lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Koszykarz — W Cairns
27 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Niebieskie oczy, kształtny nos I kwiatek przy czapce to
Prawdziwe piękno podziwiam więc
To przecież ja w lusterku jestem tym więc śpiewam tak
Outfit

Wrócił do miasta już jakiś czas temu, ale nikogo nie o tym nie informował. Nawet jego rodzina nie była do końca pewna czy mówił prawdę o niedawno zakończonym kontrakcie i powrót na stare śmieci. Uważał, że tak będzie lepiej. Choć wiele ze znajomości z dawnych lat nie przetrwało kilkuletniej rozłąki to jednak posiadał w mieście chociaż jednego, starego przyjaciela, który nigdy się od niego nie odwrócił.
Otis to kumpel ze szkoły, ze wspólnych podrywów i oczywiście z boiska. Ich życie potoczyło się zupełnie inaczej, ale zawsze mogli na sobie polegać kiedy coś nie szło tak jak sobie to zaplanowali. Teraz podobno roznosi listy i przynosi prenumeratę bańskiej gazety jego matce. Swoją drogą Mason był ciekawy czy dostarczył kiedykolwiek jakiś list od fanki do rodzinnego domu państwa Clark na farmie. Jeśli tak to znaczy, że nikt mu takowych nie przekazał. A jeśli nie to będzie musiał się pogodzić z porażką.
Spotkania w barze czy dzwonienie do drzwi krzycząc głośno coś o niespodziance to dla Masona oklepane pomysły. Skoro już wracać to jedynie z przytupem, a jeśli chodzi o przytup to on się na tym znał jak nikt inny. Wiedział gdzie go spotka po pracy.
Zazwyczaj spotykali się na osiedlowym boisku do koszykówki, ale ten był dzisiaj zajęty przez młodzież więc Clark udał się tam gdzie zawsze znajdywali miejsce dla siebie gdy wszystko inne było pozajmowane. Na kompleks sportowy gdzie mieścił się jeden kosz i zawsze rozgrywali spotkanie jeden na jednego.
Mason nie pamiętał który z nich był lepszy. Bywały dobre i złe dni i jakoś nigdy nie robili tabelki z osiągnięciami. Pamiętał jak po dłuższym meczu siadali na ławce i planowali weekendowy podryw. Tutaj też wychodziło dwojako, ale zazwyczaj to właśnie jemu szło lepiej niż Otisowi.
Wszedł na teren boiska z kapturem na głowie rozglądając się dookoła. Była ładna pogoda to też ludzie wyszli żeby pobiegać, pograć w piłkę nożną czy też zwyczajnie siedzieć przy boisku i oglądać jak inni się męczą. On wiedział w którym kierunku powinien zmierzać i właśnie tam kierował swoje kroki.
Zobaczył przyjaciela z daleka. Praktycznie każda piłka wpadała w obręcz co w zapewne normalnych okolicznościach sprawiło, że Mason uderzył w obie dłonie udając że klaszcze. Ale nie tym razem. Usiadł z boku na ławce i spoglądał na Otisa przez kilka minut, a w momencie w który piłka uciekła mu z dłoni i przyturlała się do Clarka wstał, rzucił w kierunku kosza i szeroko się uśmiechnął.
- Nie tego Cię uczyłem przyjacielu! - Powiedział z radością w głosie ściągając z głowy kaptur i ukazując śnieżnobiałe zęby.

Otis Goldsworthy
ambitny krab
Mason Clark
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
05.

