about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
about
właściciel sanktuarium dla dzikich zwierząt, zapalony surfer, instruktor skoków ze spadochronem, pilot wycieczkowej awionetki. nie usiedzi w miejscu i wszędzie go pełno
#2 [ale przed #1]
Beau właśnie stał przy rejestracji, opierał się o kontuar i rozmawiał z recepcjonistką. Z boku mogło to wyglądać, jakby ją podrywał, bo oboje się śmiali i rozprawiali o czymś żywo. Nic jednak bardziej mylnego, po prostu oboje uwielbiali misie koala i tak jakoś dobrze im się rozmawiało. Bu nie przyszedł zresztą tutaj, żeby wyłudzić numer od recepcjonistki, co to, to nie. On nawet tu nie przyszedł ćwiczyć, chociaż może powinien wreszcie popracować nad muskułami? Ale gdzie on znajdzie czas między sanktuarium, lataniem i deską? A jeszcze do tego dochodzi Ivy, na którą właśnie tu czekał. W końcu mimo, że nie byli już parą, to przecież obiecał sobie, że nie będzie jej zaniedbywał. Ach, no i przecież jest jeszcze jego siostra. Nawet przez moment zastanawiał się, czy nie zaprosić na lunch obu na raz, wtedy upiekłby dwie pieczenie na jednym ruszcie, to było w jego stylu. W końcu jednak stwierdził, że skoro Ivory Hoskins poświęciła mu jakiś rozdział swojego życia, to on teraz do końca swego, winny jej będzie poświęcać chociaż jedno popołudnie... w tygodniu. To nie tak, że nie lubił towarzystwa Iv, on je wręcz uwielbiał, zresztą łapał się na tym, że wciąż coś do niej czuł. Mogli sobie gadać, że są przyjaciółmi, że wszystko skończone, ale chyba nawet głupi by w to nie uwierzył. Po prostu Bu miał ostatnio zatrważająco mało czasu, wszystko jakoś tak się kumulowało, że którejś nocy stwierdził, że gdyby teraz obok niego w łóżku leżała Ivy to byłoby łatwiej. No ale nie leżała, udawali przed sobą i wszystkimi dookoła, że tak jest dobrze, w końcu jest lepiej niż było. Prawie w ogóle się nie kłócą, wciąż mogą na siebie liczyć, czy czegoś im brakuje? Tak, Bu brakowało, ale to temat rzeka, bo zaczyna się od leniwych poranków, poprzez całą gamę zapracowanych dni, po gorące noce, które teraz spędzał samotnie.
Spojrzał na zegarek na ścianie, a potem na drzwi, które w tej chwili się otworzyły. Najpierw z sali wyszło kilka osób, a na koniec Ivy, która jeszcze wszystkich żegnała. Bu zaczekał spokojnie, nawet nie interesowały go już rozmowy o koalach, po prostu spojrzenie miał utkwione w "swojej byłej". W końcu ruszył w jej kierunku.
- Cześć Ivy, to co, szybki, wspólny prysznic i idziemy na miasto? - zażartował, bo tylko żartowanie o wspólnym prysznicu mu zostało. Przy okazji objął ja ramieniem i cmoknął w skroń na powitanie, jakoś tak nigdy nie mógł się powstrzymać, i o ile po zerwaniu witali się nieco chłodniej, to Beau za każdym razem całował ją jakoś intensywniej. Kiedyś przyjdzie i ją po prostu pocałuje, po przyjacielsku, powiedzmy...
- Jesteś bardzo głodna? Bo mam w aucie kanapki i możemy iść na plażę, chyba, że wolisz gdzieś zjeść, to ja stawiam - puścił jej oczko. Może i jemu przydałaby się taka chwila wytchnienia w jakimś lokalu i coś lepszego niż zupa rybna Nullah, ale jakoś Beau nigdy nie miał na to czasu, wolał zjeść w pośpiechu tę zupę i lecieć z deską posurfować, to już taki typ człowieka, niestety.
