lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Obrazek
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
4.

Nie było się co oszukiwać - jego randkowe życie ostatnio przymarło. Odkąd bezpowrotnie schował do szuflady pierścionek kupiony z myślą o kobiecie, z którą planował spędzić sporą część swojego życia, kilka razy uległ namowom swoich znajomych i rodziny, którzy jasno sugerowali, że powinien wyjść do ludzi, przez ludzi rozumiejąc kobiety. Podobno czym się struło, tym powinno się leczyć, a w tym przypadku trucizną była ona i jakoś ciężko mu się było oprzeć porównaniom do jej zachowań, kiedy spotykał na swojej drodze kogoś nowego.
To nie tak, że zupełnie zdziczał i ciężko go było zrozumieć, a kiedy już wyszedł z domu, smęcił psując wszystkim humor - minęło już pół roku i pożegnał się dawno z myślą, że z tego wszystkiego jeszcze coś będzie, chociaż pierścionka nie wyrzucił, ale gotów był zacząć nowe życie, tylko te wszystkie zobowiązania wydawały mu się być tak zgubnymi, przez co w żadną relację nie potrafił się prawdziwie zaangażować.
Tym razem został jednak umówiony na randkę w ciemno zupełnie celowo. Odette znała kogoś, kto znał kogoś, kto znał kogoś - a może ta kolejka ludzi była dużo krótsza? Nie był już pewien, za to gdy podjeżdżał samochodem na parking przy kamienistym kawałku plaży, nie miał żadnych oczekiwań co do nieznajomej wybranki losu. Zamierzał spędzić przyjemne popołudnie przy wodzie i słońcu, może w końcu złapać trochę koloru na ramionach, a jeśli mieli przypaść sobie do gustu, to takich spotkań mogło być przecież więcej. Z pustą od oczekiwań głową i dużym plażowym kocem pod pachą ruszył w kierunku umówionego miejsca, rozkładając się tuż obok skał, gdzie, jak już zdążył przed laty zauważyć, trochę mniej było turystów i wypoczywających ludzi, co sprzyjać mogło poznawaniu się. Spojrzał na zegarek i widząc, że jest nawet przed czasem, podszedł w kierunku wody, w spodniach do kolan i obszernej jasnej koszuli na krótki rękaw, chcąc najpierw wybadać temperaturę wody, bo minęły chyba wieki, odkąd w niej był - śmieszny paradoks, skoro ze swojego domu mógł właściwie ją obserwować, a jednocześnie tak rzadko znajdował okazję, żeby popływać, zdecydowanie zbyt rzadko.

Audrey Bree Clark
przyjazna koala
nata#9784
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
17


Randka w ciemno brzmiała niczym kiepski reality show bądź marna komedia romantyczna. A przynajmniej takie było pierwsze skojarzenie panny Clark na pomysł, jaki zasłyszała od... swojej babci. Mary Clarke (gdyż takie było pierwotne nazwisko jej ojca) od dłuższego czasu wykazywała niezwykłe zmartwienie stanem cywilnym swojej wnuczki która, wedle jej łaskawej opinii, zbliżała się do okresu zwykłego przeterminowania. Ona w jej wieku była bliska drugiego porodu, a fakt, iż Audrey choćby nie nosiła obrączki na palcu systematycznie spędzał jej sen z powiek. I o ile Audrey na swoje życie uczuciowe nie narzekała (nawet jeśli było w nim więcej zawodów, niż szczęśliwych chwil) wieczne upomnienia zaczynały powoli wyprowadzać ją z równowagi, to też zgodziła się na ten, jakże dziwny plan.
I tak znalazła się tutaj - na parkingu przy kamienistej plaży, będącej jedną z tych mniej uczęszczanych plaż. I to właśnie wybór miejsca był pierwszym plusem w wyimaginowanej tabelce za oraz przeciw o której brunetka zapewne zapomni w ciągu kilku kolejnych minut. Audrey ostrożnie wysiadła z samochodu, podpierając się o jedną z kul - jedną, gdyż jej dziadek stanął na wysokości zadania, organizując jej piękny, plastikowy but mający na celu pozwolić jej jako-tako chodzić, mimo gipsu zdobiącego jej nogę. I panna Clark nigdy nie była szczęśliwsza niż w momencie, gdy mogła przejść do łazienki i nie wyłożyć się na progu, co w ostatnich tygodniach było jej małym, niezwykle nieprzyjemnym rytuałem. Zwiewna, półprzezroczysta sukienka została ściągnięta przez głowę by wylądować w wiklinowym koszyczku, pozostawiając brunetkę w bielutkim kostiumie kąpielowym, najbardziej pasującym do stworzonej okazji. Krótkie spojrzenie w jedno z lusterek upewniło ją w przekonaniu, że może iść... A każdy kolejny krok napawał ją kolejną porcją stresu, powiązaną ze zwykłą nieświadomością. Bo czy przypadkiem nie została umówiona z kimś, kto był w stanie spamiętać jeszcze czasy wielkich dinozaurów? Albo jeśli spotkanie będzie na tyle niezręczne, że nie znajdą choćby jednego tematu do rozmowy? Czy będzie miała wtedy jak wyrwać się ze spotkania czy przyjdzie jej na nim trwać?
