gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
23.

Jakiś czas mieszkała już u Remigiusa, chociaż we własnej głowie nazywała to bardziej pomieszkiwaniem i chociaż kiedyś taka perspektywa budziłaby pewnie inne skojarzenia, aktualnie czuła się trochę tak, jakby była tutaj pod nadzorem. Jej racjonalna część, która w zasadzie zwykle należała do najgłośniejszej, wiedziała, że Soriente się o nią martwi i ma ku temu prawo, że Lisa oszukiwała go przez długi czas i nie ma podstaw, by denerwować się na niego za to, że dowiedział się prawdy. Naprawdę była w stanie dostrzec, że wina leży po jej stronie, ale przy tym... była tylko młoda dziewczyną, która tak cholernie chciała siebie usprawiedliwiać, gdy postępowała źle, a przy tym wciąż nie umiała przyznać się - zarówno przed samą sobą, jak i przed innymi - że jest chora. Wydawało jej się to takie niedorzeczne... dbała o siebie, prowadziła zwykle zdrowy tryb życia, rzadko kiedy łapało ją jakieś choróbsko, jej narządy wewnętrzne pracowały doskonale, więc określanie siebie samej jako chorej jej uwłaczało. Po prostu... w sytuacjach stresowych pozwalała sobie na zjedzenie więcej... kiedyś wszyscy jej mówili, że nie powinna tak restrykcyjnie trzymać diety, więc w gruncie rzeczy otoczenie powinno być zadowolone, że od tego odeszła, a że racjonalnie uważa, że dopuszczenie do procesu trawiennego takiej ilości pożywienia negatywnie wpłynęłoby na jej wyniki w sporcie, to chyba nie koniec świata? Przecież panowała nad tym... była drobna, ważyła nie za wiele, ale jeszcze nie słaniała się na nogach. Panowała nad tym. Wierzyła, że panuje. Już na pewno nie podejrzewała, że potrzeba jej jakichkolwiek klinik, których broszury od jakiegoś czasu podrzucał jej Remigius. Kochała go, ale potrzebowała kontaktu z kimś, kto nie patrzyłby na nią tak podejrzliwie, jak ostatnio siłą rzeczy robił to Soriente, dlatego ucieszyła się, gdy udało jej się umówić na spotkanie z bratem.
- Remy jest w Crains, wiec mamy czas tylko dla siebie - poinformowała, kiedy Jude już się zjawił, a oni wspólnie przeszli do kuchni. - Czego się napijesz? - zagadnęła jeszcze, sobie nalewając wody, ale ona rzadko kiedy piła cokolwiek innego. Cieszyło ją to, że jej relacja z bratem znów wróciła na odpowiednie tory, ale przy tym też... martwiła się jego ślubem z Sollie, a raczej tym, co zostało z tych planów. Nie chciała wyskakiwać z pytaniem o jego narzeczoną już na samym początku, ale skłamałaby mówiąc, że ta kwestia nie była dla niej najistotniejsza. - Jak tam w pracy? Coś ciekawego? - zagadnęła więc w ten sposób, pewnie szykując dla niego przy tym to, o co poprosił.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
W pamięci zachowany miał obraz tamtej szczególnej rozmowy, w której szczerość tak usilnie potrzebował wierzyć. Pomiędzy skruchą a wyrazem swego postępującego nieszczęścia spytał Lisbeth, tym swoim stanowczym, nieakceptującym kłamstw głosem, czy wszystko jest w porządku. Tliła się w nim wówczas wiara w to, że jako rodzeństwo mogą na sobie polegać, tym bardziej teraz, gdy pozostawieni zostali w Lorne Bay wyłącznie w dwójkę, podczas gdy reszta ich rodziny wędrowała po świecie. Dostrzegał już wtedy drobne sygnały świadczące o tym, że coś jest nie tak, ale głęboko wierząc w to, że siostra by go nie okłamała, zaakceptował jej deklarację. Wszystko w porządku. Pozwolił więc sobie powrócić wobec tego do własnego koszmaru, składającego się z poczucia straty i potwornego żalu o to, że nie był w stanie przejrzeć na oczy dużo wcześniej. Czując się niczym dziecko, które to po raz pierwszy doprowadziło swą beztroską do chaosu wiedział jednak, że sięgnąć musi po rozsądek. Uporządkować cały ten bałagan. Podjąć decyzje nie takie, które go zadowalają, lecz te, które zdają się najbardziej sprawiedliwe wobec świata.
Skinąwszy głową uśmiechnął się lekko, choć obecność Remigusa nie wadziłaby mu w żadnym stopniu. Polubił go. Uznawał za jednego ze swych przyjaciół i właśnie dlatego dawał mu i Lisbeth odpowiednią dozę przestrzeni w łączącej ich relacji. — Może być woda — odparł pogodnie, dbając o to, by nie doprowadzić tego spotkania do momentu przepełnionego patosem. Nawet jeśli sprawy, które musieli omówić, należały do tych skomplikowanych i nieprzyjemnych. — Chciałbym powiedzieć, że dobrze, ale byłoby to kłamstwem — począł więc ciąg wynurzeń, wdzięczny jednak za to, że mogli rozpocząć od tego właśnie tematu. Wodząc nieuważnie spojrzeniem po kuchni, oparł się ostatecznie o jedną z szafek i splótł dłonie na klatce piersiowej. — Prawie wysłali mnie na przymusowy kurs panowania nad gniewem, ale cóż, pewnie sobie na to zasłużyłem — wyznał ze śmiechem, choć te swoje napady gniewu miewał nadal — nauczył się po prostu lepiej je maskować. — Ale… Słuchaj, Lis, wiem że obiecałem to tobie i rodzicom, tak jak i wiem, że ojciec mnie zabije, jak się dowie, ale wracam na front. Niedługo — nie poszukiwał jej zgody, nie przejąłby się krytyką — informował ją jedynie, uznając, że powinna wiedzieć już teraz. Wobec całego tego zamieszania związanego z Dannym, kiedy zaginął, Jude obiecał całej rodzinie, że wyplącze się z tego bagna. Że już tam nie wróci, że nie będzie ich już narażać na niepotrzebny stres, ale teraz tego wszystkiego potrzebował. Tej paraliżującej niepewności, ile kolejnych dni będzie w stanie przeżyć. Potrzebował uciec, skryć się przed swoimi uczuciami w zniszczonych miastach, które znały jedynie melodię karabinów i opuszczanych na ziemię rozgniewanych pocisków.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Cieszyło ją to, że między nią, a jej bratem było już wszystko dobrze. Rzadko kiedy mówiła o tym na głos i często swoim wyobcowaniem pokazywała coś przeciwnego, ale naprawdę zależało jej na rodzinie. W szczególności teraz, gdy zostali w mieście we dwoje z Judem, nie chciałaby go stracić. Inna sprawa, że obawiała się jego reakcji na pewne informacji, dlatego też wcale nie paliła się do tego, aby się nimi dzielić, a to z kolei stało się przyczyną, przez którą jej akurat brak Remigiusa był na rękę. Kochała blondyna z całego serca, bo jeśli wiedziała coś o miłości, to miało to związek tylko z Soriente, ale teraz wszystko było takie trudne... Powoli już się w tym gubiła. Z tego też powodu mogła się zdawać lekko rozkojarzoną, ale ostatecznie Jude dostał swoją wodę, więc chyba nie było z nią aż tak źle.
