36 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
36 letnia panna z odzysku po dwóch rozwodach. Szczęśliwa, promienna i pewna siebie. Na ogół uśmiechnięta i zadowolona. Zdecydowanie warto ją poznać bliżej. Może dostaniesz rabat na jakiś zabieg???
Niecały tydzień – dokładnie tyle dzieliło Sarę od chwili gdy miała zdawać egzaminy niezbędne do otrzymania uprawnień na prowadzenie łodzi podobnych do tych, które stały równo zacumowane przy molo. Tydzień to bardzo mało czasu ale Smith nie przejmowała się upływem kolejnych dni i kartkami w kalendarzu, które wyrywała każdego poranka. Lubiła się uczyć nowych rzeczy a dodatkowa pewność siebie sprawiła, że przeczuwała sukces. Bo nie ma co się czarować - sprawa nie była specjalnie trudna i wręcz niedostępna dla większości społeczeństwa. Wystarczyło podejść do wszystkiego ze spokojem i udowodnić, że jest się gotowym na samotne wyprawy na otwarte wody. A tak zupełnie serio to Sara chciała na łodzi głównie odpoczywać i łapać słońce. Sama wizja wypoczynku w otoczeniu rozległej wody sprawiała, że czuła na karku przyjemny dreszcz.
A znajomi i przyjaciele Smith nie byliby sobą gdyby nie zapewnili jej dodatkowej lekcji twierdząc uparcie, że skoro prowadzenie pojazdów na wodzie wychodzi jej mówiąc delikatnie „przeciętnie” to może warto skorzystać z pomocy i przyjąć te kilka dodatkowych h pod okiem kogoś bardziej doświadczonego. Zbieg okoliczności, duże zmiany w grafiku i udało jej się umówić z zupełnie nieznajomym człowiekiem, który został okrzyknięty alfą i omegą w prowadzeniu jachtów każdego kalibru.
Po krótkim przedstawieniu i opisie oprzyrządowania, które nieco odbiegało od modelu jaki zamówiła Sara, powoli i bezpiecznie wypłynęli na otwarte wody.
– Gdy znajomi umawiali mnie na dodatkową lekcję zapomnieli wspomnieć, że wskazówek będzie mi udzielał sam burmistrz. Ubrałabym się jakoś inaczej – zażartowała spoglądając z góry na swoje najzwyklejsze w świecie dżinsy i trampki, które idealnie nadawały się do chodzenia po pokładzie. Pogoda była wręcz idealna więc nie było mowy o oczekiwaniu na trudne warunki. – Sama nie wiem o co powinnam jeszcze zapytać. Może rejs w kierunku Tasmanii ? – uniosła zaczepnie brew. Widać było, że prowadzenie jachtu sprawia jej ogromną frajdę i ma przez to doskonały humor, którym emanowała na wszystkie sposoby. – Od dawna pływasz? – zwróciła się do mężczyzny obejmując kierownicę i wykonując delikatny skręt. Gdyby było cieplej to pokusiłaby się o kąpiel w oceanie ale dzisiejsze warunki na to nie pozwalały.
– Możemy tam odrobinę podpłynąć? – wskazała na piękną lagunę i w tej też chwili do głowy przyszło jej pytanie. – Jakieś wskazówki jak uniknąć mielizny?

Francis Winfield
dzielny krokodyl
Sara Smith
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
7.

Miał dzisiaj to szczęście, że skończył nieco wcześniej, niż zwykle, chociaż w zasadzie dla niego praca była często najlepszą opcją. Musiał podrzucić do firmy jego rodziców nieco dokumentów, a kiedy w niej był, jeden z pracowników akurat się żalił, że miał uczyć jakąś czekającą na swój jacht znajomą znajomych, ale wypadły mu pilne prace warsztatowe. Normalnie Francis uznałby, że to nie jego sprawa, ale jednak firma należała do rodziny, więc nie chciał, by jej pracownicy cieszyli się złą renomą, to też zaoferował, że go zastąpi, o ile wspomniana klientka nie jest jakąś małolatą, której bogaci rodzice zrobili prezent. Z takimi niekoniecznie chciałby się użerać i marnować swój czas wolny. Okazało się jednak, że kobieta z którą miał się spotkać była niewiele od niego młodsza, więc wierzył, że ich wspólne nauki pójdą owocnie. Marynarkę z krawatem zostawił w samochodzie, ale niestety nie miał przy sobie bardziej luźniejszego stroju, więc buty od gangu i podwinięcie rękawów od koszuli musiało wystarczyć.
