lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
właściciel sanktuarium dla dzikich zwierząt, zapalony surfer, instruktor skoków ze spadochronem, pilot wycieczkowej awionetki. nie usiedzi w miejscu i wszędzie go pełno
#2 [ale przed #1]


Beau właśnie stał przy rejestracji, opierał się o kontuar i rozmawiał z recepcjonistką. Z boku mogło to wyglądać, jakby ją podrywał, bo oboje się śmiali i rozprawiali o czymś żywo. Nic jednak bardziej mylnego, po prostu oboje uwielbiali misie koala i tak jakoś dobrze im się rozmawiało. Bu nie przyszedł zresztą tutaj, żeby wyłudzić numer od recepcjonistki, co to, to nie. On nawet tu nie przyszedł ćwiczyć, chociaż może powinien wreszcie popracować nad muskułami? Ale gdzie on znajdzie czas między sanktuarium, lataniem i deską? A jeszcze do tego dochodzi Ivy, na którą właśnie tu czekał. W końcu mimo, że nie byli już parą, to przecież obiecał sobie, że nie będzie jej zaniedbywał. Ach, no i przecież jest jeszcze jego siostra. Nawet przez moment zastanawiał się, czy nie zaprosić na lunch obu na raz, wtedy upiekłby dwie pieczenie na jednym ruszcie, to było w jego stylu. W końcu jednak stwierdził, że skoro Ivory Hoskins poświęciła mu jakiś rozdział swojego życia, to on teraz do końca swego, winny jej będzie poświęcać chociaż jedno popołudnie... w tygodniu. To nie tak, że nie lubił towarzystwa Iv, on je wręcz uwielbiał, zresztą łapał się na tym, że wciąż coś do niej czuł. Mogli sobie gadać, że są przyjaciółmi, że wszystko skończone, ale chyba nawet głupi by w to nie uwierzył. Po prostu Bu miał ostatnio zatrważająco mało czasu, wszystko jakoś tak się kumulowało, że którejś nocy stwierdził, że gdyby teraz obok niego w łóżku leżała Ivy to byłoby łatwiej. No ale nie leżała, udawali przed sobą i wszystkimi dookoła, że tak jest dobrze, w końcu jest lepiej niż było. Prawie w ogóle się nie kłócą, wciąż mogą na siebie liczyć, czy czegoś im brakuje? Tak, Bu brakowało, ale to temat rzeka, bo zaczyna się od leniwych poranków, poprzez całą gamę zapracowanych dni, po gorące noce, które teraz spędzał samotnie.
Spojrzał na zegarek na ścianie, a potem na drzwi, które w tej chwili się otworzyły. Najpierw z sali wyszło kilka osób, a na koniec Ivy, która jeszcze wszystkich żegnała. Bu zaczekał spokojnie, nawet nie interesowały go już rozmowy o koalach, po prostu spojrzenie miał utkwione w "swojej byłej". W końcu ruszył w jej kierunku.
- Cześć Ivy, to co, szybki, wspólny prysznic i idziemy na miasto? - zażartował, bo tylko żartowanie o wspólnym prysznicu mu zostało. Przy okazji objął ja ramieniem i cmoknął w skroń na powitanie, jakoś tak nigdy nie mógł się powstrzymać, i o ile po zerwaniu witali się nieco chłodniej, to Beau za każdym razem całował ją jakoś intensywniej. Kiedyś przyjdzie i ją po prostu pocałuje, po przyjacielsku, powiedzmy...
- Jesteś bardzo głodna? Bo mam w aucie kanapki i możemy iść na plażę, chyba, że wolisz gdzieś zjeść, to ja stawiam - puścił jej oczko. Może i jemu przydałaby się taka chwila wytchnienia w jakimś lokalu i coś lepszego niż zupa rybna Nullah, ale jakoś Beau nigdy nie miał na to czasu, wolał zjeść w pośpiechu tę zupę i lecieć z deską posurfować, to już taki typ człowieka, niestety.

Ivy Hoskins
Obrazek
I'm gonna lose my mind
Go bananas, be like banana man
Bana-nana-nana-na na-na
powitalny kokos
i.
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Bardzo prawdopodobne, że gdzieś już z nią pracowałeś, albo gdzieś przyjmowała od Ciebie za coś opłatę, bo łapie się wielu prac, choć głównie treneruje w "Think Fitness", jeździ na wrotkach, surfuje, w domu bywa rzadko
#1

