27 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Ma męża, ale kocha swojego przyjaciela. Chciałaby mieć swoje dziecko, ale na razie opiekuje się tymi nieswoimi. Chciałaby żyć pełnią życia, ale choruje na serce.
- Pewnie tak będzie. - rzuciła od niechcenia. Dostanie nową grupę, to oczywiste. Ale to było dla niej marne pociesznie. Przywiązała się do dzieciaków, ale Martin mógł tego nie rozumieć i to nie tak że miała mu to za złe. Wykonywali zupełnie inny rodzaj pracy i nie oczekiwała tego od niego. Z resztą jego słowa w niczym i tak nie pomogą, pojedzie na zakończenie roku i pożegnanie przedszkolaków i wyleje morze łez.
Czasem słowa przychodziły bardzo łatwo. Czasem ciężko było wykrzesać choć jedno. Wcześniej nie mieli z tym takiego problemu. Coś jednak się zmieniło, tylko oboje nie robili nic by wrócić do wcześniejszego życia. Słysząc jego słowa, cichutko westchnęła. Przez dłuższy czas nic nie mówiła, dotykała delikatnie jego łydki i patrzyła na wodę. - Nie wiem. - szepnęła w końcu, choć niewiele powiedziała. Nie wiedziała czy mogło być tak jak na początku. Mieli miliony tematów do rozmów, lubili spędzać ze sobą czas. Każdą wolną chwilę. A teraz ciągle się mijali. I nie mieli względem tego żadnych wyrzutów sumienia. - Chciałabym, ale to, ze ja tego chce jest mało wystarczające. - szepnęła i zabrała rękę, ale nie podniosła się od razu. - Może... może dziecko coś zmieni... może.. to ze zaczniemy spędzać znów ze sobą czas. - rzuciła i podniosła się z jego kolan, a potem posłała mu słaby uśmiech. - Wracajmy do domu. - poczekała, aż Martin wstanie, a potem podniosła tyłek z jego pomocą. Posprzątali wszystko i gdy ruszyli do samochodu, złapała delikatnie za jego palce, nie puszczając ich aż doszli do samochodu. A potem wrócili do domu i choć mieli temat do obgadania... to niewiele rozmawiali. Podziękowała za randkę, a potem poszła wziąć długą kąpiel - sama. Później również jedynie w swoim towarzystwie położyła się do łóżka. Nie czuła się najlepiej.

koniec
ambitny krab
nemesis
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
* 6 *
18+ | Post zawiera wulgaryzmy i treści nie dla osób wrażliwych
- Musisz przyjechać Ares.
- Nie mogę, jeszcze nie.
- Możesz.
To była krótka, trwająca niecałą minutę rozmowa dwóch braci. Marcello, starszy z nich przejął lata temu rodzinny interes, ukrywając się prze lata. Ares nie odwiedzał domu od ośmiu lat, czy na pewno mógł to zrobić? Bał się, że lecąc tam jako Ares Kennedy mogą zobaczyć go z bratem i jego twarz już nigdy nie będzie anonimowa. Z drugiej strony, Marcello miał niedługo brać ślub... jak to sobie wyobrażał? To miał być próbny przylot, wyrobienie alibi, zbadanie sytuacji. W razie pożaru musiałby rzucić wszystko w Lorne Bay i obrać znowu nowy kierunek, a bardzo tego nie chciał.
Dodatkowo był problem do rozwiązania.
Mężczyzna westchnął i spakował jedną walizkę turystyczną. Ubrał się tak, żeby nie wzbudzać podejrzeń, choć sam już jego ryj i tatuaże na całym ciele je wzbudzały. Tak, czy inaczej nie było czasu do stracenia. Złapał ten cholerny samolot i poleciał w końcu do ukochanego domu...
Brat przedstawił mu swoją narzeczoną, była piękna - oczywiście. Spotkanie rodzinne skończyło się dwoma dniami nieustannej imprezy i nadrabianiem zaległości. Obgadali też akcje, na którą Marcello ściągnął wszystkich najważniejszych ludzi. Musieli odjebać inną Rodzinę.
- Wchuj ryzykowne. Znowu się zacznie. Co ze ślubem? - Ares nieco się bał, ale szybo został uspokojony. Plan był jasny - teraz odjebali ojca i najstarszego syna, a po ślubie zarżną resztę. Akcja była cicha i sprawna, Angelo cieszył się jak dziecko mogąc znów uczestniczyć w Rodzinnych interesach. Załatwił przy okazji kilka innych spraw. Odwiedził zastępczych rodziców, oraz dokończył sprawy sprzed lat Ten wyjazd okazał się trafiony, z tego co mówił ich informator z policji włoskiej - bo Sycylijska była już pod pełnymi rządami Rodziny - nikt się o niczym nie dowiedział, a przyjazd członków został niezauważony.
Świetnie.
Angelo niechętnie wsiadał w samolot powrotny, ale sytuacja była na tyle niestabilna, że jeszcze nie mógł wrócić do ojczyzny na stałe. Z resztą, przez cały wyjazd myślał o niej - gówniarze, którą poznał trzy tygodnie temu przypadkiem na tatuażu. Z którą rozkwaszał ludzi w GTA i "kradł" łodzie. Nikomu o niej nie wspomniał, bo nie widział takiej potrzeby - chciał ją tylko zdobyć i chwilę się zabawić. Jednak.... polubił ją. Naprawdę ją polubił, a Angelo zbyt wielu ludzi spoza Rodziny nie darzył ciepłymi uczuciami.
Faktycznie pamiętał smak jej ust, a wysłane kwiaty na szybko w pijackiej kilkudniówce miały dość szczery przekaz. Zniknął, w bardzo słabym momencie, a kobiety nie lubiły znikających mężczyzn. Spalił temat?
Jak się okazało - nie. Uśmiechnął się do telefonu, wymieniając z dziewczyną kilka krótkich wiadomości.
A więc... randka? Miał ochotę zrobić coś szalonego, ale ostatecznie postawił na typowy kobiecy romantyzm. Na tyle, na ile ją znał i na tyle, ile zdążył się o niej dowiedzieć (oczywiście, że ją sprawdził swoimi sposobami), wiedział, że dziewczyna bardzo lubiła takie romantyzmy. Aktualnie był na etapie "podboju jej serca", więc wypadało zrobić coś uroczego żeby omamić ją do końca.
Podjechał po nią o umówionej godzinie. Czekał przed autem, a kiedy do niego podeszła, przywitał ja bardzo długim i tęsknym pocałunkiem. Trochę mu brakowało jej szaleństwa, roztargnienia i gadania.
I ust. Te usta były naprawdę smaczne. Całował ją bez opamiętania, a kiedy skończył dopiero się przywitał.
- Och Ciao bella, cały tydzień o tym myślałem. - W sumie to nie skłamał. - Mam coś dla ciebie. Przywiozłem z Sycylii, posiada kamień, który powinien cię chronić. - Mówiąc to zawiesił na nadgarstku dziewczyny bardzo sprawnie bransoletkę.
Otworzył jej drzwi do samochodu, którym już po chwili mknęli przed siebie.
- Popłyniemy gdzieś, ale spokojnie, dzisiaj w pełni legalnie. Łódkę wynająłem. - Zaśmiał się kiedy dojechali na jedną z plaż, przy której stały motorówki. Nie wziął swojego jachtu, bo jeszcze nie chciał się wsypać. Motorówka była mała, ale nowoczesna, Ares od razu chwycił za ster. Niedługo miało zajść słońce, więc musieli się spieszyć.
- Opowiesz mi wszystko jak już będziemy na miejscu! - Powstrzymywał ją za każdym razem, kiedy próbowała coś więcej powiedzieć, a on sam zbyt wiele też nie mówił, budując napięcie. Dopłynęli do destynacji dość szybko, a Ares pomógł wyjść dziewczynie z łodzi. Musieli pokonać krótką drogę na które, podczas której milczał jak grób, tylko prowadząc Gabi za rękę.
