lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
żywioły Niech jedno z was uda się do tematu "rzut kością" i wykona losowanie 1d40. W zależności od wyniku:
1-10 = woda
11 - 20 = ogień
21 - 30 = powietrze
31 - 40 = ziemia
napiszcie (oboje) w jednym poście w dowolny sposób o wylosowanym żywiole - możecie wspomnieć o nim dosłownie, metaforycznie, poetycko, żartobliwie - jak tylko chcecie! Słowo/odniesienie należy podkreślić.

Ilość wylosowanych kart: 6
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 6
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Ojciec go za to nienawidził. Zachowujesz się jak ciota, krzyczał, kiedy Rome się kulił, kiedy w powidoku uniesionej pięści cofał się o krok, albo po prostu po pierwszym z serii ciosów uciekał do pokoju, zastawiał klamkę krzesłem i (kiedy wrzaski popychały drzwi do przodu, a krzesło z trudem walczyło z siłą ojcowego ciała) wyskakiwał wreszcie przez okno, uciekając byle gdzie (chociaż przeważnie biegł wtedy do Lainie). Czasem próbował — stać, po męsku, zadzierać wysoko głowę. Kiedy go bito, wyzywano; kiedy rodzice przektałcali się w potwory bez serca, a w sąsiednich domach udawano, że słyszane krzyki pochodzą z głośno włączonego telewizora. Wytrwałość dumy nie współgrała jednak z odruchami dręczonego ciała; Rome się zapierał, a mimo to kulił; nie bał się ich, a jednak okrywał ramionami, by żaden z ciosów nie rozbił się na jego twarzy.
Wydawało się mu, że wystarczy wyjechać.
Ale był wtedy tak samo sobą, jak i teraz; nic nie uległo zmianie.
Och, Tillius, naprawdę myślisz, że to ma jakiekolwiek znaczenie? To tylko cyfry, odmierzające niepotrzebnie czas; dokładnie te same rzeczy można robić kiedy ma się dwadzieścia i czterdzieści lat — westchnąwszy oddalił się od niego o kilka kroków; łódź była niewielka, Charles nucił pod nosem piosenkę utrzymującą się na liście hitów od dwóch tygodni, a skrzeczące mewy latały coraz bliżej łodzi, ciekawe, czy odnajdą na niej jakieś ryby. — I nie masz wyrzutów sumienia? Powiedziałeś, że nie miałeś — to znaczy, że teraz jest lepiej, czy że w ogóle nie utrzymujecie kontaktu? — pytał z powodu własnych rozterek; n i e c h c i a ł dowiadywać się, czy rodzice się zmienili, w jaki sposób żyją, czy udało się im dostrzec, jak traktowali jedyne dziecko, ale jednocześnie pragnął wiedzieć, że są zdrowi, że sobie radzą. Chciał im wybaczyć. Chciał mieć prawo do dzwonienia do nich choćby raz do roku. — Wiem. Wiem, że nie chciałeś — odparł posępnie, uciekając zawstydzonym spojrzeniem na bok; och, gdyby tylko wiedział, jak kontrolować reakcje ciała! — Przepraszam — uśmiechnął się lekko, a chociaż mówił szczerze (nie chciał, by Tillius cokolwiek sobie zarzucał), wiedział, że ciągłość przeprosin jest kolejną wyuczoną naleciałością: musiał w domu przepraszać za wszystko, za śmierć Bluey, rozbite wazony, uszkodzone krzesła, nieopłacane rachunki, strach, odwagę, podbite oko, złamaną rękę, niewyniesione śmieci, każdą formę buntu.

Zarumienił się, zawstydził, unosząc pospiesznie wzrok na mężczyznę i równie szybko go cofając. Zaśmiał się jednak, uznając, że to nic złego, bo Tillius ma żonę, a on będzie mieć wkrótce Boga; i tak nigdy nie miało między ich dwójką dojść do niczego ponad żartobliwy flirt. — Będziemy musieli uciec z miasta, nikt tego nie zrozumie — zaśmiał się melodyjnie, choć serce gnało tak prędko, że jego dudnienie czuł we własnych uszach. Na szczęście o tym Tillius nie mógł wiedzieć. Powietrze przeciął dźwięk pracującego silnika łodzi; Rome obejrzał się i zobaczył, że Charlie najpierw macha im na pożegnanie, a potem ostentacyjnie stuka palcem w tkwiący na nadgarstku zegarek. Za pięć godzin mieli być gotowi do powrotu.
