mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
~2~
Powrót do Lorne Bay był dla Willow trudny. Nie tylko ze względu na powód powrotu, czyli stan zdrowia jej ojca, nie tylko ze względu na to, że nie było tu dużego, porządnego szpitala, ale też ze względu na konieczność zderzenia się z przeszłością. Dla wielu była tą dziewczyną, która miała osiągnąć sukces, ale nic z tego nie wyszło. Oficjalnie przecież twierdziła, że nie została przyjęta na światowe tournée i większość osób właśnie w to wierzyła. O tym jaka była prawda, wiedziała właściwie tylko ona i ludzie którym odmówiła, gdy jej zaproponowano posadę solistki. Przekreśliła życiową szansę, by pomóc siostrze. Ale gdyby rodzina o tym wiedziała, to nikt by się na to nie zgodził. Był więc to jej sekret, który dusiła w sobie, nie narzekając na głos, że coś straciła. Co by było z Phillim, gdyby się nim wtedy nie zajęła, zanim jego ojciec zebrał się w sobie i wrócił do niego? Może już by go tu nie było na tym świecie. Pewnie niektórym byłoby lżej, ale Willow nie sądziła, by była jedną z tych osób. Wiedziała, że dzień kiedy synek ją opuści i tak nadejdzie, ale nie wyczekiwała go z niecierpliwością, może trochę egoistycznie, nie wiedząc do końca co ma robić potem ze swoim życiem.
Przez to, że ludzie uważali, że nie wyszło jej jako skrzypaczce, miała poczucie, że kogoś zawiodła. A przecież zupełnie nie tak było. A jednak umysł czasami nie działał logicznie, tylko wkręcał coś sobie i tylko utrwalał się w swoim błędnym, wyimaginowanym przekonaniu. Dlatego trudno tu było wrócić. Trudniej niż powinno być.
Doba była zbyt krótka, by ze wszystkim móc się wyrobić. Philemon jako czterolatek był dość absorbujący, byłoby tak nawet gdyby był okazem zdrowia. Owszem, potrafił się już częściowo sam sobą zająć, pobawić się czymś, czy porysować, ale ze względu na chorobę, nie można go było wysłać do przedszkola, czy pozwolić by biegał po placu zabaw z kolegami. Ktoś musiał być cały czas w pobliżu. Pomaganie na farmie też nie należało do najlżejszych i najprzyjemniejszych. Willow była przyzwyczajona do ciężkiej pracy, choć była szczupła, miała drobne, delikatne dłonie, to jednak nie miała problemu z obowiązkami na farmie, w końcu tu się wychowała i nigdy nie miała taryfy ulgowej tylko dlatego, że grała na skrzypcach. Część rzeczy była jej darowana, by nie ryzykować połamania palców, ale za to inne rzeczy spoczywały głównie na jej barkach. Jakiś czas temu ojciec zatrudnił pracownika do pomocy, ale to nadal było za mało rąk do pracy, zwłaszcza gdy stan jego zdrowia się pogorszył. Zatrudnienie kolejnego pracownika wiązałoby się z koniecznością wypłacania mu pensji, czyli mniej pieniędzy by zostawało w domu. O sprzedaży ziemi ojciec nie chciał słyszeć, bo była w rodzinie od pokoleń. Pewnie i tak Willow sprzeda farmę, gdy już zostanie sama na tym świecie. Bała się, że ten moment nastanie szybciej, niż później.
Dom w jakim zamieszkali był ładny, parterowy, co było wygodne przy chorym dziecku, które czasem trzeba było zanieść. Philly może nie był taki duży jak jego rówieśnicy, ale swoje już ważył. Przez trzy lata wspólnego życia, mieszkania pod jednym dachem, dzielenia się obowiązkami w domu i przy dziecku, z Achillesem wypracowali pewne rytuały, zwyczaje, podział zadań. Jakoś to działało, a dawna niechęć przerodziła się w coś zupełnie przeciwnego. Willow miała przez to niezły mętlik w głowie i sercu. Chyba na szczęście nie miała ostatnio zbyt wiele czasu by nad tym się zastanawiać. Przeprowadzka, nowy dom, więcej pracy, sytuacja z rodzicami... dużo wrażeń i mało czasu dla siebie.