Co było na górze? Na górze jego ludzie przygotowali kocyk w miękkim miejscu, na którym leżały dwa pudełka pizzy, stały dwa wina, dwa kieliszki, świeże owoce obok i porozstawiane dookoła małe lampiony na świeczki na później - jak już się zrobi ciemno.
- Mam nadzieję, że dzięki temu wybaczysz mi moje zniknięcie? Zrobiłem twoją ulubiona pizze i przywiozłem z Włoch wino. Możemy na spokojnie w końcu nadrobić stracony czas. - Zatrzymał się z nią przed kocem, tym samym mieli stąd świetny widok (taki jak na zdjęciu tematu), idealnie na zachód słońca, który zbliżał się nieubłaganie.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
W porównaniu do życia Aresa, to należące do Gabi było wręcz sielankowe. Nie musiała się zamartwiać, że ktoś kropnie członka jej rodziny albo nią samą, nie musiała się przejmować zasadą: chcesz przeżyć i obronić rodzinę, to wykończ przeciwnika pierwszy, nawet nie będąc zaatakowanym. Przez ten cały czas ich rozłąki Gabi siedziała jak na szpilkach, zastanawiając się, co właściwie się wydarzyło. Pierwsze trzy dni były ciężkie, bo nie miała nawet żądnego znaku życia od tego człowieka, który tak bardzo zawrócił jej w główce. Wszystko stało się jasne po otrzymaniu cudownych piwonii i krótkiego liściku. Wtedy odżyła, znów mogła jeść, spać, jako tako skupić się na swoim życiu towarzyskim. Cały ten czas praktycznie spędziła z przyjaciółmi, mając gdzieś szlaban nałożony na nią przez matkę. Kobieta uziemiła ją do końca wakacji, odcięła jej w domu internet, zabrała kabel od konsoli. Trochę się pomyliła, bo na Gabi takie rzeczy już nie działały. Nie była już dzieckiem! Matka nie miała nad nią żadnej kontroli, tak jak i nad tym co robi. Zakaz spotykania się z Aresem wzmógł w niej chęć kosztowania tego zakazanego owocu. Rodzicielka osiągnęła zupełnie inny skutek aniżeli zamierzała.
Internet miała w telefonie, kabel od konsoli dało się załatwić za kilka dolarów, a to czy wychodziła z domu czy nie, to już inna kwestia. Przecież kobieta nie założy jej krat w oknach jak Dursley'owie w oknie Harry'ego, gdy Zgredek zrobił mu psikusa.
Żeby za dużo nie myśleć nasza mała buntowniczka rzuciła się w wir imprezowania, ale to pomagało tylko na chwilę, dopóki była w towarzystwie. Gdy zostawała sama, cały czas rozpamiętywała te pocałunki, to przytulanie, jego zapach i ciepło. Otulała się wspomnieniami i dosłownie się rozpływała. Odliczała dni do powrotu Aresa, każdy zakreślała krzyżykiem, aż wybił dzień ZERO, który okazał się dniem 1, bo nie mógł się z nią spotkać. 24 godziny wlokły jak zmęczone orką w polu woły. Wskazówki zegara w jej pokoju wydawały się przesuwać mozolnie, a każde tik-tak brzmiało jak: tiiiiiiiiik-taaaaak. Wierciła się, nie mogła znaleźć miejsca, w głowie układała milion różnych scenariuszy, jak może potoczyć się ta randka, gdzie ją zabierze, co będą robić, prócz oczywiście długich pocałunków, które sprawią, że usta obojga będą błagać o przerwę. Nie miała pojęcia, jak powinna się ubrać! Jej pokój wyglądał jakby przeszło w nim tornado, milion ubrań i nic jej nie pasowało. Chciała wyglądać jak milion dolarów, ale miało być wygodnie. W końcu za radą przyjaciółki coś wybrała. Było wygodnie i ładnie.
Potem kilkugodzinne przygotowania przed lustrem. Dziesiątki fryzur, kilka różnych makijaży, aż wreszcie olała sprawę i zostawiła włosy rozpuszczone, a makijażu praktycznie na twarzy nie miała. Nic prócz tuszu do rzęs, kreski na powiece i pomadki w kolorze brudnego różu.
Oszalała, ale jak tylko zobaczyła, że podjechał samochodem, nie zwracała uwagi na protesty matki tylko wyleciała z domu jak na skrzydłach. Wpadła w ramiona mężczyzny, wspięła się na palce i nie zastanawiając się ani chwili podała się temu pocałunkowi, który zapierał dech w piersi. Nikt, nigdy jej w taki sposób nie całował. Ares pachniał i smakował cygarem, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, to było takie "jego".
Oczy jej lśniły, policzki pięknie się pąsowiały. Patrzyła na Aresa jak na ósmy cud świata i takim go też widziała. Zero wad, zero przywar — chodząca perfekcja. Walić jego hajs, chatę, samochód!
- Pewnie nie tylko o tym...- powiedziała dość nieśmiało i lekko się uśmiechnęła, jakby niepewna czy wypada jej o tym mówić.
- Prezent... Znowu? Dziękuję, ale...
Ale co? Ale nie mogę tego przyjąć? Ale to pewnie za drogie? Zamknij się Gabs i bierz, co dają! Już nic nie mogła powiedzieć, bo na jej szczupłym nadgarstku wylądowała bransoletka idealnie pasująca do błękitu jej oczu.
Wszystkiemu okna przyglądała się jej matka, wściekła, czerwona na twarzy, z ustami ściągniętymi w cienką linię. Gabi czując zew buntu, nim wsiadła do auta, pomachała mamusi uprzejmie na do widzenia.
- Jest piękna, co to za kamienie?- zapytała gdy zapinała pas. Chciała gadać całą drogę, ale za każdym razem ją uciszał, a ona jak się denerwowała, dużo mówiła, jeszcze więcej i jeszcze szybciej niż zawsze.
Co zabawne, chciała mu opowiedzieć, jaką to piękną pamiątkę, bo ich przygodzie na łódce... Walnęła się wtedy w biodro, a teraz na nim widniał piękny, fioletowy siniak.
Ekscytacja w niej narastała z każdą chwilą, a sięgnęła zenitu jak wsiedli do motorówki. Nie mogła się powstrzymać...
- Gdzie ty się nauczyłeś obsługiwać motorówki i jachty?- zapytała, starając się przekrzyczeć silnik łodzi.
Chyba powinna była jednak ubrać spodnie... Spódniczka to był bardzo zły pomysł! Na całe szczęście nie miała na stopach szpilek, tylko krótkie tenisówki, bo jeśli miałaby iść na miejsce na obcasach to Ares musiałby ją nieść.
- Gdzie idziemy? Gdzie mnie prowadzisz? Co będziemy robić? Czemu nic nie mówisz? Wywiozłeś mnie tu, żeby mnie zabić i zakopać zwłoki w ładnym miejscu?- grali w 20 pytań, czy co... Ta Gabi była niemożliwa, miała przy sobie przystojnego faceta, który się wysilił, zorganizował coś niesamowitego, a ona go dręczyła.
Wszystkie odpowiedzi na jej pytania zostały udzielone, jak tylko doszli na miejsce, Gabs miała kiepską kondycję i lekko dyszała... Dobra, dyszała jak pociąg parowy i ledwo żyła, ale widok wynagrodził wszystko.
Kocyk, jedzenie, piękny widok, on obok... No jaka laska z automatu nie miałaby dosłownie kisielu w majtkach? Sens jego słów gdzieś uciekł, bo nasza Gabi była w ciężkim szoku. Gapiła się na to wszystko oniemiała, a jej cienka skorupka, którą się otaczała dla własnego bezpieczeństwa, właśnie została rozbita na milion kawałków. Miał ją, całą, totalnie przepadła. Mogła umierać szczęśliwa, bo przeżyła już wszystko.
