lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.

Jeśli jest coś, czego nauczyć cię może związek ze śmiertelnie chorą osobą, z całą pewnością jest to to, jak kruche i nieistotne na tle reszty wydaje się ludzkie życie. Posy przez długi czas nie była świadoma tego, jak wiele nieprzyjemności i niebezpieczeństw skrywa się w tym świecie. Dorastała w pełnym miłości, dyscypliny i pieniędzy domu, więc w pewnym sensie chowana była pod kloszem, spod którego nie miała okazji wyściubić nosa, dopóki jej życie rodzinne nie wywróciło się do góry nogami. Wszystko zmieniło się wtedy, kiedy i jej rodzinę dotknęła tragedia, a ona nagle zyskała prawo głosu, nie będąc pewną, co chciała ze sobą zrobić. W końcu się odnalazła, gdzieś po drodze znajdując też faceta, który dla niej miał być tym jedynym. Faceta, z którym chciała zbudować swoją przyszłość, i którego śmierć zabrała z tego świata przedwcześnie. Nie była to jednak jedna z historii o nieszczęśliwie rozdzielonych kochankach, bo kiedy wyrok choroby spadł na niego, ze strony Posy nie było już żadnych uczuć. Nie romantycznych, ale i tak nie umiała wtedy go zostawić. Wiedziała, że jej potrzebował, dlatego przez długie miesiące trwała przy nim i próbowała ulżyć mu w cierpieniu. No bo właśnie, w niektórych przypadkach tylko tyle można było zrobić. Jeśli nie mogła uratować jego życia, chciała przynajmniej poprawić jakość tego, które mu pozostało. Robiła to do jego ostatniego dnia, a teraz chciała zrobić coś, aby inni doświadczyć mogli tego samego.
Stąd działalność charytatywna, w którą tak chętnie się zaangażowała. Od dłuższego czasu współpracowała z jedną z fundacji, na rzecz której przeznaczyła większą część pieniędzy odziedziczonych po zmarłym partnerze. Uczestniczyła we wszelkiego rodzaju akcjach i przedsięwzięciach, a jedno z nich zaplanowane było właśnie na dzisiejszy wieczór. Umiejscowiona w Port Douglas restauracja, na ogół pełniąca funkcję lokalu weselnego, dziś służyła za miejsce cichej aukcji zorganizowanej przez fundację. Posy była tu od ranka, przygotowując wszystko i pomagając organizatorom w dopięciu imprezy na ostatni guzik. Z tym ledwie wyrobili się na czas, dlatego ona sama musiała przygotować się dopiero później, przez co na imprezę trafiła spóźniona. Przywitała się z częścią gości, a później podeszła do stolika, na którym opisane były przedmioty licytacji. Zanim skupiła się na którymkolwiek z nich, jej wzrok przykuła kolejna znajoma twarz. - Nie wiedziałam, że się tu wybierasz - rzuciła, witając Corę ciepłym uśmiechem. Widok znajomych w takich miejscach zawsze ją cieszył, ponieważ oznaczał, że coraz więcej osób zaczynało interesować się bezinteresowną pomocą, a w tej świadomości kryło się coś pięknego.

Cora Westwood
sumienny żółwik
Magda
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
  • #11
Cora również wiedziała, co to znaczy stracić kogoś w wyniku nieuleczalnej choroby. W maju zmarła jej babcia, która już od wcześniej wiedziała o tym, że ma raka. Cora nie miała jednak możliwości towarzyszenia jej w tych ostatnich momentach i był w niej w związku z tym pewnego rodzaju żal, którego do dziś nie potrafiła się pozbyć. Nie mógł być jednak ukierunkowany, ponieważ Anne już nie żyła, a Westwood nie dostanie już odpowiedzi na najbardziej nurtujące ją pytanie – czemu babcia nie powiedziała jej wcześniej, czemu jakoś nie przygotowała rodziny na swoją nieobecność. Cora rozmawiała o tym z matką i była pewna, że ona również nie wiedziała, że babcia ukryła to przed wszystkimi. Może nie chciała się żegnać, uznając, że wtedy będzie mniej boleć, ale Cora, tak samo jak Josephine, nienawidziła, gdy ktoś podejmował takie decyzje za nią. Powinna mieć wybór. Wszystkie powinny, bo ich los od zawsze były ze sobą splecione. Trzy pokolenia kobiet, które miały trochę pod górkę.
