PRZEWODNIK MUZEALNY — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Przewodnik muzealny, a po godzinach historyk i ulubiona ciotka pięcioletniego synka Nevy. Chodząca katastrofa, która stara się poskładać swoje życie do kupy, po tym jak przyłapała swojego faceta na zdradzie.
1.


Jego niezdarność znacznie komplikowała plany Marisol, bo przecież psychiczne znęcanie się nad kaleką znacznie wykraczało poza jej złośliwość i chęć pogrzebania jego szans na spokojne popołudnie. Zwykle powody do awantury pojawiały się same, jednak niekiedy musiała odrobinę wspomóc los i dołożyć do pieca osobiście. Otulona wełnianym kardiganem, wychyliła głowę przez drzwi wyjściowe na ogród i kiedy dostrzegła siedzącego okrakiem na krześle, grzebiącego przy kosiarce sąsiada, który starał się naprawić sprzęt pomimo nogi w metalowym stelażu i widocznego dyskomfortu, wyszła na zewnątrz, splatając ręce na wysokości klatki piersiowej. Przyglądała mu się przez krótką chwilę, starając się wymyślić powód dla którego mogłaby go zrugać ale teraz, wydawał jej się być taki bezbronny i pokrzywdzony, że nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Nie chciała przecież tworzyć afery koperkowej z powodu szczekającego pod płotem, masywnego bernardyna. — Jesteś pewien, że wiesz co robić? Szkoda by było gdyby ostrze kosiarki skończyło tak samo jak twoja noga - połamane i bezużyteczne — rzuciła z przekąsem, zbliżając się do białego, typowo amerykańskiego płotu, który wymyśliła sobie przy przeprowadzce. Kompletnie się nie znała na naprawianiu sprzętów domowych i ogrodowych i choć mężczyzna wyglądał na kogoś, kto wie co robi to nie omieszkała mu delikatnie dopiec. Czymś musiała się przecież zadowolić.

Duke Buckley
ambitny krab
marta
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
To nie tak, że ciemnowłosy był marudny z powodu pękniętej kości udowej. W jego przypadku złamana noga stanowiła jedynie dodatek. On po prostu lubił narzekać, szukać powodów do zmarszczenia nosa z niezadowoleniem i wyplucia z siebie, że: a to pogoda nie taka, zupa za słona, za mało lukru na pączku czy za duży bałagan w pracy. Ludzie, którzy mieli z nim przyjemność w remizie, dzielili się zazwyczaj na dwie grupy. Tych, którzy go unikali i tych, których irytował, ale uważali, że można przymknąć oko na jego dąsy, bo jednak jako komendant sprawował się wyjątkowo dobrze. Skrupulatnie wiercił dziurę w brzuchu tym, którzy odpowiedzialni byli za dotacje, wyszarpywał pieniądze na sprzęt, ubrania, a nawet i niewielką salkę treningową. Chłopcy (i dziewczęta) mieli wszystko, co tylko chcieli; ale warunek był jeden - mają być wobec niego fair.
Początkowo mieli go za dupka. Tyrana i pracoholika, który czepiał się o wszystko. Mieli go za kogoś, kto dostał stołek i wyprostowały mu się zwoje w mózgu od tego dobrobytu. Z czasem pojęli jednak, że jeśli rzeczywiście wywiązywali się ze swoich obowiązków, Buckley był w porządku. Właściwie to była tylko jedna osoba, której się nie czepiał. Jeszcze nie zaczął, bo miała cztery lata i uczyła się pisać swoje nazwisko, stale myląc się i pisząc „Duckley”. Mała Penny była oczkiem w głowie wuja. Mogła wejść mu na głowę, zostawić syf (co niejednokrotnie robiła), albo wmawiać mu, że jest zbyt zmęczona na zbieranie pluszowych misiów w jej pokoju, a on tylko by westchnął i ucałował w czoło na dobranoc. Za nią to Dawson dostawał reprymendy, bo razem z Nalą rozpuścili ją tak, że niektórzy złapaliby się za głowę.
Dziś jednak nie do końca był w humorze zrzędy. Noga goiła się jak na psie, Dick nie sprawił, że pod jego nieobecność remiza wybuchła, a matka odwiozła mu Barry’ego, mówiąc, że nie będzie sprzątać po tym koniu, bo zamiast woreczka na psie prezenty, ona musiałaby nosić reklamówkę.
Obecnie pies leżał na trawie i łypał na swojego właściciela dość nieufnie. Z łapami tuż przy wielgachnym, brązowym nosie i lekko przymkniętymi powiekami, wzdychał ciężko za każdym razem, gdy Duke burczał jakieś przekleństwo.
Nawet szelest za płotem nie wyprowadził go z równowagi. Właściwie to nigdy tak nie było. Im bardziej Mara była dla niego złośliwa, tym on się cieszył. Teraz także. Nie dał jednak tego po sobie poznać.