A Ivy właśnie wyciskała siódme poty ze swojej nowej klientki, która chyba prędko pożałowała wyboru nowej trenerki personalnej, albo tak mogłoby się wydawać komuś, kto zajrzałby przez oszkloną ścianę za recepcją i widział intensywność treningu, który właśnie wykonywała rzeczona klientka. W rzeczywistości jednak kobieta potrzebowała wymagającego treningu przed nadchodzącymi zawodami, w których brała udział i dlatego pozwalała na zadanie sobie mocnego wycisku. Ivy, dotychczas zupełnie skupiona na podopiecznej, nagle zupełnie straciła nią zainteresowanie, gdy zobaczyła przez oszklenie znajomą twarz śmiejącą się żywo do recepcjonistki. Zagryzła policzek od środka, czując ukłucie zazdrości gdzieś w klatce piersiowej, albo się jej zdawało, albo na jej oczach rozgrywał się gorący flirt. Albo znając Bu znów wdał się w gadkę o zwierzętach z sanktuarium, odkąd został dyrektorem, często go zagadywali o różne sprawy związane z sanktuarium, zwłaszcza, gdy nie były to akurat jego godziny pracy. Poza tym od jakiegoś czasu nie byli już przecież parą. Dlaczego więc zezłościło ją to, że mógłby flirtować z inną dziewczyną w jej pracy? Że mógłby flirtować z jakąkolwiek inną dziewczyną? Czuła jak nieprzyjemne uczucie zazdrości pali ją w policzki. Przecież to kiedyś nastąpi, przyjdzie taki czas, że Bu zacznie się przecież umawiać z jakimiś innymi pannami. Głupi nie był, był gadane, był przystojny, tak przystojny, jakby piekło zesłało na ziemię swojego najlepiej wyrzeźbionego demona, by bezwstydnie kusił ziemskie kobiety, by mącił im w głowach, wywracał do góry nogami ich świat, samym spojrzeniem powodował szybsze bicie serca, a uśmiechem roztapiał lodowate serca. Zapłaciłaby teraz za każdy zbity podczas ich kłótni talerz czy inną szklankę, żeby móc cofnąć czas i mieć tą pewność, że jej Bu (który już nie był jej) nie wyrywa teraz, ani w żadnej innej chwili swojego czasu jakiejś panny na szaloną randkę połączoną z poznawaniem tajemnic, które znał tylko Beau B. Sheehy. Mogła to ukrywać przed nim i przed resztą świata, mogła też próbować ukrywać przed samą sobą fakt, że tęskniła za nim tak bardzo, że sama świadomość tego bolała. Tęskniła za jego ciepłymi, bezpiecznymi ramionami, kiedy obejmowały ją, gdy zbierało się na burzę, za uśmiechem, który dawał pocieszenie w najgorszych momentach jej życia, za długimi pocałunkami, gdy budził się dzień i za gorącymi nocami, gdy oboje chcieli, by ich ciała stopiły się w jedno, a przede wszystkim tęskniła za tym, że jej serce należało do niego, do osoby, która nigdy świadomie by jej nie skrzywdziła, która patrzyła na nią nie nie musiała wiedzieć, zawsze po prostu wiedział. Ivy odwróciła się szybko do klientki, jakby została przyłapana na grzesznych myślach, które zapędzały ją w najciemniejsze odmęty świadomości i rzuciła z szerokim uśmiechem “Kończymy na dzisiaj! Pojutrze o tej samej porze, przygotuj się na wycisk!” I skierowała się do wyjścia do recepcji, żegnając się po drodze ze stałymi bywalcami siłowni. Trochę się ociągała z wyjściem, chcąc odegnać uczucie przytłaczającej tęsknoty, która kazałaby jej pewnie wylecieć z tej sali i rzucić się w jego objęcia, a potem całować na środku tej recepcji, na oczach tych wszystkich ludzi. Powstrzymała swoją impulsywność, która wyłącznie wszystko mąciła w jej życiu, ale zrobiła to z niebywałym trudem, nie powstrzymała się przed posłaniem recepcjonistce jednego ze swoich chłodnych spojrzeń i wtuliła się na ten krotki moment w te bezpieczne, znajome ramiona Bu. Jego zapach…
-Na przyjemności trzeba sobie zasłużyć, Bu. - odpowiedziała przekornie, czując w środku, że wcale nie chciała by był to żart. Jednak musiała grać swoją rolę, tak jak on wybitnie grał swoją.
- Głodna jak wilk! Odświeżę się i dołączę do ciebie w aucie? Możesz skoczyć do bistro i wziąć coś na moją zniżkę, same kanapki mogą nam nie wystarczyć. Podobno mają być dzisiaj cudowne fale, a moje ciało już chyba zapomniało jak to jest być na porządnej fali. - Powiedziała, sięgając po swoją torbę z przyborami do ogarnięcia się. Typowo dla sportowego freaka, nie miała zamiaru dzisiaj odpuszczać sobie kolejnych okazji do wymęczenia swojego ciała.
- Będziesz mi chyba musiał przypomnieć jak się surfuje - Dodała z udawaną nutką bezradności w głosie. Przecież wspólnie się wszystkiego uczyli i choć on poświęcał więcej czasu na bycie na fali, to jednak Ivy nadal była w tym całkiem niezła. A może chciała sobie z nim trochę poflirtować? Kto wie. Podała mu swoją kartę zniżkową, by mógł im ogarnąć szamę w bistro na piętrze niżej, a sama poszła wziąć krótki, samotny prysznic. Odpuściła sobie suszenie włosów i związała je po prostu w długi warkocz, puszczony na plecy. Włożyła też strój kąpielowy i zarzuciła jakieś luźne ciuchy, a potem zgodnie z wcześniejszą rozmową udała się na parking i oparła o starego pick-upa, którego Bu otrzymał od wuja. I czekała na chłopaka, czując w środku napięcie, które wcale nie było związane z tym, że dawno nie surfowała.

Beau B. Sheehy
powitalny kokos
Ivy Hoskins
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
właściciel sanktuarium dla dzikich zwierząt, zapalony surfer, instruktor skoków ze spadochronem, pilot wycieczkowej awionetki. nie usiedzi w miejscu i wszędzie go pełno
- Ostatnio bardzo mało przeklinam, nauczyłem się wiązać marynarskie węzły i wpisałem do kalendarza dwie krajoznawcze wycieczki, czyli kasa wpadnie, myślisz, że to nie jest wystarczające, żeby sobie zasłużyć? - zapytał i roześmiał się, a potem jakoś tak zniżonym tonem, prosto do jej uszka dodał - Ivy jakbyśmy sobie raz na jakiś czas zasłużyli, to chyba nie byłoby w tym nic złego? - wzruszył ramionami, bo doskonale wiedział, że byłoby to złe. Mimo, że byli dorośli, nie mieli innych zobowiązań i właściwie to dogadywali się bez słów, to Bu wiedział, że gdyby bardziej się do siebie zbliżyli, to już wszystko poszłoby z górki. Wróciliby do siebie, przez chwilę znowu byłoby cudownie, ale potem zaczęłoby się na nowo. W końcu decyzję o rozstaniu podjęli oboje, w atmosferze dość spokojnej, mając już dość kłótni. Chociaż sam Beau nawet lubił te ich sprzeczki, bo potem się godzili i potem znowu przez chwilę mogło być dobrze, najlepiej. Właściwie do tej pory zadawał sobie pytanie dlaczego pozwolił to skończyć, po prostu padło pytanie: tak uważasz, że mamy się rozstać? Odpowiedź była prosta: tak. Chociaż ta odpowiedź to było bardziej takie zrobienie jej na przekór. A ta sugestia to były puste słowa, które przyszły mu do głowy. Zerwanie.
Ale przecież zrywają ludzie, kiedy uczucie się już wypaliło, a o nich na pewno nie można tego powiedzieć, każdemu spotkaniu towarzyszyła jakaś dziwna aura, tak jak teraz, coś wisiało w powietrzu. Jak wtedy. gdy na jakimś ognisku w lesie pocałowali się po raz pierwszy.
- Mam wziąć to co zawsze, czy gust odnośnie żarełka też ci się zmienił? - wyciągnął rękę po tę jej kartę. Oczywiście zakładał, że upodobania odnośnie facetów już miała inne, może mu wtedy rzuciła kilka gorzkich słów? Beau wypowiedział ich na pewno za wiele i teraz każdego żałował. Nawet tego, że kazał jej się zamknąć, teraz mógłby godzinami jej słuchać.
- No nie wiem, wiesz... każda lekcja kosztuje, ale po znajomości, biorąc pod uwagę nasze przeszłe zażyłości to może dam ci jakąś zniżkę - pokazał jej czubek języka, oczywiście, że sobie żartował - możesz też płacić w naturze, albo wezmę pod uwagę tę zniżkę i następnym razem zrobisz fish & chips - puścił jej oczko, a potem ruszył do bistro. Wiedział co wziąć Ivy, trochę się zastanawiał nad tym, co zamówić dla siebie, ale w końcu wybór padł na klasyczne menu, które zawsze tu zamawiali. Zeszło mu chwilę dłużej, bo czekał jeszcze na świeżo wyciskany sok z pomarańczy, w końcu jednak z papierową torbą wypełnioną po brzegi różnymi pysznościami wyszedł na parking. Ivy stała już oparta o jego samochód. Zmierzył ją spojrzeniem, jakoś tak odruchowo, w stroju do ćwiczeń wyglądała super, ale teraz podobała mu się jeszcze bardziej, ciekawe co będzie jak w mokrym kostiumie stanie na desce. Bu chyba zemdleje.
- Ej bo pobrudzisz, wczoraj go myłem - rzucił z przekąsem, ale tak naprawdę powiedział to chyba tylko, dlatego, żeby ją klepnąć w pośladek, że niby ja odgania. Prawie mu ta torba papierowa wypadła, więc podparł ją kolanem.
- Ale bym narobił... - pokręcił głową, on w ogóle dzisiaj to ma takie zapędy, żeby nie narobił między nimi, jakiejś bardziej napiętej atmosfery, niż jest. Bo była.
Włożył torbę na przyczepę, a potem leci otwierać Ivory drzwi, taki szarmancki to nie był nawet jak się spotykali, no i może to był właśnie błąd?