- W końcu zasnął. - Willow westchnęła wchodząc do salonu. Philly był dziś wyjątkowo marudny, chyba też wychodził stres związany z przeprowadzką i nowym domem. Musiała mu opowiedzieć bajkę i zagrać jego kołysankę. Napisała ją specjalnie dla chłopca gdy jeszcze byli tylko we dwoje. "Mamusiu, zagraj mi moją piosenkę", prosił swoim dziecięcym głosikiem i ona miękła. Bardzo ją rozczulało, gdy mówił do niej "mamusiu", ale w sumie jak miał do niej mówić? "Ciociu"?
Opadła ciężko na fotel i westchnęła. Padała na twarz, a nawet nie zjadła jeszcze kolacji. Nie miała już jednak siły na nic. Zbyt długi dzień, zbyt intensywny.

Achilles Cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
  • 001
Targanie strudzonych ciał po najodleglejszych zakątkach świata nie miało być łatwe, a w szczególności w ich przypadku takie określenie chyba nie istniało. Przynajmniej nie w słowniku Achillesa, który od śmierci Celeste (choć ciągnęło się to za nim już od czasów narodzin) każdą sytuację układał na niewidocznej szali, wskazującej wyłącznie dwa pomiary, ochrzczone mianem trudnych i trudniejszych. Nie było nic pośrodku, a wyłącznie ogromna pustka rozpościerająca się na wszystkie granice spektrum, które przecinały tylko dwa słowa, niezajmujące żadnego konkretnego miejsca w tym szalonym układzie, tylko lewitujące w nim bez większej harmonii. Przeprowadzka z Gold Coast zaliczała się do tych trudnych, choć - podobnie jak u Willow - czasem do serca jego wraz z krwią dopływała także okropnie lodowata obawa związana z przeszłością, jakiej wyparł się tego samego dnia, gdy zdecydował się wrócić do swojego syna. W Słonecznym Mieście opuszczonym kilka dni temu, sprawiali wrażenie prawdziwej rodziny - żadne z nich nie tłumaczyło sąsiadom, że matka Philemona pogrzebana jest kilka metrów pod ziemią i że z Willow tworzą wyłącznie jakąś przedziwną, nielogiczną fatamorganę, formującą się w kłamliwe sylwetki rodziców, do jakich było im tak szalenie daleko. Kelly żyła bowiem scenariuszem napisanym dla Celeste, a Achilles... stracił prawo do nazywania siebie ojcem w chwili, w której wyrzekł się swojego syna zaraz po śmierci żony. Teraz jednak wrócili; dwójka wyklętych dezerterów, otoczona ramami porzuconej przeszłości, która przylgnęła do ich ciał i nie zamierzała puścić. Tutaj każdy zdawał się znać prawdę, a każde rzucone mu spojrzenie jakby prześwietlało go na wylot, pozostawiając jego duszę z poczuciem ogromnego wstydu. Bo przecież nie mógł być szczęśliwy, nie mógł bawić się w dom z siostrą swojej zmarłej żony i nie mógł kochać dziecka, na które niegdyś nie chciał nawet spojrzeć. A więc tak, powrót do Lorne Bay dla Achillesa także był trudny.