Ivy Hoskins
Beau właśnie stał przy rejestracji, opierał się o kontuar i rozmawiał z recepcjonistką. Z boku mogło to wyglądać, jakby ją podrywał, bo oboje się śmiali i rozprawiali o czymś żywo. Nic jednak bardziej mylnego, po prostu oboje uwielbiali misie koala i tak jakoś dobrze im się rozmawiało. Bu nie przyszedł zresztą tutaj, żeby wyłudzić numer od recepcjonistki, co to, to nie. On nawet tu nie przyszedł ćwiczyć, chociaż może powinien wreszcie popracować nad muskułami? Ale gdzie on znajdzie czas między sanktuarium, lataniem i deską? A jeszcze do tego dochodzi Ivy, na którą właśnie tu czekał. W końcu mimo, że nie byli już parą, to przecież obiecał sobie, że nie będzie jej zaniedbywał. Ach, no i przecież jest jeszcze jego siostra. Nawet przez moment zastanawiał się, czy nie zaprosić na lunch obu na raz, wtedy upiekłby dwie pieczenie na jednym ruszcie, to było w jego stylu. W końcu jednak stwierdził, że skoro Ivory Hoskins poświęciła mu jakiś rozdział swojego życia, to on teraz do końca swego, winny jej będzie poświęcać chociaż jedno popołudnie... w tygodniu. To nie tak, że nie lubił towarzystwa Iv, on je wręcz uwielbiał, zresztą łapał się na tym, że wciąż coś do niej czuł. Mogli sobie gadać, że są przyjaciółmi, że wszystko skończone, ale chyba nawet głupi by w to nie uwierzył. Po prostu Bu miał ostatnio zatrważająco mało czasu, wszystko jakoś tak się kumulowało, że którejś nocy stwierdził, że gdyby teraz obok niego w łóżku leżała Ivy to byłoby łatwiej. No ale nie leżała, udawali przed sobą i wszystkimi dookoła, że tak jest dobrze, w końcu jest lepiej niż było. Prawie w ogóle się nie kłócą, wciąż mogą na siebie liczyć, czy czegoś im brakuje? Tak, Bu brakowało, ale to temat rzeka, bo zaczyna się od leniwych poranków, poprzez całą gamę zapracowanych dni, po gorące noce, które teraz spędzał samotnie.
Spojrzał na zegarek na ścianie, a potem na drzwi, które w tej chwili się otworzyły. Najpierw z sali wyszło kilka osób, a na koniec Ivy, która jeszcze wszystkich żegnała. Bu zaczekał spokojnie, nawet nie interesowały go już rozmowy o koalach, po prostu spojrzenie miał utkwione w "swojej byłej". W końcu ruszył w jej kierunku.
- Cześć Ivy, to co, szybki, wspólny prysznic i idziemy na miasto? - zażartował, bo tylko żartowanie o wspólnym prysznicu mu zostało. Przy okazji objął ja ramieniem i cmoknął w skroń na powitanie, jakoś tak nigdy nie mógł się powstrzymać, i o ile po zerwaniu witali się nieco chłodniej, to Beau za każdym razem całował ją jakoś intensywniej. Kiedyś przyjdzie i ją po prostu pocałuje, po przyjacielsku, powiedzmy...
- Jesteś bardzo głodna? Bo mam w aucie kanapki i możemy iść na plażę, chyba, że wolisz gdzieś zjeść, to ja stawiam - puścił jej oczko. Może i jemu przydałaby się taka chwila wytchnienia w jakimś lokalu i coś lepszego niż zupa rybna Nullah, ale jakoś Beau nigdy nie miał na to czasu, wolał zjeść w pośpiechu tę zupę i lecieć z deską posurfować, to już taki typ człowieka, niestety.
Ivy Hoskins
I'm gonna lose my mind
Go bananas, be like banana man
Bana-nana-nana-na na-na
about
Bardzo prawdopodobne, że gdzieś już z nią pracowałeś, albo gdzieś przyjmowała od Ciebie za coś opłatę, bo łapie się wielu prac, choć głównie treneruje w "Think Fitness", jeździ na wrotkach, surfuje, w domu bywa rzadko
#1
A Ivy właśnie wyciskała siódme poty ze swojej nowej klientki, która chyba prędko pożałowała wyboru nowej trenerki personalnej, albo tak mogłoby się wydawać komuś, kto zajrzałby przez oszkloną ścianę za recepcją i widział intensywność treningu, który właśnie wykonywała rzeczona klientka. W rzeczywistości jednak kobieta potrzebowała wymagającego treningu przed nadchodzącymi zawodami, w których brała udział i dlatego pozwalała na zadanie sobie mocnego wycisku. Ivy, dotychczas zupełnie skupiona na podopiecznej, nagle zupełnie straciła nią zainteresowanie, gdy zobaczyła przez oszklenie znajomą twarz śmiejącą się żywo do recepcjonistki. Zagryzła policzek od środka, czując ukłucie zazdrości gdzieś w klatce piersiowej, albo się jej zdawało, albo na jej oczach rozgrywał się gorący flirt. Albo znając Bu znów wdał się w gadkę o zwierzętach