lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
27 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
egipska księżniczka w swojej aptece, nadal mieszka z mamą i boi się wyjść sięgnąć po swoje marzenia
002.

Dzisiejsze spotkanie było dla Menny stresujące z więcej niż jednego powodu; po pierwsze to brunetka nie przywykła do chodzenia na randki, właściwie dopiero od niedawna zaczęła spotykać się z innymi ludźmi poza apteką. Wcześniej jej życie ograniczało się w większości do pracy i pomocy mamie, czy to w domu czy w sklepie. Po drugie pierwszy raz dała się zaprosić na randkę przez kobietę - może to mały krok dla ludzkości, ale z pewnością ogromny krok dla Menny. Nie przywykła do ryzykowania, a tak mogłaby określić miano spotkania z Posy, która była niezwykle uroczą osobą, przynajmniej w oczach pani aptekarki. Szykowała się zdecydowanie dłużej niż zwykle - przebierała się milion razy i jak na złość makijaż w ogóle z nią nie współpracował, a przecież nie malowała się jakoś wybitnie mocno. Krótko mówiąc, złośliwość rzeczy martwych. Pewnie gdyby w ogóle nie przywiązywałaby do niego wagi to wyszedłby idealnie. Trudno było jej opisać to jak się czuła, ale z pewnością było to coś innego, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Zrobiła ten jeden krok dalej, zamiast ciągle stać w miejscu. No i nie przestawała się uśmiechać, co w sumie było dobrym znakiem, prawda? Przynajmniej nie siedziała jak truś z posępną miną, nie mogąc wydusić z siebie słowa.
Trzeba również przyznać, że Menna była pod wrażeniem samego miejsca. No bo trzeba być naprawdę nieczułą osobą, żeby się nie zachwycić takimi widokami. Wielobarwne skrzydła motyli mieniły się w oczach i były łatwo dostrzegalne na tle zieleni. - Ale śliczne - wyszeptała, przystając koło Posy. Nie chciała przestraszyć motyla, który teraz wygrzewał swoje skrzydła na jednym liściu. Gdyby mogła to nawet przestałaby oddychać.

Posy O'Brallaghan
powitalny kokos
nick
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.

Dla niej również był to krok naprzód, tylko trochę w innym sensie. Posy miała za sobą całą masę randek, włącznie z takimi, na które chadzała z kobietami. Już od dłuższego czasu była pewna tego, że jej upodobania nie ograniczały się wyłącznie do mężczyzn, dlatego zaproszenie gdzieś przedstawicielki płci pięknej nie stanowiło dla niej wyzwania, a przynajmniej tak sprawy miały się jeszcze przed kilkoma laty. No bo właśnie, warto wspomnieć o tym, że w ostatnim czasie O’Brallaghan również odcięta była od tego typu spotkań, ponieważ przez długie miesiące tkwiła w związku, który dopiero pewien czas temu się zakończył, w dodatku w dość tragiczny sposób. Gdyby cofnęła się w czasie o jakieś dwa lata, prawdopodobnie byłaby jeszcze dziewczyną, która przekonana była o tym, że miała przy sobie faceta, z którym spędzi resztę życia i… w pewnym sensie właśnie tak było. Jego życie całe spędzili ze sobą, ale kiedy zmarł, Posy została całkowicie sama. Choć nie kochała go już od dłuższego czasu, nie czuła się ani gotowa, ani też upoważniona do tego, aby zacząć chadzać na randki. To zmieniać zaczęło się dopiero teraz, a w końcu pod wpływem impulsu zdecydowała się zaprosić gdzieś Mennę. Nie planowała tego, ale brunetka wydawała jej się na tyle sympatyczna i urocza, iż postanowiła zaryzykować. Co ciekawe, udało jej się, choć początkowo wcale nie sądziła, że do tego dojdzie.
Tym sposobem znalazły się w sanktuarium motyli, które, trzeba przyznać, było dość klimatycznym miejscem na pierwszą randkę. O’Brallaghan nie spodziewała się jednak tego, że również na niej te owady wywrą aż tak duże wrażenie, ale kiedy już miały okazję je podziwiać, nie mogła nacieszyć nimi swoich oczu. - Popatrz na tamtego. Wygląda trochę jak pawi ogon - odszepnęła, kiedy Menna znalazła się obok niej. Aby ułatwić dziewczynie zlokalizowanie motyla, o którym mówiła, wskazała go nawet palcem, a chwilę później pisnęła pod nosem, bo jeden z nich przeleciał jej tuż nad głową. - O, o! Nie ruszaj się! - krzyknęła szeptem, ponieważ motyl zdecydował się wylądować na ramieniu Menny, dlatego Posy ostrożnie sięgnęła po telefon, chcąc uwiecznić ten obraz na zdjęciu, bowiem był on wyjątkowo urokliwy.