Od małego wpajano mu, że sport to zdrowie, a rodzice dbali o to, żeby nie siedział w domu, tylko wraz z siostrami hasał po rodzinnej farmie. I wszyscy sąsiedzi zgodnie twierdzili, że Otis był bardzo żywiołowym chłopcem, który nie potrafi usiedzieć w miejscu. Od tego czasu niewiele się zmieniło - wciąż gdzieś gonił, tylko w życiu dorosłym wyzwały go obowiązki, a nie wyłącznie beztroskie przyjemności. Ale i na takie zawsze znalazł czas i nawet jeśli nie miał godnego przeciwnika na boisku do koszykówki, chętnie korzystał ze sportowego kompleksu, kiedy najbliższe boisku przy domu było zajęte. Tak właśnie było tym razem, więc Goldsworthy - przyodziany w bezrękawnik, szorty i wygodne buty za kostkę - postanowił rozegrać z chłopakami towarzyski mecz.
Kiedyś w tych rozgrywkach brało udział więcej osób, ale wiele z nich powyjeżdżało z Lorne, jak na przykład jego dobry kumpel Mason, który wybił się i kręcił teraz karierę sportową, zawodowo grając w koszykówkę. Otis po cichu mu zazdrościł, ale przede wszystkim cieszył się z jego sukcesów. Bo właśnie od tego byli przyjaciele, żeby wspierać i trzymać kciuki aż do czerwoności. Po prostu ta zazdrość wynikała z tego, że on tez by tak chciał, ale los zadecydował inaczej. Czasami nie wystarczał talent, nie raz brakowało po prostu trochę szczęścia.
Na początek kilka rzutów z dystansu, tak na rozgrzewkę. Większość celny, ale w pewnym momencie piłka odbiła się od obręczy i mimo że Goldsworthy próbował ją złapać w locie, ta odbiła się od jego dłoni i przeturlała gdzieś obok ławek.
- Cholera - jęknął zawiedziony tym, że spudłował i w podskokach ruszył po piłkę, ale ta śmignęła tuż obok niego i wpadła wprost do kosza. Co jest grane? Dopiero wypowiedziane w jego kierunku słowa zmusiły go do spojrzenia w stronę, z której został wykonany rzut. - Mason? - przyjrzał mu się niepewnie, mrużąc przy tym oczy. - MASON! - już pędem ruszył w kierunku przyjaciela, już zakleszczał go w niedźwiedzim uścisku i mierzwił pięścią włosy. - Co ty tutaj robisz, durniu? Czemu nie dałeś znać, że przyjeżdżasz? - zapytał, na moment odrywając się od kumpla, ale po chwili znów przyciągnął go do siebie i objął z całej siły. Trochę gejowe, ale kto by się tym przejmował. I niby często gadali ze sobą przez telefon i wymieniali wiadomości na aplikacjach, ale ten dupek nie puścił pary i nie wspomniał o tym, że pojawi się w rodzinnym mieście.
Otis i znał Masona Clarka od dzieciństwa. Mieszkali na tej samej farmie (państwo Goldsworthy w dalszym ciągu mieli tam dom), chodzili do tej samej szkoły, uczestniczyli we wspólnych treningach, razem wagarowali i spotykali się po zajęciach, żeby łazić pod drzewach. A później, kiedy byli już starsi, puszczali oczka do tych samych dziewczyn.

