lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
mechanik/właścicielka — Lorne Bay Mechanic
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza z rodzeństwa Goldsworthy. Szefuje w warsztacie, naprawia samochody, biega po Tingaree w towarzystwie dwóch psów i chętnie wdaje się w dyskusje, w które może wplatać swoje niestworzone teorie.
✶ 2 ✶
Jak wszyscy dobrze wiemy, mimo pewnego uduchowienia Helence było z kościołem trochę nie po drodze - poza jednym małym wyjątkiem, którym było tak zwane święcenie dnia świętego. Żadna siła nie była w stanie zmusić jej, by otwarła warsztat w niedzielę, ten dzień od zawsze miała z góry zarezerwowany na odpoczynek oraz spędzanie czasu z rodziną i prędzej świat się skończy, niż Goldsworthy zmieni w tej kwestii zdanie. Była niemal równie uparta, co odklejona, więc jakiekolwiek dyskusje nie wchodziły w grę, bo ona i tak zawsze twardo obstawiała przy swoim, już nawet nie tylko w kwestii niedziel, ale także w każdej innej. No nieważne!
Ważne jest, że dzisiaj, w ramach celebrowania wolnego dnia, wyciągnęła Otisa na pieszą wycieczkę po wyspie i już z góry sobie założyła, że będzie dużo chodzenia. Od zawsze preferowała aktywny wypoczynek; leżenie na plaży, zaleganie na kanapie z Netflixem i miską popcornu czy inne tego typu rozrywki zdecydowanie nie były dla niej. Na szczęście Otis nie miał chyba żadnych obiekcji - gdyby było inaczej, pewnie w ogóle by tu z nią nie przyjechał, prawda?
To nie był pierwszy raz, kiedy eksplorowała takie zakątki wyspy, które większość ludzi zwykle omijała szerokim łukiem, ale wielu z nich jeszcze nie poznała - na przykład stary, wyraźnie podniszczony most widziała pierwszy raz, była tego bardziej niż pewna.
- W tym miejscu chyba jeszcze nigdy nie byłam - stwierdziła, zerkając na mapę. Tak - miała ze sobą papierową mapę wyspy, bo zasięg i google maps były tutaj jedynie pobożnym życzeniem, a posiadała na tyle rozumu i instynktu samozachowaczego, by nie zapuszczać się tu tak totalnie bez niczego. - Myślisz, że to bezpieczne, próbować przejść na drugą stronę? - zadała chyba najgłupsze pytanie na świecie, bo oczywistym było, że most lata świetności miał już dawno za sobą a bezpieczny to ostatnie, co można było o nim powiedzieć. Mimo to coś bardzo mocno kusiło ją, by jednak to sprawdzić, choć rozsądek podpowiadał jej, żeby pod żadnym pozorem tego nie robiła.

Otis Goldsworthy
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
29.


Państwo Goldsworthy wychowywało swoje dzieci w wierze i co niedzielę całą rodziną udawali się do kościoła Carnelian Land. Dziewczynki ubierane były w ładne, odświętne sukienki, natomiast Otisowi tata pomagał zakładać elegancką, równiutko wyprasowaną koszulę. Śniadanie w ogrodzie, spacer do kościoła, poranna msza, wspólnie spędzany czas na grach planszowych i bieganiu po łąkach. Tak wyglądała ich niedzielna rutyna i to właśnie wtedy pani Goldsworthy gotowała wykwintny obiad składający się z dwóch dniach i deseru, co nie zdarzało się codziennie. To dzięki tym obiadom Otis tak dobrze zapamiętał wyprawy do kościoła.
Minęły lata, a on rzadko kiedy uczęszczał w mszy z własnej woli. Najczęściej chodził tam za namową mamy, kiedy przychodził na niedzielny obiad przed czasem, ale w końcu ona również przestała nagabywać swoje dorosłe dzieci i chyba wreszcie zrozumiała, że nie ma sensu ciągać ich tam siłą.
