greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
#5 ten z prawej outfit

Bycie w domu rodzinnym niemal od razu przywoływało w głowie Rorey cały milion wspomnień z nim związanych. Chociaż przez ostatnie lata dom opustoszał, był dość mocno zapuszczony i odbiło się na nim piętno czasu. I cóż, nikt tutaj od dawna nie odkurzał, więc pewnie zyskał nowych lokatorów, takich z ośmioma nogami. A że to była Australia, to mogli i dziwniejsze rzeczy teraz tutaj spotkać, które się zadomowiły…
No ale, Rorey wiedziała, że ich dom zasługiwał na odpowiednie doprowadzenie do używalności, zanim go sprzedają. Tutaj uczyli się robić pierwsze kroki, podejmowali pierwsze decyzje, czy papka z groszku albo marchewki jest zjadliwa, tutaj przeżywali swoje pierwsze złamane serca i wszystkie wspaniałe, wspólne święta Dziękczynienia. Ten dom był po prostu.... no bardzo ważny i mógł ją ktoś nazywać sentymentalną, naiwniarą, czy cokolwiek, ale chciała mu w pewien sposób oddać cześć i... no chyba też trochę się z nim pożegnać. Od śmierci mamy wisiał nad nim taki mały upiór smutku, a po śmierci taty..... no patrząc na ten dom trochę łamało jej się serce, że ich już tutaj nie spotka, siedzących razem na werandzie. Jak była mniejsza, to wyobrażała sobie, że kiedyś będą tutaj siedzieć z wnukami, które będą grać w piłkę na tej samej trawie, na której oni rozgrywali mecze. No ale, póki co musieli robić razem coś innego, niż grać w piłkę. Współpracować, sprzątać, odnawiać, wymieniać i remontować. Teraz na przykład była z Gwen w niegdysiejszej bibliotece, służącej także za biuro rodziców, zrywając ze ścian starą, poplamioną tapetę. Okna były otwarte na oścież, żeby trochę wywietrzyć. Kilka sezonów temu dach zaczął przeciekać i zalał to pomieszczenie, co teraz trzeba odnowić, naprawić... no i pozbyć się grzyba. - Ciekawe co znajdziemy pod tymi tapetami... może są tam jeszcze nasze bazgroły sprzed remontu - rzuciła, zerkając na siostrę. Martwiła się o Gwen, ale nie chciała ją ciągle zadręczać pytaniem jak się czuje. Zamiast tego lepszą terapią chyba było dźganie łopatką w tapetę i odrywanie jej płatów, wyładowując się przy okazji. - A gdzieś w tamtej części biblioteczki chyba jeszcze są dwa skręty, które schowałyśmy z koleżankami przed laty... - dodała, w ramach ciekawostki. Totalnie o nich później zapomniała! A to był pierwszy raz jak próbowała zioła i jak widać, bardzo się zestresowała i schowała je tak dobrze, że sama potem nie wiedziała gdzie było.
promienny latawiec
-
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
/ no tam kiedyś

Papka z groszku nie była zjadliwa. Kiedy któreś z rodziców chciało nakarmić nią małą Gwen, ta pluła jedzeniem tak daleko i tak mocno, że w zasadzie chyba do dziś, pod którąś z kolei warstwą farby, dałoby się odszukać zostawione przez nią ślady. Jej rodzinny dom zawsze będzie dla niej ważny, nawet bardzo, ale... Wiadomo, jak działa czas. Rodzimy się i umieramy. Chyba każdy z nas jest chyba świadomy tego, że rodzice kiedyś odejdą, że kiedyś ich zabraknie i chociaż tak wczesna ich utrata zabolała blondynkę, to potem stało się coś, co zabolało ją jeszcze bardziej. Straciła przyjaciela, męża, towarzysza życia, nic więc dziwnego, że zdecydowana większość spraw przestała ją interesować. Weźmy na przykład rodzinny dom.