menna al khansa
sumienny żółwik
Magda
27 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
egipska księżniczka w swojej aptece, nadal mieszka z mamą i boi się wyjść sięgnąć po swoje marzenia
Może to dobrze, że dla każdej w pewnym sensie był to krok na przód. Menna od czasu rozstania z Thadeusem właściwie nigdy nie zaryzykowała w żadnej sferze swojego życia. Zupełnie jakby ten jeden akt tchórzostwa zdefiniował całe jej życie. Zamiast wyjechać na jedne z najlepszych uczelni na świecie - bo mimo skromności doskonale wiedziała, że miała ku temu predyspozycje - została w domu razem z matką i babcią, nie mając serca zostawiać ich samych. Wystarczyło, że ojciec rozpłynął się w powietrzu, a brat wyruszył w pogoń za nieznanym. A może to zwyczajny strach trzymał ją blisko domu? W każdym mogłaby teraz siedzieć w jakimś laboratorium i pracować nad kolejnym przełomowym lekiem, a zamiast tego całymi dniami stała za ladą w miejscowej aptece, gdzie jej główną rozrywką było mieszanie przeróżnych maści i pogawędki ze starszymi paniami, które siłą rzeczy najczęściej ją odwiedzały. Również w sferze prywatnej niewiele się zmieniło - nadal mieszkała z matką i jakoś nie złożyło się tak, aby miała wejść w jakiś poważniejszy związek. Chyba ostatnie spotkania z Woodsworthem uświadomiły jej, jak bardzo z tyłu została. Otworzenie się na tę sferę siebie powinno jej dobrze zrobić. Od jakiegoś czasu podejrzewała, że jej zainteresowanie nie ogranicza się tylko do płci brzydszej, ale nigdy nie miała okazji tego sprawdzić. Zaryzykowała. I jak na razie nie żałowała, bo z Posy czuła się naprawdę swobodnie. Nie zastanawiała się, nie planowała i nie poddawała wszystkiego dokładnej analizie - po prostu się zgodziła. I teraz z uśmiechem przyglądała się malowniczym skrzydłom motyli, znajdujących się w sanktuarium. Nie miała pojęcia, czego mogłaby spodziewać się po sanktuarium motyli, ale raczej nie spodziewała się tego, co ujrzała. Zaciekawiona powiodła wzrokiem za palcem Posy i faktycznie odnalazła owada, o którym wspominała. - Niesamowite, wygląda jakby ktoś namalował te wzory pędzlem - barwne kompozycje ma skrzydłach motyli zawsze kojarzyły się jej z abstrakcyjnymi obrazami, które przyozdabiały ściany galerii sztuki. Zastygła w bezruchu, kiedy tylko usłyszała ten specyficzny rodzaj szeptu, który był jednocześnie krzykiem. Kątem oka zerknęła jedynie na swoje ramię i chociaż nie była w stanie dostrzec motyla, to kolorowa mozaika zamajaczyła gdzieś z boku. Mimowolnie jej uśmiech się powiększył i gdy miała pewność, że Posy udało uwiecznić się ten moment na zdjęciu ostrożnie podsunęła palec wskazujący w stronę motyla. Ten jakby leniwie i od niechcenia, posłusznie przeniósł się z ramienia. - Podaj rękę - niemalże bezgłośnie wyszeptała, wyciągając drugą dłoń w jej stronę. A motyl jakby nic sobie z tego nie robił, leniwie rozkładał i składał skrzydła. Delikatnie przekazała go na dłoń Posy.