Ivy Hoskins
Obrazek
I'm gonna lose my mind
Go bananas, be like banana man
Bana-nana-nana-na na-na
powitalny kokos
i.
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Bardzo prawdopodobne, że gdzieś już z nią pracowałeś, albo gdzieś przyjmowała od Ciebie za coś opłatę, bo łapie się wielu prac, choć głównie treneruje w "Think Fitness", jeździ na wrotkach, surfuje, w domu bywa rzadko
Już miała przygotowaną odpowiedź, już chciała skutecznie zripostować jego starania na to co zasłużone czy nie do końca, ale zbliżył się do niej przekraczając zdecydowanie przyjacielską granicę kontaktu. Poczuła jak jego ciepły oddech łaskocze wrażliwe miejsce na jej szyi, tuż koło ucha. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo ją to pobudza. I jeszcze specjalnie obniżył ton, na tyle, że naprawdę miała ochotę zabrać go ze sobą pod ten prysznic i… Robić tam wiele rzeczy, które nie włączały w to zadbanie o higienę osobistą po treningu. Ale resztkami woli pokonała i ten impuls. Wiedziała, oboje wiedzieli, że to by się źle skończyło, a może skończyłoby się dobrze. W każdym wypadku skończyłoby to to, co było między nimi teraz. Tę pełną napięcia przyjaźń, ale przyjaźń. Rozhamowaliby się, a to by się mogło skończyć różnie. Chyba dopóki nie mogli przewidzieć do końca scenariusza, co by się stało po tym, jakby sobie pozwolili na coś więcej, niż te nieporadne próby udawania, że to tylko przyjaźń z obu stron, to nie było szansy na to, by mogli znów snuć spokojnie wspólne plany. Z drugiej strony nie mogła uwierzyć, że zerwali. Że było to tak proste “powinniśmy zerwać? Tak”. Pewnie, że złamało jej to serce, nadal bardzo go kochała, a sama myśl, że mógłby się interesować choćby inną… Kruszyła jej serduszko na maleńkie kawałeczki. Sądziła, że po zerwaniu wrócą do siebie po kilku dniach, ale tak się nie stało. Być może z tego powodu, że byli dorosłymi ludźmi i nie mogli się przecież bawić w tę grę w zrywanie i schodzenie się, jak licealna para, a może wiedzieli, że to zerwanie znaczyło tylko, że kolejna szansa będzie ich ostatnią. Przecież nie byli już najmłodsi, zaczynali już choćby myśleć powoli o ustabilizowaniu się przy ukochanej osobie. Może to był właśnie ten problem. Byli tak niezależnymi duszami, jeszcze zbyt nieokiełznanymi, by móc osiąść na stałe przy miłości życia. Zawsze to było jakieś pocieszenie dla tej sytuacji, w której się teraz znaleźli. Może nie potrafili jeszcze być ze sobą, ale kiedyś będą już mogli.
Czuła elektryzujący dreszcz przebiegający jej przez plecy, kiedy tak stał blisko.
- Może innym razem - Odpowiedziała miękkim głosem, tak jakby nie chciała mu odmawiać, bo nie chciała. Ale musiała to zrobić. Na odchodne uszczypnęła go lekko w pośladek, bo wiedziała, że tego nie znosi. To był bardzo zimny prysznic, lodowaty. Który pozwolił jej nieco ochłonąć, bo tym niespodziewanym zbliżeniu. Dotychczas byli tacy grzeczni, ale w jego obecności nigdy nie potrafiła się długo powstrzymywać. Oj, oby te niewinne zaczepki nie skończyły się dzisiaj wybuchem namiętności… niczego nie można obiecać.
- Gust mi się nie zmienił w żadnej kwestii, Sheehy! - Odpowiedziała odchodząc już w swoją stronę, dając mu tym niejako komunikat "nadal mi się podobasz, palancie". Nawet jeżeli wypaliła o parę słów za dużo podczas ostatniej kłótni, to zupełnie teraz i tym nie pamiętała i zapytana pewnie zrzuciłaby winę na swoją impulsywność i brak umiejętności trzymania języka za zębami, zanim nie przemyśli porządnie tego, co chciałaby powiedzieć. Prawda była taka, że Bu nadal ja kręcił i to nie była tylko kwestia jego wyrzeźbionego ciała, ale też jego czarującego charakteru i inteligencji, jaką się zazwyczaj wykazywał dość mocno.
- Mogę Ci też pokazać, jak to się robi. Nie żebym wątpiła w Twoje umiejętności czy coś, ale nadmierne przechwałki mogą być objawem braku pewności siebie. - Powiedziała z udawanym współczuciem. Choć w ogóle nie wątpiła, że w tym konkursie to Beau zajmie pierwsze miejsce na podium. Ale podroczyć zawsze się można, nie?
- Nie spieszyło się, księżniczko? - Zaczepiła, widząc znajomą czuprynę, która pojawiła się na parkingu. Zrobiła minę obrażonego dziecka i przejechała palcem po karoserii auta, żeby sprawdzić prawdziwość jego słów. Rzeczywiście auto było wyjątkowo czyste, jak na warunki, w których podróżowało razem ze swoim nowym właścicielem. Poczuła się zaszczycona tym, że na spotkanie z nią wyczyścił auto, albo akurat wypadała jego kąpiel, a ona wyobraziła sobie zbyt wiele.
- Uważaj sobie, ten tyłeczek to wynik wielu godzin pracy na siłowni! Kiedyś go ubezpieczę, żebyś nie opływał w bogactwa. - Powiedziała, dając mu zielone światło do robienia tego kiedy mu się podoba.
Wskoczyła do auta, ujmując jego wyciągniętą dłoń, aby łatwiej było jej zanurzyć się we wnętrzu samochodu i zaczęła majstrować przy radiu. Włączyła ostatnio słuchany przez niego utwór i z lekkim zaskoczeniem odkryła, że była to piosenka, która kiedyś często słuchali w trakcie podróży. Ich piosenka. Czuła, jak rozpływa się na moment w słodkich wspomnieniach, kiedy śpiewali te piosenkę wspólnie, drąc się jak opętani na światłach, z opuszczonymi oka mi. Nic nie robili z oczu, które się wtedy w nich wlepiały.
- Kierunek plaża! - Zawołała, puszczając utwór od początku i chłonąc ten moment. Czuła się przez moment, jakby się nigdy nie rozstali.
Beau B. Sheehy
Zt. X2 (I think)
powitalny kokos
Ivy Hoskins
stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Gdy Falcon wychodził z jej mieszkania raczej nie przypuszczała, żeby kiedykolwiek faktycznie skorzystał z numeru, który mu zostawiła. Ale nie oczekiwała za dużo. Nawet jeśli facet na dobrych parę chwil zawrócił jej w głowie, że zapomniała o zdrowym rozsądku – to tyle, było fajnie… nie snuła planów na przyszłość, nie zasypywała go wiadomościami, nie starała się przypadkiem znaleźć w tych samych miejscach. Po prostu było fajnie…