Mason Clark
towarzyska meduza
-
Koszykarz — W Cairns
27 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Niebieskie oczy, kształtny nos I kwiatek przy czapce to
Prawdziwe piękno podziwiam więc
To przecież ja w lusterku jestem tym więc śpiewam tak
Mason czuł ogarniające go szczęście gdy zobaczył przyjaciela z daleka. Może przez te wszystkie ostatnie lata nie był najlepszym kumplem i odzywał się jedynie spontanicznie, ale Clark wierzył w to, że żadna rozłąka nie jest w stanie zniszczyć tego co się między nimi wytworzyło w czasach szkolnych. Przecież byli praktycznie nierozłączni. Chodzili od czasu do czasu swoimi ścieżkami, ale nie na tyle by ich drogi kilkanaście razy w miesiącu się nie stykały. Czasami Mason mial wrażenie jakby specjalnie na siebie wpadali, ale mogło to być jedynie zbieg okoliczności choć on w takowe nie wierzył.
Teraz kiedy stał przed nim jak za dawnych lat przed tym samym koszem pod którym rozgrywały się największe w historii miasta rozgrywki pomiędzy kumplami był całkowicie spełniony. Nie sądził, że powrót do Lorne Bay wywoła tyle pozytywnych emocji. Gdyby wiedział to dawno porzuciłby wyprawę za karierą i wrócił do tego co dla niego zawsze było najważniejsze.
Piłka po jego rzucie trafiła prosto do kosza. Gdyby był starym Masonem, który walczy o wysoki kontrakt i sławę to pewnie na jego twarzy pojawił się uśmiech satysfakcji. Tym razem jednak podkreślił na liście w swojej głowie, że coś takiego miało miejsce i spojrzał na Otisa wzruszając ramionami jakby jego powrót i to, że przed nim stał bez zapowiedzi to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Otis! Dobrze Cię widzieć. - Zdążył powiedzieć nim przyjaciel porwał go w mocnym uścisku i trzymał tak przez kilka sekund. Przez chwilę nawet zabrakło mu powietrza, ale dał się przyjacielowi nacieszyć całą sytuacją odwzajemniając przytulasa.
- Chciałem Ci zrobić niespodziankę. - Wyrzucił z siebie gdy tylko zdołał zabrać głębszy oddech. Nie spodziewał się aż tak radosnej reakcji ze strony przyjaciela. Mason uważał, że chociaż jeden z nich dorósł i wiedzie normalne życie, ale najwidoczniej dwuznaczne przytulanie na środku boiska świadczyło o tym, że Otis również się nie ustatkował.
- Prawie nic się nie zmieniłeś. Jesteś tylko jakiś chudszy czy coś. - Zmierzył kumpla wzrokiem od stóp do głów z uśmiechem, ale gdyby ktoś mu się dobrze przyjrzał to w oczach mógłby zobaczyć tą tęsknotę za najlepszym przyjacielem. Przez chwilę miał ochotę powrócić do homoseksualnego uścisku, ale w porę się opamiętał. Dla niepoznaki żeby ukryć to jakie emocje wywołało to spotkanie obszedł Otisa i skierował się ku piłce, która grzecznie leżała i czekała pod koszem.
- To co? Jedna partyjka, a potem do baru? - Spytał puszczając oczko i nie czekając na odpowiedź rzucił piłką do kosza. Wiedział, że Otis przytaknie, bo przecież znali się prawie jak łyse konie.

Otis Goldsworthy
ambitny krab
Mason Clark
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Więź, którą mieli, nie mogły popsuć dzielące ich mile. Tak przyjaźń była na zawsze i nawet, jak widywali się rzadko, to podczas spotkania zachowywali się tak, jakby wczoraj żegnali się krótkim do jutra! Piękna to była relacja, bardzo wyjątkowa i o którą trzeba było dbać. I chociaż ich ścieżki rozeszły się, wybrali inne drogi, to jeden wiedział wszystko, co działo się u tego drugiego.
Mason chciał zrobić Otisowi niespodziankę? Niewątpliwie udało się, bo Goldsworthy wyglądał na zaskoczonego. Pozytywnie, oczywiście. Właściwie gęba cieszyła mu się od ucha do ucha na widok najlepszego kumpla. A kumplami byli od dziecka, więc mieli wobec siebie wiele zobowiązań. Na przykład przyjaźń aż do śmierci, bo za dużo o sobie wiedzieli i znali zbyt dużo swoich tajemnic.
- Najlepsza niespodzianka pod słońcem - stwierdził, zaczepnie szturchając Clarka pięścią w ramię, do czego przyczynił się jego celny rzut i umieszczenie piłki w koszu. - Ciągle w formie - zaśmiał się głośno i pokiwał zgodnie głową.
Tych dwóch oprócz przyjaźni łączyła również rywalizacja, ale tak kompletnie zdrowa. Po prostu każdy z nich próbował udowodnić, że jest najlepszy. Nikt przecież nie lubił przegrywać, nie było w tym nic przyjemnego. A uczciwa rywalizacja nakręcała i sprawiała, że chciało się być co raz lepszym, bez osiadania na laurach. I to w sporcie zespołowym było wspaniałe, takie hartowanie charakteru.
- A ty chyba urosłeś - zażartował, bo odkąd pamiętał, Mason od zawsze był wysoki. Zupełnie jak Goldsworthy. Chyba po prostu urodzili się już tacy prawie dwumetrowi.
W przeciwieństwie do kumpla, on nie potrafił ukryć emocji. Jak mógłby to zrobić, skoro tak zajebiście cieszył się na jego widok? Mógł zgrywać twardziela, ale tak właściwie po co miał to robić? Życie było zbyt krótkie, żeby nie skakać radości w takich momentach.
Powędrował wzrokiem za piłką, którą Mason ponownie cisnął w stronę kosza. I znów był to celny, czysty rzut. Czy miał zamiar przyjąć wyzwanie? No ba! Nie trzeba było go ani trochę namawiać.
- Przegrany stawia! - zawołał i nie czekając na odpowiedź przyjaciela zgarnął piłkę, przekozłował ją pod nogami, a potem wyrzucił ją w górę, tym samym pakując w sam środek obręczy. - No dawaj, stary! Chyba nie zapomniałeś jak się gra? - podpuszczał go, jak to zwykle u nich bywało. Czasem tak trzeba, żeby nie było zbyt nudno i oczywiście.

