lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
☾ Jeden
Nożyce do metalu - małe, sprytne urządzenie spokojnie mieszczące się w damskiej torebce. Nie pozorne, a jednak generujące ze sobą masę kłopotów - a przynajmniej tak uważała Judy która musiała wysłuchać kilku, naprawdę dziwnych pytań podczas ich zakupu oraz znieść niezwykle podejrzliwe spojrzenie sprzedawcy gdy wspomniała, że musi pozbyć się pewnej kłódki. Nie byłaby sobą, gdyby jego podejrzeń nie skwitowała zniecierpliwionym spojrzeniem oraz pełnym pogardy uśmieszku, jaki pojawił się na jej twarzy. W końcu nie planowała nic złego, nie miała nawet zamiaru przynajmniej na razie pakować się w jakiekolwiek kłopoty, ot jedynie chciała pozbyć się jednej, niezwykle wkurwiającej kłódki która powracała do jej myśli, prześladując ją niczym najgorszy stalker. A Judy przecież, jak wszystkie kobiety z nazwiskiem Evans, ponad wszystko ceniła sobie wolność oraz niezależność - które teraz niszczone były widmem kawałka metalu zawieszonego gdzieś hen od domu. Ile to już minęła? Rok… Nie więcej, z pewnością odrobinę więcej, nadal jednak jej myśli potrafiły wracać do tamtych dni ku niezadowoleniu zielonookiej brunetki. W tej sytuacji nie było miejsca na żadne, choćby najmniejsze sentymenty i Judy doskonale o tym wiedziała - wystawiona, zapomniana, odłożona na półkę niczym zabawka, którą przyszło się komuś znudzić. Wściekła, że jej życie zaczęło przybierać tory podobne do tych, po których kroczyła jej matka musiała w końcu dać upust swojej złości i dosłownie odciąć się od tamtych wydarzeń, by ruszyć przed siebie z wiatrem w żaglach. Może powinna wyjechać? Gdzieś daleko, do innego miasta? Z przyjemnością by to zrobiła gdyby nie fakt, że wtedy już zupełnie wkroczyłaby na ścieżkę ucieczek charakterystycznych dla Jolene Evans.
I tak też znalazła się tutaj, przy jednej plaż w Port Douglas koło dziwnej budowli z siatki na której wisiały najróżniejsze kłódki. Teraz, gdy przyszło jej przejść przez gorycz odrzucenia uważała ten pomysł za niezwykle tandetny oraz przereklamowany. Prychnęła aż pod nosem na samą myśl o tym, jak głupia musiała być te kilkanaście miesięcy temu gdy zgodziła się na podobne przedsięwzięcie bo miłość będzie trwać, póki kłódka będzie wisieć… Och, jakże naiwnie chciała w to wierzyć! Teraz wiedziała, że uczucie ów nie miało nic wspólnego z miłością, a ona dała złapać się w te same sidła, jakie rozkładała przed innymi grając w swoje gierki w których, niestety, wygrać się nie dało. I nie miała zamiaru powtórzyć błędu, na znak zapieczętowania swojego postanowienia wyjęła więc z niewielkiej torebki nożyce do metalu, by odnaleźć kłódkę z wypisanymi zielonym markerem inicjałam V.G + J.E i wsunąć uszko kłódki między ich szczęki. Przez chwilę siłowała się z rączkami nożyc, aż w końcu zamek puścił i kłódka z łoskotem spadła na drewniany pomost. Sięgnęła po nią, zaciskając długie palce na kawałku metalu… Musiała się jej pozbyć, samo odcięcie nie przynosiło choćby odrobiny ulgi. Wstała i już, już miała cisnąć kłódką w morską toń gdy coś zwróciło jej uwagę. A raczej ktoś, przypominający w tym momencie ducha pieprzonej przeszłości. A może to wyobraźnia płatała jej figle? Nie, z pewnością nie, była zupełnie, stuprocentowo trzeźwa i nie było ku temu choćby najmniejszej możliwości. Zaśmiała się, lecz nie radośnie a nerwowo, gdyż scena ta wydawała jej się być wyjęta żywcem z tandetnej komedii romantycznej zakończonej happy endem, którego tutaj z pewnością nie będzie.
- Pieprzona kpina. - Mruknęła, nie była jednak pewna czy bardziej do siebie czy do stojącej naprzeciwko niej dziewczyny, wlepiającej w nią to samo, cholernie przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu które niegdyś uwielbiała. Chciała krzyczeć, wyrzucić z siebie to wszystko co namnożyło się w niej przez ostatnie miesiące, zamiast tego jednak założyła ręce na piersi czekając na... Cholera, właściwie nie wiedziała, na co dokładnie.

