Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Ryk silnika, a właściwie wydechów pewnej znanej firmy produkującej akcesoria do motocykli, zwiastował nadejście, tudzież nadjechanie motocykla. I rzeczywiście niedługo potem pojawił się motocykl, wydający się na nieco za duży dla właściciela. Z resztą po chwili już nie było wątpliwości, kiedy na parkingu przed barem zatrzymał się Indian Scout, a jego właściciel zsiadł z niego i ściągnął kask pozwalając złotym włosom rozsypać się poetycko po skórzanej kurtce. Najwyraźniej pomysł koczka pod kas nie sprawdził się, ale prawda jest taka, że włosy spod kasku to zawsze będą włosy spod kasku, trochę jak włosy spod czapki.
Cobie zgasiła silnik i zawiesiła kask na jednej z manetek, by zdjąć rękawiczki i rozejrzeć się po okolicy. Zachód słońca już się kończył, ale było pustawo, więc nikt nie zwrócił uwagi na tę małą kangurzycę. Zsiadła, ściągając swoje rękawice i chwilę potem obarczona kaskiem i nimi weszła do baru, szukając jakiegoś miejsca, gdzie potencjalnie nikt nie będzie się do niej dosiadał, przynajmniej nie z podrywem.
Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że to Lorne Bay, więc tutaj prawie wszyscy się znają, a do tego wszystkiego weszła do baru, więc gdziekolwiek sama by nie usiadła, to ktoś w końcu ją przyuważy. Trzeba było wybrać się z którąś z Millerówien, albo swoją siostrą. Tyle tylko, że one wszystkie tak strasznie starały się ją wspierać i opiekować się nią, co tylko jeszcze bardziej przypominało jej o niedawnej tragedii. A ona chciała zapomnieć. I chciała się napić...
W końcu zdecydowała, że najlepiej będzie przy barze, może i będzie lekko na widoku, ale za to nie będzie musiała zbytnio czekać na drinki. Przeszła spokojnie przez całe pomieszczenie i usiadła na stołku barowym, stawiając kask na ladzie.
- Tak dawno nie byłam w barze... - mruknęła pod nosem zastanawiając się, czego się napić.
Co będzie miało najlepszy i najszybszy efekt?
- Tequila... Od razu dwa strzały. - poprosiła Gwen, trochę bezbarwnym głosem.
Tequila zawsze była dla niej zdradliwa, nawet bardziej niż dziadkowy bimber. A to oznaczało, że miała największe szanse by spowodować upragniony efekt.
sumienny żółwik
Cobie
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
O tak. Gdzie jak gdzie, ale przy barze faktycznie będzie chyba najszybciej o pierwszego i każdego kolejnego drinka. Z podobnego złożenia wychodziła zwykle Gwen. Należała do niej dokładnie taka sama część baru, jaka po śmierci rodziców przypadła w udziale każdemu z rodzeństwa Fitzgerald. To właśnie ona, jako ta z prawniczym wykształceniem, wzięła na siebie wykonanie ostatniej woli rodziców i przepisanie baru na dzieciaki. Wtedy jeszcze była w formie, wtedy była właścicielką tylko na papierze, ale dwa lata temu... Można chyba powiedzieć, że od dwóch lat miejsce to było jej drugim domem i to nie dlatego, że tak angażowała się w jego prowadzenie. To jej drugi dom, bo gdzie indziej mogła siedzieć, pić i nie zastanawiać się nad tym, jak wróci do siebie? Tu była u siebie. Tutaj doskonale wiedziała, na której półce stoi dana butelka i nawet jeśli nie pracowała tu na etacie barmanki, to czasem zdarzyło jej się coś komuś nalać, zwłaszcza wtedy, gdy siadała sobie niewłaściwej stronie baru.
Całe szczęście, że była tu tylko szefem, mogła więc zapędzić do roboty innych ludzi, a sama mogła skupić się na przyjemnościach.
Kątem oka zerknęła na Cobie. Nie była dziś specjalnie wylewna, więc po prostu skinęła głową na powitanie i od razu zawiesiła wzrok na kasku kobiety.