Tego wieczoru miała już plany. Jeszcze będąc w Sydney kilka razy brała udział w akcjach charytatywnych, chociaż – prawdę mówiąc – było to najczęściej związane z jej pracą. Kiedy jeszcze zajmowała się dziennikarstwem, kilkukrotnie była wysyłana na bankiety lub imprezy, które były organizowane z myślą o zebraniu pieniędzy na konkretny cel. Relacjonowała je, dokładając również cegiełkę od siebie na szczytny cel. Nawet nie spodziewała się, że w Lorne Bay też ktoś może zorganizować coś podobnego, ale kiedy o tym usłyszała, uznała, że również się tam zjawi. Była to też okazja, by założyć jedną z sukienek, które przywiozła z Sydney, a które raczej nie nadawały się na leśne wędrówki i pracę w herbaciarni. Postawiła na małą czarną i punktualnie zjawiła się na miejscu. Wciąż jeszcze rozglądała się, kiedy dostrzegła znajomą postać i ruszyła w stronę Posy, która również ją zauważyła.
Cześć. Wiesz, kilka dni temu jedna dziewczyna zostawiała u mnie w herbaciarni ulotki, promujące to wydarzenie i pomyślałam, że też wpadnę, żeby trochę wspomóc fundację – wyjaśniła, bo to był rzeczywiście główny powód, który sprawił, że tego wieczora znalazła się tutaj. Być może w innych okolicznościach nie dowiedziałaby się o tej imprezie, bo z internetu korzystała głównie w pracy w celach zawodowych, a w Tingaree były duże problemy z zasięgiem. – Dobrze, że takie rzeczy zaczynają być też coraz bardziej popularne w Lorne Bay – przyznała, bo miasteczko, które pamiętała z młodości, najwyraźniej trochę się zmieniło. O czym świadczyło to, że a imprezę zaczęło schodzić coraz więcej osób.

Posy O'Brallaghan
wystrzałowy jednorożec
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Życie chyba bezustannie musiało zaskakiwać. Często pewnie sprawy nie układały się tak, jak dana osoba mogłaby sobie tego życzyć, ale prawdopodobnie przeciwności te miały jakoś wzmocnić charakter. Właśnie o tym przekonała się Posy, kiedy w końcu podjęła decyzję o zakończeniu związku, w którym dusiła się od pewnego czasu, chcąc rozpocząć życie z kimś innym, do czego niestety nie doszło. Jej ówczesne marzenia zdeptane zostały przez los, ponieważ w tym samym momencie dowiedziała się o chorobie swojego partnera. To odebrało jej odwagę, na którą zbierała się, aby w końcu wyznać mu, że ich relacja wypaliła się. Zabrakło jej odwagi, aby powiedzieć, że między nimi nie było już miłości. To jednak nie tak, że ta odwaga wyparowała zupełnie. Nie, ona po prostu przelokowana została w inne, nowe miejsce. Posy uznała bowiem, że własne szczęście odłożyć musi na później, aby zająć się kimś, kto naprawdę jej potrzebował. Takie poświęcenie również wymagało odwagi, a ona podjęła się go bez zawahania. I nie żałowała tej decyzji, choć kosztowała ją ona ukochaną osobę. Wierzyła, że nie popełniła wtedy błędu, o czym dzień w dzień przypominał jej widok uśmiechu na twarzy śmiertelnie chorego partnera. Choć od jego odejścia minęło już kilkanaście miesięcy, ona i tak nie była w stanie wymazać tego widoku ze swojej pamięci. Miał zostać z nią już na zawsze.
Miała to szczęście, że ich dwójce nigdy nie brakowało pieniędzy, ale wiedziała, że nie wszyscy posiadali ten sam komfort. Stąd angaż w działalność charytatywną, który wezbrał na sile niedługo po tym, jak jej partner zmarł. Odziedziczone po nim pieniądze w większości przekazała fundacji, chcąc w ten sposób pomóc innym. I nie przestała tego robić, tym razem przeznaczając na to jednak własne oszczędności. - Dobrze, że przyszłaś. Im większe zainteresowanie, tym lepiej - zauważyła, uśmiechając się łagodnie. Nawet gdyby nie pomagała w organizacji, tak czy siak zależałoby jej na jak największej frekwencji. - Nie masz pojęcia jak trudny był dobór przedmiotów na aukcję. Nie wydaje mi się, żeby ktoś stąd skłonny był licytować się o jacht - zauważyła, lekko wzruszając ramionami. Jasne, Lorne Bay miało w swoich szeregach sporo bogatych mieszkańców, ale to i tak nie był ten kaliber. Zresztą, podobnymi rzeczami mogli odstraszyć tę część populacji, która nie miała aż tak grubych portfeli, a przecież zależało im na tym, aby ludzi pojawiło się jak najwięcej. - A ty? Wypatrzyłaś już coś? - zapytała i skinęła głową w stronę kartek, na których zaprezentowane były przedmioty cichej licytacji. Sama znała je niemal na pamięć, ale nie zdecydowała jeszcze, co dziś okaże się jej celem. Była ciekawa czy z Corą było inaczej. Może mogła pomóc jej w podjęciu decyzji?

