lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.


Jeśli ktoś kilkanaście lat temu powiedziałby pannie Clark, że w ciągu swojego życia w regularnych interwałach przyjdzie jej odwiedzać szpitalne korytarze, zapewne wyśmiałaby taką osobę. W jej rodzinie rzadko pojawiały się choroby i do pewnego momentu w jej życiu, szpital był jedynie dziwną abstrakcją przewijającą się w kolejnych podręcznikach, przynajmniej do momentu gdy jej najbliższa przyjaciółka z dzieciństwa nie dostała diagnozy paskudnej choroby. I tak zaczęła odwiedzać szpital w Crains, zwykle w towarzystwie jej brata robiąc wszystko, aby dziewczyna nie odczuła wyobcowania, do momentu gdy przyszło jej umrzeć w wieku jedenastu lat. Później była Judy, do której wysłali ją dziadkowie, aby spędziła trochę czasu z dziewczyną, która nie mogła wychodzić z domu również z powodu choroby. I Judy, niestety, przyszło opuścić ten świat co sprawiło, że przez kilka długich tygodni Audrey czuła się przeklęta. Nic więc dziwnego, że gdy Cassandra, będąca przyjaciółką poznaną gdzieś między szpitalnymi korytarzami, w końcu wyszła ze szpitala z całkiem niezłymi rokowaniami, radości panny Clark nie było końca.
I w tej radości właśnie zaproponowała przyjaciółce niewielką wycieczkę, chcąc pomóc jej wrócić do normalności, nawet jeśli nie do końca była pewną w jaki sposób mogła tego dokonać. Kilka dni wcześniej spędziła kilka długich godzin poszukując informacji u wujka Google, doszła jednak do wniosku, że po milionie przeczytanych stron czuje się jeszcze bardziej głupia w tej materii… i odrobinę przerażona wszelkimi, obszernymi opisami powikłań. Stąd też pomysł wycieczki gdyż, w myśl ideologii rodziny Clark, świeże powietrze było najlepszym lekarstwem ze wszystkich. Pomarańczowy pickup podjechał po pannę Hammond punktualnie, aby zabrać je obie do pobliskiej Kurandy, gdzie Audrey zaparkowała niedaleko szlaku wycieczkowego.
- Tata kazał ci przekazać, że jeśli miałabyś ochotę na świeże mleko, jajka albo ser masz dać znać i przywieziemy ci zaopatrzenie. - Uleciało z jej ust gdy tylko zgasiła silnik, a jej przypomniało się o słowach przejętego staruszka. Rodzina Audrey zawsze była bardzo gościnną, niestety dla niej nie we wszystkich przypadkach. - Powiesz mi, jakbyś się gorzej poczuła, prawda? - Spytała, a brązowe spojrzenie powędrowało w kierunku jasnowłosej towarzyszki z odrobiną niepokoju. Nie chciała, aby Cassie ucierpiała przypadkiem podczas wspólnego spaceru, sama jednak, gdyby była na jej miejscu, z pewnością chciałaby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Audrey wysiadła ze swojego Forda, zarzuciła pasujący do auta, pomarańczowy plecak na plecy, a gdy jej towarzyszka również wysiadła zamknęła dokładnie stary samochód, aby podejść do Cass i owinąć dłoń wokół jej ramienia w przyjacielskim geście.
- Jak podoba ci się na uczelni? Jakieś nowe obiekty westchnień? - Spytała z odrobiną rozbawienia w głosie, naprawdę ciekawa tego, jak pannie Hammond podoba się zwykła, szara codzienność. I nawet jeśli sama mogłaby na to pytanie odpowiedzieć obszernie, trzymała język za zębami, chcąc skupić się na przyjaciółce.
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
#2

Words are easy, like the wind;
faithful friends are hard to find..

― Shakespeare


Cassndra w trakcie swojej szpitalnej „kariery” poznała naprawdę wiele ludzi – zaczynając od personelu, po innych pacjentów. Z częścią zatracił się kontakt, jak tylko wyszli do domów, inni odeszli… czy to z tego świata czy też na emeryturę. Byli jednak ludzie, z którymi wciąż utrzymywała stały kontakt – i wiedziała, że mogła na nich liczyć niezależnie od sytuacji, czy akurat ma się we względnie dobrym stanie, czy też znowu leży pod szpitalną aparaturą. Jedną z takich była właśnie Audrey, poznana gdzieś na szpitalnym korytarzu, gdy była jeszcze nastolatką. Clark odwiedzała wtedy swoją koleżankę, z którą to i Hammond miała całkiem dobry kontakt. Tak więc gdy ta odeszła, obydwie mocno to przeżywały – i zapewne po części ta wspólna żałoba, opłakiwanie osoby, na której im zależy sprawiło, że do siebie się zbliżyły; Dostając wypis ze szpitala Cass dostała cały szereg zakazów i nakazów, jeżeli chciała wydłużyć w czasie wizję potrzeby przeszczepu jak najbardziej – wszyscy wiedzieli, że to było nieuniknione i nawet była już zapisana na listę pacjentów oczekujących na transplantację, jednakże znajdowała się gdzieś na jej szarym końcu, bo stan Hammond nie był na tyle zły, żeby potrzebować przeszczepu na cito, co wbrew pozorom nie było złą wiadomością. Mogła pracować nad tym, żeby jej własne serce wytrzymało jak najdłużej, a idealnie do czasu, gdy się znajdzie dawca – choć ten medal miał dwie strony. Jej szczęście będzie czyjąś tragedią.
Audrey nie miała łatwego zadania, jeżeli chodziło o szukanie informacji na własną rękę – w przypadku Cassandry jedna choroba wynikała z drugiej. Miała wrodzoną wadę serca, która prowadziła do niewydolności lewej komory, a ta zaś była powodem duszności, ponieważ płuca zaczynały być przekrwione. Żeby pozbyć się duszności na stałe, należałoby się zająć tą niewydolnością, ale to jest niemożliwe ze względu na wadę, której nie da się do końca skorygować, tak więc błędne koło – była leczona głównie objawowo, byle „doczekać” do przeszczepu. Na pomniejsze duszności miała inhalator. By do nich dochodziło jak najrzadziej, brała całą masę różnych leków, a gdy atak był naprawdę silny – to wtedy szpital i co najmniej tydzień wyłączony z życia i dochodzenie do siebie.