Ucieczka w objęcia pracy niekoniecznie sprawdzała się w ich układzie, a szczególnie teraz, gdy Willow zmuszona była pomagać jeszcze na rodzinnej farmie, ale mimo to Achilles większość dni wolał spędzać w biurze. Gdy był zajęty, nie myślał o Celeste, a gdy o niej nie myślał, czuł względne szczęście. Powroty do nowo wynajętego domu działały na niego jak wiadro lodowatej wody, która wysychała dopiero w momencie ponownej wycieczki do Cairns - granice Przylądka Koali musiał przemierzać z oblegającą ciało substancją pełną nienawiści do samego siebie. Nawet na Willow ciężko mu było patrzeć, czego starał się nie dać po sobie poznać. Tak też było dzisiejszego wieczora - gdy po odstawieniu samochodu w garażu, odłożeniu kluczyków na naściennym haczyku, ułożeniu obuwia przy drzwiach wejściowych, zmuszony był wreszcie wdać się w rozmowę z kobietą, która (niesłusznie) w jego życiu pełniła obecnie najważniejszą rolę. Uśmiechnął się lekko, przyglądając się w ciszy jej zmęczonej sylwetce opadającej za powierzchnią miękkiego fotela i uderzyło go nieoczekiwane spostrzeżenie - że chwile takie jak ta, gdy byli skrajnie wycieńczeni po kolejnym intensywnym dniu i wspólnie witali wyglądający zza chmur księżyc, uspokajały go najbardziej. Gdy w salonie tliło się wątłe światło lampki stołowej, nadając całemu pomieszczeniu przytulnego nastroju i gdy nad głową Willow - przy najmniejszym nawet ruchu - falowały niesfornie zagubione kosmyki włosów. Zauważał wtedy (choć szczegół ten nigdy nie umknął jego uwadze), jak niezwykle piękna jest ta krucha kobieta, przy której czuł się od kilku lat jakby spełniony. Rozważania te przerwało jednak krótkie, ale precyzyjne dźgnięcie wymierzone prosto w serce, jakim było zapomniane na moment poczucie winy. - Jesteś głodna? Rzucę na niego okiem, a potem mogę zająć się kolacją - zaproponował, spuszczając z niej swoje zdradliwe spojrzenie i powoli skierował się w stronę pokoju Philemona, dając jej tym samym czas na odpowiedź. Był to jeden z tych ich rytuałów, choć niezwykle przykry - Achilles dla spokoju ducha musiał zaglądać do jego pokoju co kilka godzin nie tylko by upewnić się, czy jeszcze nie odszedł, ale też w obawie przed tym, że będzie to ostatni raz, kiedy będzie mógł spojrzeć na jego niewielką sylwetkę poruszaną miarowym oddechem. Go także dzień nieco poturbował, ale ku swojemu zaskoczeniu, tryskał teraz jako taką energią, pozwalającą mu na skonstruowanie jakiegoś niewielkiego i niezbyt skomplikowanego dania w kuchni.

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Willow nie umiała przejść obojętnie obok prośby rodziców o pomoc. Nie umiała tak, nie umiała zignorować faktu, że ktoś jej potrzebował. Jej rodzice nie należeli do ludzi, którzy wysługują się innymi, proszą o pomoc, czy nawet jej żądają z byle powodu. Wprost przeciwnie, jeśli o tą pomoc poprosili, to znaczyło, że na prawdę jej potrzebowali. A Willow nie umiała inaczej, jak wyruszyć na ratunek. Wiązało się to jednak z dużą zmianą dla drugiej połowy jej rodziny i decyzjami, które musiała podjąć wspólnie z Achillesem. Nie chciała go do niczego zmuszać, on jednak zdążył ją poznać przez te kilka lat i wiedział, że to dla niej ważne. Czy skrócili życie Philly'ego? Nie sposób było powiedzieć. Robili co w ich mocy, by chłopiec miał dobre życie. Wiedzieli jednak, że nadejdzie dzień, kiedy pojadą z nim do szpitala i wrócą do domu we dwoje.
Willow była przerażona tym dniem, choć jeszcze nie miał konkretnej daty. Wiedziała, że skończy się wtedy o wiele więcej niż tylko życie jej synka. Skończy się to życie, które stworzyli. Nie była naiwna, czuła, że Achilles zniknie z jej życia gdy tylko trumienkę chłopca przykryje warstwa ziemi. A może nawet wcześniej. Dlatego uczuć nie było w planie, nie planowała się zakochać, nie chciała się zakochać, bo wiedziała, że skończy ze złamanym sercem. Ale kiedy spędzasz z kimś tyle czasu, dzień w dzień, dzielisz obowiązki, troski, smutki i radości, to ten ktoś staje ci się coraz bliższy. Nie była pewna czy to jej uczucie, czy tylko duch jej siostry jakoś ją opętał i pchał ich ku sobie, ale zdecydowanie coś czuła do tego mężczyzny, obecnego w jej życiu tak namacalnie, że trudno było uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno szczerze go nie znosiła.