- Co? Zrobiłeś coś? Skąd pomysł takiego kursu? - wiedziała, bo przecież doświadczyła tego sama, że Jude potrafi wybuchnąć, ale mimo wszystko wierzyła, że w naprawdę istotnych sytuacjach, takich jak praca, świetnie nad sobą panuje. Zmartwiły ją więc jego słowa, ale prawdziwe przerażenie miały przynieść dopiero te następne. Kiedy więc ich sens do niej dotarł, zadziałała szybciej, niż mogłaby coś zaplanować.
- Nie możesz! - dopadła go niemalże natychmiast, a w jej błagającym spojrzeniu już zaczęły zbierać się łezki. To musiał być jakiś nieśmieszny żart, to nie mogła być prawda. Nie teraz, gdy tak bardzo go tu potrzebowała. - Jude, proszę! Nie możesz mnie zostawić, obiecałeś przecież, przemysł to, nie wracaj nigdzie - słowa opuszczały jej usta tak szybko, jak nigdy, a adrenalina buzowała już w krwi, nakłaniając do kolejnych działań. Złapała go za ubranie, gdzieś na wysokości mostka, ale nie władczym, a w desperackim goście. - Proszę, powiedz, że to żart... Nieśmieszny, ale się zaśmieje - przynajmniej tak to przedstawiła słownie, bo oczy jej już się szkliły. Wtedy pomyślała o czymś jeszcze, z uporem szukając kolejnych argumentów, jakie mogłyby się przyczynić do jego decyzji. Jeszcze dwie minuty temu nie miała pojęcia o jego planach, jeszcze dwie minuty temu cieszyła się, że są tylko we dwoje, ale teraz... teraz żałowała, bo może Remigius by ją wsparł w przekonywaniu Westbrooka do całkowitym zapomnieniu o froncie. - A twój przyjaciel, Geordan... on tez ciebie potrzebuje, stracił w końcu pamięć... Sam spójrz, jaki jesteś nam tu potrzebny - zawsze była realistką, ale teraz sama nie była pewna, co się wydarzy, bo przecież informacja ta przyszła dość niespodziewane. Była gotowa robić wszystko, na co by tylko wpadła, byleby zatrzymać go tutaj, w Lorne, przy sobie. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, że znów mogłaby się o niego tak martwić, jak w przeszłości, że po tym, jak miała go tutaj obok, on ponownie miałby zniknąć. Takie zwroty akcji były czymś okrutnym i nawet w swoich najlepszych momentach, nie byłaby w stanie przyjąć ich na spokojnie.


jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Niosło to z sobą poczucie dziwnej pustki; samotności, której nie odczuwał — nie w ten sposób — podczas najczarniejszych pustynnych nocy, będąc z dala od domu. Koiła go wówczas myśl, że dom ten po prostu na niego czeka, że wracać będzie mógł do niego za każdym razem, że ten przyjmować go będzie z miłością i troską. Teraz pozostawało mu dostrzec, jak wiele spraw zdążyło się zmienić, jak każde z ich rodziny powędrowało w innym kierunku, tworząc swoje własne małe życie. Sądził niegdyś, że rodzinne miasto nie oznacza dla niego niczego, ale teraz, gdy zostali tu z Lisbeth w dwójkę, nie potrafił znieść myśli, że innym z taką łatwością przyszło porzucenie tego wszystkiego. Nagle dom nie był już domem i zapewne nigdy nie miał się nim znów stać. — Ja… mam… — nie chciał zatajać przed nią prawdy. Choć sam nie zdołał jej co prawda jeszcze odkryć, chciał mieć pewność, że ktoś z ich rodziny stać będzie po jego stronie. Że otrzyma w tym wszystkim wsparcie i akceptację, ale jakże miał opowiadać o tych sprawach Lis, dla której winien być przykładem? Nie chciał jej rozczarować, nie chciał stracić w jej oczach. — To się chyba określa mianem kryzysu tożsamości — wymamrotał, błądząc spojrzeniem po podłodze. Trochę o tym czytał. To znaczy, jak to jest odkryć skrywane w sobie pragnienia, zaakceptować je i przypisać się do nieco szerszej grupy, tych kolorowych, tęczowych. Z wysokim zażenowaniem przekopywał się przez różnej maści artykuły, kierowane w głównej mierze do osób w nastoletnim wieku (jakby po trzydziestce nie było już życia), próbując odnaleźć dla siebie jakiekolwiek określenie — takie, które w końcu mogłoby ułatwić mu życie. — Wiesz. Ten ślub. To dziecko. Zdrada Sollie. No i… — czytał także o tym, że zrobienie coming outu jest w tym wszystkim niezwykle ważne. Szkoda tylko, że jedyna osoba, przed którą miałby odwagę zmusić się do wypowiedzenia niektórych słów, była jednocześnie tą, której tejże prawdy nie mógł wyznać. — Myślę, że podobają się mi mężczyźni — rzucił na wdechu, zerkając na nią