Nadmierna aktywność fizyczna nie była wskazana, jednakże powolne, spokojne spacery jak najbardziej były dobrym pomysłem – a zwłaszcza na świeżym powietrzu. Tak więc Cass z ogromną chęcią przystała na propozycję przyjaciółki, żeby razem wybrać się na wycieczkę, na którą się przygotowała odpowiednio. Do swojego plecaka spakowała zarówno leki, które będzie musiała wziąć w trakcie dnia, do bocznej kieszeni dała inhalator. Oprócz tego butelka wody, zbilansowany posiłek.
Dziękuję, to miłe. Mam unikać mleka i przetworów, ale jajka z chęcią przyjmę. – Co prawda tych nie mogła też zbyt wiele jeść ze względu na „zły” cholesterol, jednakże kilka sztuk w tygodniu nie była problemem. – Oczywiście! W lewej bocznej kieszonce mam inhalator, jakbym zaczęła mieć duszności – poinformowała przyjaciółkę. Bo gdy zaczynała się dusić, czasem sięgnięcie do kieszeni plecaka było niczym wejście na Mt. Everest, a jak już jej ktoś to poda do ręki, to było znacznie łatwiej.
Szara zwykła codzienność była czymś, za czym Cassandra zawsze tęskniła po pobycie w szpitalu – jasne, traktowała cały personel jak drugą rodzinę i nie traktowała pobytu w placówce medycznej jako jakieś „zło” – choć wiadomo, że wolałaby się tam znajdować jak najrzadziej – to jednak zawsze zazdrościła ludziom, którzy mieli „normalne” życie – uczelnia, praca, narzekanie na to, że współlokator zostawił syf w kuchni.
Och, na uczelni jest wspaniale, choć trochę zaległości się nabawiłam przez ostatni pobyt. Całe szczęście większość wykładowców jest wyrozumiała i dała mi czas na nadrobienie materiału. – Na następne pytanie zareagowała nerwowym zaczesaniem niesfornego kosmyka, które to wypięło się spod upięcia. – Obiekty westchnień? Niee… – Oj zdecydowanie coś kręciła!

audrey bree clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Delikatny uśmiech pojawił się na ustach brunetki, gdy do jej uszu doleciała odpowiedź przyjaciółki. Faktycznie odnalezienie informacji na własną rękę nie było zadaniem prostym, gdyż Audrey nie miała najmniejszego pojęcia o dietetycznych wytycznych Cassandry - nie chciała jednak wcześniej pytać o podobne kwestie będąc pewną, że podobnych pytań dotyczących jej stanu zdrowia z pewnością usłyszała już wiele… A Jacob Clark zwyczajnie żył w przekonaniu, że świeże produkty z własnego chowu oraz odpowiednia porcja świeżego powietrza będą w stanie pokonać każdą chorobę.
- Okej, przekażę tacie… Ale jak jednak wciśnie ci jakieś mleko to podziel się z rodziną. Wiesz, jest z tego pokolenia które uważa je za specyfik, dzięki któremu od razu przybiera się na siłach. - Odpowiedziała z rozbawieniem, mając nadzieję, że jej staruszek nie będzie zbyt nachalny. Pan Clark posiadał wielkie serce i lubił większość ludzi, zawsze życząc im wszystkiego co najlepsze i będąc gotowym ruszyć im na pomoc. Brązowe spojrzenie panny Clark od razu powędrowało w kierunku kieszeni, której Cassie trzymała inhalator, by uważnie się jej przyjrzeć. Musiała zapamiętać, która to była kieszeń - ot, na wszelki wypadek, gdyby musiały jej użyć podczas drogi. Audrey może nie była ludzkim lekarzem, pod jej skrzydłami znajdowały się jednak dziesiątki tych zwierzęcych pacjentów. I doskonale wiedziała, jak ważne jest podawanie odpowiednich środków o odpowiednim czasie. Uśmiechnęła się więc wyraźnie uspokojona faktem, iż wiedziała gdzie sięgać, gdyby zaszła taka potrzeba. Powoli więc kroczyła ścieżką, w przyjacielskim geście trzymając przyjaciółkę pod rękę i uważnie wsłuchując się w wypowiadane przez nią słowa. I gdzieś w środku, odrobinkę zazdrościła pannie Hammond, że ta mogła spędzać całe dnie na uczelnianych korytarzach. Bo choć Audrey kochała swoją pracę całym serduszkiem, odrobinę tęskniła za uczelnią oraz znajomymi, jakich przyszło jej poznać w Sydney. I choć mogła tam pozostać, z każdym dniem coraz mocniej upewniała się w przekonaniu, że jej miejsce jest tutaj, na jednej z farm.
- Aż zatęskniłam za swoją uczelnią… - Stwierdziła z delikatnym rozbawieniem w głosie, gdy przez jej głowę przewijały się wspomnienia studenckich lat. - Cieszę się, że są dla Ciebie wyrozumiali. I nie wątpię, że szybko nadrobisz zaległości… Masz już ulubione zajęcia? - Ciągnęła temat z zainteresowaniem wyrysowanym z brązowych oczętach i nadzieją, że studia będą dla Cassandry samą przyjemnością. W końcu, w swoim życiu przyszła już tyle nieprzyjemności, że zasłużyła na odrobinę zwykłej, prostej codzienności. Kolejne jej słowa sprawiły jednak, że panna Clark przystanęła, marszcząc delikatnie brwi i dokładniej przyglądając się buzi swojej przyjaciółki. Nie z nią te numery, na pierwszy rzut oka była w stanie zauważyć, że urocza blondyneczka coś jej kręci. Audrey Bree Clark ułożyła ręce na biodrach, zerkając na nią wzrokiem starszej siostry, której młodsze próbowało wcisnąć kit niesłychany.
- Kręcisz. - Zawyrokowała więc poważnie, szybko jednak pełne wargi ułożyły się w pełny uśmiech. - No więc? Kto to jest? Jakiś książe w białym mustangu czy może dojrzały wykładowca? - Spytała z rozbawieniem, gdzieś w środku ciesząc się z rozmowy na tak błahe tematy. Umysł Audrey był zmęczony wieczną pracą oraz poszukiwaniem sposobu, który sprawiłby, że jakby przedstawiła swojego partnera ojcu, ten nie sięgnąłby po dubeltówkę. Powolutku ruszyła ponownie ścieżką, biorąc głęboki oddech świeżego powietrza - już dawno nie miała okazji tak po prostu spacerować. - Jak mi powiesz, to może ja ci coś powiem… - Dodała na zachętę, przymykając delikatnie oczęta na króciutką chwilę, by wystawić twarz w kierunku kilku promieni słonecznych, jakie przedzierały się przez gęste liście.