Relacje Otisa z Bogiem były dość skomplikowane. Z kościołem również. Głównie dlatego, że nie do końca wierzył w jego istnienie, co podważało jego uduchowienie. Mimo to uważał, że coś nad nim czuwa. Może to była jakaś wyższa siła, a może wyłącznie wszechświat.
Nie było jednak nic pewniejszego od tego, że prawdziwą świętością były dla niego siostry. A miał ich aż trzy i każdą kochał ponad własne życie. Spacer zaproponowany przez Helen był niczym objawienie, bo Otis kompletnie nie wiedział, co zrobić ze sobą tego wolnego dnia. Nic dziwnego, że ochoczo przystał na eksplorowanie wyspy, na którą przypłynęli kursującym dwa razy dziennie promem.
Przedzierali się prze zarośla aż do starego, wiszącego mostu.
- Chyba sobie żartujesz - popatrzył na te wszystkie brakujące deski i machnął ręką w ich kierunku. - Chcesz przejść na drugą stronę przez TO? - wymownie zaakcentował ostatnie słowo. - Do reszty postradałaś zmysły? - miał ochotę chwycić Helen za ramiona i potrząsnąć nią, żeby się ogarnęła, ale zamiast tego odwrócił się do niej i skinął głową. - Możemy spróbować - Otis nie należał do najbystrzejszych osób na świecie. Można powiedzieć, że był po prostu głupiutki. Wprawdzie nadrabiał wyglądem, ale z inteligencją miał niewiele wspólnego. Pewnie dlatego nigdy nawet nie próbował dostać się na żadne studia, ale jak miał to zrobić, skoro w szkole szło mu mocno średnio? I to nie przez to, że był łobuzem czy opuszczał lekcje, po prostu wiedza się go nie imała.

Helen Goldsworthy
towarzyska meduza
-
mechanik/właścicielka — Lorne Bay Mechanic
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza z rodzeństwa Goldsworthy. Szefuje w warsztacie, naprawia samochody, biega po Tingaree w towarzystwie dwóch psów i chętnie wdaje się w dyskusje, w które może wplatać swoje niestworzone teorie.
Wiara Helen miała się z kolei bardzo dobrze, za to z poglądami większości duchownych oraz kościołem jako instytucją było jej mocno nie po drodze. Z początku rodzice pewnie trochę to przeżywali, ale odbyła z nimi wystarczająco dużo rozmów, by ostatecznie byli w stanie w pewnym sensie zrozumieć jej punkt widzenia - a przynajmniej taką miała nadzieję, bo choć całkiem lubiła światopoglądowe spory (o które nie było trudno przy jej oderwanym od rzeczywistości spojrzeniu na świat), to jednak z rodzicami wolała nie spierać się o takie rzeczy.
Rodzeństwo również dla niej było najważniejsze, niemal na równi z Nachosem, Karmelem i warsztatem - psy i praca były mimo wszystko minimalnie niżej, w razie, gdyby ktoś miał wątpliwości. Nie miała dla Otisa i Autumn tyle czasu, ile chciałaby mieć, dlatego starała się wykorzystywać każdą okazję do spotkania i robienia wspólnie różnych rzeczy. Jako dziecko zawsze obawiała się, że kiedyś wszyscy pójdą w swoją stronę, zajmą się swoim życiem i będą spotykać się jedynie od wielkiego święta, dlatego postanowiła sobie, że do tego nie dopuści. Od zawsze mieli przecież zajebisty kontakt i starsznie byłoby szkoda, gdyby to wszystko miało się tak po prostu skończyć.