To życie które wiodła nie było napisane dla niej, tylko dla Celeste. Ale jej nie było. Ktoś musiał się wtedy zająć Phillym i zrobiła to ona. Bez chwili wahania, choć nic nie wiedziała o wychowaniu dzieci, nie miała nawet butelki. Pierwszy rok był trudny, ale przetrwali. A potem na progu stanął Achilles, a ona pozwoliła mu wejść. Nigdy nie żałowała podjętych decyzji, zastanawiała się tylko kim jest, bez tego życia które odziedziczyła po Celeste.
Wiązanie się z mężem zmarłej siostry musiało się wydawać innym skrajnie niemoralne. Ale czy takie było? W końcu Celest nie żyła i pewnie chciała, by oboje byli szczęśliwi. Przecież mogliby być szczęśliwi ze sobą. Tylko czy on patrząc na nią widział Willow, czy swoją zmarłą żonę? Nie były identyczne, ale miały pewne wspólne cechy wyglądu. Były podobne, jak to siostry. Willow zawsze uważała, że to Celeste jest tą ładniejszą z nich, bardziej otwartą na świat i ludzi, bardziej lubianą.
Tak wiele myśli krążyło po głowie rudowłosej od kiedy przyjechali do Lorne Bay, że to ją przytłaczało. Tęskniła za życiem które zostawili, choć do lekkich nie należało. Bez Achillesa pewnie byłoby jeszcze trudniej, dlatego była mu wdzięczna, że zgodził się na przeprowadzkę. A może właśnie przeciwnie, byłoby łatwiej? Ale tego scenariusza nie chciała rozgrywać, nie chciała by już teraz mężczyzna zniknął z jej życia. Chciała pobyć jeszcze przez jakiś czas w tej słodko-gorzkiej iluzji.
- Byłoby cudownie. Tylko go nie obudź. - westchnęła z uśmiechem, przymykając oczy. Nie mogła go winić, że sprawdza co jakiś czas czy jego syn nadal oddycha. Sama się na tym łapała, że obserwuje jego klatkę piersiową gdy śpi, czy porusza się miarowo czy oddycha spokojnie. Był silny, był wojownikiem, ale miał ograniczony czas na tym świecie. Wiedział o tym, czasem pytał, czy będzie na niego czekać jego druga mama. Nie było sensu ukrywać przed chłopcem jaka jest prawda, skoro większość życia spędzał albo w szpitalu, albo w czterech ścianach swojego pokoju. Któregoś dnia weźmie ostatni oddech i ten dzień był coraz bliżej. Ale to nie mogło determinować ich życia, starali się wychowywać syna normalnie, najnormalniej jak to było możliwe, bawić się z nim, czytać mu bajki, wychodzić na spacery. Pozwalali sobie też na małe przyjemności, na spędzanie czasu razem. Mieli na to wyliczony czas, policzalną ilość dni i wieczorów, choć nie znali dokładnej ilości. Kim będzie bez nich? Czy to był już czas by zacząć tworzyć plan na dalsze życie? A jeśli odejście Philemona zakończy iluzję, ale nie to co jest między nami? A jeśli uczyni to prawdziwym? Czy okrutnym byłoby wyczekiwanie na ten ostatni oddech? Czy byłoby to aż tak egoistyczne na jakie wygląda? Zasługiwała na szczęście, jeśli ktoś na tym świecie na to zasługiwał, to na pewno Willow. Odepchnęła od siebie te myśli i wstała z fotela, by podreptać powoli do kuchni. Mogła przygotować talerze, czy wstawić wodę na herbatę. Mimo zmęczenia nie umiała biernie czekać.

Achilles Cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Plany zatytułowane "Po jego odejściu..." zdawały się nie istnieć, a każda myśl wybiegająca w tę odległą-nieodległą, ciemną przyszłość musiała zostać zdeptana. Bo dopuszczenie do siebie nadciągającej śmierci automatycznie skracało jego życie, bo czyniło ją pewnikiem, na który żadne z ich trójki pozwolić sobie nie mogło - należało żyć w zaprzeczeniu, w całkowitym wyparciu, nie pozwalając tym samym się wadzie serca rozrosnąć. Nie od dzisiaj bowiem wiadome było, że ludzka psychika pogłębia stadium każdej dolegliwości i że dzieci chłonęły negatywne emocje płynące z otoczenia jak gąbka. Gdyby Willow z Achillesem patrzyli na Philemona jak na zmarłego, jak inaczej on sam mógłby siebie postrzegać?