Posy O'Brallaghan
powitalny kokos
nick
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Obrazek
Czy takie po prostu nie było życie? Rzucało pod nogi kłody, które tak naprawdę miały pchać człowieka naprzód, pomagać w jego rozwoju, choć pozornie wydawały się być przeszkodami. Wszystko leżało jednak w rękach danej osoby, zależało od jej reakcji i tego, czy to własne szczęście postawi na piedestale, czy może raczej zdecyduje się wypchnąć tam innych. Menna najwyraźniej wybrała tę drugą ścieżkę, w czym znów nie była osamotniona. Posy bowiem postąpiła dokładnie tak samo, dlatego od kilku lat jej życie nie miało predyspozycji do rozwoju. A może inaczej, te predyspozycje kryły się gdzieś, ale ona nie miała odwagi po nie sięgnąć. Nie żałowała jednak tego, co przed dwoma laty zrobiła. Nie umiała spojrzeć na pozostanie przy swoim partnerze jak na coś niewłaściwego, bo nawet jeżeli uczucia do niego wyparowały gdzieś, z dnia na dzień nie stał się osobą, na której nie zależało jej w ogóle. Spotykali się długo, znali jeszcze dłużej i chociaż bolał ją fakt, że w pewnym momencie zaczęli się unieszczęśliwiać, bardziej bolało ją to, że spadł na niego wyrok śmierci, któremu żadne z nich nie było w stanie zaradzić. Posy mogła więc jedynie trwać przy nim i starać się o poprawę komfortu ostatnich miesięcy jego życia, a jednak teraz, kiedy jego nie było już na tym świecie, cały czas miała wrażenie, że nie zrobiła wystarczająco dużo.
Miała rację, to, co udało im się tutaj zobaczyć, rzeczywiście było niesamowite. Posy nie raz miała już styczność z motylem, ale to nijak miało się do dzisiejszych doświadczeń. Nie dość, że była ich tu cała masa, to jeszcze większość wprost olśniewała swoją prezencją. - Prawda? Poza tym, nie wiedziałam, że motyle mogą być tak duże - przyznała, przyglądając się owadom, które na liściach trzepotały swoimi skrzydłami. To musiały być jakieś dzikie gatunki, zdecydowanie nietutejsze, ponieważ przez całe swoje życie O'Brallaghan nie trafiła na nic tak ogromnego. Nie interesowała się tym też nigdy, dlatego dziś była pod sporym wrażeniem. A kiedy jeden z owadów wylądował na ramieniu Menny, to wyjście jakoś dodatkowo zaplusowało. Posy zrobiła jej zdjęcie, nawet kilka, a kiedy usłyszała jej prośbę, spojrzała na brunetkę lekko zaskoczona. Właśnie chowała swój telefon, ale kiedy już się z tym uporała, wsunęła go do tylnej kieszeni swoich spodni. Później już posłusznie podała brunetce dłoń, uważnie obserwując to, jak próbowała zmusić motyla do przejścia na dłoń O'Brallaghan. Udało jej się to zadziwiająco szybko, co po raz kolejny wywołało na twarzy brunetki zdumienie. - Łaskocze - szepnęła, chwilę później walcząc już z uśmiechem, który sam pchał jej się na usta właśnie przez to śmieszne uczucie, które pociągały za sobą łapki motyla dreptające po jej dłoni. Zaraz po tym złapała się na myśli, że naprawdę dobrze się tu dzisiaj bawiła, a zaproszenie Menny na to wyjście, choć niespodziewane, okazało się strzałem w dziesiątkę.

menna al khansa
sumienny żółwik
Magda
27 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
egipska księżniczka w swojej aptece, nadal mieszka z mamą i boi się wyjść sięgnąć po swoje marzenia
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że tak było po prostu łatwiej. Po co zmierzyć się z przysłowiową kłodą, kiedy można było ją zgrabnie ominąć, prawda? Jednakże, jak się okazywało na dłuższą metę przypominało to morderczy maraton, z tą różnicą, że nie można było ruszyć się z miejsca. Pozostawało jedynie biec w miejscu i przyglądać się mijającym nas twarzom. Do tej pory zamykała z uporem oczy na pojawiające się okazje, podsuwane jej nieśmiało przez los. Wystarczyło się jedynie troszeczkę wychylić, aby po nie sięgnąć. Ona stała uparcie ze skrzyżowanymi rękoma i czekała na cud, jakby ten miał wjechać do jej apteki w lśniącej zbroi i na białym koniu. Tylko, że chyba powoli zdawała sobie sprawę, że nie mogła zrzucać odpowiedzialności za swoje życie na barki innych osób, a to próbowała robić przez ostatnie lata. Nie wyjechała, bo matka, bo babka, bo brat. Z tym, że nikt jej o takie poświęcenie nie prosił. Słowem się nawet nie zająknął odnośnie tych decyzji.
Jednakże to, co dotknęło Mennę, z pewnością nie było w połowie tak przykre, jak to, co przydarzyło się w życiu Posy. Śmierć bolała, poruszała strunę w ludzkim sercu - niezależnie od tego, jak bliska była osoba, która odeszła. Nawet jeżeli uczucia Posy do narzeczonego wygasły, to żal, ból i żałoba nie zostały przez to wymazane. Relacje ludzkie były skomplikowane, potrafiły skręcić się na milion różnych sposobów. Chyba najważniejsze, aby się w tym wszystkim nie zatracić. W poczuciu winy, które zawsze pojawiało się, gdy ktoś bliski odchodził, w różnym tego słowa znaczeniu.
Może to i dobrze, że wybrały się w miejsce tak urokliwie, gdzie nawet nie wypadało zawracać sobie głowy problemami dnia codziennego. Prawda, okazy fruwające po sanktuarium nijak miały się do tych, które widziała na co dzień, chociażby w przydomowym ogrodzie. - No, nie spodziewałam się, ale są naprawdę cudowne. Jak w bajkach Disneya - spokojnie mogła wyobrazić sobie w takiej scenerii jakąś najbardziej romantyczną scenę z bajki o księżniczkach. Tak to jest, najpierw dzieciaki się naoglądają takich głupot, a potem przychodzi jedynie rozczarowanie. Przynajmniej Menna nie miała okazji przeżyć tej bajkowej miłości, tak przynajmniej jej się wydawało, bo nawet jej pierwszy i ostatni związek był raczej usłany cierniami niżeli różami. Motyle faktycznie oswoiły się z obecnością człowieka bo bez problemu przechodził z ręki do ręki i teraz wygrzewał się na dłoni Posy. - Śmieszne uczucie, prawda? - musiała to przyznać, bo o ile nie czuła tego, kiedy motylek siedział na jej ramieniu, o tyle łaskotanie towarzyszyło jej, gdy ten przeskoczył na jej palec. - Podobne chyba kiedyś widziałam w Egipcie, próbowałam takiego złapać z bratem, ale chyba ostatecznie nam się nie udało - całkiem spontanicznie podzieliła się wspomnieniem z jedynej swojej dalekiej podróży poza Australię, kiedy z jakiegoś powodu wizytowali u rodziny. Nie do końca pamiętała powód, była zdecydowanie za mała.

