lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
30 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
This second chance I know won't last, but it's OK, got not regrets
- 5 -

Nie mogła więc zrozumieć, dlaczego po tak długiej przerwie postanowiła się z nim widzieć. Teraz tłumaczenie się alkoholem nie wchodziło w grę. Ale... Ach, tak! Miała do niego sprawę, a w zasadzie kilka.
Nie wypadało go prosić o przysługę, ale i tak poszła za ciosem, za chwilą, która kazała jej wykręcić znany na pamięć numer i zaproponować spotkanie. Niestosownym było zapraszać go do siebie, ani do parku, ani na kolację, która obiecywała za dużo. Wybór padł na restaurację. Nawet nie zorientowała się, że to ta sama, do której chadzali po długich spacerach, bo tylko tu serwowali kawę z piankami, która tak bardzo smakowała Sinead.
Niezręcznie byłoby ją zamawiać i pomimo kolczyków, które w roztargnieniu założyła, nie zamówiła tej kawy, wybierając zwykłą, czarną, która za każdym razem wykrzywiała jej twarz, ale o tym też nie pamiętała.
- Dziękuję, że przyszedłeś - rzuciła na powitanie, rzucając mu spłoszone spojrzenie, kiedy odnalazł ją w gąszczu stolików. Czuła się jakby znowu znalazła się na rozprawie sądowej, pod uważnym ostrzałem spojrzenia sędzi, który zrazu uznał, że jest winna. - Wiem, że pewnie masz mnóstwo innych, pilnych rzeczy, ale nie wiem do kogo mogłabym się z tym zwrócić. Właściwie... To z dwiema rzeczami, o ile oczywiście zechcesz pomóc mi choć z jedną z nich - nie było to zdziwieniem, że wreszcie zwróciła się do niego o pomoc. Miał doświadczenie w takich sprawach, a bądź co bądź Sin przepadła z dnia na dzień jak kamień. Nie wiedziała jednak, czy podejdzie do sprawy równie poważnie co ona. Nie widzieli się odkąd po raz pierwszy postanowiła "na poważnie" opuścić Lorne Bay, a potem mimo powrotu... Milczała, zupełnie odcinając się od tego co kiedykolwiek ich łączyło.
- Coś Ci zamówić? - zapytała, w palcach obracając kubek z ohydną kawą, żałując że jednak nie pokusiła się o tamtą, po którą zawsze tu przychodziła.
powitalny kokos
sin
szef kuchni — Frogs Restaurant
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
And if I'm dead to you, why are you at the wake?
Cursing my name, wishing I stayed
Look at how my tears ricochet
Gotowanie było nie tylko sposobem, w jaki Lyall zarabiał na chleb, comiesięczną subskrypcję netflixa i benzynę do ukochanego, ciemnozielonego Peugeota. Odkąd sięgał pamięcią, tworzenie kompozycji iw kuchennym zaciszu fascynowało go do tego stopnia, że matka z trudem była w stanie uwolnić się od obecności wścibskiego kilkulatka, gdy po ciężkim dniu pracy przygotowywała obiad dla niesfornej gromadki swych pociech. Z czasem, gdy młodziutki Buchanan nieco podrósł, sam niejednokrotnie umaczał domowników swoimi daniami, z których znaczna część była wciąż jadalna jedynie w niewielkim stopniu. Niezmiennie jednak nawet w zamierzchłych już czasach nie można było odmówić mu pasji. Malec potrafił odnaleźć głębię nawet w wyrabianiu ciasta, przygotowywaniu herbaty i gotowaniu rosołu. Tak, więc studia kulinarne były spełnieniem jego długo pielęgnowanych marzeń, o karierze szefa kuchni. Karierze, która chcąc nie chcąc znalazła swój finał w rodzinnej knajpie w malutkim miasteczku, co do którego uczucia Lyalla wciąż były mocno mieszane.