- No, czemu nie? Jeśli jest solidnie skonstruowany to powinien wytrzymać - stwierdziła, choć by mieć pewność, musiałaby przyjrzeć się z bliska swoim okiem profesjonalisty. Tak - lubiła myśleć, że skoro zna się na mechanice samochodowej, to od razu z automatu jest mistrzem wszelkich mechanizmów, maszyn i konstrukcji. Szkoda, że w rzeczywistości to nie do końca tak działało a ona zwyczajnie przeceniała swoje możliwości w wielu kwestiach, z czego po czasie potrafiła zdać sobie sprawę, ale za nic w świecie nie przyznałaby tego na głos. - Zaczekaj, sprawdzę czy jest bezpieczny. Potrzymasz? - zapytała, zdejmując swój wielki, turystyczny plecak pełen najróżniejszych pierdół, które akurat wpadły jej w ręce podczas pakowania, a które uznała za niezwykle przydatne. Dała go do popilnowania bratu, sama natomiast podeszła nieco bliżej, chwyciła się barierki i ostrożnie postawiła pierwszą stopę na moście. Kiedy nic się nie wydarzyło, nadepnęła trochę mocniej, próbując ocenić szanse na to, że stare drewno nie zarwie się pod ciężarem jej i Otisa. Co jak co, ale nie miała żadnych samobójczych zapędów i jeszcze nie pogięło jej na tyle, żeby próbowała zbyt mocno ryzykować życie swoje i brata... chociaż, czy na pewno? Bo niby jak inaczej można było nazwać to, co właśnie robiła?

Otis Goldsworthy
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie wyobrażał sobie, żeby jego siostry rozjechały się po świecie. Nie chciał mieć ich tylko od święta, wolał widywać je na co dzień, choć w dorosłym życiu nie mieli już dla siebie tak dużo czasu, jak kilkanaście lat temu. Przede wszystkim dlatego, że wszyscy już dawno wynieśli się z rodzinnej farmy, a każde z nich poszło na swoje. Nawet, jeśli u niektórych były to wynajęta mieszkania, bo nie stać było ich na zakup własnego lokum. Zawsze pozostawał ten komfort, że mogli wrócić na farmę na Carnelian Land, gdzie nigdy nie brakowało dla nich miejsca. Otis zastanawiał się czasem, czy po śmierci rodziców któraś z jego sióstr byłaby chętna przejąć te wszystkie hektary, ówcześnie spłacając rodzeństwo. On sam chyba nie zdecydowałby się na taką inwestycję. Głównie dlatego, że w życiu nie miałby takich funduszy, a przecież spadek należałby się całej czwórce. Równie szybko odganiał podobne myśli, bo za nic w świecie nie wyobrażał sobie, że mamy i taty mogłoby kiedykolwiek zabraknąć. Tak, jak którejś z trzech sióstr, które bardzo kochał, mimo że nie powtarzał im tego codziennie.
Sięgnął po plecak Helen i przesunął się, obserwując jej poczynania. Jak na jego oko, trwało to przeraźliwie długo, więc podszedł bliżej i również zaczął naciskać stopą na stare, drewniane deski.
- Powinno wytrzymać - stwierdził, zupełnie nie znając się na takich konstrukcjach. Wiedział tylko, że siostra była od niego dużo lżejsza i ciężko było stwierdzić, czy most podoła pod ciężarem ich obojga. Ale jak na niego nie wejdą, to przecież nigdy się nie przekonają. - Chryste, co ty tam masz? - spytał, bo chyba spośród nich, to najwięcej ważył duży, wypchany plecak turystyczny, który Otis zarzucił sobie na ramiona. Gdyby wiedział, wziąłby go od siostry dużo wcześniej, ale Helen zawsze była taka samodzielna i samowystarczalna. Rzadko kiedy prosiła o pomoc. Czy to dlatego, że była najstarsza i od początku skazano ją na opiekę i troskę nad młodszym rodzeństwem? Czy to jak w słowach piosenki z animowanego filmu Encanto, w których jedna z bohaterek śpiewała: Siostra się tym zajmie, jest starsza przecież. Zrzućmy na nią ciężar, ten co nas gniecie? Czy właśnie w taki sposób czuła się Helen? Otis nie miał pojęcia, jak to jest być najstarszym. Nie wiedział też, jak to być tym najmłodszym dzieckiem, bo zawsze był tym pomiędzy. Podobnie jak Autumn, który zajmowała to samo stanowisko. Tyle, że ona miała dwójkę młodszego rodzeństwa, a nie tylko jedno, jak w przypadku Otisa.