- Tak się zastanawiam… - Duke nie podniósł swoich oczu, aby obejrzeć śliczną buzię, która wychylała się w jego stronę. Odłożył śrubokręt, za nim kilka śrubek i wykręcił śmigło od kosiarki i uniósł je nieco do góry, aby przyjrzeć mu się z uwagą. Na twarzy, o nieco ciemniejszej od smaru barwie, ułożyły się potargane włosy, skręcając gdzieniegdzie w diable rogi.
- Czy martwisz się o kosiarkę czy może o mnie - na jego twarz wpełznął uśmiech starego szelmy, który pstrykał kowbojskim kapeluszem w kierunku dam. Następnie brudną dłonią wyjął paczkę papierosów i przy pomocy zębów wsadził sobie jednego do ust. Odpalił go i zaciągnął się głęboko, by zniknąć już po chwili za kłębami siwego dymu.
- A jak Twój tłumik? Dalej brzęczy? - zażartował, chociaż pod przyczepieniem się do niego, jak zwykle krył się inny cel. Nie chciał, aby Marisol stało się coś złego. Taki dziwny nawyk już miał, że troszczył się o ludzi w swoim otoczeniu. Nawet o nadęte, choć niewątpliwie ładne, sąsiadki.
- Może mam Ci tam zajrzeć, co? - „gdzie” zajrzeć pozostawił już w niedopowiedzeniu. Uniósł swoją głowę znad kosiarki, czekając na odzew.

mara ebenhart
sumienny żółwik
13#9694
PRZEWODNIK MUZEALNY — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Przewodnik muzealny, a po godzinach historyk i ulubiona ciotka pięcioletniego synka Nevy. Chodząca katastrofa, która stara się poskładać swoje życie do kupy, po tym jak przyłapała swojego faceta na zdradzie.
Ona także była zupełnie inna w swoim towarzystwie i środowisku muzealnym. Na co dzień miała dość spory kontakt z obcymi ludźmi i zmuszona była uśmiechać się i być uprzejmą bez względu na ilość durnych pytań i komentarzy ale wcale się na nic specjalnie nie siliła. Kąciki ust podnosiły się same kiedy robiła to co faktycznie sprawiało jej przyjemność - nie sam kontakt z ludźmi, a dzielenie się z nimi swoją największą pasją. Wszystko działało ze wzajemnością, więc jeśli sąsiad był dla niej nieuprzejmy, ignorował jej prośby o uszanowanie ciszy nocnej reszty mieszkańców i z premedytacją się przed nią rozbierał to zasługiwał na specjalne, aczkolwiek niespecjalnie przyjazne traktowanie!
O Ciebie? Błagam — parsknęła śmiechem i wywróciła teatralnie oczami. Ostatnią rzeczą, która przyszłaby jej do głowy to troszczenie się o niego, a nie o tę niczemu winną kosiarkę, którą gniewnie napastował. Nawet jeśli jej człowieczeństwo, gdzieś głęboko ulokowane, próbowałoby się przebić przez jej grube warstwy grubiaństwa, to i tak z całą pewnością nie dałaby tego po sobie poznać; nie przed nim. — Prędzej piekło zamarznie — dodała pod nosem i pokręciła głową. Co za niedorzeczny pomysł.
Kiedy wspomniał o jej dziurawym tłumiku, który ostatnimi czasy wydawał głośniejsze dźwięki niż zwykle, podirytowała się jeszcze bardziej. Zaledwie kilka dni temu sprzeczali się o to, a teraz wydawał się być widocznie przejęty sytuacją. Nie potrafiła zrozumieć jego skrajnych humorów - raz zachowywał się wobec niej jak skończony prostak, a innego dnia był miły jak na porządnego sąsiada przystało.
Wyjaśnij mi coś, Buckley. Co z tobą jest nie tak? Przez większość czasu starasz się uprzykrzyć mi życie, a potem jak gdyby nigdy nic, próbujesz być miły i proponujesz irracjonalne pomysły jak wspólna kolacja. To jakaś chora gra? — zapytała i zmarszczyła czoło. Nie potrafiła wyczytać z jego zachowania żadnych szczerych intencji. Może to pierwsze objawy choroby afektywnej dwubiegunowej?
I nie, ty już lepiej trzymaj się od mojego auta z daleka, bo kto wie co przy nim zmajstrujesz. Zwłaszcza z tą metalową nogą — skinęła podbródkiem i przeniosła wzrok na jego okaleczoną kończynę. Sama miała przecież niejednokrotnie w planie by przerysować mu karoserie kluczem albo poprzebijać opony, więc kto wie do czego on był zdolny?