- Twoi znajomi umówili cię z pracownikiem mojej rodziny, ale nie mógł się stawić, więc jestem zastępstwem z przypadku - powiedział zgodnie z prawdą. Nie ma co się oszukiwać, nawet jeśli jego znajomi poprosiliby go o podobne korepetycje, najpewniej w innych okolicznościach najzwyczajniej w świecie by się nie zgodził. - Gdybym wiedział wcześniej, też ubrałbym się na sportowo - dodał bardziej, by się nie przejmowała, bo jednak w jego wydaniu nawet na sportowo oznaczało raczej smart casual. Obserwował cały czas, jak sobie radzi, bo skoro już tu był, chciał faktycznie przyłożyć się do polepszenia jej umiejętności. - Gahdun Island to póki co lepszy kierunek - odpowiedział na jej słowa. Nie był mistrzem smal talku, generalnie ciężko było do niego dotrzeć i był raczej dość trudno dostępnym człowiekiem. Mimo to nie chciał wyjść na ostatniego gbura, który tylko milczy, nawet jeśli gdyby o niego chodziło, nie miałby nic przeciwko. - Pływam? - podpytał, bo pytanie można było zrozumieć na wiele sposobów. Zdecydował się postawić na tematy typowo jachtowe. - Na motorowych zacząłem od dziecka, a żeglować samodzielnie w wieku jakiś dwunastu lat - wzruszył swobodnie ramieniem. Tak to wygląda, kiedy twoi przybrani rodzice posiadają lokalną stocznię, jachty otaczały ich od zawsze. Pokiwał głową na jej pytanie odnośnie podpłynięcia do laguny, ale też przy tych słowach zbliżył się do niej nieco, aby mieć lepszą kontrolę nad jej poczynaniami. - Wszystko zależy od łodzi na której się znajdujesz - wiedział, na jaki model czekała, ale też nie czułby się dobrze, gdyby udzielał jej rad tylko pod konkretny przypadek. - Żaglówki mają w większości regulowane miecze, zbliżając się do brzegu należy je podciągnąć, by nie ryć nimi o dno, ale w przypadku motorówki trzeba poznać dobrze głębokość zanurzenia własnego jachtu - powiedział wręcz mentorskim tonem. - Przede wszystkim... do brzegu zbliżamy się zawsze powoli - a mówiąc te słowa sam pozwolił sobie na zmniejszenie prędkości jachtu, pochylając się jeszcze odrobinę. - Nigdy na pełnej prędkości, czy na żaglach... jak z pierwszym biegiem podczas parkowania w samochodzie - wyjaśnił, licząc, że... że posiada prawo jazdy, inaczej te porównanie mogłoby nie być zbyt trafne.

Sara Smith
sumienny żółwik
Lilka
36 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
36 letnia panna z odzysku po dwóch rozwodach. Szczęśliwa, promienna i pewna siebie. Na ogół uśmiechnięta i zadowolona. Zdecydowanie warto ją poznać bliżej. Może dostaniesz rabat na jakiś zabieg???
Przelotne spojrzenie i oderwany od steru wzrok był zupełnie niewymowny bo trudno było jej skomentować fakt nietypowego powierzenia obowiązków przełożonemu. Być może to złe określenie bo nic innego jak czysty przypadek sprawił, że oboje znaleźli się na jednym pokładzie niewielkiego jachtu. – To była niespodzianka więc nie wiedziałam z kim mam popłynąć. Rozumiem, że masz masę innych obowiązków niż niańczenie niedoświadczonych lekarzy, którym ubzdurało się robić uprawnienia – z premedytacją uniknęła określenia „na stare lata” bo staro nie czuła się w absolutnie żadnej chwili. Co najwyżej dojrzale i to było najbardziej właściwe określenie. – W tej chwili mam wyrzuty sumienia – chrząknęła bowiem zrobiło się nieco niezręcznie. Owszem, gdyby nie chciał to wcale nie musiał godzić się na takie rozwiązanie co nie zmienia faktu, że Sara poczuła się nieco jak obowiązek do spełnienia.
Dobra opinia rodziny itp…
– Sprawdzałam pogodę i wszystko wskazuje na to, że jedyne co nas czeka to kilka niewinnych chmurek więc – omiotła spojrzeniem ubiór burmistrza jak i całą jego sylwetkę. – Jest bardzo okej – wróciła do spoglądania przed siebie czując na twarzy delikatny powiew i wspaniały zapach wody. – Czemu nie. Wypadałoby tylko zrobić większe zapasy jedzenia – o ile tutaj w ogóle jakieś były. Jacht nie należał do niej więc absolutnie nie miała zamiaru ani czelności zaglądać jak wygląda strefa pod pokładem. Wielkościowo przypominał ten, który sama zamówiła więc obstawiała sypialnię, kącik kuchenny oraz łazienkę. Czyli wszystko co niezbędne żeby wypłynąć nawet na kilka dni.
– Czyli zebrałam się do tego naprawdę późno – i tutaj doskonale odnalazłby się jej ojciec wiecznie twierdzący, że „lepiej późno niż wcale”. Powoli i Sara wyznawała taką zasadę. Inaczej stwierdziłaby, że nowości już nie są dla niej a jednak i jeszcze trochę i zostanie właścicielką całkiem fajnej morskiej bryki.
– Acha, okej, zapamiętam – słuchała go z zainteresowaniem bo nie była tutaj po to aby podziwiać widoki, tylko przyswajać wiedzę. – Dobrze – zaśmiała się próbując z całej siły powstrzymać rozbawienie. – Jestem fatalnym kierowcą. Naprawdę, jestem w stanie się założyć, że nie znasz gorszego posiadacza prawa jazdy – powiedziała bez zażenowania bowiem pogodziła się z brakiem perfekcji w tej materii.
– Czy to prawda, że władza jest uzależniająca? – odbiegła zupełnie od tematyki żeglugi wykorzystując moment na pogawędkę bardziej polityczną niż prywatną.

Francis Winfield
dzielny krokodyl
Sara Smith
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Dobrze, że nie użyła określenia na stare lata, bo wówczas Francis jako starszy mógłby dopiero poczuć się dotknięty. Co zaś się tyczyło niezręcznej atmosfery, w jego towarzystwie niestety stanowiło to swoistą normę. Zyskiwał dopiero przy bliższym poznaniu, jeśli w ogóle. Był niezwykle sztywnym człowiekiem, przez liczne doświadczenia, a także obowiązki zapominał, że ma prawo do zabawy, czy beztroski.
- Niepotrzebnie. Możesz mi wierzyć, że trudno mnie zmusić do czegoś, na co sam nie mam ochoty - odpowiedział zgodnie z prawdą. Nawet jeśli nie marzył o roli nauczyciela, to gdyby nie chciał pomóc w roli zastępstwa, to by tego nie zrobił. Pomaganie jednak miał w krwi, bo nie lubił, gdy na jakiejś płaszczyźnie coś zawalało, nawet jeśli niewiele miał z tym wspólnego.