Beze mnie? To ty się teraz nimi zajmujesz — posłał mu jeszcze jeden ciepły uśmiech, a potem, z parą materiałowych, ciężkich rękawic, usadowionych na dłoniach, zaczął ostrożnie zbierać rozrzucone śmieci i wrzucać je do worka; za każdym razem sprawdzał, czy pośród nich nie leżą inne jajka bądź młode żółwie. — Mógłbym, w każdym razie, robić więcej. Pomagać b a r d z i e j — mruknął, kiedy stał już odwrócony, kiedy pomyślał: może mu powiem — o kościele, seminariach, służbie. Przecież nie powinien trzymać tego w tajemnicy.
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
w szklanej kuli Temat: ocean/morze.
Niech jedno z was uda się do tematu "czego teraz słuchasz", a drugie do "co teraz oglądasz"; wstawcie odpowiednie tytuły produkcji, które nawiązują w widoczny sposób do oceanu lub morza.
Tytuły zamieszczane w tematach w ramach zadania nie mogą się powtarzać!

Ilość wylosowanych kart: 7
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 7
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Uśmiech kolorujący się w delikatnym drżeniu kącików karneolowych ust i w jaśniejącej złotą poświatą promieni słonecznych fizjonomii potwierdzał tylko tilliusową wyrozumiałość — nie zwykł nieustępliwie sprzeciwiać się cudzym spostrzeżeniom, choć w tym przypadku jedno z nich tyczyło się jego błędnie zrozumianej osoby. — Pewnie nienawidzisz tego słyszeć, ale powiedz mi to jeszcze raz, kiedy też przekroczysz już czterdziestkę — w słowach potraktowanych życzliwością skrywało się przede wszystkim rozbawienie. Pragnął wierzyć w romulusową wizję odartego z ograniczeń wiekowych świata, ale przecież nie mógł — istniały niezapisane zasady dla dzielących ich dekad i Wellington nie uważał, by te mogły być sobie na tyle bliskie, na jakie mężczyzna usiłował je przedstawić.
Ostatni raz widziałem ich na ślubie; ta decyzja nie należy tylko do mnie, Rome. Zawsze było nam nie po drodze, nie wszystkie rodziny muszą być zżyte i niezbędne. Czasem z nimi rozmawiam, głównie z matką, ale oni mieszkają w Norwegii, mają sporo na głowie, a ja nie jestem ich jedynym dzieckiem. Nigdy też nie byłem ulubionym z nich — odrzekł z powagą naruszoną wzruszeniem ramion; tacy byli bowiem jego rodzice — godni jednego obojętnego ruchu drgających barków, krótkiej i częściowo treściwej adnotacji, nieszczególnego grymasu twarzy. Palcami prawej dłoni zaczesał mierzwione delikatnym wiatrem (namnożonym nie tyle przez ruch powietrza, co prędkość łodzi), włosy, tym bardziej piaskowo jasne i złote, im więcej plątało się w nich namiastek nieosłoniętego chmurami słońca.
Nie, ty nie musisz — sprzeciwił się później, ty nie musisz przepraszać, choć żadne z nich nie było ku temu przymuszane; jedynymi winnymi romulusowych gwałtownych odruchów byli przecież jego rodzice — od których to jednak zapewne nigdy nie miał doczekać się przeprosin, a więc teraz czynili je sobie wzajemnie, w osobliwym zakłopotaniu i wierze, że zdołają cokolwiek zmienić.


Możemy zaginąć; wiesz, jak ci którzy rozsławili tę wyspę. Zawsze chciałem zamieszkać w Nowej Zelandii, moglibyśmy prowadzić tam hodowlę owiec i apteryxów — odwzajemnił uśmiech, choć nie okrasił go dodatkowymi melodiami rozbawienia; nie pytał ani czego chciałby od ucieczki Romulus, ani czy zobaczyłby siebie pośród tilliusowej wizji — przecież nie planowali na poważnie. Tej wspólnej, dedykowanej zakochanym ucieczki.