z sanktuarium, odkąd został dyrektorem, często go zagadywali o różne sprawy związane z sanktuarium, zwłaszcza, gdy nie były to akurat jego godziny pracy. Poza tym od jakiegoś czasu nie byli już przecież parą. Dlaczego więc zezłościło ją to, że mógłby flirtować z inną dziewczyną w jej pracy? Że mógłby flirtować z jakąkolwiek inną dziewczyną? Czuła jak nieprzyjemne uczucie zazdrości pali ją w policzki. Przecież to kiedyś nastąpi, przyjdzie taki czas, że Bu zacznie się przecież umawiać z jakimiś innymi pannami. Głupi nie był, był gadane, był przystojny, tak przystojny, jakby piekło zesłało na ziemię swojego najlepiej wyrzeźbionego demona, by bezwstydnie kusił ziemskie kobiety, by mącił im w głowach, wywracał do góry nogami ich świat, samym spojrzeniem powodował szybsze bicie serca, a uśmiechem roztapiał lodowate serca. Zapłaciłaby teraz za każdy zbity podczas ich kłótni talerz czy inną szklankę, żeby móc cofnąć czas i mieć tą pewność, że jej Bu (który już nie był jej) nie wyrywa teraz, ani w żadnej innej chwili swojego czasu jakiejś panny na szaloną randkę połączoną z poznawaniem tajemnic, które znał tylko Beau B. Sheehy. Mogła to ukrywać przed nim i przed resztą świata, mogła też próbować ukrywać przed samą sobą fakt, że tęskniła za nim tak bardzo, że sama świadomość tego bolała. Tęskniła za jego ciepłymi, bezpiecznymi ramionami, kiedy obejmowały ją, gdy zbierało się na burzę, za uśmiechem, który dawał pocieszenie w najgorszych momentach jej życia, za długimi pocałunkami, gdy budził się dzień i za gorącymi nocami, gdy oboje chcieli, by ich ciała stopiły się w jedno, a przede wszystkim tęskniła za tym, że jej serce należało do niego, do osoby, która nigdy świadomie by jej nie skrzywdziła, która patrzyła na nią nie nie musiała wiedzieć, zawsze po prostu wiedział. Ivy odwróciła się szybko do klientki, jakby została przyłapana na grzesznych myślach, które zapędzały ją w najciemniejsze odmęty świadomości i rzuciła z szerokim uśmiechem “Kończymy na dzisiaj! Pojutrze o tej samej porze, przygotuj się na wycisk!” I skierowała się do wyjścia do recepcji, żegnając się po drodze ze stałymi bywalcami siłowni. Trochę się ociągała z wyjściem, chcąc odegnać uczucie przytłaczającej tęsknoty, która kazałaby jej pewnie wylecieć z tej sali i rzucić się w jego objęcia, a potem całować na środku tej recepcji, na oczach tych wszystkich ludzi. Powstrzymała swoją impulsywność, która wyłącznie wszystko mąciła w jej życiu, ale zrobiła to z niebywałym trudem, nie powstrzymała się przed posłaniem recepcjonistce jednego ze swoich chłodnych spojrzeń i wtuliła się na ten krotki moment w te bezpieczne, znajome ramiona Bu. Jego zapach…
-Na przyjemności trzeba sobie zasłużyć, Bu. - odpowiedziała przekornie, czując w środku, że wcale nie chciała by był to żart. Jednak musiała grać swoją rolę, tak jak on wybitnie grał swoją.
- Głodna jak wilk! Odświeżę się i dołączę do ciebie w aucie? Możesz skoczyć do bistro i wziąć coś na moją zniżkę, same kanapki mogą nam nie wystarczyć. Podobno mają być dzisiaj cudowne fale, a moje ciało już chyba zapomniało jak to jest być na porządnej fali. - Powiedziała, sięgając po swoją torbę z przyborami do ogarnięcia się. Typowo dla sportowego freaka, nie miała zamiaru dzisiaj odpuszczać sobie kolejnych okazji do wymęczenia swojego ciała.
- Będziesz mi chyba musiał przypomnieć jak się surfuje - Dodała z udawaną nutką bezradności w głosie. Przecież wspólnie się wszystkiego uczyli i choć on poświęcał więcej czasu na bycie na fali, to jednak Ivy nadal była w tym całkiem niezła. A może chciała sobie z nim trochę poflirtować? Kto wie. Podała mu swoją kartę zniżkową, by mógł im ogarnąć szamę w bistro na piętrze niżej, a sama poszła wziąć krótki, samotny prysznic. Odpuściła sobie suszenie włosów i związała je po prostu w długi warkocz, puszczony na plecy. Włożyła też strój kąpielowy i zarzuciła jakieś luźne ciuchy, a potem zgodnie z wcześniejszą rozmową udała się na parking i oparła o starego pick-upa, którego Bu otrzymał od wuja. I czekała na chłopaka, czując w środku napięcie, które wcale nie było związane z tym, że dawno nie surfowała.
