30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
I could stay, oh, I could stay away, long enough to die another day
ONE.

Lorne nigdy nie przestanie go zadziwiać, przynajmniej pod względem tego, jak niemiłosiernie nudnym było miejscem. Tak nijakim, że pomylić je można było z każdą inną nadmorską miejscowością. W niczym nie przypominało Sydney czy Melbourne, za którymi momentami miał wrażenie że tęsknił. I tak, wrażenie to znikało tak samo szybko jak się pojawiało, zdaje się, tylko po to, by przypomniał sobie, jak bardzo ich nienawidził. Oczywiście, będąc na miejscu, pośrodku miejskiego zgiełku, który zagłuszał słowa, myśli i sumienie. W Lorne było z cicho. To pierwsze, co przyszło mu do głowy, gdy próbował zasnąć pierwszej nocy. Duszne powietrze zmieszane z papierosowym dymem i starym odświeżaczem powietrza wypełniało motelowy pokój, pamiętał jakby to było wczoraj. Jednego był pewny, nie zostanie ani jednego dnia dłużej.
Od tamtego czasu minął ponad rok.
Wciąż upierał się, że jest tutaj tylko przejazdem, na chwilę, która tylko przeciągała się niemiłosiernie. Prawda była jednak inna, zwyczajnie nie miał innych perspektyw, był uwiązany do… całego tego bałaganu. Nie wiedział jak inaczej to nazwać, z każdym dniem miał wrażenie, że jest tylko gorzej, ale wyrażanie opinii nie należało do jego obowiązków, nawet, gdy ktoś pytał, wzruszał ramionami, jakby zupełnie go to nie obchodziło. Po części owszem, tak było, po części, nie chciał sprawiać wrażenia, jakby chciał mieć z tym wspólnego więcej niż miał. Wydawało mu się mądre, a jeśli nie, to przynajmniej skuteczne.
Moonlight był stałym przystankiem, bar jak ten był jedną z niewielu rzeczy w mieście, które równie dobrze mógł znaleźć gdzieś w śródmieściu Melbourne. W zasadzie, niewiele różnił się od jego ulubionego baru w St Kilda, dlatego szybko pożałował, że wspomniał o nim szefom. Przyszli raz, drugi, z czasem przychodzili co raz częściej, aż… Moonlight stało się ich miejscem.
Usiadł przy jednym ze stolików ustawionych wzdłuż ściany, przodem do wejścia, jak zawsze. Kilka stolików na prawo, w towarzystwie dwóch znajomych siedział mężczyzna… o którym, na dobrą sprawę nie wiedział nic, poza tym, że wydaje nie swoje pieniądze. Wystarczyło, że zerknął w stronę ich stolika, zliczył ponad tuzin pustych szklanek i wiedział, że dziś jego kolej, by stawiać. Zdążył tylko pomyśleć, że to nie spodoba się jego szefom, co tylko go rozbawiło, a zadecydowanie nie powinno!
Czekało go więc… czekanie, aż mężczyzna wytoczy się z baru, wyjdzie zapalić, cokolwiek, było tu jednak zbyt wiele osób, by urządzać scenę. Postanowił wykorzystać ten wieczór, skinął więc na przechodzącą obok kelnerkę.

laura hemmings
powitalny kokos
rj
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w Lorne Bay od urodzenia, jest kelnerką w Moonlight Bar i prawdziwym magnesem na kłopoty.
#1

Tarcza okrągłego zegara wiszącego na niewielkim kawałku kamiennej ściany ulokowanej tuż za główną ladą Moonlight Bar wskazała dziewietnastą. Grafik starannie przymocowany u szczytu korkowej tablicy, w pomieszczeniu przeznaczonym tylko i wyłącznie dla załogi miejscowej knajpy nieubłaganie dowodził, że fragment dzisiejszego popołudnia oraz wieczoru Laurze przyjdzie spędzić w pracy, nie zaś na chociażby ukochanej ostatnimi czasy plaży, gdzie pod okiem zaprzyjaźnionego surfera zdecydowała się postawić swoje pierwsze kroki w zdobywaniu najwyższych fal (co miało być praktyczną realizacją jednego z punktów na jej liście "100 rzeczy, których muszę spróbować nim umrę").
Moonlight Bar był jednym z nielicznych punktów oferujących ogólnie pojętą rozrywkę, które można było odszukać na mapie maleńkiego Lorne Bay. Wbrew pozorom niosło to ze sobą wiele korzyści. Wystarczyło, że słońce za oknem przestawało obdarowywać ziemię tak wielką ilością ciepłych promieni, a barwy rozpościerające się na niebie z błękitu zaczęły przeistaczać się w granat by miejsce to tętniło najszczerszym życiem oraz najgłośniejszym gwarem.
Tak też było dnia dzisiejszego i poprzez to Laura nie potrafiła udzielić odpowiedzi na pytanie kiedy z jej pola widzenia zniknęły dwie ostatnie godziny pracy. Lecz ona czuła się pośród tego małego chaosu jak kolokwialna ryba w wodzie i zarazem tak jak przystało na naczelną ekstrawertyczkę Lorne Bay - wyśmienicie. Energicznie i lekko krążyła pomiędzy kolejnymi zajętymi stolikami, niekiedy zatrzymywała się przy jednym z nich, gdy została o to poproszona, sumiennie spisywała zamówienia w miniaturowym notatniku bądź też najczęściej wdawała się w dłuższe pogawędki z klientami przesiąknięte żartobliwym tonem i błyskotliwymi, czasami niegrzecznymi odpowiedziami.
Odwróciwszy się na pięcie w zupełnie przeciwnym kierunku ruszyła przed siebie z zamiarem dotarcia do królestwa barmana by przygotować kilka zamówionych napojów. Ewidentnie można było dostrzec, że jest w świetnym nastroju, a świadczyć o tym miały unoszące się w powietrzu ostatnie już, ledwo dosłyszalne dźwięki śmiechu dziewczyny. Mimo chwilowego roztargnienia przyciągający jej uwagę wzrok ciemnowłosego mężczyzny oraz charakterystyczne skinięcie głową nie zdołało Laurze umknąć i natychmiast doprowadziło ją do porządku.