Tego dnia jednak nie miał czasu na zajmujące dywagacje, wspominanie przeszłości i wypominanie sobie licznych życiowych błędów. Odkąd rodzice zdecydowali się zaskoczyć go fenomenalnym pomysłem przyjęcia zamówień na świąteczne cateringu, brunet praktycznie nie wyściubiał nosa z restauracyjnej kuchni. Odradzał im ten pomysł wielokrotnie, ale równocześnie miał pełną świadomość tego, że nestorzy rodu byli nieugięci. Wciąż była to jakby nie patrzeć także ich restauracja i korzystali z tego przywileju władzy pełną parą. W normalnych poniedziałkowych okolicznościach brunet z pewnością chodziłby, więc cięty niczym osa. Krzątałby się po kuchni, wzdychając ciężko wraz z każdym kolejnym telefonicznym zamówieniem, skutecznie utrudniającym mu przygotowywanie dań aktualnych gości restauracji. Wszystko odbywałoby się w swym naturalnym już posępnym, grudniowym rytmie. Jednak nie tym razem. Tym razem pojawiła się ona. Przedziwna, intrygująca brunetka, która jak się okazało nie była sanepidowskim szpiegiem na usługach konkurencji.
-Jak zawsze zajęta.-podsumował z uśmiechem, gdy wyglądając zza kuchennych drzwi, dojrzał ją przy jednym ze stolików. Nie byłby sobą, gdyby ot tak po prostu wrócił do pracy i zajął się tym, czego od niego oczekiwano. To byłoby niezwykle rozsądne, ale i bezsprzecznie nudne. A na co komu nuda? Nie czekając długo, przemierzył odległość dzielącą go od niewielkiego stolika przy oknie, przy którym to skrzętnie notowała coś jego ulubiona klientka. -Kiedyś się dowiem, o czym tak piszesz.- powiedział rozbawiony, zwracając się do Paisley.
paisley steinbeck
ambitny krab
e.
pisarka na przerwie, urzędas — ratusz
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
stacjonuje w lorne 1,5 roku i zdążyła nabawić się wypalenia zawodowego, znalazła zdradzającego partnera i nawet nie lubi własnego domu
1

Nigdy nie przeszkadzała jej monotonia. Wręcz przeciwnie, odnajdywała w niej dziwny komfort, poczucie bezpieczeństwa i stały grunt. Spokojne życie dzień po dniu bez zawirowań i diametralnych zmian. Nie potrzebowała dodatkowych bodźców, by urozmaicić sobie byt, lubiła jak wszystko przychodziło samo i zastrzyki adrenaliny zdecydowanie nie były jej ulubionym uczuciem. Wierzyła, że każde zdarzenie miało swoją kolej, niezależnie czy celowo przyspieszała albo też opóźniała jego przyjście a przy tym zawsze uważała, że ma cholernie dobrą intuicję. Nie była pewna, czy po prostu to sobie wmówiła do tego stopnia, że rzeczywiście zaczęła w to wierzyć, czy może naprawdę tkwił w tym jakiś trudny do wyjaśnienia szczegół. Niemniej jednak ufała swoim przeczuciom, a one od ostatniego czasu podpowiadały jej, że wszystko jest nie tak. Nie tak jak chciała. Nie tak jak sobie zaplanowała. Nie tak jak trzeba. I rzecz jasna, nie była to hipoteza wzięta rodem z Neptuna a rzeczywiście świeżo złożona układanka zaczęła kolejno tracić elementy i wraz z nimi Paisley ponownie gubiła się we własnym życiu. Życiu, któremu ostatnimi czasy jedynej barwy dodawało odkrywanie coraz to nowszych zakamarków Lorne Bay i baczna obserwacja ich funkcjonowania. Szczególnie upodobała sobie jedno miejsce, gdzie z roli intruza awansowała do miana stałej klientki a jej częsta obecność nie była wyłącznie zasługą jedzenia, czy też klimatu miejscówki.
Także i w ten dzień, również nie mogła sobie odpuścić. W końcu, czy miała inne wyjście? Caden kolejny raz nie odbierał telefonu, grono znajomych nie było wachlarzem możliwości a powrót do pustego domu wydawał jej się zbyt przygnębiający. Może powinna zaadoptować zwierzaka, niżeli napastować pracowników Frogs (właściwie tego jednego) swoją obecnością? Na odwrót z pewnością było już za późno - rozłożyła wszystkie swoje toboły na stoliku i dała się pochłonąć pracy. Nie miała podzielnej uwagi i mimo wysokiej intuicji, słuch raczej zdawał się nawalać gdy wpadała w wir zajęć. Dlatego też podskoczyła na siedzeniu, słysząc znajomy głos, który wyrwał ją z zamyślenia. - Lyall! Przestraszyłeś mnie! - szepnęła dość piskliwie, po czym pokręciła głową. - Następnym razem musisz mnie jakoś uprzedzić, że idziesz - rzuciła z miną całkiem poważną, chociaż doskonale wiedziała, że było to nierealne. Głównie z tego powodu, że była osobą, która potrafiła przestraszyć się własnego cienia. Cóż, bywa i tak.