Valentina Goldsworthy
niesamowity odkrywca
chaosem
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
✶ 7 ✶
Valentina także w pewnym sensie postanowiła rozprawić się dzisiaj z przeszłością, ruszyć z miejsca i zrobić kolejny mały krok ku temu, by wrócić do upragnionej przedwypadkowej normalności. Innymi słowy - szła na rozmowę o pracę. Szczerze mówiąc trochę się zdziwiła, że ktoś postanowił się do niej odezwać, bo nie uważała swojego CV za szczególnie atrakcyjne, ale najwyraźniej dyrektor szkoły podstawowej był innego zdania i z jakiegoś powodu uznał, że byłaby świetną nauczycielką wychowania fizycznego. Czy faktycznie była to praca jej marzeń, pozostawało kwestią mocno dyskusyjną, ale niestety, była świadoma że z samego prowadzenia treningów boksu długo już nie wyżyje i musi oprócz tego zająć się jeszcze czymś innym. Na codzień raczej nie miewała zbyt wiele do czynienia z dziećmi w wieku podstawówkowym, nie bardzo wiedziała jak się przy nich zachowywać, ale miała nadzieję że to nie okaże się jakąś ogromną przeszkodą nie do przejscia. W końcu mówią, że do wszystkiego można się przyzwyczaić.
Ciężko stwierdzić, na co właściwie się nastawiała, ale z całą pewnością nie aż na tak okropną porażkę - a tej była pewna ledwie tylko otworzyła usta podczas rozmowy. Stres zjadł ją całkowicie. Jeszcze rok temu coś takiego byłoby dla niej nie do pomyślenia, ale teraz przez nerwy udało jej się bardzo konkretnie zjebać i tym samym stracić szansę na ustabilizowanie zawodowego życia. Już dawno nie była niczym tak zdołowana, uznała więc, że mała wycieczka do portu, spacer i jakieś dobre lody dobrze jej zrobią.
Czy to przypadek, że prędzej czy później nogi poniosły ją w stronę tych przeklętych kłódek? Raczej nie, Tina miała jakiś sentyment do tego miejsca, bo przywodziło na myśl dobre wspomnienia z czasów, kiedy jeszcze wszystko było normalne i kiedy miała u swojego boku kogoś na kim zaczynało jej naprawdę bardzo zależeć. Uśmiechnęła się delikatnie na samo wspomnienie, odtwarzając w myślach wszystkie piękne chwile, wydające się być teraz tak bardzo odległe, jakby to wszystko działo się w innym życiu. Cóż za ironia losu, że najwyraźniej nie tylko ona postanowiła zrobić sobie dzisiaj sentymentalną wycieczkę...
Patrząc na drobną, dobrze sobie znaną sylwetkę, w pierwszej chwili pomyślała że cierpi na jakieś urojenia, bo przecież takie przypadki nie zdarzały się w prawdziwym życiu... ale nie - z całą pewnością miała przed sobą Judy Evans we własnej osobie, nie było co do tego najmniejszych wątpliwości. W jednej chwili ogarnęła ją panika - całkiem uzasadniona, biorąc pod uwagę, że tylko i wyłącznie ona sama była winna temu, jak obecnie wyglądała ich relacja. Czy może raczej, że nie istniała już w ogóle.
Okej, tylko spokojnie. Wdech i wydech a potem trzy, dwa, jeden, odwrót. Plan idealny, co mogło pójść nie tak. Może Judy nie zwróci na nią uwagi; może uda jej się odejść niezauważoną. Już miała robić krok do tyłu, już prawie jej tu nie było, kiedy zgodnie z jej obawami Judy odwróciła się w jej stronę, krzyżując spojrzenie z jej spojrzeniem. Kurwa. To by było na tyle z dyskretnej ucieczki. Zresztą Valentina pewnie i tak nie byłaby w stanie nigdzie się ruszyć, bo nogi momentalnie odmówiły jej posłuszeństwa. Mogła jedynie stać i dzielnie wytrzymywać spojrzenie dziewczyny, którą kiedyś uwielbiała i która chyba wciąż przyprawiała ją o szybsze bicie serca, ale przed którą jednocześnie tak bardzo chciała w tym momencie uciec.
- Hej - rzuciła cicho i niepewnie, zupełnie bez zastanowienia, dosłownie w tej samej sekundzie strzelając sobie mentalnego facepalma.
Poważnie? H e j ? Goldsworthy, ależ z ciebie skończona idiotka!