- Och, dobry wieczór! Pan znów tutaj? Widzę, że naprawdę polubił Pan Moonlight! Oczywiście nie jestem z tego powodu niezadowolona, wręcz przeciwnie. - przyjąwszy profesjonalną postawę rozpoczęła swój powitalny monolog, nad którym nie musiała zastanawiać się nawet ułamka sekundy. Jednak tym, co najbardziej wyróżniało Laurę pośród innych ludzi był fakt, że nigdy nie brzmiała jak osoba, której płaci się za bycie miłą, a i jej rozmówcy nie mieli poczucia, że jest to zachowanie nieszczere i wymuszone okolicznościami. Nieustannie sprawiała wrażenie dziewczyny, która do każdego podchodzi z sercem na dłoni.
- Czy czegoś Panu potrzeba? Zdaje sobie sprawę, że zazwyczaj Pan i cała reszta gromady decydujecie się na wykwintne alkohole, ale osobiście uważam, że nie jest to najlepszym wyborem. Pana wątroba jest już zapewne wykończona, a i droga do uzależnienia bardzo prosta i kompletnie pozbawiona wybojów. Czy w takim układzie mogłabym polecić smoothie z owoców leśnych, jarmużu i pietruszki? Jestem pewna, że wspaniałe wpłynie na siły witalne, do czegokolwiek nie byłyby one potrzebne! - to była ta niesłychanie cienka granica, kiedy zwyczajnie powinna ugryźć się w język i przypomnieć sobie, że pewne mądre porzekadło głosi "Najpierw pomysl, później powiedz".
O mężczyźnie, przed którym właśnie stała nie wiedziała praktycznie nic choć zachowywała się tak jakby staż ich znajomości do najmniejszych nie należał. Zdołała jedynie dostrzec pewne zależności, na które pozwalała jej obserwacja dnia codziennego. Częstotliwość z jaką bywał w Moonlight określiłaby jako dużą jednak nie to zastanawiało ją najbardziej. Zawsze, kiedy zajmował jeden ze stolików wraz ze swoimi przyjaciółmi nie zachowywali się jak odprężona, rozluźniona po całym dniu "paczka dobrych kumpli". Ich twarze niemalże każdorazowo były tak bardzo posępne, tak bardzo skupione, tak bardzo poważne i właśnie to nie pozwalało jej spokojnie zasnąć, a o ściany umysłu nieustannie rozbijało się pytanie Dlaczego?
Obrazek
She is sunshine mixed with hurricane.
Just like a rainbow after the rain.
powitalny kokos
-
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
I could stay, oh, I could stay away, long enough to die another day
Każdy wieczór w Moonlight wyglądał tak samo. Przynajmniej takie odnosił wrażenie, gdy przyglądał się — niejednokrotnie ze znudzeniem — przesiadującemu tu towarzystwu. Tak, momentami zapominał, że jest jednym z nich, i z perspektywy kogoś stojącego za barem czy biegającego po sali z tacą i ołówkiem we włosach niczym się od nich nie różni. Niczym. Nie byłby to jednak pierwszy raz, gdy uważał się za lepszego od innych, w dodatku nieszczególnie się z tym krył, choć poznać można było tylko wtedy, gdy postanowił się odezwać i rzucić mniej lub bardziej wybredną złośliwość.
Gdy przy jego stoliku pojawiła się kelnerka, dobrze mu już znana, choć wciąż nie pamiętał jej imienia, mimo że przestawiała się niemal za każdym razem, a do jej koszulki przypięty był mały, czarny identyfikator, na którym złote litery układały się w krótkie imię – Laura. Powinien zapamiętać, zdaje się, że powtarzał to za każdym razem, ale wystarczyło, by się odezwała, przypomniał sobie dlaczego miał z tym taki problem… Jej, nazwijmy to entuzjazm, był… godny podziwu.
Przychodzę tu od roku — odparł, beznamiętnym wręcz tonem, spoglądając na brunetę, w oczekiwaniu aż sens tych słów do niej dotrze, a w momencie, gdy tak się stało, zgadując po zmieszaniu, które dosłownie na chwilę zagościło na jej twarzy, uniósł wymownie brwi jakby chciał powiedzieć, „tak właśnie”. Nie miał pojęcia skąd o tej porze wciąż miała w sobie tyle energii… Gdy wylała z siebie ten potok, z każdym jej słowem na jego twarzy malowała się co raz większa konsternacja. Czy ona właśnie zaproponowała mu drinka z jarmużu i pietruszki?
Soothie, poprawka.
Czy on cholera wygląda na kogoś, kto pija smoothie? Nawet jeśli, za cholerę by tego tak nie nazwał! Całe szczęście, te słowa nie opuściły jego ust, jestem pewna, że wypowiedziane głośno zabrzmiałyby o wiele gorzej niż w jego głowie. Wystarczyło jednak, by milczał o te kilka sekund za długo, gdy brunetka skończyła swój monolog, rzucając jej uważne spojrzenie spod uniesiono wysoko brwi, jakby rzeczywiście zastanawiał się, czy wspomniany entuzjazm nie jest wynikiem hm, wciągnięcia czegoś na zapleczu!
Whiskey wystarczy — mruknął, a kącik jego ust mimowolnie uniósł się ku górze, na znak, że na tym zakończy składanie zamówienia. Wtedy jednak przy stoliku obok rozległ się gromki śmiech, co zwróciło jego uwagę, i nie tylko jego, przez co mimowolnie zerknął w ich stronę, ponad ramieniem brunetki. No tak, nie przyszedł tu… o tak po prostu, zresztą, jak zawsze. — To Twój stolik? — zapytał, jak gdyby nigdy nic, jakby zagajał rozmowę, by mogła westchnąć i przez chwilę ponarzekać, jak to męcząca bywa praca kelnerki… Temu akurat nie zaprzeczał, ale w tym momencie zwyczajnie miał to gdzieś, nie pytał bez powodu.

laura hemmings
powitalny kokos
rj
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w Lorne Bay od urodzenia, jest kelnerką w Moonlight Bar i prawdziwym magnesem na kłopoty.
Słysząc chłodny i zupełnie niezaangażowany ton głosu mężczyzny oraz mogąc obserwować mimikę jego twarzy pozbawioną jakichkolwiek oznak radości, umysł Laury natychmiast otworzył właściwą szufladkę by przywołać idealną dla tej chwili anegdotę.