- Idziemy? - wskazał zachęcająco głową na drugi koniec mostu. Jeśli będą wystraczająco ostrożni, na pewno im się uda bezpiecznie dotrzeć na drugą stronę. Jeśli nie, to... To prawdopodobnie bardzo długo nikt nie odnajdzie ich zwłok w płynącej pod spodem rzece.

Helen Goldsworthy
towarzyska meduza
-
mechanik/właścicielka — Lorne Bay Mechanic
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza z rodzeństwa Goldsworthy. Szefuje w warsztacie, naprawia samochody, biega po Tingaree w towarzystwie dwóch psów i chętnie wdaje się w dyskusje, w które może wplatać swoje niestworzone teorie.
Choć Helen uwielbiała rodzinną farmę i miała do niej ogromny sentyment, raczej nie zdecydowałaby się na ewentualne przejęcie jej po rodzicach. Kilka lat temu być może tak - choć spłacenie rodzeństwa zajęłoby jej pewnie całe wieki, ale na pewno nie byłby to problem nie do przeskoczenia. Teraz jednak miała swój własny kąt w Tingaree i nie zamierzała zamieniać go na nic innego, po pierwsze dlatego, że zwyczajnie zdążyła się już w nim zadomowić, po drugie przez wzgląd na więź która łączyła ją z poprzednią właścicielką i po trzecie, gdyby postanowiła się wyprowadzić to setki godzin pracy nad schronem pod domem poszłyby się gonić. Te trzy argumenty były dla niej wystarczające.
- Same potrzebne rzeczy! - oznajmiła, będąc świecie przekonaną, że tak właśnie jest. W końcu lepiej było spodziewać się niespodziewanego i przygotować się na różne sytuacje. W pewnych kwestiach zdecydowanie nie można było odmówić jej braku zapobiegawczości. No i, jak słusznie pomyślał Otis, dźwigała go sama bo zwyczajnie nie lubiła prosić o pomoc, woląc pokazać, że jest silna i sobie poradzi. Prawdopodobnie rzeczywiście wynikało to z faktu, że była najstarsza i czasami dostawała więcej odpowiedzialności niż chciała. Przykład? Nie trzeba szukać daleko, wystarczy choćby pilnowanie dużo młodszej Finley, kiedy rodziców akurat nie było w domu - nie raz dostawała ją pod opiekę w pakiecie z Harper, córką sąsiadów, i to już totalnie było dla niej za wiele, choć oczywiście bardzo się starała, żeby w żaden sposób tego nie okazać. Być może to właśnie był jeden z głównych powodów jej obecnej awersji do dzieci. Miałoby to całkiem dużo sensu, nawet, jeśli Helen zwykle nie myślała o tym pod tym kątem.
- Pewnie! Pójdę pierwsza, idź kawałek za mną i jakby coś zaczęło się dziać z mostem to od razu się cofnij, okej? - Plan idealny, co mogło pójść nie tak. Dalej nie była pewna, po cholerę chciała tak ryzykować, przecież pewnie dało się przejść na drugą stronę jakąś okrężną drogą, a nawet jeśli nie, to na pewno nie było tam niczego, co byłoby warte igrania z przedpotopowym mostem, ewidentnie nienadającym się już do bezpiecznego użytku. - Może lepiej wezmę ten plecak? Mi dodatkowe obciążenie chyba nie zrobi aż takiej różnicy - stwierdziła rzecz dość oczywistą, bo wiadomo było, że ważyła mniej. Zabrała zatem swój podręczny dobytek i ruszyła przez most, nie zastanawiając się już dłużej, bo czasem mogłaby się rozmyślić. Wszystko było w porządku do czasu, aż nie spojrzała w dół... na chwilę ją zmroziło, kiedy dotarło do niej, na jakiej wysokości się znajdowała. Mimo to nie było opcji, żeby teraz się wycofała. Zaczęła stawiać kolejne kroki, choć teraz już dużo ostrożniejsze.