Mason Clark
towarzyska meduza
-
24 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
"Ona nie wie, że ma do czynienia z bestią
I jeśli będzie miała dalej, diabeł to jej dziecko
Kto zapłaci jak za studia, jak za ciuchy
Wiesz o co chodzi, dwa tysiące za buty
Chodzę tak jakbym miał skrzydła na sobie
Rozumiem wasz ból, bo też byłem na dole
I to co zrozumiałem, trzeba pracować ciągle
Bo sukces w żaden sposób nigdy nie istniał w szkole"
Przyszedł na miejsce z popcornem. Dużą taszą popcornu. Raczej z wyglądu przypominał rasowego ćpuna. Siadł na ławce i udawał, że na nikogo nie czeka, tylko marnuje czas jak jakiś łachmyta i w przerwie nic nie robienia przyglądał się biegaczom.

Czekał od siedemnastej. Czasem jakimś zabłąkanym ptakom rzucił kulkę popcornu. Palił papierosa za papierosem z przerwą na przegryzanie uprażonych ziaren. Na sobie miał znoszoną bluzę z kapturem, który zaciągnięty na głowie ukrywał czapkę z daszkiem, pod którą Emmanuel schował włosy. Jakieś ściorgane jeansy. Nie pachniał jakoś szczególnie ładnie ani zbyt zniechęcająco. Raczej nie chciał wyglądać jak ktoś, kogo chciało się zapamiętać.

Wiedział, że zabójczyni go odnajdzie. Wymienili się. Rysopis za adres. Nie miało być wątpliwości.

Czekał, bo doskonale znał siebie. Mógłby przesadzić z tą walką o Antonię. Mógłby ją za mocno wystraszyć albo mogłaby go doprowadzić do ostateczności. Zmusić, do odebrania jej życia. Mogła też zwalić mu na kark psy, a tego nie potrzebował. Potrzebował za to mieć alibi i czyste rączki. I poczuć smak jej strachu, który ją otulał. Potrzebował, żeby (nie interesowało go czy z nagłego zakochania czy lęku przed tym, co może spotkać ją albo jej najbliższych) do niego wróciła. Żeby z nim była. Naprawdę nie chciał się jej pozbywać. Kosztowała go wiele zachodu i jak widać było na załączonym obrazku – miała kosztować go znacznie więcej.

Sameen Galanis
I nawet kiedy Ciebie nie chcę
I nawet kiedy już nie mogę
Obrazek
To zawsze idę w Twoją stronę
Uzależniłem się, to chore
Wiem to chore
powitalny kokos
Costa
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
28.