Duke Buckley
ambitny krab
marta
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
Uśmiechnął się nieco szerzej, powracając do swojego zajęcia. W dłonie wziął ściereczkę i zaczął przecierać upapraną od oleju część, która była przytwierdzona do kosiarki. Jednocześnie wciąż pykał papierosa, przesuwając go językiem na prawą stronę ust, lewą zaś wypuszczając kłęby siwego dymu. Odchylił głowę i zmrużył oko, gdy odrobina dostała mu się do niego. Potrząsając czupryną, wyjął sprężynę ze środka i starannie ją wytarł.
Nie spieszył się z udzieleniem odpowiedzi, ciesząc się z tego, że po raz kolejny wyprowadził pannę Ebenhart z równowagi. Przy okazji zaczął podejrzewać, że brunetkę złościł sam fakt jego obecności. W końcu niejednokrotnie to ona szukała przysłowiowej zaczepki, a on - niczym dziecko - odpowiadał w podobny sposób.
Ostatnio nawet potrafił czekać na nią pod drzwiami swojego domu, mimochodem rzecz jasna coś robiąc: a to wypuszczając Barry’ego na ogród, albo taszcząc śmieci. Powód do tego, aby wymienić z nią kilka nieuprzejmości znalazł się zawsze. Najczęściej chodziło o to, że jej samochód zajmował miejsce parkingowe nie tak jak trzeba. Wywołało to taką lawinę inwektyw i frustracji, że Buckley postanowił uwziął się na biedną dziewczynę. Przyczepił się nawet o to, że drzewka należące do kobiety, miały gałęzie po jego stronie płotu. Generalnie: Marisol oddychała za głośno i najlepiej byłoby, gdyby się wyprowadziła. Z pocałowaniem ręki przyjąłby na swojego sąsiada kogokolwiek innego. Byle nie ją.
Przerwał jednak to, co robił, kiedy padło jej pytanie. Uniósł swoje spojrzenie, które wyrażało ogromne, trudne do okiełznania, zdumienie.
- Nie uważasz, że powinnaś przestać tyle pić? Po tym wszystkim masz jakieś haluny - nie przyszło mu nawet do głowy to, że Dawson maczał w tym swoje paluchy. Odrzucił peta pstrykając swoimi palcami w charakterystyczny sposób i przyjrzał się historyczce uważnie, tak jakby oceniał wszelkie prawdopodobieństwo tego, czy miała wszystkie klepki na swoim miejscu. Była wszak ładna. Śliczna. Dostrzegał już z daleka to, że jak się uśmiechała, to po prawej stronie, na policzku, pojawiała się niewielka kreseczka; uroczy dołeczek. Był wzrokowcem, jak każdy facet. I chociaż widział świat w czarno-białych barwach (dosłownie!), to nie był przecież ślepy. Najwyraźniej jednak nie szło to w parze ze zdrowym rozsądkiem, czy rozumem. Z żalem przyznał w duchu, że w stwierdzeniu „ładna, acz głupia jak kalosz” musiało kryć się sporo prawdy.
- Ale jeśli chcesz mnie zaprosić na randkę, to tylko słowo, a rozważę propozycję - przerzucił szmatkę przez ramię i zaczął oliwić skrzydło kosiarki.
- Poza tym nie spodziewałem się, że dyskryminujesz niepełnosprawnych. - wkręcił fragment kosiarki i upewnił się, że wszystko było w należytym porządku. Kiedy uznał, że robota została zakończona, wytarł dłonie w brudną, starą koszulkę i dźwignął się na nogi, przy pomocy kul. A właściwie, to nie do końca, gdyż zaraz z łoskotem obalił się na ziemię, kiedy jedna z nich ułożyła się tak niefortunnie, że zaraz odjechała. Niespodziewający się niczego Duke uderzył nie tylko wielkim dupskiem, ale także plecami i głową w starannie wyłożoną kostkę brukową. Ostatnie, co jeszcze zrobił, to spróbował ochronić swoją nogę przed ponownym roztrzaskaniem.
Uderzenie było na tyle intensywne, że na moment stracił oddech. A następnie zaklął cierpko, nieco automatycznym gestem łapiąc się za swoją głowę.

mara ebenhart
sumienny żółwik
13#9694
PRZEWODNIK MUZEALNY — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Przewodnik muzealny, a po godzinach historyk i ulubiona ciotka pięcioletniego synka Nevy. Chodząca katastrofa, która stara się poskładać swoje życie do kupy, po tym jak przyłapała swojego faceta na zdradzie.