- Byłeś... we Włoszech?- zapytała z niedowierzaniem. Ścisnęła jego dłoń i zerknęła w stronę wody, ale tylko na chwilkę.
- Ares ty oszalałeś doszczętnie, tu jest niesamowicie i to... To wszystko dla mnie? Dla nas? Ale ja dla ciebie nie mam nic i teraz mi głupio, że się nie postarałam... - spojrzała mu w oczy i przywarła do jego ciała, całym swoim drobnym ciałkiem. Patrzyła na niego z dołu, takim maślanym wzrokiem, takim pełnym ciepła, dobroci, uwielbienia. Naiwne małolaty... Łatwowierne i tak prosto je omamić kilkoma słodkimi słówkami, kwiatkami, prezentami.
- Pizza, zachód słońca, my dwoje, wino, czy może być coś bardziej idealnego? Ja chyba jestem w niebie, to się nie dzieje. Uszczypnij mnie, gdziekolwiek....
Oczywiście, pizza na pierwszym miejscu — widać co kochała najbardziej. Żarcie. Ach te baby!

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
- Wiesz Kwiatuszku, jestem od ciebie dwukrotnie starszy, zdążyłem się przez ten czas nauczyć całej masy rzeczy. - Rzucił tylko w rozbawieniu, trochę dziwiąc jej zdziwieniu. Po tych słowach doszła do niego ta kalkulacja i że faktycznie mógłby być nawet jej ojcem. Cóż, tylko go to rajcowało, ją najwidoczniej też? Ares nie powiedział jeszcze nawet B, a co dopiero Z, nie poznała wszystkich jego umiejętności i raczej nie pozna.
Przed oczami miał twarz jej matki, która kipiała ze złości kiedy go widziała. Widząc ją po raz pierwszy nabrał nico obaw, naprawdę musiał uważać, żeby nie nabawić się problemów, ale dzisiaj stwierdził, że skoro jeszcze do niego nie zeszła i jednak mimo wszystko Gabi z nim pojechała - to może nie jest aż tak restrykcyjna jak myślał? Może nie zacznie robić mu problemów, da Gabi popełniać jej własne błędy? Może wychodziła z założenia, że to będzie dla niej swoista nauczka? Najważniejsze, żeby się do niego nie przypieprzyła.
- Najpierw jeszcze cię wykorzystam. - Rzucił przez ramię po jej słowotoku, który o dziwo w jej przypadku go nie męczył. Zazwyczaj takie osoby na dłuższą metę były denerwujące, ale on miał do Gabi bardzo dużo cierpliwości no i bawiły go jej słowa. Przeważnie.
Droga na szczyt, która wybrał nie była wymagająca, ani długa, ani jakoś bardzo stroma. Spódniczka Gabi nie była więc przeszkodą, a nawet gdyby założyła wysokie buty, to po prostu wziąłby ją na barana. Jednak nic takiego miejsca nie miało,więc dość sprawnie wdrapali się na górę, mogąc już podziwiać otaczające widoki.
Oczywiście, że miał ją cała, doskonale wiedział jak to uczynić. Wszystkie gesty, słowa, czyny - te małe i te duże. Ares był Europejczykiem, z zupełnie inną świadomością, a do tego temperamentem Włoskim, co sumowało się nie tylko na bycie chodzącą czerwoną flagą, ale również idealnego kochanka, który rozpieszcza swoją wybrankę na swoim kroku. Co z tego, że była to czysta manipulacja? Była szczęśliwa? Była. Będzie to szczęście do końca życia pamiętać i miłe chwile, które tworzyli, bo przecież w finalnym rozrachunku skrzywdzi ją tylko raz, a uszczęśliwi wielokrotnie. Będzie patrzyć na wszystkie drogie prezenty bez żalu, mijać miejsca, w którym budowali wspomnienia jak te i uśmiechać się do chwili, w której była tak szczęśliwa. Dojdzie do tego, jak już uleczy serduszko i zacznie dalej normalnie żyć. Tak to działało, że po czasie pamiętało się więcej tego dobrego niż złego.
Jednak... nie o tym teraz.
Teraz było wspaniale, byli tu i teraz, a on ściskał drobna dłoń Gabrielle, patrząc na powoli zachodzące słońce. Dostrzegł wcześniej i wyczuł w jej ciele ten zachwyt, wiedział już, że to był strzał w dziesiątkę. Jak mogło być inaczej?
- Tak. W końcu... - Mogła usłyszeć w jego głosie ulgę i szczęście. Przeniósł spojrzenie znów na jej błękitne, odbijające nieco pomarańczowe już światło oczy. Głaskał ją po policzku, gdy mówiła, a kiedy się w niego wtuliła i on wtulił ją w siebie.
- Masz całkiem sporo. - Szepnął w jej włosy. - Siebie. - Ares ty imperatorze podrywu. Taka tez była prawda, niczego od niej nie chciał - niczego oprócz jej samej i tej niewinnej duszy, którą powoli pożerał, karmiąc jak wygłodniała bestia niewinnością i szczęściem.
Uszczypnął ją, jak prosiła i uśmiechnął w swój diabelski sposób. Pewnie od niego odskoczyła, więc tylko nachylił się do jej czoła, które ucałował i pociągnął za rękę na kocyk, na którym rozsiedli się wygodnie.
- To nic takiego Kwiatuszku, twoje szczęście jest bezcenne. Lubię widzieć, jak się uśmiechasz. - Mówił w trakcie otwierania wina otwieraczem, który również oczywiście posiadał. Patrzył przy tym raz na butelkę, raz na nią a głos miał łagodny i spokojny. Polał po kieliszku czerwonego, lekkiego trunku, idealnego do pizzy i tego wieczoru.
- Na zdrowie Gabi i smacznego. - Upił łyka i odstawił szkło gdzieś na bok, otwierając pudełka z pizzami. Jedna to była Salame Piccante z Bufalą, a druga klasyczna Parma. Wiedział, jak uwielbiała jego pizze, on nieskromnie mówiąc też.
- To co robiłaś jak mnie nie było? Opowiadaj. Z tego co widzę, nie ścigają nas za porwanie jachtu, chyba rozeszło się bez echa. - Zaśmiał się krótko, biorąc olejny kęs pizzy, Przekręcił się w jej stronę, aby dobrze widzieć jej twarz, przygotowany na kolejny słowotok. Chociaż miała pizze, może będzie wolała najpierw wyczyścić całe pudełko? Chyba nigdy nie poznał dziewczyny, która bez takiego skrępowania pochłaniałaby przy nim takie ilości jedzenia, wyglądając przy tym... tak dobrze.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Miał rację... Cholera, dlaczego zawsze to robił! Czego nie powiedział to miał rację. Był od niej starszy, jakby się uprzeć mógł nawet być jej ojcem, ale Gabrielle wydawała się w ogóle tego nie dostrzegać kiedy byli razem. Owszem, zdawała sobie sprawę, że Kennedy ma swoje życie i ważne sprawy i to życie jest jako tako ułożone i stabilne, ale kiedy spędzali razem czas nie widziała w nim kogoś, kto powinien świecić przykładem dla młodych obywateli. Wręcz przeciwnie! Przy niej budził się w nim wewnętrzny chłopiec, był taki radosny i udzielała mu się jej beztroska. Co zabawne ona nie odbierała żadnego z jego czynów jako podstępu prowadzącego do jednego. Mimo wszystko z oczu Aresa biła szczerość, tliły się w nich ciepłe iskierki. Przecież nikt nie jest aż tak wyrachowanym manipulatorem i perfekcyjnym aktorem godnym kilku Oscarów.