A więc takie myśli nie zaprzątały jego głowy. Teoretycznie, bo podświadomie dzielili swoje przypuszczenia co do udziału Achillesa w życiu Willow po nieuniknionym, nadciągającym wielkimi krokami - że z ich dwójki, stanowiącej niegdyś trójkę, nic nie zostanie. Że Achilles się ulotni, tak jak to zrobił po śmierci Celeste. Ciężko jednak było wywróżyć w tej sytuacji cokolwiek.
- Żebym potem sam musiał go usypiać? Jeszcze czego - odparł tonem nasączonym rozbawieniem i podążył w stronę pokoju malca, lekko uchylając prowadzące do jego wnętrza drzwi. Stał tak w miejscu przez niecałe dwie minuty, obserwując pogrążonego w śnie chłopca, którego noga zwisała nieruchomo z powierzchni łóżka i uśmiechnął się nieznacznie. Zastanawiał się jeszcze przez moment nad powodem tych przedziwnych pozycji, w jakich zawsze Philly zasypiał, a potem domknął drzwi i wycofał się z powrotem w stronę salonu, pozostawiając śpiącego malca w towarzystwie zaglądającego zza okna księżyca i lampki roztaczającej w pokoju kształty maleńkich gwiazd - młody Cosgrove bał się ciemności, co metaforycznie było pewną niezwykle okrutną przepowiednią.
- Aż tak uwielbiasz tę kuchnię, hm? - zdziwił się, gdy oczy jego napotkały Willow stojącą przy zlewie, zamiast odpoczywającą w miękkim oparciu fotela. Już na pierwszy rzut oka było widać bijące od niej zmęczenie, dlatego nie spodziewał się, że ostatnią resztkę sił zdecyduje się przeznaczyć na pomoc przy kolacji. Zakasał rękawy śnieżnobiałej koszuli, stanowiącej codzienny element wkładanego do pracy stroju i podszedł do zlewu, by umyć ręce. - Jak ci minął dzień? - zapytał, potrząsając dłońmi nad umywalką by pozbyć się pozostałości wody i minął zwinnie kobietę stojącą tuż obok, by podejść do lodówki, z której wyciągnął zielone warzywa.

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Willow była gdzieś pomiędzy bolesną świadomością nadchodzącego końca, a zastanawianiem się co zrobić ze swoim życiem potem. Nie lubiła niespodzianek, wolała mieć zaplanowane ile tylko się zaplanować dało. To pozwalało jej poczuć, że ma jakąś kontrolę nad tym co się dzieje. Oczywiście życie często plany weryfikuje i to boleśnie. Być może nawet robiła sobie krzywdę zastanawiając się co będzie później, raniąc się własnymi myślami. Z jednej strony chciała już mieć to za sobą, przejść do kolejnego etapu, przestać żyć w zawieszeniu. Z drugiej kochała Philemona i nie wyobrażała sobie, że któregoś dnia nie będzie go już usypiać. Może biologicznie nie był jej dzieckiem, ale był nim pod każdym innym względem.
Posłała Achillesowi rozbawione spojrzenie. Usypianie czterolatka bywało wyzwaniem, zwłaszcza jeśli zaczynał zadawać pytania na które nie znało się odpowiedzi, na przykład coś o dinozaurach, albo samochodach, albo czymkolwiek innym, co akurat w danym dniu zafascynowało chłopca. Pomijając chorobę Philly był normalnym dzieckiem, był w wieku kiedy chłonie się wiedzę jak gąbka, kiedy zadaje się wiele pytań i kiedy chce się na sobie skupiać uwagę całej rodziny. Jego rodziną byli przede wszystkim Willow i Chilly, ale od przeprowadzki do Lorne Bay spędzał też czas z dziadkami. Tyle zostało po ich ukochanej Celeste. Chłopiec, który i tak niebawem miał zniknąć z tego świata. Okrutne...