Cassandra Hammond
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Cassandra bardzo doceniała fakt, że jej przyjaciele się starali do niej dostosować, że zależało im, żeby wiedzieć, co może jeść, co nie, jakie aktywności są dla niej bezpieczne. I nawet jeżeli nie wszystko im to zawsze wychodziło, to i tak była bardzo wdzięczna. Bo robili znacznie więcej, aniżeli mogłaby od nich oczekiwać… Mogli przecież zawsze stwierdzić, że znajomość z nią ich przerastała – i zapewne Hammond w żaden sposób by ich o to nie winiła, bo uważała, że nie było z nią się łatwo przyjaźnić, mimo że starała się zawsze dawać z siebie wszystko, angażować się w relacje, które zawierała jak najbardziej jej na to zdrowie pozwalało… choć czasem robiła to w bardzo osobliwy sposób. Większość społeczeństwa pisze esemesy, rozmawia przez telefon… a bliscy Cass często dostawali od niej listy, zwłaszcza, gdy leżała w szpitalu. Te były często pełne filozoficznych rozmyślań, dzielenia się swoimi uczuciami i oczywiście napisane starannym, niektórzy by rzekli że wręcz kaligraficznym pismem. Cóż, była romantyczną duszą, czasem bujała głową w obłokach, taka już była, taki miała sposób wyrażania siebie.
Pewnie nie będą narzekać na mleko prosto od gospodarza – odpowiedziała ze śmiechem. W sumie ona czasem niewielkie ilości mleka używała – do ciasta czy coś w ten deseń, choć ostatnimi czasy coraz częściej się przerzucała na napoje roślinne. Jak ostatnio upiekła ciasteczka na „mleku” z orzechów laskowych, to myślała, że znalazła się w niebie, tak dobre były!
Inhalator był najlepszym „przyjacielem” Cassandry. Bo pomimo posiadania problemów z sercem, te mocno wpływało jej płuca i potrafiła dostawać ataków duszności jak astmatycy. Aczkolwiek bycie na dworze było dużym plusem, bo zwykle działo się to w zamkniętych pomieszczeniach, zwłaszcza jak było dużo ludzi i jeszcze dochodziła do tego jakaś stresowa sytuacja jak egzamin. Przecież ostatnio zeszła na egzaminie właśnie i z jej powodu cała grupa musiała powtarzać, bo była wzywana karetka…
Spacerowały sobie powoli. Cassandra nabierała cieszyła się widokami, towarzystwem Audrey, z którą się widziała pierwszy raz od dłuższego czasu poza szpitalną salą. Takie drobne, błahe rzeczy sprawiały jej ogromną przyjemność. Starała się z nich cieszyć jak najbardziej tylko mogła, bo po prostu… nie wiedziała, kiedy znowu te rzeczy straci na rzecz bycia niemal przykutą do łóżka. To były bardzo ulotne chwile.
Też tęskniłam za uczelnią, ale mam masę rzeczy do nadrobienia. Całe szczęście znajoma z rocznika podzieliła się swoimi notatkami. Nie są najwybitniejsze, ale nie będę narzekać. – Westchnęła ciężko. Gdy była „zdrowa” i uczęszczała normalnie na zajęcia, to ona była tą osobą, od której się notatki brało. Trzeba przyznać, że Cass należała do tych studentów, którzy zawsze uważali, starali się być przygotowani i część ludzi uważała za „kujonów” czy „lizusów”. Zwłaszcza, że Hammond potrafiła po skończonych zajęciach rozmawiać jeszcze przez całą przerwę z wykładowcą na temat jakiś szczególików, anegdotek, na które zwykle nie ma czasu w trakcie wykładów. – Literatura europejska – odpowiedziała bardzo szybko, nawet nie zastanawiając się zbytnio. Biorąc jednak jej zamiłowanie do Wertera, to chyba nikogo nie powinno to dziwić.
Nie dało się przed Clark niczego ukryć. Jasne policzki zostały okryte delikatne rumieńcem, zaś sama Cassandra nerwowym ruchem zaczesała niesforny kosmyk włosów za ucho, jednocześnie uciekając nieco wzrokiem. Audrey znała ją zbyt dobrze, żeby takich rzeczy nie zauważać.
T-to nie jest tak że się w nim zauroczyłam, nic z tych rzeczy! – odpowiedziała, starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco. Poprawiła okulary, które nieco zsunęły się z jej nosa. – Jest po prostu wybitnym wykładowcą, ma ogromną wiedzę i jednocześnie opowiada o wszystkim z taką pasją. Ostatnio po zajęciach do niego podeszłam, żeby dogadać się w kwestii zaliczeń, a potem jeszcze rozmawialiśmy na temat Homera, osjanizmu… Fascynujący człowiek, chciałabym mieć tyle wiedzy. – Nie trzeba było mieć doktoratu, żeby wiedzieć, że najprawdopodobniej ten człowiek był wykładowcą literatury europejskiej. Przypadek? – Ja Ci powiedziałam, teraz Twoja kolej! – powiedziała, teraz ona stając z rękoma na biodrach, starając się trochę przyjaciółkę „sparodiować”.

audrey bree clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey Bree Clark nie miała w zwyczaju skreślać nikogo. Niezależnie czy ta osoba posiadała problemy ze zdrowiem (a dwie przyjaciółki przyszło jej już pochować), znikała na dłuższy czas czy posiadała dziwną opinię pośród sąsiadów. Dziewczyna już od najmłodszych lat przejawiała wyjątkową niechęć do jakiejkolwiek niesprawiedliwości i problemy ze zdrowiem nie były dla niej czynnikiem, przez który powinno się od kogoś odwracać. A panna Hammond była stworzeniem niezwykle uroczym, które szybko złapało Audrey za serduszko swoim sposobem bycia oraz romantyczną naturą rodem z tych wszystkich romansideł jakie po cichu przyszło jej czytać. Każdy list jaki przyszło jej otrzymać leżał w szufladzie jej biurka, w niewielkim pudełeczku dla rzeczy głupio sentymentalnych których nie miała zamiaru nigdy wyrzucać. Kilka razy nawet odpisała na podobny list, jednak mniej kaligraficznym pismem (weterynarz w końcu to też lekarz) i zapewne z mniejszą finezją, starała się jednak wiedząc, że Cassie z pewnością będzie miło otrzymać odpowiedź. Próbę przemycenia do szpitala psa w tym momencie naprawdę należy zwyczajnie pominąć.