- A ja dawno nie jeździłam - odparła w podobnym tonie. Obie nie robiły długo pewnych rzeczy, ale czy można im się dziwić? Zdecydowanie nie. Panie nie dziwiły się sobie wzajemnie i jeśli Fitzgerald miała być szczera, to naprawdę podobało jej się to, że nie muszą o nic dopytywać, gdy się spotkają, bo doskonale wiedziały, że są sprawy, których ta druga może nie chcieć poruszać. Kiedy będą chciały gadać, po prostu zaczną. To w ich przyjaźni było piękne.
- A to? - tym razem wskazała kask dłonią. Wiadomo, o co pytała, o to, czy Cobie zamierza wracać do domu własnym środkiem transportu. - Bo wiesz, jedno trochę kłóci się z drugim i odrobinę wzajemnie sie wyklucza.
Nie musiała chyba dodawać dlaczego.

Cobie Finnigan-Hayes
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- Żartujesz? Gdyby nie mój Indian, to pewnie bym się totalnie rozsypała. Wiatr zawsze dobrze rozwiewa troski. - odpowiedziała, chociaż właściwie, jakby się tak zastanowić, to kiedy Twoja głowa jest zupełnie w innym miejscu niż motocykl, to o wypadek mniejszy lub większy naprawdę łatwo.
Rozkojarzenie nie sprzyja jeździe żadnym pojazdem, ale już szczególnie, jeśli chodzi o jednoślady, które łatwo rozwijają wysokie prędkości. Tak czy siak, Gwen miała rację, że alkohol nie idzie w parze z moto.
- Po prostu mi nalej... - poprosiła, chociaż w tych czterech słowach odbiło się coś mrocznego.
Przez chwilę twarz Cobie pociemniała, niczym w filmach fantastycznych.
- A kask jak chcesz to zabierz... - dodała, wymuszając na sobie uśmiech.
Cholernie tęskniła za wspólnymi przejażdżkami z Maxem, tak bardzo chciała się znowu schować w jego ramionach. Tak bardzo wszystko teraz wydawało się bez sensu. Szczególnie kiedy stado zostało sprzedane, to tak jakby sprzedała marzenie jej zmarłego męża. I próbowała sobie tłumaczyć, że to wszystko po to, żeby uratować farmę, ale ilość problemów mieszająca się z poziomem porażek sprawiało, że najchętniej totalnie by uciekła. Deska surfingowa i dalekie wypływanie na wielkie fale było strasznie kuszące. Pojechanie motocyklem w siną dal i nie wracanie tutaj było równie dobrym pomysłem, aż w końcu przyszło jej do głowy, że równie dobrze może wsiąść na moto po alkoholu i pojechać gdzieś na krętą, ale nieuczęszczaną drogę nadmorską.
Wiele myśli się w jej głowie kłębiło, do spółki ze wspomnieniem tego, jak pierwszy raz pojawiła się na spotkaniu grupy wsparcia wdów. Od razu przyciągnęły się nawzajem z Gwen, były najmłodsze na sali, właściwie jedyne, które nie zbliżały się do pięćdziesiątki i tak bardzo czuły się nie na miejscu, że po kilku chwilach jedna z nich zaproponowała, żeby poszły się narąbać i wymknęły się ze spotkania.

Gwen Fitzgerald
sumienny żółwik
Cobie
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
- Komu jak komu, ale akurat mi nie musisz tego tłumaczyć. Doskonale znam to uczucie - westchnęła. - Od dwóch lat nie próbowałam. Nie wiem, na ile pozwoli mi moja noga i chyba boję się sprawdzić.
O tak. Szalenie chętnie wsiadłaby na swój motor (bo akurat on był cały, w chwili wypadku jechali sprzętem jej męża), ale obecnie nie była raczej w stanie. Może udałoby jej się wsiąść, ale cała reszta... Gdyby nagle miała się podeprzeć swoją kończyną ze strzaskanym kolanem, gdyby przyszło jej nagle kłaść maszynę na ziemi i ratować się przed poważnym wypadkiem... Nie. Za bardzo się bała. Motocykl źle jej się kojarzył.