Otis Goldsworthy
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie sądził, żeby któreś z nich chciało przejąć farmę po rodzicach. Zarówno Otis, jak i jego trzy siostry stali się nazbyt miastowi, żeby zajmować się zwierzyną i uprawą roli. Może ten fakt nieszczególnie uszczęśliwiłby rodziców, ale chyba po śmierci będzie im wszystko jedno. Trochę szkoda, bo dziadkowie od strony mamy wiele włożyli w tę farmę, która jeszcze przed nimi była przekazywana z pokolenia na pokolenie, ale czasy się zmieniały i młodzi oczekiwali od życia czegoś więcej. Poza tym nie każdy miał rękę do prowadzenia gospodarstwa.
Przewrócił teatralnie oczami. Wiadomo, że kobiety miały w swoich ekwipunkach same niezbędne rzeczy. A najbardziej zadziwiał go fakt, kiedy któraś wyciągała ze swojej maleńkiej torebuni milion akcesoriów, w tym wiertarkę i puzon. Jakim cudem one to tam mieściły? Tu zupełnie jak torba bez dna Hermiony Granger.
Po chwili jednak oddał starszej siostrze plecak, co znów wiązało się z przekręceniem jasnych oczu. Jezu, baby były takie niezdecydowane!
- Naprawdę uważasz, że może się zerwać? - ostatnio miał same przygody z wysokościami, bo jakiś czas temu utknął z Harper na dachu, kiedy próbowali załatać dziury i ponaprawiać odłamane dachówki. - Jaka jest szansa, że wyjdziemy z tego bez szwanku? - wprawdzie pod nimi płynęła jakaś rzeka, ale rzeka nie była jeziorem, więc musiało być w niej bardzo płytko. Poza tym oboje dobrze wiedzieli, że nawet jakby mieli lądować w głębinach, to z takiej wysokości zderzenie z taflą wody można było porównać do uderzenia o beton.
Jeśli Helen uważała, że jeśli coś zacznie się dziać jej brat cofnie się, to była w ogromnym błędzie. Nie było mowy, żeby ją tam zostawił na pastwę losu. Tkwili w tym razem, bo pomysł wyprawy w nieznane był ich wspólnym pomysłem.
- No i jak tam? - zapytał, obserwując jak siostra niepewnie stąpa po nierównych deskach. Chryste, przecież takie mosty dawno powinny zostać rozebrane! Uroki rzadko uczęszczanej wyspy Gahdun. - Zresztą, walić to. Wchodzę! - poinformował, tak na wszelki wypadek, gdyby mostem zaczęło nagle bardziej bujać.

Helen Goldsworthy
towarzyska meduza
-
mechanik/właścicielka — Lorne Bay Mechanic
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza z rodzeństwa Goldsworthy. Szefuje w warsztacie, naprawia samochody, biega po Tingaree w towarzystwie dwóch psów i chętnie wdaje się w dyskusje, w które może wplatać swoje niestworzone teorie.
Ano, szkoda, bo choć Helenka nie mieszkała już z rodzicami na farmie od ładnych kilku lat, to wciąż bywała tam regularnie i potrafiła przesiadywać godzinami, jeśli tylko czas jej na to pozwalał. Nie wyobrażała sobie, żeby kiedyś miał tam zamieszkać ktoś obcy, a niestety, taki moment pewnie prędzej czy później nastąpi, bo ona jednak za bardzo przywiązała się już do swojego domku w Tingaree, żeby miała z niego zrezygnować. Wolała więc na razie nie myśleć o tym, co będzie za ileś lat, bo nie uśmiechało jej się jeszcze żegnać się ani z rodzicami, ani z rodzinną farmą.
- Nie wiem... wygląda jakby mógł. - Tak, wygląd mostu sam w sobie stanowił pewnego rodzaju ostrzeżenie, które oczywiście Helen postanowiła zignorować i jednocześnie udawać, że ryzykowanie życia to taka świetna i ekscytująca przygoda. - Nie no, daj spokój! Jasne że wyjdziemy bez szwanku. Trzymał się tu tyle lat, to czemu miałby się zawalić akurat teraz. - Przez cały czas siliła się na lekki ton, nie będąc już do końca pewna, czy bardziej próbuje przekonać Otisa czy samą siebie.