Nie do końca interesowało ją to, w jakim był teraz stanie. Owszem, gdzieś z tyłu jej głowy wciąż kołatała się myśl, że Rorey prawdopodobnie ma rację i trzeba zająć się wnętrzami budynku, w którym dorastały, ale...
- Albo robaki, które tylko czekają na to, żeby stamtąd wypełznąć - dodała jeszcze. Prawdopodobnie nie na taki rodzaj entuzjazmu liczyła siostra, ale chwilowo Gwen nie było stać na nic więcej. Bolała ją noga (to od wypadku), bolała ją głowa (to akurat od kaca) i najchętniej wróciłaby do domu. Póki co siedziała sobie na stołku przystawionym do ściany i udawała, że pracuje.
- Jakby to powiedzieć... Już ich tam nie ma. Charlie i ja... - zawiesiła na moment głos. - Kiedyś je znaleźliśmy.
A może to były inne skręty? Może należały do innego Fitzgeralda? Ryder odpadał, był wtedy zbyt młody, ale kto wie, gdzie różne rzeczy chował w domu Leon? Może należały do niego? Teraz i tak nie miało to znaczenia. Nie było już skrętów. Nie było Charliego. Był stary, rodzinny dom i szeregowiec, w którym Gwen nie potrafiłaby przestawić nawet jednej rzeczy.
- Zamierzasz zrobić to wszystko dzisiaj? Bo tego jest tak jakby... dużo, a ja na pewno nie wejdę na drabinę, żeby zedrzeć to wszystko z góry.

rorey fitzgerald
greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
Zielone papki w ogóle nie były zachęcające! Bo czy to brukselka, czy groszek, czy szpinak, to dzieciaki za bardzo nie chciały ich wcinać. Co innego jakieś jabłka, marchewki, czy pomidorowe zupki. Zwłaszcza ostatnia zawsze smakowała Rorey, kiedy była dzieckiem. I wszystkie owocowe mieszanki. Za to nie lubiła wszystkich mięsek, zwłaszcza tych z tłuszczykiem i żyłkami, dlatego bardzo szybko została weganką i z nich całkiem zrezygnowała. Ten dom był pełen wspomnień, dobrych i złych i należało się z nim pożegnać. No chyba że któreś z rodzeństwa jednak uzna, że chce tu mieszkać. Rorey tego nie wykluczała, chociaż sama… no chyba by nie mogła sama siedzieć. Dom był na to zdecydowanie zbyt duży, więc nie wiedziałaby co robić z taką ilością pustych pokoi. A ona nie dość, że nie miała męża, ani rodziny, to nie wiedziała czy w ogóle chce mieć dzieci, więc.. no nie było jej to po prostu potrzebne. Za to to co było potrzebne, to pożegnanie się z tym miejscem. I remontowanie wnętrz, sprzątanie rzeczy i mebli było właśnie ważnym tego elementem.
- W takim razie bardzo się cieszę, że założyłam dzisiaj trampki, a nie jakieś otwarte buty - przyznała z lekkim rozbawieniem - możemy też poszukać jakichś łapek na muchy do ochrony, może będą w piwnicy… - dodała, zastanawiając się czy chce tam iść. Tam było najciemniej i pewnie właśnie tam chowało się większość pajączków.
- Ojej - rzuciła cicho, żałując że weszły na bolesne tematy. I od razu spojrzała kontrolnie na siostrę, sprawdzając czy może jednak chce o tym porozmawiać. I tak, to mogły być skręty Rydera, bo pewnie przed śmiercią taty tutaj je popalał, ale Rorey nie miała odwagi sprawdzić. - Chcesz o nim porozmawiać? - i zdecydowała, że po prostu zapyta wprost. Chciała żeby siostra wiedziała, że zawsze może na nią liczyć, może się wygadać, wyżalić, albo… powspominać. Minęły dwa lata, a Roo do tej pory nie miała odwagi zbyt często poruszać tego tematu.