Powoli kuśtykała w głąb plaży, rozglądając się za dzisiejszym towarzyszem i starając się odsunąć do siebie paskudne myśli oraz wątpliwości, jakie nawiedzały jej głowę. Szczęście zdawało się jednak dzisiaj jej sprzyjać - wpierw zauważyła męską sylwetkę, będącą jedyną na tej plaży, a kilkanaście minut później dotarło do niej, iż sylwetka ta wcale nie jest nieznajoma. Koszyczek wylądował gdzieś obok wielkiego ręcznika rozłożonego gdzieś nieopodal.
- Hej, Rusty! - Krzyknęła, unosząc dłoń aby pomachać mężczyźnie z daleka i powoli pokuśtykać w jego kierunku po ciepłym piasku, gdzieś w środku nie mogąc doczekać się choćby przelotnego poczucia słonej wody na swojej skórze. Szczery uśmiech wyrysował się na pełnych wargach, gdy była już na tyle blisko, aby nie musieć do niego krzyczeć. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. - Rzuciła z nutą rozbawienia w głosie, ani trochę nie kłamiąc. Towarzystwo całkiem przystojnego znajomego będącego w miarę zbliżonym do jej wieku było po stokroć lepsze od wizji podsuwanych przez wyobraźnię. Teraz miało być już z górki, przynajmniej w słodkiej teorii.
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
Czerpał w najlepsze ze słonecznych udogodnień, które dawały pierwsze wiosenne dni w Lorne Bay i lekko się nawet uśmiechał, przymykając oczy, żeby intensywne promienie nie świeciły mu w oczy, nieosłonięte żadnymi okularami. Było mu tak dobrze i przyjemnie, że na dłuższą chwilę zapomniał nawet, że był z kimś umówiony, z kimś nieznanym, tajemniczym, kto równocześnie mógł być przyjemną niespodzianką, jak i niezręcznym kłopotem.
Dlatego nie rozumiał tego całego swatania ludzi i umawiana ich na randki w ciemno, szczególnie, kiedy nie chciało się podać więcej informacji o drugiej osobie, a jedynym ustalonym wspólnie punktem było miejsce i godzina. Co, gdyby się spóźnił? Albo gdyby zmienił miejsce, bo przy kamieniach akurat ktoś by siedział? Co w końcu, gdyby zupełnie do siebie nie pasowali i można by to było ustalić, wymieniając się najbardziej podstawowymi informacjami?
Usłyszawszy swoje imię, gwałtownie odwrócił głowę w kierunku plaży i mrużąc oczy, z dodatkową osłoną w postaci dłoni na czole, wpatrywał się w kierunku, z którego dochodził głos. Dziwnie znajomy głos, którego jednak nie potrafił przypisać do osoby i dopiero kiedy zrobił kilka kroków w jej stronę... - Audrey! - zawołał entuzjastycznie. - Uff, czy mogę już odetchnąć z ulgą, to my się umówiliśmy? - rozbawiony uniósł brew do góry, bo kto wie, czy to taki zbieg okoliczności, że dziewczyna jednak planowała piknik gdzieś obok? - Ale nie zaproponowałbym plaży, jakbym wiedział - wskazał znacząco na jej nogę, trochę zakłopotany, bo musiała spory kawałek z parkingu tu przykuśtykać, poza tym był pewien, że nie będzie się mogła kąpać, a co jedynie od gorącego słońca opali sobie nogę we wzór tego stabilizatora. - Pomóc ci jakoś? - zaoferował, tak na wszelki wypadek, ale sam nic sobie w życiu nie złamał, więc nie wiedział czy powinien swoją pomoc proponować, czy było to raczej jakieś faux pas okropne i powinien sie powstrzymać.
- To teraz musisz mi powiedzieć co się stało, że zostałaś wmanewrowana w spotkanie ze mną? - może nie do końca oczekiwał, że opowie mu wszystko o swoim życiu uczuciowym, ale trochę był ciekaw który z członków jej rodziny postanowił wysłać ja na spotkanie z nieznajomym i co nim kierowało, w końcu Audrey była młoda, śliczna, nie było się co obawiać w jej przypadku żadnego staropanieństwa.

Audrey Bree Clark
przyjazna koala
nata#9784
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Ulga przetoczyła się przez pierś panny Clark, gdy tylko mężczyzna odezwał się do niej potwierdzając, iż nie jest nieznajomy (w końcu w takim słońcu wzrok mógł płatać figle, czyż nie?). Dobrze. A nawet bardzo dobrze, biorąc pod uwagę, iż ostatnim razem widziała babcię rozmawiającą z jakimś kawalerem pozbawionym oka oraz przednich zębów, wyglądającego rodem z tych wszystkich horrorów po których nie mogła spać w nocy. - Na to wychodzi. - Odpowiedziała z uśmiechem nie znikającym z pełnych warg, szczerze ciesząc się zrządzeniem losu. Towarzystwo przystojnego znajomego z pewnością było lepsze, od niezręcznej rozmowy z kimś, kogo nie przyszło jej nigdy wcześniej poznać... I kto, znając babcię, mógłby być starszy od jej ojca. Brązowe oczęta powędrowały za jego spojrzeniem, zatrzymując się na stabilizatorze, który od kilku tygodni uprzykrzał jej życie.