Złościła się za każdym razem, gdy musiała oglądać jego parszywy uśmiech i wysłuchiwać uszczypliwych uwag odnośnie jej parkowania, segregacji śmieci, nierówno przystrzyżonego żywopłotu i niepoprzycinanych gałęzi drzew, które wystawały poza jej ogrodzenie. Dodatkowo warto wspomnieć, że piekliła się też za każdym razem, kiedy mężczyzna z premedytacją świecił przed nią swoim torsem, który mocno pobudzał jej jej dziką wyobraźnie. Była samotna zbyt długo i jak każdy stąpający po ziemi człowiek potrzebowała bliskości drugiej osoby. Nie pragnęła żadnych bliższych kontaktów ze swym sąsiadem i w jej wyobrażeniu była to czysto fizyczna chemia, która ograniczała się wyłącznie do aktywności łóżkowych. Wbrew wszystkim mankamentom, których doliczyła się w ostatnim roku, Duke był cholernie pociągającym facetem i z pełną świadomością potrafił to wykorzystać na swa korzyść.
No pewnie, świetne zagranie, Buckley! Chcesz mi teraz wmówić, że to sobie wymyśliłam, tak? — oburzyła się i podniosła swój ton. Ostatnie czego mógł się dopuścić brunet, to zakpić z niej i wyprzeć się wszystkiego co padło z jego ust przed dwoma tygodniami. — Jesteś niewiarygodny — pokręciła głową i westchnęła cicho, odwracając wzrok. Nie było jej przykro ale jednak nie wierzyła w to, że mężczyzna mógłby dopuścić się takiego żartu, bo kto normalny wpadłby na taki pomysł? Jeśli Duke tak pogrywał z kobietami, to nic dziwnego, że był sam jak palec - zasłużył na to. — Ja miałabym chcieć pójść z tobą gdziekolwiek? Nie sądzisz, że te leki przeciwbólowe, które codziennie łykasz ci szkodzą? — roześmiała się wniebogłosy i zlustrowała go wzrokiem. W takich chwilach nienawidziła go jeszcze bardziej i gdyby mogła, sama złamałaby mu jeszcze drugą nogę i obie ręce. Działał na nią jak płachta na rozjuszonego byka i sprawiał, że na wierzch wydostawały się emocje, których sama jeszcze nie znała. Może Rusty miał racje? Powinni dopuścić się morderstwa i zakopać go pod kompostem.
Ty akurat jesteś niepełnosprytny i nie zasłaniaj się teraz kalectwem — warknęła, nie dowierzając w to, że potrafił zrobić z siebie ofiarę. Wcale go nie żałowała, a przynajmniej twierdziła tak do momentu, aż kula podtrzymująca go osunęła się, a on sam padł na ziemię jak worek ziemniaków. Dziewczyna jęknęła i zasłoniła usta, po czym pospiesznie ruszyła w stronę płotu, który z małym trudem pokonała by czym prędzej dobiec do bruneta. — Chryste, nic ci nie jest?! — zapytała nieco spanikowana i od razu zwróciła uwagę na jego głowę, która uderzyła o kostkę brukową. A co jeśli jej życzenie się spełniło i to z jej winy się przewrócił? — Możesz wstać? Ktoś powinien cię obejrzeć. Zawiozę cie do szpitala albo zadzwonię po pogotowie by rzucili na to okiem na miejscu — zaproponowała z przejęciem, chcąc by spojrzał na to ktoś, kto posiada wiedzę medyczną. Mógł mieć rozciętą głowę albo co gorsza uszkodził bardziej nogę.

Duke Buckley
ambitny krab
marta
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
Była okropna z tymi swoimi mądrościami i tym, że nie słuchała dobrych rad. Dlatego też kosz ze śmieciami ważył tyle, że nie sposób było go przesunąć, a żywopłot miał przerzedzone liście od słonecznej strony. Kolor płotu raził przy promieniach dnia i był prawdopodobną przyczyną przyszłych wypadków.
Duke mógłby wymieniać bez reszty zamęt i chaos, jaki sprowadziła dziewczyna, kiedy postanowiła przeprowadzić się na jego ulicę. Była solą w jego oku, kanapką spadającą masłem do dołu, a także powodem, dla którego serce drgało zbyt mocno na elektrokardiografie. Buckley nie umiał stwierdzić, jaki był ku temu powód: czy złość, czy może fakt, że była prześliczna i charakterna. Po rozstaniu z Sage doszedł do wniosku, że zawsze pociągały go kobiety z charakterem. Marisol na pewno taka była. Codziennie dawała mu się we znaki, a nawet nie byli razem.
Nie odpowiedział więcej na jej zarzuty, skupiając się na tym, co właśnie zaszło.
Nie miał pewności co boli go bardziej. Noga, czy głowa. Zacisnął powieki i wykrzywił twarz w grymasie pełnym niezadowolenia. Palce przesuwały się po skroni, niknęły we włosach, szukając najbardziej bolącego miejsca. Jak nic będzie guz.