- Nie są najwybitniejsze? Oho, chyba jeszcze nie wiedzą, z kim mają do czynienia… - Stwierdziła z rozbawieniem, doskonale pamiętając, że panna Hammond miała niezwykłe zacięcie do robienia sumiennych notatek. I o ile Audrey w szkole nie szło wcale źle, a jej skupienie zawsze ulegało na tematach biologicznych, nigdy nie udało jej się robić tak obszernych notatek jak Cassie. Nawet na studiach Audrey polegała bardziej na podręcznikach, niż własnoręcznie wykonanych zapiskach, wiele wiedzy utrwalając głównie przez praktykę. - Mogłabyś po studiach robić coś w jej kierunku czy nie za bardzo? Wybacz, ale nie za bardzo wiem, jakie masz perspektywy po tych studiach. Ja nawet nie szukałam kierunku… - Spytała z wyraźnym zaciekawieniem i odrobiną rozbawienia, bo dla niej już od piętnastego roku życia było jasnym, że wybierze się na weterynarię. I to na uczelni w Sydney gdzie mieszkał jej dziadek, aby mogła skupić się na nauce a nie wiązaniu końca z końcem. Cieszyła się jednak, że Cass może powrócić do studiowania i zaznać odrobinę normalnego życia, pozbawionego ciągłego towarzystwa aparatur.
Zaciekawienie błysnęło w brązowych oczętach, a krótkie - Nie wierzę. - Wyrwało się samo z jej ust, gdy Hammond przyznała, że nie zauroczyła się w mężczyźnie, którego z imienia i nazwiska Audrey nie przyszło jeszcze poznać. Przez te kilkanaście lat znajomości przyszło jej już trochę poznać dziewczynę i naprawdę nie sądziła, aby jej romantyczna natura skora była do nie zauroczenia się w kimś, kto przykuł jej uwagę. I w miarę jak wypowiadała kolejne słowa zaskoczenie wypisane na buzi panny Clark przeradzało się w rozbawienie, do tego stopnia, że Audrey zachichotała cichutko.
- Wykładowca mówisz? - Tego z pewnością się nie spodziewała, raczej obstawiając jakiegoś kolegę z roku wyżej bądź tego samego rocznika. - Dużo jest starszy? I no wiesz, myślisz, że będzie z tego coś więcej? I czy w ogóle może według zasad uczelni? - Grad pytań zalał Cassie. I zapewne kto inny powiedziałby jej aby sobie odpuściła, Audrey jednak silnie wierzyła w związki w związki z większą różnicą wiekową, samej w dokładnie takim związku tkwiąc. Brązowe oczęta na chwilę powędrowały w kierunku jej butów, a lico panny Clark przysłoniło się delikatnym rumieńcem.
- Bo widzisz, od jakiegoś czasu się z kimś spotykam. Tak na zupełnie poważnie i chyba trochę straciłam głowę… Ale muszę ukrywać to przed rodziną, bo ojciec chyba by nas zastrzelił, gdyby się dowiedział… Mój chłopak jest ode mnie starszy o jakieś dziewiętnaście lat… - Przyznała, dopiero teraz spojrzeniem powracając w kierunku panny Hammond. I miała nadzieję, że chociaż ona przyjmie tę wieść o wiele lepiej niż Eve, która od razu poczęła wątpić w ich relację i zasiewać w Audrey ziarnko niepewności.

Cassandra Hammond
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Prawdę powiedziawszy to Audrey była jedną z bliższych jej osób, nie licząc oczywiście rodziny – zawsze była na bieżąco z jej wynikami badań, z tym co ją czeka w najbliższej przyszłości. Cassandra mało komu udzielała takich szczegółowych informacji. Głównie dlatego, że strasznie nie lubiła współczucia. Gdy ludzie się dowiadywali z czym się Hammond borykała, to w większości przypadków pojawiały się komentarze „tak mi przykro”, „jakaś ty biedna”. Tego typu słowa nie sprawią, że magicznie jej dysfunkcyjne serce zacznie działać jak powinno… Zdecydowanie bardziej lubiła, gdy ludzie ją traktowali względnie normalnie. Zapraszali na imprezy – nawet jeśli na nie nie przychodziła, bo się kiepsko czuła – umawiali się na kawę i tak dalej. Ze strony Clark takie właśnie miała odczucie – że fakt, że Hammond była chora niewiele w ich relacji zmieniał. Cass naprawdę cieszyła się, że mogła liczyć na Audrey – było jej bardzo miło za każdym razem, gdy ta odpowiadała na jej listy i wcale nie przeszkadzało Cassie to, że wcale nie były takie pompatyczne jak jej własne. Cassandra w swoim życiu się naczytała listów chociażby Chopina do swojego przyjaciela Tytusa Woyciechowskiego czy innych wybitnych ludzi. Doceniała fakt, że Clark się starała i akceptowała te wszystkie jej dziwactwa i fiksacje na punkcie literatury i z cierpliwością słuchała, gdy opowiadała jej o jakimś niszowym, francuskim autorze, którego niedawno odkryła.
Jestem w stanie z nich coś wynieść, więc nie ma źle. Plus od niektórych wykładowców dostałam dodatkowe materiały. Jak widzą, że się student interesuje i mu zależy to raczej nie robią pod górkę. – Hammond może i czasem chodziła z głową w chmurach, myśląc o księciu na białym koniu. Jednakże jednego nie można było jej zarzucić. Co jak co, ale jej notatki to było dobro narodowe. Napisane bardzo starannym pismem, ważne rzeczy były zawsze podkreślone na kolorowo. Z jej zeszytów zawsze wystawało wiele kolorowych karteczek, które były podpisane, dzięki czemu wiedziała, gdzie co jest i szybko była w stanie odnaleźć odpowiednie informacje. – Nie poszłam studiować literaturę z myślą, że będę mieć po niej jakieś życiowe perspektywy – odpowiedziała zupełnie szczerze. Byłoby to bardzo naiwne z jej strony, gdyby tak myślała. – Po prostu mnie ten temat interesuje. W teorii mogłabym pójść na doktorat i robić karierę akademicką… ale średnio to widzę biorąc pod uwagę jak często na uczelni jestem obecna. Mam też zajęcia z korekty i kreatywnego pisania i czasem biorę jakieś zlecenia na korekcję tekstów. W sumie to dosyć ciekawe zajęcie i myślę, że mogłabym tym się zajmować. – Co jak co, ale nie można było się przyczepić do tego, jakiego języka Cass używała. Ba! W liceum była uznawana za „grammar nazi” i wiele osób prosiło ją o sprawdzanie esejów, zanim je oddali nauczycielowi.