Cora Westwood
sumienny żółwik
Magda
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
Przynajmniej w relacjach romantycznych Cora nigdy dotąd nie musiała stawać naprzeciwko tak trudnych wyborów, z jakimi mierzyła się Posy. Jej życie uczuciowe było znacznie mniej skomplikowane. Miała ten komfort – a może tego pecha? – że kiedy uczucie się wypalało, po prostu jedno czy drugie dawało o tym znać i rozchodzili się w swoje strony. Nie powiedziałaby, że to proste, szczególnie w kontekście jej ostatniego, ponad dwuletniego związku. Razem z byłym partnerem przez jakiś czas dojrzewali do decyzji o rozstaniu, nie będąc pewnym jej właściwości, nawet kiedy spędzali wspólnie wieczory, myślami będąc w zupełnie innych miejscach i wśród innych ludzi. Kiedyś go kochała, była tego pewna. Może nie stało się to przy pierwszym czy drugim spotkaniu, ale w miarę upływu czasu zakochiwała się w jego gestach i sposobie bycia. Nie była jedną z tych kobiet, które rzucałyby takimi poważnymi hasłami o przeznaczeniu czy niemożności życia bez tej drugiej osoby, ale nadszedł taki czas, że jeśli myślała o swojej przyszłości, on w niej był. Nie wiedziała, kiedy to uległo. Kiedy zaczęła myśleć o sobie, nie o nich, kiedy słowa, które padały między nimi były bardziej jałowe.
Kiwnęła głową, zgadzając się z Posy. Może nie angażowała się w działalność charytatywną w takim stopniu jak jej towarzyszka, ale uważała, że pomoc osobom, które nie miały w życiu tyle szczęścia jest ogromnie ważna. Byli tacy, którzy mierzyli się z niewyobrażalnymi dramatami.
Rzeczywiście, myślę, że mógłby być z tym problem – przytaknęła ze śmiechem, próbując to sobie wyobrazić. Sporo osób miało tu swoje łodzie, ale chyba wciąż nie były one pokroju luksusowych jachtów. Choć z pewnością i takie osoby sprowadziły się do Lorne Bay, bo pod pewnymi względami mogło to być przykładowo całkiem obiecujące miejsce na różnego rodzaju inwestycje. Słysząc pytanie Posy, delikatnie pokręciła głową. – Dopiero niedawno przyszłam, nie zdążyłam jeszcze zapoznać się z rozpiską rzeczy do licytacji – przyznała szczerze, zerkając na kilka kartek. Było ich jednak całkiem sporo, ale dopiero teraz Corze przyszło do głowy, czego mogłaby wśród nich szukać. – Pomyślałam o czymś, co jakoś wpasowałoby się we wnętrze herbaciarni, nie wiem, czy tam byłaś. W każdym razie może jakiś obraz albo ozdoba? – zastanawiała się głośno. – Może byłabyś mi w stanie pomóc? O ile oczywiście masz na to czas! – W końcu zerknęła na Posy, uśmiechając się ze skruchą, bo nie była pewna, czy kobieta nie ma na głowie jakichś ważniejszych rzeczy.