niepewnie. Zastanawiał się czasem, czy wszyscy inni wiedzą. Czy widzieli w nim to zawsze, ale zgodnie omijali ten temat. Czy miało to być jednakże dla każdego członka ich rodziny niemalże tym samym szokiem, co dla niego. I czy podejrzewali, że nie chodziło w tym wszystkim o mężczyzn tak ogólnie, a tego jednego jedynego, którego od lat ciągnął za sobą przez życie. Kilkoma łykami opróżniając zawartość szklanki rozmyślał też znów o tym, w jaki sposób go to wszystko definiuje. No bo, bądźmy szczerzy, kobiety podobały się mu nadal. Zaledwie przed dwoma tygodniami, zmuszony do zapisania jakiegoś nazwiska na obszernej liście kandydatek na Miss Galionu (wszyscy z posterunku, w ramach dbania o losy miasteczka, zostali do ów zabawy zmuszeni), w pamięci swojej przywołał kobietę — studentkę — którą raz, zupełnym przypadkiem, miał okazję obserwować w jakiejś uczelnianej sztuce. Wystarczyło w dodatku zadać kilka pytań odpowiednim osobom i takim oto sposobem Eleonore Hartmann znalazła się pośród nazwisk innych atrakcyjnych mieszkanek Lorne Bay. Tyle że nagle czuł, że to wszystko — wzrok wodzący za pięknem, były związek z Cressidą, nadciągający — być może — ślub z Sollie — nigdy nie było i nie będzie wystarczające. Że nigdy nie będzie tym. I właśnie dlatego zamierzał uciec z miasta, przerażony własnymi uczuciami.
Hej, hej, spokojnie — ujął ją za dłonie i poprowadził do kanapy, nie spodziewając się, że wywoła to w niej tak gwałtowne emocje. I że w nim samym coś wobec tego pęknie, że pożałuje wszystkiego i wyznać jej będzie chciał, że wcale tak naprawdę nie chce jechać, ale co innego mógł zrobić? — Tutaj nic na mnie nie czeka, Lis, nie potrafię sobie tutaj ułożyć życia — rzekł może nazbyt twardo i nieczuło, ale podejrzewał, że jeśli nie będzie tkwić w tejże narracji, jeszcze dziś odwoła całą tę wyprawę. — Zamierzamy się pobrać z Sollie, mimo że… Mimo że t-to… dziecko…. Ja nie wiem, czy będę w stanie je pokochać, Lisbeth. Ich pokochać… jakkolwiek — wyjazd miał być więc szansą dla całej trójki. Wziąwszy ślub, nie musieliby przejmować się z Isolde pieniędzmi, których nie mieli — on nie miał — by opłacić wszelkie poświęcone na niego już wydatki. Dziecko miałoby rodziców, a więc i wszystkie wiążące się z tym przywileje. A on… wpadałby co kilka miesięcy, na tydzień lub dwa i tylko wtedy udawać musieliby, że jest dobrze. — Balmont mnie nie potrzebuje — rzucił nieco ostrzej, niż zamierzał, choć głos i tak się mu przy tym załamał. Bo nie chodziło wcale ani o Sollie, ani o dziecko, które może było a może nie było jego. Nie chodziło o to, że nie radzi sobie w pracy, ani o to, że chyba jest biseksualny. Chodziło tylko o to, że Geordan go nie chciał.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Już od najmłodszych lat wiedziała, że różni się od swoich rówieśników i najpewniej trudno będzie jej znaleźć miejsce w ich szeregach. Nie przeszkadzało jej to jednak wcale, bo życie dzieliła na swoje pasje i braci, którzy od zawsze byli dla niej najważniejsi. Może różniła się od innych młodszych sióstr, może nie wygłupiała się z nimi najgłośniej, a koledzy rodzeństwa mieli podstawy, by mieć Lisę za dziwne dziecko, ale nie uważała, by jej dzieciństwo było nieudane. W tym wszystkim nie potrafiła chyba do końca zająć stanowiska najmłodszej z rodziny, więc i teraz zależało jej na tym, by jakoś bratu pomóc, być dla niego wsparciem, nawet jeśli jednocześnie miała świadomość tego, jak mało może zrobić. Nigdy nie była żadną bohaterką, w dodatku roztaczając dookoła siebie aurę własnych problemów, które często stwarzała sama, bo tak już miała.
- Kryzysu tożsamości? - powtórzyła, nie bardzo wiedząc, jak powinna to rozumieć. Coś jej to mówiło, ale nie wystarczająco, była więc bardziej zagubiona, a przynajmniej do chwili, w której wyjaśnił co miał na myśli. Zaskoczyło ją to, ale też w swojej głowie, tak uwielbiającej tworzenie najgorszych scenariuszy, w ułamku sekundy stworzyła sobie ciąg przyczynowo skutkowy, zgodnie z którym Jude chciał uciekać na front, bo bał się akceptacji. W obliczu takich myśli, fakt, że interesowali go mężczyźni musiał zejść na drugi plan, szczególnie teraz, gdy była taka roztrzęsiona i wcale nie planowała się uspokajać.