Odruchowo zasłoniła dłonią swoje notatki, jakby bała się, że Buchanan dość szybko uskuteczni swoją ‘obietnicę’. Co prawda, nigdy nie ukrywała swoich zapisków, nie wstydziła się też pokazywać wszystkie twory nawet na etapach ich dopracowywania, jednak te zapisy wolała zachować dla siebie. - Po moim trupie. Nawet jakbyś mi chciał zapłacić to nie mamy o czym dyskutować - zaśmiała się i chociaż jej reakcja mogła wskazywać żartobliwy charakter wypowiedzi, w głębi wiedziała, że wcale to nie był dowcip. - Przerwa w pracy czy jak zawsze uciekłeś z kuchni? - uniosła brew ku górze. Nie musiał jej odpowiadać, by znała odpowiedź. Ostatnimi czasy stała się skutecznym rozpraszaczem tutejszego szefa kuchni.

Lyall Buchanan
powitalny kokos
k.
szef kuchni — Frogs Restaurant
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
And if I'm dead to you, why are you at the wake?
Cursing my name, wishing I stayed
Look at how my tears ricochet
Poczucie monotonii w gruncie rzeczy zależy od punktu widzenia. Jedni łakną wrażeń, starając się za wszelką cenę o przypływ adrenaliny, który trochę namierzałby w ich życiu. Lyall jednak miał już nadto wrażenie i jako trzydziestolatek pragnął po prostu tego czego najbardziej brakowało mu w dzieciństwie. Zawsze szczerze zazdrościł przyjaciołom, którzy nie wyjeżdżali nigdy nawet z obrębu zamieszkiwanego przez siebie stanu. Podczas gdy oni z tęsknym spojrzeniem wsłuchiwali się w jego opowieści o ciągłych podróżach, on pragnął znać tylko swe cztery ściany i najbliższą okolicę. W natłoku tych wszystkich doświadczeń i poznanych miejsc wciąż nie czuł, że znalazł to miejsce. Swoje miejsce, o którym tak marzył. Chciał poczuć, że jest właśnie w tym miejscu, w którym powinien znaleźć się zawsze. Potrzebował, choć cienia pewności, że Lorne Bay to jego bezpieczna przystań, która zapewni mu ukojenie po latach dziecięcej tułaczki.
Może właśnie dlatego nie podchodził do ludzi z tak niepohamowaną ufnością? Owszem zazwyczaj był niczym promyk słońca, rozświetlający przestrzeń w pochmurny dzień. Jednak nigdy nie miał w zwyczaju dopuszczać do siebie kogoś na dobre. Chcąc nie chcąc weszło mu w krew oddalanie się od bliskich, zanim będzie musiał porzucić ich na dobre. Nie wierzył w znajomości na odległość, bowiem przed laty żadna z takich relacji nie przetrwała w jego wykonaniu choćby miesiąca. Jednak w tym wszystkim polubił Paisley. Przedziwną brunetkę, która przesiadywała w jego restauracji, zdecydowanie częściej niż powinna. Nie wiedział o niej zbyt wiele, część jej osoby wciąż owiana była nutą tajemnicy, która zdecydowanie mu odpowiadała. Na ten moment nie potrzebował więcej. Każda kolejna informacja mogłaby sprawić, że zapragnie czegoś więcej, a jak już wiadomo, nie miał głowy do zjednywania sobie ludzi. Ukradkowe spojrzenia rzucane, więc przez salę musiały mu wystarczyć.