Powinna była w ogóle się nie odzywać, tylko mimo wszystko zrobić planowany szybki odwrót i oczywiście udawać że nic się nie stało, bo tak było najłatwiej. Teraz jednak było chyba trochę za późno. Skoro już raczyła wyrzucić z siebie jakże elokwentne hej to wypadałoby pójść o krok dalej, choć była wewnętrznie rozdarta, czy w ogóle powinna. Odcięcie się od tego co było kiedyś wydawało się zdecydowanie prostszą i bardziej przystępną opcją, ale nie od dziś wiadomo, że Valentina słynęła raczej z komplikowania sobie życia, aniżeli wybierania łatwiejszych rozwiązań.
- Chyba jestem ci winna wyjaśnienia - wydusiła z siebie w końcu, po dłuższej chwili milczenia. Czy była na to gotowa? Absolutnie nie, bo jednoznacznie wiązało się to z wejściem na temat pożaru, poparzeń i głębokiej rany na psychice, która za nic w świecie nie chciała się wygoić, ale z drugiej strony, doskonale wiedziała, że kto jak kto, ale Judy zasługiwała na prawdę. Skoro już doszło do konfrontacji to musiała się przełamać i o wszystkim jej powiedzieć, to mogła być jej ostatnia szansa, a była jej to winna, po tym jak z dnia na dzień nagle zniknęła z jej życia, bez choćby słowa wyjaśnienia.

Judy Evans
ambitny krab
Brysia
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Przez chwilę Judy Evans również miała nadzieję, że oto jej wyobraźnia płata figle; że tylko wyobraziła sobie obecność Valentiny w tym miejscu, w którym pozostała już chyba jedyna pamiątka po ich… znajomości. Bo właśnie w takiej kategorii Judy postrzegała to, co kiedyś je łączyło - znajomości, w którą naiwnie dała się wciągnąć z nadzieją, że połączyło je coś wyjątkowego oraz rzadko spotykanego. To wszystko prysło jednak niczym mydlana bańka w momencie, w którym Valentina zerwała z nią kontakt z dnia na dzień, nagle przestając odpowiadać na wiadomości oraz telefony. W końcu, skoro faktycznie byłoby między nimi coś wyjątkowego, nie odrzuciłaby jej niczym zabawki, którą przyszło się jej znudzić, czyż nie? W tamtym momencie jak nigdy wcześniej zrozumiała zachowanie swojej matki, która z końcem każdego nowego związku uciekała nie tylko z domu ale i z miasta, zmieniając w pełni swoje otoczenie. I ona miała na to niezwykle wielką ochotę, lecz podczas pospiesznego pakowania torby doszła do wniosku, że tak oto wpadnie w ten sam wir w jaki wpadła jej matka i chyba jedynie skłonność do komplikowania sobie życia sprawiła, że pozostała w niewielkim Lorne Bay.
Moment, w którym przyszłoby im się spotkać zdawał się być nieunikniony. Wisieć gdzieś w powietrzu rzucając na jej codzienność cień w postaci przekonania, że w tak niewielki miasteczku prędzej czy później przyjdzie im na siebie wpaść. W tym wszystkim Judy od jakiegoś czasu uparcie wmawiała sobie, że byłaby gotowa na podobne spotkanie - w końcu minął już ponad rok od tamtych wydarzeń od których, według własnej opinii, udało jej się odciąć grubą kreską. Teraz jednak, gdy Valentina stała tutaj, ledwie kilka kroków przed nią nabierała pewności, że owo przekonanie było jedynie mitem. Bajeczką jaką powtarzała sobie miliardy razy, aż w końcu sama w nią uwierzyła. Tym właśnie groziło prowadzenie gier kłamstw - w niektóre z nich przychodziło później samemu uwierzyć.
- Hej? - Bezwiednie powtórzyła, zerkając na Goldsworthy niczym na stereotypową blondynkę z kawału. I choć do tej pory nie miała jej za głupią tak teraz, odrobinę zwątpiła w swoje osądy. A może zwyczajnie gdzieś po drodze niezwykle mocno uderzyła się w głowę? Albo została porwana przez kosmitów, którzy zrobili jej pranie mózgu…? Stop, Judy, to nie pora na takie rozważania. Kolejne słowa brunetki sprawiły, że Judy spojrzała na nią z wyraźną butą wymieszaną ze zwykłą urazą, spowodowaną jej słowami… A przecież nie zdążyła jeszcze wypowiedzieć choćby jednego tłumaczenia! Zbyt długo jednak tłumiła w sobie złość spowodowaną jej postępowaniem. Zbyt długo udawała, że ta sytuacja w ogóle jej nie dotknęła a na jej sercu nie pojawiło się żadne pęknięcie.