- No i co z tego? To nie powód, żeby wyjeżdżać, żeby mnie zostawiać, żeby ryzykować - cała się trzęsła, nawet nie wiedziała kiedy poprowadził ją na kanapę. Miała wrażenie, że brat wymykał się z jej palców, a ona nie była w stanie go złapać, jednocześnie wiedząc, że musi to zrobić. - Jude, proszę - wchodziła mu w słowa, jak dziecko machając głową na boki, jakby chciała powiedzieć, że nie istnieją takie argumenty, które ją przekonają. Nie było to sprawiedliwe, ale był jej starszym bratem, zostali tu we dwójkę, kochała go i potrzebowała, jak nikogo innego. Nie chciała mu się rozryczeć, ale wiedziała, że to nieuniknione. Póki co jednak usilnie walczyła ze szczypaniem pod powiekami. - Ja tu na ciebie czekam - wiedziała, że to za mało, ale nie potrafiła tego pominąć. Czepiała się każdej wypowiedzi, która mogłaby zabrzmieć sensownie. Poza tym w głowie jej się kręciło od tych wszystkich informacji. - Poza tym nie rozumiem niczego... to przez Sollie wyjeżdżasz? Dlaczego miałbyś nie pokochać dziecka? Przecież byłbyś dobrym ojcem - ona sama uwielbiała narzeczoną brata, ale wiedziała, że to nie moment na takie przemyślenia. Teraz jedyne co się dla niej liczyło to to, żeby zatrzymać tutaj Jude'a. - Poza tym nie mów głupstw, Geordan potrzebuje ciebie, jestem pewna, że gdybyśmy zapytali, to by kazał ci zostać tak jak ja - dostała jakiegoś ataku paniki, ale usilnie trzymała dłonie brata, które on sam sobie dodał, walcząc z trzęsącą się brodą. Nie była gotowa na takie rewelacje. - Wstydzisz się mu powiedzieć? Że podobają ci się mężczyźni? Przecież on zrozumie, ja rozumiem, wszyscy zrozumieją... Jude... - kolejna salwa słów. Nie myślała o tym, że mu tego nie ułatwia, że być może jest kolejną kulą u nogi, ale mogłaby faktycznie uczepić się jego kolana, gdyby to oznaczało, że nigdzie nie wyjedzie, a już na pewno nie w tak niebezpieczne miejsce.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Niemalże od razu pożałował ofiarowanej siostrze szczerości. Nie było to uwarunkowane jej reakcją (początkowo nie dostrzegł nawet lekkości, z jaką to potraktowała), lecz własnym, surowym osądem. Dostrzegł bowiem, jak komicznie to brzmi — założenie, że może spędził całe życie w błędzie, że sekretnie tylko podziwiał też mężczyzn, że dopiero teraz pojął tego istotę. Ale co jeśli nie było to jednak prawdą? Był kompletnie zagubiony, a pochmurność jego myśli odznaczyła się w grymasie, którym przyozdobił swoją twarz. — To jest powód — zagrzmiał ostro, przybierając pozycję godną żołnierza. — Czy ty rozumiesz, co to dla mnie oznacza? Ja nie mogę taki być. Nie mogę. Myślisz, że pozwoliliby mi nadal siedzieć w armii, gdybym wcześniej… Myślisz, że miałbym szansę na te wszystkie awanse? Teraz mam. Teraz oferują mi stanowiska, które nadadzą temu wszystkiemu sens — począł wrogo maszerować po pokoju, co jakiś czas tylko zerkając z ukosa na siostrę. Rozgniewany. Tak, jakby to wszystko było jej winą, jakby to ona mu teraz nakazała być kimś zupełnie obcym; kimś, kogo nie był w stanie polubić. Zaakceptować. Ale wrócił do niej. Wrócił, bo przecież zawsze wracał; siadając na kanapie objął ją ramieniem, a następnie przyciągnął do siebie i na kilka chwil zamknął w ciepłym uścisku. Potrzebnym jej. I jemu. Uścisku, który być może, zapomniany przez upływ lat, wymienili, gdy po raz pierwszy wrócił przerażony z misji i nie chciał już nigdy więcej wracać na front.
Nie chcę cię zostawiać, Lisa, ale nie mogę… nie wiem jak miałbym się tutaj odnaleźć— ucieczka była więc koniecznością. Odsunął się ostrożnie i posłał jej lekki uśmiech; nie chciał jej krzywdzić i był pewien, że znienawidzi się za to wszystko, ale cóż innego miał uczynić? — Chciałbym być ojcem, wiesz? Chcę mieć dziecko. Ale nie teraz, nie to — wyjaśnił mętnie, niepewnie; choć jeszcze przed paroma miesiącami mógł odnaleźć w sobie szczęście z powodu narodzin dziecka, teraz wiedział, że niezależnie od tego, czy jest jego biologicznym ojcem czy nie, nie będzie w stanie go pokochać. Po prostu. A żadne dziecko nie powinno mierzyć się z czymś takim. — To przez niego, Lis — mruknął cicho, pomiędzy stertą komponowanych przez nią słów. Nie pomagały. Nie były w stanie zmienić jego zdania. Ba! Pod ich wpływem zapragnął uciec z kraju już teraz. — Przez niego. Przez niego muszę wyjechać, rozumiesz? Boże, Lisbeth, błagam, powiedz, że rozumiesz — bo nie miał dość siły, by jej to tłumaczyć. By mówić o swoich uczuciach, o miłości, o nieszczęśliwym zakończeniu ich wieloletniej przyjaźni. Danny był przecież bratem Sollie. Z którą Jude miał wziąć ślub, z którą miał wychować dziecko. Znów jej się wyrwał, znów począł nerwowo krążyć po pokoju; odczuwał mdłości na myśl o zakończeniu tej historii, jakimkolwiek. Bo żadne nie mogło być szczęśliwe. A potem, wiedziony desperacką próbą wycofania się z tej rozmowy, począł poszukiwać tematu zastępczego; jakieś drobnej rysy, skazy w tym niewielkim domu, dzięki której mógłby począć mówić o sprawach innych, nie tyczących się go w żaden sposób. Ale zamiast ratunku, odnalazł kolejne źródło koszmarnych snów. — Lisa. Lisbeth. Co to jest? — spytał poważnym tonem, podchodząc do szafki, na której zalegały jakieś ulotki. Broszura kliniki. Niby nic takiego. A jednak Jude doskonale wiedział, co to oznacza.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Bała się. Zarówno podenerwowania, jakie kierowało jej bratem, jak i wizji jego wyjazdu. Naprawdę czuła, że go potrzebuje, bo nie miała w swoim życiu za wiele osób. Owszem, znalazł się w nim Remigius, ale ich relacja w tamtym czasie nie była tak bajkowa, jakby sobie tego życzyła. Miała wrażenie, że jeszcze chwila, a już nikt jej nie zostanie, ale po tak ponure wizje nie chciała jeszcze sięgać. Mimo to czuła, że niebawem będzie musiała, szczególnie, kiedy Jude w gniewie przechadzał się to tu, to tam.