Posy O'Brallaghan
wystrzałowy jednorożec
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Ktoś mądry powiedział kiedyś, że nic nie może trwać wiecznie, co najwyraźniej nie było tak dalekie od prawdy. Przykry był jednak fakt, przynajmniej dla osoby, która miała raczej romantyczne podejście do życia, że uczucia nie były w tej kwestii wyjątkiem. Posy, kiedy poznała swojego partnera, do głębi wierzyła w to, że okaże się on tym jedynym. Wywoływał na jej twarzy uśmiech, powodował przyspieszone bicie serca, a kiedy mówił, godzinami mogła słuchać dźwięku jego głosu. Miała wrażenie, że oszalała na jego punkcie, ale im dłużej ich związek trwał, tym jaśniejsze stawało się to, że wcale nie byli dla siebie stworzeni. Ich pragnienia rozmijały się, sposób postrzegania świata również, ale O’Brallaghan przez długi czas wierzyła, że zdołają jakoś to przeskoczyć. Nie udało im się to, a kiedy w końcu dorosła do decyzji o rozstaniu, los rzucił jej pod nogi kolejną kłodę. Postrzeganie choroby jej partnera w ten sposób było wyjątkowo paskudne, z czego Posy zdawała sobie sprawę, ale jednocześnie nie była w stanie zaprzeczyć temu, że była to pierwsza myśl, która nawiedziła jej umysł. Obecnie wstydziła się jej, nienawidziła się za nią, a jednocześnie wiedziała, że to naprawdę wiele jej zepsuło. Pod maską tej troskliwej osoby najwyraźniej również kryła się egoistka.
Uniosła jedną brew słuchając jej odpowiedzi, a później uśmiechnęła się lekko. Pokiwała głową, bo gdyby sama była tutaj wyłącznie gościem, też nie miałaby czasu na zapoznanie się z ofertą. Sama znała ją dlatego, że brała czynny udział w jej ułożeniu, ale jak wspomniałam, nie zdecydowała się jeszcze na żaden konkret. Nic nie stało zatem na przeszkodzie temu, aby podjęły swoje decyzje wspólnie. - Zdaje się, że gdzieś tutaj był jakiś ładny krajobraz w drewnianej ramie - wspomniała, po czym skinęła głową w odpowiednim kierunku. Zanim jednak zajęła się przeglądaniem ofert, zbliżyła się do Cory na tyle, aby móc wyszeptać jej coś na ucho. - Nie decyduj się zbyt szybko. Nie chcę, żeby zaciągnęli mnie do witania gości - rzuciła ściszonym głosem, a później wymownie zerknęła na dziewczynę i uśmiechnęła się do niej wyraźnie rozbawiona. - O, a może to? - odezwała się, kiedy w jej dłoniach znalazła się kartka, która na samej górze wydrukowane miała zdjęcie kompletu jakichś glinianych, ręcznie wykonanych wazonów. Zdecydowanie nie było to coś, co pasowałoby do loftowego wystroju mieszkania Posy, ale do herbaciarni powinno się nadać!

Cora Westwood
sumienny żółwik
Magda
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
Cora nie potrafiła określić, czy jest romantyczką. Lubiła pokładać wiarę w tym, że pewni ludzie są sobie pisani. Że każdy ma gdzieś swoją drugą połówkę, którą jeśli spotka, to będzie wiedział, że to ona. Z drugiej strony, ganiła siebie za takie przekonania i we własnym życiu uczuciowym postępowała znacznie bardziej rozważniej, raczej nie dając się porywom serca. Oczywiście nie była tego w stanie w pełni kontrolować. Nie, kiedy chodziło wciąż o uczucia, a te nie dawały się racjonalizować.
Na podstawie dotychczasowym doświadczeń chyba mogła już stwierdzić, że miłość to ciężki orzech do zgryzienia. Związek wymaga ogromu pracy z obu stron, bo jeśli zawiedzie któraś z nich, coś prędzej czy później się popsuje. Może nie od razu, na początku jeszcze da się łudzić, że będzie lepiej, że to tylko chwilowy kryzys, ale ten bardzo szybko może się pogłębić. Cora zbliżała się do trzydziestki i czasem zerkała na mijane na ulicy rodziny. Nie mogła się nie zastanawiać, czy jej życie wyglądałoby podobnie, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. Gdyby nie wyjechała z Lorne Bay w wieku piętnastu lat.
Pomysł, żeby poszukać czegoś właśnie go herbaciarni był spontaniczny, ale już teraz wiedziała, że to dobry plan. Od czasu, kiedy przejęła ten biznes, nic tam właściwie nie zmieniała, wszystko było tak, jak urządziła to jej babcia, ale Cora potrzebowała poczuć, że to miejsce należy do niej. Uniosła nieco wyżej brwi, spoglądając na Posy, ale słysząc jej słowa, zaśmiała się cicho.