- Och, nie przepraszaj! - Zaprotestowała niemal od razu, nie widząc powodu, aby ten w jakikolwiek sposób czuł się zakłopotany z powodu miejsca spotkania oraz jej małej niesprawności. - Mogę już opierać się na tej nodze i trochę ruchu z pewnością mi się przyda. - Dodała szybko, jakby chciała potwierdzić, iż nic złego na plaży nie mogło jej się przytrafić... Nawet jeśli ostatnim razem to właśnie na plaży przyszło jej złamać felerną kostkę. Audrey Bree Clark była jednak pewna, że w tym dniu ani piasek ani woda (do której miała zamiar wpakować się choć na króciutką chwilkę) nie były w stanie zrobić jej niczego gorszego. - W zasadzie to cudownie trafiłeś z miejscem, wiesz? W ostatnich tygodniach bardzo tęskniłam za plażą i morzem i słońcem... Bardzo mi się tu podoba. - Dodała, brązowe oczęta lokując w buzi towarzyszącego jej mężczyzny. Audrey od najmłodszych lat uwielbiała wodę oraz wszystko, co było z nią związane - nic więc też dziwnego, że wybór miejsca wiązał się z jej niemal natychmiastowym zachwytem.
- Na razie jest okej, Dzięki! Jakby coś się działo, będę wołać. - Odpowiedziała na ofertę pomocy której, nawet jakby coś się działo, zapewne próbowałaby nie przyjąć. Panna Clark była zmęczona wiecznym wyręczaniem jej oraz faktem, iż nawet prysznic stanowił wyzwanie. Dziś chciała choć na chwilę zapomnieć o tym, że stabilizator nadal widniał na jej nodze i zwyczajnie cieszyć się promieniami słońca oraz miłym towarzystwem.
- Och, wiesz, jak to czasem jest... - Zaczęła z delikatnym rumieńcem, jaki przyozdobił jej buzię, bezwiednie powoli kuśtykając w kierunku linii wody. - Od dłuższego czasu z nikim się nie spotykałam, więc moja babcia uznała, że potrzebuję pomocy w znalezieniu odpowiedniego kawalera bo niedługo minie mi termin ważności i będę przeterminowana - Rozbawienie pojawiło się w jej głosie, a gdy skończyła mówić krótki, dźwięczny śmiech wyrwał się z jej piersi. - I tak codziennie dostaję wykłady o tym, jak to łatwiej rodzić dzieci przed dwudziestym piątym rokiem życia, albo jak to powinnam nauczyć się gotować, bo szczęśliwy mąż, to szczęśliwe życie... Zgodziłam się, aby przestała. - Rozbawienie nadal widniało w jej głosie. Panna Clark była w stanie zrozumieć, że za czasów jej babci świat wyglądał odrobinę inaczej. Inaczej również patrzono na kwestie zakładania rodziny, próbowała więc wybaczyć babci te wszystkie starania, mające na celu ratowanie jej reputacji oraz duszy. Audrey przystanęła dwa kroki od miejsca, w którym woda systematycznie wpływała na mokry piasek. - A Ty? Ciężko mi uwierzyć, abyś miał problem ze znalezieniem towarzystwa na randkę... - Odbiła piłeczkę, wlepiając brązowe oczęta wprost w przystojną buzię.

Rusty Overgaard
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- A można by pomyśleć, że przy takim urazie jest dużo czasu na odpoczynek, moja siostra, Odette, ostatnio urządziła nam piknik, tak bardzo się jej nudziło na zwolnieniu lekarskim i wiesz co? To wszystko było nawet zjadliwe! - sam nie do końca wiedział jak to jest przyprawić się o poważną kontuzję i nie móc normalnie funkcjonować, ale on nawet z połamanymi palcami próbowałby pewnie pisać. To była jego praca, hobby, sposób na zabicie czasu - nawet teraz miał gdzieś w swoich rzeczach czarny notes, trzymany na wszelki wypadek, gdyby akurat coś przyszło mu do głowy i bałby się, że z niej wyleci, zanim usiądzie do komputera i zabierze się za pisanie.
Czasem nawet szkicował, w tym akurat był beznadziejny, stawianie prostych linii nigdy nie było jego mocną stroną, tych zakrzywionych również, zdecydowanie bardziej spełniał się w klikaniu w klawiaturę, choć musiał przyznać, że i jemu czasem ciężko było opisać jakiś zjawisko słowami i najchętniej wyraziłby je bardziej obrazowo. Tak dosłownie obrazowo. - Widzę właśnie, że świetnie sobie radzisz, ale mógłbym chociaż bliżej parkingu coś wybrać - ani trochę nie zamierzał jej pomagać na siłę, skoro powiedziała, że jest już samodzielna, ale z drugiej strony, jak teraz popatrzył na te kamienie to widział, że jednak wybrał dość mało przystępne do dostania się miejsce, ale jego niebywała zaleta, jaką było oddalenie od turystycznej części plaży, zdecydowanie wynagradzała wszystko. - Jak tu przyszedłem i nie wiedziałem, że spotykam się z tobą, trochę się obawiałem jak się wykręcę, kiedy spodziewana randka ani trochę nie będzie szła po mojej myśli - dodał jeszcze po chwili, bo ciężko by się było stąd gdzieś zebrać, albo odwrócić uwagę czyjąś obecnością, ale skoro spotykał się z panną Clark, obawy zostały oddalone.