- Nie.
Odparła w podobnym tonie i Cobie na pewno wiedziała już, że Gwen nie żartuje. Potrafiła być asertywna, kiedy wymagała tego sytuacja, a ta akurat tego wymagała. Gdyby przyjaciółka przyszła pieszo, Fitzgerald podałaby jej całą butelkę i, z całym szacunkiem, miałaby gdzieś to, w jaki sposób kobieta wróci do domu, bo dorośli ludzie powinni odpowiadać sami za siebie, ale w takich okolicznościach musiała interweniować.
- Zostawiasz wszystko. Kask, kluczyki, dokumenty. Wtedy ci naleję i - uniosła na moment dłoń, jakby chciała powiedzieć, że to nie koniec - napiję się razem z tobą.
Na znak tego postawiła na blacie dwa kieliszki. Dobra, cztery. Po dwa dla każdej.
Nie mogła zachować się inaczej. Jej mąż zginął w wypadku motocyklowym, w wyniku którego ona sama została poważnie ranna. Kierowca, który spowodował wypadek, nie był pijany. Po prostu nie ustąpił im pierwszeństwa. Mimo to Fitzgerald wolała unikać wszystkich sytuacji, w których miałaby przyłożyć choćby paznokieć do tego, żeby ktoś wyszedł z jej baru pod wpływem i miałby prowadzić jakikolwiek pojazd, bez względu na to, czy miałby to być samochód, motor czy ciągnik rolniczy.
- Jak sobie radzisz? - spytała w końcu. Sama nie lubiła tego tematu, ale akurat przy niej, w dodatku w takiej chwili, mogła go chyba poruszyć.

Cobie Finnigan-Hayes
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- Spoko... Znajdę inny bar. - odpowiedziała, przewracając oczami.
Nawet zrobiła już ruch w kierunku kasku, żeby go wziąć i rzeczywiście wyjść z lokalu. Najwyraźniej propozycja wspólnego napicia się nie zadziałała, a może determinacja małej Cobie, żeby zrobić coś nieodpowiedzialnego była na tyle duża, że nie miało znaczenia, czy ktoś będzie dla niej głosem rozsądku czy nie. Nie mniej już w tym momencie powinna się zapalić lampka ostrzegawcza w głowie Gwen, która przecież znała już Rae od jakiegoś czasu.
Na co dzień wyglądało na to, że ta świetnie sobie radzi, no popłacze od czasu do czasu, albo się wzruszy, ale przecież kto by w żałobie nie miał takich przeżyć czy reakcji. Ale wydawała się być dzielną. Ogarniała farmę po mężu właściwie bez żadnej pomocy, bo jego rodzice mieli swoją farmę, a jej rodzina chociaż bardzo chciała pomóc w ogóle się na tym nie znała. I może właśnie dlatego, że na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, to w jej wnętrzu się gotowało, a to wrzenie właśnie chyba osiągnęło efekt krytyczny. Chciała uciec jak najdalej od zmartwień i kłopotów. Naprawdę jak najdalej.
Zatrzymało ją pytanie Gwen. Odwróciła się do niej ze łzami w oczach.
- Nie poradzę sobie z tym wszystkim...
Przyszedł jakiś moment otrzeźwienia, jakby zdała sobie sprawę z tego, co właśnie planowała i przestraszyła się. Chryste, przecież taki numer mógł mieć wpływ też na niewinnych, a do tego wszystkiego jej rodzina. Oni byli tak mocno ze sobą związani, że taka tragedia złamałaby im wszystkim serce.
Odłożyła kask z powrotem na bar i wyciągnęła z kieszeni kluczyki. Zawahała się chwilę po czym dodała.
- Może jednak bez alkoholu? - zaproponowała, nie specjalnie widząc w upiciu się jakiś efekt oczyszczenia.
Z resztą nigdy tak nie miała z alkoholem. Jedynym wynikiem popijawy był kac, który był straszny w temperaturach Australii, a tego nienawidziła najbardziej na świecie.