Tommy Williams był ulubionym barmanem dziewczyny z wszelakich możliwych, których oferowały pracownicze kartoteki Moonlight Bar. Nie dość, że stanowił naprawdziwszego  energetycznego bliźniaka Hemmings, potrafił wznieść się na wyżyny jej specyficznego poczucia humoru jak nikt inny i kolejno, jego wielką pasją zostały ogólnie pojęte... Kryminalne historie. Za każdym razem, gdy dostrzegał Rhodesa (czy to samego, czy w towarzystwie przyjaciół) wśród gości Moonlight zwykł snuć historie, aż chciałoby się powiedzieć, wyjęte wprost z najnowszych produkcji popularnej platformy serialowo-filmowej. Przez ostatni rok kilkukrotnie zdołała dowiedzieć się, że Dawson  bez wątpienia należy do gangu handlarzy ludzkimi organami, a ich wizyty w knajpie  podyktowane są tylko i wyłącznie jednym celem - poszukiwaniem kolejnych potencjalnych ofiar. Tommy mawiał również, że Laura pod żadnym pozorem nie powinna "(...)nieustannie zatrzymywać się przy ich stoliku i świergotać jak skowronek o poranku", ponieważ w momentach takich jak ten ściąga na siebie uwagę przestępców i jest to wystarczającym powodem by któregoś dnia ocknęła się na ławce w parku z gigantyczną blizną informującą o braku jednej z nerek.
Laura nie owijając w bawełnę i jak to miała w zwyczaju, uwagi przyjaciela wpuszczała jednym uchem, a zaraz po tym wypuszczała drugim.  Jednym słowem mówiąc, nigdy nie pozwalała im uzyskać rangi "Mające jakąkolwiek szansę zaistnieć w rzeczywistości" i właściwie jedynym co w niej wywoływały, to rozbawienie oraz szczery podziw dla fantazji Tommy'ego.
To właśnie było kwintesencją Laury. Zawsze walecznie, do ostatniej kropli krwi broniła stwierdzenia, że ludzie są z natury dobrzy tylko to zbieg niefortunnych wydarzeń może spowodować ich chwilowe zbłądzenie na niewłaściwą ścieżkę. Nawet jeśli już do tego doszło, w pewnym momencie życia podświadomie zaczynało im brakować choć najdrobniejszego pierwiastka dobra, a wtedy... Wtedy należało ze wszystkich sił pomóc w odszukaniu go i ofiarować jeszcze jedną szansę.
- Nawet jeśli widuje się kogoś od roku... Czy to oznacza, że wciąż nie można cieszyć się na jego widok? - uśmiechnęła się w ten najbardziej charakterystyczny dla Laury sposób - promienny, który powodował, że nie tylko kąciki jej ust wędrowały ku górze, ale śmiała się cała ona. Jej oczy, nos, który marszczył się zabawnie, policzki, w których tworzyły się dwa zagłębienia. Aż chciałoby się rzec, Paulo Coelho Lorne Bay przemówił! Trzeba przyznać, że przez te kilkadziesiąt sekund żywiła wobec siebie ogromną złość, a powodem takiego stanu rzeczy było zmieszanie, które zdecydowanie nie umknęło uwadze Rhodesa, co oznaczało, że można było czytać z niej niczym z otwartej księgi. Gorzej być nie mogło! Dlatego też musiała czym prędzej podjąć odpowiednie kroki, co rozumie się jako wyjść z tego pojedynku będąc niekwestionowanym zwycięzcą!
Rzucone w gęstą atmosferę panującą w knajpie pytanie wymagające refleksji, ale w dokładnie taki sposób jak gdyby Laura nie oczekiwała od Rhodesa żadnej odpowiedzi, miało być zwiastunem rozpoczęcia walki.
Prócz tego, kompletnie nie rozumiała jaki był powód dość brutalnego sprowadzenia jej na ziemię. Litości, Laura własną mamę widywała nieprzerwanie od dwudziestusześciu lat i za każdym razem równie mocno cieszyła się kiedy ta wracała do domu cała i zdrowa po ciężkim  dniu pracy. Równie dużo frajdy sprawiał jej widok samochodu podjeżdżającego pod dom, co zazwyczaj zwiastowało początek wyprawy z przyjaciółmi, a przecież ich też znała już tak długo.
Więc... W czym tkwił problem?
- Whiskey wystarczy. - powtórzyła słowa mężczyzny w idealnym szyku, kreując się przy tym na wielce zadumaną. Cóż, nie pozostawił jej jakiegokolwiek wyboru i zmuszona była przyjąć jego zamówienie, a z tego nieszczególnie wydawała się być zadowolona. Praca rządziła się jednak swoimi prawami i gdyby odmówiła podania alkoholu z powodu troski o wątrobę klienta bądź też w obawie, że ten będzie zmuszony mierzyć się z paskudnym uzależnieniem tym samym doprowadzając go do irytacji, szef byłby okrutnie zawiedziony jej nieprofesjonalną postawą. Potrzebowała tej pracy choćby jeszcze przez chwilę dlatego też profesjonalnie ugryzła się w język i powstrzymała przed dalszym poszukiwaniem kompromisów (a naprawdę kosztowało ją to wiele!). Być może, gdy nadejdzie dzień, w którym złoży wypowiedzenie pozwoli sobie na długie przekomarzanie i znęcanie się nad biednym Rhodesem! Brzmiało jak wyborny plan, który chętnie wprowadziłaby w życie.
Zapisawszy w notatniku krótki komunikat brzmiący "Stolik nr 3: Whiskey dla sztywniaka" uraczyła go krótkim malunkiem w postaci chodzącego zombie. Tak, teraz wszystko było idealne.
W normalnych okolicznościach nagła, radosna reakcja przy stoliku nieopodal kompletnie nie przykułaby jej uwagi - wszak kilka lat w Moonlight sprawiło, że stały się one dla Laury niesamowicie naturalne. Jednak widząc, że stanowisko Rhodesa w tej kwestii jest zupełnie odmienne i poczuł on nagłą potrzebę sprawdzenia co też się wydarzyło, brunetka również na krótką chwilę obejrzała się przez swoje lewe ramię. Nie dostrzegajac zupełnie nic niepokojącego, ot statystyczni dobrze bawiący się ludzie, powróciła wzrokiem do mężczyzny.