- Morze bywa nieprzewidywalne, to też dobra lekcja - zauważył odnośnie tej pogody, ale też liczył na to, że nic niespodziewanego ich nie spotka. Uniósł też kącik ust, słysząc komplement, bo jednak był tylko człowiekiem. - Dzięki - rzucił, a słysząc o zapasach mimowolnie podniósł nieco brwi. Obstawiam, że jak ją uczył, to jednak spotkali się na jego jachcie, też wcześniej myślałam, że Sara kupuje jacht motorowy, ale najwyraźniej nie, więc wszystko się zgadza. - Jakiekolwiek w zasadzie. Z tego co pamiętam poza przyprawami w kuchennej części niczego nie znajdziesz - wzruszył ramionami, bo niestety nie było mowy o wyruszeniu w większą podróż bez przygotowania. No i pozostawała jeszcze jedna kwestia. - Mimo wszystko, gdybym nie pojawił się jutro w pracy z powodu rejsu z atrakcyjną kobietą, miałbym problemy - zażartował dość swobodnie, luzując odrobinę foka. Kiedy już okręcił linę dookoła kabestanu, zajął się od razu jej buchtowaniem, kontrolując przy tym poczynania kobiety. - Niekoniecznie... jestem raczej kiepskim przykładem w tym przypadku - przyznał od razu, bo nie wszystkie dzieciaki miały możliwości na naukę żeglowania, czy sterowania motorówką. Francis miał w tej kwestii szczęście, chociaż swoje wcześniej musiał przecierpieć, zanim trafił do rodziny adopcyjnej. - Długo masz te prawo jazdy? Jestem zwolennikiem zasady, że wszystko jest kwestią dobrego treningu i nauczyciela - przyznał bez bicia. Nie lubił zakładania, że ktoś ma do czegoś predyspozycje, bądź talent. Liczyła się ciężka praca, zaangażowanie i skupienie. Póki co widział, że tego Sarze nie brakuje, ale nie chciał też zbyt pochopnie wydawać opinii. Spodziewał się też, że ich rozmowa zostanie na takim dość luźnym poziomie, ale to nagłe pytanie blondynki mocno zbiło go z tropu. Może nawet nieco się zmieszał, ale ostatecznie ukrył to pod cichym westchnieniem.
- To raczej kwestia silnej woli - odpowiedział zdawkowo, wlepiając w nią swoje spojrzenie, jakby chciał zrozumieć skąd taka ciekawość. - Nigdy nie byłem podatny na uzależnienia - wzruszył ramionami w odpowiedzi na słowa, które poniekąd odebrał, jak jakąś aluzję. Wolał rozwiać wątpliwości. - Tak postrzegasz pracę burmistrza? Jako źródło władzy? - tym razem to on oczekiwał jej odpowiedzi, całkiem ciekawy, czy wybrnie z tematu, czy może będzie z nim podążać.

Sara Smith
sumienny żółwik
Lilka
36 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
36 letnia panna z odzysku po dwóch rozwodach. Szczęśliwa, promienna i pewna siebie. Na ogół uśmiechnięta i zadowolona. Zdecydowanie warto ją poznać bliżej. Może dostaniesz rabat na jakiś zabieg???
– Dobrze, skoro tak twierdzisz to Ci wierze – przygryzła wargi od środka skupiając się na manewrze w jedną ze stron. Prowadzenie jachtu przy warunkach atmosferycznych jakie panowały dzisiaj było niczym innym jak czystą przyjemnością. Słońce, delikatny wiatr i prawie nienaruszona tafla wody. – Masz racje ale ten widok mnie całkowicie uspokaja – wstała od sterów pozwalając sobie na to aby nareszcie wyprostować kości. – To jak xanax bez działań ubocznych. Też to lubisz? – zwróciła się do niewiele starszego od siebie mężczyzny. Rzadko kiedy przebywała w towarzystwie rocznika tak mocno zbliżonego do swojego. Z perspektywy czasu musiała stwierdzić, że to ją mentalnie odmładzało ale spotkania podobne do tego niosły ze sobą potrzebną powagę i spokój. Wiek to nie tylko doświadczenie ale także rozsądek tak potrzebny aby żyć w zgodzie ze sobą i resztą społeczeństwa. Młodość była porywcza i szalona natomiast czy ona już z tego wyrosła? Częściowo z pewnością tak.
– Nie jestem na tyle odważna żeby natychmiast wypływać gdzieś daleko – pytanie czy to kwestia przezorności i czy aby na pewno nie chodziło o głupotę niż o odwagę. Umiejętności za sterem to jedna, a zdobyte doświadczenie to drugie. I tego najbardziej jej brakowało. Biorąc pod uwagę liczny pech jaki towarzyszył jej w transporcie lądowym, wolała dmuchać na zimne i na początek nie oddalać się zbytnio. – W taki wypadku to rejs mocno odchudzający – człowiek jest w stanie przeżyć bez jedzenia sporo. Gorzej jeśli brakowało wody pitnej. Dorzucając do tego wysoką temperaturę mamy piękny przepis na śmierć w męczarniach. – Myślę, że dyrektor kliniki wydeptałby ścieżkę do mojego gabinetu. Mam na jutro zaplanowane dużo spotkań i byłoby mi bardzo przykro gdybym zawiodła te oczekujące kobiety – w tej właśnie chwili wyszło jak paskudną pracoholiczką jest Smith. Nie, ona wcale nie mówiła tego tylko po to aby zaznaczyć iż jest lekarzem. Ona była tym typem człowieka, który ma wyrzuty sumienia gdy nie może stawić się w pracy z powodów osobistych i tak – to smutne.
– Z drugiej strony to byłaby ucieczka od wszystkiego. Gigant przed 40 to nadal gigant czy już podchodzi pod zaginięcie i rozszerzone poszukiwania przez policje? – spojrzała na burmistrza mając przed oczami sceny rodem wyciągnięte z filmów katastroficznych gdzie ich niewielki jacht zostaje porwany przez morze podczas sztormu. Tylko kwestia tych przypraw i pustej lodówki niajk nie wpisywała się w kilkudniową odskocznię od wszystkiego i wszystkich.