- Ale po co ci te stanowiska, kiedy nie będziesz mógł być sobą? Tak źle ci tutaj? - nie rozumiała i może nawet nie chciała tego zrozumieć. Nie wiedziała, jak to jest czuć powołanie względem służby, była patriotką, nosiła dumnie barwy kraju na zawodach, śpiewała hymn i znała jego wagę, ale wciąż w zestawieniu brat czy pochodzenie, Jude stał wyżej. Rodzina ponad wszystko było stwierdzeniem głęboko w niej zakorzenionym, więc gdy tylko znalazł się na powrót przy niej, odpowiedziała zachłannie na jego uścisk, bo wiedziała, że tego mocno potrzebuje. Poczuć, że ma go tutaj obok, że jeszcze nie znika i co ważniejsze, że nie chce rozstać się z nią w złości.
Jej spojrzenie wyrażało jedynie nieme błaganie, ale nie przerywała mu już. Głównie dlatego, że nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Słuchała więc tych tłumaczeń, a wzmianka o tym, że chciał mieć dziecko zabolała bardziej, niż mogłaby przypuszczać. Poczuła jakąś dziwną niesprawiedliwość, w której utknął jej brat, a której na pewno ona sama nie potrafiłaby jakkolwiek rozwiązać.
- Czyli porzucisz te dziecko? - zapytała cicho, nie sugerując żadnej odpowiedzi, po prostu potrzebowała więcej informacji, tych prostolinijnych, które lepiej by jej to wszystko wyłożyły. Serce ścisnęło jej się zaraz mocniej i nie było żadnego oświecenia, momentu, w którym nagle wszystkie znaki zaczęły się układać. Było jedynie to niełatwe wrażenie... że być może mogła się czegoś domyślić, ale przecież nigdy nie byłaby w stanie. - Kochasz go? - zmarszczyła się czoło, zadając kolejne pytanie, może naiwne i dziecinne, ale i jedną i drugą cechę posiadała aż w nadmiarze. Miała tylko nadzieję, że ta ciekawość go nie urazi, jeśli jednak chcieli, aby zrozumiała, potrzebowała informacji. Chociaż jeszcze kilku, a potem... potem zastanowi się, co o tym myśli, jak się w tym odnajduje, jak mogłaby pomóc, albo przynajmniej nie zawadzać. Ona więc czekała i tym razem nie śledziła już każdego ruchu brata, gdy ten przemierzał pomieszczenie. Może było to błędem? W pierwszej chwili jedynie uniosła leniwe spojrzenie, a potem... poczuła, jak w jej brzuchu narządy robią fikołka... jednego po drugim, jakby oberwała czymś w twarz.
- To... - zaczęła, wyłamując nerwowo palce. Remigius nie powinien tego pozostawiać na widoku, to było jej pierwszą myślą. - To nic takiego - dodała więc, oplatając dłoń materiałem bluzy, bo żaden ze stawów spajających paliczki nie chciał wydawać już z siebie satysfakcjonującego odgłosu, który w dziwny sposób pomagał jej zapanować nad emocjami. - Remy trochę przesadza po prostu - wyjaśniła, by nie zabrzmiało to tak, jakby całkowicie chciała ściąć temat, chociaż musiała walczyć ze sobą, by nie podnieść się i nie wyrwać bratu broszury.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Nigdy nie odczuwał przywiązania względem armii.
Było to zdaniem, którego nie wypowiedział nigdy.
Nie walczył za ojczyznę, nie walczył za historię. Nie walczył za wolność i nie walczył za słuszne wartości. Nie zaciągnął się do armii z powodu przekonania, że może zdziałać cokolwiek; nie dlatego, by pomagać łatać dziury, jakie nagromadziły kolejno toczone wojny. Nie zabijał z przekonaniem, że dzięki temu nie zginą niewinni. Że dzięki temu jego kraj, rodzina i bliscy są i będą bezpieczni. Jude Westbrook w dupie miał te wszystkie patetyczne hasła. Jedynym, co łączyło go z armią, karabinem, stopniem sierżanta, musztrą i okopami, był Geordan. Bo to on zapragnął połączyć swe życie z wojskiem, a Jude wiedział, że musi podążyć za nim. A teraz, po raz pierwszy, miał powrócić w sam środek koszmaru ze świadomością, że Danny już nigdy nie będzie mógł być żołnierzem.
