greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
Rorey chyba inne rzeczy by nazwała upadkiem moralności, ale… może po prostu zbyt mało wiedziała o własnym bracie? Bo wciąż starała się przekonać samą siebie, że go zna, ale przecież… no nie do końca tak było. Leon niewiele jej mówił i jasne, szanowała to, sama była przecież podobna i tak naprawdę byli w wielu sprawach dla siebie obcy. Roo nawet nie wiedziała, czy gdyby coś się działo, to czy Leon by wybrał jej mieszkanie jako miejsce do odwiedzenia, żeby poprosić o pomoc, czy po prostu uciec przed samotnością. Ale jednocześnie nie wiedziała jak go zapewnić, że ma taką możliwość, skoro sama się przed nim nie otwierała i rozmawiała o bzdurach, zamiast o tym co naprawdę go bolało.
- Tak, wszyscy byliby źli, bo wszystkie zdjęcia z jej udziałem trzeba by było przesunąć, aż miną jej wszystkie oznaki uczulenia - pokiwała głową - a jeśli akurat taka roślina jest ważna w scenie, to po prostu muszę zainstalować sztuczne kwiaty na planie i nieco je podcharakteryzować na prawdziwe - dodała, z lekkim uśmiechem. - To samo z roślinami, które są z natury trujące, podmienia się je na sztuczne albo wybiera podobną z wyglądu roślinę, żeby aktorzy się nie poparzyli - przyznała. I sama nie miała aż tak dużej styczności z aktorami. Poprawiała krzaki, kiedy ktoś w nie wpadł albo kiedy ktoś rzucał na planie doniczkami, ale poza tym była raczej jedną z tych osób, które po prostu były niewidzialne. Czaasaaami może ktoś próbował ją poderwać, tak jak się podrywa statystów i asystentki, ale Rorey wiedziała jak się schować w tłumie. Ogrodniczki w tym pomagały.
- Tak, lubię rozmowy ze starszymi osobami. Nigdy nie wiesz co ci nagle opowiedzą. Jak byłam w LA to co drugi dzień zaglądałam z kawą do parku i rozmawiałam ze starszymi osobami, z takimi którzy znali Dianę Ross, pamiętali Cher zanim była sławna, albo chodzili na imprezy do studia 54 - przyznała i nawet się uśmiechnęła z tego powodu. Oczywiście w Australii ludzie też mieli przejmujące i ciekawe historie, ale jak już mówili o jej pracy to i o to mogła zahaczyć przy okazji.
- Dam radę to zrobić? - zapytała, bo chyba potrzebowała jeszcze jednego zapewnienia z jego strony. To było miłe widzieć kogoś, kto ci tak bardzo kibicuje, nawet jeśli byli spokrewnieni, więc trochę rozumiało się to samo przez siebie! Czy raczej powinno, no ale na szczęście udało im się mieć w miarę zdrową rodzinę, a nie taką totalnie toksyczną. Nawet jeśli ich rodzice nie byli idealni i mieli swoje za uszami. Ale znów, kto nie miał? Każdy rodzic popełniał błędy, nawet jeśli starał się najlepiej jak umiał. Albo najlepiej na podstawie tego, co go nauczono...