- Jeśli tylko zechcę, każdy stolik może być mój. - jej ramiona drgnęły ku górze w niewinnym i niepozornym geście, a o tym, że kryło się tu także drugie dno doskonale świadczył czający się na ustach Laury subtelny uśmiech. - Podstawowym pytaniem jest o co chodzi? Od tego zależy moja odpowiedź. - najwidoczniej pytanie Rhodesa potraktowała jako zachętę do dłuższej pogawędki. Świadczyć o tym miał już nie zamiar, ale fakt, że zajęła miejsce dokładnie po przeciwnej stronie Dawsona. Na blacie stolika ułożyła swój otwarty notatnik kompletnie zapominając o tym, że przecież chwilę temu umieściła tam nieszczególnie schlebiające mężczyźnie bazgroły dając mu teraz do nich bezpośredni dostęp. Należało jej to jednak wybaczyć, w końcu tak bardzo zaoferowała ją nowa, wisząca na horyzoncie misja. - Chyba już rozumiem co jest na rzeczy. Czy powinnam w Twoim imieniu zdobyć numer telefonu do kobiety, która Cię zainteresowała i o którą w tym momencie jesteś bardzo zazdrosny, bo śmieje się z żartów innego mężczyzny? - zapytała ze śmiertelną powagą wyczuwalną w głosie oraz jednocześnie z ogromnym zaangażowaniem, układając przy tym  ręce na kawałku drewna.

Pozostaje jedynie zadać pytanie, kiedy nastąpił ten moment, w którym odbyła się rozmowa mającą wydźwięk jak:
- Oj, przestań się wygłupiać Laura. Nie jestem żadnym panem, przejdźmy na ty!

- Myślałam, że mężczyźni, którzy piją whiskey na śniadanie, obiad i kolację sami potrafią zmierzyć się z tego typu sytuacjami. - tym razem to jej brew uniosła się ku górze. Nie przestawała wpatrywać się w oczy mężczyzny zaciekawionym, figlarnym spojrzeniem.
Obrazek
She is sunshine mixed with hurricane.
Just like a rainbow after the rain.
powitalny kokos
-
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
I could stay, oh, I could stay away, long enough to die another day
Nigdy wcześniej nie zastanawiał się, jak wygląda w oczach innych, nieszczególnie go to obchodziło, co zresztą miał w zwyczaju powtarzać dość często. Jeszcze częściej nie mówił nic, rzucając jedynie dość wymowne spojrzenie, które równie łatwo można pomylić ze znudzeniem… To wszystko miało sens, przynajmniej dla niego, choć nigdy nie poświęcał temu wielu myśli, oszczędzał sobie tym samym ciężkiego bagażu w postaci ludzkich opinii, wyobrażeń i oczekiwań wobec jego osoby. Najzwyczajniej w świecie… miał w głębokim poważaniu, co myślą o nim inni. Co nie zmienia faktu, że rozbawiła go nie jedna taka historia! Każdej z nich mógł przytaknąć, dodać kilka szczegółów, a jego rozmówca nawet by się nie zorientował, że kłamie. To właśnie zdaje się ich różniło, podczas gdy ona śmiała się, wciąż pełna podziwu dla wyobraźni swojego przyjaciela, Rhodes pozwalał drugiej osobie wierzyć, że wszystko, co powiedział jest prawdą, to pozwalało im na chwilę „triumfu” zanim brutalnie sprowadzał ich na ziemię.
Tak jak miało to miejsce przed chwilą.
Czy to oznacza, że cieszy Cię mój widok? — zapytał, unosząc znacząco jedną brew, jakby w oczekiwaniu na jej odpowiedź, ta jakakolwiek by nie była, nie ulegało wątpliwości, że nie zmieni tego, co zdążył sobie pomyśleć — pośpieszyła się z tym pytaniem i najzwyczajniej w świecie było za późno, by ogłosić w tył zwrot! To zabawne, musiał przyznać, tak samo jak malujące się na jej twarzy zmieszanie, które sprawiło, że uśmiechnął się kątem ust, jakby już ogłosił się zwycięzcą tego… pojedynku. Lubił myśleć, że wie o ludziach więcej, niż oni sami przekonani są, iż pokazują światu. Zawracał uwagę na szczegóły i słuchał, lecz rzadko tego, co chcieli powiedzieć, i niekoniecznie jemu. Czasem dawało mu to niemałą przewagę, czasem wystarczyło, by zbić kogoś z tropu…
Widząc, jak brunetka notuje jego zamówienie w notesie, zdążył pomyśleć tylko, że nie należy drażnić kogoś, kto może napluć ci do drinka! Spodziewał się, że odpowie, jednym słowem góra dwoma, w końcu to nie było trudne pytanie, po czym skieruje swoje kroki w stronę baru, zamiast tego…
Jeśli tylko zechcę, każdy stolik może być mój.
Parsknął śmiechem pod nosem i pokręcił głową wyraźnie rozbawiony, i już miał pośpieszyć jej z odpowiedzią, równie miłą jak poprzednie, kiedy nagle, jak gdyby nigdy nic, zajęła miejsce naprzeciwko niego, co spotkało się z niemałą konsternacją z jego strony. W dodatku wysnuła taką teorię… Zdaje się, że nie był w stanie reagować już na to, co mówiła czy robiła inaczej, niż unosząc brwi, by nie wyrzucić z siebie zdania z dwoma przekleństwami co najmniej! Wiesz, what the hell are you fucking doing? Z mniej lub bardziej przekonującym uśmiechem. Chociaż, uśmiechnął się. I pochylił się w jej stronę, zupełnie jakby miał zamiar odpowiedzieć jej na pytanie, zdradzając jakąś ogromną tajemnicę…
Płacą Ci za przysiadanie się do klientów? — zapytał, nawet się przy tym nie zająknąwszy, i nim odchylił się i opadł z powrotem na oparcie drewnianej ławy, zerknął ukradkiem na leżący przed nią notatnik. Stolik nr 3: Whiskey dla sztywniaka. Jednym palcem odwrócił notes w swoją stronę, jakby miał problem z rozszyfrowaniem jej obrazka. Roześmiał się, choć odrobinę za krótko, by można nazwać to szczerą wesołością. — To niby jestem ja? — zapytał, odwracając notes z powrotem w jej stronę. Nie mógł odmówić jej talentu, co dopiero, gdyby miała więcej kolorów, na przykład… czerwony jak jej policzki w tej chwili!