No naprawdę! – powiedziała, wzdychając ciężko. Cassandra zdawała sobie sprawę ze swojej romantycznej natury, jednakże była święcie przekonana, że w tym przypadku naprawdę chodziło o jego wiedzę jako wykładowcy. – Nie, niedawno doktorat skończył. Myślę że maksymalnie z dziesięć lat różnicy jest. I nie, nic z tego nie będzie, Audrey, bo to byłoby nieetyczne i tak jak powiedziałam, wcale się w nim nie zauroczyłam. – Cassandra zapewne brzmiała teraz jak stereotypowa bohaterka kiepskich romansideł. Jednakże Hammond nawet się nie starała nastawiać na to, że między nią a Aaronem do czegokolwiek dojdzie… Co nie zmieniało faktu, że zdążyła już do niego napisać list, który jednak został schowany do szuflady.
Trzeba przyznać, że rewelacje które sprzedała jej Audrey były zdecydowanie bardziej nieprawdopodobnej aniżeli jej wyznanie. Jeżeli Clark spodziewała się dezaprobaty ze strony Hammond, to nic takiego nie miało miejsca. Zamiast tego, mogła zobaczyć w oczach Cass świetliki zaciekawienia.
Zakazana miłość, jakie to romantyczne! – Westchnęła, jednakże szybko się poprawiając, przypominając sobie, że życie to nie literatura. – Najważniejsze jest to, żebyś Ty była szczęśliwa. Aczkolwiek, nie dostaniesz ode mnie pełnej aprobaty, dopóki go mi nie przedstawisz! – odpowiedziała zupełnie poważnie, by następnie się jednak szeroko uśmiechnąć. – Dobra, kim jest ten szczęśliwiec? Opowiedz mi coś o nim! – Dla Cass liczyło się to, żeby jej przyjaciółka zadowolona. To ile było różnicy między nią a wybrankiem jej serca nic dla Hammond nie znaczyło. Wręcz przeciwnie. Romantyczna dusza Cassandry jeszcze bardziej im chciała kibicować, wierząc że miłość pokona wszelkie przeszkody.

audrey bree clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey uśmiechnęła się, słysząc odpowiedź przyjaciółki. Wiedziała, że jeszcze trochę, a Cassie wyprzedzi resztę kolegów z roku i zasłuży na sympatię wykładowców. Odkąd pamiętała Cassie zawsze przykładała się do nauki i panna Clark była pewna, że zwłaszcza w dziedzinie literatury będzie miała okazję błyszczeć. Zwłaszcza teraz, gdy mogła w miarę normalnie funkcjonować, pozbawiona szpitalnego otoczenia i innych, mniej przyjemnych rzeczy związanych z pobytem w szpitalu.
- Uważaj tylko, żeby twoi koledzy nie zaczęli zabijać się o twoje notatki, jak już dostrzegą co i jak. - Te słowa wypowiedziała odrobinę ciszej, zupełnie jakby były wielkim sekretem który nie powinien dolecieć do uszu niepowołanych. Jednocześnie Audrey poruszyła zabawnie brwiami, jakby to miało sugerować, iż oto przed jej nowymi znajomymi z roku utworzyła się niezwykle interesująca okazja.
- No okej. Wiem, że to twoja pasja, ale kiedyś będziesz musiała znaleźć jakąś pracę… - Wypowiedziała w zamyśleniu, niejako tłumacząc o co jej chodziło. Audrey nie chciała, aby Cassie została po wszystkim na lodzie, bez większych perspektyw na jakąś pracę, która pomogłaby jej w pełni się usamodzielnić - sama doskonale wiedziała, że pełnię wolności czuje się właśnie wtedy, gdy można zarobić własne pieniądze. Audrey co prawda mogłaby załatwić jej zawsze pracę w Sanktuarium, nie była jednak pewna, czy było to zajęcie dla osoby o tak delikatnym zdrowiu i wrażliwej duszy - sama nie raz była na skraju łez, gdy przywozili jej te naprawdę ciężkie przypadki. - Brzmi całkiem nieźle. - Stwierdziła, kiwając przy tym głową. - Kreatywne pisanie wiąże się z pisaniem książek? Myślałaś o tym kiedyś? - Spytała, drążąc temat. Mogła zapytać o zdrowie czy samopoczucie rodziny, te tematy jednak przerabiały niezwykle często. Teraz, gdy Cassie zyskała pewną namiastkę normalności to na niej chciała się skupić panna Clark… Jednocześnie była pewna, że ze swoją wyobraźnią oraz romantyczną naturą byłaby w stanie napisać opowieść, która chwytałaby ludzi za serca.
- Dziesięć lat to jeszcze nie tak źle… - Przyznała całkiem szczerze, choć mogło to być spowodowane faktem, że zwyczajnie tkwiła w związku z dużo większą wiekową różnicą, przez którą większość jej otoczenia była temu związkowi przeciwna. I jak Audrey nie zwykła interesować się zdaniem innych osób w kwestiach swoich uczuć, tak ukrywanie się przed dubeltówką ojca zwyczajnie zaczynało ją męczyć. - No ale wiesz, nikt nie mówi, że musiałoby coś z tego być teraz, prawda? Mama mi opowiadała, że jej koleżanka z roku po studiach wyszła za jednego z profesorów, wiesz, takie rzeczy się zdarzają… - Nie miała zamiaru wylewać pannie Hammond zimnego kubła wody na głowę, w ostatnich tygodniach aż nazbyt dobrze wiedząc jakie to uczucie… I chyba przez własne zakochanie nabierała różowych okularów, spoglądając pozytywniej na niektóre kwestie. - W ogóle… - Mruknęła z rozbawieniem, jakoś nie wierząc w te jej słowa - gdyby nie zauroczyła się w profesorze, zapewne ten temat nie padłby podczas ich wspólnego spaceru.