– Dlaczego? – drążyła temat mając nadzieje nad podtrzymanie wymiany zdań, która po drętwym początku dobrze się rozwinęła. – Od pełnoletności, czyli od dwóch miesięcy – uniosła brwi powstrzymując z całych sił próbę zaśmiania się. Ujmowanie sobie wieku weszło jej już w nawyk i to w zabawnym wydaniu więc nie można było mieć jej kłamstewka za złe.
Widząc zmianę wyrazu twarzy mężczyzny i ona się nieco zmieszała. Jej pytanie było szczere, spontaniczne i nieprzemyślane więc nic dziwnego, że dopiero teraz zaczęła nad nim dumać. – To mamy ze sobą coś wspólnego – próbowała jakoś rozluźnić atmosferę choć szło jej to opornie. – Nie można Ci odmówić wielu możliwości, o których zwykły, szary człowiek może tylko pomarzyć więc tak. Władza jest częścią Twojej pracy a właściwie wynika z niej – tak jak ona miała władzę nad życiem i śmiercią gdy kroiła na stole żywego człowieka. Nigdy się nad tym nie zastanawiała ale właśnie taka była prawda.

Francis Winfield
dzielny krokodyl
Sara Smith
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Skinął jedynie głową, samemu kontrolując jej pracę. Do nauki faktycznie warunki mieli niezłe, chociaż gdyby to on żeglował takiej flauty na pewno nie uznałby za coś dobrego. Wręcz przeciwnie, niezmarszczona przez fale woda, to jak piekło dla żeglarza. Zaskoczyło go też jej porównanie, nie do końca wiedział, czy pyta o żeglowanie, czy może o jego skłonności do środków uspokajających, ale chyba dla spokoju ducha, zdecydował się to zinterpretować w ten pierwszy sposób.
- Jestem oficerem marynarki wojennej, raczej powinienem to lubić - uśmiechnął się zdawkowo. Nie czuł też potrzeby chwalenia się stopniem wojskowym, ani nie oczekiwał od nikogo, że będzie znał o nim ten szczegół. Prawdę mówiąc nie miał też pretensji do osób, które nie wiedziały, kto jest aktualnym burmistrzem Lorne Bay. Jeśli ta wiedza nie była im do niczego potrzebna, to on tym bardziej nie miał z tym problemu. Wierzył, że każdy powinien skupiać się na własnej niszy i jeśli wiedza z jakiejś innej nie była mu potrzebna, to nie powinno jej się od niego wymagać. Sam też kompletnie nie uważał na podstawie jej słów, aby była pracoholiczką, ale w końcu on sam praktycznie mieszkał w swoim gabinecie w ratuszu, poświęcając pracy więcej czasu, niż wypadało. W końcu miał go z kim spędzać, ale chyba tak radził sobie z tym wszystkim co się działo. Z żałobą po stracie jedynego dziecka, z małżeństwem, które się sypało, mimo, że oboje z Jane próbowali udawać przed innymi, że wcale tak nie jest.
- W takim razie dobrze się składa, że żadne z nas nie planuje na jutro dnia wolnego - zauważył, bo też nie chciałby, aby przez niego ktoś zawalał swoje obowiązki. Jeśli też chodzi od niego, to tu spokojnie mógłby zamknąć temat, ale wydawało mu się, że tak po prostu nie wypada. - Jaka profesja? - zagadnął więc swobodnie, nie chcąc zgadywać. W pierwszej chwili myślał, że może być położną, bądź kimś w tym rodzaju, ale nie lubił się bawić w trafy na podstawie szczątkowych informacji. - Gigant? Mam wrażenie, że wieki nie słyszałem, kiedy ktoś używał tego słowa - przyznał po chwili konsternacji. - Wszystko pewnie zależy... na ile znikasz i czy w domu ktoś na ciebie czeka - wzruszył ramionami. Mimo wszystko w tym wieku niejedna samotna osoba mogłaby zniknąć i na tydzień, a nikt by nie zauważył. Trochę to przykre, ale dorosłość generalnie nie była szczególnie wesołym okresem. Wydawało mu się też, że jego słowa są całkiem oczywiste, ale nie miał problemu z tym, by dokładniej je omówić.
- Wychowali mnie właściciele stoczni - to akurat było dość wiadome, skoro ta miała nazwisko w nazwie i była sporym zakładem, w którym z resztą pracował mężczyzna u którego Sara zamówiła swój jacht. - Jachty zawsze były w naszym otoczeniu - zakończył spokojnie, wierząc, że tym samym rozegna wszelkie wątpliwości. Zaśmiał się też zdawkowo, w odpowiedzi na jej dowcip. - No tak, kobiety i ich potrzeba ukrywania wieku - mruknął, pozwalając sobie jeszcze na chwilę rozbawienia, mimo, że podobne dowcipy nie były do niego zbyt podobne. Niestety nie uważał siebie za typ wodzireja. Gdy był młodszy, to owszem, całkiem inny był z niego człowiek, pełen zapału, skory do żartów, ale aktualnie? Życie chyba w nim to zabiło.
- Taka władza wiąże się z odpowiedzialnością, której większość zwykłych szarych ludzi, jak ich określiłaś, nie bierze pod uwagę - nadal był poważny, ale próbował już się tak nie spinać, pozwolić na to, by atmosfera nie robiła się coraz cięższa. Kiedy zaczynał się temat pracy siłą rzeczy robił się bardziej zasadniczy, ale to nie tak, że miał do niej jakiekolwiek pretensje. - Poza tym każdy szary człowiek może spróbować mnie wygryźć ze stanowiska - pierwszy raz pozwolił sobie na taki żarcik, nawet się przy tym uśmiechnął, luzując nieco jeden z żagli, by pewniej łapał wiatr.