Zaśmiała się radośnie na wzmiankę o wykorzystaniu, a niech brał! Niech brał i korzystał ile tylko chciał, ale jednak wolałaby jeszcze trochę pożyć, posmakować życia, poznać jego wszystkie blaski i cienie. Jeden cień powoli ją pochłaniał, już zaciskał swe palce wokół jej smukłej szyi, odcinając dopływ tlenu i krwi do mózgu. Gabi była zamroczona, na oczach miała przepaskę, zmysły szalały, serce wyrywało się z piersi. Co zabawne — ani razu nie wyciągnęła z kieszeni czy torebki telefonu, by wszystko nagrywać i dokumentować, jak to robią dzisiejsze nastolatki, wiecznie online.
- Pewnie ciężko było tu wrócić...- powiedziała to takim tonem, jakby naprawdę było jej przykro, że musiał z powrotem przylecieć do Lorne Bay. Poniekąd go rozumiała, ona też nie do końca czuła się tu jak w domu. Może nie chodziło o samo miejsce, co o osoby, które ten dom tworzyły. Nie liczy się budynek, dom to nie ściany, nie rzeczy, tylko ludzie, przy których czujesz się swobodnie, czujesz wsparcie i zrozumienie. Tego brakowało w jej otoczeniu i to Ares dawał jej tego namiastkę, bo przy nim czuła, że żyła.
Nie mogła się powstrzymać i zachichotała na te jego romantyczne słowa, wyciągnięte rodem z kursu podrywu dla nerdów. Tyle, że on nie był nerdem bez grama stylu i klasy, a mimo to, zabrzmiało tak strasznie "cheesy", że nie mogła się powstrzymać od tego śmiechu.
- Jak ty to robisz, że za każdym razem wiesz, co powiedzieć i zrobić, żebym przepadła na amen?- uderzyła go lekko piąstką w klatkę piersiową i pokręciła głową z niedowierzaniem i wtedy ją uszczypnął jak prosiła. Pisnęła i podskoczyła, ale miała co chciała! Na drugi raz będzie uważała czego sobie życzy, bo może się spełnić. "Bolało" więc to nie był sen, nie ubzdurała sobie tych wszystkich obrazków, zapachu pizzy, szumu fal, powiewów wiatru i ciepłych kolorów, które ich otulały.
Niczym balonik na sznurku podreptała za nim na koc, usiadła wygodnie, dbając o to, żeby spódniczka nie podwinęła się za wysoko, żeby zachować klasę i szyk. Nie chciała popsuć atmosfery, zrobić czegoś głupiego, palnąć głupoty gdy mieliła ozorem, a z drugiej strony takie powstrzymywanie się byłoby trochę sprzeczne z jej naturą i pozbawiło dziewczynę naturalności.
- Wiele lasek się do tego nie przyzna, ale większość z nas marzy o tym, by ktoś tak bardzo się starał. Włożyłeś w to tyle wysiłku i serca, jak mogłabym tego nie docenić? - obsewowała jak sprawnie otwiera wino, jak bordowy strumień leje się do kieliszków. Starała się zapamiętywać każdy ruch, słowo, gest, smak, zapach - tych wspomnień nikt jej nie zabierze. Uroda przeminie, pieniądze się skończą, a wspomnienia pozostaną. Chyba, że dopadnie ją Alzheimer na stare lata, wtedy będzie kiepsko.
- Na zdrowie...- wzięła do ręki kieliszek i umoczyła usta w trunku, wino było przepyszne. Nigdy się na winach nie znała, ale to smakowało jak połączenie winogron i czerwonych owoców typu porzeczki, truskawki, maliny. Zaraz za nimi pojawiał się lekko balsamiczny, ledwie wyczuwalny posmak. Przysunęła się do Aresa tak blisko jak tylko mogła, tak by choć bokiem ciała go dotykać.
Dwa razy nie trzeba było jej namawiać na jedzenie, praktycznie rzuciła się na pizzę jakby tydzień nie jadła i aż jęknęła z rozkoszy.
- Tak. - powiedziała ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Tak Aresie Kennedy, zostanę twoją żoną i będę, a w przysiędze małżeńskiej obiecasz mi albo przepis na pizzę albo robienie jej CODZIENNIE.- zaśmiała się, oczywiście żartując i kompletnie nie będąc poważną. Kto normalny bierze ślub po trzech tygodniach znajomości. Było w tym coś uroczego i prawdziwego, choć powagi brakowało całkowicie. Nie mogła przestać się uśmiechać! Sprawił jej tyle radości i przyjemności, że endorfiny kipiały dziewczynie uszami. Szkoda tylko, że w powietrzu co chwilę latały jakieś robale, które Gabi bardzo starała się ignorować.
- Nie ścigają, ale wyrok zapadł... Wyobraź sobie, że moja matka zabroniła mi się z tobą spotykać. Bo niby wyglądasz jak kryminalista i typ spod ciemnej gwiazdy. Gadała, że pewnie wyszedłeś z więzienia, że chcesz mnie wykorzystać. Ale co ona tam wie? Nie zna cię! Dała mi szlaban, czujesz to? Szlaban! Odcięła internet, zabrała kabel od konsoli, uziemiła mnie do końca wakacji, myśląc, że się jej posłucham. Jak na kryminalistkę przystało mam gdzieś jej zakazy. Nie znoszę kiedy ktoś ocenia drugiego człowieka po wyglądzie. Masz tatuaże i zaraz cię oceniają i dają łatkę kryminalisty. To są małe dzieła sztuki a nie cholera twarze twoich ofiar...- wywróciła teatralnie oczami i sięgnęła po winogrono, które wsunęła do ust i rozgryzła. Pizza oczywiście wchodziła jak złoto, nie widziała powodów, by hamować się z jej wcinaniem, skoro była smaczna. Walić kalorie.
- Oprócz tego zaliczyłam kilka imprez i innych spotkań z przyjaciółmi. Nic ekscytującego, takie rzeczy to tylko przy tobie, ale ty musiałeś się świetnie bawić we Włoszech. Jak było? Udało ci się spotkać z całą rodziną? Szybko, wszystko jak na spowiedzi!- zaśmiała się i ot tak cmoknęła Aresa w policzek. Jest kilka języków miłości: kontakt fizyczny, słowa, czas, przysługi, podarunki - Gabi chyba łączy je wszystkie razem, nie ma jednego ulubionego.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Życie Aresa było jedną wielka sceną, na której odgrywał swe role, może nieco nawet zatracając w tym samego siebie - zapewne tak było. Od dawna nie był sobą, ukrywał pod innym nazwiskiem i zachowywał sprzecznie ze swą naturą. Oczywiście, że z czasem zaczęło robić się to coraz prostsze i już dzisiaj nie miał żadnego problemu, by cokolwiek udawać. Właściwie już do końca nie pamiętał kim jest, bo nawet mieszkając w Sycylii musiał odgrywać jakąś rolę. Kiedy był naprawdę sobą? Jeszcze w nastoletnich czasach, a teraz? Jest kimś, kogo po prostu stworzył, ale czy mu ta skóra pasuje?
- Całe życie mieszkam w Australii, Włochy to takie wakacje. - Wzruszył ramieniem, choć kłamał i niestety wakacji nie był. Nigdzie. - Powrót jest nieunikniony, obowiązki dorosłego życia to przejebana sprawa. - Uśmiechnął się, mówiąc to tak lekko, jakby w cale nie płonął teraz od wewnątrz z tęsknoty za Rodziną i życiem we Włoszech. Jasne, że ciężko było mu wrócić, najchętniej zostałby tam - w domu.
To zabawne, bo Ares trzymał ludzi na dystans i specjalnie nie wchodził z nikim w bliższe relacje. Przelotne romansy były najbliższe, ale tak, żeby czuł się przy kimś tak swobodnie jak we Włoszech, jeszcze mu się nie zdarzyło.
Do teraz?