Armia to wszystko, co mam. Poświęciłem jej całe życie. Wszystko. Tylko tam jestem dobry. Myślisz, że zadowala mnie bycie pieprzonym psem? Machanie tandetną blachą? Jestem fatalnym gliniarzem, Lisa — złość przewlekana była rozgoryczeniem; nie chciał tego, lecz nic poza armią mu nie pozostało. Z jej powodu zaprzepaścił swoją karierę; nigdy nie miał zapomnieć rozczarowania ojca, gdy dowiedział się, że Jude zrezygnował ze stypendium naukowego i zamiast studiów, wybrał wojsko. — Nie porzucę. Będę dobrym ojcem — wymamrotał, zagubiony w świecie, który samodzielnie dla siebie wykreował. Nie wiedział co robić. Jak załagodzić którykolwiek z problemów; nawet jeśli testy wykazałyby, że dziecko jego jego, część jego serca nie byłaby w stanie nigdy w to uwierzyć. Już do samego końca miał myśleć o tym, że był jakiś inny facet, że jest on tak jak i on, po części, ojcem tego dziecka. Ale, bez względu na wszystko, zamierzał być w jego życiu obecny; nie był w stanie znieść myśli, że po świecie kroczyłaby kolejna zraniona dusza, której nie kochano w sposób odpowiedni. — Nie wiem co z nami będzie. Ze mną i Sollie. Pobierzemy się. Ja wyjadę. Będę wracać raz na pół roku, na kilka dni. To będzie mój syn. Nie chcę wiedzieć, czy jest nim naprawdę — mówił już spokojnie, bez złości. Wypowiadał słowa, które powtarzał sobie bez przerwy — pragnął, by Lisbeth dostrzegła w nich słuszność. By zrozumiała, że nie istnieje żadne inne rozwiązanie. — Będę go kochać, Lis. Będę go rozpieszczać i wychowywać w przekonaniu, że to, co robię, jest ważne. Że moja służba dla kraju jest najważniejsza. I wiem, że mi wybaczy nieobecność, że będzie ze mnie dumny, że będzie się mną chwalić — wierzył, że jest to wszystko możliwe. Że poradzi sobie z własnymi uczuciami i demonami, które każdego dnia będą żywić się jego strachem i smutkiem. Jeśli był w stanie tak wiele poświęcić dla słusznej sprawy, liczył na to, że i Lisbeth będzie w stanie zrezygnować z odrobiny swego szczęścia; nadszedł po prostu czas, kiedy musieli się rozstać. Tak jak i rodzice i Austin powędrować w swoją własną stronę.
Tak — odparł cicho, jak zwykle przerażony ów uczuciem. Strach spotęgowany został teraz także przez to, że ujawniał swój sekret przed siostrą. I że mogła go wobec tego potępić. — Dlatego jadę. Nie zamierzam mu niczego mówić, ale nie jestem w stanie go okłamywać — chciał tylko, żeby Danny był szczęśliwy. By nie musiał już więcej tonąć w problemach, których Jude generował zdecydowanie zbyt wiele. Poza tym, układał już sobie życie bez niego i Westbrook nie miał po prostu prawa, by tak egoistycznie odebrać mu teraz utkane z trudem szczęście.
Pokręcił głową. Raz, drugi; zamknął na moment oczy, wziął głęboki wdech, lecz mimo to ulotki nie zniknęły. Wpatrywały się w niego z rozbawieniem, szydząc z jego naiwności. Ślepoty. — Nie. Soriente nie jest typem człowieka, który przesadza — wyjaśnił samemu sobie. W jego głosie nie czaił się gniew, lecz strach. — Lisa — odważył się na nią spojrzeć, lecz wciąż był od niej oddalony. Był wściekły. Na siebie. Na rodziców. Jak mogli wyjechać na jakieś pieprzone, europejskie plaże i zostawić ich z tym wszystkim samych? — Od jak dawna… Kiedy? — jak mógł wyjechać, jeśli Lisbeth… Opadł na stojące nieopodal krzesło, czując, że jednak sobie nie poradzi. Z tym wszystkim. Z całym pieprzonym życiem.

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Nie dało się po niej dostrzec pewnego ukłucia żalu, gdy powiedział, że armia to wszystko, co posiadał. Z resztą... sama, gdyby miała stracić możliwość trenowania gimnastyki, pewnie też patrzyłaby na nią, jak na jedyną rzecz, którą posiada. Oboje mieli jakąś swoją pasję, może było to wpisane w ich krew? Nie mniej jednak byłoby jej łatwiej, gdyby to, do czego ciągnie jej brata, nie wiązało się z obawą o jego życie, ale mimo tego, nie czuła, że ma prawo go odwodzić od podobnych planów... nawet jeśli bardzo chciała to zrobić. Tkwiła więc w tym cholernym impasie, z którym nie była w stanie sobie poradzić, dlatego też... chwila ciszy między nimi się przeciągała, a ona zdała sobie sprawę z tego, że nie ma dla niego żadnych odpowiednich słów.
- Po prostu... boję się o ciebie - powiedziała więc te, które choć brzmiały żałośnie, były najszczersze. Zerkając na niego niepewnie, mając nadzieję, że zrozumie, jak wiele prawdy się za nimi kryje. - Co do tego nie mam wątpliwości... że będziesz dobrym ojcem - uśmiechnęła się nieśmiało, gubiąc się odrobinę w dynamice ich spotkania, trwając gdzieś pomiędzy dumą z jego decyzji, a obawami, które się w niej mnożyły w zastraszającym tempie. Tylko po chwili nieco za bardzo zgubiła wątek, aż zamrugała zaskoczona. - Chcesz się z nią mimo wszystko ożenić? Czy to dobra decyzja? - bo nie jej przypadało ustalanie czegokolwiek, wiedziała doskonale, ale coś w jej głowie nie chciało się pogodzić z tym planem. Szczególnie w obliczu tego wszystkiego, czego właśnie się dowiedziała. - Oczywiście, że będzie z ciebie dumny, tak jak ja jestem, ale mam wrażenie, że bierzesz pod uwagę tylko jego dobro, a w ogóle własnego. Pewnie nie wiem nic o rodzicielstwie, ale przeraża mnie myśl, że miałbyś sam w ogóle nie być szczęśliwy - rzadko kiedy pozwalała sobie na takie dłuższe wypowiedzi, a kiedy już to robiła, przemawiał przez nią ogrom emocji i tym razem nie było inaczej. Te odmalowały się w jej oczach, tonie, przyspieszonym oddechu. O tym, że jednak zostanie całkiem sama, póki co nie chciała chyba myśleć. Za dużo i bez tego działo się w jej głowie. Szczególnie gdy potwierdził jej domysły.
- Czyli... on nie wie? O tym, co do niego czujesz? - dopytywała nie tylko z uwagi na ciekawość, ale dlatego, że szczerze wierzyła w słuszność tej rozmowy. W to, że Jude'owi dobrze zrobi podzielenie się z kimś choćby częścią tego, co w sobie nosił. Chciała mu pomóc, chociaż minimalnie, a tym czasem miała mu tylko dołożyć problemów, co zwiastowała nieszczęsna broszura, porzucona w złym miejscu. Już przez sam jego ton, włosy zjeżyły się na jej karku, nawet jeśli nie było w nich gniewu. W zasadzie wolałaby gniew.
