał. Niby dla kogo i na co miał się stroić? Raczej w polu nikt nie doceni, że ubrał się akurat w odświętną koszulę i kościołowe lakierki. A na randki na razie nie chadzał, chociaż już jedna znajoma wierciła mu dziurę w brzuchu o jakieś spotkanie w ciemno.
- A no widzisz, tobie to niepotrzebne. A o mnie by mówili "o patrz, to ten co patrzy na Thora z góry" - nie wiedzieć dlaczego, Steven postanowił zmienić głos na znacznie wyższy, aby zademonstrować jej, jak to ludzie będą za nim szaleć z powodu tych kilku centymetrów więcej. Langley to życzył Bex, żeby poznała swojego Hemswortha, przy którym mogłaby w końcu odetchnąć i poczuć się kochaną, bo raczej Bailey nie mógł jej tego dać. Osobiście to Steve - chociaż na ogół spokojny i życzliwy człowiek - miał ochotę poczęstować go swoim prawym sierpowym. Tylko, że to chyba nie do końca jego zadanie, aby teraz gonić za mężem-tylko-na-papierze. Dlatego nic nie mówił i po prostu był przy Bexley, tak jak ona była przy nim. - No zobaczymy, zobaczymy. Ktoś będzie musiał mi pomóc dobrać garnitur - rzucił i uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. No chyba sobie nie wyobrażała, że jak już Langley dostałby Oskara, to Bex byłaby gdzieś z boku. Z obecnym zapałem Stevena do randkowania to raczej Bexley skazana byłaby na towarzyszenie mu podczas całej ceremonii.
Może przez to, że dzieciaki tak szybko rosły, on czuł się jak taki dziadek. Ostatnie lata były naprawdę intensywne i miał czasem wrażenie, że z jednej strony minęło dziesięć lat. A innym znowu razem wydawało mu się, że w tej czy tamtej restauracji siedział z Anne dopiero wczoraj. - Dla ciebie wszystko. Nawet się dla ciebie z tobą rozwiodę i uwiodę panią prawnik - cóż za bohater! Prawdziwy Kapitan Australia, bohater jak się patrzy. A wyznał jej to z takim zaangażowaniem, jakby jej swoje serce albo nerkę oferował na tacy, bo wątroby to pewnie by nie chciała. A na pewno nie po dzisiaj.
Czy procenty mu uderzyły do głowy? Chyba inaczej nie można wytłumaczyć tego, że właśnie wyciągał ją na "parkiet", kiedy właściwie parkietu nie było i nikt na chwilę obecną nie chciał do nich dołączyć. Tylko, że teraz go nie bardzo to obchodziło. - Jeszcze możemy to zmienić - rzucił, unosząc jedną brew, czekając na jej odpowiedź. A potem się wyszczerzył, bo jednak nie miał stać sam, jak ten palec na środku baru. Pewnie nawet pan barman podkręcił trochę radyjko, może chciał wspomóc Stevena, żeby ten nie zgubił rytmu. No z tym mogło być ciężko. - Na ciebie to zawsze mogę liczyć - odparł, kiedy dołączyła do niego na parkiecie. Z tym tańcem to nie było u niego najgorzej. Znaczy, zawsze mogło być lepiej, żaden z niego Patrick Swayze, ale nie deptał jej po palcach, a to, że czasem się nogi poplątały to inna bajka. Na swoje usprawiedliwienie miał to, że trochę już dzisiaj wypił i, że miał bardzo długie nogi. - Prawie jakbyśmy grali w Mamma Mia - olśniło go! No, ale co? Teraz Abba jest na czasie, szczególnie, że znowu zaczęli razem grać.

Bexley Sadlier
ambitny krab
nikt
ODPOWIEDZ