Odmachał jeszcze oddalającemu się w hukach kutrowego silnika mężczyźnie; potem oddzielał poszarpane i wysuszone skorupy wyklutych jaj od tych układających się jeszcze w kształtny owal, jednocześnie przysłuchując się każdemu ze słów, które wypowiadał do niego Romulus. — Bez ciebie by mnie tu przecież nie było — sprzeciwił się bez typowej dla takowych buntów siły nieustępliwego głosu, wiedząc, że mogliby tak wykłócać się aż do zapadnięcia zmroku. Aż w końcu pokręcił opieszale głową. — Znasz te wszystkie opowieści o osobach, które nigdy nie były usatysfakcjonowane wielkością swojej pomocy i skończyły bardzo, bardzo tragicznie, hm? — znów odwrócił się ku niemu w poszukiwaniu prostej linii łączących się spojrzeń. Wstał następnie, dociskając uprzednio kolana do drobnego, pozostawiającego chwilowe blizny piasku i objął zamyślonym spojrzeniem niebo. — W marcu zdarzają się trzy takie dni, kiedy przed najgorszymi wichurami na moment robi się tak spokojnie, jak teraz. Mam nadzieję, że to nie jeden z nich — wypowiedział jeden z sekretów posiadanych tylko przez osoby od nadzwyczaj długiego czasu zasilające grono mieszkańców konkretnego miejsca, a później przetarł wierzchem nadgarstka czoło. Robiło się coraz cieplej. Tillius sięgnął więc do swojego plecaka, wyłowił z niego fiołkową czapkę z daszkiem i butelkę wody, a później wsunął w jego materiałowe zakamarki koszulkę, chwilę wcześniej zsuniętą z rozgrzewającego się ciała. — Z drugiej strony teraz nic nie jest takie, jak kiedyś; blaknąca rafa koralowa najdotkliwiej to potwierdza. Chcesz? — ów ponure przemyślenie przerwał wyciągnięciem ku Romulusowi butelki lekko już zaparowanej od upału wody. — W jaki sposób chcesz pomóc bardziej? — spytał dodatkowo, powracając do wcześniej zagubionego tematu.
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
walka Niech każde z was napisze posta, w którym wasze postacie w dowolny sposób ochraniają żółwia lub żółwie jaja.

Ilość wylosowanych kart: 8
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 8
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Impuls pochodził z tego samego pragnienia, które odczuł po raz pierwszy siedem lat temu, a które spłynęło wzdłuż jego ciała kilka dni temu, podczas pierwszego — ponownego — spotkania pod obłokiem łazienkowej pary. Impuls wzbudzający w nim złość, a także gorączkową potrzebę wyłożenia mu, w jak niewielki sposób się od siebie różnią. Ale czy mogłoby to cokolwiek zmienić? Czy mogło przyczynić się do czegokolwiek dobrego? Impulsy należało zduszać, sprzeciwiać się im, a więc Rome nie wykrzyczał: jesteśmy tacy sami, Tillius, na Boga, jesteśmy dokładnie tacy s a m i, tylko wzruszył lekko ramionami i uśmiechnął się gorzko. — Zapytaj mnie za kilkanaście lat; odpowiem ci to samo — uniósł się dumą; nie chciał być traktowany w sposób lekceważący dojrzałość swojej codzienności; nie chciał być stawiany na równi ani z Lainie, ani z kimkolwiek, kto wybrał beztroskę życia. — Chodzi o coś więcej, niż wiek. Jeżeli sądzisz, że nie jesteś już młody, to pewnie dlatego, że jesteś nieszczęśliwy — powiedział obojętnie, jakby: przypuszczał, a potem spojrzał na niego przepraszająco — bo może nie mógł, może nie powinien skradać się wokół tak śmiałych konkluzji. Udał, że to przypadek — powiedzieć coś takiego, ale przecież nie było to prawdą.