Nie mam w zwyczaju prosić o numer, nie mówiąc już o tym, że nie bywam zazdrosny. I nie przypominam sobie, bym Ci się przedstawił — odparł, posyłając jej dość wymowne spojrzenie, nim pochylił się w jej stronę i oparł łokcie na drewnianym blacie, zupełnie jakby za punkt honoru wziął sobie, by czuła się niezręcznie. Nie wkurzaj ludzi, którzy serwują ci jedzenie, Rhodes. Zdążył już zapomnieć! — Przy stoliku obok siedzi mężczyzna, powiedzmy, że jest moim dobrym kolegą, i zastanawiam się, ile już wypił — mruknął, wzruszając lekko ramionami, po czym po raz kolejny sięgnął po leżący między nią notes, tym razem jednak przewertował kilka kartek. — A więc… Czy to Twój stolik?
powitalny kokos
rj
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w Lorne Bay od urodzenia, jest kelnerką w Moonlight Bar i prawdziwym magnesem na kłopoty.
Laura, nieustannie zaaferowana, oddana oraz przejęta, nachylenie się Rhodesa w jej kierunku rozszyfrowała jako znak wyśmienity i taki, z którym wiązała ogromne nadzieje. Lada moment miała poznać odpowiedź na wątpliwości co też kryje za sobą nieszczególnie oczywiste choć pozwalające dokonywać różnorakich interpretacji, pytanie znajomo nieznajomego mężczyzny.
Jeśli tylko jej założenie okaże się być prawdziwe (a była przekonana, że tak właśnie będzie), naprawdę i autentycznie chciała mu pomóc, bo przecież miłości trzeba pomagać. Dlatego też była gotowa, jak chyba nigdy wcześniej, by podejść do cholernej kobiety o jasnych, anielskich włosach, w pięknej szmaragdowej sukience (co zdążyła właśnie zauważyć), zajmującej stolik nieopodal i wygłosić jakąś niezręczną przemowę  brzmiącą jak "Witam, bardzo przypadła Pani do gustu mojemu koledze, ale jest zbyt nieśmiały by tu podejść. Czy mogłaby Pani pozostawić jakikolwiek kontakt do siebie? On na pewno się odezwie, już ja tego dopilnuję!". Lecz okazało się, że wcale takiej potrzeby nie będzie... Serce na dłoni, które właśnie przed nim trzymała zostało jej brutalnie wyrwane i roztrzaskane o podłogę Moonlight Bar.
- Jeśli ma Pan - aż zanadto zaakcentowała ostatnie ze słów. - jakiekolwiek zastrzeżenia co do jakości mojej pracy oraz sposobu w jaki pożytkuję czas spędzony w Moonlight może Pan - kolejny bardzo wyraźny, dosadny nacisk. - złożyć oficjalną skargę u menadżera baru bądź też pod adresem mailowym moonlightbar@gmail.com. Zanotować? - jej zwyczajowe usposobienie do świata uległo diametralnej i burzliwej zmianie - dokładnie tak jak gdyby właśnie w tej chwili doszło do odrealnionej zamiany osób i Rhodes mógł oglądać przed sobą zupełnie nową kelnerkę tutejszej knajpy. Objawiało się to w największym stopniu tym, że barwa głosu Hemmings z energetycznej i pełnej szczęścia przekształciła się w sformalizowaną do granic możliwości, ociekającą powagą i wredotą mowę urzędniczą. Dokładnie taki sam przykry los spotkał dotychczas szczery uśmiech dziewczyny - ten zniknął, wydawać by się mogło, bezpowrotnie i zastąpił go wyraz twarzy owładnięty negatywnym napięciem i wzburzeniem.
Laura Hemmings ewidentnie była urażona.
- Choć szczerze powiedziawszy, nie dbam o to. - z nielicznych słów, które Rhodes zdążył wypowiedzieć w przeciągu ostatnich kilku minut zdążyła wydobyć tylko i wyłącznie jeden wniosek i jedno przesłanie. Była to ostentacyjna, obcesowa próba wywyższania się uwarunkowana chęcią ukazania dziewczynie, gdzie jest jej miejsce w tym szeregu. A przecież aktualnie była tylko zwyczajną, szarą kelnerką w maleńkim miasteczku na końcu świata i z teoretycznego punktu widzenia można było uznać, że położenie Laury rzeczywiście znajduje się poniżej tego Rhodesa. Bo... Jak to brzmiało?
Bądź wiecznie miła dla gości nawet jeśli przeżywasz najgorszy dzień swojego życia.
Kiedy klient postanowi nawrzeszczeć na Ciebie, tak że słyszą to wszyscy pozostali odwiedzający, nie możesz odwdzięczyć mu się soczysta wiązanką wyzwisk, bo jedyne na co zezwala Twój szef, to pokorne spuszczenie głowy i ciche zapewnienie, ze wszystko naprawisz najlepiej jak będziesz potrafiła.

Sama Laura pod żadnym pozorem tak nie uważała, a już z pewnością nie czuła się od nikogo gorsza. Pracując w Moonlight kilka lat niemożliwością było by Rhodes był jej pierwszym roszczeniowym klientem. Takich, którzy wymagali nadprogramowej uwagi i obchodzenia się z nimi jak z przysłowiowym jajkiem było tutaj wielu i jeśli potrafiła sobie radzić z nimi do tej pory, upora się i teraz.
- Skoro chce Pan rozmawiać w ten sposób, dobrze, rozmawiajmy. - czysto zawodowo, gwoli ścisłości. - Niestety nie będę mogła pomóc. Do moich obowiązków nie należy informowanie o stanie upojenia alkoholowego, podobnie jak przysiadanie się do klientów. - oliwy do palącego ognia dolało jego wspaniałomyślne stwierdzenie jakoby nie zdarzyło mu się zaznać stanu zazdrości oraz kolejne, które miało dać jej do zrozumienia, że Rhodes o numer nie prosi, ponieważ kobiety same dostarczają mu go pod sam czubek nosa. A więc musiał być tym ludzkim egzemplarzem, któremu wydawalo się, że wystarczy jedno skinięcie palcem i może mieć cały świat u swoich stóp. Wspaniale. Zażenowana tym wyznaniem na kilka chwil odwróciła głowę w bok, a kąciki jej ust wygięły  się w kpiącym, niedowierzającym uśmiechu. Pewność siebie jest atutem, lecz czy nadmierna również?