- Wątpię że się uda wszystko, ale chce zacząć. A ty nie musisz wchodzić na drabinę, ja się zajmę od góry, możesz atakować niższe partie. To całkiem fajne, tak sobie dźgać - przyznała, właśnie to robiąc. Dźgając i zrywając tapetę.
promienny latawiec
-
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Mięska były dobre. Gwen bardzo je lubiła i prawdopodobnie podjadała siostrze kotleciki, a w zamian dawała jej swoją marchewkę i jakoś się to kręciło. Tak, dom był pełen wspomnień, nie tylko takich kulinarnych, ale i wszystkich innych. Ciężko się ich wszystkich pozbyć, ciężko o nich zapomnieć, ale jednocześnie ciężko byłoby jej na przykład się tu przenieść. Nie, dom był wspólny, więc wspólnie powinni go sprzedać i podzielić się pieniędzmi. Tak będzie sprawiedliwie, oczywiście pod warunkiem, że bracia w końcu pomogą dziewczynom w ogarnianiu wnętrz.
- Jesteś pewna, że chcesz tam schodzić? - spytała, bo ona sama nie miała na to najmniejszej ochoty. Pewnie, tam też trzeba będzie posprzątać, ale akurat do tej roboty można zaciągnąć chłopaków. To męskie zajęcie. Gwen na pewno nie będzie się tam pchała, tym bardziej ze swoją nogą, której w zasadzie bardziej nie ma, niż jest.
Ona na siostrę nie spojrzała. Nie to, żeby unikała jej wzroku, po prostu tak wyszło. Zamiast tego wzruszyła ramionami, bo co więcej mogła dodać? Faktycznie, ojej. Może gdzieś coś delikatnie ją zakuło, ale nie zamierzała się rozklejać.
- Nie. Chyba nie.
Bo i o czym tu rozmawiać? O tym, że nadal jej go brakuje? O tym, że wciąż nie poukładała sobie w głowie kilku spraw? To wiedzieli wszyscy, podobnie jak to, że jeśli będzie chciała rozmawiać, sama zacznie ten temat i była wdzięczna siostrze za to, że ta nie poruszała wcześniej tematu Charliego.
- Nie ma o czym mówić - dodała jeszcze, ale zdaje się, że bardziej próbowała przekonać samą siebie, niż Rorey. - Okej, miałaś rację. To dźganie naprawdę działa trochę terapeutycznie - bo właśnie wyobrażała sobie, że dźga pana, który spowodował jej wypadek. Hej! Ta zabawa naprawdę zaczyna jej się podobać! - Kiedy dojdziemy już do mojego pokoju, będzie trzeba wymienić tam zewnętrzny parapet. Charlie zakradał się do mnie przez okno i trochę go przy tym uszkodził.
No i jednak nieco się otworzyła.

rorey fitzgerald
greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
Mogła śmiało brać jej kotleciki, bo prawdę mówiąc to Rorey za bardzo nie przepadała ani za zapachem, ani smakiem mięsa. I jakoś tak… no nigdy jej nie ciągnęło, zwłaszcza jak widziała, jak mama je kroi i przygotowuje. O wiele ciekawsze były dla niej kolorowe warzywka, które… no były kolorowe i do tego miały tyle fantazyjnych kształtów! I nigdy za bardzo nie rozumiała po co to mięsko, ale nie obrzydzała reszcie rodziny jedzenia go. Każdy wybierał to na co miał ochotę. Nie wyobrażała sobie żeby rodzeństwo zmuszało ją do klepania im kotletów, więc ona im nie zamierzała tych kotletów podkradać i wyrzucać za okno. Co pewnie i tak rozpętałoby jakąś bitwę na jedzenie…
- Nie może być tam aż tak strasznie. Pewnie jest trochę brudno, ale.. nie jakoś strasznie - rzuciła, nie do końca pewna tego co mówiła. Bo mogła tam być kolonia wielkich pająków, to w końcu Australia, tam wielkie pająki czają się na każdym kroku!