Chodziło o impuls.
Przykro mi — ośmielił się stwierdzić, nawet mimo tego tilliusowego zapewnienia, że tak bywa, że nie każda rodzina musi być szczęśliwa. W pogoni za ciepłem, którego nie otrzymał, uparcie wierzył w powinności każdej relacji łączącej rodziców z dziećmi; dlatego tak naiwnie łudził się i czekał na dzień, w którym w końcu mieli go dostrzec. Przeprosić. Ubiegać się o wybaczenie.


Zaśmiał się enigmatycznie, nieobecnie, zastanawiając się, czy mógłby — uciec, dzisiaj bądź jutro, jeśli Tillius wypowiedziałby te słowa w powadze i pełni siły nadanej obietnicy. Pewnie tak — chociaż dopiero zaczynali się przyjaźnić, nie mogąc mieć pewności, że w ucieczce odnaleźliby upragnione wytchnienie. Uciekłby więc i przed stażem, i przed poświęceniem swojego życia kościołowi, być może nie żałując tego w obliczu żadnej z upływających sekund. — Nie musisz mnie namawiać — odparł w końcu łagodnie, serdecznie, tłamsząc możliwy entuzjazm. Bo tylko żartowali, bo nigdy nie mieli zrealizować tego czy innego planu.
Znam biblijne opowieści o konieczności życia w pokorze, którą nagradzało boże miłosierdzie — odpowiedział, przenosząc spojrzenie z odpływającej łodzi na Tilliusa, po czym się zaśmiał. — Ale masz rację, wszyscy ci ludzie kończyli tragicznie; ciężko jest to usprawiedliwiać jakimkolwiek aktem miłości — schylając się wydobył z gąszczy kilka kawałków rozbitych, szklanych butelek. — Po prostu chciałbym wiedzieć, że zrobiłem wszystko. Że nie zmarnowałem życia; teraz potrafię naprawdę niewiele — przysiadłszy na konarze, powędrował znowu spojrzeniem najpierw na Tilliusa, a potem wraz z nim na niebo. Nie potrafił jednak zmartwić się możliwą kapryśnością przyrody; nie, kiedy zyskał kolejną szansę na wdarcie się do tilliusowych sekretów. — Lainie mówiła, że cię nie będzie. Kiedy jeszcze się zastanawialiśmy, szukaliśmy ofert pracy w Lorne Bay; a skoro nie tutaj, to gdzie dotąd mieszkałeś? — to była sztywna zasada: nie pytać o Tilliusa. Rome tak skutecznie uciekał ze wszystkich rozmów, w których Lainie wspominała o ojcu, że przez moment wierzyła, że Romulus go nie lubi; przekonywał ją potem, że kryją się w tym inne powody — bał się, że mogłaby o tej urojonej niechęci donieść Tilliusowi.
Pokręcił głową, odwrócił się, powrócił do pracy. Nie potrzebował wody; musiał pozbyć się z głowy obrazu Tilliusa ściągającego koszulkę. — Zamierzam wstąpić do seminarium duchowego — odparł zbyt prędko, nieprzemyślanie, odnajdując w tym ucieczkę. Musiał przypomnieć sobie o postanowieniach, o szansie na odnalezienie szczęścia w życiu; przecież właśnie dlatego zamierzał zmienić struktury swojego życia. Żeby być szczęśliwym. — Och, tu jest… — powiedział, zanim Tillius zdążył zareagować; sięgnął pod ułamaną korę i podniósł, ostrożnie, niewielkiego rannego żółwia. — Będziemy musieli zabrać go do sanktuarium; nie wiem, czy ma szansę przeżyć .

lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
serce Niech każde z was wykona rzut kością 1d10. Osoba z wyższym wynikiem wygrywa - nie musi wykonać żadnego zadania. Osoba z niższym wynikiem musi w jednym poście zrobić i powiedzieć coś miłego.
(W przypadku remisu należy wykonać kolejny rzut kością).