Lekkość ducha i podejście do życia Gabi w pewien sposób rozluźniały go i pozwalały chociaż trochę wyluzować. Ciągle chodził spięty i zdenerwowany interesami, które prowadził, z ciągłą obawą, że w końcu Nostra zostanie rozbita, że wszystko pójdzie znowu nie tak... Ale to niedoświadczenie życiowe Gabrielli, jej pozytywność, świeża energia wprowadzały w jego życie lekkość. Zaczynał powoli rozumieć tych starych dziadów co sobie młodych żoneczek szukali. Dlatego patrząc teraz na nią przez chwilę przeszło mu przez myśl, że może źle robi, chcąc jej złamać te wielkie serduszko?
Ale tylko przez chwilę i tylko dlatego, że przez chwilę myślał, że byłby z niej po prostu materiał na przyjaciółkę. Ares rzadko komu ufał, do końca też nie mógł z wiadomych przyczyn, ale jej wiedział, że zaufać w wielu kwestiach może. Nigdy wszystkiego by jej nie powiedział, ale Gabi była taką osobą, z którą chce się spędzać po prostu wolny czas.
- To te Włoskie geny. - Pokazał rząd idealnie białych zębów, cholernie zadowolony z jej słów. Jasne, że wiedział o tym fakcie, ale jednak jej potwierdzenie miło łechtało jego i tak wyjebane w kosmos ego.
- Jasne, każda chce, ale nie każda docenia. - Zauważył, zerkając na nią przelotnie, jak już walczył z winem na kocu. Po chwili wznieśli toast, a n poczuł jak nagie nogi Gabi ocierają się o niego. Byli tak blisko , że czuł jej zapach, który zdążył już polubić.
Wiedział, że zaplanował randkę idealną. Zachód słońca, wino, pizza, cała ta otoczka. Ares też zatrzymał się w tej chwili, zatapiając zęby w pizzy i patrząc gdzieś w dal rozluźniając znowu ciało. Wtedy ona znowu się odezwała. Z początku patrzył z konsternacją, nie do końca rozumiejąc o czym mówi, ale po chwili zrozumiał i pojawił się na twarzy zamiast zdziwienia uśmiech od ucha do ucha.
- Hmm... dobrze...- Otarł ręce z ciasta i sięgnął po rosnącą obok trawę, z której szybko i sprawnie wyplótł pierścionek. Włożył go na odpowiedni palec Gabi, widocznie rozbawiony całą sytuacją. - Umowa stoi. - I jak gdyby nigdy nic chwycił za keliszek, wznosząc toast i upił wino, patrząc dziewczynie prosto w oczy. Cała ta sytuacja była niedorzeczną farsą, ale skoro już spędzał czas z nastolatką, to czemu samemu nie zachowywać się jakby był jej rówieśnikiem?
Kiedy weszli na temat jej matki, Ares opierał się dłońmi za sobą, wyciągając ciało leniwie prze siebie. Pizzy już nie było, słońce powoli zachodziło, a on śmiał się ze słów Gabi krótko co jakiś czas. Patrzył na nią, jakby jej nie słuchał, świdrując spojrzeniem śliczną, młodą buźkę. Kiedy skończyła mówić sięgnął przelotnie dłonią do jej twarzy i odgarnął jej niesforny kosmyk za ucho, wracając od razu do poprzedniej pozycji. Z tymi twarzami swoich ofiar to trochę trafiła, ale przecież jej tego nie powie Tylko uśmiechnął się kącikowo.
- Mała buntowniczka. - Podsumował, zatrzymując wzrok na pełnych ustach nastolatki. - Bardzo mi się to podoba i teraz jeszcze bardziej mam ochotę wykradać cię z domu i łamać nakaz szlabanu. - Wyznał cicho, przekręcając się na bok i wspierał łokciem o koc, drugą rękę przenosząc na nagą skórę Gabi, która pokrywała drobne udo. Nie wysoko, tuż nad kolanem, bardzo, bardzo grzecznie.
- Może z paki nie wyszedłem, ale grzeczni chłopcy faktycznie nie mają takich dziar. - Brew Aresa drgnęła, a jego spojrzenie powędrowało od wcześniej wspomnianej nogi, po oczy Gabi.
- Fakt, bawiłem się świetnie, chociaż też musiałem pomóc braciom w ich obowiązkach. - Tym razem nie kłamał. Przesunął dłoń po udzie nastolatki wyżej, docierając do jej biodra, za które lekko pociągnął, żeby też się położyła. - Nasze rodzinne zloty są specyficzne, ale jest zajebiście. - Pokierował jej ciałem tak, by obydwoje mogli teraz przebywać w pozycji półleżącej na boku, by lepiej się widzieć. Dłoń Aresa powędrowała na policzek nastolatki tym razem. - Teraz też jest zajebiście. - Palcami głaskał jej delikatną skórę. Poprawił się na kocu i przysunął do niej, alby złożyć na tych miękkich ustach głęboki pocałunek.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Dorosłe życie... Fuj. Ona nawet o tym myśleć nie chciała! W sensie fajnie będzie mieć pracę, kupować sobie to na co tylko będzie miało się ochotę, ale podatki, rachunki, obowiązki - to ją totalnie przerażało. Teraz nie musiała się zamartwiać o dach nad głową czy zakupy, żeby zapełnić lodówkę. To działo się praktycznie samo, jakby mieszkała razem ze Skrzatami domowymi. W tym wypadku takim skrzatem była matka, która prócz pracy zajmowała się też ich wspólnym domem. Niby powinien należeć jej się za to szacunek, Gabi powinna być wdzięczna i dostosować się do ustalanych przez kobietę zasad, ale z tego etapu życia już wyrosła. Zaczęła używać własnego mózgu, a nie ślepo podążać za tym co mówią dorośli. To było jej życie, nikt go za nią nie przeżyje i to ona ma być szczęśliwa ze swoich wyborów, a nie wszyscy dookoła. Dopóki jej czyny nie wpływają negatywnie na inne osoby, nikt nie jest krzywdzony to nikomu nic do tego, w jaki sposób żyje dziewczyna.
Glass z tym ślubem to żartowała, choć sceneria była idealna na oświadczyny. Pierścionek zapleciony z trawy totalnie ją rozczulił i odegrała krótką pantomimę zaskoczonej narzeczonej, która targana wielkimi emocjami jest bliska płaczu, po czym zaczęła się śmiać, gdy uniosła rękę w stronę nieba, by podziwiać swój drogocenny pierścionek.
Gabi miała ochotę wpaść Aresowi w ramiona, dziko całować, pozbawić go koszuli, by móc podziwiać jego piękne ciało, ale gdzieś w tej swojej główce miała blokadę, bo co jeśli to będzie dla niego za szybko, a co jeśli uzna ją za napaloną gówniarę, która nie marzy o niczym innym jak tylko o dobraniu się do jego spodni... Nie było tak! W sensie, było i nie było... Działał na nią jak płachta na byka, sprawiał, że serce biło szybciej a krew w żyłach robiła się gorąca, tyle, że widziała w nim zdecydowanie więcej niż tylko piękne ciało. Chciała wiedzieć o nim wszystko, poznać najgłębiej skrywane tajemnice, wiedzieć czego się boi, co go cieszy, o czym marzy — i przy okazji wykorzystywać mężczyznę seksualnie. To chyba całkiem dobry układ, prawda? Gdyby tylko pozwolił jej się do siebie zbliżyć, tak jak ona tego chce, pewnie sama by się otworzyła jeszcze bardziej, choć Gabi to taka otwarta księga, z której łatwo było czytać. Jedyne problemy zaczynają się krótko przez okresem i w jego trakcie, wtedy to ona sama siebie nie rozumie.
Gdyby Gabi wiedziała ile w tych jej żartach o mafii, o kryminale, o zbrodniach jest prawdy... Czy to by powstrzymało ją od spotykania się z Aresem? Tego się nie dowiemy, choć biorąc pod uwagę psychologię to pewnie brnęłaby w tę relację jak ćma do ognia. Ares to jedna, wielka, chodząca czerwona flaga łopocząca złowieszczo na wietrze, tyle, że kobiety kochają nutkę niebezpieczeństwa, szaleństwa, nieprzewidywalności. Ona jako głupiutka nastolatka nie była inna. Gdzieś tam podskórnie czuła, że nie powinna spędzać z nim tyle czasu, ale ciekawość, co będzie dalej, była silniejsza.