Sameen była wściekła. Nie rozdawała swojego numeru nikomu. A już na pewno nie ludziom, którzy mogliby z niego skorzystać w sprawach zawodowych. Nie chciała zostać namierzona w żaden sposób, a teraz, przez nieostrożność Emmanuela groziło jej niebezpieczeństwo. Jemu też. Problem jednak leżał tylko po jego stronie, bo Sam ze wszystkim sobie poradzi. Costa? Niekoniecznie.
Ubrała się w strój do biegania. Połączy pożyteczne z koniecznym. Biegała już czterdzieści minut, kiedy uznała, że nadszedł czas, żeby udać się do umówionego miejsca. Złość jej już trochę przeszła. Wybranie się na przebieżkę było dobrą decyzją. Gdyby tego nie zrobiła to z pewnością rozszarpałaby Emmanuela, a przynajmniej by mu przypierdoliła.
Dostrzegła go od razu. Dlatego, że popcorn nieco rzucał się w oczy i wyglądał dosyć nienaturalnie oraz dlatego, że w parku nie było zbyt wielu ludzi.
-Co ty odpierdalasz? – Zapytała zatrzymując się przy nim i udając, że próbuje złapać oddech. –Mama próbuje się do ciebie dodzwonić od rana. Ojciec cię szuka. – Odegrała krótką scenkę, która była absolutnie niepotrzebna, ale w razie gdyby ktoś się gapił to musiała mieć powód, dla którego biegaczka zatrzymuje się, żeby rozmawiać z jakimś obdarciuchem. Chwyciła go za łokieć i zaczęła prowadzić alejką w stronę jakiegoś budynku, który wyglądał na opuszczony. –Wracamy do domu. – Oznajmiła idąc u jego boku.
Popchnęła go lekko w stronę opuszczonego budynku. Weszła pierwsza i upewniła się, że w środku rzeczywiście nikogo nie ma. Obróciła się w stronę Emmanuela, zacisnęła dłoń w pięść i z całej siły przywaliła mu w brzuch. –Nigdy więcej nie pisz mi tak bezpośrednich wiadomości! – Wycelowała w niego palec grożąc mu. Czasami brakowało jej pracy dla organizacji gdzie otrzymywała kontakt nie musząc się spotykać ze zleceniodawcą.
-Mów czego potrzebujesz. – Powiedziała już spokojniej, bo jak już mu przywaliła to miała nadzieję, że dostał nauczkę.

Emmanuel Costa
24 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
"Ona nie wie, że ma do czynienia z bestią
I jeśli będzie miała dalej, diabeł to jej dziecko
Kto zapłaci jak za studia, jak za ciuchy
Wiesz o co chodzi, dwa tysiące za buty
Chodzę tak jakbym miał skrzydła na sobie
Rozumiem wasz ból, bo też byłem na dole
I to co zrozumiałem, trzeba pracować ciągle
Bo sukces w żaden sposób nigdy nie istniał w szkole"
Co poradzić na to, że Emmanuel był taki jaki był i pewne rzeczy potrafił wyciągać z podziemi? Powinna już go poznać na tyle, by to wiedzieć. Chociaż fakt – ciężko takie rzeczy wiedzieć o kimś, kogo się wcześniej nie spotkało face to face. Zwykle ludzie jego pokroju załatwiali takie sprawy samodzielnie i w afekcie. Emmanuel był nieco bardziej metodyczny. Czerpał przyjemność z powolnego odrywania tego plastra zdrady i nieporozumień, prowadzących do rozczarowania.
Spojrzał na nią unosząc nieco głowę. Tak, to zdecydowanie musiała być jego płatna zabójczyni. Ta nie tania. Teraz już wiedział za co tyle płacił. Była naprawdę dobra. Spodobała mu się z tą całą szopką o mamusi. Wszystko zaczynało mu się ładnie składać. Od historii o mamusi, poprzez narkotyczne przygody, aż na planowany odwyk.
- Najważniejsze, że ty mnie znalazłaś. – odpowiedział jak na lekkomyślnego młodzieńca przystało, niedbale i niespiesznie. Z resztą cała ta szopka trwała dość krótko i chwilę po kazaniu, już dał się prowadzić w obranym przez kobietę kierunku. Skoro lubiła się tak bawić nie miał serca zabierać jej takiej przystawki.

Nie miał najmniejszej szansy na sparowanie ciosu. Zagiął się, ale szybko powrócił do pionu.
- Wyluzuj, kobieto. – dla niego to była część zabawy. Przyzwyczajony był do rozgrywania kilku partii w jednym czasie. Pisanie takich bredni przez SMSy mógł zwalić na karb nowej „choroby”, nad którą można by się pochylić. Zadziwiające było to, że Emmanuel lubił spędzać czas z psychoanalitykami i psychiatrami. Właśnie do niego dotarło.