Ilość wylosowanych kart: 9
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 9
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Myśleć o tym, sporadycznie i w chwilach powtarzających się czynności, stąpania z prawej nogi na lewą podczas dłużących się kolejek w supermarkecie, wieczornego wynoszenia posegregowanych śmieci, czy kolejnego cierpkiego nieporozumienia; nie dość istotnego, by rozpocząć płomienną scysję, ale na tyle gorzkiego, by pozostawić po sobie uczucie płaczliwej i mdlącej bezsilności, było inaczej, niż kiedy atakowano nim bez ostrzeżenia, wytykano jak niedający ukryć się mankament: jesteś nieszczęśliwy, zarzucił mu z drażniącym przekonaniem, jakby zdołał przejrzeć go na wskroś po zaledwie kilkuminutowej rozmowie, a może obserwował go nieustannie wewnątrz rzekomo bezpiecznego, tylko umownie obdartego z krytyki domu, czynił swoje obserwacje i spisywał je w myślach punkt po punkcie. — Myślę, Romulusie, że to nazbyt zuchwałe spostrzeżenie. Szczęśliwym nie bywa się cały czas, to nie jest stała, o którą można być spokojnym. W małżeństwach bywa różnie, to jest nieustanna praca, która czasem procentuje, czasem pozostawia cię jedynie z rozczarowaniem — podjął się nazbyt intymnego tematu, który nieoczekiwanie — całkiem niezgodnie z romulusowymi oskarżeniami, bo przecież: nie powiązał nieszczęścia Tilliusa z żadnym konkretnym aspektem jego czterdziestoletniego życia — sprowadził się jedynie do małżeństwa. Zauważył to dopiero po czasie; z narastającym zakłopotaniem i uporczywą potrzebą wytłumaczenia się. Mógłby przecież uciąć temat, mógłby już na początku wskazać: ty też nie jesteś szczęśliwy, Rome, widzę to, ale zamiast tego włączył się w dyskusję, która być może nie była już dyskusją między nim, a Romulusem, a między własnymi wątpliwościami. — Mam już dorosłą córkę, Rome, która zaraz założy swoją własną rodzinę. Mam małżeństwo z większym stażem, niż ty liczbą przeżytych lat. Mam wszelkie powody, by uważać, że cała ta moja pierwsza młodość już minęła — dodał tonem pełnym żelaznego przekonania; nie rozumiał, jak liczbę lat zbliżającą się wielkimi krokami do połowy w i e k u, cholera, tych okropnych pięćdziesięciu lat! można było nazwać m ł o d o ś c i ą. Pewne było tylko jedno: jeśli jakiś temat dotykał nerwy tak brutalnie, pękając strunę po strunie, oznaczało to tylko tyle, że ujawniał prawdę. Tillius był okrutnie nieszczęśliwy.


Zdumiała go znajomość wielu biblijnych faktów, zdumiała niewypowiedziana obietnica o możliwości przytoczenia ich wszystkich właśnie w tej krótkiej chwili, bez konieczności sięgnięcia w odległy kąt pamięci i sprawdzenia szczegółów w księgach bądź rozległości internetu. Nic jednak nie powiedział, nie zapytał o powód podejrzewanej pobożności, nie zaśmiał się też i nie dodał: w porządku, ojcze, pobłogosław, ani nie wzdrygnął się z grymasem niezadowolenia, typowym dla każdej osoby odchodzącej od znienawidzonej wiary. Nigdy nie był w końcu specjalnie religijny. — Nie jestem pewien, czy to poczucie w pewnym momencie ustaje, Rome. Im więcej lat mija, tym bardziej nic nie wiem — zaśmiał się, nie tyle z romulusowej naiwności, co ironii ukrytej w powrocie do tematu, który poróżnił ich ostatnim razem i który okazywał się teraz nieumiejętnie pochowany. Teraz nie był jednak skory do intensywnych sprzeczek, do silnych zaprzeczeń i potrzeby udowodnienia swojej racji. Zapalczywość ugasiła się w momencie, w którym zanurzyli kraniec ciał w słonym morzu — może wypadła mu wówczas z rąk i utonęła w wodnej otchłani. — Tak, ja… To była dość spontaniczna decyzja. Ten powrót. Mieszkałem w Bright, kojarzysz? To takie jakby górskie miasteczko, naprawdę piękne. Tam najlepiej mi się rzeźbiło — odrzekł nie do końca szczerze. Tam najlepiej było ukrywać się przed Nisidą, należałoby sprecyzować. A może: tam najlepiej było się na niej mścić, jeśli chciałoby się być bardziej złośliwym. Zaskoczyło go to pytanie, jego nieprzewidywalność, dokładność, jakby znajomość jego wszystkich słabych punktów; naturalnie krążących wokół tilliusowego małżeństwa.