W porządku, nie ma problemu. Czasem potrafię być naprawdę niezdecydowana. – Mrugnęła do niej żartobliwie. Sama Cora nieszczególnie przepadała za zbyt oficjalnymi imprezami, choć ze względu na charakter swoich wcześniejszych prac, wielokrotnie na takich bywała. I zwykle nieźle się na nich nudziła. – Często angażujesz się w takie akcje charytatywne? – zapytała z ciekawości, której nigdy do końca się nie pozbyła, pomimo zakończenia kariery dziennikarskiej. W międzyczasie pochyliła się nad kartką, skupiając wzrok na zdjęciu, wskazywanym przez Posy. – Och, myślę, że to byłby strzał w dziesiątkę. To raczej jasne wnętrze, ale moja babcia miała tendencję do znoszenia tam różnych szpargałów. Takich wazonów jeszcze nie było, na pewno będą wyglądać świetnie – powiedziała tu zupełnie szczerze. Nie zależało jej, aby wszystko w herbaciarni do siebie pasowało. Lubiła pomieszanie różnych stylów, chyba miała to po Anne. – A ty już wybrałaś, o co będziesz dziś walczyć? – rzuciła pół żartem, pół serio, trochę jeszcze przeglądając inne kartki, ale kątem oka zerkając na swoją towarzyszkę.

Posy O'Brallaghan
wystrzałowy jednorożec
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
Ona chyba w to przeznaczenie zwątpiła. Przed laty skora byłą powiedzieć, że los postawił na jej drodze osobę, u boku której rzeczywiście widziała swoją przyszłość, ale to nigdy nie doszło do skutku. Życie postanowiło zadrwić sobie z niej, rzucić pod nogi kilka kłód, przez co musiała zrezygnować z czegoś, na czym jej samej bardzo zależało. Wówczas nie widziała dla siebie innego scenariusza, ponieważ wiedziała, że gdyby tylko postąpiła inaczej, nigdy by sobie tego nie wybaczyła, ale to wcale nie oznacza, że nie miała z tego powodu żalu. Przez długi czas wściekała się na cały świat, ale obecnie dostrzegała już, że to niczego nie było w stanie zmienić. Rzecz w tym, że postanowiła sobie nie angażować się nadmiernie, ponieważ wiedziała, jak gorzki smak miało rozczarowanie. Nie chciała przechodzić przez to po raz kolejny, dlatego wszelkie oczekiwania spychała na bok. Jej wielka miłość prawdopodobnie przeszła jej przed nosem.
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy Westwood pochwyciła jej grę, a jednocześnie była jej za to szalenie wdzięczna. To w końcu nie tak, że uciekała przed robotą, ponieważ uwielbiała angażować się w tego typu rzeczy i naprawdę mogła wszystko szykować, załatwiać sponsorów i tonąć w innych obowiązkach, ale kiedy w grę wchodziło granie oficjela, na to nie miała najmniejszej ochoty. Może to nie w porządku, ale szczerze nie znosiła wysłuchiwania wszystkich tych prywatnych historii, którymi ludzie dzielili się podczas powitań. Wiedziała, że część z nich niosła za sobą jakąś tragedię, sama przecież doświadczyła tego samego, ale nie czuła potrzeby dzielić się tym ze światem. I nie oczekiwała, że ktoś będzie dzielił się tym z nią. - Kiedy tylko mogę. Wiesz, czasami w ogromie treningów nie mogę się na taką wybrać, ale staram się przynajmniej przekazać coś na licytację, albo zrobić jakąś darowiznę. Z tą fundacją jestem akurat związana trochę bliżej - przyznała, ponieważ to nie było akurat jakąś wielką tajemnicą. Cora najpewniej znała jej historię, zdawała sobie sprawę z tego, że partner O’Brallaghan nie żył od kilku miesięcy, zatem mogła domyślać się co pchnęło brunetkę do tego, aby akurat w tę współpracę tak bardzo się zaangażować. - I wyobraź sobie jak pięknie będzie wyglądać w nich coś bluszczo-podobnego - dodała, kreśląc palcem jakiś kształt na fotografii, w ten sposób chcąc chyba zobrazować Corze to, co miała na myśli. Posy w ogóle nie znała się na roślinach, żaden był z niej wprawny ogrodnik, więc określeniami też nie posługiwała się zbyt adekwatnymi. - Szczerze? Nie mam pojęcia. Gdzieś tutaj widziałam świetną torebkę, wycieczkę do Paryża, ale… bo ja wiem? To chyba nadal nie to - przyznała, lekko wzruszając ramionami. Sama również miała spory problem z podjęciem decyzji, choć tutejsze propozycje znała niemal na pamięć. Rzecz w tym, że do tej pory żadna nie chwyciła jej za serce, dlatego chyba i ona potrzebowała drobnej pomocy.