Beau B. Sheehy
A Ivy właśnie wyciskała siódme poty ze swojej nowej klientki, która chyba prędko pożałowała wyboru nowej trenerki personalnej, albo tak mogłoby się wydawać komuś, kto zajrzałby przez oszkloną ścianę za recepcją i widział intensywność treningu, który właśnie wykonywała rzeczona klientka. W rzeczywistości jednak kobieta potrzebowała wymagającego treningu przed nadchodzącymi zawodami, w których brała udział i dlatego pozwalała na zadanie sobie mocnego wycisku. Ivy, dotychczas zupełnie skupiona na podopiecznej, nagle zupełnie straciła nią zainteresowanie, gdy zobaczyła przez oszklenie znajomą twarz śmiejącą się żywo do recepcjonistki. Zagryzła policzek od środka, czując ukłucie zazdrości gdzieś w klatce piersiowej, albo się jej zdawało, albo na jej oczach rozgrywał się gorący flirt. Albo znając Bu znów wdał się w gadkę o zwierzętach z sanktuarium, odkąd został dyrektorem, często go zagadywali o różne sprawy związane z sanktuarium, zwłaszcza, gdy nie były to akurat jego godziny pracy. Poza tym od jakiegoś czasu nie byli już przecież parą. Dlaczego więc zezłościło ją to, że mógłby flirtować z inną dziewczyną w jej pracy? Że mógłby flirtować z jakąkolwiek inną dziewczyną? Czuła jak nieprzyjemne uczucie zazdrości pali ją w policzki. Przecież to kiedyś nastąpi, przyjdzie taki czas, że Bu zacznie się przecież umawiać z jakimiś innymi pannami. Głupi nie był, był gadane, był przystojny, tak przystojny, jakby piekło zesłało na ziemię swojego najlepiej wyrzeźbionego demona, by bezwstydnie kusił ziemskie kobiety, by mącił im w głowach, wywracał do góry nogami ich świat, samym spojrzeniem powodował szybsze bicie serca, a uśmiechem roztapiał lodowate serca. Zapłaciłaby teraz za każdy zbity podczas ich kłótni talerz czy inną szklankę, żeby móc cofnąć czas i mieć tą pewność, że jej Bu (który już nie był jej) nie wyrywa teraz, ani w żadnej innej chwili swojego czasu jakiejś panny na szaloną randkę połączoną z poznawaniem tajemnic, które znał tylko Beau B. Sheehy. Mogła to ukrywać przed nim i przed resztą świata, mogła też próbować ukrywać przed samą sobą fakt, że tęskniła za nim tak bardzo, że sama świadomość tego bolała. Tęskniła za jego ciepłymi, bezpiecznymi ramionami, kiedy obejmowały ją, gdy zbierało się na burzę, za uśmiechem, który dawał pocieszenie w najgorszych momentach jej życia, za długimi pocałunkami, gdy budził się dzień i za gorącymi nocami, gdy oboje chcieli, by ich ciała stopiły się w jedno, a przede wszystkim tęskniła za tym, że jej serce należało do niego, do osoby, która nigdy świadomie by jej nie skrzywdziła, która patrzyła na nią nie nie musiała wiedzieć, zawsze po prostu wiedział. Ivy odwróciła się szybko do klientki, jakby została przyłapana na grzesznych myślach, które zapędzały ją w najciemniejsze odmęty świadomości i rzuciła z szerokim uśmiechem “Kończymy na dzisiaj! Pojutrze o tej samej porze, przygotuj się na wycisk!” I skierowała się do wyjścia do recepcji, żegnając się po drodze ze stałymi bywalcami siłowni. Trochę się ociągała z wyjściem, chcąc odegnać uczucie przytłaczającej tęsknoty, która kazałaby jej pewnie wylecieć z tej sali i rzucić się w jego objęcia, a potem całować na środku tej recepcji, na oczach tych wszystkich ludzi. Powstrzymała swoją impulsywność, która wyłącznie wszystko mąciła w jej życiu, ale zrobiła to z niebywałym trudem, nie powstrzymała się przed posłaniem recepcjonistce jednego ze swoich chłodnych spojrzeń i wtuliła się na ten krotki moment w te bezpieczne, znajome ramiona Bu. Jego zapach…
-Na przyjemności trzeba sobie zasłużyć, Bu. - odpowiedziała przekornie, czując w środku, że wcale nie chciała by był to żart. Jednak musiała grać swoją rolę, tak jak on wybitnie grał swoją.
- Głodna jak wilk! Odświeżę się i dołączę do ciebie w aucie? Możesz skoczyć do bistro i wziąć coś na moją zniżkę, same kanapki mogą nam nie wystarczyć. Podobno mają być dzisiaj cudowne fale, a moje ciało już chyba zapomniało jak to jest być na porządnej fali. - Powiedziała, sięgając po swoją torbę z przyborami do ogarnięcia się. Typowo dla sportowego freaka, nie miała zamiaru dzisiaj odpuszczać sobie kolejnych okazji do wymęczenia swojego ciała.