No Mała... Chyba czas poszukać pomocy specjalisty.

Gwen Fitzgerald
sumienny żółwik
Cobie
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
- Droga wolna. Tu na pewno nie będziesz pić przed jazdą.
Wzruszyła ramionami. Jeśli miała wskazać jakąś zasadę, którą kierowała się w życiu, z pewnością byłaby to właśnie ta. Jeśli Cobie chciała robić szalone rzeczy, niech robi je tak, by Gwen o tym nie wiedziała. Za dużo miała już w swoim życiu własnych problemów, żeby brać jeszcze odpowiedzialność za wybory innych. Pewnie, mogła zabrać komuś kluczyki i zwykle to robiła, ale nie miała ani ochoty, ani siły (umówmy się, po wypadku nie miała przede wszystkim tego drugiego) na sprzeczki. Ludzie powinni sami za siebie decydować, a że akurat Fitzgerald znała sytuację przyjaciółki, interweniowała.
- Oczywiście, że sobie poradzisz - odparła po chwili. - To nie będzie łatwe i nikt nie powie ci, kiedy wszystko minie, ale nie musisz słuchać zdania innych. To twoja żałoba i masz prawo przeżywać ją tak, jak chcesz.
W tym momencie jej terapeuta, u którego była kilka razy na samym początku tuż po wypadku, powinien być z niej szalenie dumny, bo powiedziała wszystko to, czego on sam próbował nauczyć Gwen. Lepiej nie wnikać w to, czy kobieta wierzyła tym słowom, czy po prostu mówiła to, bo tak było łatwiej, ale nic innego nie przychodziło jej do głowy. Zresztą, jakie miały teraz wyjście? Muszą jakoś sobie poradzić, w ten czy inny sposób.
- Słusznie - schowała kieliszki przeznaczone dla Cobie. Schowała również jeden ze swoich, zostawiając sobie jeden, do którego szybko nalała sobie alkoholu i wypiła. - Ktoś pomaga ci na tej farmie?
Spytała, bo rzadko zapuszczała się w tamte okolice. Niespecjalnie znała się na rolnictwie i nie wiedziała, co robi się o tej porze roku. Mogła jedynie podejrzewać, że nie jest to nic lekkiego i takiego, z czym może poradzić sobie samotna kobieta.

Cobie Finnigan-Hayes
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Tak, to był bardzo głupi pomysł, ale w tym wszystkim właśnie o to chodziło. Cobie była tak bardzo przyciśnięta i rozciągnięta przez wydarzenia i ilość rzeczy, która nagle zaczęła na nią spadać po ponad pół roku, że jedynym jej marzeniem była ucieczka. Tutaj akurat głupio wyszło, bo chciała uciec najdalej jak się tylko da. Pewnie gdyby nie to, że Gwen się z nią nie kłóciła tylko kategorycznie powiedziała, żeby Cobie znalazła sobie inny bar, jeśli chce się gdzieś po pijaku rozbić, sprawiło, że mała zaczęła myśleć bardziej trzeźwo. No rzeczywiście... Głupota.
Mam prawo przeżywać ją jak chcę. Problem polegał na tym, że życie ją dopadło i już na to przeżywanie nie miała czasu...
- Najgorzej jest rano... Zawsze przytulaliśmy się w łóżku, jak któreś się pierwsze obudziło. - powiedziała cicho, jakby nie chciała zaprzątać tym głowy przyjaciółki. - Masz jakąś lemoniadę?
Zapytała czując, że musi się napić, żeby przełknąć tę straszną gulę, która zebrała jej się w gardle. Chwilę po tym westchnęła i skupiła całą uwagę na kolejnym pytaniu.
- Taak... Rodzice Maxa mi pomagali, ale oni mają swojej roboty teraz dużo i generalnie już widać, że będzie słabo. Zaniedbaliśmy zbiory na paszę dla krów, a na samej trawie nie dadzą rady. Z resztą i tak muszę stado sprzedać. - odpowiedziała.