- Wyjaśnienia? Teraz, po pieprzonym roku?! - Znów powtórzyła, tylko po to aby prychnąć niczym rozeźlona kotka. - Nie wydaje mi się, że masz mi co wyjaśniać. Olałaś mnie! Z dnia na dzień odstawiłaś na półkę niczym pieprzoną zabawkę! - Nawet nie zauważyła momentu, w którym podniosła głos coraz mocniej zaciskając palce na metalowej kłódce z wymazanymi na nich ich inicjałami. - Kurwa Tina, zależało mi na Tobie! Dobrze się bawiłaś udając, że cokolwiek dla ciebie znaczę? Pewnie nadal bawi cię jak wielką idiotką byłam, że ci uwierzyłam! - Krzyczała dalej, wyrzucając z siebie te wszystkie wyrzuty, jakie namnożyły się w jej głowie przez te wszystkie miesiące. Usilnie szukała jakiegoś wytłumaczenia do tego, że Valentina zwyczajnie przestała się do niej odzywać z dnia na dzień, bez żadnej kłótni bądź choćby nieporozumienia. Tak było prościej - zrzucić całą winę na nią, uznać ją za złoczyńcę w tej całej historii by pogodzić się z losem i zapomnieć o tym okrutnym rozczarowaniu, jakiego doświadczyła. Dopiero teraz, gdy wykrzykiwała kolejne słowa wpatrując się w nią ze złością, poczuła, jak cała nagromadzona przez miesiące złość powoli zaczyna z niej uciekać. A może właśnie tego potrzebowała, aby zamknąć kwestię powiązaną z Valentiną Goldsworthy i ich związkiem?

Valentina Goldsworthy
niesamowity odkrywca
chaosem
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
Czy mogła winić Judy za to, jak zareagowała na jej obecność? Absolutnie nie, tym bardziej, że sama na jej miejscu i w jej sytuacji byłaby zapewne oburzona równie mocno, jeśli nie jeszcze bardziej. Prawdopodobnie również miałaby głęboko gdzieś wszelkie wymówki i próby usprawiedliwienia się, patrząc jedynie na to, że to ona została zraniona i jej było źle. Valentynka potrafiła spojrzeć na to z takiej perspektywy bo zdawała sobie sprawę jak w całej tej sytuacji musiała czuć się Judy, z drugiej jednak strony zżerało ją okropne poczucie niesprawiedliwości. Przecież to nie jej wina, że miała wypadek, nie jej wina że przeleżała miesiące w szpitalu i nie jej wina, że tak bardzo podupadła przez ten czas jej niezachwiana pewność siebie. Przecież, cholera, gdyby nie to wszystko to mowy by nie było o żadnym urywaniu kontaktu, dalej byłyby beztroskie i szczęśliwe, przekonane że cały świat należy do nich i że będą ze sobą dopóki śmierć ich nie rozłączy, czy jakoś tak to szło.
Tyle, że Valentina otarła się o śmierć i absolutnie nie potrafiła sobie z tym poradzić.
Pożałowała, że jednak postanowiła się odezwać. Nie miała pojęcia co ją napadło i dlaczego uznała, że próba zachowywania się względnie normalnie będzie w tej sytuacji dobrym pomysłem, ale Chryste panie, tak bardzo chciała zapaść się w tym momencie pod ziemię!
- Słabo to wyszło - rzuciła cicho. Nawet sama już nie była pewna, czy mówi o tym swoim nieszczęsnym hej, czy ogólnie o wszystkim tym, za co Evans miała pełne prawo być na nią wściekła. Czuła się naprawdę podle, z jednej strony miała poczucie winy, bo jakby nie patrzeć, to ona wycofała się praktycznie z dnia na dzień, jednak z drugiej, niby jaki miała wybór? Obciążać Judy swoją tragedią? Narazić ją na miesiące zamartwiania się o jej zdrowie? Pozwolić, żeby dzień w dzień patrzyła na jej zniszczone przez ogień nogi, nie mające absolutnie nic wspólnego z tym jak wyglądała kiedyś? Stresować swoim paranoicznym strachem przed spłonięciem? Nie uważała, że podjęła słuszną decyzję, ale czy w tej sytuacji miała w ogóle jakąkolwiek dobrą opcję? Być może właśnie dlatego momentalnie się w niej zagotowało, kiedy Judy rzuciła tekstem o dobrej zabawie i udawaniu. Zabolało, i to do tego stopnia, że całe zmieszanie i zagubienie Tiny na moment zniknęło, ustępując miejsca krótkiemu przebłyskowi wściekłości - na Judy, na siebie i na cały ten pierdolony wszechświat, który najwyraźniej tak bardzo jej nienawidził.