Posy O'Brallaghan
powitalny kokos
nick
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Ano właśnie, brak miłości wcale nie oznaczał, że nie było między ich dwójką innych, równie prawdziwych uczuć. Posy nigdy nie wyznała mu tego, że kiedy sprawy między nimi zaczęły się komplikować, ona znalazła swoje szczęście gdzieś indziej. Nigdy też nie dała mu upustu, bo nie była tą, która zdradza. Chciała zamknąć najpierw swoje sprawy, a dopiero zaangażować się w coś nowego i właśnie do tego zmierzała, zanim dowiedziała się o chorobie swojego partnera. Ona zmieniła wszystko i odebrała O’Brallaghan odwagę, o którą tak zażarcie walczyła przez bardzo długi czas. Sprawiła, że Posy nagle przestała walczyć o własne szczęście, a postanowiła zatroszczyć się o osobę, która wcale nie stała jej się daleka. Bo przecież to nie tak, że uczucia pomiędzy nią a jej partnerem pojawiły się nagle i samotnie. Nie, razem z nimi kiełkowała całkiem trwała przyjaźń, przez co ten nigdy nie stał się dla niej mniej ważny. Ona nadal chciała się o niego zatroszczyć, chciała pomóc mu poradzić sobie z trudnymi chwilami i, choć nie było to dla niej proste, wydawało jej się, że chociaż połowicznie poradziła sobie z tym zadaniem, choć z drugiej strony jakaś jej część nadal sugerowała jej, że zawiodła. I chyba właśnie dlatego wzbraniała się przed zaangażowaniem się w coś nowego. Przez cały ten czas wydawało jej się, że już raz skopała sprawę, dlatego nie myślała, że zasługiwała na kolejną szansę.
Uśmiechnęła się wesoło, bo z niejasnych powodów właśnie takiego komentarza się po niej spodziewała. Nie znała Menny zbyt dobrze, tak w zasadzie wiedziała od niej naprawdę niewiele, ale sympatia względem produkcji Disneya jakoś wpasowywała się w wyobrażenia, które miała o niej O’Brallaghan i właśnie dlatego wywołało to na jej twarzy uśmiech. - Może też powinnaś któregoś pocałować i sprawdzić czy zamieni się w księcia? Czy to działa wyłącznie z żabami? I Shrekiem? - zapytała, a na jej twarzy wymalowało się rozbawienie. No, biorąc pod uwagę to, że sama wyciągnęła ją na randkę, raczej nie chciała, żeby Menna całowała dziś kogokolwiek innego, a już na pewno nie w celu sprawdzenia czy zdoła się zamienić w potencjalny obiekt jej westchnień, dlatego bynajmniej nie powinna brać słów Posy na poważnie. Co się zaś tyczy samych motyli, kiedy brunetka zadała jej pytanie, O’Brallaghan lekko pokiwała głową. - Dużo podróżujesz? - zapytała, korzystając z tego, że Menna sama postanowiła podzielić się z nią jakąś informacją na swój temat. Była jej ciekawa, a to oznaczało, że chciała usłyszeć coś więcej. Chciała ją poznać, właśnie dlatego postanowiła ją tu wyciągnąć. Brunetka w jakiś sposób ją zaintrygowała, przez co teraz Posy chciała, aby odkrywała przed nią kolejne tajemnice.