- Będziesz mi chyba musiał przypomnieć jak się surfuje - Dodała z udawaną nutką bezradności w głosie. Przecież wspólnie się wszystkiego uczyli i choć on poświęcał więcej czasu na bycie na fali, to jednak Ivy nadal była w tym całkiem niezła. A może chciała sobie z nim trochę poflirtować? Kto wie. Podała mu swoją kartę zniżkową, by mógł im ogarnąć szamę w bistro na piętrze niżej, a sama poszła wziąć krótki, samotny prysznic. Odpuściła sobie suszenie włosów i związała je po prostu w długi warkocz, puszczony na plecy. Włożyła też strój kąpielowy i zarzuciła jakieś luźne ciuchy, a potem zgodnie z wcześniejszą rozmową udała się na parking i oparła o starego pick-upa, którego Bu otrzymał od wuja. I czekała na chłopaka, czując w środku napięcie, które wcale nie było związane z tym, że dawno nie surfowała.
Beau B. Sheehy
about
właściciel sanktuarium dla dzikich zwierząt, zapalony surfer, instruktor skoków ze spadochronem, pilot wycieczkowej awionetki. nie usiedzi w miejscu i wszędzie go pełno
- Ostatnio bardzo mało przeklinam, nauczyłem się wiązać marynarskie węzły i wpisałem do kalendarza dwie krajoznawcze wycieczki, czyli kasa wpadnie, myślisz, że to nie jest wystarczające, żeby sobie zasłużyć? - zapytał i roześmiał się, a potem jakoś tak zniżonym tonem, prosto do jej uszka dodał - Ivy jakbyśmy sobie raz na jakiś czas zasłużyli, to chyba nie byłoby w tym nic złego? - wzruszył ramionami, bo doskonale wiedział, że byłoby to złe. Mimo, że byli dorośli, nie mieli innych zobowiązań i właściwie to dogadywali się bez słów, to Bu wiedział, że gdyby bardziej się do siebie zbliżyli, to już wszystko poszłoby z górki. Wróciliby do siebie, przez chwilę znowu byłoby cudownie, ale potem zaczęłoby się na nowo. W końcu decyzję o rozstaniu podjęli oboje, w atmosferze dość spokojnej, mając już dość kłótni. Chociaż sam Beau nawet lubił te ich sprzeczki, bo potem się godzili i potem znowu przez chwilę mogło być dobrze, najlepiej. Właściwie do tej pory zadawał sobie pytanie dlaczego pozwolił to skończyć, po prostu padło pytanie: tak uważasz, że mamy się rozstać? Odpowiedź była prosta: tak. Chociaż ta odpowiedź to było bardziej takie zrobienie jej na przekór. A ta sugestia to były puste słowa, które przyszły mu do głowy. Zerwanie.
Ale przecież zrywają ludzie, kiedy uczucie się już wypaliło, a o nich na pewno nie można tego powiedzieć, każdemu spotkaniu towarzyszyła jakaś dziwna aura, tak jak teraz, coś wisiało w powietrzu. Jak wtedy. gdy na jakimś ognisku w lesie pocałowali się po raz pierwszy.
- Mam wziąć to co zawsze, czy gust odnośnie żarełka też ci się zmienił? - wyciągnął rękę po tę jej kartę. Oczywiście zakładał, że upodobania odnośnie facetów już miała inne, może mu wtedy rzuciła kilka gorzkich słów? Beau wypowiedział ich na pewno za wiele i teraz każdego żałował. Nawet tego, że kazał jej się zamknąć, teraz mógłby godzinami jej słuchać.
- No nie wiem, wiesz... każda lekcja kosztuje, ale po znajomości, biorąc pod uwagę nasze przeszłe zażyłości to może dam ci jakąś zniżkę - pokazał jej czubek języka, oczywiście, że sobie żartował - możesz też płacić w naturze, albo wezmę pod uwagę tę zniżkę i następnym razem zrobisz fish & chips - puścił jej oczko, a potem ruszył do bistro. Wiedział co wziąć Ivy, trochę się zastanawiał nad tym, co zamówić dla siebie, ale w końcu wybór padł na klasyczne menu, które zawsze tu zamawiali. Zeszło mu chwilę dłużej, bo czekał jeszcze na świeżo wyciskany sok z pomarańczy, w końcu jednak z papierową torbą wypełnioną po brzegi różnymi pysznościami wyszedł na parking. Ivy stała już oparta o jego samochód. Zmierzył ją spojrzeniem, jakoś tak odruchowo, w stroju do ćwiczeń wyglądała super, ale teraz podobała mu się jeszcze bardziej, ciekawe co będzie jak w mokrym kostiumie stanie na desce. Bu chyba zemdleje.