- O! - powiedział tylko początkowo, bo o ile fakt, że od jakiegoś czasu się z nikim nie spotykali był w tym wypadku wspólnym dla ich obojga, to już przeterminowanie brzmiało dość osobliwie. - W takim razie bardzo mi miło, że twoja babcia uważa mnie za godnego kandydata na ojca swoich wnuków - zaśmiał się wesoło, doskonale wiedząc jakie potrafiły być ciocie i babcie i jak bardzo nie było się co ich gdybaniem przejmować. - A ja? - powtórzył za nią, stając tuż obok, może trochę bliżej wody, zostawiając w mokrym piasku ślady. - Wygląda to chyba trochę podobnie, tylko nikt jeszcze nie powiedział mi wprost, że powinienem założyć rodzinę - delikatnie wzruszył ramionami, spoglądając na swoją towarzyszkę niedoli. - Ale parę miesięcy temu rozstałem się z dziewczyną i, cóż, było już dosyć poważnie, więc pewnie wszyscy czekają aż się już ustatkuję, skoro Odette lata po świecie i jej się do tego nie spieszy - temat kupionego pierścionka na razie przemilczał, bo chociaż większość bliskich znajomych doskonale o nim wiedziała, Rusty’emu było trochę głupio, że chciał zaangażować się w coś, co tak gwałtownie się skończyło.

Audrey Bree Clark
przyjazna koala
nata#9784
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
- Ta ilość czasu jest najgorsza! - Odpowiedziała z wyraźnym rozbawieniem w głosie, czując niemal natychmiastowe zrozumienie w kierunku Odette. Nie pytała jednak o to, co jej się przytrafiło, uważając takie pytanie za odrobinę nieodpowiednie - pozostało jej w duchu życzyć dziewczynie, aby nie było to nic poważnego. - Przywykłam do aktywnego spędzania czasu. Wiesz, surfowanie, wycieczki, jazda konna, spacery, zwierzaki... Nie jest dla mnie naturalnym, żeby siedzieć tak długo w zamknięciu i totalnie rozumiem twoją siostrę! Jeszcze jedno przemeblowanie i rodzice chyba wyeksmitują mnie z domu. - Audrey zaśmiała się pod nosem. Ostatnie tygodnie powoli uczyły ją, jak żartować ze swojego chwilowego nieszczęścia, a brak możliwości wyżycia się w aktywny sposób sprawił, iż jak nigdy wcześniej odkrywała najróżniejsze zajęcia, których z pewnością nigdy wcześniej by się nie podjęła.
- No wiesz, jak ładnie poprosisz pozwolę ci odnieść mnie do samochodu, żebyś nie miał większych wyrzutów sumienia... - Zażartowała, puszczając towarzyszowi oczko. Chciała rozluźnić napięcie, jakie mogło się w nim pojawić w końcu - nie była na tym wygwizdowie sama. I jeśli coś by się stało, z pewnością byłby pierwszym, który by się o tym dowiedział.
Ciepły uśmiech ponownie pojawił się na jej ustach, gdy usłyszała kolejne wyznanie.
- Ja też się nad tym zastanawiałam, zanim zobaczyłam ciebie. - Odpowiedziała chwilę później, odrobinę ciszej jakby przyznawała się przed nim do niezwykle rzadko wypowiadanej tajemnicy. Prawdą jednak było, że podobne rozmyślania oraz obawy przeszły również przez jej głowę. - Teraz musisz mi powiedzieć najlepszą wymówkę, jaka przyszła ci do głowy! - Zawyrokowała w końcu niezwykle ciekawa tego, na co wpadł - jej samej przychodziły do głowy same, niezwykle abstrakcyjne wymówki z których żadna z pewnością nie mogła być użyta. Na szczęście okazało się, że wymawiać nie będzie się musiała.
- Jeśli dostaniesz od niej jakiekolwiek ulotki sal weselnych, spal je proszę. - I ona zaśmiała się dźwięcznie, raczej nie sądząc, aby jej babcia była zdolna do aż tak oczywistych sugestii... Gdzieś w środku miała jednak nadzieję, iż kobieta w żaden sposób nie uprzykrzy żywotu Rusty’emu. A gdy kolejne słowa padły z jego ust, panna Clark zrobiła dwa, małe kroczki w jego stronę by nieśmiało sięgnąć męskiej dłoni, na której zacisnęła smukłe palce, bezgłośnie chcąc mu przekazać, że zwyczajnie w świecie nie jest sam. Audrey Bree Clark dzieliła z nim nie tylko doświadczenie przerwy w randkowaniu, ale i rozpadu czegoś, co miało być czymś poważnym. Stała tak przez chwilę, z palcami splecionymi z jego placami, kciukiem bezwiednie wodząc po wierzchu jego dłoni.
- Znam to uczucie, wiesz? Moje dość poważnie skończyło się dwa i pół roku temu... - Wyznała, wzruszając delikatnie wątłym ramieniem. Poruszanie tematu byłych ponoć było okrutnym faux pas, jakiego nie powinno poruszać się na randkach, gdzieś w środku nie potrafiąc zwyczajnie udać, że nie słyszała słów, jakie padły z jego ust. Smukłe palce na chwilę mocniej zacisnęły się na jego dłoni. - To oklepane, ale czas pomaga. - Dodała jeszcze, brązowe oczęta lokując w buzi towarzysza, by posłać mu ciepły, przyjazny uśmiech. - No, a skoro już o czasie mówimy... Jakieś konkretne plany towarzyszu, czy improwizujemy? - Spytała zabawnie poruszając brwią, nie zabierając dłoni. Była ciekawa, czy Rusty przygotował jakiś plan działania, czy mogli oddać się temu, co wychodziło jej najlepiej - spontanicznemu podążaniu za impulsem, który ona zwała przeznaczeniem.