Przeniosła nieco speszony wzrok na jego dłoń, która spoczęła na dziewczęcym udzie. Przygryzła lekko wargę zastanawiając się, czy grać niedostępną i poprosić, żeby rękę zabrał, czy pozwolić na jej wędrówkę.
- Jak ci pozwolę mnie porywać, to już nie będzie porwanie, musisz to robić z zaskoczenia.- zaśmiała się trochę nerwowo i przez tą destrakcję nie odtrąciła jego dłoni, ku uciesze mężczyzny.
Zmiana pozycji sprawiła nagły skok adrenaliny, już wiedziała co zaraz nastąpi i cieszyła się jak małe dziecko, które dostanie cukierka!
- Zaczynam myśleć, że naprawdę masz jakieś konszachty z mafią...- zażartowała znów, i faktycznie w jej główce Ares zaczął się rysować w taki właśnie sposób, z giwerą, w dobrze skrojonym garniturze, nad stołem pełnym prochów i kasy. Trochę przerażające, ale... Ekscytujące.
- Grzeczni chłopcy są nudni...- dodała jeszcze nim ich usta znów się spotkały. Nie mogło być piękniej... Oświadczyny zaliczone, teraz namiętny pocałunek o zachodzie słońca...
Gabi ułożyła dłoń na policzku mężczyzny i przesunęła ją w stronę karku, delektowała się tym pocałunkiem jak najlepszą na świecie czekoladą. Skoro on był niegrzecznym chłopcem, to ona się pobawi w prawdziwą buntowniczkę i niegrzeczną dziewczynkę.
Wzięła go z zaskoczenia!
Złapała zębami za jego dolną wargę i lekko pociągnęła, kiedy uciekła od tego pocałunku. Wykorzystała lekką dezorientację mężczyzny i sprawnym ruchem, bezczelnie przekręciła się, tak by usiąść okrakiem na jego biodrach. Złapała Aresa za nadgarstki i przycisnęła je lekko do koca na którym leżeli. Zawisła nad nim jak kat nad udręczoną duszą, miękkie włosy dziewczyny smagnęły go po twarzy.
Gabrielle uśmiechała się złowieszczo - oczywiście, że zdawała sobie sprawę, że Kennedy poradzi sobie z nią jedną ręką jeśli tylko zechce, ale co z tego?
- Jesteś w potrzasku, i co teraz?- zapytała lekko prowokacyjnie unosząc brwi. Siedziała idealnie na jego biodrach, a krągłe pośladki dziewczyny spoczywały perfekcyjnie tam, gdzie powinny znajdować się już dawno. Specjalnie lekko docisnęła pupę do jego ciała.
- Skoro jestem już złodziejką łodzi to mogę być też złodziejką pocałunków, za to mnie, chociaż nikt nie skarze. - wyszczerzyła ząbki w uroczym uśmiechu i przypuściła atak na usta Aresa, pochylając się ku nim. Zanim go pocałowała, przejechała językiem po jego wargach i co ciekawe, nie zamknęła oczu, tylko cały czas patrzyła w te Aresowe, chcąc widzieć każdą jego reakcję na przejaw jej nastoletniego buntu i próby przejęcia władzy/kontroli nad sytuacją. Wdarła się językiem między jego wargi i cicho zamruczała z zadowolenia.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Post zawiera treści 18+
-Kwiatuszku mi nie trzeba dwa razy powtarzać. - Mruknął gardłowo, nieco niebezpiecznie, bo porwania? To jego bajka. Jeszcze by pożałowała tych słów, gdyby Ares któregoś dnia faktycznie zrealizował na niej jakąś akcje. Cholernie zaczynało go to kusić, a jednocześnie było nieco niebezpieczne - zwrócenie na siebie niepotrzebnej uwagi. W normalnych okolicznościach pokazałby jej co to prawdziwe porwanie, strach i adrenalina, ale przy panujących warunkach mogło wiązać się to z kolejną przeprowadzką, a tego nie chciał.
- Skoro tak zaczynasz myśleć, to chyba powinnaś uciekać z krzykiem i wołać pomocy, a nie pozwalać mi na dotykanie cię w taki sposób? - Mówiąc to, jego wielka dłoń przesunęła się po ciepłym udzie nastolatki nieznacznie w górę, a brew znów drgnęła.
Miała rację. Grzeczni chłopcy byli nudni. Nie raz to słyszał, nie raz posuwał laski, które właśnie takie słowa wypowiadały mówiąc o swoim obecnym narzeczonym, albo mężu. Często był obiektem, z którym kobiety zdradzały swoich partnerów i nie dlatego, że lubił rozpieprzać związki, ale dlatego, że właśnie był gościem, do którego je ciągnęło. Czerwona powiewająca flaga kusiła, nie tylko Gabi, ale właśnie je wszystkie. To niebezpieczeństwo, tajemniczość, siła. Angelo zdawał sobie z tego sprawę i wykorzystywał to zawsze, kiedy tylko mógł. Jak na przykład teraz. Powielał pewne schematy, które działały, ale za każdym razem lekko nad nimi pracował, by wpasowały się w profil ofiary.
Teraz jego pocałunek był głęboki i romantyczny, tańczył językiem nienachalnie, niespiesznie, jakby nie chciał jej poganiać, jakby na nią nie naciskał - przekonany o jej niewinności. W jego oczach dalej była tylko lekko zbuntowaną, ale nadal grzeczną dziewczynką, która żeby zdobyć, trzeba jej pokazać, że w cale nie chce się tego zrobić - w kwestii seksu rzecz jasna. Normalnie dobrałby się do niej już dawno, nawet teraz ręka zamiast na spódnicą, powędrowałaby pod nią, po udzie aż do krocza, zamiast na biodro. Jednak tak się nie stało, a mogła czuć jego palce jedynie na swoim policzku.
Aż nagle ugryzła jego wargę, co spotkało się z automatyczną reakcją mruknięcia. Z zadowolenia rzecz jasna. Było to pozytywne zaskoczenie, które w każdej innej sytuacji spowodowałoby uruchomienie kolejnych mechanizmów. Dłoni Aresa od razu powędrowały na biodra dziewczyny, nawet pomagając jej nad sobą zagórować. Jednak kolejne zaskoczenie, zabrała jego ręce, na co pozwolił jej cholernie ciekaw co planuje dalej? Spojrzał na nią z ognikami w oczach i uśmiechem grzesznika, oczami wyobraźni widząc jak bierze go tu i teraz, pierwotny seks na skarpie, na łonie natury. Nie spodziewał się po niej tego, ale myślenie już zdążyło się wyłączyć, a na jego miejscu pojawiło podniecenie, które od razu poczuł pod uciskiem jej ciała w swoich spodniach. Zadziałała na niego jak koks, natychmiast i mocno.
- Ty mi powiedz, to ja jestem twoim więźniem. - Zauważył, a jego wzrok rzucał wyzwanie. Był pewien, że to się teraz stanie, że dobierze się do niego i zaraz zobaczy jej głowę pomiędzy swoimi nogami. Mruknął i przymknął na chwile oczy, czując jeszcze większy nacisk na sobie.
- Moja mała niegrzeczna dziewczynka. - Zachrypł wprost w jej usta, kiedy tak (znów) zaskakująco drażniła się z nim językiem. Zaczynało robić się ciemno, ale o nie przeszkadzało mu to w skupieniu wzroku na głębokim błękicie jej oczu. Swoje przymknął od razu po ponownym spotkaniu się ich języków. Ares chwycił w dłonie drobne palce dziewczyny, oddając gorące pocałunki namiętnie. Podniecenie rosło, jak i zniecierpliwienie. Mięśnie napinały się, a w głowie tliły sceny z ich nadchodzącego gorącego seksu...