- Będę mieć to na uwadze. - Odpowiedziała z delikatnym uśmiechem wyrysowanym na pełnych wargach chociaż nie była pewna, czy byli już na etapie przedstawiania znajomym, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż jeszcze trochę minie, nim Audrey będzie mogła choćby napomknąć o nim swoim rodzicom. - To jeden z moich sąsiadów, hoduje alpaki na pobliskiej farmie. Jak siedziałam z nogą w gipsie zaoferował, że przywiezie mi leki i pomoże z sąsiadem, który sprawiał problemy… I tak jakoś wyszło, że ciężko nam się od siebie odkleić od tamtego czasu. Jest specyficzny ale w stosunku do mnie jest cudowny! Serio, za każdym razem jak się z nim widzę, kończę jeszcze bardziej zakochana, chociaż nie wiem czy to możliwe. - Rumieniec pojawił się na jasnym licu w miarę jak wypowiadała kolejne słowa będąc pewną, że mogłaby wymieniać zalety swojego chłopaka przez kolejne kilkanaście minut, tym samym zapewne śmiertelnie zanudzając swoją towarzyszkę. - To totalnie głupie. - Dodała jeszcze z rozbawieniem, brązowe oczęta lokując w buzi Cassandry, którą obdarzyła trochę przepraszającym uśmiechem, nawykła do tego, iż jej przyjaciele byli przeciwni jej szczęściu u boku akurat tego mężczyzny.

Cassandra Hammond
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Trzeba przyznać, że Cassandra już powoli zaczynała być ulubienicą wykładowców. Głównie przez to, że zawsze z chęcią dyskutowała, wychodziła swoim myśleniem poza ramy, stawiając często dosyć odważne hipotezy. Widać było po niej, że miała pasję do tematu i praktycznie zawsze była na zajęcia przygotowana – o ile nie wypadły jej „wakacje” w szpitalu, będąc podłączoną do masy różnej aparatury… a nawet czasem i to sprawiało, że wiedziała więcej, niż niektórzy z jej rocznika.
Moje notatki dostają tylko Ci, którzy byli dla mnie życzliwi… bo są takie osoby, które uważają, że mam „fory” u wykładowców, co jest niepoważne. – Westchnęła ciężko. Cass nigdy nie wykorzystała swojego zdrowia – tudzież jego braku – w własnych celach. Spędzała wiele godzin nad książkami, często ucząc się do późnych godzin wieczornych i zaliczenia miała na tych samych zasadach – a czasem nawet i bardziej surowych, aniżeli reszta. Na przykład zamiast kolokwium, odpowiadała ustnie, co dla wielu ludzi jest bardziej stresujące. – Wiem, wiem. Dlatego ostatnio podjęłam się kilku zleceń korekty tekstów. Czasem zadziwia mnie, jakie ludzie elementarne błędy popełniają. – Cassandra czytając niektóre podesłane jej dokumenty do sprawdzenia i poprawek, bywała przerażona, że ludzie potrafili tak bardzo kaleczyć swój rodzimy język.
Następnie Audrey zadała jej dosyć… ciężkie pytanie, wbrew pozorom. Cass bowiem, w tajemnicy przed wszystkimi, pisała swoją książkę, chowając ją jednak do szuflady. Kilka razy się zastanawiała, czy by nie poprosić o opinię znajomych, czy nawet jakiegoś wykładowcę, jednakże zawsze kończyło się na rezygnacji. Bała się, że zostanie uznana za grafomankę. Hammond nieco nerwowo zaczesała kosmyk włosów za ucho, zastanawiając się jak odpowiedzieć. Nie chciała Clark kłamać, jednakże… nie wiedziała, czy czuła się gotowa, żeby się do tego przyznać. Z drugiej strony miała wrażenie, że dziewczyna znała ją na wylot i nic przed nią nie ukryje.
Tak, chodzi o to żeby szkolić warsztat pisarski… i tak się składa, że jak leżałam w szpitalu i się nudziłam, to zaczęłam pisać. Nie ma tego na razie zbyt wiele i raczej to jest dla mojej własnej przyjemności – odpowiedziała, uśmiechając się do Audrey delikatnie.
Fakt, że rozmawiały na tematy inne aniżeli związane ze zdrowiem było czymś, co Cassandra bardzo doceniała. Hammond przez cały czas słyszała pytania: „Jak się czujesz?” „Wszystko dobrze?” Była nimi zmęczona i jak już znajdowała się poza szpitalem, to chciałaby porozmawiać o czymś innym, aniżeli jej stan zdrowia.
Cass lubiła zajęcia z Aaronem – były bardzo inspirujące, zawsze z chęcią wdawał się z nią w dyskusję, nawet jeśli nie zawsze się ich opinie zgadzały. To mogło się wydawać kontrowersyjne, że ona – studentka – podważała zdania doktora, jednakże Barnard sam do tego zachęcał, żeby nie przystawali na wszystko, co im się mówi, a żeby myśleli samodzielnie i próbowali wyciągać wnioski z tego, co jest im mówione.
Wiek to akurat najmniejsza przeszkoda – powiedziała. Jej to w żaden sposób nie przeszkadzało. Jednakże fakt, że Aaron był wykładowcą zmieniał… cóż, praktycznie wszystko. Plus nawet jeśli się ona zauroczyła, to czeka ją jeszcze trzy lata studiów i zapewne przez ten czas zdąży jeszcze ze cztery razy zmienić obiekt swoich westchnień. Bo w porównaniu do Wertera, którego tak ubóstwiała, dosyć szybko jej przechodziło.
Słuchała przyjaciółki z uwagą, jednocześnie uśmiechając się do niej ciepło. Widziała po Audrey, że jej na nim zależało i Cassandra uważała to za takie… urocze, magiczne! Zakazana miłość, niczym z Romea i Julii, choć Hammond miała nadzieję, że będzie ze szczęśliwszym zakończeniem. Bo te tragiczne niech się zdarzają tylko w książkach, w prawdziwym życiu niech ludziom się układa.
To nie jest głupie, Audrey. To bardzo romantyczne i przeurocze. Będę trzymać za Was kciuki. – Cass chwyciła dłoń Clark, by ją delikatnie uścisnąć. Chciała dodać dziewczynie trochę otuchy. Nawet jeśli większość ludzi z jej otoczenia były przeciwne temu związkowi, to na pewno nie Cassandra, która uważała, że miłość zawsze zwycięży i jest najważniejsza, niezależnie od tego, co myślą inni.

audrey bree clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey uśmiechnęła się na wspomnienie dziewczyny o jej notatkach. Cieszyła się, że Cassandra nie daje się wykorzystywać przez innych studentów - panienka Clark doskonale wiedziała, że w blondynce kryje się dobre serduszko, a niestety takie osoby niezwykle często bywały wykorzystywane. Sama nie raz dawała się naciąć na pewne zagrywki, mimo iż dziadek Clark skrupulatnie uczył ją asertywności przez czas, gdy mieszkała z nim w Sydney.