[akapit]

Na dobry kawałek czasu została też wyjęta z życia, niedysponowana, uziemiona i zamknięta w czterech ścianach własnego mieszkania. Nie od razu chciała się wystawiać na widok publiczny, dopiero gdy kolory na jej skórze zaczęły się zmieniać, a zrobienie kroku nie sprawiało jej takiego bólu – zaczęła wychodzić do ludzi. Nie pamiętała kiedy ostatni raz miała tyle czasu wolnego. I skłamałaby, gdyby powiedziała, że przewijając listę kontaktów w swoim telefonie nie zatrzymała się na nim... ale nic z tym nie zrobiła. Nie kryła więc zaskoczenia i zadowolenia, gdy to jednak on odezwał się pierwszy. Czyżby osiągnęła swój cel? Nie była dziewczyną na jedną noc…

[akapit]

Nawet jeśli nie wiedziała, czy to dobry pomysł to i tak chciała to zrobić. Dlatego nawet nie zawahała się wchodząc na siłownię o umówionej porze. Przy recepcji zapytała kogoś o Falcona, więc została pokierowana w dobrą stronę.

[akapit]

Początkowo nie zwracała na siebie jego uwagi, nie przerywała mu, nie przeszkadzała i po prostu się przyglądała. I nie kryła zadowolenia, bo był to przyjemny widok dla oczu. Zagryzła wargę, sunąć po jego sylwetce w ruchu i podczas ćwiczeń, musiała się usprawiedliwić w myślach, że to nic dziwnego, że już dwukrotnie straciła przez niego zdolność logicznego myślenia. Nie mogła jednak pozostać niewidoczna przez wieki. Ich spojrzenia się spotkały, a ona uśmiechnęła się do mężczyzny.

[akapit]

- Gdyby to była randka… doszłabym do wniosku, że już zawsze mogę chodzić na randki na siłownie. – zero szykowania się, zero strojenia się, a w sportowych leginsach tyłek zawsze wygląda dobrze. Ona sama… już też wracała do normalności. Większość siniaków, obić i otarć schodziła – były zaledwie cieniem tego jak wyglądała Odette jeszcze dwa tygodnie temu. Nawet rozcięta warga i kość policzkowa przestały rzucać się w oczy. Trzeba się było przyjrzeć.

[akapit]

- To oczywiście randka nie jest… – uważnie zmierzyła go wzrokiem, podchodząc trochę bliżej i uśmiechając się do niego przekornie, tak samo prowokująco jak na poprzedniej imprezie, na której się spotkali – Ale i tak dobrze cię widzieć, Falcon. Co u Arthura? Z jakiegoś powodu przestał się do mnie odzywać. – nie mogła sobie odmówić tej odrobiny złośliwości, no po prostu nie mogła… nie byłaby sobą. Tak samo jak sobą by nie była bez tego charakterystycznego błysku w oku.

[akapit]

Kłopoty. Falcon oznaczał kłopoty.


Lorenzo Thompson
sumienny żółwik
nie#5225
walczy w klatce — zazwyczaj nielegalnie
36 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
five
Tonight, tonight
You're the place I go to


[akapit]

Po ostatniej kłótni z Delilah coś w nim pękło.

[akapit]

Tląca się dotychczas gdzieś z tyłu umysłu pewność, że wszystko się między nimi ułoży — choć i tak wyjątkowo wątła — po ostatniej rozmowie z kobietą jego życia po raz pierwszy od początku ich nieidealnego związku zupełnie zgasła. A Lorenzo nie potrafił odnaleźć się w tej ciemności, jaka wyciągnęła do niego lepkie macki w sekundzie, w której Delilah opuściła jego mieszkanie, pozostawiając po sobie tylko smak gorzkich słów na języku i bolesną pustkę w miejscu, w którym powinno znajdować się serce. Lorenzo się miotał i był tego całkowicie świadomy. Błądził po omacku, nie mając pojęcia w którą stronę powinien iść. Nie mając nawet pojęcia jaki cel powinien obrać.