Po prostu tych rzeczy, które były do zrobienia było tak strasznie dużo, że nie sposób było tego ogarnąć. I niby Cobie miała tę wiedzę, żeby skupiać się na pojedynczych zadaniach, bo ją to wszystko przerośnie, ale mimo wszystko przerastało. Czuła się tak podle z tą sprzedażą, bo to było największe marzenie Maxa. Właśnie to stado, którego musiała się pozbyć, żeby zachować ziemię i farmę.

Gwen Fitzgerald
sumienny żółwik
Cobie
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
- Na mnie najgorzej wypływała praca. Charlie też był adwokatem i po prostu nie mogłam patrzeć na jego puste biurko, więc odeszłam - zwierzyła się. To było dla niej za dużo i nie mówiła o tym zbyt często. Mimo to wszyscy ci, którzy znali Gwen, domyślali się, jaki był powód rezygnacji z wykonywania zawodu, który kochała. Teraz nie było źle, siedzenie w rodzinnym barze i udawanie, że próbuje jakoś prowadzić interes w czasie swojej obecności, jakoś jej szło. Raz wychodziło jej lepiej, raz nieco gorzej, ale nie była chyba aż taką złą szefową. Umiała powstrzymać Cobie przed piciem alkoholu i późniejszą jazdą na motorze, więc było całkiem nieźle.
- Jasne. Już ci nalewam - wyciągnęła szklankę i nalała do niej wspomnianego napoju. Sama została przy tym, co piła wcześniej. - Wiesz, nie znam się na tym - bo rzeczywiście, Gwen nie miała zielonego pojęcia o hodowli zwierząt i tego typu sprawach - ale wydaje mi się, że powinnaś przemyśleć kwestię sprzedania całej farmy.
Uniosła na moment dłoń na znak, że zaraz wrócą do rozmowy, ale musiała obsłużyć jeszcze jednego klienta. W tym wypadku obsłużenie to po prostu otworzenie butelki piwa i przepchnięcie jej do jednego ze stałych bywalców, którzy lubili wpaść czasem do Moonlight, posiedzieć w ciszy, wypić swoje, zapłacić i wyjść.
- Nie zrozum mnie źle - zaczęła ponownie, kiedy wróciła już do Cobie. - Wiem, że kochasz to miejsce i łączą cię z nim wspaniałe spojrzenia, ale samej będzie ci naprawdę ciężko to wszystko ogarnąć. Mnie przeraża już sama myśl o zajmowaniu się stadem krów, ale zostaje jeszcze cała infrastruktura. Jesteś pewna, że poradzisz sobie z bieżącymi remontami i... tym wszystkim, co robi się na farmie?
Tak to ujęła, bo nie do końca była pewna, co tak właściwie się tam robi. Nie chciała też zabrzmieć jak hipokrytka, bo przecież ona sama do tej pory nie do końca ogarnęła własne mieszkanie, ale... No właśnie. Jest różnica między piętrowym szeregowcem a całą wielką farmą.

Cobie Finnigan-Hayes
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
Trzeba przyznać, że słowa Gwen mocno uderzyły w Cobie. Rzeczywiście, przecież z tego powodu trafiła do tego baru z tak głupim pomysłem, by się upić, a potem wsiąść na motocykl i tym samym uciec od wszystkich kłopotów. Skoro już na samym początku farma ją przerastała, to dlaczego nie miałaby jej przerosnąć za jakiś czas, kiedy zaczną się psuć maszyny rolnicze, zbiory zaatakuje jakaś choroba. We dwójkę zawsze byłoby raźniej, a przynajmniej nie musiałaby podejmować wszystkich decyzji sama...
- Myślisz? - zapytała odchodzącą Gwen i wbiła spojrzenie w swoją szklankę z lemoniadą. - Czułabym się, że go zdradziłam...
Dodała do pytania, ale tego już jej przyjaciółka usłyszeć nie mogła, bo zajmowała się innymi klientami. Chwilę potem wyrwała ją z zamyślenia tłumacząc skąd pojawił się u niej taki pomysł.