- Dobrze się bawiłam? Naprawdę?! Mi też zależało, nawet nie wiesz jak cholernie mocno! Nie chciałam cię zostawiać Judy, ale nie moja kurwa wina, że prawie umarłam! - A więc tak. Powiedziała to. Albo raczej wykrzyczała, przez co kilku losowych przechodniów odwróciło się w jej stronę, dziwnie na nią patrząc. Próbowała powstrzymywać emocje, naprawdę bardzo się starała, ale nic nie mogła poradzić na to, że wydarzenia sprzed roku były zbyt traumatuczne i odcisnęły zbyt wielki ślad, by potrafiła mówić o nich obojętnym tonem, udając że właściwie nic się nie stało. Stało się, bardzo dużo się stało, i choć Valentina nienawidziła odsłaniać przed innymi swojej słabości, nie potrafiła powstrzymać kilku pojedynczych łez które napłynęły jej do oczu. Gratulacje Tina, teraz się jeszcze rozpłacz, i pokaż jej, jak bardzo żałosną osobą stałaś się przez ten rok. Na pewno będzie chciała słuchać twoich wyjaśnień, ta. - Możemy porozmawiać? Proszę. - Teraz jej głos był zdecydowanie cichszy i spokojniejszy, podszyty delikatną, błagalną nutą. Po wybuchu sprzed chwili nie było już nawet śladu. Miała ostatnią szansę żeby wszystko naprostować, albo przynajmniej spróbować to zrobić. Nie tylko dlatego, że jeśli Judy teraz odejdzie to prawdopodobnie już nigdy więcej nie zamienią że sobą ani słowa, ale również dlatego, że przełamanie się i opowiadanie o pożarze było czymś, co bardzo dużo Valentinę kosztowało i obawiała się, że jeśli nie wyrzuci tego z siebie teraz to już nigdy może nie starczyć jej odwagi. - Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mnie znać, ale proszę, pozwól mi najpierw wyjaśnić... - Ani trochę nie liczyła na to, że Judy jej wybaczy ani tym bardziej, że wrócą do tego, co było kiedyś. Dobrze wiedziała, że całkowicie to wszystko przekreśliła w momencie kiedy postanowiła się odciąć ale mimo wszystko zależało jej, żeby Evans miała świadomość, że naprawdę była dla niej cholernie ważna.

Judy Evans
ambitny krab
Brysia
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Prychnięcie uleciało z dziewczęcej piersi gdy ta teatralnie wywracała zielonymi oczami na słowa, jakie padły z ust Valentiny gdyż zwyczajnie nie wierzyła w te jej wszystkie słodkie słówka. Chciała i to cholernie aby były prawdą, aby naprawdę kiedyś łączyło je coś wyjątkowego. Coś co mogłaby wspominać z uśmiechem na ustach oraz nutą melancholii spowodowanej tego końcem… Wiedziała jednak, aż nazbyt dobitnie, że takie scenariusze raczej nie są jej pisane, a nawet jeśli miałoby ją coś takiego spotkać, zapewne nie byłoby to z Valentiną, która zwyczajnie odłożyła ją na półkę zapominając o jej istnieniu.
Evans nie potrafiła spojrzeć ponad swoją złość oraz gorycz powiązaną z zerwaniem znajomości… Bo nie umiała nazwać tego rozstaniem - tych przeszła już kilkanaście i za każdym razem scenariusz był takim sam: gorzkie słowa, łzy, gniewne zarzuty wyrzucane szybciej, niż przyszło je rozważyć oraz… ulga. Przyjemne, oczyszczające poczucie zamknięcia jednego etapu pozwalające ruszyć dalej bez pielęgnowania w sobie żalu. W ich przypadku tego zabrakło i teraz Judy zwyczajnie nie umiała jej uwierzyć, tak samo jak nie umiała zapanować nad paskudnymi emocjami przepełniającymi jej głowę oraz serce.
- A w tej bajce czarodziej jeździł na zielonych słoniach… - Rzuciła więc rozeźlona, zakładając ręce na piersi i cały czas ściskając w palcach tę paskudną kłódkę jaką kiedyś tu zawiesiły. W tym momencie była pewna, że prawie umarłam było zwykłą wymówką, mającą wytłumaczyć nagłe urwanie kontaktu bez jakiegokolwiek słowa, zwyczajnie uznając scenariusz z jakimkolwiek wypadkiem za na tyle nierealny, że zwyczajnie niemożliwy. - Gdyby ci zależało, nie zghostowałabyś mnie jak pierwszą, lepszą przygodę na jedną noc! Przestań więc wciskać mi kity, okej? - Syknęła rozeźlona, nie mając ochoty na wysłuchiwanie podobnych, ckliwych tekstów - na to było za późno. Zapewne gdyby nie minęło tyle miesięcy, pozwalających jej na przemyślenie sprawy na każdy, możliwy sposób (głównie podczas prysznicowych kłótni z wymyśloną Tiną której twarz nadal tkwiła w jej pamięci) uległaby podobnym wyznaniom i odrobinę zmiękła, teraz jednak nadal rzucała dziewczynie butne spojrzenia spode łba, po chwili wyrzucenia z siebie tych wszystkich słów chyba zwyczajnie chcąc się ewakuować. Zrobiła nawet kilka kroków z zamiarem zwyczajnego odejścia, zatrzymały ją jednak kolejne słowa Tiny.