- Ej bo pobrudzisz, wczoraj go myłem - rzucił z przekąsem, ale tak naprawdę powiedział to chyba tylko, dlatego, żeby ją klepnąć w pośladek, że niby ja odgania. Prawie mu ta torba papierowa wypadła, więc podparł ją kolanem.
- Ale bym narobił... - pokręcił głową, on w ogóle dzisiaj to ma takie zapędy, żeby nie narobił między nimi, jakiejś bardziej napiętej atmosfery, niż jest. Bo była.
Włożył torbę na przyczepę, a potem leci otwierać Ivory drzwi, taki szarmancki to nie był nawet jak się spotykali, no i może to był właśnie błąd?
Ivy Hoskins
Ale przecież zrywają ludzie, kiedy uczucie się już wypaliło, a o nich na pewno nie można tego powiedzieć, każdemu spotkaniu towarzyszyła jakaś dziwna aura, tak jak teraz, coś wisiało w powietrzu. Jak wtedy. gdy na jakimś ognisku w lesie pocałowali się po raz pierwszy.
- Mam wziąć to co zawsze, czy gust odnośnie żarełka też ci się zmienił? - wyciągnął rękę po tę jej kartę. Oczywiście zakładał, że upodobania odnośnie facetów już miała inne, może mu wtedy rzuciła kilka gorzkich słów? Beau wypowiedział ich na pewno za wiele i teraz każdego żałował. Nawet tego, że kazał jej się zamknąć, teraz mógłby godzinami jej słuchać.
- No nie wiem, wiesz... każda lekcja kosztuje, ale po znajomości, biorąc pod uwagę nasze przeszłe zażyłości to może dam ci jakąś zniżkę - pokazał jej czubek języka, oczywiście, że sobie żartował - możesz też płacić w naturze, albo wezmę pod uwagę tę zniżkę i następnym razem zrobisz fish & chips - puścił jej oczko, a potem ruszył do bistro. Wiedział co wziąć Ivy, trochę się zastanawiał nad tym, co zamówić dla siebie, ale w końcu wybór padł na klasyczne menu, które zawsze tu zamawiali. Zeszło mu chwilę dłużej, bo czekał jeszcze na świeżo wyciskany sok z pomarańczy, w końcu jednak z papierową torbą wypełnioną po brzegi różnymi pysznościami wyszedł na parking. Ivy stała już oparta o jego samochód. Zmierzył ją spojrzeniem, jakoś tak odruchowo, w stroju do ćwiczeń wyglądała super, ale teraz podobała mu się jeszcze bardziej, ciekawe co będzie jak w mokrym kostiumie stanie na desce. Bu chyba zemdleje.
- Ej bo pobrudzisz, wczoraj go myłem - rzucił z przekąsem, ale tak naprawdę powiedział to chyba tylko, dlatego, żeby ją klepnąć w pośladek, że niby ja odgania. Prawie mu ta torba papierowa wypadła, więc podparł ją kolanem.
- Ale bym narobił... - pokręcił głową, on w ogóle dzisiaj to ma takie zapędy, żeby nie narobił między nimi, jakiejś bardziej napiętej atmosfery, niż jest. Bo była.
Włożył torbę na przyczepę, a potem leci otwierać Ivory drzwi, taki szarmancki to nie był nawet jak się spotykali, no i może to był właśnie błąd?