-Walałbym, ucieszyłeś mnie.- stwierdził niby to rozczarowany, krzywiąc się przy tym nawet niczym rasowy aktor teatralny. -Następnym razem będę wołać.- dodał po chwili, dla odmiany unosząc kąciki ust ku górze. Nie mógł poradzić już nic na to, że jej reakcja rozbawiła go bez reszty. Przyglądał się z uśmiechem na ustach, desperackim poczynaniom brunetki, która w pierwszym odruchu zakrywała swoje skrzętnie sporządzane notatki. Może faktycznie z tym sanepidem było coś na rzeczy? -To pewnie jeden z horkruksów.- zauważył poważnie, jak na geeka przystało. Nie często potrafił zachować poważny ton, a kiedy jednak udawało mu się tego dokonać, najczęściej zgrywał się i żartował, nawiązując do przeróżnych tworów pop kultury. -Powiedzmy, że dodatkowa przerwa. Za dobre sprawowanie.- stwierdził niemalże przyłapany na gorącym uczynku. Przerwa ta miała trwać tak długo, jak długo nie znajdą się pierwsi chętni chcący przegonić brunetkę z widłami za to, że ich dania z niewiadomych względów nie chcą zawitać na ich stołach.
paisley steinbeck
ambitny krab
e.
pisarka na przerwie, urzędas — ratusz
27 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
stacjonuje w lorne 1,5 roku i zdążyła nabawić się wypalenia zawodowego, znalazła zdradzającego partnera i nawet nie lubi własnego domu
W przeciwieństwie do Lyalla, nigdy nie była skazana na tułaczkę po różnych zakątkach świata. Nie miała pojęcia z czym wiązało się notoryczne przemieszczanie z jednego domu do drugiego, powtarzanie tej samej historii kolejnym rówieśnikom poznanym w biegu, między jedną przeprowadzką a drugą. Spędzając praktycznie całe życie w Sydney była daleka od tego typu zmartwień. Mając wszystko pod nosem powinna to doceniać. Jednak, ku ich dziwnemu podobieństwu, nadal nigdzie nie czuła się jak w domu. Bez znaczenia gdzie znajdowała się rodzina, przyjaciele, partner lub chociażby praca - doskwierał jej brak poczucia przynależności. Jednakże mimo podjętego ryzyka ucieczki do Lorne, więcej nie walczyła zacięcie o swoje miejsce. Nawet jeśli jej życie zaczęło zataczać to samo błędne koło, pozwalała by bieg zdarzeń zachował swoją naturalną chronologię. Paisley nie lubiła drogi pod górkę, dlatego zamiast piąć do przodu wolała się zatrzymać, zaczekać i dopiero po znalezieniu drogi na skróty rozpocząć bieg. Miejmy nadzieję, że trzydziestka, jako kamień milowy życia, poza większym bólem pleców przyniesie jej także utraconą zaradność.
Nigdy nie podejrzewała, że będzie w stanie przemierzać te kilkadziesiąt kilometrów do sąsiedniego miasta tylko po to by móc przesiadywać w knajpie do jej zamknięcia. Lorne Bay też posiadało wiele lokali. Tak samo dobrych, zresztą. Jednak żaden nie miał tak wspaniałej obsługi, prawda? I ta atmosfera! Wcale nie męczyła się w rozgrzanym i dusznym autokarze wyłącznie dla możliwości nawet krótkiej rozmowy z Lyallem. W końcu nie mogła lubić go bardziej, niż pozwalał jej na to rozsądek i sytuacja. A z racji, że sytuacja obejmowała jej związek z Cadenem, wszystko sprowadzało się do tego, że Steinbeck traktowała ich znajomość jako miłą odskocznię. Rzecz jasna, nie w złym znaczeniu. Zdecydowanie lepiej czuła się przebywając we Frogs, niż siedząc w domu i oczekując na telefon.
- Oczywiście, że ucieszyłeś! - rzuciła natychmiastowo, może i odrobinę zbyt pospiesznie, jak na kogoś, kto po prostu raduje się na widok znajomej twarzy. - Ale także i wystraszyłeś - dodała w chwili opamiętania, po czym wycelowała w niego ostrzegawczo palcem. Krzyczenie nie było dobrą opcją, każde decybele wyższe niż przyjmowana norma były dla Paisley bodźcem, który powodował tak zwany odruch bezwarunkowy. Receptory nerwowe miała jak dziecko, podskakiwała na dźwięk nawet najmniejszego hałasu. Ale czy Buchanan musiał o tym wiedzieć?