Sara Smith
sumienny żółwik
Lilka
36 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
36 letnia panna z odzysku po dwóch rozwodach. Szczęśliwa, promienna i pewna siebie. Na ogół uśmiechnięta i zadowolona. Zdecydowanie warto ją poznać bliżej. Może dostaniesz rabat na jakiś zabieg???
Gdyby miała możliwość uczestnictwa w rozmowie lub bycia chociażby biernym obserwatorem, sama zaczęłaby z siebie drwić słysząc tak mało precyzyjne pytanie. Gdyby jeszcze burmistrz wiedział czym dokładnie zajmuje się Smith, jego zastanowienie trwałoby znacznie dłużej. Jako lekarz miała możliwość wypisywania lekarstw, w tym tych uzależniających, na które trzeba bardzo uważać. W tym jednak wypadku z całą czystością sumienia można stwierdzić, że mężczyzna wybrał poprawny tok myślenia kierując się w stronę rozległego morza, nie apteki.
– O proszę. Nie wiedziałam – pozwoliła sobie na zmierzenie go wzrokiem i czy chciała czy nie, kilka słów zmaterializowało się szybciej niż połączenie faktów między komórkami w mózgu. – Musisz dobrze wyglądać w mundurze – standardowo mówi się, że kobiety lgną do wszelkiego rodzaju służb mundurowych ale ona gdyby miała być szczera, bardziej podobali jej się faceci na motorach. Choć bywało i tak, że po zdjęciu kasku człowiek doznał intensywnego rozczarowania.
Mniejsza.
– Chirurgia plastyczna – powiedziała z nutką pewności siebie w głosie. Lubiła to co robi i lubiła o tym opowiadać. Wykonywany zawód uważała za swoją pasję i ogromny sukces, na który ciężko pracowała. Z tego też względu można było pomyśleć, że się przechwala – ona tego tak nie wiedziała. – Pracuje w lokalnym szpitalu i prywatnej klinice ale to już w innym mieście – tego co robi najczęściej wolała mu oszczędzić. Mężczyźni rzadko chcieli słuchać o rekonstrukcji piersi po przebytej chorobie czy wyciąganiu setonów z nosa. Oni woleli widzieć efekty po wygojeniu, zwłaszcza i przede wszystkim u swoich partnerek. Ona sama rzadko miała styczność z płcią brzydszą na stole i nieszczególnie się tym martwiła. Było dobrze tak jak było.
– Faktycznie. Biorąc pod uwagę wymienione przez Ciebie czynniki to… nikt by nie zgłosił mojego zaginięcia chociaż nie jest to jednoznaczne z tym, że nikt na mnie nie czeka w domu – uniosła palec wskazujący do góry bawiąc się w grę słów. Nie, nie oczekiwała rozwiązania łamigłówki bo ani ona, ani on nie przybyli tutaj aby rozwiązywać rebusy. – Mam w domu węża i myślę, że mógłby mieć problemy chociażby z wystukaniem numeru alarmowego – najpewniej gdyby coś się stało Sarze to bidulek umarłby z głodu lub szybciej z pragnienia. Rozmowy podobne do tych zmuszają do refleksji czy to aby nie pora na obdarowanie kogoś kluczami zapasowymi do własnego lokum.
– Jesteś adoptowany? – zapytała prosto z mostu bo temat był jej niestety bardzo dobrze znany. – Ja swoich biologicznych rodziców nie poznałam ale wychowałam się w świetnym miejscu i nigdzie nie byłoby mi lepiej – puściła mu oczko bo mimo niezbyt wesołej atmosfery przy rozmowie, nie było powodów do wylewania żalów. – Teraz już wszystko jasne. Znasz statki od dziecka – najpewniej dla młodego chłopaka nie samo pływanie było frajdą, a konstrukcja, mechanizm działania i budowa stanowiły ogromną zagadkę, którą jak najszybciej trzeba rozwiązać. – Owszem. Być może nie zdają sobie nawet sprawy, że niemal wszystkie dokumenty przygotowują dla Ciebie pracownicy, a Ty je podpisujesz – co również wiązało się z możliwością wejścia na minę w przypadku braku ostrożności. Grunt to dobór odpowiedzialnych pracowników. – Zwłaszcza jeśli uznają, że dotychczasowy burmistrz jest już zbyt długo na stanowisku. Takie zrywy społeczeństwa są zawsze interesujące. Wiesz, potrzeba wyboru kogoś „swojego”, przeciętnego – i to bywało zgubne bowiem „swój” człowiek miał ogromne problemy z odnalezieniem się w tej trudnej rzeczywistości.

Francis Winfield
dzielny krokodyl
Sara Smith
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Zaskoczyła go jej szczerość i prostolinijność, bo zwykle ludzie w jego towarzystwie o wiele bardziej się pilnowali, dlatego też po chwilowej konsternacji, nieoczekiwanie parsknął śmiechem. Może nie była to jakaś widowiskowa salwa wesołości, ale jak na niego naprawdę duża zmiana.
- Pozostaje mi wierzyć, że tak jest - zażartował, kierowany tą nieoczekiwaną wesołością. Miał świadomość tego, że jest człowiekiem atrakcyjnym, ale pewnie robiłby o wiele lepsze wrażenie, gdyby jego osobowość była przystępniejsza.