menna al khansa
sumienny żółwik
Magda
27 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
egipska księżniczka w swojej aptece, nadal mieszka z mamą i boi się wyjść sięgnąć po swoje marzenia
W takich sytuacjach chyba nie ma jedynego dobrego wyjścia. Nie ma decyzji, bez bolesnych konsekwencji. W tym konkretnym scenariuszu Posy zachowała się szlachetnie. Odłożyła gdzieś na bok własne szczęście, być może dlatego, że miała na nie jeszcze czas? W przeciwieństwie do partnera, który uważnie odliczał każde ziarenko w klepsydrze. Menna mogłaby ją jedynie za to podziwiać. W świecie tak samolubnym trudno było znaleźć osobę, o tak altruistycznym sercu. Nawet jeżeli ta decyzja dyktowana była strachem to mniej lub bardziej świadomie wpakowała się w sytuację, w której niewiele osób miało odwagę się znaleźć - towarzyszyła bliskiej sobie osobie w ostatniej prostej.
Z odejściem drugiej osoby nigdy nie jest łatwo sobie poradzić i chociaż rozum podpowiada, że to nie twoja wina, czasem trudno mu uwierzyć. Menna jedynie raz poświęciła swoje całkiem niewinne serce drugiej osobie, otworzyła się na jego rodzinę, a w zamian otrzymała niezrozumienie i irracjonalną nienawiść. Chyba za bardzo chciała, aby życie stało się prawdziwą bajką Disneya, gdzie ludzie pochodzący z dwóch różnych światów mogą znaleźć szczęście i zostać zaakceptowanymi. Cóż, wyszło inaczej, a Menna od jakiegoś czasu w końcu chciała puścić się tak kurczowo trzymanej przez siebie przeszłości. Chociaż coś z tamtej dziewczyny zostało w niej do dzisiaj - chociażby ten sentyment do disneyowskich produkcji. Może to przez te duże oczy, które teraz się wpatrywały w wielobarwne skrzydła motyla? Podobno miały coś wspólnego z oczami księżniczek występujących w animacjach.
W sumie było to poniekąd ekscytujące - obydwie wiedziały o sobie tak niewiele. Żadna nie miała oceniać drugiej przez pryzmat tego, co niosła przeszłość. Nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem wywołanego słowami Posy, co pewnie spłoszyło potencjalnego księcia z bajki. - Cóż, teraz już się pewnie nie dowiemy. Chociaż jestem niemalże pewna, że to jedynie żaby. Ewentualnie ropuchy. No i Shrek. Załóżmy, że tyczy się to wszystkiego co żywe i zielone - bo jakby się uprzeć to ten aligator z Księżniczki i Żaby też miał potencjał na zmienienie się w księcia, gdyby tylko znalazła się jakaś panna gotowa ofiarować mu swojego całusa. - Och nie, rzadko kiedy opuszczam nawet Lorne Bay. Moja mama pochodzi z Egiptu i odwiedzaliśmy rodzinę. Nie pamiętam co prawda z jakiej okazji, ale to jedyna tak daleka podróż, którą mogę się pochwalić - to nie tak, że Menna nie była ciekawa świata. Tylko, że zawsze to jej brat uciekał w nieznane - podróżował, wysyłał jej pocztówki, które przyczepiała na ścianie. Chciałaby zobaczyć te wszystkie widoki na własne oczy, ale jakoś nigdy nie miała odwagi. Rozsądek zawsze podpowiadał, że to nie teraz, że nie powinna tak lekkomyślnie wydawać pieniędzy. - Mój brat dużo podróżuje i zawsze wysyła mi pocztówki. W pewnym momencie nie miałam już gdzie ich wieszać, dlatego zrobiłam na ścianie mapę świata i przyczepiam je w odpowiednich miejscach. Z pewnością są to miejsca, które kiedyś chciałabym zobaczyć na własne oczy - trochę się rozmarzyła, ale jak tu się nie rozmarzyć w miejscu z taki bajkowym klimatem. - Gdybyś mogła wybrać dowolne miejsce na świecie, w którym mogłabyś się teraz znaleźć, gdzie by to było? - zagadnęła.