Ivy Hoskins
I'm gonna lose my mind
Go bananas, be like banana man
Bana-nana-nana-na na-na
about
Bardzo prawdopodobne, że gdzieś już z nią pracowałeś, albo gdzieś przyjmowała od Ciebie za coś opłatę, bo łapie się wielu prac, choć głównie treneruje w "Think Fitness", jeździ na wrotkach, surfuje, w domu bywa rzadko
Już miała przygotowaną odpowiedź, już chciała skutecznie zripostować jego starania na to co zasłużone czy nie do końca, ale zbliżył się do niej przekraczając zdecydowanie przyjacielską granicę kontaktu. Poczuła jak jego ciepły oddech łaskocze wrażliwe miejsce na jej szyi, tuż koło ucha. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo ją to pobudza. I jeszcze specjalnie obniżył ton, na tyle, że naprawdę miała ochotę zabrać go ze sobą pod ten prysznic i… Robić tam wiele rzeczy, które nie włączały w to zadbanie o higienę osobistą po treningu. Ale resztkami woli pokonała i ten impuls. Wiedziała, oboje wiedzieli, że to by się źle skończyło, a może skończyłoby się dobrze. W każdym wypadku skończyłoby to to, co było między nimi teraz. Tę pełną napięcia przyjaźń, ale przyjaźń. Rozhamowaliby się, a to by się mogło skończyć różnie. Chyba dopóki nie mogli przewidzieć do końca scenariusza, co by się stało po tym, jakby sobie pozwolili na coś więcej, niż te nieporadne próby udawania, że to tylko przyjaźń z obu stron, to nie było szansy na to, by mogli znów snuć spokojnie wspólne plany. Z drugiej strony nie mogła uwierzyć, że zerwali. Że było to tak proste “powinniśmy zerwać? Tak”. Pewnie, że złamało jej to serce, nadal bardzo go kochała, a sama myśl, że mógłby się interesować choćby inną… Kruszyła jej serduszko na maleńkie kawałeczki. Sądziła, że po zerwaniu wrócą do siebie po kilku dniach, ale tak się nie stało. Być może z tego powodu, że byli dorosłymi ludźmi i nie mogli się przecież bawić w tę grę w zrywanie i schodzenie się, jak licealna para, a może wiedzieli, że to zerwanie znaczyło tylko, że kolejna szansa będzie ich ostatnią. Przecież nie byli już najmłodsi, zaczynali już choćby myśleć powoli o ustabilizowaniu się przy ukochanej osobie. Może to był właśnie ten problem. Byli tak niezależnymi duszami, jeszcze zbyt nieokiełznanymi, by móc osiąść na stałe przy miłości życia. Zawsze to było jakieś pocieszenie dla tej sytuacji, w której się teraz znaleźli. Może nie potrafili jeszcze być ze sobą, ale kiedyś będą już mogli.
Czuła elektryzujący dreszcz przebiegający jej przez plecy, kiedy tak stał blisko.
- Może innym razem - Odpowiedziała miękkim głosem, tak jakby nie chciała mu odmawiać, bo nie chciała. Ale musiała to zrobić. Na odchodne uszczypnęła go lekko w pośladek, bo wiedziała, że tego nie znosi. To był bardzo zimny prysznic, lodowaty. Który pozwolił jej nieco ochłonąć, bo tym niespodziewanym zbliżeniu. Dotychczas byli tacy grzeczni, ale w jego obecności nigdy nie potrafiła się długo powstrzymywać. Oj, oby te niewinne zaczepki nie skończyły się dzisiaj wybuchem namiętności… niczego nie można obiecać.
- Gust mi się nie zmienił w żadnej kwestii, Sheehy! - Odpowiedziała odchodząc już w swoją stronę, dając mu tym niejako komunikat "nadal mi się podobasz, palancie". Nawet jeżeli wypaliła o parę słów za dużo podczas ostatniej kłótni, to zupełnie teraz i tym nie pamiętała i zapytana pewnie zrzuciłaby winę na swoją impulsywność i brak umiejętności trzymania języka za zębami, zanim nie przemyśli porządnie tego, co chciałaby powiedzieć. Prawda była taka, że Bu nadal ja kręcił i to nie była tylko kwestia jego wyrzeźbionego ciała, ale też jego czarującego charakteru i inteligencji, jaką się zazwyczaj wykazywał dość mocno.
- Mogę Ci też pokazać, jak to się robi. Nie żebym wątpiła w Twoje umiejętności czy coś, ale nadmierne przechwałki mogą być objawem braku pewności siebie. - Powiedziała z udawanym współczuciem. Choć w ogóle nie wątpiła, że w tym konkursie to Beau zajmie pierwsze miejsce na podium. Ale podroczyć zawsze się można, nie?
- Nie spieszyło się, księżniczko? - Zaczepiła, widząc znajomą czuprynę, która pojawiła się na parkingu. Zrobiła minę obrażonego dziecka i przejechała palcem po karoserii auta, żeby sprawdzić prawdziwość jego słów. Rzeczywiście auto było wyjątkowo czyste, jak na warunki, w których podróżowało razem ze swoim nowym właścicielem. Poczuła się zaszczycona tym, że na spotkanie z nią wyczyścił auto, albo akurat wypadała jego kąpiel, a ona wyobraziła sobie zbyt wiele.
- Uważaj sobie, ten tyłeczek to wynik wielu godzin pracy na siłowni! Kiedyś go ubezpieczę, żebyś nie opływał w bogactwa. - Powiedziała, dając mu zielone światło do robienia tego kiedy mu się podoba.
Wskoczyła do auta, ujmując jego wyciągniętą dłoń, aby łatwiej było jej zanurzyć się we wnętrzu samochodu i zaczęła majstrować przy radiu. Włączyła ostatnio słuchany przez niego utwór i z lekkim zaskoczeniem odkryła, że była to piosenka, która kiedyś często słuchali w trakcie podróży. Ich piosenka. Czuła, jak rozpływa się na moment w słodkich wspomnieniach, kiedy śpiewali te piosenkę wspólnie, drąc się jak opętani na światłach, z opuszczonymi oka mi. Nic nie robili z oczu, które się wtedy w nich wlepiały.
