Tak, więc przeciwieństwa czasem potrafią dojść do porozumienia a w wyjątkowych przypadkach nawet się zaprzyjaźnić. Momentami Coen był w zasadzie głosem rozsądku, który to przyprowadzał skrytego Marlona do porządku, w chwilach tak przedziwnych jak z resztą ta, która miała miejsce teraz.
-Do straszenia ludzi? No to Ci się udało.- westchnął, bo nie potrafił nic zaradzić na obezwładniające go przedziwne poczucie niepokoju. Wyspa początkowo intrygująca, teraz wydawała się może nie upiorna, ale z pewnością mało zachęcająca. Nie był przesądny, ale z minuty na minutę coraz bardziej żałował obranego kursu.
Szczególnie gdy jego łódka, a zarazem jedyny środek transportu mogący ich stąd wydostać, odpływała radośnie w siną dal. Nie miał nic przeciwko treningom, ale zdecydowanie preferował taniec, a nie pływanie. Gdyby wiedział, co czeka go lada moment, to przynajmniej ułatwiłby sobie zadanie, uprzednio pozbywająca się zbędnego odzienia, które to w przypływie chwili zmoczył doszczętnie, ruszając w pogoń za łodzią.
-Dam radę!- zawołał, starając się nie zachłysnąć się przy tym woda, która tak chaotycznie rozbijał, łomocząc rękami spienione fale. Bez dwóch zdań nie mógł równać się z pływacką sprawnością przyjaciela, dla którego ten dystans z pewnością nie stanowił najmniejszego wysiłku, ale całe szczęście i on za dzieciaka został przymuszony do uczęszczania na lekcje pływania. Wybitny w tym nigdy nie był, ale radził sobie na tyle, by po krótkiej chwili dołączyć do przyjaciela w okolicy swojej łodzi. Po chwili, którą dał sobie na odsapnięcie, wdrapał się na łódź, ściągając z siebie przemoczoną bluzę. Westchnął ciężko, po czym skierował spojrzenie na Coena.
- Z tą wyspą jest coś nie tak, nie wiem co, ale nie zamierzam tu zostać ani minuty dłużej.- prychnął, żałując, że pod pokładem nie pozostawił sobie żadnego rozgrzewającego trunku. Nie pił zbyt często, w zasadzie był niemalże abstynentem. Jednak chłodne podmuchy wiatru, smagające dotkliwie jego przemoczone ciało, sprawiły, że coraz cieplej myślał o szklaneczce whisky. Od biedy zadowoliłby się nawet kubkiem gorącego kakao na sojowym mleku, ale mieli to co mieli. Czyli nic.
coen peverell