Posy O'Brallaghan
powitalny kokos
nick
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
W życiu chyba nic nie może być wystarczająco proste. Los cały czas próbuje rzucać nam pod nogi kłody, ale najgorsze jest właśnie to poczucie niesprawiedliwości, z którym trzeba się zmagać wtedy, kiedy nieszczęście dotknie osoby, która bynajmniej na to nie zasługuje. Właśnie tak Posy czuła się z chorobą swojego partnera, a także z jego późniejszą śmiercią, ponieważ żadna z tych rzeczy nie powinna mieć miejsca. Był zbyt dobry na to, aby cierpieć w ten sposób, dlatego niejednokrotnie złapała się na myśli o tym, że to ona powinna znaleźć się na jego miejscu. To ona była gorszym człowiekiem, więc to ona zasługiwała na podobną karę. Dopiero po pewnym czasie zrozumiała, że może właśnie tą karą miała być świadomość tego, że przez pewien czas działała za plecami osoby, która kochała ją, a jednocześnie jej dni były policzone? Bo to doskwierało jej przez długi czas, dlatego też przekonana była o tym, że nikogo nie powinna wciągać już do swojego życia. Nie zasługiwała na cudze zainteresowanie.
Teraz jednak właśnie o nie zabiegała. Po raz pierwszy od dłuższego czasu dała sobie szansę i wyszła gdzieś z osobą, która ją intrygowała. Co ciekawe, bawiła się dziś z Menną naprawdę dobrze, choć ich wspólne wyjście zaczęło się dopiero niedawno. Miała jednak poczucie tego, że dogadywały się ze sobą – znalazły wspólny język, a miejsce, które wybrały na swoje spotkanie, zdawało się idealnie współgrać z tym wszystkim. - Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że po okolicy błąka się cała masa aligatorów? Chyba lepiej będzie nie sprawdzać twojej hipotezy tutaj - zauważyła ze śmiechem. Nie była co prawda na tyle szalona, aby próbować całować jakiekolwiek zielone stworzenie począwszy od żaby, ale należało zauważyć, że z aligatorem mogłoby się to okazać szczególnie kłopotliwe. Podjęcie się takiej próby mogło bowiem poskutkować utratą połowy szczęki. Co się zaś tyczy podjętego przez nie później tematu, Posy słuchała jej ze szczerym zainteresowaniem. Jak wspomniałam, była szczerze zaintrygowana brunetką, chciała lepiej ją poznać, a co za tym idzie, pragnęła słuchać tego rodzaju historii. - To musi wyglądać niesamowicie - przyznała. I nie, wcale nie wyolbrzymiała. Potrafiła zobaczyć to oczyma wyobraźni i coś podobnego naprawdę jej się podobało. Może powinna pomyśleć o udekorowaniu w ten sposób własnego mieszkania? - Argentyna. Przy okazji którychś zawodów miałam okazję odwiedzić jeden z tamtejszych parków narodowych. Wodospady Iguazu to coś niesamowitego. Gdybyś je zobaczyła, na pewno byłabyś zachwycona - przyznała, a na jej twarzy wymalował się uśmiech, który spowodowany był tamtymi wspomnieniami. Jak widać, Posy naprawdę lubiła się z naturą i chętnie bywała w takich miejscach, a teraz, kiedy wydawało jej się, że z Menną było podobnie, chciała się z nią tym podzielić. I kto wie, może kiedyś, jeśli ich znajomość rozkwitnie, będzie miała okazję jej to pokazać?

zt.



menna al khansa
sumienny żółwik
Magda
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
#14