- Nie - syknął do niej. Nie zamierzał iść do lekarza, ani do szpitala. Swego czasu Sage próbowała posadzić go na wózku, aby odciążył nogi i dłonie. Czy Mara myślała, że się jej posłucha? Zamiast tego, Duke otworzył oczy i wlepił w nią swoje spojrzenie.
- Jak tu przelazłaś? - zapytał dość niespodziewanie, po czym zamrugał.
Poczuł perfumy. Słodycz wypełniła mu nozdrza i sprawiła, że gdzieś w okolicy brzucha wyczuł przyjemne mrowienie.
- Nic mi nie będzie. Poślizgnąłem się, cholera, na tych… cegiełkach - lewa ręka uniosła się i zakręciła niewielkie koło w powietrzu, aby nakreślić krawężnik i kamienny bruk. Nie wiedział czy rzeczywiście wszystko było w porządku, czy może przypadkiem nie rozwalił sobie głowy. Miał w niej zamęt, a bliskość historyczki wcale nie pomagała w okiełznaniu myśli.
Wyciągnął w jej stronę swoją prawicę, prosząc ewidentnie o to, aby pomogła mu się dźwignąć do siadu.

mara ebenhart
sumienny żółwik
13#9694
PRZEWODNIK MUZEALNY — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Przewodnik muzealny, a po godzinach historyk i ulubiona ciotka pięcioletniego synka Nevy. Chodząca katastrofa, która stara się poskładać swoje życie do kupy, po tym jak przyłapała swojego faceta na zdradzie.
Nigdy wcześniej nie zdarzało jej się rzucać takimi obelgami i używać tak wulgarnego języka. Była choleryczką i niegdyś chętniej wykłócała się z ludźmi o swoje racje ale odkąd w jej życiu pojawił się mały Lindsay, panowała nad swym słownictwem i starała się rozwiązywać spory polubownie. Niestety, osobnik mieszkający za płotem, wyzwalał w niej wszystkie negatywne emocje, które dość długo przed światem skrywała i miała wrażenie, że sprawiało mu to ogromną radość. Ebenhart pozbawiona była skrupułów i nie szczędziła języka, kiedy po raz kolejny próbował oskarżyć ją o jakąś kuriozalną błahostkę. Nie potrafiła przyznać mu racji nawet wtedy gdy faktycznie ją posiadał, więc odbijała piłeczkę i obrzucała go łajnem zgodnie z własnymi zasadami. Nie było tu miejsca na litość i wyciąganie białej flagi - a już na pewno nie wyjdzie to z jej strony!
Teraz odłożyła jednak waśnie na bok i starała się zająć mężczyzną tak, jak zrobiłaby to w przypadku każdego innego człowieka. Mógł się zranić lub coś sobie uszkodzić, więc nie zamierzała ciągnąć tej idiotycznej potyczki ani chwili dłużej, a przynajmniej do momentu gdy upewni się, że nic mu nie grozi. Jej miłosierdzie przewyższało zawiść; nie potrafiła być obojętna na cudza krzywdę, nawet jeśli chodziło o niego.
Na pewno? Uderzyłeś głowa o kostkę brukową, możesz mieć wstrząs mózgu albo otwartą ranę, która trzeba jak najszybciej zszyć — powiedziała i starała się go obejrzeć. Ostrożnie przyjrzała się jego zarośniętej głowie, szukając jakichkolwiek zmian lub krwi. Kiedy przypadkiem wymacała źródło bólu i usłyszała cichy jęk mężczyzny, przyjrzała się bliżej temu miejscu ale była niemalże pewna, że pozostanie mu po tym upadku tylko większy guz. Nie sączyła się krew, więc nie musieli go szyć na pogotowiu.
Przeszłam przez płotek — odpowiedziała, choć nie było to wcale takie proste. Białe, amerykańskie ogrodzenie nie było wysokie, więc musiała jedynie wysoko zadrzeć nogi i uważać by nie rozedrzeć sobie materiału spodni. — Trwałe uszkodzenia mózgu miałeś przed upadkiem, więc teraz może być tylko lepiej. Kto wie, może zmądrzejesz? Będziesz żył, to najważniejsze — odparła, powstrzymując śmiech i podniosła się by pomóc mu wstać. Wyciągnęła rękę i zapierając się, przyciągnęła go ostrożnie do siebie. — A co z twoja nogą? — zapytała, pozwalając by się na niej podparł i zerknęła na jego kiepsko wyglądająca kończynę. Wzrokiem od razu zlokalizowała leżące na trawniku obok kule.