- Jeśli kiedyś będziesz chciała… to jestem tu, żeby wysłuchać - dodała trochę ciszej. Tak, piwnice nie były straszne. Tęsknota, smutek i żałoba już tak. I problemy z nogą, która do tej pory była niezawodnym kompanem na co dzień… piwnica przy tym wydawała się niemal głupią sprawą.
- Co nie? Można sobie…. się wyżyć - rzuciła, początkowo też chyba myśląc że można sobie wyobrażać różne twarze. Ale… nie, nie chciała o nim myśleć, nie mogła. Chciała w końcu o nim zapomnieć i o tym co się stało, ale jej głupi mózg się niestety nie stosował do jej zaleceń. To tak jak z tym mówieniem, żeby nie myśleć o różowym słoniu, a on wciąż się pojawia przed oczami. Dlatego była wdzięczna za kolejne słowa Gwen, które sprowadziły ją nieco na ziemię. - Musi być dobrej firmy, z zewnątrz nic nie widać - odpowiedziała, z subtelnym półuśmiechem. - To drzewo też jest całkiem porządne - dodała, bo podejrzewała, że to właśnie po nim się wspinał. Ale nie dodała nic więcej, to był moment Gwen na wspomnienia.
promienny latawiec
-
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Dawniej mała Gwen lubiła patrzeć na to, jak mama robi kotleciki i jeśli tylko tata sam przygotowywał jakieś własnoręcznie wędzone kiełbaski oraz wędlinki, to mu pomagała, ale zdecydowanie przeszło jej po wypadku. Ktoś mógłby powiedzieć, że napatrzyła się wtedy na prawdziwe mięso, ale na szczęście dość szybko straciła przytomność i wielu szczegółów po prostu nie pamięta. Nie oznacza to jednak, że przestała lubić pieczyste! No skąd! Żyła z nim w zgodzie. Jadła, a nie patrzyła na przygotowania.
- Właśnie tego brudu się boję. Jeśli to ma wyglądać tak, że wejdziemy tam i nie wyjdziemy przez tydzień, bo ciągle będzie coś do sprzątnięcia, a na pewno będzie, to ja nie chcę. Serio, ja tego nie chcę. To ja już wolę sprzątać... - zawiesiła głos. Mimo wszystko uznała jednak, że dobrze będzie dokończyć myśl, bez względu na to, jaka by ona nie była. - Wolałabym już porządkować swój dom.
Okej, może trochę się rozpędziła i żeby nieco to przykryć, zaczęła jeszcze mocniej uderzać łopatka o ścianę. Chyba chciała przebić się na drugą stronę i dość szybko zdała sobie sprawę z tego, że nie do końca o to chodziło w tym remoncie. W jej szeregowcu również przydałyby się wielkie porządki, bo jakoś tak wyszło, że od dwóch lat niemal niczego nie przestawiła, ograniczając się przede wszystkim do wytarcia kurzy.
- Wiem - uśmiechnęła się delikatnie. Chociaż niekoniecznie umiała to okazać, to była wdzięczna za wsparcie i za to, że zawsze mogła się komuś wygadać. Póki co chyba nie chciała. Chyba, bo jeszcze nie była pewna. Zresztą, z Gwen nigdy nic nie wiadomo, a jej problemy były dla niej najważniejsze.
- I tak dość długo udawało mu się tamtędy wchodzić, zanim ojciec go przyłapał - zdobyła się na coś, co w zamyśle miało być delikatnym uśmiechem. - Za pierwszym razem narwał mi kwiatków z klombu mamy. Nigdy nie dowiedziała się, że to on i że te kwiatki były w moim pokoju.