[akapit]

To właśnie tamtej nocy, siedząc samotnie w cichym i pustym domu niemal do rana i beznamiętnie gapiąc się w wygaszony ekran telefonu, w ramach tego błądzenia postanowił napisać do Odette. Właściwie bezmyślnie sięgnął po urządzenie i po upewnieniu się po raz setny, że Delilah nie wysłała żadnej wiadomości, odruchowo — nie zastanawiając się nad treścią niemal wcale — wysłał SMS’a.

[akapit]

Nawet jeśli wzięcie od niej numeru już kilka godzin po ich miłej przygodzie wydało mu się zupełną głupotą i niepotrzebnym ryzykiem kolejnej awantury z Delilah, Lorenzo go nie usunął. Mimo tego aż do tamtej kłótni nie sądził, żeby naprawdę miał kiedykolwiek go użyć. Fakt, z Odette było miło. Ale czy nie właśnie dlatego, że niczego o sobie nie wiedzieli?

[akapit]

Miał uwierającą świadomość faktu, że w ciągu swojego życia zawiódł każdą kobietę, na której kiedykolwiek naprawdę mu zależało.

[akapit]

A jedynym momentem, w którym mógł się uwolnić od prześladującej go ów przygniatającej do ziemi myśli był trening. Cios za ciosem, kolejne uderzenia i uniki; wysilenie każdego pojedynczego włókna mięśniowego do granic możliwości, aż paliły żywym ogniem w całym ciele. Kiedy ćwiczył, świat zewnętrzny przestawał mieć znaczenie, przestawał w ogóle istnieć. Do czasu, aż przypadkiem nie spojrzał w bok, nie potoczył spojrzeniem po otoczeniu siłowni, żeby potknąć się o znajomą twarz, na której pojawił się uśmiech powodujący, że zmęczenie odpływało, a jego ogarniał zgoła inny płomień. Starł stróżkę potu z czoła, kiedy to Odette odezwała się jako pierwsza.

[akapit]

To co to jest według ciebie? — natychmiast odpowiedział pytaniem, nie powstrzymując cwanego uśmiechu wpychającego się na usta wręcz samoistnie, kiedy już się zatrzymał, a kobieta podeszła. Ależ ona go prowokowała. Właściwie samą swoją obecnością i kilkoma tylko pozornie nic nie znaczącymi gestami. — Przyjacielskie spotkanie?

[akapit]

Nie mógł przegapić błysku w jej oku. A kiedy przyglądał się jej twarzy, zauważył coś innego — coś, co znał zbyt dobrze — i uśmiech stężał mu na ustach, a oczy natychmiast spoważniały i pociemniały. Zbiegło się to w czasie z pytaniem o Arthura. Ich wspólnego byłego kolegę; choć w gruncie rzeczy Lorenzo wciąż uważał, że tamtą nocą zyskał więcej niż stracił.

[akapit]

Arthur nie pobił mnie chyba tylko ze względu na moje niebezpieczne hobby, ale i tak nieźle się wkurwił. Zwyzywał mnie od najgorszych, chociaż twój udział w całej sprawie jakoś w tych wyzwiskach pominął. Rzuciłaś na niego urok czy jak? W każdym razie, ty straciłaś materiał na faceta, a ja całkiem niezłego kumpla. Bo powiedziałem mu o nas, rzecz jasna — odparł, ale badawcze spojrzenie błądzące po twarzy kobiety nie pozwoliło mu na powrót do wcześniejszej swobody w głosie; zwłaszcza kiedy tyle różnych wyjaśnień tego stanu rzeczy kotłowało mu się po głowie. — Z tego co pamiętam, sama radziłaś żebym to zrobił, więc nie powinnaś mieć mi za złe — dodał, na krótką chwilę zatrzymując spojrzenie wbite w samo dno źrenic tych błyszczących i prowokujących, pięknych oczu. Może przez ten ułamek sekundy udało się jej wyczytać coś więcej z emocji kryjących się za jego tęczówkami. — Coś straciliśmy. I coś zyskaliśmy w zamian. — Błysk w oku przy wypowiadaniu tych słów był bardzo wymowny.

[akapit]

Kiedy wymienili tych kilka wiadomości, Lorenzo nie potrafił przegapić faktu, że zignorowała jego pytanie. A jednak był zbyt uparty, żeby odpuścić — poza tym kiedy Odette stała przed nim, mógł ją przycisnąć do odpowiedzi. W ten czy inny sposób. Nawet jeśli strach przed zbytnim zaangażowaniem drapał go w tył głowy i wrzeszczał prosto do ucha, żeby się w to nie wtrącać.

[akapit]

Co się stało? — zapytał więc wprost, nie wskazując ani na blednące sińce, ani niemal wygojone rany kobiety. Z pewnością i bez tego wiedziała, o co pyta.

Odette Overgaard
przyjazna koala
Falcone
stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Co to było według niej?

[akapit]

Ciężkie pytanie, na które nie odpowiedziała od razu. Uśmiech na jej twarzy – bardzo wymowny zresztą uśmiech – musiał mu w pierwszej chwili wystarczyć za odpowiedź. Czy wyraz jej twarzy był przyjacielski? Poniekąd! Ale było w nim też dużo więcej, duuuużo… Praktycznie też całkowicie zlikwidowała dystans między nimi. Stała tak blisko, że właściwie musiała zadzierać głowę, żeby na niego spojrzeć, a jednocześnie mogła zacisnąć palce na jego koszulce treningowej. Tak blisko, że bardziej… byłoby już chyba nieprzyzwoicie, biorąc pod uwagę, że dookoła mogli być inni ludzie.