Był cholernie ciekaw, jak wygląda bez tych wszystkich fatałaszków, ale grzecznie czekał, pozwolił się zdominować, bo cholernie zafascynował go obrót tej sytuacji kompletnie się tego po niej nie spodziewał.

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Bezrobotny — Nierób na garnuszku ojca
18 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Wesoła ciamajda, z mnóstwem pomysłów. Spontaniczna, życzliwa, energiczna!
Perspektywa porwania była dość kusząca, jakby się nad tym głębiej zastanowić! Wiedziałaby, że Ares jej nie skrzywdzi i robi to jedynie dla zabawy swojej i jej. Przecież by jej nie pobił, nie pociął i nie zrobił niczego, co mogłoby uszkodzić znacząco to drobne ciałko. Tylko jaki jest fun z porwania jak się wie, że będzie się porwanym! Musiałaby totalnie zapomnieć o tej rozmowie, wtedy pewnie czułaby prawdziwe emocje. Mama jej kiedyś opowiadała, że one porwały swoją koleżankę na wieczór panieński i laska była tak przerażona, że popuściła w gacie, będąc pewną, że zaraz umrze na tydzień przed swoim ślubem. Niebezpieczna zabawa, ale przez to fajna!
Nie miała czasu na rozpatrywanie wszystkich za i przeciw takim akcjom, była skutecznie rozpraszana przez jego rękę, ciepło, bliskość, zapach... W głowie huczało od emocji, hormonów i natrętnych myśli, by pozbyć się ubrań tu i teraz.
Ciało reagowało dużo szybciej niż racjonalne myślenie, wszystko przez upodobanie do spontanu. Nie powinna... Kiedyś ostro się na tym przejechała i ostatnie miesiące przedostatniej klasy szkoły średniej były dość ciężkie. Wtedy postanowiła sobie solennie, że już żadnemu chłopakowi do łóżka nie wejdzie zbyt wcześnie. No właśnie! Chłopakowi, a pod nią nie był ulokowany chłopak, tylko prawdziwy, dojrzały mężczyzna, którego podniecenie poczuła momentalnie. To było cholernie fajne działać na kogoś w ten sposób, strasznie połechtało jej to ego, i nie tylko... Jej samej nagle zrobiło się gorąco, oddech przyspieszył typowo dla stanu podniecenia, w brzuchu zaczęły latać motylki.
Kobiety są niemożliwe... Zamiast myśleć o jednej, konkretnej rzeczy to ich mózgi mają jakieś turbodoładowanie i w ciągu kilkunastu sekund są w stanie przeanalizować milion różnych scenariuszy, walczyć ze swoimi demonami albo z nimi przegrać, podjąć pięć razy decyzję i dziesięć razy ją zmienić. Tak właśnie działał teraz napojony winem mózg Gabrielle. Chcę tego, nie chcę, chcę, nie chcę.... Chcę... Jestem gotowa, nie jestem... Co on sobie pomyśli... Co jak mnie po tym kopnie w tyłek, za dobrze się z nim bawię. Chcę... Nie chcę... Cudownie całuje, ma takie miękkie usta, tak pięknie pachnie, jest taki ciepły, miękki i twardy jednocześnie. Tak bardzo się postarał... Pewnie nie zrobił tego tylko po to, żeby było miło, ale chce seksu, każdy facet tego chce.
Ot ułamek z tego co działo się teraz w umyśle nastolatki, teraz kiedy ich usta i ciała były tak blisko i mogli zedrzeć z siebie ubrania, rozszarpać je na kawałki, a później siebie nawzajem. Seks na łonie natury niczym wygłodniałe zwierzaki, drapieżnik i jego ofiara, konsumowana w słodkiej ekstazie.
Puściła jego dłonie, a swoje palce zacisnęła na brzegach męskiej koszuli dając Aresowi znać, że ma usiąść. Teraz kiedy on siedział, a ona okrakiem na nim nie przerywała pocałunków, stały się bardziej zachłanne i pospieszne. I właśnie w tym momencie Gabrielle przestraszyła się samej siebie, tak jak blokada w jej wnętrzu ustępowała, tak teraz zamknęła się jednym, pewnym ruchem. Momentalnie zakończyła pocałunek, wygładziła koszulę na torsie Aresa i wyślizgnęła się z jego objęć, stając na równe nogi. W ciemności kiepsko było widać jej buźkę, ale zdecydowanie bardzo mocno się zarumieniła, speszyła się ogromnie. W trybie ekspresowym odwróciła się w stronę skarpy, z której rozciągał się widok na plażę i udała, że wpatruje się w horyzont. Wygładziła spódniczkkę na brzuchu i udach, nerwowym gestem. Było jej głupio, że zachowała się jak dziewica, która nigdy nie miała styczności z seksem. Chłopa rozochociła, samą siebie też i stchórzyła.
- Ch...Chyba powinniśmy wracać, jest bardzo późno. Tak... Mama na pewno się martwi.
Nagle mamusia była ważna? Oczywiście! Musiała znaleźć jakąś wymówkę, pretekst, powód — zwał jak zwał. Dosłownie czuła gdzieś w środku, że płonie ze wstydu, nie przez to, jak na siebie zareagowali, tylko przez to, że "niegrzeczna dziewczynka" wcale nie była taka niegrzeczna i totalnie stchórzyła.

Ares Kennedy
rozbrykany dingo
Gabi
Książę Sycylijskiej Mafii — Właściciel Kuranda Hotel i studia tatuażu
36 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
I'm an Italian Mafia King who lives in Asutralia So baby don't smile to me if you don't like dangerous game
Chyba wyobrażali to sobie zupełnie inaczej...
Oczywiście, że nie pozwoliłby na trwałe skrzywdzenie nastolatki, ale na pewno jego zbiry nie byłyby zbyt delikatne, a on sam dałby im przyzwolenie na rzeczy, które na pewno uwiarygodniłyby jej tą akcję. Skoro była taka żądna przygód i adrenaliny, dostałaby prawdziwą dawkę, ale i tak Ares się nie odważy. Angelo nie wahałby się nawet sekundy, ale Kennedy niestety musiał z tego zrezygnować. Szkoda.
Teraz jednak byli w zupełnie innej sytuacji. Głowa Gabi niepotrzebnie zaśmiecała się taką ilością myśli i zamiast ponieść się emocjom, analizowała kompletnie tracąc przyjemność z tej spontaniczności. Ares jednak o tym nie wiedział i czerpał całymi garściami, a raczej tak mu się wydawało. Perspektywa puknięcia jej pod gołym niebem była zbyt podniecająca, żeby myślał już o czymkolwiek innym, niż to. Nie było tak do końca ciemno, przecież wokół koca stały porozstawiane lampiony ze świecami, które gdzieś tam wcześniej jeszcze zapalił. Mogli obserwować się w nikłym świetle tlących się ogników i gwiazd, które niebawem zapewne pojawią się na niebie - razem z księżycem. Co mogło popsuć taką chwilę? Chyba tylko jakieś dzikie zwierzę, przecież nie oni. Tak przynajmniej myślał Ares, pochłonięty pocałunkami i chłonięciem dłońmi drobnego ciała nastolatki. Jego myśli galopowały w przód, coraz bardziej i bardziej i bardziej....
Poczuł delikatne ciągnięcie, więc się mu poddał, podnosząc do siadu i wtedy zakleszczył ją w swoich objęciach, błądząc po drobnych plecach dłońmi, jej włosach, ustami chłonąc pocałunki pełnych, miękkich warg. Sięgnął nawet do jej ramion, chcąc zsunąć z nich kurteczkę, ale wtedy to stało się tak nagle. Zamrugał, czując chłód i zanim się zorientował, stała już - tyłem do niego. Chwila konsternacji. Co się właśnie kurwa stało? Nawet myślał już po Włosku, z całego tego zaskoczenia. Jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło. Kompletnie nie miał pojęcia co się stało i o ma teraz zrobić. Wtedy się odezwała. Westchnął cicho tak, że tego nie słyszała i podniósł się z koca, poprawiając na sobie ubrania.