Nie czuła się gotowa na jakiekolwiek wyjaśniania. Pochłonięta pielęgnowaną przez miesiące złością wmówiła sobie, że ta sprawa już jej nie dotyczy; że już nie dotyka ją żal oraz paskudne poczucie wykorzystania, jakie nasilało się w niej z każdym, kolejnym dniem paskudnej ciszy.
- Po co? Daj mi chociaż jeden powód, żebym chciała tego wysłuchać. - Spytała więc przystając i wbijając zielone spojrzenie wprost w oczy Valentiny. Czy był sens do tego wracać? Judy w swoim dość pesymistycznym podejściu do związków zwyczajnie nie sądziła, aby Goldsworthy była w stanie powiedzieć coś, co byłoby w stanie odgonić złość i sprawić, że Evans zrozumie jej postępowanie… Z drugiej jednak strony Evans miała wrażenie, że to może być jedyna okazja aby dowiedzieć się, co stało za tym nagłym zniknięciem. Wahanie pojawiło się na jej twarzy gdy oczekiwała odpowiedzi. Ciężko było być pewnym siebie oraz swoich decyzji, gdy zwyczajnie nie było się pewnym, czego się chce - a Judy w tym momencie nie wiedziała, czy bardziej chce stąd odejść czy posiąść destrukcyjną wiedzę dotyczącą powodu zerwania znajomości.

Valentina Goldsworthy
niesamowity odkrywca
chaosem
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
I na co jej były próby wyjaśnienia sytuacji i usprawiedliwienia się, chociaż w pewnym stopniu - no na co? Teraz już naprawdę pożałowała, że nie poszła stąd w cholerę, bo Judy najwyraźniej nie zamierzała jej niczego ułatwiać, a już i bez tego było jej wystarczająco ciężko o wszystkim mówić. Niewątpliwie popełniła błąd, ale było już trochę za późno żeby się wycofać. A może wcale nie? Chyba i tak była już w oczach dziewczyny permanentnie skreślona, więc co jej w sumie była za różnica.
I znów była rozdarta pomiędzy popełnieniem jednej bądź drugiej głupoty - nic nowego ostatnio.
- Pewnie, śmiej się, faktycznie idealna sytuacja do żartowania! - Właściwie to Judy wcale się nie śmiała, ale Tina zwyczajnie nie wytrzymała, bo okej, rozumiała że Evans miała do niej żal (całkiem słusznie zresztą) i mogła sobie ją obwiniać o co tylko chciała, naprawdę! Ale takie ironiczne uwagi na temat czegoś, o czym nie miała pojęcia a co nieodwracalnie zniszczyło Valentinie życie sprawiły, że momentalnie się w niej zagotowało. Niczego jednak po sobie nie pokazała, głównie dlatego, że wciąż tłumiły ją inne, znacznie silniejsze emocje.
Daj mi chociaż jeden powód? Dobre sobie! I może jeszcze padnij na kolana błagając o wybaczenie? Nie chcesz to nie, to niczego nie będę wyjaśniać, tylko stąd odejdę i nie spotkasz mnie już nigdy więcej, i myśl sobie, kurwa, że zghostowałam cię bo miałam taki kaprys, jeśli wygodniej ci żyć takim złudzeniem!
W umyśle Goldsworthy niewątpliwie wyglądało to niczym wspaniały pokaz siły i niezależności - szkoda tylko, że nigdy nie wydostał się poza sferę jej myśli, bo Valentynce zwyczajnie brakowało odwagi i pewności siebie, by wykrzyczeć Judy w twarz to, i każdą inną rzecz, która przygniatała ją psychicznie przez ostatni rok. Zamiast tego stała tam, jak ostatnia ofiara, ponownie walcząc z napływającymi do oczu łzami. Wiedziała jednak, że musi się ogarnąć, a popłakać sobie będzie mogła w domu.