Obrał sobie nowy cel, żeby w razie czego – z jego pomocą wyłgać się jakoś i wymknąć przed lepkimi mackami wymiaru niesprawiedliwości.
- Niedługo idę na odwyk, więc w razie czego da się to zrzucić na pisaninę na haju, albo głodzie. – otrzepał kurz z ramion. Był naprawdę luzacko nastawiony. W końcu – płacił jej, żeby to jakoś ogarnęła. Sięgnął do kieszeni po plik, przeznaczony na zaliczkę i podał go zabójczyni.
- To co mam napisać następnym razem? – od razu zakładał, że będzie następny raz. Między czasie wyjął spod bluzy teczkę, w której były zdjęcia Antonii, trochę dokumentów zawierających podstawowe informacje jak kończone szkoły, dane bliskich znajomych i współpracowników, adresy, telefony, konta na fejsie, spis lokalizacji i logowań jej telefonu z ostatnich trzech miesięcy i jeszcze kilka ciekawych kąsków.
- Trup się koło mnie ściele i nie chcę kolejnego w tej chwili. – zapomniał wspomnieć, o tym celebrycie gadającym z duchami. Zapomniał wspomnieć, że to dlatego między innymi zrezygnował z zabijania.- Chcę, żeby, skoro teraz czuje się osaczona i mnie odrzuca – żeby czuła się osaczona naprawdę. Nie mogę tego zrobić sam, bo jeszcze gotowa mnie nadać psom i muszę być czysty. A ona ma się bać własnego cienia, aż nie zrozumie, że tylko będąc ze mną zyska spokój, miłość i opiekę. – uśmiechnął się jakby nie zdawał sobie wcale sprawy z tego, że to czego pragnął było złe i krzywdzące. - Chcę, żeby zaczęła kwestionować swoje poczucie posiadania zdrowego rozsądku i jasności myśli. Zrobiłby to sam, ale wątpinienie we własne zmysły wymaga udziału innych osób. -Potrafisz zrobić coś takiego?

Sameen Galanis
I nawet kiedy Ciebie nie chcę
I nawet kiedy już nie mogę
Obrazek
To zawsze idę w Twoją stronę
Uzależniłem się, to chore
Wiem to chore
powitalny kokos
Costa
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
--Wyluzuj kobieto? – Powtórzyła za nim rozbawiona i nawet się zaśmiała. –Uważaj, bo to mogą być twoje ostatnie słowa. – Zagroziła mu. Nie po to latami budowała reputację i żyła w cieniu, żeby jakiś nierozgarnięty młokos wszystko jej rozjebał. Nie miałaby problemu z zamordowaniem Emmanuela. Nawet teraz. Nie potrzebowała do tego broni czy planu. Była zabójcza będąc bezbronną i nieważne czy działała z premedytacją czy w afekcie. A patrząc na Coste, widziała, że byłoby to dosyć łatwe morderstwo. Zapewne dużo by krzyczał, więc musiałaby to zrobić szybko.
-Tym razem ci odpuszczę. – Mruknęła i zdjęła z głowy kaptur swojej bluzy do biegania. –Po prostu napisz mi, że musisz się ze mną zobaczyć. Wtedy ja do ciebie przyjdę, tak szybko jak będzie to możliwe, albo po prostu wyślę ci miejsce i czas. – Wzruszyła ramionami. Skoro miał iść na odwyk, to ona mogła udawać jego dilerkę. Z tego łatwiej byłoby jej się wyłgać. Chociaż w tym przypadku, najlepszym rozwiązaniem byłaby zmiana numeru i nie podawanie go nikomu. Niestety nie zakładała, że Emmanuel w tak oczywisty sposób będzie się z nią kontaktował.
Wzięła od niego teczkę i zaczęła ją pobieżnie przeglądać. Dostarczył jej całkiem sporo informacji. Wystarczające jeśli chodziło tylko i wyłącznie o zastraszanie. Gdyby Sam miała ją zamordować potrzebowałaby więcej, to jednak była w stanie załatwić sobie sama. Oczywiście i tak zrobi sobie własny research odnośnie Antonii. Musiała się upewnić, że informacje od mężczyzny pokryją się z tymi, które sama znajdzie. –Jest sporo starsza od ciebie. – Zauważyła i obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Wróciła na chwilę do teczki i przeglądała ją jeszcze przez chwilę. Nie odpowiadała mu skupiając się na studiowaniu treści. –Nie lubię zastraszać niewinnych osób. Zwłaszcza kobiet. – Powiedziała zamykając teczkę i rozpinając bluzę, żeby tam ją schować. Kobiety i tak miały przejebane, nie potrzebowały być dodatkowo zastraszane. –Jednak praca to praca. – Wzruszyła ramionami. –Oczywiście, że potrafię. – Prychnęła rozbawiona sugestią, że mogło być coś czego Sameen nie byłaby w stanie wykonać. –Czy masz na myśli coś konkretnego co powinnam zrobić czy dajesz mi wolną rękę? – Spojrzała na niego lustrując go przy tym spojrzeniem.