- To nic takiego - powtórzyła te same słowa, niemalże bezgłośnie, gdy opadał na krzesło. Nie umiała się tłumaczyć, umiała jedynie uciekać, ale w teorii byli u niej, nie powinna go pozostawiać samego w posiadłości Remigiusa. - Po prostu... dużo się działo... premiera w Stanach, to, że nagle zaczęli pisać na jakiś portalach i nikogo nie interesowała moja kariera, tylko to, że jestem kryzysem wieku średniego Remigiusa... dużo się działo - znów się powtórzyła, zaciskając dłonie w pięści. - Schudłam trochę, a on się przestraszył... ale ogarniam wszystko, nie musicie się mną przejmować, naprawdę ogarniam - zapewniła, marząc o tym, by uwierzył w jej słowa, w które próbowała przelać całą pewność siebie, jaka w tej chwili jej została.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Czy to mogło wystarczyć? To, że się bała? Czy na podstawie wyznania, o którego szczerość nie musiał się martwić, mógł wycofać się ze złożonych obietnic? Wszystko było już przecież zatwierdzone; zmiana zdania nie wchodziła w grę. Czy gdyby jednak stawił się przed odpowiednimi ludźmi i powiedział im, że jednak nie może, że to się nie uda, bo musi zostać przy siostrze — czy byliby w stanie zrozumieć go na tyle, by pozwolić mu zostać? Naturalnie Jude byłby w stanie dużo szybciej posłużyć się tą właśnie wymówką, niż przyznać, że to on sam się boi, że to on nie chce jechać, że zdecydował się na to wyłącznie przez wzgląd na wizję życia, w którym mógłby być już tylko szczęśliwy.
To r o z s ą d n a decyzja. I chciałbym, żebyście przestali mi wmawiać, że postępuję źle — warknął, dużo ostrzej niż zamierzał. Nie spodziewał się takich reakcji. Skoro cała jego rodzina tak bardzo kochała Sollie i jeszcze kilka miesięcy temu nie mogła doczekać się ich ślubu, dlaczego teraz każdy zachowywał się tak, jakby była kompletnie nieważna? Przecież postępowali słusznie. Oboje. Przecież związki budowane tylko na uczuciu kończyły się z a w s z e, co czyniło ich dwójkę mądrzejszą od całej reszty — związek ich wynikał z rozsądku. A to nie mogło nikomu sprawić krzywdy. — Będę szczęśliwy. JESTEM szczęśliwy — rzucił oschle, wiedząc, że gdyby faktycznie był, nie musiałby tego udowadniać. Nie musieliby toczyć tej rozmowy i zamiast wściekać się na siebie, oglądaliby teraz jeden z tych filmów z dzieciństwa, który choć naiwny, wciąż potrafił ich rozbawić.
Nie wie. Nie powinien wiedzieć — czasem po wypowiedzeniu tych wszystkich idiotyzmów oczy Jude’a na moment otwierały się ze zdziwieniem, bo docierała do niego własna głupota. To nie inni, i to nawet nie świat komplikowali jego życie, ale on sam. Niszczył się, niszczył innych i nie miał nawet pojęcia dlaczego. Może więc ta cała nieprzyjemna rozmowa z Lis mogła mu pomóc, może przyczynić miała się do większych zmian. — Przestań kłamać, Lisbeth. Nie wciskaj mi tego kitu — znów zabarwił swój głos gniewem, choć wiedział, że nie może. Nie teraz, nie jeśli chce, by mu zaufała. Nie mógł być surowy, nie mógł zgrywać ich ojca; rola brata polegała przecież na czymś innym, niż prawienie kazań. — Nie czytaj tego, co wypisują inni ludzie, Lis. Nie posiadają nawet cząstki własnego życia — trochę nie wiedział, jak to powinno wyglądać. Jak z tego zgorzkniałego zgreda powinien na nowo przemienić się w przepełnionego ciepłem człowieka, którym był jeszcze kilka lat temu. Przypatrywał się jej i raz czy dwa skinął głową; z a u f a n i e było w tym wszystkim najtrudniejsze. — Nie pojadę — gdyby tylko to mogło być takie proste. — To znaczy, teraz muszę, nie dam rady się wycofać z tego pierwszego wyjazdu, ale potem coś wymyślę. Zostanę tutaj, nie zostawię cię — mówił szczerze. Kompletnie niweczyło to jego plany, ale nie mógł już dłużej postępować egoistycznie. — Ale musisz mi obiecać, że to się zmieni. Że zaczniesz z kimś o tym rozmawiać — czy nie była to uczciwa propozycja?

Lisbeth Westbrook
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Gdyby Jude miał się wstydzić, Lisa była gotowa przekroczyć swoje wszystkie bariery i zapomnieć o introwertyzmie, aby samej pójść do jego dowodzących i błagać ich o niezabieranie jej brata. Miała wrażenie, że powoli wszyscy ją opuszczają. Niby powinna się cieszyć, dystansowała się całe życie od każdego, roztaczając dookoła siebie aurę samowystarczalnej, więc nic dziwnego, że ostatecznie każdy wolał skupić się na własnej historii, niż tkwić w tym, co ona mogła, a raczej czego nie mogła zaoferować.
- Nigdy nie zasugerowałam nawet, że postępujesz źle, a już na pewno niczego nie próbuję ci wmawiać - odpowiedziała po prostu, nie uciekając przed jego spojrzeniem. Przynajmniej w takich sytuacjach ten jej niepasujący do młodej dziewczyny chłód sprawdzał się idealnie. - Skoro tak wygląda twoje szczęście, pozostaje mi się jedynie cieszyć - dodała, wzruszając ramieniem, ale podciągnęła sobie nogę pod brodę i objęła ją, układając na kolanie brodę, bo nagle poczuła jakieś niewytłumaczalne zimno. Obawy o brata wcale nie zmalały, wręcz przeciwnie, ale nie chciała go nimi zadręczać. Nawet ona widziała, że sobie tego nie życzył.