A to zachęcało, by zrobić jeszcze jeden krok w kierunku wody.

Rusty Overgaard
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Wydaje mi się, że nawet jak się nie jest specjalnie aktywnym człowiekiem, to jak nie można, nagle jednak się jest - uśmiechnął się szeroko, bo był przekonany, że gdyby jemu ktoś ograniczył wychodzenie z domu, sam szukałby sobie najróżniejszych zajęć, którymi normalnie się nie zajmował i ubolewał nad faktem, że nie może w normalny sposób funkcjonować. Tak już ludzie byli stworzeni, że kiedy im się czegoś zabroniło, jeszcze bardziej chcieli i potrzebowali. Dlatego też Rusty potrafił przez cały dzień nie zapalić ani jednego papierosa i nie czuć potrzeby palenia, ale kiedy tylko mówił sobie, że czas ograniczyć - wszystko szło w diabli i miętolił między palcami paczkę bez przerwy, bo aż go skręcało, żeby odpalić fajkę i kilka razy zaciągnąć się tytoniowym dymem.
- Czekaj, niech no wybiorę tę najlepszą z najlepszych - uśmiechnął się pod nosem i spojrzał gdzieś w dal, bo prawda była taka, że nie zdążył przygotować żadnej. Zakładał chyba, że skoro już wybrał się na tyle daleko od domu, to nie będzie odpuszczał już po pierwszej chwili, a gdyby po dłuższym czasie okazało się, że rozmowa absolutnie się nie klei i trzeba przejść gdzieś dalej, zrobiłby to jakoś subtelnie, ale bez udawania, że dzwoni ktoś z rodziny i trzeba się szybko zbierać, bo koniecznie potrzebuje jego pomocy. - Ale uważam, ze najbardziej uniwersalna i zrozumiała jest ta o braku czasu, więc pewnie tej bym użył - od zawsze uważał, że jeśli komuś zależy to czas nie gra większej roli, a kiedy ktoś wiecznie tego czasu nie miał i nie proponował nic w zamian, to dawał jasny komunikat, że po prostu nic z tego, bo nie jest zainteresowany.
- Nawet jak będą całkiem ładne? - podejrzliwie na nią spojrzał, bo hej, po co marnować poszukiwania pani babci, jeśli rzeczywiście wybrałaby odpowiednią salę na urządzenie jakiegoś wesela. Nie, żeby planował! Nie spodziewał się też od kobiety żadngo kontaktu i dopytywania czy ma konkretne zamiary w stosunku do jej wnuczki, bo to brzmiałoby trochę jak scena z przerysowanej komedii. W końcu co innego, kiedy starsza pani wtrącała się bezpośrednio do życia Audrey, a co innego jakby miała też kontaktować się w tej sprawie z obcymi dla niej ludźmi.
- O, przykro mi - odpowiedział, niemalże automatycznie, ale kiedy jakiś związek się kończył, oznaczało to raczej, że któryś z partnerów, albo oboje, nie byli do niego dostosowani i tak po prostu było lepiej, dlatego najlepiej było sobie po prostu odpuścić. - Pomaga w odwróceniu uwagi rodziny? Nie wydaje mi się - odwzajemnił uścisk jej dłoni, unosząc kąciki ust w uśmiechu, bo była idealnym przykładem, że czas działał na jej niekorzyść. Doceniał ten krótki moment, w którym poczuł swego rodzaju wsparcie, ale jednocześni nie do końca było o czym rozmawiać, tak samo jak ze strony Rusty'ego i Regan, jak i Audrey oraz jej byłego. - Szczerze? Myślałem, że woda i plaża trochę same rozwiążą problem planowania, ale z twoją nogą...? - w końcu nie chciał, żeby zrobiła sobie jeszcze większą krzywdę, a gdyby do tego doszło, babcia z pewnością nie dałaby mu żadnej ulotki do ślubnej sali, ani nawet numeru do fotografa!

Audrey Bree Clark
przyjazna koala
nata#9784
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Zaciekawienie błysnęło w brązowych oczętach panny Clark, gdy Rusty zastanawiał się nad odpowiedzią na jej pytanie. Była ciekawa, czy popuścił wodzę fantazji, czy może wolał trzymać się logicznej wersji. Kiedyś wyczytała, iż może to być wskazówką dotyczącą charakteru drugiej osoby i mimo iż Audrey uważała podobne teorie za bzdety, zwyczajnie ją to ciekawiło.
- Och... - Wyrwało się z jej ust, a uśmiech na chwilę zniknął z pełnych warg, przegnany przez rumieniec, jaki wyrósł na jasnym licu brunetki, wywołany zwykłym zawstydzeniem pomysłami, jakie nawiedziły jej głowę. Brązowe spojrzenie na chwilę przeniosło się ku morskiej toni, dopiero po kilku uderzeniach serca powracając do buzi swojego towarzysza. - To bardzo sensowna wymówka. - Pochwaliła z delikatnym uśmiechem, w jaki ponownie ułożyły się jej usta. - Mi jedyne co przyszło do głowy to powódź na farmie i atak kosmitów albo zmutowanych pająków... Ale nigdy nie byłam dobra w wymówki, jak się za mocno stresuję czasami plotę to, co ślina na język mi przyniesie. - Wyjaśniła z odrobiną rozbawienia w głosie. Jedno trzeba przyznać - pannie Clark nigdy nie brakowało wyobraźni, co nie raz przysparzało jej jedynie większej ilości komplikacji.