I znów się uśmiechnęła. Tak, to była jedna z tych historii, które lubiła i którymi niechętnie się dzieliła

rorey fitzgerald
greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
Rorey z czasem też zapominała coraz więcej z rzeczy, które robili i mówili jej rodzice. Albo które po prostu lubili. Bardzo się starała za to nie zapomnieć jak oboje żartowali, jak brzmiały ich głosy, jak i z czego się śmiali… to były bezcenne wspomnienia, których kurczowo się trzymała. I przykrywała nimi wspomnienia sprzed śmierci mamy… i po jej śmierci, kiedy tata był duchem człowieka… Nie chciała się na tym skupiać. Tak samo miała z Gwen, nie chciała na nią patrzeć przez pryzmat siostry w żałobie, tylko siostry sprzed wypadku. Nawet jeśli ona się nie czuła jeszcze na siłach żeby nią być.
- Wiesz, tak naprawdę trochę tak działają domy, kilka dni i trzeba sprzątać znowu - zauważyła z rozbawieniem, bo ten kurz się brał nie wiadomo tak naprawdę skąd! I czasami sobotnie sprzątanie to było za mało żeby się go pozbyć, bo jakoś tak nagle wychodził już po kilku dniach. - Im szybciej tam pójdziemy, tym szybciej to skończymy. A w Twoim domu też ci mogę pomóc - zaoferowała, bo miała nadzieję, że siostra wie, że jak czegoś jej trzeba, to ona pomoże. Gwen nie może tak bardzo obciążać tej nogi, a Rorka… no ona potrzebowała różnych małych zajęć, żeby nie myśleć o problemach. I wolała się ogólnie zajmować problemami innych osób, zwłaszcza że… no Gwen straciła ukochanego i sama omal przy tym nie zginęła, jej trauma przy tym dla niej wyglądała głupio i… no nieistotnie. Nie śmiałaby jej zawracać tym głowy.
A potem zaśmiała się cicho. - Pamiętam jaki był zły - przytaknęła, bo cóż, który tata lubi widzieć absztyfikantów u swojej pierworodnej córki? To musiał być szok! - A to stąd była dziura… pamiętam jak mnie bolało jak to zobaczyłam - przyznała, z lekkim rozbawieniem, bo zawsze kochała kwiatki! A tak bestialsko wyrwane… no pękło jej serce! - Jakim cudem to przegapiła? - zapytała z rozbawieniem, ale hej, ona też najwyraźniej to przegapiła. I to nie było naprawdę aż tak istotne, najważniejsze było, że Gwen wspominała przyjemne sprawy i że się uśmiechała. Rorey bardzo brakowało widoku tego uśmiechu u siostry.
promienny latawiec
-
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
To nie do końca tak, że nie czuła się na siłach. Miewała przebłyski, w czasie których czuła, że mogłaby wrócić do życia, że mogłaby zacząć układać je sobie na nowo, ale wystarczył jeden samotny wieczór, żeby powróciły złe wspomnienia i wszystkiego jej się odechciewało. Może byłoby jej łatwiej, gdyby była sprawna fizycznie, a tak? Nieruchawe kolano niczego jej nie ułatwiało, zwłaszcza sprzątania.
- Niestety dla nas - westchnęła. Nie chciała nawet myśleć o tym, jak wyglądały pewne zakamarki jej własnego domu. Najgorzej wyglądał chyba gabinet - Gwen nie była w nim niemal od dwóch lat. Zajrzała tam tylko raz. Zabrała dokumenty koniecznie do sfinalizowania wszystkich spraw prawnych związanych ze zmianą jej stanu cywilnego oraz ubezpieczeniem. Nigdy więcej tam nie była. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak samo, jak przed wypadkiem. Było w nim zbyt wiele rzeczy zmarłego męża i Fitzgerald nie potrafiła się z tym wszystkim zmierzyć.
- Jasne. Będę pamiętać o twojej propozycji - odparła bez większego entuzjazmu. Jego brak nie wynikał z tego, że nie chciała pomocy siostry. Co to, to nie. Po prostu... Nie chciała niczego deklarować, bo oznaczałoby konieczność zmierzenia się z tym, na co chyba nie do końca była jeszcze gotowa. Zrzędzenie, narzekanie i odpychanie od siebie ludzi było jednak o wiele łatwiejsze, niż wzięcie się w garść. To wymagało wielkiego wysiłku.