- Wprawdzie miałabym taką możliwość, wprowadzamy do komputera wszystkie zamówienia z podziałem na stoliki.. - chyba już nikt nie mógł mieć wątpliwości, że wypowiedziała to zdanie jak najbardziej zamierzenie. Nawet sama Laura sprawiała wrażenie osoby, która wybitnie się z tym nie kryła. Anielskie spojrzenie nie mogło zatuszować złośliwego do szpiku kości uśmieszku błąkającego się po twarzy Hemmings. - Ale po prostu nie mogę. Zaburza to moje poglądy... - przerwała na krótką chwilę starając się  odszukać to najwłaściwsze określenie. - Na temat swobody zatapiania smutków w alkoholu każdego człowieka. Czy więc mogę uraczyć Pana czymś jeszcze prócz osiemnastowiecznego whiskey dojrzewającego w drewnianych beczkach? Jeśli nie, pozwoli Pan, że pójdę zrealizować to najważniejsze dzisiejszego dnia zamówienie. - tęczówki Laury w niecodziennym odcieniu błękitu zdawały się wymownie przeszywać teraz sylwetkę Rhodesa niemalże na wylot. Dalece im było do spokojnego, wyciszonego oceanu w letni dzień;  zdecydowanie bliżej do wieczornego, rozszalałego sztormu, który zatapiał wszystkie łodzie dryfujące na wodach.
A raczej jedna łódź noszącą nazwę "Sztywniak".
- I proszę oddać. - złość oraz ugodzona duma kompletnie zawładnęły umysłem Laury, co odwróciła uwagę brunetki od tego na czym definitywnie powinna ją skupić, a mianowicie notatniku, który trafił w zdecydowanie niepowołane ręce. Dopiero teraz zdołała oprzytomnieć na tyle by dostrzec ten fakt i zrozumieć, że potrzebna jest tutaj natychmiastowa reakcja w postaci odebrania broni zagłady z rąk wroga. Zagłady dlatego, że jedna ze stron, do której nieuchronnie zbliżał się Rhodes zawierała niebezpieczne elementy, a tych mężczyzna widzieć nie powinien. 

You are a mafia boss girlfriend.
Chapter 1
author: Laura Hemmings


Stwierdziwszy, że zniosła już wystarczająco dużo upokorzeń w związku ze swoją twórczością jak na jeden dzień, wyciągnęła rękę przed siebie i przez całą długość barowego stolika by koniec końców dosięgnąć dłoni Rhodesa. Musnęła ją swoimi palcami starając się pokojowo odebrać swoją własność.
Obrazek
She is sunshine mixed with hurricane.
Just like a rainbow after the rain.
powitalny kokos
-
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
I could stay, oh, I could stay away, long enough to die another day
Gdyby ktoś kiedykolwiek zapytał go, dlaczego to robi, to wszystko, dlaczego mija się z prawdą, a częściej kłamie, dlaczego wciąż udaje kogoś, kim nie jest, odparłby — nie poświęcając temu zbyt wielu myśli — że dlatego, że m o ż e.
Może. I tylko dlatego. Potrafi, jak nikt inny. I uwielbia to — stwarzać pozory, ten moment, gdy wrażenia, i to w jaki sposób chce być odebrany, biorą górę nad tym, co tu i teraz, co naprawdę, tylko po to, by za moment rozbić się na setki maleńkich kawałków w zderzeniu rzeczywistością. Jak szyba, w którą postanowił rzucić kamieniem.
Dokładnie jak w tej chwili…
Gdyby tylko wiedział, że wraz z nią roztrzaskał serce brunetki… ani trochę by się tym nie zmartwił, bo właśnie rozkoszował się widokiem jej zdziwionej, a może również odrobinę urażonej twarzy, wciąż ślicznej mimo oblewających ją rumieńców, bynajmniej nie z powodu wstydu, lecz czystej złości, którą podsyca każde słowo, gdy zwróciła się do niego per Pan.
Urocze — odparł jedynie, gdy zapytała, czy życzy sobie, by zanotować mu adres. Wbrew jej wysiłkom, wydawał się niewzruszony tą nagłą zmianą, choć jej ton, tak chłodny i bezwzględnie profesjonalny, zwrócił w stronę stolika, przy którym siedzieli, kilka parę ciekawskich oczu, bez wątpienia należących do stałych bywalców moonlight, którzy prawdopodobnie nigdy nie mieli okazji oglądać jej w takim stanie. Po jej promiennym uśmiechu nie było śladu, co paradoksalnie sprawiło, że ten złośliwy, błąkający się w kącikach ust Dawsona, stawał się coraz to bardziej widoczny.
Choć szczerze powiedziawszy, nie dbam o to.
To jest nas dwoje — wtrącił, wzruszając lekko ramionami, miano roszczeniowego klienta, czy miało być obelgą i krótkim zwieńczeniem dla jego zdjęcia, które prawdopodobnie już dawno zawisłoby na zapleczu obok podobnych mu, z dopiskiem drukowanymi literami “tych klientów nie obsługujemy”, gdyby nie to, że… czuł się tu jak u siebie. Co zresztą było widać gołym okiem.
Słysząc jej kolejne słowa, zacisnął usta, wyraźnie poirytowany. Oczywiście, że wiedział, że mówi mu to tylko po to, by oznajmić, że nie zamierza mu pomóc. Jakby nie spodziewał się, że miała aż tak utrudnić mu… cóż, wszystko. Nie przywykł do tego, proszenie o cokolwiek nie leżało w jego naturze, to jedno, fakt, że znał przynajmniej dziesięć innych sposobów na to, jak go uniknąć, czy prawdę mówiąc, sposobów zgoła skuteczniejszych… to drugie.
Długo nad tym myślałaś — mruknął, posyłając jej krótki uśmiech, bo mimo tego, jak bardzo nie chciał tego przyznać, wciąż nerwowo wybijając rytm na drewnianym blacie stołu, przewaga pozostawała po jej stronie. Jeśli można tak nazwać to, że wiedziała coś, co teraz, nie tyle potrzebował wiedzieć, ale chciał wiedzieć. Różnica na pozór niewielka, a jak znacząca! Do czasu, aż zerknął na notatnik, którego krawędziami nieświadomie stukał o blat, a po który wyciągnęła ręce. Na szczęście, refleks ma świetny! Wyobrażam sobie. W porę cofnął dłoń i, wciąż nonszalancko wsparty łokciem o stół, pomachał nim kilka razy. — Zatrzymam go. I poczekam na osiemnastowieczną whiskey dojrzewającą w drewnianych beczkach — powtórzył jej słowa, jakby opływały w miodzie i spojrzał na nią wymownie, jakby chciał ją pośpieszyć. Chop chop, hurry up!