Aaron Barnard

Każdy artysta przeżywał prędzej czy później swój kryzys, właśnie ten nastąpił u malarki. Szatynka często wpatrywała się w obraz, który ostatni raz namalowała parę miesięcy temu, a był to krajobraz górski, a przed nim na pierwszym planie był mężczyzna, mąż jej zmarłej przyjaciółki. Idealnie tam odzwierciedliła jego rysy twarzy, wygładzając je nieco i odmładzając, a to jego błękitne spojrzenie sprawiało, że nie mogła oderwać od niego wzroku. Tyle że po tym obrazie nic więcej nie powstało, ani słoneczniki kwitnące latem, ani jesienne liście, ani żadne zwierzęta, nic, każda próba namalowania czegokolwiek kończyła się fiaskiem i przez to narastała złość w szatynce. Może ona już najzwyczajniej w świecie utraciła talent? Straciła pasję i zabiła ją ta zabita dechami wiocha i farma, na której mieszkała? Nawet wezwanie ducha Vincenta Van Gogha nie pomogło, najwidoczniej nawet żaden malarz nie był w stanie jej pomóc, niezależnie od tego czy żywy czy martwy. Od utraty pasji niewiele ją w życiu cieszyło, pewnie każdy dobry obserwator powiedziałby że kobieta ta cierpi na depresję, ale kto mógł to stwierdzić, skoro nie była z tym u żadnego specjalisty? Żyła zatem z dnia na dzień, wypełniała swoje codzienne obowiązki, codziennie liczyła pieniądze i załamywała się, bo wciąż było ich tak mało. Ale wiedziała jedno, nie będzie się więcej zapożyczać u znajomych bo i tak nie miała możliwości oddania im tych pieniędzy, a już na pewno nie wejdzie w sponsoring jak ostatnio, bo to nie było warte tych pieniędzy, na pewno nie te sińce na jej ciele. A wieczorami gdy było jej bardzo źle to szła na strych, ściągała prześcieradło ze swojego ostatniego obrazu i wpatrywała się w mężczyznę i na góry, przypomniawszy sobie czas kiedy była ostatni raz taka szczęśliwa i spełniona podczas malowania. Pewnego dnia otrzymała wiadomość od Aarona i postanowiła na nią odpowiedzieć, oraz się z nim spotkać. Z racji tego że miała zepsutego vana ojca i czekała na zakończenie jego naprawy to Barnard musiał po nią przyjechać. Przez większość przejechanej trasy Whitehouse była bardzo milcząca, co przecież było do niej niepodobne, zawsze wygadana, teraz wpatrzona milcząco w mijający krajobraz farm. Gdy jednak zmienili dzielnicę to z większym zaciekawieniem przyglądała się terenowi.
- Kuranda? Ciekawy wybór na spotkanie. - zwłaszcza że te tereny były bardzo odosobnione, to tutaj można było całkowicie zjednoczyć się z naturą i podziwiać jej prawdziwe piękno niezależnie od panującej pory roku.
- Przyznaj się, planujesz odegrać tutaj rolę Tarzana ratującego Jane? - nawet zdała się na żart zanim zaparkowali przy motylarni. Chyba pierwszy raz od długiego czasu, a przynajmniej od ich wspólnego pobytu w górach, jej oczy się radowały i to była taka wewnętrzna, dziecięca wręcz radość, którą każdy z nas posiadał. Motyle były przecież takie piękne.
happy halloween
nick
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Jakaś taka niemoc twórcza dopada również pisarzy, niektórzy już po latach napiszą na ten temat całą książkę, albo chociaż krótki felieton, który potem staje się inspiracją dla kolejnych i tak ten mały świat pisarzy się toczy. W każdym razie, choć Aaronowi nigdy nie było wyjątkowo blisko do takiego naprawdę artystycznego świata, to był w stanie pojąć, czym jest brak weny i blokada kreatywności. A skąd się dowiedział, że Cherry właśnie taką przechodzi? Od czasu do czasu ze sobą rozmawiali i może nie był to mocno regularny kontakt, bo czasem ich oboje codzienność pochłaniała bez reszty, ale jednak czasem podczas tych rozmów pytał o to, czy ostatnio coś nowego namalowała. W końcu, skoro już raz dał się sportretować, to teraz czuje się częścią artystycznej drogi szatynki. A tak na poważnie, to wiedział, że pasja jest dla Whitehouse ważna, ale jednocześnie nie ma na nią przesadnie dużo czasu. Okazywał takie zdrowe zainteresowanie tematem.
No i tak kilka razy usłyszał z ust Cherry, że ostatnio nie udało jej się nic nowego namalować i najważniejszym problemem nie jest wcale brak czasu.
Mistrzem spontaniczności to Aaron nie jest, ale po którejś z wiadomości od kobiety, postanowił przygotować dla niej niespodziankę, która, nawet jeśli nic nie zdziała w temacie braku weny, to przynajmniej zmienią miło czas w otoczeniu nieco innym, niż oboje znają ze swojego codziennego życia. Po ich ostatnich doświadczeniach nawet lepiej, że to on odpowiadał za logistykę. Chociaż ten jego stary pickup wydaje już swoje ostatnie tchnienia, to, o ile pogoda ich nie zaskoczy, to powinni bezpiecznie przejechać w obie strony.
- Żadne z nas nie boi się natury, a Carnelian Land znamy jak własną kieszeń. Ile można oglądać zielone pastwiska i sady drzew owocowych? - odpowiedział. Kuranda miała jednak zupełnie inny klimat, było tu bardziej dziko, choć jednocześnie istniało większe ryzyko spotkania pająków. Poza tymi nieprzyjemnymi zwierzętami można spotkać tutaj również wiele pięknych gatunków. Nie ma bardziej artystycznych zwierząt niż motyle. Ta feeria barw na ich skrzydłach musi kreatywnie nastrajać. W okolicach Lorne Bay było sanktuarium tych owadów, więc czemu nie spróbować.
- Masz mnie. Właśnie dlatego założyłem koszulę. Będę mógł ją szybko rozpiąć i efektownie uderzać pięściami o gołą klatę. - odpowiedział wesoło. Cóż, Aaron zarówno pod względem muskulatury, jak i bujnej czupryny, nie byłby najbardziej oczywistym wyborem, gdyby właśnie szukano kolejnego odtwórcy roli Tarzana. Za to Cherry, ona akurat była całkiem podobna do Jane narysowanej przez grafików pracujących dla Disneya.
Po chwili wyszli z samochodów i wolnym krokiem przeszli do kasy biletowej. Opłata była symboliczna, kolejki nie było żadnej, więc wkrótce wkroczyli na alejkę między bujną roślinnością, pomiędzy którą motyle bawiły się berka. - To tylko żarty, nie jestem aż tak próżny, na jakiego wyglądam. - w luźnym tonie wrócił do tematu.