Myślał o wyjęciu szklanej, oklejonej kolorowymi kształtami butelki z kremem przeciwsłonecznym w spray’u — norweska bladość skóry zawsze najszybciej łapała pąsowe poparzenia, zawsze miała pozostać nadwrażliwa na ciepło; myśl tę jednak wytrąciła mu romulusowa szczerość, zamierzam wstąpić do seminarium duchowego, pchnął go swoim wyznaniem, przekreślając wszelkie podejrzenia o łączącej go z Lainie długotrwałej, podejrzewanej miłości, a potem odebrał mu możliwość werbalnej reakcji, odnajdując żółwią ofiarę, do której doskoczył w kilku zwinnych krokach. — Wytrzyma do czasu powrotu łodzi? — spytał ze zmartwieniem nie tylko pozostawiającym na jego gładkim czole podłużne zgniecenia zmarszczek, ale plączącym się także w brzmieniu głosu. — Chyba najlepiej byłoby obmyć tę ranę, hm? — zasugerował, nachylając się nad obejmowanym kolorowym stworzeniem, proponując użyczenie butelkowanej, pochwyconej w prawej dłoni wody — z całą pewnością mniej zanieczyszczonej od nadbrzeżnej, pełnej piasku i glonów. Naturalnie mógł się też mylić: nie znał się ani na zwierzętach, ani na pierwszej pomocy. — I w czym będziemy go trzymać? Nie wziąłeś ze sobą raczej żadnego kartonu, co? — ostatnie pytanie zadał z niewielkim rozbawieniem; takim, na jakie było go stać w obecnych nieprzyjemnych okolicznościach. — Chcesz moją koszulkę? — zaproponował z ożywieniem, z nutą ekscytacji na myśl, że mógłby się przydać, że mógłby prawdziwie pomóc. Nie czekając na odpowiedź, od razu podbiegł do wygrzewającego się na piasku plecaka, wyławiając z niego wspomniany materiał. — Myślę, że to wspaniałe, Rome. To, że chcesz do nich dołączyć. Jeśli właśnie tam miałbyś się odnaleźć.

dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
diabeł Od momentu otrzymania tej karty, każde z was musi napisać minimum jeden post w toczonej grze w przeciągu 24h - inaczej wasz licznik żółwi zostanie wyzerowany.

Ilość wylosowanych kart: 10
Zebrane żółwie: 1 + 1 = 2 (za 10 postów)
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 10
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
student weterynarii — lorne bay wildlife sanctuary
25 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Ja byłem tylko jednym ze zdarzeń Twojego życia – i nigdy Ci nie biło serce z niepewności, czy mnie spotkasz. A mnie biło.