- Bo jak sama powiedziałaś, zależało ci - wydusiła z siebie w końcu, ze wszystkich sił starając się trzymać emocje na wodzy. - A ja ani nie zmyślam, ani nie wyolbrzymiam, zapytaj sobie kogo chcesz. Otisa? Kogokolwiek z remizy? Każdy powie ci to samo... pożar farmy, około roku temu. Było o tym całkiem głośno, kojarzysz? Jedna ofiara śmiertelna, trzy ciężko ranne. Zgadnij, kto brał w tej akcji udział. - Coś zmieniło się w jej głosie, kiedy zaczęła o tym mówić. Pewnie dlatego, że wystarczyło o tym wspomnieć czy pomyśleć, by cała masa paskudnych wspomnień momentalnie zaczęła napływać do niej falami, sprawiając, że znów ogarniał ją ten sam paraliżujący strach. To wspomnienie wciąż było zbyt świeże, żeby mogła tak swobodnie o tym mówić, mimo to z jakiegoś powodu ze wszystkich sił się teraz starała. - Dochodzenie do siebie po... po tym - słowa takie jak poparzenie czy płonięcie za nic nie chciały jej przejść przez gardło - ...to było naprawdę coś okropnego, wiesz? Nawet sobie nie wyobrażasz. Chciałam ci tego oszczędzić. - Niewątpliwie tak było, choć oprócz tego chciała również oszczędzić sobie samej litości i współczucia, których bardzo nie lubiła a których, miała wrażenie, dostała już wystarczająco dużo, czy to od rodzeństwa czy od współpracowników, z których część niestety była świadkami całego zdarzenia. - Przepraszam jeśli podjęłam niewłaściwą decyzję. Chociaż teraz to już chyba i tak nie ma znaczenia.
Zabrzmiała, jakby faktycznie było jej już wszystko jedno, ale w głębi serca wiedziała, że to nieprawda. Szkoda, bo bardzo chciałaby móc sprawić, żeby nagle całkowicie przestało jej zależeć.

Judy Evans
ambitny krab
Brysia
Muzyk — Moonlight bar
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Widzi barwy w dźwiękach, którymi wypełnia sale Moonlight bar. Królowa złych wyborów, grająca w milion różnych gier z której żadnej nie da się wygrać. Wolna duch, balansujący na krawędziach z butnym uśmiechem i filuternym spojrzeniem wodzącym po twoim ciele.
Judy Evans przepełniała żałość.
Nie dało się tego ukryć zwłaszcza teraz, w tym momencie gdy ironiczne uwagi uciekały z jej ust. Warczała, syczała i kąsała tylko po to, aby nie dać po sobie poznać jak naprawdę, jak cholernie mocno zraniło ją nagłe zniknięcie Valentiny… Nie chciała, żeby wiedziała, jak bardzo chodziła przybita z jednej, prostej przyczyny - bała się, że te uczucia wznowią się w niej ponownie obezwładniając jej umysł i pożerając cały cień stabilności, jaki posiadała do tej pory. A atak przecież był najlepszą obroną czyż nie?
Cóż, zapewne nie, ale Judy Evans była królową złych życiowych decyzji również w departamencie radzenia sobie z trudnymi uczuciami oraz nadmiarem emocji - w tym momencie miała ochotę wbijać kolejne noże w jej plecy, krzyczeć i tłuc szło, które jak na złość nie znajdowało się w zasięgu jej dłoni.
Ta złość nie opuszczała jej wraz z kolejnymi słowami, jakie ulatywały z gardła Tiny. Słowami abstrakcyjnymi, w które niezwykle ciężko było jej uwierzyć - bo czy naprawdę Judy była tak złą dziewczyną, ze Tina nie potrafiła powiedzieć jej o wypadku? Co zrobiła źle?
- Otis nic mi nie powiedział! - Wypaliła więc w złości, przestępując z nogi na nogę i coraz mocniej zaciskając palce na kłódce, aż pobielały jej kłykcie. - Wydzwaniałam do niego miliard razy ale nic nie powiedział mi o twoim wypadku! Kurwa, Tina, nikt nie chciał mi powiedzieć, co się z tobą stało! - Wyrzuciła z siebie na jednym oddechu, a złość lśniła w zielonych oczach. Bo faktycznie była zła - że ci wszyscy ludzie zrobili z niej idiotkę udając, że nic się nie wydarzyło a Goldsworthy zniknęła zwyczajnie z pola widzenia ot tak zapominając o jej istnieniu. A przecież chciała się z nią skontaktować! Dzwoniła, wypisywała… Wpierw ze zmartwienia, później z czystej złości.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Dlaczego nie odpisywałaś na wiadomości ani choćby razu nie odebrałaś telefonu? Dlaczego to ukrywałaś? - Kolejne pytania wyrzucała z siebie z prędkością karabinu, wwiercając się w Tinę zielonym spojrzeniem. Musiała wiedzieć, musiała usłyszeć co spowodowało, że Tina wolała zamknąć się w sobie zamiast opowiedzieć o wszystkim swojej, teraz już byłej, dziewczynie która przecież nie zostawiłaby jej w tak ciężkiej sytuacji - bo przecież o to w tym wszystkim chodziło, czyż nie? Być ze sobą na dobre i złe, niezależnie od tego co działo się w ich życiu. - Dlaczego mnie od siebie odepchnęłaś? - Kolejne pytanie, odrobinę cichsze wypowiedziane głosem w którym łamały się różne emocje.