- Tego nie obstawiałem - powiedział zgodnie z prawdą, bo o chirurgii plastycznej nie myślał. - W czym się specjalizujesz? Rekonstrukcji, czy estetyce? - zagadną, bo po pewności siebie, jaką prezentowała, doszedł do wniosku, że dobrze czuje się w tym temacie. Sam nie był ani jego znawcą, ani ignorantem, tym bardziej, że wśród swoich najbliższych posiadał osoby blisko związane z medycyną. Na pewno nie należał też do mężczyzn, którym przeszkadzała rozmowa o przebiegach zabiegów, raczej nie należał do delikatnisiów, a wręcz przeciwnie. Skupił się na moment na morzu, wzrok zatrzymując na niewielkich falach, ale nadal był obecny w rozmowie, która rozwijała się chyba coraz lepiej. Dobrze, że zagadka nie zawisła w powietrzu bez rozwiązania, bo Francis nie był fanem niedopowiedzeń.
- Węża? Widzę, że charakterna z ciebie kobieta - pozwoliła sobie na taką uwagę, nie mając niczego złego na myśli. - Ale dobrze... dołożę wszelkich starań, by twój pupil nie został sam - posłał jej znaczące spojrzenie i poluzował jeden z żagli, następnie okręcając go dookoła kabestanu, który wydał z siebie przyjemny dźwięk przekładni. Ponownie parsknął, zaskoczony swoją wesołością, ale to pewnie morze tak na niego działało. Przez problemy rodzinne za często zamykał się w biurze, zapominając o własnej pasji.
- Zwykle ludzie pytają o to subtelniej - wytknął jej nieszkodliwie, chcąc jedynie sobie pożartować. - Ale tak, jestem adoptowany - rozwiał wątpliwości, dając tym samym do zrozumienia Sarze, że kompletnie nie przeszkadza mu ten temat, tym bardziej, że dzieliły ich podobne doświadczenia. - To dobrze, cieszy mnie to... ale nigdy nie myślałaś, żeby ich poszukać? - zagadnął, znów poświęcając Sarze całą swoją uwagę. Pokiwał jeszcze głową na jej słowa odnośnie jego dzieciństwa, chociaż te z początku wcale nie malowało się w wesołych barwach. - Dlatego staram się roztropnie korzystać z pióra - podsumował pół żartem, pół serio. - Póki co nie jestem chyba burmistrzem tak długo, abym miał się znudzić, ale wiadomo... każdy ma swoich zwolenników i przeciwników, jednak dopóki nikt nie rzuca jajami w mój dom i samochód, nie mam na co narzekać - podsumował, bo nie był człowiekiem, który przesadnie analizował podejście innych do swojej osoby. Zależało mu na Lorne Bay i to przez wzgląd na bezpieczeństwo w mieście podjął się piastowania stanowiska burmistrza.

Sara Smith
sumienny żółwik
Lilka
36 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
36 letnia panna z odzysku po dwóch rozwodach. Szczęśliwa, promienna i pewna siebie. Na ogół uśmiechnięta i zadowolona. Zdecydowanie warto ją poznać bliżej. Może dostaniesz rabat na jakiś zabieg???
Słowa, które wypowiadała w stronę burmistrza świadczyły tylko i wyłącznie o swobodzie jaką czuła w jego towarzystwie. Otoczeni przez morskie fale, zapach wody, skąpani w nieśmiałych promieniach słońca nadciągającej wiosny mogli być… sobą. Bez udawania, gry i przemyśleń nad każdym słowem. Tak było łatwo i przyjemnie, niecodziennie, przynajmniej dla Burmistrza. Sara w swej pracy była taka jak teraz, otwarta i szczera. On zaś widywał ludzi, którzy najczęściej próbowali zrobić na nim dobre wrażenie, udawali i niekoniecznie zależało im na dobru ogółu. Zabawa w politykę nie była dla mięczaków a kobiecie było daleko od pomysłu aby się w nią mieszać.
Co nie zmienia faktów, że sama rozpromieniła się na ten wybuch entuzjazmu ze strony mężczyzny. Nawet jeśli został on wywołany jej lekkim podejściem. Zawsze to jakiś sukces.
– Nie bądź taki skromny. I co Cię tak bawi? Nikt nie mówił Ci nigdy komplementu ? – zmarszczyła delikatnie brwi chcąc poznać przyczynę radości. Jak to się mówi „wtedy pośmiejemy się razem”.
Podpierając się o fotel zlokalizowała swoją torebkę, z której wyjęła duże okulary przeciwsłoneczne. Te nałożyła na nos uważając, że jest to dobra praktyka w profilaktyce przeciwzmarszczkowej. Kurze łapki choć są urokliwe i tak, trzeba umieć starzeć się z godnością, to niech występują jak najpóźniej u każdej z nas.
– W Lorne operuje kobiety po nowotworach a w prywatnej klinice zajmuje się głównie powiększaniem piersi u zdrowych pacjentek – nigdy nie rozgraniczała tych dwóch rodzajów operacji bowiem i jedna i druga była ważna i przynosiła mówiąc najprościej – szczęście. Życie w zgodzie z własnym ciałem to niewyobrażalny komfort, który przekłada się na całą gamę podejmowanych decyzji oraz to jak zachowujemy się w stosunkach z innymi ludźmi.
– Raczej tutaj w grę wchodził rozsądek bo w ciągu tygodnia średnio 2 lub 3 dni jestem poza domem więc nie mogę pozwolić sobie na psa czy kota – wąż, jaszczurka a nawet rybki – to było dobre rozwiązanie dla Smith. – Z pewnością byłby wdzięczny – chociaż dwa dni temu zjadł szczura i obejdzie się bez pożywienia przez dłuuuuugi czas, gorzej z wodą
– Zwykle ludzie mają dwójkę szczęśliwych, pracujących rodziców i normalny dom – odparła chcąc przez to powiedzieć, że skoro sama jest adoptowana i „wie jak to jest”, to nie musi silić się na pytania otoczone mnóstwem słodkich słówek aby przypadkiem nie urazić jego uczuć. – Jeśli masz problem z mówieniem o tym, to nie musisz – wycofała się delikatnie przyjmując do wiadomości, że nie każdy okiełznął tą bestię.