Emmanuel Costa
bezdomna dziennikarka — THE CAIRNS POST
30 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka, samozwańcza pani detektyw, która za wściubianie nosa w nieswoje sprawy, aktualnie szuka nowej pracy.
Papieros smakuje jakby na języku nagle zmaterializowały się trociny. Nie da się ich pozbyć, nie da się ich przeżuć, mają gorzki, węglowy posmak. Tak jak smakuje wszystko co zawiera substancje smoliste na kacu. Z tą poprawką, że to nie ona go miała. Spała łącznie może kilka godzin, ale nie więcej niż cztery. Ciało wygina się rachitycznie, kiedy odchodzi na parę minut spokoju dla zjawy w salonie żeby zwiesić się w pół przez okno. Mogłaby wyjść na balkon, ale to by groziło obstrzałem promieni słońca, złowrogo wiszącego na niebie, jakby w każdej chwili było gotowe zaatakować gałki oczne. Jej głowa na ten czas zamienia się w stare pudło, takie znalezione na strychu, wypchane niechcianymi, zapomnianymi szpargałami. To patelnią, zbyt dużą żeby na palnik się zmieściła, a tam dalej zestaw do lepienia pierogów i stare przebrania na halloween, które trzymasz w nadziei, że ten wałek poniżej pępka się zdezintegruje, jak wystarczająco długo będziesz na niego patrzeć i wciśniesz się w końcu za ten miesiąc, rok, dwa lata, w kostium zakonnicy z liceum, tym razem w wydaniu prostytutki. Musiała wyjść.
Rozpięła luźniej cienką koszulę, przedzierając się przez dawno niekoszone, podwiędłe trawy. Krajobraz był jakiś ponury, ale miało to związek z pogodą, bo choć promienie słońca przebijały się przez gęste, szare chmury, w powietrzu panował zaduch. Pogrzebała w plecaku zarzuconym na jedno ramię i wyciągnęła z niego czapkę, którą naciągnęła sobie aż na uszy. Znacznie lepiej. Wybór pobliskiego parku nie był najlepszym pomysłem, ale od czego mieli starą, dobrą przyjaciółkę czystą? A no właśnie, ale jeszcze nie widziała przyjaciela w zasięgu wzroku. Nawet kiedy przymrużyła oczy i mocno się skupiła, nie pojawił się magicznie przed nią. No nic. Podeszła do murku i siadła na nim żeby kilka sekund później zeskoczyć. Niewygodnie. Postanowiła więc się o niego oprzeć, a przy okazji odpaliła papierosa, który był jej jedynym towarzyszem w tym momencie.
Zanim kolejny obłok pary zmieszanej z dymem zdążył wyjść z jej ust, na horyzoncie pojawiła się znajoma, potargana czupryna. Uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem i podniosła jedną rękę do góry żeby pomachać.
- Hej! - rzuciła na powitanie, kiedy znalazł się wystarczająco blisko. Do tego jeszcze obłok dymu, który rozbił się o jego twarz. Niezbyt przyjemne, ale Crea rzadko kiedy zastanawiała się nad takimi rzeczami. Żyła chwilą, a te mijały w zawrotnym tempie. Zbyt szybko, żeby móc rozpatrzeć wszystkie za i przeciw kierowania strumienia papierosowego dymu.
- Jak się trzymasz? - zapytała z troską, uważnie oglądając każdy centymetr jego twarzy. Jak matka, która sprawdza czy dziecku nic się nie stało po wywrotce. Wiedziała co go spotkało i to... Wprawiało ją w mieszane uczucia, ale przede wszystkim nie chciała żeby cierpiał. - Mam coś co poprawi Ci humor - uśmiechnęła się, wyciągając przed siebie plecak żeby mógł do niego zajrzeć i ocenić zawartość
ambitny krab
nick
ODPOWIEDZ