Przesunął wzrokiem po majaczącej w oddali wyspie, samotnie prażącej się w promieniach złocistego słońca. Żałował — może bardziej udzielonej chęci spędzenia z Tilliusem tego dnia, niż podjętego, śmiałego tematu; nie posiadał przecież praw, by roztrząsać wszystkie te kwestie, które nakreślały granice w ich znajomości. Nie spodziewał się poruszyć strun faktycznego nieszczęścia; kiedy przebywał w jego towarzystwie, zarażał się podobną beztroską wpisywaną w powłoki uśmiechów — dopiero ścisła obserwacja mogła wykazać, że coś jest nie tak, a cała ta radość przybiera formę ułudy. Ale nie drążył. Nie zastanawiał się, nawet jeśli Lainie wspominała czasem o problemach, z jakimi mierzą się jej rodzice; raz, po którejś z imprez zakrapianych alkoholem, kiedy jako jedyna trzeźwa osoba na całym kampusie stał się strażnikiem jej włosów w zakamarkach łazienki, powiedziała, że mogliby w końcu wziąć rozwód — ze względu na nią i samych siebie. Tillius i Nisida nie wyglądali jednak jak para gotowa na klęskę; dlatego też Rome zdziwił się i nie odpowiedział najpierw niczego, bo przecież w swoim założeniu wskazał nie na fakty, a własne tilliusowe słowa. — Pierwsza, w porządku. Chodziło mi raczej o to, żebyś nie określał swojego życia sztywnym upływem lat; jest w tym coś więcej, coś takiego… Myślę, że młodością są te wszystkie lata, kiedy słuchasz samego siebie, a nie żądań innych. Kiedy czujesz się wolny — wpatrywał się w wyspę, wsłuchiwał w spokojny szum morza i zastanawiał dlaczego, w takim razie, sam nie czuje tego wszystkiego.

Być może właśnie to powstrzymywało go przed podjęciem decyzji ostatecznej — niepewność wpisana w ramy każdej z możliwych dróg przyszłości. Tak bardzo bał się tego, co mógł w niej odnaleźć! Wiedzieć, że popełniał błędy, że zaślepiony pewnymi ideami nie dostrzegł tego jedynego wykroju życia, w którym miało być mu dobrze. — Więc dlaczego wróciłeś? — pytając nie dodał: byłeś tam samotny? bo może wcale nie chciał wiedzieć, nie był gotowy na poznanie tych wszystkich jego tajemnic, które jeszcze bardziej mogłyby go do niego przyciągnąć. Ostatecznie sam powrócił do miejsca, w którym był nieszczęśliwy; porzucił Perth i sąsiednie miasta, porzucił rozbudzającą się miłość do poznawanych szlaków ulic, pogody bardziej deszczowej i kojąco zimnej. I nie potrafiłby wyjaśnić dlaczego to zrobił.
Tak; tak, wydaje mi się, że damy radę o niego zawalczyć — wymamrotał wpatrzony w odnalezionego żółwia; trzymał go ostrożnie w dłoniach, dokonując wstępnej inspekcji: popękany, zakrwawiony pancerz był w stanie krytycznym — Romulus był pewien, że zdążyła się wkraść infekcja. — Jeśli to ten żółw, o którym wspominali turyści, dlaczego nie mogli po prostu przywieźć go do sanktuarium? — nie oczekiwał odpowiedzi; był po prostu zły. Wściekły w ten sam sposób, który na zawsze zapisał się w jego życie; wściekły tak jak wtedy, gdy zginął Blue. — Tak, masz rację — wyciągnął żółwia ku Tilliusowi — musiał go potrzymać, kiedy Rome ściągał pospiesznie materiałowe rękawice i zmieniał je na przyniesione ze sobą sterylne, lateksowe. — Nie; powiedzieli nam głównie o jajach, dopiero potem wspomnieli o żółwiu, ale nie byli pewni. Mogłem się bardziej przygotować — odparł rozgniewany, kiedy wspólnie obmywali ranę, a spod krwi wybijały obłoki faktycznych uszkodzeń. Było trochę lepiej, niż początkowo przypuszczał, ale może żółw miałby większe szanse, gdyby Rome zdołał przewidzieć rozwój sytuacji i zabrać ze sobą transporter. Po wcześniejszym skinieniu głową owinął, z bijącym wściekle sercem, ranne zwierzę w tilliusową koszulkę, a potem poprosił, by znowu go potrzymał — sam w tym czasie zaczął poszukiwać w plecaku leków przeciwbólowych i antybiotyku, które następnie począł aplikować. Zdążył zapomnieć o wcześniej poruszonej kwestii, dlatego ze zdziwieniem i niezrozumieniem spojrzał na Tilliusa. — Jesteś pierwszą osobą, której o tym powiedziałem — uśmiechnął się nieśmiało, starając nie skupiać na łączącej ich teraz bliskości. — Lainie będzie pewnie wściekła — dodał, jakby z przymusu; nie potrafił dostrzec, dlaczego wcześniej martwił się jej opinią.