- Kierunek plaża! - Zawołała, puszczając utwór od początku i chłonąc ten moment. Czuła się przez moment, jakby się nigdy nie rozstali.
Beau B. Sheehy
Zt. X2 (I think)
Czuła elektryzujący dreszcz przebiegający jej przez plecy, kiedy tak stał blisko.
- Może innym razem - Odpowiedziała miękkim głosem, tak jakby nie chciała mu odmawiać, bo nie chciała. Ale musiała to zrobić. Na odchodne uszczypnęła go lekko w pośladek, bo wiedziała, że tego nie znosi. To był bardzo zimny prysznic, lodowaty. Który pozwolił jej nieco ochłonąć, bo tym niespodziewanym zbliżeniu. Dotychczas byli tacy grzeczni, ale w jego obecności nigdy nie potrafiła się długo powstrzymywać. Oj, oby te niewinne zaczepki nie skończyły się dzisiaj wybuchem namiętności… niczego nie można obiecać.
- Gust mi się nie zmienił w żadnej kwestii, Sheehy! - Odpowiedziała odchodząc już w swoją stronę, dając mu tym niejako komunikat "nadal mi się podobasz, palancie". Nawet jeżeli wypaliła o parę słów za dużo podczas ostatniej kłótni, to zupełnie teraz i tym nie pamiętała i zapytana pewnie zrzuciłaby winę na swoją impulsywność i brak umiejętności trzymania języka za zębami, zanim nie przemyśli porządnie tego, co chciałaby powiedzieć. Prawda była taka, że Bu nadal ja kręcił i to nie była tylko kwestia jego wyrzeźbionego ciała, ale też jego czarującego charakteru i inteligencji, jaką się zazwyczaj wykazywał dość mocno.
- Mogę Ci też pokazać, jak to się robi. Nie żebym wątpiła w Twoje umiejętności czy coś, ale nadmierne przechwałki mogą być objawem braku pewności siebie. - Powiedziała z udawanym współczuciem. Choć w ogóle nie wątpiła, że w tym konkursie to Beau zajmie pierwsze miejsce na podium. Ale podroczyć zawsze się można, nie?
- Nie spieszyło się, księżniczko? - Zaczepiła, widząc znajomą czuprynę, która pojawiła się na parkingu. Zrobiła minę obrażonego dziecka i przejechała palcem po karoserii auta, żeby sprawdzić prawdziwość jego słów. Rzeczywiście auto było wyjątkowo czyste, jak na warunki, w których podróżowało razem ze swoim nowym właścicielem. Poczuła się zaszczycona tym, że na spotkanie z nią wyczyścił auto, albo akurat wypadała jego kąpiel, a ona wyobraziła sobie zbyt wiele.
- Uważaj sobie, ten tyłeczek to wynik wielu godzin pracy na siłowni! Kiedyś go ubezpieczę, żebyś nie opływał w bogactwa. - Powiedziała, dając mu zielone światło do robienia tego kiedy mu się podoba.
Wskoczyła do auta, ujmując jego wyciągniętą dłoń, aby łatwiej było jej zanurzyć się we wnętrzu samochodu i zaczęła majstrować przy radiu. Włączyła ostatnio słuchany przez niego utwór i z lekkim zaskoczeniem odkryła, że była to piosenka, która kiedyś często słuchali w trakcie podróży. Ich piosenka. Czuła, jak rozpływa się na moment w słodkich wspomnieniach, kiedy śpiewali te piosenkę wspólnie, drąc się jak opętani na światłach, z opuszczonymi oka mi. Nic nie robili z oczu, które się wtedy w nich wlepiały.
- Kierunek plaża! - Zawołała, puszczając utwór od początku i chłonąc ten moment. Czuła się przez moment, jakby się nigdy nie rozstali.
Beau B. Sheehy
Zt. X2 (I think)
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
five
Tonight, tonightYou're the place I go to
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Odette Overgaard
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Odette Overgaard
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Odette Overgaard
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
I dopiero wtedy znów zmniejszyła dystans między nimi, żeby móc go złapać tak jak przed chwilą jej to pokazywał. Był od niej o ponad dwadzieścia centymetrów wyższy, więc w przypadku improwizowanego ataku mogła wyglądać wręcz komicznie, ale nikt nie mógł jej odmówić zaangażowania. Jednocześnie jakby każda forma zmniejszenia dystansu między nimi była dobra.
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Lorenzo Thompson