– Porzucili mnie gdy byłam mała. Może mieli ku temu ważne powody, tego nie wiem, ale nie, chce ich poznać. Mam rodzinę tu, na miejscu. I nie ma dla mnie znaczenia, że w naszych żyłach płynie inna krew – dla niej było to rozsądne podejście i już od dawna nad tym nie myślała. Temat był niczym odgrzewany kotlet, który niby jest ok ale w gruncie każdy wolałby coś świeższego.
– Rozsądne podejście – uśmiechnęła się połowicznie otwierając chwilę później nieco usta. Wskazując na taflę wody tuż obok boku jachtu przywołała burmistrza zafascynowanym głosem.
– Zobacz ile ryb! – zsunęła z nosa okulary aby przyjrzeć się cudownej gromadzie sunącej tuż obok nich. Szajka podmorskich rzezimieszków zniknęła im z oczu by po chwili… wyfrunąć do góry tuż nad pokładem. – O matko! – krzyknęła zaskoczona i wyraźnie zdezorientowana Sara. To pierwszym raz gdy była świadkiem umiejętności latających ryb więc nic dziwnego, że w pierwszym odruchu przylgnęła do jedynego samca na łodzi chowając twarz gdzieś w jego koszuli. Słyszała trzepot ich płetw i czuła krople wody, które spadały z ich śliskich ciał. Kilka wylądowało na deskach rzucając się z jednego boku na drugi trafiając tym samym po chwili znów do wody.


Francis Winfield
dzielny krokodyl
Sara Smith
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Sądził, że ten jej nieoczkiwany komplement, szybko wygaśnie, więc nieco zaskoczyło go to, że Sara podtrzymała temat, zadając mu dość niełatwe pytanie.
- Nikt nie robił tego w tak bezpośredni sposób, przy pierwszym spotkaniu - odpowiedział jej zgodnie z prawdą, bo kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nigdy nie był komplementowany. Mimo wszystko sam prawił komplementy, a co za tym idzie, także je otrzymywał.
Pokiwał też twierdząco głową, na znak, że rozumie. Cóż, nie był znawcą chirurgii plastycznej i skłamałby mówiąc, że temat ten niezwykle go fascynował. Czytał kilka ciekawych przypadków o pacjentach cierpiących na choroby deformacyjne i chyba dzięki tym artykułom inaczej spoglądał na tę dziedzinę, ale wiedział też, że zdecydowana większość fachowców zajmowała się estetyką, bo było to pewniejszym zyskiem. Normalna kolej rzeczy, we współczesnym świecie. Tematu zwierząt też już nie drążył, sam nie był fanem zobowiązań, z uwagi na pracę i też niekoniecznie szukał alternatyw dla psów, czy kotów.
- Nie mam z tym żadnego problemu - przyznał zgodnie z prawdą. Nie był człowiekiem wrażliwym, który wiele brał do siebie. W zasadzie obawiał się, że uczucia coraz bardziej go opuszczają i pewnie dlatego jego małżeństwo nie było już takie, jak kiedyś. Nie potrafił nic na to poradzić, nawet jeśli chciał. - Po prostu nie jest to najlepszym tematem na small talk - podsumował lekko, bo jego dzieciństwo nacechowane było traumami, z których fakt, że był sierotą, stanowił najmniejszy problem. - Skoro tak uważasz - wzruszył ramionami. Sam uważał swoją rodzinę za największy skarb. Za każdą z sióstr i braci skoczyłby w ogień, a nawet wszedł w płomienie niezwykle powoli, gdyby tego wymagała sytuacja. Temat jednak szybko zszedł na boczny tor, gdy Sara dostrzegła ryby, wyskakujące z wody. Nie mógł jednak przewidzieć tego, co zadziało się po chwili. Usłyszał krzyk Sary, a w następnym momencie blondynka stała już przy nim. Odruchowo objął ją ramionami, niewiele myśląc nad tym posunięciem. Jej reakcja go zaalarmowała, więc kiedy pierwszy szok minął, nie odsunął się, tylko delikatnie odgiął tors do tyłu, by móc na nią spojrzeć.
- Wszystko w porządku? - zapytał, a przy tym ułożył dłoń między jej łopatkami, chcąc tym gestem dodać jej nieco otuchy. Patrzył na nią przeze moment, dość intensywnie, doszukując się przy tym dowodów na to, że coś mogło jej dolegać, może jakiś lęk, czy trauma? - Nie bój się, nic nam nie zrobią - zapewnił spokojnie, dając jej tyle czasu, ile potrzebowała. Póki co nie dostrzegał w tym wszystkim żadnej niezręczności, chociaż najpewniej, gdy emocje opadną, dotrze do niego, jak znacząca była to chwila. Na ten moment bardziej skupiał się na Sarze, za którą podczas tego rejsu, był w końcu odpowiedziany.

Sara Smith
sumienny żółwik
Lilka
36 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
36 letnia panna z odzysku po dwóch rozwodach. Szczęśliwa, promienna i pewna siebie. Na ogół uśmiechnięta i zadowolona. Zdecydowanie warto ją poznać bliżej. Może dostaniesz rabat na jakiś zabieg???