Duke Buckley
ambitny krab
marta
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
Duke wiedział, że był wysoki i upadek mógł go sporo kosztować, lecz nie przypuszczał, że aż tyle. Dlatego też słysząc jej spanikowany głos i czarnowidztwo, otworzył nieco szerzej swoje oczy i zmarszczył brwi, w wyrazie konsternacji. Nie czuł się źle, wiedział też jednak, że najgorsze może przyjść po czasie. Wielokrotnie napotykał na służbie ludzi, którzy na pierwszy rzut oka zachowywali się normalnie i składało ich w najmniej spodziewanym momencie. Na akcjach więc zawsze nalegał na to, by poszkodowany odczekał chwilę, nim się ulotni, lub też, aby wybrał się do lekarza. Sam, jak widać, niechętnie stosował się do zaleceń, które rekomendował jako strażak. Już jako dzieciak był pod tym względem okropny. Nie znosił lekarzy do tego stopnia, że potrafił użreć ich w rękę ze stetoskopem, byleby tylko nie dać się dotknąć. Na widok igieł reagował przesadną histerią, do tej pory zdarza mu się nieco stracić na kolorze (bo przecież tatuaże to co innego!), a recepty zawsze lądowały w koszu. Jak na razie udawało mu się całkiem prężenie wyrywać się z ramion medykom i tym wszystkim specyfikom, które chcieli w niego wciskać, aż do teraz, gdy omalże nie stracił życia na jednej z akcji pożarniczych.
- Co? C-co Ty robisz, co? – wysyczał do niej, czując jak palce dotykają jego włosów. Swego czasu to uwielbiał. Rory miała manię wtykania swoich chudych paluchów w jego przydługie kudły, które owijała sobie wokół i lekko ciągnąc je w górę, sprawiała, że te wymykały jej się i czynność musiała powtórzyć. Zawsze robił się senny od tych uspokajających ruchów, lecz odkąd rozstał się z Hammond, niespecjalnie przepadał za dotykaniem głowy. Nawet Sage irytowała się, że kiedy tylko chciała go czule pogłaskać, ten od razu się prostował i nie pozwalał na więcej, niż by chciała. Nie potrafił przyznać przed nikim, nawet przed samym sobą, że nie zaleczył ran po poprzednim związku.
- To boli, Ebenhart! – wyburczał, odchylając się do tyłu, aby przypadkiem nie dotykała newralgicznego miejsca za długo i powoli zaczął się dźwigać na nogi. Po zderzeniu się z ziemią wciąż czuł się nieco skołowany, lecz robił wszystko, aby nie dać tego po sobie poznać.
Uśmiechnął się, spoglądając na nią z góry.
- Nie pomyślałem, że dla mnie byłabyś w stanie robić jakiekolwiek akrobacje – zażartował, łapiąc się na tym, że było to wyjątkowo miłe; mieć świadomość, że nawet taka rozwydrzona sąsiadka, która tylko odgraża mu się w słowach, pospieszy mu z pomocą.
Wysunął się z jej rąk i zaczął balansować na zdrowej nodze, próbując dokuśtykać do kul.
- Nie odpadła i prawdopodobnie nie zamierza - odparł na jej pytanie, lecz na wszelki wypadek, dla pewności zgiął ją w kolanie i wyprostował. Nie czuł niczego nowego.

mara ebenhart
sumienny żółwik
13#9694
PRZEWODNIK MUZEALNY — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Przewodnik muzealny, a po godzinach historyk i ulubiona ciotka pięcioletniego synka Nevy. Chodząca katastrofa, która stara się poskładać swoje życie do kupy, po tym jak przyłapała swojego faceta na zdradzie.
Już kiedy go zobaczyła, zastanawiała się po co podnosił się z łóżka i obciążał kończynę niepotrzebnymi wycieczkami do ogrodu. Nikomu co prawda nie służył przesadny odpoczynek ale przy tak poważnych uszkodzeniach, mężczyzna powinien oszczędzać nogę i wstrzymać się z naprawianiem takich sprzętów jak choćby kosiarka. Małe kroczki były istotne w powrocie do zdrowia ale od tego były własnie rehabilitacje, a nie samozwańcza walka z wiatrakami. Miał jednak więcej szczęścia niż rozumu, bo upadek zakończył się jedynie bolesnymi stłuczeniami ale mogło być o wiele gorzej - mógł upaść nawet na ta kosiarkę i nadziać się na ostrze. To byłaby dopiero spektakularna śmierć. Mara była podobna, nie lubiła bezsilności i przysłowiowego siedzenia na dupie; lubiła aktywny tryb życia i często znajdowała sobie jakieś produktywne zajęcia jak chociażby porządki w szafach, nowe sadzonki w ogródku czy nawet relaksacyjna joga w salonie.