- Wolałam poprzednią. - odparła, wzruszając ramionami. Czasami nie umiała zwyczajnie usiąść i odpocząć jeśli coś jeszcze było do zrobienia. Funkcjonowała tak przez większość życia. Na farmie nie można było się lenić, potem wymagające studia, zajmowanie się chorą siostrą, jej synem... Bywały dni, kiedy widać było po niej zmęczenie, jej szczupła sylwetka stawała się jakby bardziej zapadnięta, skóra traciła blask. Ale to były momenty, chwile kiedy po prostu potrzebowała wziąć głębszy wdech, zdrzemnąć się może chwilę i odpędzić zmęczenie. Nie lubiła zmęczenia. Zwłaszcza, że sen nie był jej przychylny. Często dopadała ją bezsenność i nadmiar myśli.
Przygotowała dwa kubki i wstawiła wodę na herbatę. Nie wtrącała się do części jedzeniowej kolacji, oddając pole Achillesowi. Lubiła gdy kręcili się razem po kuchni, lubiła gdy byli razem, gdy spędzali czas we dwoje. Pragnęła bliskości, potrzebowała jej. Nawet jeśli była tylko tańszym zamiennikiem. Celeste była tą fajniejszą siostrą, miała przyjaciół, była wesoła, uśmiechnięta, silna. Ludzie ją uwielbiali. Willow była tą cichszą, wiecznie wpatrzoną w nuty, rzadko chodziła na imprezy z rówieśnikami, zbyt odpowiedzialna, zbyt... nudna. Podziwiała Celeste, zazdrościła jej. I wiele razy powtarzała w myślach, że łatwiej by było, gdyby to ona zachorowała zamiast starszej z sióstr. Wszystkim byłoby łatwiej. Chciała umieć czytać w myślach, wiedzieć co myśli Achilles, gdy na nią patrzy. Czy myśli tylko o Celeste, widząc w Willow jej odbicie, czy jednak część z jego myśli jest poświęcona właśnie jej i tylko jej.
- Pracowicie. Zastanawiam się jak namówić ojca na sprzedaż farmy. Wiem, że było mu wpajane, że trzeba dbać o ziemię przodków, ale ta ziemia wykończy nas wszystkich. A zatrudniając kolejnych ludzi do pomocy, niedługo pozbawi się całkowicie zysków. Jakby sprzedali farmę, to mogliby kupić jakiś ładny dom, nawet z ogródkiem, żeby mieć warzywa na własny użytek. - podzieliła się z mężczyzną swoimi myślami. Ojciec pewnie by ją nazwał niewdzięczną i dał wykład na temat tego, dlaczego ta ziemia jest taka ważna. Ale ona czuła, że sprzedaż wyszłaby wszystkim na dobre. Czy to było jakieś ziarenko egoizmu z jej strony? Świadomość, że niedługo może na niej spocząć odpowiedzialność za nieszczęsną farmę, a ona tej odpowiedzialności nie chciała.

Achilles Cosgrove
mamy trochę matching avki, tacy zamyśleni<3
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Wybiegające często o kilka milionów lat wstecz myśli Philemona zawsze go fascynowały - dostrzegał w nich bowiem tamtego skrytego pośród gąszczu Tingaree chłopca ciekawego całego obcego aczkolwiek pociągającego świata, którym był kiedyś i za którym teraz tęsknił. Prawdę mówiąc, utracił go dopiero trzy lata temu - w momencie, w którym zdecydował się zająć swoim synem. To mu teraz pomagał w zapoznaniu się z tajemnicami wszechświata, a dawną wersję siebie, za jaką tęskno mu było każdej nocy, szmyrgnął w najodleglejszy kąt zakurzonej już półki serca. Choć więc lubił dzielić się z synem (którego od powrotu do Lorne Bay jakoś dziwacznie było mu tak nazywać) swoją wiedzą i nigdy nie pozostawiał bez odpowiedzi żadnego jego pytania, tak teraz na tę jedną rzecz nie miał zupełnie siły. Dzisiaj cieszyło go, że się z nim minął.