Wyraz zamyślenia wyrysował się na buzi panny Clark, gdy kolejne pytanie padło z jego ust.
- W sumie, jeśli trafi się jakiś biały kruk, chyba szkoda byłby je spalić, co nie? - Wysnuła nadal zamyślona. Nie sądziła, aby jej potrzebna była podobna ulotka ( no chyba, ze chodzi o zorganizowanie jakieś szalonej imprezy z okazji zbliżającego się ćwierćwiecza), szkoda jednak wyrzucać odpowiednie znalezisko... I jej słowa w połowie były żartem gdyż, mimo wścibskości babci, ta zapewne nie byłaby w stanie zadzwonić do nieznajomego, wypytując o to, czy jej wnuczka nadaje się na matkę jego dzieci. Nie, z pewnością babcia nie zrobiłaby jej tak okrutnego numeru.
- Z perspektywy czasu tak było lepiej. - Odpowiedziała na jego pierwsze słowa, posyłając mu delikatny uśmiech i tym samym kończąc temat byłych związków. Audrey cieszyła się, że z jej byłym potoczyło się jak się potoczyło, nie była to jednak chwila, w której powinna o tym opowiadać - słońce zbyt pięknie rozświetlało okolicę. - Nie, oni są chyba bardziej przebiegli od nas... Ale jeśli kiedyś będziesz potrzebował towarzystwa, żeby nie zamęczali cię pytaniami dzwoń śmiało. - Dodała, gotowa poświęcić się i uratować mężczyznę w potrzebie. Doskonale wiedziała, jak rodzina potrafiła się naprzykrzać, gdy na większe uroczystości przychodziło się w samotności. - Możemy spróbować wejść kawałek, a jak będzie źle zawrócić... - Zaproponowała, a brązowe spojrzenie aż promieniało na samą myśl o zamoczeniu stóp w morskiej wodzie. Tęskniła za pływaniem, surfowaniem oraz innymi, wodnymi aktywnościami, których od kilku tygodni musiała sobie odmawiać. - Przywiozłam ze sobą trochę przekąsek i napoje, zawsze możemy wtedy nadrobić zaległości w przyjmowaniu witaminy D. - To również brzmiało dobrze - Panna Clark stanowczo za dużo czasu spędziła w pomieszczeniach, pozbawiona przyjemnego dotyku promieni słonecznych na delikatnej skórze. Panna Clark delikatnie zabrała dłoń (nie chcąc dalej narzucać fizycznego kontaktu) by ruszyć w kierunku wody niemal pewna, że plastikowa oprawka uchroni gips od możliwego uszkodzenia... Bądź go zastąpi, jeśli będzie taka potrzeba. Nazbyt pewnym krokiem zrobiła kilka kroków... I na tym jej przygoda się skończyła, gdyż noga Audrey poślizgnęła się na mokrym piasku sprawiając, że ta straciła równowagę... Lądując w wodzie jak długa.

Rusty Overgaard
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
przepraszam za zwłokę </3

- Taka przemyślana, ale nie myśl sobie, że tak często muszę jej używać - zastrzegł z delikatnym uśmiechem, bo wcale często nie chodził na randki, tym bardziej nie takie w ciemno, a już w ogóle nie zabierał się za zagadywanie do przypadkowych kobiet gdzieś po drodze, co musiał ostatnio uświadamiać Bastianowi. Miał wrażenie, że ten etap jego życia, gdzie próbował swoich sił w zainteresowaniu sobą jakiejś dziewczyny za pomocą wymyślonego, teoretycznie kreatywnego zdania dla przykucia uwagi, minął już dawno, gdzieś w okolicach studiów, bo wyszalał się, gdy z kolegami próbowali swoich sił w okolicznych barach, nie raz i nie dwa wychodząc na kompletnych idiotów, ale jeśli tylko któryś wzbudził sobą na tyle zainteresowania (albo współczucia), żeby dostać numer, albo mieć szansę zaproponować drinka, trzeba było się mieć na baczności, wykorzystywać tajemne sygnały, bo może akurat trzeba będzie kolegę ratować z opresji. - Myślę, że jakbyś powiedziała mi o zmutowanych pająkach, albo ataku kosmitów, to chyba zrozumiałbym aluzję - powiedział w zastanowieniu. Gdyby tylko mówiła to z pełną powagą na twarzy, sprawdziłby najpierw czy nie ma gorączki, a potem próbowałby sobie przypomnieć, czy przypadkiem nie usłyszał od Odette czegoś, co mogłoby wskazywać na to, że powinien zwrócić uwagę na ewentualne bajdurzenie dziewczyny.