- Nie przejmuj się nimi, Cassie. - Zaczęła więc miękko, przyjaznym tonem głosu na jej kolejne głowa. Podobne komentarze wcale nie zdawały się jej zaskoczyć, gdyż ludzie bardzo często bywali zwyczajnie wścibscy oraz okrutni, gdy ktoś wyrywał się spoza znanych im ram. - Tak często się zdarza. Wyobraź sobie, że jak ja studiowałam zarywając noce nad dwoma specjalizacjami, niektórzy moi koledzy wysnuwali teorie, że ponoć mój dziadek kupuje mi dobre stopnie… - Podzieliła się z przyjaciółką krótką anegdotką, wywracając przy tym teatralnie oczętami. Nie rozumiała podobnego podejścia, zwyczajnie uważając je takie podejście za wyjątkowo niesprawiedliwe. - Takie opinie najlepiej ignorować i skupiać się na swoim. - Dodała z pewnością w głosie. Panienka Clark - zwłaszcza w ostatnich tygodniach, gdy wszyscy wmawiali jej, że powinna olać swoje szczęście i mężczyznę który je wywołuje tylko przez to, że jest starszy - nabrała niezwykłej wprawy w zwyczajnym ignorowaniu tych wszystkich negatywnych komentarzy. I była przekonana, że jeśli Cassandra nabierze odpowiedniego dystansu, jej również będzie lepiej się żyło.
- No proszę, jeszcze trochę młoda damo a zaczniesz wylatywać z gniazda. - Zaczęła z wyraźnym rozbawieniem, zerkając na Cassie z szerokim uśmiechem na ustach. - I dobrze, jak zarabiasz chociaż trochę własnych pieniędzy możesz poczuć się bardziej niezależną. To zawsze dobrze robi na samopoczucie. - Radość wybrzmiewała w jej słowach, bo faktycznie cieszyła się, że jej przyjaciółka w końcu zazna chociaż odrobiny szarej normalności. Panienka Clark nie miała zamiaru przypominać jej o tych wszystkich latach spędzonych w szpitalach w momencie, gdy w końcu mogła zaznać słodyczy życia pozbawionej szpitalnych ścian.
A gdy panna Hammond przyznała, że próbuje swoich sił w pisarstwie, brązowe oczęta Audrey rozbłysły zaciekawieniem.
- Teraz musisz mi opowiedzieć o czym piszesz! I chętnie na to zerknę, jeśli potrzebowałabyś opinii laika nie mającego większego o tym pojęcia. - Zaoferowała się, chętna udzielić Cass pomocy… I kilku słów motywacji, jeśli poczęłaby wątpić w swoje umiejętności. Audrey może i nie miała większego pojęcia o literaturze, przyszło jej jednak w życiu przeczytać trochę książek… Zwłaszcza tych z motywem miłosnym, rzadko kiedy jednak do tego się przyznawała. Smukła dłoń panienki Clark powędrowała na ramię przyjaciółki, aby przejechać po nim w pocieszającym geście. - Wiesz, z doświadczenia wiem, że uczucia lubią zaskakiwać i lepiej za dużo o nich nie myśleć. - Audrey nie miała większego doświadczenia w związkach, doskonale jednak wiedziała, że miłość potrafiła zaskakiwać - gdyby jeszcze kilka miesięcy temu ktoś jej powiedział, że będzie biegać na schadzki ze starszym o dwie dekady sąsiadem, z pewnością taką osobę by wyśmiała. A teraz… rumieniła się opowiadając o swoim chłopaku niczym głupia nastolatka.
- Dzięki. Nawet nie wiesz jak miło jest słyszeć pozytywne słowa, zwykle jak komuś o tym mówię próbują wybić mi to z głowy. - Przyznała, wywracając brązowymi oczętami, przekonana, że podobne gadanie było niezwykle… głupie. I z pewnością nie pasujące do jej spontanicznej natury.

Cassandra Hammond
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
Studentka literatury — James Cook University
23 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Werter w damskiej skórze. Miłośniczka literatury romantyzmu. Często "odwiedza" szpital, a w szczególności oddział kardiologii i pulmonologii.
Ludzie potrafią być zawistni – jeżeli im coś nie wychodziło w życiu, to sukces innych tłumaczyli w jakiś nierealny, z palca wyssany sposób – a bo to dziadek kupuje wnuczce dobre stopnie, a to wykładowcy traktują Cassandrę mniej surowo niż innych, bo jest chora… a potem idą do niej, prosząc o notatki i tłumaczenie jakiegoś zagadnienia. Wstydu czasem trzeba nie mieć, żeby takie rzeczy robić.
Staram się, Audrey. – Westchnęła ciężko. Cass naprawdę starała się mieć z ludźmi jak najlepszy kontakt i bardzo nie lubiła mieć z kimś na pieńku, jednakże… no czasem się inaczej nie dało. Jak można być miłym do kogoś, kto czasem prosto w twarz potrafił ci powiedzieć, że „wykorzystuje” swoją chorobę w celu pozyskania jakiś "korzyści”. – Niektórzy potrafią byś bezczelni. Sami nie są w stanie osiągnąć czegoś, to tłumaczą czyjąś ciężką pracę „wtykami”. Ja to bym wiele oddała, żeby być zdrową i nie musieć „wykorzystywać” choroby do niczego. – Hammond również coraz lepiej szło ignorowanie tego typu komentarzy, bo ona swoją wartość znała i doskonale wiedziała, ile musiała ciężkiej pracy włożyć, żeby się nauczyć danego materiału… a tego potrafiło być dużo, bo nie zawsze była w szpitalu w stanie na bieżąco wiedzę przyswajać, więc tego wszystkiego się zbierało sporo…
Wylatywać z gniazda, huh? W sumie to z jednej strony Cassandra z chęcią zamieszkałaby na swoim, z drugiej… no nie był to za dobry pomysł. W domu Hammondów zawsze ktoś był, więc w razie czego – odklepać – mógł zareagować. Gdyby coś niedobrego się stało, gdyby byłaby sama, to zdecydowanie źle się to mogło skończyć. Już pomijając fakt, że praca na pełen etat też odpadała, a chociaż na chwilę obecną. Nie tylko ze względu na studia. Jej zdrowie było mocno nieprzewidywalne i w kratkę, takiego pracownika raczej nikt by nie chciał.