- No wiesz, to kwestia przyzwyczajenia - stwierdził dość obojętnie, zdawkowo, powtarzając po prostu wyrażenie, którym sam silił się każdego dnia od powrotu. Twardy dźwięk stawianych na blacie kubków doprawił huknięciem szklanej miski, do jakiej włożył przepłukaną wcześniej pod kranem sałatę, a potem zabrał się za krojenie na desce ogórka, co przerwał jednak, gdy uszy jego musnął jej gładki, ciepły głos. Chciał się skupić w pełni na wypowiedzianych przez nią słowach, na niej samej, by nic mu nie umknęło. Wiedział przecież, jak ważna jest dla niej rodzina - inaczej ich losy by się nie splotły, bo nie zaopiekowałby się najpierw Celeste, a potem jej dzieckiem. Oparł się więc plecami o blat i pozwolił jej dokończyć, dopiero po chwili się odzywając. - A powiedziałaś mu dokładnie to, co teraz mi? - zdecydował się na początek poruszyć najistotniejszą kwestię, bez której nie można było ruszyć. Jeśli ojciec jej był jeszcze niczego nieświadomy, jeśli nie wypowiedział stanowczego “nie”, to jak mogli debatować nad możliwymi rozwiązaniami? - Gdyby nie wyklął mnie po śmierci Celeste, sam bym z nim porozmawiał. A teraz warto byłoby zapytać pośrednika, na ile wyceniłby ziemię, póki jeszcze przynosi choćby znikome zyski. Pewnie można byłoby jeszcze trochę tę kwotę uatrakcyjnić, w sumie znam kogoś, kto mógłby wam doradzić. A sam mogę tam zajrzeć w weekend i trochę pomóc - zaproponował, starając się nie skupiać na wypowiedzianym imieniu zmarłej żony. Nie przepadał za pracą przy domu, nie lubił brudzić sobie w ten sposób rąk, ale dla Willow gotowy był zrobić niemalże wszystko. Byleby tylko przepędzić z jej serca trwogę. - Na pewno nie zareaguje tak źle, jak podejrzewasz - zapewnił jeszcze z pokrzepiającym, niewielkim uśmiechem.

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Prawda była taka, że oboje z czegoś zrezygnowali dla tego wspólnego życia, dla tej dziwnej rodziny którą stworzyli. Niby normalna rzecz, rezygnować z czegoś bo dzieci, bo kredyt i tak dalej, ale w ich przypadku wyrzeczenia były jakby większe, zmiany bardziej drastyczne, a na dodatek z pełną świadomością tymczasowości tej sytuacji. Philly był z nimi na chwilę. Nigdy nie wiesz ile ktoś pożyje, ale oni wiedzieli, że chłopiec ma dni swojego życia policzone, że to się skończy i to prędzej niż później. Podobno to tragedia, kiedy rodzic musi chować swoje dziecko i świadomość tego, że tak będzie, wcale tego nie ułatwiała. Zawsze się ma nadzieję na jeszcze jeden dzień. A im starszy Philly był, tym miało się wrażenie, że trudniej będzie się z nim żegnać, bo przecież sprawiał wrażenie zdrowego, był ciekawy świata, pogodny, uśmiechnięty. Gdy miał dobry dzień, to tak łatwo było zapomnieć o tym, że już niedługo go wśród nich nie będzie.
- Pewnie tak. - pokiwała głową. Nie chciała się przyzwyczajać do nowej kuchni, bo ona, ten dom, ta rodzina... to wszystko było tymczasowe. Poza Lorne Bay jakoś łatwiej było jej udawać, że jest inaczej. A teraz życie zataczało jakieś okrutne koło. Przytłaczało ją ilością bolesnych wspomnień i wizją kolejnych. Po wszystkim będzie musiała stąd wyjechać, nie zniesie ani chwili dłużej w tym mieście. Może mogłaby uciec gdzieś daleko, może jakimś cudem on uciekłby z nią? Ich duet się sprawdzał w codziennym życiu, szanowali swoją przestrzeń, mogli na sobie polegać, wiele małżeństw mogło marzyć o ich poziomie dogadania się. A jeszcze nie tak dawno była gotowa zdzielić go każdym przedmiotem jaki będzie mieć pod ręką. To wydawało się być teraz częścią zupełnie innego życia.