- Skoro już odkryłeś moją tajemnicę, to wiesz co będę musiała z tobą zrobić. - powiedziała półszeptem, zerkając na niego znad notatek. Całe szczęście, miała tak paskudny charakter pisma, że nawet gdyby w ręce mężczyzny trafił jeden z papierków to musiałby pójść do najbliższej apteki, by pomogli mu rozszyfrować jej zapiski. - Myślisz, że Frogs byłoby dobrym miejscem na ukrycie horkruksa? - bo jakby miała takowy do schowania to wolałaby znać porządną skrytkę.
- Mhm poczekaj aż złożę zamowienie, wtedy będziesz musiał wrócić do pracy. - zaśmiała się, rozglądając się po lokalu przystrojonym tematycznymi dekoracjami. Z krótkich obserwacji wynikało, iż pracownicy mieli ręce pełne roboty, jednak Pais mogło się wydawać, że to wyłącznie pozory. - To w przedświątecznym szale istnieje coś takiego jak dodatkowa przerwa? - spytała, unosząc ku górze brew. Nie podejrzewała go o kłamstwo, najzwyczajniej w świecie zdawała sobie sprawę z realiów okresu, gdy ludziom odbiera rozum.

Lyall Buchanan
powitalny kokos
k.
szef kuchni — Frogs Restaurant
30 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
And if I'm dead to you, why are you at the wake?
Cursing my name, wishing I stayed
Look at how my tears ricochet
Dla niej stabilność mogłaby być, więc czymś normalnym i zupełnie typowym. Jednak dla Lyalla to właśnie tułaczka była integralną częścią życia. Owszem marzył o stabilizacji, o znalezieniu swojego miejsca na ziemi i osiedleniu się w nim na długie lata. Równocześnie jednak nie był pewien czy tak na dobrą sprawę byłby w stanie zapuścić korzenie. Przez wzgląd na swoje dzieciństwo przywykł do życia na walizkach, pokochał podróże i idące z nimi w parze zmiany otoczenia. Paskudna ciemnozielona kanapa i tak nie ma znaczenia, gdy spędzisz na niej raptem kilka tygodni, a znajomi, którzy ignorują twoje zaproszenia na piątkowe kręgle, tak czy inaczej, za parę miesięcy będą tylko wspomnieniem. Wszystko to w połączeniu z nieśmiałością Lyalla sprawiało, że nie był specem nawiązywaniu nowych znajomości. O czym zresztą mogła przekonać się przestraszona przez niego Paisley.
-To świetnie.- ucieszył się, również zbyt entuzjastycznie niż było to wskazane. Po tym momentalnie zalał się jasnym rumieńcem i wbił spojrzenie w blat stolika. -To znaczy, cieszę się, że się cieszysz nie z tego drugiego powodu.- dodał, w zasadzie pogrążając się jeszcze bardziej. Wizyty blondynki stały się tak rutynowe, że w zasadzie nie wyobrażał sobie tygodnia bez ich kolejnego spotkania. A to, że wpadła mu w oko, było już głównym tematem plotek i żarcików ze strony współpracowników Buchanana.
-Obawiam się, że jednak musisz mnie oszczędzić. Rodzinny biznes runie kiedy przejmie go moja siostra.- dodał równie ściszonym głosem. Mimo że kochał Dottie to szczerze wątpił by jej wegańskie kulinarne eksperymenty były w stanie postawić na nogi Frogs po jego ewentualnym odejściu. Inna sprawa, że w całej swojej niesamowicie ujmującej chaotyczności prędzej puściłaby kuchnię z dymem, niż ogarnęła cały natłok weekendowych zamówień z sobotnich godzin szczytu. Tak, więc niestety Paisley dla dobra ogółu musiała odroczyć chęć dokonania magicznej dekapitacji.
-Nie przepadamy tu za goszczeniem rodzin z dziećmi, więc myślę, że tak! Przegonię każdego bżdżąca z blizną na czole, zanim dorwie się do twoich zapisków.- zapewnił jak przystało na lojalnego śmierciożercę. Swoją drogą zabawną była jego niechęć do goszczenia w knajpce dzieci, biorąc pod uwagę to, że od dobrych kilku lat po świecie chodziło jego dziecko, o którym to nie miał zielonego pojęcia. Buchanan nie był jednak jednym z tych malkontentów, którzy nienawidzili dzieci i unikali ich za wszelką cenę. Lyall w zasadzie miał się za świetny materiał na przyszłego ojca. Z tym że w pracy cenił sobie porządek i estetykę, którą dzieci odbierały lokalowi, brudząc wszytko, co mogły, w przestrzeni kilkunastu metrów od swojego stolika.