Cora Westwood
sumienny żółwik
Magda
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
W tym momencie samotność (ta wynikająca z braku partnera) nie przeszkadzała jej aż tak bardzo. Ani kładzenie się w pojedynkę do łóżka po ciężkim dniu ani ten jeden kubek po kawie w zlewie. Wśród jej znajomych wielu już założyło rodziny, mieli dzieci i kredyt do spłacenia. Jeździli na urlop tam, gdzie były jakieś atrakcje dla najmłodszych, razem ze swoimi pociechami czekali na rozpoczęcie roku szkolnego i niekiedy Cora miała wrażenie, jakby już żyli w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, do której ona nie miała wstępu. To jeszcze nie był ten moment w jej życiu, aby odzywały się w niej tego typu pragnienia. Nie odrzucała całkiem myśli o dzieciach – była raczej przekonana, że za kilka lat będzie gotowa na tę decyzję. Póki co jednak ceniła swoją niezależność.
Chociaż Cora wiele lat spędziła poza Lorne Bay, nie była zupełnie odcięta od informacji. Głównie dzięki babci, bo póki żyła, opowiadała wnuczce przez telefon najczęściej, co się dzieje w miasteczku. Dzięki temu w przypadku niektórych osób Westwood była nieco lepiej poinformowana. U Posy dodatkowo dochodził fakt, że była znana ze względu na swoją karierę sportową, dlatego Cora dość szybko wyłapała ten drobny niuans, związany z tą konkretną fundacją.
Tak, słyszałam. Przykro mi z powodu twojego partnera – powiedziała krótko, bo kondolencje zawsze wywoływały w niej ambiwalentne uczucia. Czuła, że nie potrafi w takich sytuacjach dobrać odpowiednich słów, ale przecież doskonale wiedziała, jak smakuje strata. Ból po śmierci Lucasa nigdy nie przygasł tak naprawdę, a po stracie babci był zbyt świeży, by mogła na to w ogóle już liczyć. – To ważne, żebyśmy jakoś umilili ten świat ludziom, którzy z jakichś powodów mieli mniej szczęścia. Jak pracowałam w Sydney jako dziennikarka to częściej się udzielałam, potem ciągle brakowało mi na coś czasu, więc uznawałam, że przelew raz w miesiącu załatwi sprawę. Dlatego cieszę się, że w Lorne to się robi coraz bardziej popularne – przyznała zupełnie szczerze i uśmiechnęła się szeroko na kolejną sugestię Posy, bo już dokładnie mogła sobie wyobrazić, gdzie postawi wazony i jak zagospodaruje przestrzeń wokół nich. – Jestem totalnym freakiem, jeśli chodzi o rośliny. Jak mi to powiedziałaś to już nie ma szans, żebym wylicytowała coś innego – zaśmiała się. Trochę przesadzała, choć było w tym sporo prawdy – w jej domu było wiele roślin, zresztą do herbaciarni też już kilka naznosiła. – A może coś bardziej ekstremalnego? Na przykład tutaj widzę skok na bungee. – Wskazała odpowiednią pozycję na liście. – O ile w ogóle lubisz takie rozrywki? – Tym razem zerknęła na Posy z ciekawością.

Posy O'Brallaghan
wystrzałowy jednorożec
-
szermierka — n/a
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Obiecująca szermierka, która ostatnio poświęca trochę czasu na treningi, a trochę też na randki, bo okazuje się, że te nie wychodzą jej najgorzej.