W każdym razie, szła do przodu i póki co wszystko wydawało się być w porządku. Może się pomyliła, a most był jednak bardziej stabilny, niż była skłonna przyznać za pierwszym razem? Wciąż były to tylko domysły, bo Helenka z tyłu głowy przez cały czas miała obawę, że jeden fałszywy ruch i spadnie prosto do płynącej w dole rzeki.
- Na razie chyba bezpiecznie! - oznajmiła, choć wcale nie była tego taka pewna, zwłaszcza, kiedy wzrok przypadkiem uciekał jej w dół. Chryste panie, co też jej w ogóle odwaliło, żeby dobrowolnie pchać się w coś takiego. - Dobra! - odkrzyknęła, pewnie zupełnie niepotrzebnie, skoro Otis prawdopodobnie i tak nie czekał na jej aprobatę tylko za jej przykładem wlazł na most. Sama posunęła się o kilka kroków do przodu, modląc się w myślach, żeby stare deski wytrzymały, bo ona jak ona, ale nie chciałaby mieć na sumieniu jeszcze brata. Zrobiła kolejny niepewny krok. A potem drugi, i trzeci, po którym coś trzasnęło pod jej stopą. Momentalnie cofnęła się krok do tyłu z cichym ja pierdolę, które wydostało się z jej ust zupełnie mimowolnie.

Otis Goldsworthy
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Szczerze mówiąc, wygląda jakby miał się zaraz rozlecieć w drobny mak - podsumował most, gdy ten bujał się na boki pod wpływem jego ciężaru. Nic, tylko czekać aż rodzeństwo runie w dół wprost do rzeki, którą mieli pod pod swoimi stopami. Może nie do końca pod stopami, bo jednak dzieliła ich spora przepaść, ale wystarczył moment, żeby w niej zanurkowali z połamanymi kończynami, skręconym karkiem i wodą w płucach. - Nie wiem, czemu miałaby się zawalić akurat teraz. Może dlatego, że właśnie tak wygląda nasze szczęście? - Otis nie należał do optymizmów, zwykle przewidywał najgorsze, choć tak właściwie nic złego wokół się nie działo. Ale jakoś tak było, że jak coś niefajnego się przytrafiało, to właśnie jemu. Nie rodzicom, nie siostrom, tylko jemu. - Czemu nikt nie zajął się wyremontowaniem tego mostu, przecież ewidentnie potrzebuje odświeżenia. Te wszystkie deski aż się proszą o dodatkowe gwoździe, a łańcuchy o wymianę. Już nie wspominając o linach. Widziałaś, jakie są przetarte? Aż strach się chwytać. No tylko spójrz na nie, kto to... - urwał, bo nagle Helen cofnęła się gwałtownie, więc on zrobił to samo.
Otis widział oczami wyobraźni, jak pozostałe deski łamią się, a oni spadają w dół. Najpierw siostra, której nie zdołałby załapać, później fragmenty mostu, a na samym końcu on. Nie była to zbyt optymistyczna wizja, ale chłopak nie potrafił wyzbyć się jej z głowy. Naprawdę starał się, próbował z całych sił, ale w duchu miał wrażenie, że za chwilę będą musieli pożegnać się z żywotem.
- Wszystko w porządku? Możemy zawrócić, jeśli chcesz. Mówiłem, że nie wygląda zbyt stabilnie, a to, że trzyma się tyle lat jest jakimś nieporozumieniem - czy Otis chciał zawracać? No raczej. Czy uważał, że powinni sobie stąd pójść? Jasne i to jak najszybciej. Wyprawa z najstarszą siostrą brzmiała jak prawdziwy fun, ale nikt nie wspominał tutaj o rozpieprzonych, ledwo wiszących mostach i przepaści, od której dzieliła ich taka odległość, że bez problemu zginęliby na miejscu. Krótko mówiąc - cykał się trochę chłopak, okej? Nie był ryzykantem, nie szukał w każdym momencie dnia adrenaliny, wysokość przyprawiała go o nieprzyjemne dreszcze, a nogi trzęsły się niczym galareta, również przez świadomość, że znajdowali się tak wysoko. Ale co się dziwić? Od dziecka wszystkie wesołe miasteczka, lunaparki z rollercoasterami wywierały w nim różne lęki. To nie było dla niego, on wolał pojeździć elektrycznymi samochodami albo pójść na karuzelę w kształcie zwierzątek.