- Po prostu ma do mnie wiecznie o wszystko pretensje. Znam go już długo, bo jednak jesteśmy w podobnym wieku, więc pamiętam go ze szkoły i wtedy nie był uczniem roku - wywróciła oczami - ale teraz no… no jest taki wielki, bo urósł nawet nie wiem kiedy i ma brodę jak jakiś… ruski.... kutrownik - podsumowała, bo chociaż dobrze wiedziała, że nie jest Rosjaninem, to i tak jakoś po ich ostatniej rozmowie jej utknęło takie porównanie. - I sobie chodzi po okolicy jakby to było tylko jego podwórko, w ogóle się nie rozgląda na boki i jak wychodziłam z mieszkania, pakując krzewu zamówione przez jedną z klientek, wszedł mi totalnie pod nogi. O mały włos a by mi je połamał, a to oznacza moją zmarnowaną pracę - podsumowała, chociaż mówienie tego na głos trochę sprawiało, że czuła się jak dziecko opowiadające o konflikcie z przedszkola nad jakimiś zabawkami. - Albo jak podlewałam kwiaty na trawniku, wszedł prosto pod strumień wody i jeszcze miał do mnie pretensje, że go nie widziałam. Zajmowałam pół trawnika, ale to ja mam na niego uważać? - zapytała, oburzona, ale też jednocześnie zawstydzona, bo to naprawdę było bardzo głupie. - Utrudnia mi pracę, przeszkadza i jeszcze ma wiecznie pretensje, najgorszy typ sąsiada. Też masz takiego w okolicy? - zapytała, żeby trochę uciec tematem od siebie, bo jednak byli trzeźwi, więc… no nie mogła tego zrzucić na pijackie rozkminy. I zaklaskała mu, jak trafił bilami i zdecydowanie objął przewagę. Chociaż nie liczyła kto ile bil wbił, to podejrzewała że jednak on więcej.
promienny latawiec
-
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Jątrząca się w sercu Leona skaza na zawsze już czynić miała z niego człowieka niegodnego zaufania. On sam nie wiedział, czy w razie potrzeby zapukałby do drzwi siostry, odważnie prosząc właśnie ją o pomoc. Gotów byłby skłamać, że tak; ku uciesze wszystkich bliskich mu osób, zapewniać mógł nieprzerwanie, że błędów przeszłości nie będzie popełniać na nowo. Że dorósł, dojrzał, że się zmienił. Tymczasem wiedział, że byłyby to czcze słowa; tacy jak on się nie zmieniają. Mogła więc uważać, że zna go — jakoś — a on mógł twierdzić, że taki właśnie jest. Prawda była jednak taka, że drzemiące w jego umyśle demony zbudzić miały się prędzej czy później, a rodzina jego, którą tak bardzo kochał, przekonać miał się wówczas, jak fatalnym jest człowiekiem.
— Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, jakie to wszystko jest skomplikowane — przyznał, nie kryjąc lekkiej fascynacji wobec jej opowieści i wyjaśnień. Leon jednak zbyt mało produkcji filmowych w swym życiu obejrzał, by faktycznie zastanawiać się nad całym tym procesem przygotowań. Ale to właśnie świat Roo zdawał się mu najciekawszym z całej ich rodziny, bo ona jako jedyna oderwała się jakoś od tego ich szarego żywota. Nawet jeśli jego wątpliwości wciąż wzbudzało całe to toksyczne środowisko filmowe, o którym tak niewiele wiedział a... O którym, jak na starzejącego się człowieka przystało, wyrobione miał już negatywne zdanie.
— Podobało ci się tam? W LA? No wiesz, bardziej... niż tutaj — on sam w swych licznych podróżach do Ameryki czuł się lepiej. I marzył nieśmiało przecież, by niegdyś właśnie gdzieś tam zamieszkać, by tam ułożyć sobie życie. Może więc tkwienie w Lorne Bay było karą, a może... Może jednak to przymusowe mieszkanko w Michigan, w którym był kilka lat uwięziony sprawiło, że jego dawne marzenia odejść musiały w zapomnienie. — Oczywiście, że tak — potwierdził z uśmiechem, w którym skrywała się niezaprzeczalna pewność. W tej kwestii nie potrafiłby być obłudnikiem, ślepo wierząc w zdolności swego rodzeństwa. Każdego, bez wyjątku. I każdemu z nich zaoferowałby wszystko, każdą część siebie, byleby tylko pomóc im w spełnianiu się, w rozwijaniu. Tak, z całą pewnością oddałby wiele, by choć przez moment być dla ich takim wsparciem, na jakie zasługiwali.