W jej przypadku wyglądało to nieco inaczej. Może i sama nie tęskniła za związkami, ale zdecydowanie brakowało przy jej boku kogoś, go czasami byłby w stanie uśmierzyć jej myśli. Odkąd jej partner zmarł, Posy nie była w stanie pozbyć się wrażenia, że coś zrobiła źle. Cały czas wydawało jej się, że pod pewnymi względami nie była wystarczająca i mogła postarać się znacznie bardziej, aby ich wspólne życie wyglądało lepiej. Obwiniała się za coś, na co tak właściwie nie miała już żadnego wpływu, ponieważ to pogrzebane było w przeszłości. Wiedziała, że nie było to rozsądne, ale jednocześnie niczego nie była w stanie poradzić na wyrzuty sumienia, które samoistnie pojawiały się w jej umyśle. Właśnie dlatego dobrze zrobiłoby jej towarzystwo kogoś, kto dostrzegałby w niej znacznie więcej, niż dostrzegała ona. Kogoś, kto pozwoliłby jej uwierzyć, że ona również zasługiwała na swoje szczęście. Sama nie była w stanie tego dostrzec, ale na tym polegała magia kompleksów. Z zadziwiającą łatwością można było uwierzyć, że czegoś nam brakuje, ale wyprowadzenie się z tego błędu nie przychodziło już tak prosto.
Uśmiechnęła się łagodnie, po czym lekko skinęła głową. Tak jak Cora nie umiała odnaleźć się w składaniu kondolencji, tak Posy nigdy nie potrafiła ich odbierać. Wszystkim dookoła było przykro, ale to właśnie zmarła osoba straciła najwięcej. W tym przypadku był to przecież młody, pełen życia chłopak, który nie powinien odchodzić jeszcze z tego świata, ale najwyraźniej choroba nie miała dla niego tyle wyrozumiałości. - I cały czas potrzebują tutaj rąk do pracy, więc gdybyś kiedyś się zastanawiała w jaki sposób spożytkować wolne popołudnie, na pewno coś się tu znajdzie - odparła, tym samym sugerując jej, że gdyby chciała wrócić do dawnych przyzwyczajeń, właśnie otworzyła się przed nią taka furtka. Posy co prawda przyzwyczajona była do tego, że spośród jej znajomych nikt nie angażował się w tego typu sprawy, ale na pewno miło byłoby zobaczyć kolejną przyjazną buzię w trakcie przygotowań do następnych akcji. Zaraz zresztą uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona z tego, że jej propozycja spotkała się z aprobatą. - Wiesz co? To w zasadzie jedna z tych rzeczy, które zawsze bardzo mnie pociągały, ale też bardzo przerażały. W sumie… Chyba mogłabym spróbować, prawda? Jeśli się nie uda, trudno, a jeśli akurat, przynajmniej będę miała motywację, żeby w końcu się na to zdobyć - stwierdziła, po czym w przypływie chwilowej odwagi chwyciła za odpowiednią kartę, a także długopis, zastanawiając się jeszcze nad sumą, jaką skłonna była na to poświęcić. W końcu jednak zapisała coś, a później spojrzała wyczekująco na Corę. Teraz to jej kolej, żeby zawalczyć o wazony.

Cora Westwood
sumienny żółwik
Magda
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
Życie nie było sprawiedliwe. Cora wielokrotnie o tym myślała, gdy spomiędzy jednych, a drugich wspomnień spozierała na nią twarz Lucasa – najczęściej ta żywa, choć zdarzało się – szczególnie w snach – że jego usta były sine, a skóra upiornie blada. Był przecież taki młody, miał dopiero szesnaście lat i całe życie przed sobą. Cora wiedziała przy tym, że miał również mnóstwo planów, choć te zmieniały się dość szybko. Gdy Westwood o nich słuchała, była pewna, że Lucas osiągnie naprawdę wiele – był zdolny, inteligentny, choć zważywszy na fakt, że mnóstwo rzeczy przychodziło mu z łatwością, nie lubił się przemęczać. Po cichu dawniej mu tego trochę zazdrościła. Ona musiała starać się bardziej, by ją doceniono, zwłaszcza, że była dziewczyną.
Dzięki, będę o tym pamiętać – zapewniła i bynajmniej nie mówiła tego tylko po to, aby rzucić słowa na wiatr. Póki co miała sporo na głowie w związku z prowadzeniem herbaciarni, bo nigdy wcześniej nie miała własnego biznesu i to ogarnianie zajmowało jej mnóstwo czasu. Ale miała nadzieję, że wkrótce się z tym upora i wtedy będzie miała więcej wolnego czasu, co przełoży się na możliwości spożytkowania go między innymi na wolontariat.