- Zrzuciłam winę na psa sąsiadów. Wmówiłam mamie, że widziałam, jak się tam tarzał i na pewno wszystko połamał - wyjaśniła. - To była jedna z najbardziej romantycznych rzeczy, jakie zrobił dla mnie na początku naszego związku - uśmiechnęła się, ale zaraz potem nieco spoważniała. - Myślisz, że kiedyś to wszystko będzie bolało nieco mniej?
I bynajmniej nie miała tu na myśli swojego ciała.

rorey fitzgerald
greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
To raczej była kwestia psychiki niż siły fizycznej. W końcu tak działa ludzki umysł. Idąc na operację z pozytywnym nastawieniem, jest większa szansa na dobry przebieg i lepszą rekonwalescencję. Jak ktoś sie po niej poddaje i wpada w depresję, to też nie dochodzi do siebie tak szybko i tak dobrze, jak osoba pełna wiary i jakiegoś przekonania, że po prostu będzie dobrze. Więc wszystko jest po prostu ze sobą powiązane i Rorey też trochę tego doświadczyła, mimo że nie miała siły o tym myśleć, ani mówić. Bo zadrapania i siniaki się goją, ale głowa tak szybko nie wraca do dawnego stanu…
- Nawet nie wiesz jak dużego pająka ostatnio musiałam eksmitować z naszego mieszkania… ale był całkiem uroczy, miał intensywny kolor - wyjawiła, ale no, ona starała się nie zabijać pająków, bo jednak były o wiele fajniejsze niż owady, które normalnie właśnie pająki zabijały. Więc trzeba je doceniać, zwłaszcza jak przypadkowo łapały takie komary. Pewnie niezbyt często, ale zawsze to kilka mniej!
- Teraz możesz ocenić moje zdolności i sprawdzić, czy się nadaje. Niedawno pomagałam też koleżance odmalować salon, chociaż prawdę mówiąc, był brudny bo to ja nie dopilnowałam jej syna… w ramach przysługi niańkowałam - wyjaśniła, trochę się rozgadując, ale właściwie dlaczego nie. Nie chciała pracować w ciszy, a jednocześnie chciała trochę rozruszać Gwen rozmowami o głupotach, a nie o samych poważnych sprawach. Już sama obecność w domu rodzinnym była nieco trudna i bolesna.
- Ten pies był małym szaleńcem, jestem pewna że to on porwał jeden z moich różowych trampków, jak zostawiłam je na moment w ogrodzie.. więc dobrze zrobiłaś - zauważyła z rozbawieniem. A potem uśmiechnęła się bardzo delikatnie. I po chwili posmutniała, po kolejnych słowach siostry.
- Tak… chyba musi boleć coraz mniej… - przyznała, po chwili namysłu. - Gdyby nie przestawało, to byśmy zwariowali - dodała, mówiąc i o niej i o sobie. Chociaż ich rodzice i to, jak po śmierci mamy tata niknął w oczach mówiło coś innego. No ale oni byli ze sobą dłużej, mieli dzieci i to był jednak inny poziom relacji, niż ta Gwen I Charliego.
promienny latawiec
-
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Nie chciała rozmawiać o swojej psychice. To było dla niej znacznie trudniejsze, niż rozmowa na każdy inny temat. O wiele łatwiej jest przecież powiedzieć, że nie przyjdzie dziś do siostry, bo boli ją noga lub woli jutro zostać w domu, bo na pewno będzie bolał ją kręgosłup. Nie było to nieprawdą. Jej stan zdrowia wciąż daleki był od ideału i prościej było zrzucić winę na to, niż szukać problemów we własnej głowie. Łatwiej było jej robić z siebie ofiarę i zajmować się swoimi sprawami, niż spojrzeć nieco szerzej i skupić się na życiu innych. Dawniej taka nie była. Dawniej się angażowała. Teraz... Teraz nie do końca była sobą. Gdyby była, skupiłaby się na siniakach siostry, a nie na swoich urazach sprzed dwóch lat. Nie chciała być złą siostrą, po prostu... To chyba był jej kiepski sposób na radzenie sobie z żałobą i własnymi słabościami.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć - aż się wzdrygnęła. Niby nie miała problemu z pająkami, chyba, ale kiedy mieszka się w Australii, każde spotkanie z tymi stawonogami mogło okazać się tym ostatnim. - Która to koleżanka?