Usiłował się nie śmiać, słowo. Uśmiechając się więc kiwał tylko głową, pomrukiem wydawanym co jakiś czas potwierdzając, że rozumie, że każde słowo chłonie odpowiednio. Rozbawiony jednakże był tymi historiami, chociaż wcale nie ujmował im powagi — jeśli Roo to w istocie irytowało, to tak musiało po prostu być. Tak więc Leon wierzył, że sąsiad jej jest wysłannikiem samego diabła. — Możesz zawsze na niego donieść, nie? Macie tam na pewno jakiegoś rozsądnego dozorcę — zasugerował, chcąc w tejże skomplikowanej sprawie jakoś pomóc. Jeśli Rorey była pewna, że nie chodzi o jakieś zadurzenie, to jak najbardziej miała prawo składać na mężczyznę skargi. Albo w najgorszym przypadku wyprowadzić się, bo nawet jeśli oznaczałoby to przegraną wojnę, zagwarantowałby jej upragniony spokój. — Serio, składaj skargę. Albo dokuczaj mu bardziej — dorosłe rady dorosłego człowieka? Leon polecał się zawsze i wszędzie. Mógł jej nawet podsunąć kilka pomysłów na to, jak uprzykrzyć może tamtemu życie. — Z jednej strony kukabury, z drugiej koale, więc nie narzekam — odparł z uśmiechem, całkiem dumny z tego, że udało się mu uzyskać zgodę na mieszkanie w Tingaree. Domek jego stojąc na poboczu omijał wszelkie ciekawskie spojrzenia, a on sam mógł zatracać się w nieprzeniknionych dźwiękach lasu.

rorey fitzgerald
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
Tak mu się tylko wydawało. Rorey na niego nie patrzyła w ten sposób i nigdy nie chciała nawet próbować. Była… no może i naiwna, ale wolała to, niż wieczne negatywne i pesymistyczne spojrzenie na świat. Zresztą, chyba gdzieś tam w środku nie mogła pozwolić, żeby tamto wydarzenie ją złamało i na zawsze zgasiło jej iskrę, którą w sobie bardzo lubiła. I… tym bardziej nie chciała pozwolić, żeby zrobiło to samo zwątpienie w jej własnego brata. Rodzina dla niej była zawsze cholernie ważna, nawet jak się od siebie oddalali. Nawet kiedy Leon i Gwen zamykali się przed swoimi uczuciami, nawet jeśli Ryder nieustannie unikał powiedzenia jej wprost o tym, że tak naprawdę nie studiuje i nie oddycha tlenem, a dymem z maryśki. Każdy z nich mógł na niej zawsze polegać, cokolwiek od niej potrzebowali. I cokolwiek w przeszłości zrobili.
- Chyba nie. Ma swoje plusy, ale co Australia to Australia. Tutaj są inni ludzie, inny tryb życia i nie ma tylu niebotycznych korków. I nie wchodzisz wiecznie w kadr jakiegoś influencera, kiedy wybierasz się na spacer - rzuciła, ostatnie w ramach żartu oczywiście, chociaż kilka razy została skrzyczana, że ktoś tutaj robi nagranie na tej sławnej ścianie, a ona idąc po kawę im przeszkadza. Ale nie przywiązywała do tego dużej wagi, życie influencera musiało być bardzo stresujące.
Słowa Leona naprawdę wiele dla niej znaczyły, nawet sobie nie zdawał sprawy z tego jak bardzo potrzebowała osób, które w nią wierzyły w taki sposób. Dlatego uśmiechnęła się z wdzięcznością. Cieszyła się, że dzisiaj zostali sami i że mogli sobie pozwolić na taką rozmowę, bardzo tego potrzebowała. I miała nadzieję, że sama chociaż w małym stopniu i na niego dobrze wpływała właśnie.
- Nie do końca - przyznała z rozbawieniem. A potem pokiwała głową, a potem jeszcze sobie pogdybali, pograli i pewnie Leon oficjalnie wygrał, no a potem trzeba było już wszystko sprzatnąć i zamknąć przybytek! I Leon odprowadził pewnie Roo do domu, jak na super starszego brata przystało, ot co

/zt x2 <3
promienny latawiec
-
ODPOWIEDZ