laura hemmings
powitalny kokos
rj
26 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Mieszka w Lorne Bay od urodzenia, jest kelnerką w Moonlight Bar i prawdziwym magnesem na kłopoty.
Wszystko to zwiastowało, że na chwilę obecną w Moonlight Bar przebywały trzy, bardzo odmienne grupy ludzi, które zadziwione były - w sposób pozytywny, negatywny bądź neutralny - zachowaniem Laury (czy też cisnęło im się na usta wspomniane wcześniej What the hell are you fucking doing?). Na czele tej wcale-nie-unikatowej stawki stał oczywiście nikt inny jak sam Rhodes. Drugi stopień podium zajmowali przyjaźni goście przy stoliku nieopodal. Trzeci natomiast osoba, która do tej pory nie pozwoliła się poznać pozostając w cieniu barowej lady.
Laura tak bardzo uwikłała się w ekspresyjną wymianę słownych ciosów z Rhodesem, że ta w przeciągu zaledwie kilkudziesięciu sekund zajęła niemalże cały roztargniony umysł równie roztargnionej dziewczyny (a trzeba wiedzieć, że panował w nim ogromny chaos i rozkład przedstawiał się jak: 20% Co wydarzy się w nowym sezonie Bridgertonów? 25% Czy za dwadzieścia lat zaczniemy kolonizować Marsa? 25% Nowy sąsiad po przeciwnej stronie ulicy jest całkiem przystojny, 30% Chociaż ten tutaj chyba jednak bardziej). Aż do tego stopnia, że zdołała zapomnieć o niemożliwym do zanegowania fakcie, iż rzeczywiście przebywa w pracy i pod żadnym pozorem nie powinna zatrzymywać się przy stoliku zaledwie jednego gościa na tak długi fragment czasu. Właściwie, do jej jedynych właściwych obowiązków w tym momencie należało  znalezienie się przy półkach z rozmaitymi alkoholami i przygotowanie wszystkich napojów, których zażyczyli sobie klienci knajpy i których  lista jednocześnie znajdowała się... W jej notatniku, a ten właśnie utraciła.
Oby tylko nie bezpowrotnie.
Zapewne aktualna sytuacja w dalszym ciągu posiadałaby swój stały, niezmienny przebieg gdyby nie impuls w postaci dźwięku tłuczonego szkła, który tym razem ją  skłonił do oderwania wzburzonego spojrzenia od Dawsona i przeniesienia go w przestrzeń, która roztaczała się za jego niczego sobie sylwetką.
Wtedy to wielkodusznie dostrzegła barmana o imieniu Patrick.
Patrick nieustępliwie i nieprzerwanie wbijał w Laurę spojrzenie, z którego można było czytać niemal jak z otwartej księgi. Ogrom zdziwienia tworzył idealną kompozycję wraz ze szczyptą zaniepokojenia, poddenerwowania oraz konsternacji. Nie musiał wypowiadać ani słowa, doskonale wiedziała co niemo krzyczał bogaty w ekspresję wyraz twarzy mężczyzny. Mianowicie...
Hemmings, dlaczego do cholerny się obijasz i flirtujesz z jakimś typem na oczach całej knajpy?!
Barman, wykorzystując szansę, być może jedną jedyną, która umożliwiła mu nawiązanie kontaktu z niesforną koleżanką, wykonał w jej stronę przywołujący choć subtelny gest dłonią.
- Pójdę już. - choć ton głosu Laury w dalszym ciągu emanował chłodem i powagą, dziewczyna w tym samym czasie wydawała się być nieco zagubiona i... Zmieszana. Trzeba przyznać, że było to widokiem dość niecodziennym - zmieszanie Laury, ponieważ zagubiona bywała niemal codziennie. 
Swojego notatnika w dalszym ciągu nie odzyskała i niesamowicie ją to martwiło, ale Rhodes nie pozostawił jej innego wyboru jak chwilowo nieco opuścić broń (och Laura, gdybyś tylko wiedziała jak bardzo określenie to będzie adekwatne jeśli mowa o Twojej przyszłości...). Cóż, inną i prawdopodobnie jedyną z opcji było bohaterskie rzucenie się na stolik całym ciężarem ciała i agresywna próba wyrwania notesu, a mimo wszystko tego rodzaju widowiska nie zamierzała tutaj urządzać.
Choć w zakątkach wyobraźni Laury niebezpiecznie czaił się już pewien plan.

Zwinnie i dumnie uniosła się z dotychczas zajmowanego miejsca, które pozwalało jej tkwić twarzą w twarz z Rhodesem. Kiedy ponownie mogła spoglądać na mężczyznę z góry, postanowiła zatrzymać się jeszcze na krótką chwilę. Jej ramiona uniosły się ku górze, a usta rozwarły nieco, dokładnie tak jak gdyby niepowstrzymanie próbowała coś powiedzieć jednak w ostatniej chwili zrezygnowała. Odwróciwszy się na pięcie pewnie ruszyła przed siebie.
Po dotarciu do centrum dowodzenia dziwnym trafem jak trawiącego ognia unikała spojrzenia Patricka starając się stworzyć pozory normalności. Nieszczególnie miała ochotę snuć opowieści o tym jak to Dawson każdorazowo zduszał jej entuzjazm w zarodku i jak to sprowadził ją do roli donosiciela whiskey. Patrick nie pytał o nic, lecz doskonale czuła jak od czasu do czasu spogląda na nią kątem oka definitywnie spodziewając się, że w którymś momencie Laura nie wytrzyma i sama rozpocznie  pasjonujące wyznania. Lecz o dziwo, tym razem naprawdę doskonale radziła sobie z powstrzymywaniem szalonej fali słów. Zręcznie sięgnęła po jedną z niskich, krystalicznych szklanek i postawiła ją przed sobą by lada moment podejść do butelek wypełnionych cieczami w najrozmaitszych kolorach. Błękitne tęczówki Laury wędrowały od strony lewej do prawej w poszukiwaniu butelki, która mogła przypominać osławioną już "osiemnastowieczną whiskey"... Tak naprawdę nią nie będąc. W efekcie końcowym sięgnęła po aż cztery różne trunki (szampan, wino, tequila i wreszcie whiskey) i podobną ilość każdego z nich wlała do naczynia, a ostateczny smak pozostał wielką zagadką choć miała szczerą nadzieję, że będzie najokropniejszy na świecie.