Oh nie wierć się, muszę cie obejrzeć.. — jęknęła, próbując utrzymać stabilnie jego głowę, tak by mogła dostrzec ewentualne uszkodzenia. Pewnie przyszło jej teraz przez myśl, by chwycić za jego czuprynę i nią delikatnie potrząsnąć tak, by wyleciały mu z głowy wszystkie idiotyczne pomysły i złośliwości ale przecież nie była sadystką. Dostrzegła grymas na jego twarzy, który stanowił o tym, że cholernie bolała go zarówno czaszka jak i stłuczone plecy. To w zupełności jej wystarczało. — Boże, co za miękka faja z ciebie, Buckley! Jęczysz jak baba! — przewróciła oczami i odparła złośliwie, po czym wyplątała swe długie palce z jego ciemnych włosów. Kto by pomyślał, że tak rosły i silny chłop, będzie tak lamentował przy zwykłej obserwacji? Przecież nie robiła mu krzywdy, a już na pewno niespecjalnie. Chyba!
A co, miałam czekać aż się wykrwawisz? Sumienie nie dałoby mi żyć — odparła i kiedy nie widział, uśmiechnęła się delikatnie, próbując powstrzymać śmiech. To był odruch bezwarunkowy - była świadkiem wypadku, więc próbowała pomóc i sprawdzić co z poszkodowanym by móc zadzwonić po pogotowie. Cale szczęście nie było takiej potrzeby, a jemu przyda się jedynie wygodna poduszka pod głową. — Kiedy pozbywasz się tego żelastwa i zaczynasz rehabilitacje? — zapytała, wciąż przyglądając się jego pokiereszowanej kończynie.

Duke Buckley
ambitny krab
marta
Komendant — lorne bay fire station
34 yo — 202 cm
Awatar użytkownika
about
Moje barwy to czarny, od zawsze z nimi w ponurej parze
Życie każe być twardym i sprawnie farbuje palety po czasie
I tylko myśli o Tobie malują mi w głowie w kolorze pejzaże
Ja odliczam już chwile aż głębokie wody zamienię na basen
Mężczyzna nie potrafił usiedzieć na tyłku. Odkąd tylko pamiętał, zawsze coś robił. Jako dziecko rozpracowywał radia (nie tylko stare i zepsute, bo w końcu i tak nie działały), biegał za piłką, konstruował z ojcem modele samolotów, a także naprawiał rowery wszystkim z osiedla (podobnie jak w przypadku radia, nawet i te, które nie wymagały naprawy). Później zawsze gdzieś się kręcił, czy to w straży jako adept, czy u Rory w domu, czy na próbie zespołu. Kiedy już dorósł i rozstał się z Roo, uprzykrzał życie ludziom dookoła: Dawsonowi z Nalą, chłopakom w remizie, aż w końcu wydoroślał zupełnie i zaczął czuć się najlepiej w pracy i własnym towarzystwie. Teraz, kiedy jedno z najważniejszych miejsc w jego życiu musiało zejść na dalszy plan, Duke powrócił do typowego dla siebie majsterkowania. Ofiarami padły toster i lokówka matko, lecz ta druga nie chciała powstać z martwych.
- Słyszałem już kilka jęków bab i wcale tak nie brzmiały - zauważył z przekąsem, który to pojawił się w jego głosie, a sam wielkolud uśmiechnął się głupkowato. Jeśli do całej gamy jego przywar nie doliczono właśnie zboczonych żartów, to nie wiadomo co jeszcze należałoby tu zrobić. Mimo wszystko, nie potrafił się powstrzymać - być może dlatego, że od lat był wychowywany w duchu luźnego rodzicielstwa samotnej matki; być może powodem był fakt posiadania brata takiego, a nie innego; może też resztę zrobiło towarzystwo i to, że mając lat prawie trzydzieści pięć na karku, wciąż pozostawał kawalerem. Chociaż może to ostatnie było już skutkiem, a nie przyczyną?
- Tobie? Sumienie? - prychnął.
- A czy sumienie daje Ci żyć za śpiewanie tych wszystkich pijackich piosenek o trzeciej nad ranem? Albo czy daje Ci żyć, kiedy odgrażasz się mi pod płotem, Maro? - nie wystarczyłoby mu palców u dłoni i stop na to, aby zliczyć wszystkie grzeszki ciemnowłosej. Dlatego też postanowił nie wyrzucać jej wszystkiego od razu, pozostawiając je na każdy inny dzień tygodnia.
- Po świętach, jak dobrze pójdzie, zdejmą mi szynę. Ale nim wrócę do formy, to minie jeszcze z pół roku. Nie wiem tylko czy w robocie będzie ze mnie jakikolwiek pożytek - mogła zauważyć, że nagle się zasępił. Straż Pożarna była nie tylko jego źródłem utrzymania. To także pasja i jakby nie patrzeć, styl życia. Podporządkowywał się jej na każdym kroku. Ćwicząc na siłowni, biegając, siedząc nad raportami i ucząc nowych ludzi na szkoleniach. Na samą myśl w jego gardle powstawała wielka gula. Nie zamierzając się przed nią rozklejać, Duke westchnął.