Nie ma tego dużo, ale to zawsze jakieś pieniądze i trochę rodziców odciążam… To ile oni wpakowali we mnie i w moje leczenie środków odkąd mnie adoptowali to nawet w głowie się mi nie mieści. – To były kwoty, których zapewne nigdy nie będzie w stanie im oddać. Część pieniędzy była ze zbiórek, za dziecka była też pod opieką fundacji, więc jakoś dawali sobie radę, jednakże prywatnych środków też poszło od groma, za które mogliby pewnie drugi dom wybudować.
Dotychczas nikt nie wiedział o jej książce i ta pozostawała słodką tajemnicą panny Hammond, która chowała wszystko do szuflady, jednakże postanowiła się podzielić nią z Audrey, która w sumie była jedną z bliższych jej osób.
Na razie to zbieranina pomysłów, kilka szkiców… nic poważnego. Jak napiszę kilka rozdziałów od początku do końca, to Ci podrzucę do poczytania. – Na razie nie było czym się chwalić, wiele pomysłów w jej głowie się kotłowało i starała się wszystko połączyć w jedną, logiczną całość, co wcale nie było takie łatwe! Zwłaszcza odkąd zaczęła chodzić na fakultet z kreatywnego pisania… te zajęcia otworzyły jej oczy na wiele tematów, których wcześniej nie dostrzegała.
Miłość potrafiła zaskakiwać? To prawda… Na razie Cass była zafascynowana osobą Aarona. Jego wiedzą, podejściem do tematu. Był bardzo ciekawą osobą, której udało się zasiać w dziewczynie jeszcze więcej ciekawości do tematu literatury europejskiej. Dostała od niego sporo różnych dodatkowych materiałów, które nie były może i wymagane na zaliczenie, jednakże zaprawdę fascynujące!
Jest miłym człowiekiem, który chce mi pomóc wyjść z zaległości i podzielić się dodatkową wiedzą, której jestem ciekawa. Nie chcę zbyt dużo sobie wyobrażać, zwłaszcza, że po uniwersytecie krążą plotki, że stracił żonę... – Nie wsłuchiwała się w takie rzeczy, bo to nie jej sprawa była, no ale mimo wszystko zawsze coś docierało mimowolnie. – Nie słuchaj się ich, jeżeli serce Ci mówi, że to odpowiedni facet i jesteś przy nim szczęśliwa, to będę Cię wspierała z całych sił. – Uśmiechnęła się do Audrey, jednocześnie biorąc jej dłonie i delikatnie je ściskając – jak na przyjaciółkę wyrwaną niczym z dziewiętnastowiecznej powieści przystało.

audrey bree clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Uśmiechnęła się ślicznie do Cassie, delikatnie otaczając ją swoim ramieniem w geście, który miał dodać jej otuchy. Doskonale wiedziała, jak to było mierzyć się z podobnymi komentarzami, jednocześnie wiedząc (na szczęście tylko z obserwacji) jak to jest mierzyć się z poważnymi chorobami. Wpierw obserwowała Judy, później Fridę i Cassandrę… Z trzech przyjaciółek pozostała jej tylko jedna i Audrey z całego serca życzyła jej, aby nie podzieliła losu pozostałej dwójki.
- Wiem, ale niestety mało kto jest w stanie to zrozumieć. - Stwierdziła z cichym westchnieniem jakie wyrwało się z jej ust. Na to niestety nie mogły nic poradzić, na szczęście jednak ich zadowolenie z życia nie zależało od innych. - Inni zawsze będąc gadać, najważniejsze że jesteś coraz bliżej bycia w pełni zdrową i w końcu możesz studiować. Nawet nie wiesz, jak się z tego cieszę. - Przyznała z szerokim uśmiechem, jaki pojawił się na pełnych wargach. Ta wiadomość była jedną z najlepszych, jakie przyszło jej usłyszeć w tym roku a fakt, że zwyczajnie mogły przejść się na spacer a nie siedzieć w otoczeniu szpitalnych ścian przyjemnie rozgrzewał serduszko.
- No domyślam się… - Przyznała, gdy Cassie wspomniała o pieniądzach, jakie jej rodzice musieli zapłacić za leczenie. Audrey doskonale wiedziała, że leki potrafią osiągać ogromne ceny - sama nie raz musiała zamawiać leki za tysiące dolarów dla swoich zwierząt w Sanktuarium, domyślała się więc że leki przeznaczone dla ludzi potrafiły być o wiele, wiele droższe. - Wiesz, póki się uczysz to chyba wystarcza nie? Sam fakt, że nie musisz od nich brać pieniędzy na kawę musi być przyjemny. Jak Twoi rodzice znoszą fakt, że powolutku się usamodzielniasz? Przyjmują to jakoś do wiadomości czy nie za bardzo? - Spytała, zaciekawione spojrzenie ponownie lokując w jej buzi. Tata Clark miał bardzo duży problem z zaakceptowaniem tego, że jego córka chce wyjechać na studia aż do Sydney co skończyło się wielką awanturą. Podejrzewała, że rodzice Cassie również mogą mieć problem z zaakceptowaniem jej wolnej wycieczki w stronę samodzielności, zwłaszcza po tych wszystkich przygodach, jakie przeszli ze zdrowiem małej Hammond. Powolutku Audrey robiła kolejne kroki dalej ścieżką spacerową, ciesząc się zarówno towarzystwem, jak i piękną pogodą.
- Wiesz, życie pisze różne scenariusze. - Stwierdziła jedynie na rzekome plotki, dotyczące wykładowcy uczącego Cassie. Audrey Bree Clark była ostatnią osobą, która oceniałaby kogoś po plotkach czego najlepszym przykładem był jej związek z panem Ashworth - o nim w końcu krążyły plotki, przez które chyba żadna, rozsądna kobieta nie chciałaby się z nim związać, Audrey jednak udało się spojrzeć na niego ponad te wszystkie plotki. I nie żałowała, odnajdując mężczyznę u którego boku chciała planować swoją przyszłość. Ciepły uśmiech pojawił się na jej ustach gdy Cassie przyznała, że planuje ją wspierać.
- Dzięki, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. - Przyznała z cieniem wzruszenia w głosie. Większość jej otoczenia nie akceptowała jej decyzji dotyczącej związku z Jebbediahem, a ona powoli była zmęczona tymi wszystkimi wykładami, dotyczącymi tego jak wielki błąd popełnia. Smukłe palce zacisnęły się delikatnie na dłoni panienki Hammond. - Jak ci się spaceruje? Nie idziemy za szybko? - Spytała, zerkając na nią z zaciekawieniem.

Cassandra Hammond
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
ODPOWIEDZ