No to rzeczywiście, szkoda nie wykorzystać takiej szansy. Ja też nigdy nie skakałam, ale dzisiaj zostanę przy tych wazonach – stwierdziła; za jej decyzją stało coś jeszcze – z tego, co wiedziała, to ze względu na operację, którą przeszła kilka lat temu nie mogła sobie na coś takiego pozwolić.
Sama Cora została przy swojej pierwszej decyzji i zdecydowała się na licytację wazonów. Wpisała kwotę, na którą mogła sobie pozwolić i która ostatecznie okazała się szczęśliwa, bo Westwood zdobywał wazony. Po licytacji odszukała jeszcze Posy, chcąc sprawdzić, czy również jej koleżance się poszczęściło, a potem wróciła do domu.

/ koniec
dzięki za grę <3

Posy O'Brallaghan
wystrzałowy jednorożec
-
34 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Najlepszy ojciec 9-letniej Rosalie, właściciel cudownego 2 tygodniowego husky-ego, wspaniały brat trójki pięknych sióstr. Od jakiegoś czasu w związku z Sarah z którą postanowił adoptować bliźniaki, w trakcie rozwodu z wścibską żoną.
Ciężko byłoby ukryć stwierdzenie, że te ostatnie dni dla tej dwójki, były jak gorące wakacje w słonecznej Hiszpanii czy nawet Bali bądź Zanzibarze. Nadmiar pracy w klinice stomatologicznej dla niego bądź na planie filmowym dla niej sprawił, że oboje żyli powoli już z resztek sił jakie im pozostało. A warto dodać, że wychowują nie tylko 9 letnią córkę mężczyzny z pierwszego małżeństwa, a podjęli się ponad to, próby wychowania bliźniaków koleżanki Sarah, która wraz z mężem zginęła w tragicznym wypadku. W pewnym momencie stwierdzili, że oboje potrzebują chwili przerwy, odpoczynku od obowiązków które masowo nad nimi stały, i stanąć na moment by nabrać powietrza (w tym przypadku energii do kolejnych ciężkich działań) i zrobić sobie małe, takie domowe wakacje. Dzieci bardzo chętnie zabrali dziadkowie, którzy bardzo chętnie spędzali czas z wnukami, i nie mogli się już doczekać kiedy cała gromada odwiedzi w ich domku. A Okay wraz z Sarah mieli ten wymarzony czas, tylko dla siebie. Oczywiście głównie spędzili go w ich sypialni, gdzie odpoczywali w swoich ramionach, tym samym próbując powiększyć ich rodzinę, o pierwsze wspólne dziecko. Ale też nie brakowało wyjść do kina, restauracji czy nawet niespodzianek pokroju rejsu na statku, relaksu na działce czy innych atrakcji które na pewno będą mile wspominać. ALE niestety wszystko co dobrze i szybko się zaczyna… szybko się kończy, a on zaplanował to, czego kobieta tak bardzo pragnęła. W sekrecie przed kobietą, z najbliższymi mu osobami wybrał się do jubilera i za całe swoje ukryte oszczędności (bo oczywiście konto mają wspólne i wszelakie wydatki konsultują razem). A dziewczyna pewnie byłaby zaniepokojona zniknięciem aż takiej kwoty jednorazowo. Chciał, by kobieta jego marzeń miała najpiękniejszy pierścionek jaki tylko jest, jest istotą która codziennie budzi go serią namiętnych pocałunków, której dotyk, zapach, usta są jak raj, którego wiele osób nie może zaznać. Jak kwitnąca róża, która z każdym dniem rozkwita, i pokazuje że może być jeszcze bardziej cudowniejsza, gdy wydaje się, że bardziej już nie może. Harding był szczęśliwy, że ma taką kobietę u boku, dla której rzuciłby się w największy ogień! Nie ukrywał, że gdy ją widzi, za każdym razem jego serce bije dwa razy mocniej. Zakochany ten Okay… zakochany
- Podoba ci się? – zapytał, pokazując kobiecie ostatnią atrakcje którą zaplanował podczas ich krótkiego wypoczynku, rano wracają ich pociechy, a za dwa dni niestety on będzie musiał wrócić do swoich zawodowych obowiązków. Miał nadzieje, że kobieta będzie mile wspominać te namiętne chwile, biedna niespodziewana się tego, co on dla niej przyszykował. A on nie wiedział, że ona ma dla niego najcudowniejszą wiadomość na świecie.
Sarah McGowan
sumienny żółwik
nick
ODPOWIEDZ