Helen Goldsworthy
towarzyska meduza
-
mechanik/właścicielka — Lorne Bay Mechanic
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Najstarsza z rodzeństwa Goldsworthy. Szefuje w warsztacie, naprawia samochody, biega po Tingaree w towarzystwie dwóch psów i chętnie wdaje się w dyskusje, w które może wplatać swoje niestworzone teorie.
Helen z kolei starała się patrzeć na rzeczy w miarę realistycznie, choć nawet ona musiała przyznać, że pokładanie wiary w starym, zepsutym moście było z jej strony szczytem optymizmu. Teraz to widziała, pewnie nawet byłaby skłonna przyznać się do tego na głos, ale co z tego, skoro było już chyba trochę za późno na podobne przemyślenia. Teraz pozostawało jedynie modlić się, by nie musieli przypłacić jej wspaniałego i mądrego pomysłu zdrowiem, czy nawet życiem. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej słabo jej się robiło, ale za wszelką cenę starała się zachować zimną krew, bo jeśli teraz wpadnie w panikę to będzie pozamiatane.
- A tam, szczęście. To nie jest kwestia szczęścia, tylko fizyki - rzuciła czymś, co w założeniu miało być pocieszeniem, ale ostatecznie wyszło raczej marnie, bo prawa fizyki z całą pewnością nie były w tym momencie ich sprzymierzeńcem, jakkolwiek by na tą sytuację nie spojrzeć. Trzask deski pod jej stopą tylko to potwierdził, i choć Goldsworthy naprawdę się przestraszyła, to przecież właściwie nic takiego się nie stało. Stare, drewniane rzeczy czasem trzeszczą, nie było powodu do niepokoju... bo nie było, prawda?
- Tak tak, wszystko okej, żyję! - Jeszcze, dodał zdradziecki głos w jej głowie, ale Helenka wspaniałomyślnie postanowiła go zignorować i pchać się w przysłowiowe bagno dalej, bo przecież była już za daleko, żeby teraz zawracać! To byłoby kompletnie bez sensu, a przynajmniej tak chciała sobie wmówić, żeby nie musieć przyznawać, że to w głównej mierze duma nie pozwalała jej się teraz cofnąć. - Nah, nie ma sensu zawracać, już jesteśmy bliżej niż dalej. - Teraz już totalnie brzmiała tak, jakby próbowała przekonać nie tylko Otisa ale i samą siebie. W ogóle nie była pewna tego, co robi i pewnie przez kolejny miesiąc będzie sobie wypominać, jak cholernie głupie i nieodpowiedzialne to było, mimo to jednak znów ruszyła do przodu jak gdyby nigdy nic. Przez chwilę nawet wszystko było w porządku, jednak kiedy już zbliżała się do końca mostu a jej pewność siebie zaczęła powoli wracać, natrafiła na kolejną spróchniałą deskę, która pękła na pół i poleciała do rzeki. Helen krzyknęła przerażona, odsuwając się i kurczowo łapiąc za liny, pełniące funkcję barierek... swoją drogą, one także nie wydawały się zbyt bezpieczne.
- Przepraszam, Otis! To jednak był głupi pomysł! - Tak, powiedziała to na głos. Przyznała się do błędu. Rychło w czas. - Jeśli jeszcze raz wpadnę na coś podobnego to od razu mi to wyperswaduj, błagam. - Wątpliwe, że posłucha, bo przyznawanie racji innym przychodziło jej z dużym trudem (o ile w ogóle!), ale może następnym razem brat zdoła ocalić od jej niebezpiecznych pomysłów przynajmniej samego siebie.

Otis Goldsworthy
ODPOWIEDZ