– A jakie ma znaczenie czy jest to pierwsze czy dziesiąte spotkanie? Mam na myśli te nieoficjalne naturalnie- bo nie wypada iść do burmistrza miasta np. w dzień przyjmowania interesantów i siadając z nim przy jednym stole ni z gruszki ni z pietruszki powiedzieć „krawat świetnie podkreśla kolor twoich oczu, dobry wybór”. To zdecydowanie zepsułoby atmosferę a co więcej ów petent byłby potraktowany niepoważnie bo jak podchodzić z koncentracją do tematu przy kimś takim? Bezpośredniość jest ceniona i jest fajna ale w odpowiednim momencie. Dla Sary moment był odpowiedni i absolutnie nie czuła zażenowania z wynikłej sytuacji. – Powinniśmy rozmawiać o rzeczach przyjemniejszych – bo nie jesteśmy dwójką wyrwaną z paczki znajomych, która spotka się setny raz i popijając piwko wspomina dawne czasy. Mało tego, blondynka powinna w pełni skupić się na tym aby wyrwać jak najwięcej wiedzy i informacji od bardziej doświadczonego mężczyzny. W końcu taki był cel tej wycieczki. Zamiast skupić się na rzeczach istotnych, ją rozpraszało wszystko wokół. I to właśnie był podstawowy problem Smith, która często ulegała kolizjom bądź drobnym wypadkom. Aż trudno uwierzyć, że potrafiła dać z siebie wszystko przy stole operacyjnym a tak słabo szło jej podczas prowadzenia pojazdów zarówno tych na lądzie jak i na wodzie.
Nikt nie mógł się spodziewać tego co miało miejsce po zaledwie paru sekundach. Owszem, kobieta była świadoma występowania w przyrodzie ryb, które umieją wybić się z wody i przelecieć kilka ładnych metrów ale po pierwsze kompletnie o tym zapomniała, a po drugie w życiu nie przypuszczałaby, że natrafi na podobne zjawisko tak blisko od brzegu. Spanikowała – to był fakt. I nie, absolutnie nie miała żadnej fobii związanej z obecnością ryb. To jakoś zadziało się samo, a najważniejszą rolę odegrał element zaskoczenia. Jej odruch nie był podstępny ani tym bardziej zamierzony. Prawdopodobnie większość kobiet w jej sytuacji, czujących zagrożenie i stres, szukałaby schronienia w męskich ramionach. I dopiero gdy dojdzie do siebie, stwierdzi jak głupio i niepoważnie wyszło. Tymczasem zaciskając powieki ciągle trzymała koszule burmistrza słysząc jak plusk staje się coraz cichszy aż w końcu ustępuje. Cisza… ile to mogło trwać? Jak dla niej całe wieki choć tak naprawdę tylko kilka sekund. – Już? – zapytała niepewnie podnosząc głowę. Najpierw popatrzyła zdezorientowana na Francisa, a później rozejrzała się po pokładzie, na którym została jedna sztuka wijąca się na wszystkie strony. – Chyba tak – otrząsnęła się maskując zażenowanie własnym strachem przez uśmiech. – Przepraszam – puściła materiał, który został niesamowicie wymięty w miejscu zaciśniętych kobiecych dłoni. Wygładziła go delikatnie pragnąc uwolnić się z jego objęć, w które wpadła nie wiadomo kiedy. – Przepraszam, tak mi głupio. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Następnym razem zabiorę ze sobą parasol – próbowała pokracznie obrócić całe zajście w żart choć czuła, że policzki zaczynają ją palić żywym ogniem.

Francis Winfield
dzielny krokodyl
Sara Smith
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Zaskoczyło ją jej dopytywanie. W zasadzie poczuł się dość niełatwo, bo wyczuwał różnicę opinii, a niekoniecznie uważał, by podobne były im do czegoś potrzebne.
- Ludzi poznaje się z czasem, zapewne to jest różnicą - rzucił tylko, a potem skinął głową, bo i on nie czuł potrzeby rozmawiać na żadne ciężkie tematy, a już na pewno był zwolennikiem wyciągania ze spotkań jak najwięcej, gdy te miały na celu zdobywanie wiedzy.
Sam także nie mógł przewidzieć tego, co wydarzyło się następnie. Sam był przyzwyczajony do różnych sytuacji, jakie na jachcie mogą mieć miejsce, a przy tym raczej nie należał do zbyt strachliwych, ale przy tym rozumiał, że Sara może prezentować inne podejście. Pokiwał więc głową, gdy zapytała, czy to już, pewien, że będąc tak blisko, wyczuje to skinienie. Dopiero w tej chwili zdał też sobie sprawę z tego, z jaką siłą blondynka zaciska dłoń na jego koszuli.
- Nic nie szkodzi - odpowiedział odruchowo gdy przeprosiła po raz pierwszy, ale widział, że nadal ją to trzyma i się tym przejmuje. Swoją drogą, kiedy się rumieniła, nie wyglądała na taką dojrzałą i pewną siebie kobietę, co w odczuciu Francisa dodawało jej zdecydowanie więcej uroku. Naturalnie jednak nie zamierzał mówić o tym na głos. - Parasol na jachcie to nie najlepszy pomysł - niby mówił rzeczowo, a jednak było w tym coś lekkiego, o nieco żartobliwym wydźwięku. Nie chciał, aby aż tak się tym wszystkim przejmowała, więc kiedy już go puściła, złapał jakąś siatkę i wyrzucił zabłąkaną rybę za burtę. - Lepsze takie spotkanie, niż z rekinem - dodał, ponownie w sposób, przez który trudno było stwierdzić, czy żartuje, czy mówi na poważnie. No, ale o tym, że w tych wodach nietrudno było o rekina, wiedzieli akurat wszyscy. - Myślę, że nie ma co przesadzać za pierwszym razem. Spróbuj odbić, ale uważaj bo bom przeskoczy, a niejeden wypadł przez niego za burtę - wskazał dłonią na ruchomy element omasztowania, na którym wisiał główny żagiel. Jakby jeszcze Sara miała sobie nabić guza w czoło, to te ich lekcje całkowicie można by było spisać na straty. Tym razem jeszcze sam Francis wygładził swoja koszulę, ale jako, że ta nie była ani podarta, ani nie brakowało w niej guzików, to też aż tak się tym nie przejmował i nie chciał, aby blondynka się tym martwiła.

Sara Smith
sumienny żółwik
Lilka
ODPOWIEDZ