- Nie no, rozumiem... Ale po to studiowałam cztery lata. Właśnie żeby sobie z takimi rzeczami poradzić. - odpowiedziała, ale wcale nie weszła w defensywną postawę, jak czasem się jej zdarzało, kiedy ktoś podsuwał jej nie pasujące jej myśli. - Dlatego sprzedałam stado... Z doglądaniem go nie poradziłabym sobie, albo musiałabym zrezygnować ze spania.
Zażartowała, chociaż to ostatnie właściwie już się jej zdarzyło. Spała źle, krótko, często się rozbudzając. Podrywała się na najmniejszy szelest na dworze, a jak wiadomo, na farmie zawsze są jakieś odgłosy.
- Z uprawą jest trochę łatwiej. Większość robią za Ciebie maszyny, Ty właściwie tylko nimi operujesz i je konserwujesz. Wiesz, Max bardzo mocno dbał i inwestował w maszyny. GPSy i inne autopiloty, które właściwie odwalają brudną robotę. Trzeba ich tylko pilnować. A jak się coś posypie na dobre, to i tak i tak trzeba wzywać mechanika. Trochę jak do motocykla, czy samochodu.
Nie mniej ziarenko niepewności rzeczywiście zostało zasiane. Może brała na siebie zbyt wiele?

Gwen Fitzgerald
I przepraszam, że tyle czekałaś.
sumienny żółwik
Cobie
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
- Nie wiem. Tak jak mówiłam, nie znam się na tym - przypomniała - ale nie wyobrażam sobie prowadzenia farmy w pojedynkę. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest to, czego chciałaś od życia i uwierz mi, nikt nie rozumie tego wszystkiego tak, jak ja. Miało być inaczej, a teraz musimy się z tym wszystkim zmierzyć
Rozłożyła ręce. Co więcej miała powiedzieć? Planowały dla siebie inne życie, wszystko miało ułożyć się zupełnie inaczej, a tymczasem obie panie musiały zmierzyć się z nową rzeczywistością, której prawdopodobnie nawet nie zakładały. Nie miały wyjścia. Znaczy... Miały. Mogły pogrążyć się w depresji i miewały niezbyt przyjemne momenty nowego życia, ale jeśli Gwen nauczyła się czegoś nowego, to tego, żeby mierzyć siły na zamiary.
- No właśnie, jesteś pewna, że poradzisz sobie nawet z doglądaniem całego sprzętu? Nawet taka obsługa albo sprawdzanie, czy wszystko dobrze działa, wymaga czasu - wyjasniła swój tok myślenia. - Mogę nie mieć racji. Może naprawdę dasz sobie radę - uśmiechnęła się delikatnie, żeby mimo wszystko dodać Cobie nieco otuchy. Nie chciała jej dołować, nie to było jej zamiarem, po prostu chciała zachęcić ją do przemyśleń. Być może się myliła i zajęcie farmera nie było jednak aż tak wymagające, jak jej się wydawało. Być może...
- Słuchaj... A jakiś dodatkowy pracownik? Myślałaś o kimś takim? - zaciekawiona zerknęła na przyjaciółkę. Pewnie, to będzie kosztowało, ale może to jakiś sposób na to, żeby zachować farmę, robić dalej to, co kochała i do czego rzeczywiście się przygotowywała? Wiadomo, rodzina to rodzina, czasem pomoże, ale ma również swoje własne sprawy. Pracownik mógł jakoś ją odciążyć, pomagać z maszynami, podczas gdy ona skupiałaby się na tym, co najbardziej lubiła.

Cobie Finnigan-Hayes
teraz to ja przepraszam za zwłokę <3
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- A to mało rolników samodzielnie prowadzi farmy? Po to są właśnie pracownicy sezonowi by pomóc w trakcie żniw.
No dobra, może nie wyglądało to tak kolorowo, ale rzeczywiście byli rolnicy, którzy sami wszystkiego doglądali, a rodzina pomagała tylko czasem. Tak, zdecydowanie dało się to ogarnąć, ale pozostawało pytanie czy taka Cobie, bez żadnego doświadczenia, tylko ze studiami dałaby sobie radę? Ale przecież młodsi ogarniali znacznie większe firmy niż jakaś farma. No i Cobie wcale nie była taka zielona, kilka lat pod okiem rodziców Maxa i jego samego pracowała już na farmie.