- Wiesz co? Myślałem raczej o czymś takim, żeby już nikt nigdy nie próbował wmówić nam, że wiesz, musimy - mruknął w zamyśleniu, bo gdyby wpadł na coś, co znajomym i rodzinie zamknie usta raz na zawsze, to nie musiałby się męczyć. Nie, żeby akurat spotkanie z Audrey było w jakikolwiek sposób męczące, ale na jej miejscu przecież mogła się pojawić jakakolwiek inna niewiasta, wobec której musiałby stosować sztuczki, żeby tylko szybciej uciec w stronę swojego samochodu i do domu. - Mój kumpel ostatnio coś wymyślił - uśmiechnął się pod nosem, bo Bastian w swoim podejściu do życia był tak skrajnie różny od Rusty'ego, że jego pomysł był dla Overgaarda po prostu zabawnie nierealny. - Udawana narzeczona, żeby utrzec rodzicom nosa. Chociaż to akurat dosyć kosztowny projekt, więc nie wiem czy bym na to poszedł - tak mu się przynajmniej wydawało, że wypłacenie pensji dla kogoś, kto przez dłuższy czas miał odgrywać rolę narzeczonej musiało się wiązać z poniesieniem poważnych kosztów, na które na przykład jego stać by raczej nie było, pomimo tego, że zarabiał całkiem nieźle.
- Ale możesz to zamoczyć? - kiedy puściła jego dłoń, myślał, że to dlatego, że chciała złapać się za ramię lub łokieć, ale skoro stawiała na samodzielność, to kim był, żeby jej zabronić? - Ach, czyli opalanie i piknik są naszą alternatywą po moczeniu? - nie ma problemu! Zaczął rozpinać guziki luźnej koszuli, powoli powiewającej na wietrze i kiedy odwrócił się, żeby odłożyć ją na kocu, usłyszał odgłos, cóż, którego mógł się spodziewać. - AUDREY! - wykrzyknął, w kilku susach dopadając do dziewczyny i jej głowę chociaż łapiąc, podnosząc do góry, żeby nie najadła się za dużo piasku, skoro przygotowała lepsze jedzenie. - Ej, wszystko okej? Czy ja mam od babci potem wysłuchiwać, że miał być ślub, a nie pogrzeb? - zażartował, bo woda była na tyle płytka, że Clark raczej nie zrobila sobie nic poważnego.

Audrey Bree Clark
przyjazna koala
nata#9784
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
- Bo często dobrze trafiasz czy nie często wybierasz się na randki? - Spytała, chcąc doprecyzować przekazaną jej wiadomość... Chociaż w głębi chyba nastawiona była, ze usłyszy tę drugą odpowiedź - Rusty, mimo swojej urody, nie wydawał jej się typem stereotypowego podrywacza, skaczącego z randki na randkę. I to założenie w pewien sposób uspokajało pannę Clark, nie mającej zbyt wielkiego doświadczenia w randkowaniu. Ot, w większości wypadków zwyczajnie była hasając wesoło gdzieś po obwodach postrzegania, gdy ktoś stwierdzał, że zauroczyła go swoją osobą. I zapewne miało to sporo do czynienia z faktem, iż Audrey Bree Clark była osobą wierzącą w przeznaczenie, nie raz ubierając go w szaty impulsów spontaniczności, którym zawsze się poddawała.
- Albo uznałbyś mnie za wariatkę. - Dodała, śmiejąc się pod nosem, gdyż jej możliwe wymówki z pewnością wzbudziłyby jakąś konsternację. Na szczęście dzisiejszego dnia nie musiała się do nich uciekać, mile zaskoczona widokiem znajomej buzi pośród piasków tej plaży.
- Zawsze możesz spróbować z nimi porozmawiać, aby więcej nie poruszali tego tematu... - Zaproponowała, chociaż miała wrażenie, że to może wiele nie zmienić. W jej przypadku przynajmniej niewiele uległo zmianie. - Wydaje mi się jednak, że dalej mogą się martwić... Wiesz, koniec końców, zwyczajnie chcą dla nas dobrze. -Dodała jeszcze odrobinę poważniej, posyłając w kierunku mężczyzny ciepły uśmiech. Zaciekawienie błysnęło w brązowych tęczówkach, gdy ten wspomniał o jakimś pomyśle jednego ze znajomych, to też panna Clark z uwagą wsłuchiwała się w jego słowa, by pod koniec wykrzywić usta w podkówkę, zdradzając dezaprobatę wobec danego pomysłu. - Ale tak na kilka dni czy raczej kilka miesięcy? Bo o ile kilka dni byłabym w stanie zrozumieć, tak dłuższa forma tego planu wydaje mi się okrutna wobec rodziców... No i ja obawiałabym się, że druga osoba może coś faktycznie poczuć i pęknie jej serce jak układ się skończy. - Wyznała, wzruszając delikatnie ramieniem. Wbrew pozorom wiele osób nie posiadało serca z kamienia, a długotrwały związek (nawet ten udawany) mógł wywołać uczucia, których odrzucenie wiązałoby się z bólem drugiej osoby... Sama z resztą obawiałaby się, że mogłaby być tą cierpiącą stroną, choć tego już nie przyznała na głos.
- No, chyba tak... -Stwierdziła dziarsko na pytanie, dotyczące moczenia gipsu. Niby jego nie mogła moczyć, ale plastikowa osłonka sprawiała, że Audrey czuła się w tej materii pewnie. Bo nawet jeśli gips trochę namięknie, to przecież wróci do swojej formy, czyż nie? Z pewnością! - Zawsze możemy zaszaleć i zbudować zamek z piasku. - Dodała z rozbawieniem, samej zapewne nie mając nic przeciwko podobnej rozrywce, choć wizja relaksu w promieniach słońca wydawała jej się wystarczająco kuszącą sama w sobie. I już była pewna, że uda jej się bezpiecznie wejść do wody, szybko jednak grawitacja uderzyła ją ze znaną już siłą.