- Wracając do ciekawszych rzeczy, niż moja noga, to chciałem zapytać - czy nie pójdziesz ze mną na jarmark? Nie napijesz się kawy?
- Czy może to nie Ty rąbnęłaś się w tą śliczną główkę? - z miłego faceta powrócił typowy dla historyczki bufon.
Wspaniale, Buckley, order uśmiechu dla ciebie!
- Bo jeśli nie przyśniło Ci się to zaproszenie na randkę, to ja nie wiem co innego mogłoby się stać. I tym bardziej nie wiem jak bardzo zdesperowany musiałbym być, aby to zrobić - potarł swoją brodę, zerkając ukradkowo na psa. Barry leżał na swoim miejscu. Prawdopodobnie gdyby Duke się zabił przy upadku, ta wielka, kudłata bestia, nawet by się nie przejęła.

mara ebenhart
sumienny żółwik
13#9694
PRZEWODNIK MUZEALNY — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Przewodnik muzealny, a po godzinach historyk i ulubiona ciotka pięcioletniego synka Nevy. Chodząca katastrofa, która stara się poskładać swoje życie do kupy, po tym jak przyłapała swojego faceta na zdradzie.
Kto by pomyślał! Wyjaśnij mi proszę, jaka kobieta chciałaby pójść do łóżka .. z tobą? — skrzywiła się i zmierzyła go wzrokiem, próbując wyciszyć swoje skołatane myśli. Może i był przystojny, nieźle zbudowany i ratował kotki z drzew ale wciąż był prostakiem, którego co najmniej trzy razy w tygodniu pragnęła udusić gołymi rękoma. — Bo wiesz, jęki w filmach pornograficznych się nie liczą — dodała z przekąsem i wzruszyła ramionami, czując satysfakcję z tego, że po raz kolejny utarła mu nosa. Spodziewała się jednak, że Duke nie omieszka odpowiedzieć na jej zaczepki czymś równie złośliwym ale była na to gotowa.
Co? Ja śpiewam o trzeciej nad ranem? Jezu, ty naprawdę mocno przywaliłeś o tą kostkę brukową — westchnęła i uniosła jedną brew ku górze — To Pani McDowell z naprzeciwka lubi wychylić sobie kilka kieliszków na dobry sen, a zdarza jej się czasem strzyc żywopłot o północy. To wampir — odparła z rozbawieniem, jednak szybko zdjęła uśmiech z twarzy. Rzadko kiedy pozwalała sobie na szczery uśmiech w jego towarzystwie, jak gdyby tylko złość napędzała ich relacje.
A nie możesz zająć się papierkową robotą albo dyspozytornią? Przynajmniej wrócisz do pracy — odparła po chwili namysłu, dzieląc się z nim bezinteresownie dobra radą. Sama nie wytrzymałaby tyle czasu w domu i robiłaby wszystko, by móc tylko wyjść do ludzi i poczuć się potrzebną. Zaraz po tym, jak postanowiła doradzić mu w sprawie powrotu do pracy i - warto zaznaczyć - zrobiła to bez zawierania w zdaniu żadnej uszczypliwej uwagi, Duke powrócił do tematu zaproszenia jej randkę, ściągając ich dyskusję z powrotem na ścieżkę wojenną. Wsłuchując się w jego słowa, Mara cofnęła się o krok, a jej twarz pobladła. Przeskoczyła dla niego ten cholerny płot, by upewnić się, że nic mu się nie stało, a on nie powstydził się jej zaatakować w najgorszy możliwy sposób? Takie docinki były na porządku dziennym ale nie bawiły jej żarty w stylu podrywu dla przysłowiowych jaj.
Poważnie, Buckley? Chciałam ci pomóc i zmartwiłam się, że coś mogło ci się stać, a ty.. — przerwała i odwróciła wzrok na krótką chwilę — Ty jesteś po prostu zwykłym śmieciem. Nikogo nie bawią tak durne żarty i psychiczne znęcanie się nad druga osoba każdego, pierdolonego dnia. Wyjmij w końcu tego kija z tyłka i rozejrzyj się, jesteś sam. A dlaczego? BO JESTEŚ PIEPRZONYM BURAKIEM! I nikt cię nie lubi! — podniosła swój głos, wykrzykując w jego ogrodzie wszystko to, co leżało jej na sercu od dawien dawna. Nie przejmowała się tym, że pół sąsiedztwa mogło ją usłyszeć, bo była pewna, że większość zgadzała się z nią w stu procentach - zwłaszcza Rusty. Prychnęła na niego, machnęła ręką i skierowała się w stronę swojego domu, lecz tym razem nie skakała przez płot, a poszła dookoła - jego ogrodem. Nie zamierzała odzywać się do niego nigdy więcej.

koniec </3
Duke Buckley
ambitny krab
marta
ODPOWIEDZ