[akapit]

- Nie wierzę w to, że w ogóle przeszłoby mu przez myśl, żeby się bić… – niezależnie od tego jak dobry był w tym Lorenzo i jak duży respekt czuł do niego w tej kwestii Arthur. Wątpiła by Arthur rzuciłby się na niego z pięściami nawet, gdyby miał metr siedemdziesiąt wzrostu i ważył niewiele więcej od samej Odette. Po prostu nie wydawało jej się, że mogłaby być aż tak… znacząca dla mężczyzny, by chciał innemu wybić zęby z jej powodu. Naprawdę liczył na tak wiele? Czy po prostu szlag go trafił, że kolega wziął to, na co sam miał ochotę? I ona w tym wszystkim była najmniej istotna? To już prędzej było wyjaśnieniem! – I nie uważam, żebym cokolwiek straciła – dodała jeszcze całkiem swobodnie, bo naprawdę… ostatnią rzeczą, która mogłaby przejść jej przez myśl to, że straciła materiał na faceta. Nie szukała, nie obiecywała i nie robiła nadziei. Z tego też powodu nieszczególnie czuła się winna i miała nadzieję, że Lorenzo też w tym ogólnym rozrachunku wyjdzie na plus.

[akapit]

Jednak póki co… to zyskał tą irytującą istotę, która stała przed nim, wpatrywała się w niego intensywnie i nie przestawała się uśmiechać, a jednocześnie mógł poczuć jej palce pod swoją koszulką, jak opuszkami palców sunęła po jego skórze. Była na tyle blisko, że właściwie nikt z boku nie mógł tego zauważyć, więc jeśli na siłowni ktoś był świadomy tego, że Lorenzo ma dziewczynę, a Odette zdecydowanie nią nie jest… to cóż – dla postronnego obserwatora wyglądali jak dwoje ludzi stojących ciut za blisko, ale zupełnie niewinnie.

[akapit]

- Zgubiłam się po zmroku… a jak już się znalazłam to w złym miejscu i złym czasie, wpadając na coś czego widzieć nie powinnam. Fatalna obsługa potencjalnego klienta. F A T A L N A. – zażartowała, ale szczerze… naprawdę chętniej kupiłaby towar na imprezę życia niż przeszła to, co przeszła – łącznie z długim zwolnieniem z pracy – A wracając do twojego wcześniejszego pytania – znów ten błysk – Oczywiście, że nie jest to przyjacielskie spotkanie. Ponieważ mam zamiar skończyć je pod prysznicem. Wspólnym. – zakończyła swobodniej, mógł poczuć jak jej paznokcie trochę mocniej drażnią skórę na jego podbrzuszu, ale jednocześnie nie przestawała się wręcz niewinnie uśmiechać.

[akapit]

Co złego to nie ona, prawda?

[akapit]

- To czego mnie dzisiaj nauczysz? – odsunęła się od niego, zabrała ręce i zrobiła krok w tył. Zsunęła z ramion bluzę i poprawiła wysoki kucyk, którym związała włosy. Była gotowa! Idąc na to spotkanie nie przypuszczała, że tak się to skończy, ale właściwie dlaczego nie? Był dobry w tym, co robił… może czas sprawdzić, czy na sportowej emeryturze odnajdzie się w roli trenera.


Lorenzo Thompson
sumienny żółwik
nie#5225
walczy w klatce — zazwyczaj nielegalnie
36 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there

[akapit]

On stracił kolegę. Tylko, do cholery, kiedy tak patrzył na kobietę stojącą tuż przed nim, nieprzyzwoicie blisko, sam jeszcze nie był pewien co dokładnie na tym wszystkim zyskał.

[akapit]

Nie? — odbił nonszalancko jej stwierdzenie o bójce z Arthurem, unosząc przy tym jeden kącik ust nieco wyżej w krzywym półuśmiechu. — Nie znasz siły urażonej męskiej dumy, Odette — dodał z wyliczoną dozą pobłażania dla jej rzekomej niewiedzy, jednocześnie lustrując z bliska jej twarz.

[akapit]

Każda ledwie widoczna rysa na pięknej buzi kobiety, każdy wyblakły siniak burzył mu w trzewiach złość zdecydowanie zbyt dużą jak na zwykły, niezobowiązujący seks. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, zapragnął ugryźć się w język i cofnąć wypowiedziane przed kilkoma sekundami pytanie. Ale na to było za późno; pozostało mu tylko zmierzyć się z konsekwencjami zadania go na głos. Co było wyjątkowo utrudnione faktem, że Odette całkiem swobodnie sunęła dłońmi po jego skórze. W tym momencie myśl, że znajdują się w miejscu publicznym, że mogą się tu kręcić znajomi, którzy znają Delilah i którym Lorenzo zdążył się pochwalić o ich ponownym zejściu się — wszystko to tylko dodawało pikanterii zamiast go powstrzymywać.

[akapit]

Miłość do Delilah nie zniknęła. I naprawdę pomyślał o tym w momencie, w którym dotykała go inna kobieta, składając przy tym nieprzyzwoite propozycje; myśl ta była gdzieś w tyle świadomości, kiedy wyobrażał sobie, co zaraz będą robić z Odette. I w jaki sposób tym razem.

[akapit]

Bo jeśli w ogóle czegoś Lorenzo Thompson był pewien, to faktu, że nie oprze się tej kobiecie. Nie, kiedy patrzyła na niego takimi oczami, a po jej wargach błąkał się ten niejednoznaczny uśmiech.

[akapit]

Tutaj? — wychrypiał w odpowiedzi, na sekundę przed tym, jak Odette się od niego odsunęła. Seks w miejscu publicznym był przecież czymś, czego jeszcze nie próbowali, a co natychmiast pobudziło mu krew do szybszego krążenia w żyłach.

[akapit]

Szybko się otrząsnął z tego wrażenia, zwłaszcza że Odette nie marnowała czasu. Posłał jej zdziwione spojrzenie. A potem zrozumiał, że jeśli było cokolwiek, co mógłby zrobić żeby pomóc jej być bezpieczną — nie musiała go nawet o to prosić. To był kolejny niepokojący sygnał. I jego też stłumił gdzieś na dnie świadomości.

[akapit]

Podstawa samoobrony to unikanie niebezpieczeństwa, Odette — zaczął powoli, lustrując uważnie jej twarz i starając się wyprać głos z wszelkich oznak moralizowania. Puścił ręce luźno wzdłuż tułowia, ale jego ciało mimowolnie się spięło w gotowości do walki, zupełnie samoistnie, kiedy tylko zaczął o niej mówić. — Nieważne jak dobrym się jest, nie można zapomnieć, że próba uniknięcia konfrontacji to najlepsza metoda samoobrony. Ale rozumiem — wtrącił z uśmiechem, który nie sięgał oczu — że to nie zawsze możliwe. Stań prosto. Nogi mocno na ziemi, stopy trochę szerzej. Szerzej, ale nie w rozkroku, kobieto. Musisz czuć się stabilnie, żeby nie mogło cię przewrócić byle popchnięcie. Unieś obie dłonie, ale nie zaciskaj ich w pięści, bo takie rzeczy mogą tylko rozdrażnić napastnika. Mniej więcej do wysokości brody, tak, żeby zasłonić najważniejsze narządy wewnętrzne i twarz. Niżej, pod brodę. Dłonie otwarte w stronę napastnika. Brzuch spięty.