- Zawsze możesz jej powiedzieć, że chociaż kwiaty się nie zmarnują. - Odpowiedziała żartem na żart, posyłając mu rozbawione spojrzenie. Ostrożnie uniosła się przekręciła się, aby usiąść na mokrym piasku. - Jest okej, po prostu ostatnio mam trochę na pieńku z grawitacją. Powinieneś zobaczyć mnie pod prysznicem... - Rozbawienie pojawiło się w jej głosie, a panna Clark nawet nie zdawała sobie sprawy z możliwej dwuznaczności jej słów. Woda przyjemnie moczyła skórę, wywołując uśmiech w jaki układały się pełne wargi. - Pomożesz? - Pytanie zdawało jej się być niemal retorycznym, gdyż była niemal pewna, że Rusty pomoże jej stanać na nogi... A raczej nodze, to też wyciągnęła swoje dłonie w jego stronę. A jeśli ten spróbował jej pomóc, panna Clark zapewne pociągnęła go delikatnie w swoją stronę, by ten dołączył do niej na brzegu morza. Ruch ten jednak był na tyle ostrożny, aby Rusty przypadkiem się nie uszkodził.

Rusty Overgaard
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Raczej rzadko na nie chodzę, wyszalałem się na studiach - zaśmiał się pod nosem, bo ostatnio często wspominał swoje barowe wypady z kumplami na piwo. Nigdy nie był typem podrywacza, tutaj Audrey miała rację, ale zanim związał się z Regan na dłuższy czas, miał też na koncie kilka krótszych związków. Miał też kilka spotkań, które nie zakończyly się, a nawet nie zaczęły tak, jakby tego chciał, a jednak cieszył się, że dzisiaj jego randką w ciemno okazała się być Clark. Nie miał wcale ochoty na nie wiadomo co, na nic się nie nastawiał, bo chociaż on sam był osobą parowaną, miał wrażenie, że ludzie, którzy nie potrafią sobie znaleźć drugiej połówki i są trochę zdesperowani, na ogół godzą się na tego typu spotkania.
- Widzisz, to jest właśnie ten problem z troską. Czasem niektórzy przesadzają, albo nie są w stanie przyjąć do wiadomości, że po prostu jej nie chcemy - wzruszył ramionami, bo nie do końca potrafił się złościć, że został wmanewrowany w randkę w ciemno, kiedy wiedział, że to tylko oznaka martwienia się. - Ale nie wydaje mi się, żeby rozmowa pomogła w zaprzestaniu - oboje byli w tej sytuacji i oboje wiedzieli, że nie do końca tak to działa. Niestety, w końcu czasem chciałoby się mieć zwyczajnie święty spokój, a wychodziło zupełnie na odwrót.
- Dla mnie cała ta sytuacja z udawaną partnerką brzmi po prostu jak żart - nie chciał specjalnie zagłębiać się w pobudki Bastiana, a jednak kiedy kumpel mu o tym opowiadał, nie miał innego wyboru. - Myślę, a nawet mam nadzieję, że nie dojdzie do skutku - znalezienie kobiety, która chciałaby się zgodzić na taki układ nie mogło być zwykłym banałem i skoro chłopak nie do końca wiedział jak się za to zabrać, to może i nie będzie miał możliwości przetestowania swoich zdolności. - Samej wybranki chyba nie jest mi tak bardzo szkoda, wiesz, transakcja wiązana, wszystko przedstawione na tacy - pieniądze za udawanie, zwykła gra aktorska, ryzyko wiadome od samego początku. - Ale z rodzicami już jest inna sytuacja, w życiu bym się na coś takiego nie zdecydował - nie mógł jednak być moralizatorem Hendrixa i wolał się po prostu we wszystko nie wtrącać, jednocześnie uważając, że nie będzie to dla niego takie łatwe, co niejako rozwiąże problem.
- Powinienem zobaczyć cię pod prysznicem? - powtórzył rozbawiony, pewien, że nie powiedziała tego celowo, bo tak jak on nie sprawiał wrażenia kobieciarza, tak ona nie wyglądała na kogoś, kto celowo rzuca dwuznacznościami. Nigdy tak naprawdę nie zrobił sobie krzywdy na poważnie (nie, żeby żałował), więc ciężko mu sie było odnieść do sytuacji Audrey, a kiedy tylko, rzecz jasna, próbował pomóc się jej podnieść, został pociągnięty na piasek. - W tej pozycji grawitacja jest dla ciebie łaskawsza, huh? - zapytał, powoli siadając obok. - Wyobrażasz sobie mieszkanie gdzieś w Norwegii, albo na Islandii, czy Alasce? - zapytał, czując jak przyjemnie ciepła woda obmywa jego skórę. Myśl o zimie, chociaż miał okazję wyjechać i jej doświadczyć, była dla niego dalej niezwykle abstrakcyjna, trochę jakby doświadczenie z sennych marzeń, albo jakiejś bajki, kiedy tak naprawdę do siedzenie na plaży było bajkowe.

Audrey Bree Clark
przyjazna koala
nata#9784
ODPOWIEDZ