Bo nie wiedziała.
I nie była pewna, czy uda jej się zrozumieć.

Valentina Goldsworthy
niesamowity odkrywca
chaosem
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
Valentina z kolei nie potrafiła wykrzesać już z siebie ani odrobiny złości, choć naprawdę bardzo by chciała. Czuła się pokonana na absolutnie każdym poziomie, stojąc tak bezradnie, wciąż próbując powstrzymać napływające do oczu łzy i mając chyba jeszcze większe poczucie winy niż na samym początku, bo Judy przez cały czas tylko utwierdzała ją w przekonaniu, jak bardzo wszystko zjebała. Tina była tego świadoma, doskonale wiedziała, że rozwiązanie na które postawiła nie było dobre, jakkolwiek by na to nie spojrzeć, ale czym innym było wyrzucanie sobie tego w myślach a czym innym usłyszenie tego na głos, w dodatku od kogoś, kogo się skrzywdziło. Gorzej już chyba być nie mogło.
- Nie wiń Otisa... ani Autumn, ani nikogo innego. To ja prosiłam ich, żeby nikomu niczego nie mówili. Nie chciałam, żeby się rozeszło. - I w żadnym razie nie chodziło tu personalnie o Judy, bo przed nią chciała ukryć prawdę zupełnie z innych pobudek. Wiedziała jednak, że byli w mieście ludzie, wręcz kochający plotki, a z całą pewnością nie chciała, żeby ktokolwiek ją obgadywał, współczuł jej, czy może jeszcze dorabiał sobie do całej historii jakieś niestworzone teorie, bo bywało i tak.
- Nie byłam w najlepszym stanie, kiedy wybudziłam się po... - znów krótka pauza, głęboki oddech i zmuszenie się do dalszego mówienia o czymś, o czym pragnęła zapomnieć na zawsze. Ten jeden, jedyny raz musiała się przemóc. - Nie wiedziałam co ze mną będzie, nie dawali mi nawet stuprocentowej gwarancji, że kiedykolwiek wrócę do zdrowia. - I cholera, mieli rację, bo choć fizycznie już mniej więcej wszystko było z nią w porządku (rzecz jasna poza bliznami - dalej wzdrygała się za każdym razem, kiedy spojrzała na swoje nogi) to psychicznie była, delikatnie rzecz ujmując, w nienajlepszej kondycji, bo w końcu ciężko nazwać zdrowym kogoś, kto dostawał spazmów na samą myśl o samodzielnym włączeniu piekarnika. - Myślisz, że chciałam dla ciebie takiego życia, Judy? Byłabym tylko ciężarem... - Już nim była, chociażby dla rodziny. Prawdopodobnie dlatego podświadomie szukała ostatnio raczej samotności niż towarzystwa, naprawdę bardzo nie chcąc zadręczać kogokolwiek tym, co jej się stało. Wystarczy, że jej życie zostało nieodwracalnie zniszczone, po co miałaby zamartwiać tym innych - tym bardziej jeśli wiedziała, że każdy ma wystarczająco dużo swoich, mniejszych lub większych problemów. Mogła udać się z tym co najwyżej do psychologa, żeby porozmawiać sobie o wszystkim bez poczucia winy, ale doskonale wiedziała, że jeszcze nie jest gotowa na taki krok. Już otwieranie się przed Judy było wystarczająco ciężkie, Valentynka była wręcz przekonana, że z obcą osobą na pewno poszłoby jej dużo gorzej. - Nie liczę, że to zrozumiesz, serio. Mam tylko nadzieję, że kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć - rzuciła cicho, strasznie skruszonym głosem, naprawdę pragnąc już tylko zapaść się pod ziemię. Nadzieja na wybaczenie? Od Judy, którą tak bardzo zraniła i która, mimo wyjaśnień, przez cały czas tak bardzo na nią krzyczała?
Chyba raczej nie w tym życiu.

Judy Evans
ambitny krab
Brysia
ODPOWIEDZ