Z najbardziej niepozornym i niewinnym wyrazem twarzy jaki tylko mógł ujrzeć świat podeszła do dotykowego monitora. Jednak zamiast przyporządkować tam zamówienie złożone przez Rhodesa, Laura w tym czasie postanowiła odszukać odpowiedź na pytanie zadane przez mężczyznę. Ścieżka była wyjątkowo prosta - wystarczyło, że wybrała odpowiedni stolik i otworzyła się przed nią imponująco długa lista alkoholi, które w ciągu całego wieczoru zamówił rzekomy przyjaciel Rhodesa. Choć Laura Hemmings dobrze wiedziała, że nim nie jest. Gdyby był, sam potrafiłby ocenić stan upojenia w jakim się znajduje.
Lecz oczywiście nie zamierzała dzielić się z Dawsonem tą wiedzą ani tym bardziej swoimi wnioskami. Prawdopodobnie.
Nie czekając ani chwili dłużej ułożyła na tacy pojedynczą szklankę i ruszyła w kierunku nieznośnego mężczyzny.
- Proszę bardzo, oto whiskey by Laura. - w tym momencie w głowie Rhodesa powinien zdecydowanie zaświecić się czerwony alert, którego donośny sygnał byłby w stanie zbudzić niemal całą okolicę. Oto bowiem Laura brzmiała zdecydowanie zbyt uprzejmie i zbyt uroczo. Posłała nawet w stronę mężczyzny uśmiech zwany "Uśmiechem nr 5" - dokładnie ten sam z jakim spoglądała na plakat One Direction mając kilkanaście lat. Pełen r o z m a r z e n i a. Natychmiast postawiła przed Dawsonem szklaneczkę i obdarzyła go spojrzeniem zachęcającym do skosztowania napoju stworzonego specjalnie dla niego.
- Choć jak już zdążyliśmy ustalić, myślenie nie jest moją mocną stroną więc kto wie czy wszystko jest takie jak być powinno! - Laura prawdopodobnie przestała prezentować swoje wątpliwe umiejętności aktorskie, a wszystko to za sprawą sarkazmu, który aż kipiał z jej słów.
Obrazek
She is sunshine mixed with hurricane.
Just like a rainbow after the rain.
powitalny kokos
-
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
I could stay, oh, I could stay away, long enough to die another day
Przez moment, mógłby przysiąc, sam miał wrażenie, że w barze nie ma nikogo poza nim i siedzącą przed nim brunetką. Nie dbał o to, ile spojrzeń zdążyło zwrócić się w ich stronę podczas tego przedstawienia, zresztą, nawet tak by tego nie nazwał, zwyczajnie… się zapomniał. Tak, zapomniał się, bo nie był w barze sam, miał gdzieś wszystkich tych ludzi, a przynajmniej większość, bo nie przyszedł tutaj o tak, po prostu, prosto z ulicy. Zapomniał po co tu jest, zbyt zajęty rozmową, jeśli tak można to nazwać, z kelnerką! Ogarnij się, Rhodes.
Odruchowo podążył za jej spojrzeniem, gdy odwróciła się w stronę baru, gdzie natrafił na wymowną minę barmana, jak widać, nieszczególnie zadowolonego z pogawędki jaką postanowiła sobie uciąć w jego towarzystwie. Aż miał ochotę zatrzymać ją tu na kolejne minuty, by przekonać się, ile zajmie mu przywołanie jej do siebie… wtedy jednak przypomniał sobie, że ma tutaj coś do zrobienia, a także o tym, ze brunetka wciąż nie okazał się w tej sprawie pomocna. Przy stoliku obok jasnowłosy mężczyzna, wciąż pochylał się nad blatem, uparcie trzymając się swojej szklanki i wyglądało jako tylko ona wciąż trzymała go na krześle.
Mimowolnie wyprostował się i odchrząknął cicho, jakby wracając do poprzedniej “roli”. Pozwolił sobie jedynie uraczyć ją jeszcze jednym nieco krzywym uśmiechem, gdy wstawała od stolika, na wypadek gdyby umknęło jej uwadze, że wygrał!
Nie minęła chwila, odkąd skierowała kroki w stronę baru, a telefon w jego kieszeni zawibrował, dając znać o nowej wiadomości. Odblokował ekran i zerknął wyświetlacz, wszystko w przeciagu kilku sekund, ale wystarczyło, bo skrzywił się okropnie, wyraźnie niezadowolony z treści wiadomości. Po raz kolejny zerknął w stronę stolika, przy którym siedział jego “przyjaciel”, już miał odepchnąć się od blatu i wstać, ale w tym momencie obok pojawiła się brunetka, z tacą w ręku i postawiła przed nim coś, co miało przypominać… jego whiskey. Wbił wzrok w zawartość szklanki i dość długo nic nie mówił, a przynajmniej za długo, jeśli spodziewała się usłyszeć “dziękuję”.
O ile dobrze pamiętam… whiskey nie ma bąbelków — odezwał się, stukając palcem w ściankę szklanki, na której osadziły się maleńkie bąbelki, zapewne z szampana. — Masz mnie za idiotę, albo sama uważasz się za nieprzeciętnie bystrą. — Ostatnie słowa wypowiedział wstając od stolika, tak, że w momencie znalazł się obok, górując nad nią wzrostem, co w tym momencie bardzo mu odpowiadało, prawda? — Podpowiem Ci jedno z tych dwóch się nie zgadza… — Na odchodne uraczył ja dość wymownym spojrzeniem, po czym położył na stoliku kilka zmiętych banknotów i minął ją bez słowa. Podszedł za to do stolika obok, dając popis aktorstwa - tak, teraz jego kolej 0 i udając dobrego przyjaciela, oznajmił, że koledze już wystarczy i wyprowadził go z baru, a jego protesty, bo i bez nich się nie obyło, każdy obecny w lokalu wziął za sprzeciw w stylu “wcale nie jestem pijany, jeszcze kolejka!”

ztx2
laura hemmings
powitalny kokos
rj
ODPOWIEDZ