Naprawdę była ciekawa. Przez ostatnie dwa lata była, a jakby jej nie było i ominęła ją spora część życia rodzeństwa. Nie miała pojęcia, czy którejś z koleżanek siostry faktycznie cos się urodziło. Chociaż... Rodzenie też nie było tematem, z którym czuła się komfortowo, ale dopóki cała sprawa dotyczyła koleżanki X, nie czuła się jeszcze tak, jakby znowu chciała umrzeć.
- Może i był szaleńcem, ale jedno trzeba mu przyznać. Doskonale pilnował naszego sąsiedztwa. Kiedy tylko Charlie się u nas ponawiał, od razu zaczynał szczekać. Czasem zastanawiałam się, czy ojciec nie maczał przypadkiem palców w jego tresurze. Wiesz, czy nie pokazywał mu zdjęcia Charliego i nie straszył go paralizatorem, żeby zaczynał szczekać, kiedy tylko go widział - zażartowała. Tata na pewno nie zrobiłby czegoś takiego. - Nie chcę skończyć jako wariatka.
Nie chciała też chyba skończyć życia samotnie. W tym momencie sama nie wiedziała, czego chce. Jakaś część Gwen byłaby szczęśliwa jako samotna, zgorzkniała staruszka, ale póki co staruszką jednak nie byla i wcale sie tak nie czuła.

rorey fitzgerald
greensperson — i moolinght bar
27 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
projektantka ogrodów, greensperson, a po godzinach chowa się przed światem nurkując i robiąc zdjęcia dzikiej przyrodzie
W tym były bardzo podobne! W chowaniu problemów w sobie. Tyle że no, Gwen jednak po prostu chowała wszystko w sobie, a Rorey mimo że sama miała sporo w tej głowie pomieszane, to starała się pomagać wszystkim dookoła i ich naprawiać, jeśli tylko jej pozwolili. Zamiast zrobić dobry przykład i najpierw uporządkować własny bałagan w życiu i zdrowiu psychicznym, to cóż, skupiała się na innych. Albo dużo pracowała, hodowała kwiatki i po raz setny robiła inwentaryzację w barze. Albo pomagając się z jakiegoś bałaganu wykaraskać Ryderowi, bo to też był brat, który wymagał sporej ilości uwagi. W końcu był najmłodszy i cóż, czasami nie wiedziała jak mu pomóc, bo ewidentnie brakowało mu rodziców w życiu.
Ale Rorey… nie oczekiwała od rodzeństwa, że zauważą jej problemy i jej traumy. Wolała żeby tego nie widziała, bo sami mieli o wiele większe problemy na głowie, a.. no jej własne problemy, z jej perspektywy były strasznie głupie. I ostatnie czego chciała, to zawracać im gitarę głupimi sprawami.
- Neva, mieszka w tym samym budynku. Ma chłopca, nazywa się Lindsey i jest bardzo grzeczny. A sama wychowuje go bez niczyjej pomocy, bez ojca na horyzoncie - pochwaliła, bo dla niej Neva była superbohaterką. - Mały jest świetny, ale wiesz…. - zaczęła, zastanawiając się, czy powiedzieć o tym na głos. - Zaczynam myśleć o tym, że chyba nie chcę mieć własnych dzieci - dodała, zerkając na siostrę trochę niepewnie. Nie wiedziała czy powinna o tym mówić, skoro no nie wiedziała, jak tam z Charliem sobie planowali. Ale z drugiej strony to jednak siedziało jej w głowie i z kimś się chciała tym podzielić.