[akapit]

Seria poleceń wydana była głosem rzeczowym, a Lorenzo przez cały czas oceniał reakcję ciała kobiety i jej postawę. Było tyle rzeczy, które powinno się przekazać, a on nie był nawet pewien od czego zacząć, jeśli to miał być tylko jeden raz. Podniósł wreszcie dłoń i położył ją na obojczyku Odette, a następnie lekko pchnął ją do tyłu; tylko na tyle, żeby sprawdzić jej stabilność.

[akapit]

Nieźle — ocenił i nonszalancko obiema dłońmi podniósł nieco bardziej łokcie kobiety tak, żeby dłonie znalazły się na wysokości ramion. — Ale to nie jest coś, czego mógłbym cię nauczyć ot tak. Potrzeba czasu i wielu godzin cierpliwych ćwiczeń, aż to wejdzie w nawyk i ciało będzie zdolne zareagować instynktownie w obliczu niebezpieczeństwa — dodał, przekrzywiając głowę, jeszcze raz oceniająco spoglądając na jej sylwetkę. Poprawił podstawy. — A to jest całkiem dobra pozycja wyjściowa, z której można obronić się praktycznie przy każdym rodzaju ataku. — Urwał. Wziął wdech. — Ilu ich było, Odette?

[akapit]

Wraz z kolejnym pytaniem, którego prawdopodobnie nie powinien był zadawać, Lorenzo spojrzał jej prosto w oczy.

Odette Overgaard
przyjazna koala
Falcone
stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Może gdyby wiedziała o jego dziewczynie. Może miała wtedy chociaż cień wątpliwości, wyrzutów sumienia i jakichkolwiek wyrzutów sumienia. A jeśli nie… to chociaż udawałaby przyzwoitą? Może zrobiłaby krok wstecz, może szybciej zabrałaby dłoń spod jego koszulki (może w ogóle by jej tam nie wsunęła) i otwarcie nie proponowałaby mu seksu. Może wtedy chociaż w minimalnym stopniu przypominałoby to przyjacielskie spotkanie.

[akapit]

Przynajmniej publicznie, żeby nie narobić mu kłopotów. Ale właściwie to nie była jej sprawa, to nie ona nie była wierna. Ona się po prostu dobrze bawiła.

[akapit]

Cholernie dobrze.

[akapit]

- Nie jestem głupia, Falcon… – naprawdę nie była! Nawet jeśli czasami była trochę zbyt beztroska i za mało ogarnięta życiowo – nie była głupia. To, że porzuciła studia wcale o niczym nie świadczyło, po prostu chciała robić w życiu to, co lubi – Nie chodzę po ciemnych uliczkach szukając problemów – zwłaszcza, gdy nie umiała się bronić. Chociaż szczerze wątpiła by jakakolwiek znajomość samoobrony jej wtedy pomogła, gdy ma niecałe sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu i wagę piórkową. Niezależnie od tego jak aktywna fizycznie i wysportowana była.

[akapit]

Jednocześnie wykonywała wszystkie jego polecenia, bez większego problemu, ale za to z zaangażowaniem. Była całkiem bystrą uczennicą. Nawet też na moment nie odwracała od niego spojrzenia. Nieprzerwanie sunęła nim po jego twarzy, starając się wyłapać każdy grymas, każdy napięty nerw i drżenie powieki. Ich spojrzenia raz za razem się krzyżowały, ale nie czuła się skrępowana tym, że przyłapał ją na tej obserwacji.

[akapit]

Mogła mu patrzeć prosto w oczy i czuła się z tym tak, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. A nie była… Nie powinna być.

[akapit]

Nie będę udawać, że nic się nie stało, że był to wieczór jak każdy inny… byłam przerażona. I nie wiem jakby się to skończyło, gdyby tamta dziewczyna nie przechodziła obok, a oni ostatecznie nie okazali się tchórzami. Inaczej obie skończyłybyśmy źle… – mógł sobie tylko wyobrazić jak bardzo źle. Aż ją wzdrygnęła na samą myśl i samo wspomnienie tamtego wieczoru, tych mężczyzn, kopniaków i ich łap na jej ciele.

[akapit]

Nie odpowiedziała od razu. Tkwiła w pozycji, której jej nauczył i wpatrywała się w niego. W pierwszej chwili chciała zażartować, chciała zapytać czy się martwił, ale ostatecznie ugryzła się w język. Na szczęście.

[akapit]

- Trzech – odpowiedziała krótko, starając się zabrzmieć wręcz beznamiętnie– Zaatakuj mnie… – jak miała wiedzieć jak się bronić. Musiał jej to pokazać, musiała to przejść w warunkach kontrolowanych, żeby później móc faktycznie zastosować to w sytuacji zagrożenia – Wracam do pracy, więc nie będę mieć wiele czasu, ale możemy to powtórzyć. Jestem cierpliwa… ale czy ty masz tyle cierpliwości do mnie? – błysnęła kłami, uśmiechając się trochę pogodniej, bo nie byłaby sobą, gdyby nie zażartowała.


Lorenzo Thompson
sumienny żółwik
nie#5225
walczy w klatce — zazwyczaj nielegalnie
36 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there

[akapit]

Przykro mi.

[akapit]

Nieważne jak mocno ta przykrość odbiła się wewnątrz jego czaszki, Lorenzo nie dał jej po sobie poznać. Oczywiście że wiedział, przecież o gwałtach i morderstwach słyszało się codziennie, szczegółowe opisy czynów tych zwyrodnialców wylewały się z telewizorów, radia i nagłówków stron internetowych. Nie trzeba było mieć wybujałej wyobraźni żeby wiedzieć, jak to mogło się skończyć. I jaką ona była szczęściarą, że ją ten los ominął.

[akapit]

Chrząknął, przedłużająca się dziwnie cisza uświadomiła mu, że należy coś odpowiedzieć.