- Tego nie rozumiem... dlaczego nie powinien? - zapytała bez żadnej aluzji, te słowa nie były podszyte żadnymi innymi emocjami, jak jedynie chęcią zrozumienia, co kierowało jej bratem. Bądź, co bądź, o miłości wiedziała niewiele. Pierwszy raz obdarzyła nią mężczyznę, który był wówczas w związku, najpewniej z kimś o wiele bardziej dla siebie odpowiednim, niż Westbrook. To ją jednak nie powstrzymało. Nie było w niej wówczas na tyle łaskawości, by odpuścić. A chociaż teraz nachodziły ją wątpliwości i w gruncie rzeczy coraz więcej dowodów mówiła, że swoimi uczuciami jedynie niszczyła Remigiusa, wiedziała, że postąpiłaby tak samo. Bo bez niego... bez niego życie traciło sens. Gimnastyka już nie mogła jej wystarczyć, nie po tym, gdy dowiedziała się, jak wiele świat ma do zaoferowania, gdy dzieli się go z kimś.
Opuściła głowę, czekając na kazanie, opierdol, rozczarowanie... szereg negatywnych emocji których smak rozpoznawała bez trudu. Pierwsze słowa padły, a ona nie wiedziała nawet gdzie szukać odpowiedzi i jak miałaby ona brzmieć. Wtedy jednak nadzieja pojawiła się tak nieoczekiwanie, jak oczekiwać można, że na pogorzelisku zakwitnie coś pięknego.
- Nie pojedziesz? - powtórzyła po nim z nadzieją, jakby temat wcale nie był ciężki, jakby nie przerażała jej ta dyskusja. Zapał jej odrobinę ostygł, ale nie straciła go całkowicie. - A rozmowa z tobą będzie się liczyła? - zapytała go wprost, znów opuszczając głowę. - Nie chcę... - zaczęła, wykręcając sobie palce. - Nie chcę terapii... boję się... rozmów o Margot - z trudem przecisnęła przez gardło te słowa, nigdy nikomu o tym nie mówiła, ale taka była prawda. Przerażało jej już samo wypowiadanie imienia zmarłej przyjaciółki, a co dopiero opowiadanie o niej komuś innemu lub słuchanie, jak ktoś obcy ocenia ich przyjaźń. Jak poddaje w wątpliwości uczucia do Remigiusa... mogła to sobie tylko wyobrazić i te wizje cholernie jej się nie podobały.

jude westbrook
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Skinął po prostu głową. Bez zbędnych wyjaśnień, pretensji, czegokolwiek — po prostu milczeniem zaakceptował to jej przyzwolenie, na którym tak bardzo mu zależało. Było to naturalnie wymuszonym kłamstwem, ale Jude musiał wierzyć, że jego rodzina r o z u m i e. Że zgadza się z obraną przez niego drogą, mimo że nie płynęła z tego szczerość.
Bo ma już kogoś innego. Bo jest chyba szczęśliwy. Bo potrzebuje teraz tylko stabilizacji, której nie mógłbym mu dać — odparł z powagą, naprawdę wierząc w te słowa. Bo gdyby tylko zapragnął wyznać całemu światu swoje uczucia, przyczyniłby się do skomplikowania tak wielu spraw. Do wojny, która zamiast gdzieś tam, za oceanem, rozegrałaby się właśnie tutaj. Bo nikt nie wybaczyłby, tak jak i nikt nie zrozumiałby tego, że Jude zostawia Sollie dla jej brata. Co mieliby później, za tych kilka lat mówić dziecku? Jak mieliby wyjaśnić to tak, by nikt przy tym nie ucierpiał? Myślał o tym przez jakiś czas, szukając dla nich wyjścia. Przez moment rozważał nawet zabranie Geordana do Anglii, w której mogliby żyć z dala od ciekawskich spojrzeń innych, od krytycznych uwag jego rodziny, ale wiedział, że ostatecznie i tak nie wyszłoby z tego nic dobrego. Nie było to nic, z czym nie dałby sobie rady, ale nie chciał przyczyniać się do pogorszenia się kruchego już stanu zdrowia Danny’ego; kiedy był jeszcze w szpitalu, Sylvia Marrow — dobra przyjaciółka ich matki — powiedziała mu, że Balmont ma za wszelką cenę unikać stresujących sytuacji.
A tym właśnie byłby ich związek — stresującą sytuacją.
Nie. Coś wymyślę — obiecał wbrew sobie, wiedząc, że nie będzie to wcale proste. Zdążył już przecież podpisać odpowiednie papiery, które obligowały go do spędzenia na froncie minimum dwóch lat. Istniały co prawda luki prawne, ale Jude nie chciał z nich skorzystać; jeśli naprawdę miał tu zostać, chciał nadal pracować z Finneasem. — A pytasz o to szczerze? — spytał z cieniem uśmiechu błąkającym się po jego twarzy. Niezadowolony z tonu ich rozmowy, jak i dystansu, o który sam zadbał, wstał z zajmowanego miejsca i usiadł obok siostry. Ponownie. — Jeśli będziesz w stanie mi zaufać, to mogę to być ja. Nie musisz widywać się z nikim obcym — nie miał pojęcia, czy postępuje słusznie, ale kierowało nim zrozumienie; sam miał problemy z tym, by po zaginięciu Gerodana odwiedzać psychologa. — Nie powiem też o tym rodzicom. I Austinowi. Ale musisz mi obiecać, że będziesz mi mówić co się dzieje. Że będziesz pisać i dzwonić, nawet jeśli coś zaczęłoby cię dręczyć w środku nocy, dobra? I nie musisz… Jeśli póki co nie chcesz o niej rozmawiać, to nie musisz. Ponoć najlepiej zacząć od małych kroków — posłał jej ciepły uśmiech, mając nadzieję, że Lisa się zgodzi. I że faktycznie zdoła jej jakoś pomóc.

Lisbeth Westbrook
ODPOWIEDZ