-Jasne, w końcu przyszedłem tu właśnie przyjąć zamówienie.- przytaknął, nasz szef kuchni i kelner w jednym w zależności od okoliczności.-Dodatkowa przerwa jest wtedy, gdy ucieknę niepostrzeżenie z kuchni i nikt nie zauważy tego przez pierwsze piętnaście minut.- zaśmiał się, spoglądając z ukosa na drzwi do restauracyjnej kuchni. Owszem, wszyscy mieli ręce pełne roboty, ale Lyall nie byłby sobą, gdyby nie wyszedł jej na spotkanie. Zresztą był współwłaścicielem i synem założycieli tego przybytku. Sądził więc, że szanse na wyrzucenie go z pracy były zasadniczo nikłe. Rodzice wprawdzie od czasu do czasu droczyli się z nim, grożąc mu degradacją, ale wiedział doskonale, że lepszego kandydata na stanowisko szefa kuchni i tak nie byliby w stanie znaleźć.
paisley steinbeck
ambitny krab
e.
lorne bay — lorne bay
26 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
co w ręce mi wleci, to się rozleci
Siedząc w chłodnej wodzie w wannie, przygotowywała się całą siłą woli żeby postawić stopy na rozgrzanej posadzce. No dalej Jinx. Im szybciej wyjdziesz, tym szybciej będziesz to miała za sobą. A kto umarł ten nie żyje. Nigdy nie była zwolenniczką tego typu rzeczy, ale problemy, które namnożyły się w ciągu ostatnich miesięcy doprowadzały ją do bezsenności. Jak tak dalej pójdzie to osiwieje, a najlepsza na odstresowanie ponoć była marihuana. Dlatego coraz częściej łapała się na myślach, czy może by jednak nie znaleźć kogoś, kto dostarczyłby jej tę odrobinę przyjemności. Zawsze też było jeszcze biuro z konfiskatami. No dobra. Czas zastopować te myśli zanim zajdą za daleko. Opróżniając kieliszek z winem do dna, wreszcie udało jej się wygramolić z wanny.
Jakieś trzy przekleństwa, jedno suszenie włosów i dwie zmiany stroju później, była już w drodze na spotkanie z przyjaciółką. Jedną z niewielu przyjaznych dusz jakie w ostatnim czasie z ogromną chęcią widywała. Czuła, że w ciągu ostatnich tygodni wypadła z obiegu, a bardzo brakowało jej odrobiny szaleństwa jaka towarzyszyła zawsze jej, a zwłaszcza jej wyjściom. Przepastna torba grzechotała wesoło przy każdym kroku, przypominając o tym, że coraz bliżej było jej do chwili oderwania się od rzeczywistości. Wreszcie stanęła przed wejściem do znajomego baru i weszła do środka, rozglądając się za brunetką. Mimo późnej godziny, miejsce nie było mocno zatłoczone, co przyjęła z ulgą. Kiedy już wypije kilka głębszych, nie będzie jej to sprawiało żadnej różnicy.
- Ile ja Cię nie widziałam? Miesiąc? Chyba musimy opić każdy dzień rozłąki - stwierdziła podchodząc do stolika i stawiając przed nią dwie szklanki, wypełnione jakimiś fikuśnymi drinkami. Tak słowem wstępu. Rzadko posuwała się do tak radykalnych kroków jak picie chwilę po południu, ale potrzeba matką chwoli. Złożyła jej na policzku całusa i usiadła naprzeciwko, zerkając nerwowo na nieustannie palący się od powiadomień telefon. - Błagam, powiedz, że u Ciebie chociaż jest wszystko w porządku, a jeśli coś się dzieje to zamieniam się w słuch. Rzygam już swoim życiem, bo powoli zamienia się w jakiś kiepski dramat – jęknęła, kładąc jedną dłoń na stoliku, a drugą łapiąc za szklankę. No już, już. Jest po południu, więc wszelkie znaki na niebie przemawiają za tym, że mogą sobie trochę pofolgować. Przynajmniej tym razem.
ambitny krab
nick
ODPOWIEDZ