- Może… wiesz, albo pokazywał mu jego sweter, dawał do powąchania, a jak pies dawał głos, to mu dawał przysmak, żeby reagował nie tylko widok, ale także na jego zapach - rzuciła, oczywiście porzucając wizję paralizatora, bo uznała że lepsza tresura jest z nagrodami, niż z karami. I no…. wiedziała że raczej nie mieli paralizatora w domu, bo by go w dzieciństwie testowali na Ryderze, heh. Albo raczej Ryder by go testował sam na sobie, miał w końcu czasem dość dziwne pomysły…
Ale szybko pozbyła się tej wizji z głowy i skupiła się na kolejnych słowach Gwen.
- Jeszcze ci trochę do tego brakuje Gwen… - zapewniła ją, a potem przygryzła lekko wargę - Możesz sobie dać jeszcze trochę czasu na żałobę i zbieranie się, świat nigdzie nie ucieknie. Ale jak chcesz się wygadać mi albo komuś, kto się specjalizuje w radzeniu sobie z żałobą to… mogę z tobą być, albo pójść - zaoferowała, bo naprawdę chciała jej pomóc. Ale też nie miała doświadczenia w profesjonalnym pomaganiu komuś w sytuacji siostry, sama też nigdy nie pochowała ukochanego, więc jedyne co mogła, to jej wysłuchać. . A rady były tylko gadaniem i niewiele dawały.
promienny latawiec
-
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
W tej rodzinie chyba każdy miał jakiś problem. Może wisiała nad nimi jakaś klątwa, której do tej pory żadne z nich nie złamało? Byłoby dobrze, gdyby komuś w końcu się udało. Może przy okazji odczarowałby resztę Fitzgeraldów? Tylko jak to zrobić? Póki co muszą dzielnie się trzymać i próbować stawiać czoło zmartwieniom. Mogli też przyjąć życiową filozofię Gwen i nie robić nic. Taka opcja również miała jakiś sens. Niewielki, ale miała.
- To dobrze, że ma ciebie innych znajomych, którzy jej pomagają - stwierdziła. - Cieszę się, że nasze dzieciństwo było inne.
Wychowywali się w pełnej rodzinie, w domu pełnym dzieci i to z pewnością miało wpływ na całe ich dorosłe życie. Nie to, żeby nie dotyczyło to osób wychowywanych tylko przez jednego rodzica, co to, to nie, ale blondynka naprawdę cieszyła się, że jej dzieciństwo wyglądało właśnie tak, jak wyglądało.
- Ja na pewno nie chcę ich mieć.
Wzruszyła ramionami. Tego jednego była pewna. Główny powód był chyba dość prosty do przewidzenia - nie było obok niej Charliego, a póki co nie sądziła nawet, że mogłaby spróbować ułożyć sobie życie z kimś innym. No i... Miała już w tej kwestii pewne doświadczenie, do którego nie chciała wracać. Dopóki siostra nie będzie chciała wciągać jej w dyskusje na ten temat, tylko będzie mówiła o swoich własnych odczuciach, mogła mówić.
Tak, wizja Rydera traktującego paralizatorem samego siebie była czymś, co Gwen mogłaby sobie wyobrazić. Tyle tylko, że od razu wyobrażała sobie, że potem brat zrzuca całą winę na nią. A przecież upuściła go tylko raz! Jeden raz!
- Minęły już dwa lata i czasami mam wrażenie, że nic się nie zmienia, a ja nadal jestem w tym samym miejscu - zwierzyła się. - Nie. Nie chce. Na początku byłam na kilku takich spotkaniach i poczułam sie po nich jeszcze gorzej.
Okazuje się, że jednak zdzieranie tapety działało na nią naprawdę kojąco.

rorey fitzgerald
ODPOWIEDZ