- No tak, ale farma to nie hobby tylko praca. Poświęcałabym na to tyle samo czasu ile Ty na swoją...
No dobrze, może weszła lekko w tryb defensywny. Może dlatego, ze Gwen potwierdziła jej własne obawy i trochę je rozbuchała. A Cobie była taką małą przekorą...
- No na stałe to chyba bez sensu. Ale rzeczywiście jakiś wykwalifikowany pracownik, albo kilku będą pomocni w trakcie żniw. Wiesz, wtedy jest największy ukrop pracy i najwięcej czasu na to wszystko poświęcasz.
Sięgnęła wreszcie po swoją lemoniadę i upiła porządnego łyka. Odstawiła szklankę czując, że w jakiś sposób te złe emocje, z którymi tutaj przyszła gdzieś się rozpłynęły. Co prawda troska i obawy pozostały, ale przynajmniej była w takim mrocznym miejscu, w jakim była jeszcze godzinę temu. Strach pomyśleć co by było, gdyby tutaj nie przyjechała, albo rzeczywiście pojechała do innego baru, żeby się napić. Gambit Gwen z tym, że powiedziała Cobie, by ta rzeczywiście pojechała sobie gdzieś indziej by robić głupoty zadziałał, jak się patrzy.

Gwen Fitzgerald
sumienny żółwik
Cobie
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
wybacz, musiałam odkliknąć powiadomienie i kompletnie zapomniałam o poście ;(

- Moja praca jest jednak nieco lżejsza, niż twoja. Przede wszystkim fizycznie - zauważyła. Ciężko powiedzieć, które konkretnie ze swych zajęć miała teraz na myśli, to obecne - czerpanie korzyści z posiadania części pubu - czy wcześniejsze - praca w kancelarii prawnej. Obie te rzeczy nie były tak wymagające fizycznie, jak zajmowanie się farmą oraz rolnictwem. Dla Fitzgerald zdecydowanie było to coś, czego sama nigdy w życiu by się nie podjęła. Nie znała się na tym, nie czuła tego, ale nie dziwiła się ani trochę temu, że Cobie podchodzi do tego tak odpowiedzialnie.
- Nikt nie mówi, że to hobby - dodała jeszcze. - Podziwiam cie - przyznała po chwili. - Podziwiam to, że mimo wszystko masz w sobie tyle siły, żeby nadal myśleć o farmie. Ja nie umiem nawet myśleć o uporządkowaniu domu i powrocie do zawodu.
Znaczy... Może i o tym myślała, ale nic z tego nie wynikało. To wymagałoby mnóstwo samozaparcia, a jej... Jej było jakby wygodniej siedzieć tu, w Moonlight lub w domu i czekać, aż na koncie bankowym pojawi się chociaż niewielki zysk. Tak było łatwiej. Łatwiej było udawać, że taki stan rzeczy jest tym, czego potrzebowała w tym momencie swojego nieco zgorzkniałego życia. Taka postawa, o dziwo, też przychodziła jej dość łatwo. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie była ostatnio najmilszą osobą na świecie, ale miała zbyt wiele własnych problemów, by brać odpowiedzialność za decyzje innych ludzi. Gdyby Cobie zdecydowała się pojechać do innego lokalu, zdjęłaby ją z Gwen. Nie mogła zatrzymać jej tu siłą, mimo to i tak ucieszyła się, że przyjaciółka zdecydowała się zostać i postawić na napój bez dodatku alkoholu.
- Jak właściwie spędzasz urlopy? Masz na nie w ogóle czas? - spytała po chwili, bo naprawdę była ciekawa, jak to wszystko wygląda. Ludzie zazwyczaj wypoczywali latem, na farmie chyba nie było to do końca możliwe, prawda?

Cobie Finnigan-Hayes
ODPOWIEDZ