Cherry Whitehouse
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
Aaron Barnard

Cherry malowała zwykle to co czuła, albo to co uważała za warte uwiecznienia na płótnie, coś co chciała zapamiętać na zawsze i czym chciała podzielić się z potomnymi. Obecnie zaś czuła bez wenie, a jak można je namalować? Jako czarną dziurę? Jako białą plamę? A może jest to cała gama barw, rzuconych byle jak na kawałek płótna? Właśnie, kobieta nie wiedziała jak to określić, zatem jak pokazać to innym? Pewnie pisarze mieli łatwiej, bo oni posługiwali się słowem, nie obrazem. Dlaczego ona nie została pisarką? Niejednokrotnie się nad tym zastanawiała patrząc na płótno i mając w głowie pustkę, kompletną pustkę.
- Cieszę się że mnie stamtąd wyrwałeś. Myślałam że wkrótce jak ta wierzby płacząca zapuszczę korzenie w jednym z pól czy sadów. - zwykle te drzewa bywały w osamotnieniu, a na pewno to nie tego potrzebowała Whitehouse. Ona potrzebowała ludzi, bo ludzie są inspiracją, a także sprawiają że nie czuła się samotna. Samotność często prowadziła do depresji, a ta do różnych niekoniecznie dobrych decyzji. Całe szczęście kobieta pająków się nie boi, w przeciwieństwie do aligatorów. Po akcji z kobietą, która jej uratowała życie z wzajemnością, bo Cherry również i uratowała tamtą kobietę przed śmiercią w zawalonym domu, aligatory na zawsze pozostaną w jej pamięci. A może to były krokodyle? Nigdy szatynka ich nie rozróżniała na tyle by być pewną co to konkretnie za gad stoi tuż pod domem. Nie rozumiała jak ludzie mogą mieszkać w okolicy mokradeł gdzie stacjonują te gady.
- Musimy zerwać jeszcze jakieś liany czy wodorosty by zrobić ci fryzurę Tarzana i nikt by nie zaprzeczył że to właśnie jego reprezentujesz. - zaśmiała się, naprawdę dawno się nie śmiała, więc ten dźwięk musiał być naprawdę miły dla ucha. Ale samo wyobrażenie Aarona z gołą klatą i wodorostami na głowie przyprawiał kobietę o salwę śmiechu. Spoważniała przy kasie, a potem gdy już weszli na teren ośrodka i zobaczyła te piękne motyle, jej oczy rozbłysły nowym światłem.
- Tutaj jest naprawdę pięknie, dziękuję że mnie właśnie tu zabrałeś. I wcale nie uważam że jesteś próżny, ale przyznam szczerze że chciałabym cię zobaczyć w takim Tarzańskim wydaniu. - tylko żeby nie wystraszył motyli jak zacznie nawoływać pozostałe małpy, bo tym samym cała inspiracja szatynki odfrunie niczym piękny, kolorowy motyl o delikatnych skrzydłach. Oczywiście żartowała z niego trochę, ale wiedziała jednocześnie że mężczyzna się za to na nią nie obrazi. Barnard miał do siebie dystans, choć wielu ludzi go w sobie nie posiadało.
happy halloween
nick
ODPOWIEDZ