[akapit]

Można założyć, że każdy napastnik będzie od ciebie silniejszy. Bez urazy — prychnął i zrobił nonszalancki gest dłonią w kierunku jej smukłej sylwetki, który miał dopowiedzieć resztę. — Dlatego szarpanie się to najgorszy wybór. Wszystko opiera się na obejściu siły przeciwnika i umiejętnym wykorzystywaniu jego słabych punktów. Uwierz, że większość tych pierdolonych damskich bokserów ma ich mnóstwo w każdym chwycie — warknął, po raz pierwszy zdradzając się przed Odette z wściekłością na myśl, że ktoś śmiał ją pobić.

[akapit]

Odpowiedź na pytanie dodatkowo wzburzyła mu krew w żyłach. Ale później kobieta niemal poprosiła żeby ją zaatakował i Falcone przez moment czuł się, jakby tracił grunt pod nogami. Niczym zapatrzony w piękną kobietę gówniarz marzący o dotknięciu jej ciała; szczeniak, którego rozum i zdrowy rozsądek natychmiast wymywało idiotyczne pożądanie. Może dlatego uśmiech mężczyzny w odpowiedzi na ostatnie pytanie był wyjątkowo zadziorny.

[akapit]

Nie. Nie miał.

[akapit]

Tak.

[akapit]

Jeśli to krótkie potwierdzenie wybiło ją chociaż na chwilę z równowagi, Falcone wykorzystał każdą sekundę z okrutną celowością. Zaatakował ją tak, żeby nie zrobić żadnej realnej krzywdy i miał nadzieję, że tak niespodziewany ruch z jego strony nie wywoła u niej ataku paniki związanego z jej ostatnimi traumatycznymi przejściami. Znalazł się przy niej w ułamku sekundy — tylko na wyciągnięcie ramion — i chwycił materiał jej koszulki.

[akapit]

Nos. Stopa. Krocze. Tył nogi. Kark — wymruczał, jednocześnie lekko, niemal czule ją do siebie przyciągając. Nawet jeśli w tym wszystkim nie było żadnego powodu do czułości. Lorenzo miał świadomość przyspieszonego pulsu, ale nie był już pewien z jakiego powodu jego serce bije szybciej; z bliskości Odette czy walki, nawet jeśli kontrolowanej i powolnej. — To miejsca na ciele napastnika, na których powinnaś się skupić.

[akapit]

Po tych słowach ją puścił.

[akapit]

Złap mnie w ten sposób, pokażę ci jakie masz wyjście — polecił, tym spokojnie i neutralnie. A później dodał jeszcze: — Pamiętasz jak wyglądali? Cokolwiek? — Starał się zachować neutralny ton głosu, choć samo pytanie wyjątkowo jasno musiało sugerować jego motywy.

Odette Overgaard
przyjazna koala
Falcone
stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Ona była dobrym obserwatorem, a on się zdradzał…

[akapit]

Z jednej strony jego reakcje ją zaskakiwały. Byli dla siebie właściwie obcymi ludźmi, kilka przypadkowych spotkań, wspólnie spędzone noce… to nie świadczyło jeszcze o żadnej dużej zażyłości. Z drugiej strony – wystarczyło mieć wrażliwość większą od złotej rybki by się zdenerwować. Odette też wściekała się na różnego rodzaju niesprawiedliwości, zwłaszcza gdy to słabszym działa się krzywda. A że była w jego oczach tą słabszą? No trudno… nie pierwszy i nie ostatni raz. Zwłaszcza, że wielu rzeczy jeszcze o niej nie wiedział. O jej słabościach nie wiedział.

[akapit]

- Czyli to nie jest nasza ostatnia randka. Świetnie. – zażartowała, nawiązując w prosty sposób do tego, o czym mówili, gdy pojawiła się na miejscu. Jak traktować to spotkanie, czym ono dla nich było? Z każdą kolejną chwilą spędzoną w towarzystwie Lorenzo uświadamiała sobie, że to mogłaby być randka, że nie miałaby nic przeciwko. Co on najlepszego z nią robił? Dlaczego nagle jej mózg przypominał papkę, która do niczego się nie nadawała? Przed sekundą stwierdziła, że nie jest wcale taka głupia…

[akapit]

A może jednak była?

[akapit]

Nie spuszczała z niego wzroku, była przygotowana na atak, więc zachowała zimną krew. A nawet równowagę, dając się jednak do siebie przyciągnąć. Znów byli blisko, czuła ciepło jego skóry i wymowny dreszcz przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy trzymał ją tak blisko – Przez moment myślałam, że dasz mi się pobić. – żart wydał jej się najlepszą formą rozładowania atmosfery, albo przynajmniej jej próbą.

[akapit]

Uśmiech na jej twarzy jednak zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Nie odrywając od niego spojrzenia pokręciła lekko głową – Jeśli pytasz, czy ich pamiętam, żebyś mógł niczym samotny mściciel szlajać się nocami po Port Douglas, żeby wymierzyć sprawiedliwość to… nie. Nie pamiętam. – po pierwsze nie rozumiała dlaczego mógłby chcieć to robić, dlaczego miałby chcieć dla niej ryzykować, a po drugie – ona nie zamierzała go narażać. Nawet jeśli nie wątpiła, że w przeciwieństwie do niej świetnie by sobie z idiotami poradził to… nie.

[akapit]

Jeszcze raz wymownie pokręciła głową, tylko utwierdzając siebie i jego w swoim nie.
I dopiero wtedy znów zmniejszyła dystans między nimi, żeby móc go złapać tak jak przed chwilą jej to pokazywał. Był od niej o ponad dwadzieścia centymetrów wyższy, więc w przypadku improwizowanego ataku mogła wyglądać wręcz komicznie, ale nikt nie mógł jej odmówić zaangażowania. Jednocześnie jakby każda forma zmniejszenia dystansu między nimi była dobra.

[akapit]

Skończona idiotka.

[akapit]

- Nos. Stopa… – powtarzała jego słowa, tak jak regułki w szkole by wbić je sobie do głowy. – Dlaczego walki? – i rozproszenie, chociaż bardziej samej siebie niż Lorenzo. Chciała go poznać. Ta naiwna część jej osobowości dawała o sobie znać...

[akapit]

Zdecydowanie skończona idiotka.

Lorenzo Thompson
sumienny żółwik
nie#5225
ODPOWIEDZ