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ AKCJI
premia Otrzymujecie jednego dodatkowego żółwia.

Ilość wylosowanych kart: 11
Zebrane żółwie: 2 + 1 = 3
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 11
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
rzeźbiarz — lorne bay
44 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
a wszystko co kochałem — kochałem w samotności
Nie potrafił przyzwyczaić się do romulusowej ciekawości; do nieskrępowanych, śmiałych i zaglądających w każdą prywatną nieścisłość pytań, a także do późniejszych natychmiastowych i jeszcze zuchwalszych wniosków. Jak na niechcianej, surowej i wnikliwej terapii, na której każdy grymas twarzy czy ruch dłoni spisany miał zostać krytycznie w odmętach niewielkiego kajeciku, formując się w ostateczną, niezbyt litościwą diagnozę. Uśmiechnął się. Wcześniej odbierał ów zainteresowanie za najwyższe zagrożenie, teraz jednak rozumiał, że Ballard po prostu taki był — niewinnie bezpośredni, nieświadomy skrępowania, w jakie mógł wprawiać kogoś w towarzystwie. — Tęskniłem za Nisidą — odrzekł spokojnie, nie musząc posługiwać się kłamstwem; rzeczywiście brakowało mu jej obecności. — W tamtym czasie wziąłem nasze nieporozumienie za niedorzeczność — dodał jakby wbrew sobie. W tamtym czasie — teraz zdawało się to ulec zmianie.
Dłoń o podłużnych, kościstych i bladych paliczkach wysunęła się do przodu, a później zadrżała, zataczając kształtne koło do początkowej pozycji. Chciał powiedzieć: niektórzy są tchórzami; boją się wziąć za coś odpowiedzialność, a potem wesprzeć go niewinnym i nic przecież nieznaczącym dotykiem swoich palców, delikatnie przywierających do romulusowego ramienia. A jednak nauczyła go wcześniejsza pomyłka; szarpnęła ręką i zadbała o to, by nie powielił dawnego błędu — musiał pilnować się przy Romulusie. — Teraz i tak do niczego się nam to nie przyda; ten gniew i ta informacja — zawyrokował ostrożnie, starając się ukierunkować skupienie nie na zobojętniałych turystach, a wyłącznie na pomocy cherlawemu, z trudem czerpiącego oddechy stworzeniu. Który to ostatecznie spoczął w tilliusowych objęciach, i mu na moment wydzierając z piersi powietrze — bał się, że może mężczyznę zawieść; tak jak bał się o to niezliczoną dawkę razy w obecności Nisidy, Lainie i kiedyś swoich rodziców, jak bał się prawdopodobnie każdego dnia, a strach ten odpowiadał za jego sztywną samokontrolę, za nadzwyczaj brutalną i okrutną motywację, której nieraz chciał się wyrzec, czy raczej: wydrzeć z siebie jak kurczące się, zaostrzone żebra, jak nadaną mu przy narodzinach chorobę, pewną niechętnie nabytą nieprawidłowość, z którą dłużej nie potrafił stawiać prostych kroków.
Dziękuję — odrzekł nieoczekiwanie, lekko nieobecnie; kiedy Rome wyznał, że tylko Tillius wie, nikt inny. — Lainie cię uwielbia, Rome. W końcu zrozumie — zapewnił z wkradającym się w głos zmartwieniem, opuszczając wzrok na romulusowe dłonie, poruszające się ze zwinnym pietyzmem przy obejmowanym żółwiu. — Wahasz się jeszcze, czy to już postanowione? — spytał, zastanawiając się, czy może — wyrazić swoją opinię. Aż w końcu wzbierający znad morza wiatr, lepki i słony, zwilżający włosy i zapowiadający w gorących muśnięciach skóry nadciągające pioruny przejął jego myśli. Chyba jednak zgadł; wichura rzeczywiście miała nadejść dzisiaj.

koniec; ciąg dalszy w innym temacie :oops:
dingo
silly tilly
O fatalna Pomyłko, córko Melancholii
ODPOWIEDZ