Czyli jednak miałem racje, może faktycznie jest dziewicą? To po chuj to zrobiła? Wkurwił się. Na początku faktycznie się wkurwił, bo wszystko poszło na marne... a może nie? Może to dla niej po prostu za szybko i dała się ponieść emocjom? I tak ją ugram... Ares kurwa wdech wydech, wiesz co robić.
Westchnął może trochę zbyt głośno i w końcu ruszył w jej stronę. Bez słowa po prostu przytulił ją od tyłu, całując w czubek głowy. Spojrzał za jej spojrzeniem w czerń oceanu.
- Spokojnie kwiatuszku, nic się nie stało, na wszystko jest czas. - Okazał jej ogromne zrozumienie, choć w środku aż kipiał ze złości. Jednak gdyby to okazał, całkowicie spaliłby temat. W sumie jak sobie pomyślał, że faktycznie może być dziewicą, chciał zdobyć ją jeszcze mocniej.
- Odwiozę cię do domu, chodź. - Głos miał łagodny i cierpliwy. Zebrał wszystkie rzeczy na koc, który zawinął i wolną ręką złapał za dłoń Gabi. Uśmiechnął się do niej ciepło, jakby w cale nie gotował się w środku ze złości. Był zły, bo niepotrzebnie go nakręciła, skoro nie chciała, a on ostatkiem sił pohamował się, żeby nie wziąć jej siłą. Pewnie gdyby od razu nie uciekła, mogłoby skończyć się to zupełnie inaczej...
Jakieś resztki rozsądku w nim pozostały.
Zapakował rzeczy na łódź i po chwili dobili do portu po drugiej stronie. Ares po drodze mało mówił, Gabi z resztą też. Bardziej "wspierał ją' dotykiem, spojrzeniem i uśmiechami. W samochodzie z resztą było tak samo. Pod domem Gabi Ares otworzył jej jeszcze drzwi i pocałował na pożegnanie, życząc dobrej nocy.
Później pojechał pewnie coś rozwalić.

//koniec

Gabrielle Glass
zdolny delfin
Twój koszmar
brak multikont
Agentka nieruchomości — Chamberlein Development Cairns
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Agentka nieruchomości, która przed rokiem straciła narzeczonego w pożarze. W ramach zemsty uwiodła Damien, ale ostatnio coraz częściej gubi się w swoich własnych kłamstwach i sama nie wie już, co jest prawdą, a co nie.
t r z y
Ali nie czuła się najlepiej. W związku z tym postanowiła, że swój wolny dzień spędzi na łonie natury. Uwielbiała przyrodę i to właśnie z dala od ludzi czuła się najlepiej. Postanowiła wybrać się na miejscową wyspę, na której często spędzała czas razem ze swoim zmarłym narzeczonym. Towarzyszył jej Layonell, kuzyn Marka. Cieszyła się, że mężczyzna dotrzyma jej towarzystwa. Zawsze mieli bardzo dobre relacje, a Mark uznawał go za swojego najlepszego przyjaciela. Brunetka żałowała, że mężczyzna nie dożył dnia jego ślubu. Na pewno bardzo by się ucieszył na wieść, że Layonell znalazł miłość życia. Alice była w dobrych relacjach z krewnymi Marka, ci bardzo ją wspierali. Hayes była im za to dozgonnie wdzięczna.
Kiedy dotarli na miejsce, zaczęli spacerować po terenie wyspy. Dzień był upalny, ponieważ był sam środek lata. Alice miała na sobie tonę kremu z filtrem. Jeżeli chodzi o ubranie, postawiła na coś wygodnego i przewiewnego. Miała na sobie jeansowe szorty, bawełniany top i lnianą koszulę, która dodatkowo chroniła jej ramiona przed słońcem.
— Cieszę się, że udało nam się wybrać na wyspę. Pamiętam, jak kiedyś przychodziliśmy tutaj razem z Markiem — przyznała z ciężkim westchnieniem, ale po chwili na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Mimo wszystko wiązała z tym miejscem dobre wspomnienia. Kiedy miała więcej wolnego czasu, często tu przesiadywała. Ali źle zniosła śmierć ukochanego. Po odejściu Marka bardzo się zmieniła. Straciła pogodę ducha i przestała wierzyć, że jeszcze kiedyś będzie dobrze.
— Ale lepiej opowiadaj, jak tam małżeńskie życie, co? Este nie daje ci w kość? — zapytała, a ton jej głosu brzmiał trochę żartobliwie. Kiedy dowiedziała się, że Layo wychodzi za mąż była trochę zdziwiona, ale życzyła mu jak najlepiej. Jej życie miłosne było obecnie dość skomplikowane. Zakochała się w Damienie, ale wciąż nie wiedziała, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy, gdy zginął Mark.
— Chyba powinnam pogratulować Ci, że zostałeś szwagrem mojej szefowej! — zaśmiała się i zmarszczyła nos.

Layonell K. Neelsen
prawnik, CEO Neelsen Group Cairns — Neelsen Group Cairns
36 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Prawnik z Sydney, który większość swojego dzieciństwa i tak spędził w Lorne Bay, ponieważ ma tutaj rodzinę. Zakłada kancelarię w Cairns i niedawno został mężem Este, aby ją chronić.
Dla Layonella relacje rodzinne zawsze były i są najważniejsze. Troszczy się o każdego członka swojej rodziny, nie ważne z której on jest strony, bo tak został wychowany. Dlatego dla niego niczym dziwnym nie było to, że mimo śmierci jego kuzyna traktował Alice jako członka swojej rodziny, dlaczego miałoby się to zmienić. Starał się, aby zawsze mogła na niego liczyć, bo jak wiadomo nie zawsze mógł pomóc od razu, nie wszystko było w jego mocy. Sam bardzo przeżył śmierć swojego kuzyna, Mark zginął naprawdę okropną śmiercią, strażacy robili co w ich mocy, ale nie udało się uratować wszystkich. Layo był zły, ale po czasie do niego dotarło, że ogień to niszczycielski żywioł i bardzo ciężko go ujarzmić. Nie zawsze wszystko pójdzie po naszej myśli.
Bardzo chętnie wybrał się z Alice na wyspę. Potrzebował zmienić trochę otoczenie. Co prawda był z Este na wyciecze, ale pewne rzeczy go przytłaczały jak każdego normalnego człowieka, bo mimo tego, że Layonell jest wytrzymałym psychicznie człowiekiem to i on bywa czasem bardzo zmęczony po prostu życiem.
- Bardzo lubił to miejsce, za dzieciaka czasem robiliśmy sobie tutaj forty. Rodzice wiele razy chcieli skopać nam tyłki za to, że uciekamy - zaśmiał się Layonell przypominając sobie te sytuacje. Starał się wspominać kuzyna z radością, a nie ze smutkiem, ponieważ te wspomnienia, które posiadał były wesołe, zabawne, a czasem wkurzające.
- Jakoś mocno się nie zmieniło od czasu jak jestem mężem, więc nie mogę narzekać. Dajemy sobie radę, jak widzisz żyje - zaśmiał się Layo kręcąc głową, ale powiedział prawdę. Dla niego nie zmieniło się za dużo, teraz nie jest sam, a to w sumie miła odmiana.
- Czekaj musiałem to sobie w głowie poukładać o kim mówisz - zaśmiał się po raz kolejny, ale na szybko nie skleił o co chodzi. - Zapomniałem, że pracujesz dla Rei - mówił z uśmiechem. - A tobie jak się układa, wszystko dobrze? - patrzył na nią uważnie.

Alice Hayes
ODPOWIEDZ