Pokręciła głową.
- Nawet nie daje mi dojść do słowa jak zaczynam poruszać ten temat. Zaraz słyszę "ziemia przodków". - próbowała naśladować męski głos ojca, co zupełnie nie pasowało do takiej drobnej dziewczyny jak Willow. Mimowolnie poczuła ucisk w gardle na dźwięk imienia siostry. To imię burzyło czasami ten obrazek jaki tworzyła sobie w głowie - ona, on i ich syn. Ale to nie była ona, to była Celeste, jej mąż i jej syn. Ale przecież to nie tak, że przywłaszczyła sobie jej życie... dostała je w spadku, przedziwnym spadku, którego nawet nie mogła się zrzec, bo wtedy Philly trafiłby do Domu Dziecka. A wtedy pewnie umarłby przed pierwszymi urodzinami.
- To ma sens. Ten pośrednik i ktoś kto by wycenił ziemię. Ale nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś się tam kręcił. Zwłaszcza w aspekcie sprzedaży farmy. - pewnie zaraz zyskałby nowy przydomek hieny, albo szakala, który tylko czeka, żeby się wzbogacić kosztem teściów. Kiedyś uwielbiany przez wszystkich z rodziny Kelly, poza Willow, teraz był na całkowicie odwrotnej pozycji. Kolejne przedziwne koleje losu.
Odpowiedziała uśmiechem na uśmiech. Niesamowite było jak ten jeszcze niedawno lekkoduch, był teraz dla niej wsparciem. Wyciągnęła w jego stronę rękę i położyła dłoń na jego dłoni.
- Pewnie zareaguje jeszcze gorzej, ale może warto zaryzykować kłótnię, by w końcu przemówić mu do rozsądku. - skinęła głową, jakby utwierdzając się w tej myśli.

Achilles Cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Rozumiejąc jej obawy i zniechęcenie, starał się mimo wszystko z nimi nie rezonować, uznając podróż Philemona zwaną życiem za coś na tyle absorbującego, by nie wybiegać myślami za daleko i by tym samym nie pozbawiać się ostatnich chwil względnego szczęścia. Nie pochwalał nigdy pędzenia planami daleko w przyszłość i nigdy nie składał dalekosiężnych deklaracji, dlatego nie byłby w stanie obiecać jej, że zostanie u jej boku aż po kres własnych dni, niezależnie od wszystkiego. Skąd miał bowiem wiedzieć, jak potoczy się kapryśny los, który jeszcze za życia Celeste dobitnie uzmysłowił mu swoją nieprzewidywalną naturę? Oczywiście, że póki co doskonale się dogadywali, ale fundamenty te nie były na tyle stabilne, by zbudować na nich przyszłość; nie było sensu spoglądać na nich poprzez pryzmat pary. Żyli przecież w czymś rodzaju celibatu, unikali rozmowy o naprawdę istotnych aspektach i udawali ludzi, którymi wcale nie byli. - Rodu, który skończy się na tobie, więc oddanie ziemi przodków w cudze ręce jest nieuniknione - wzruszywszy ramionami, dopowiedział do jej wypowiedzi kilka własnych słów, dziwiąc się ogromnie, że do ojca jej tak niewiele docierało. Wychodził przy tym na hipokrytę, jako że sam skrupulatnie wypierał ze świadomości kilka faktów, ale tego przyznać już na głos nie zamierzał. Słysząc niski głos Willow próbujący naśladować ten ojcowski, uśmiechnął się lekko, a właściwie wygiął prawy kącik ust nieznacznie ku górze. - Jak chcesz, ty tu rządzisz. Wcale nie musiałby mnie widzieć, chciałem ci po prostu trochę pomóc z obowiązkami - wyjawił spokojnie, gotów przystać na każdą decyzję, jaka tylko objawi się w jej głowie. Nie przejął go ciepły dotyk jej dłoni układającej się niespodziewanie na jego skórze w sposób tak naturalny, jakby właśnie tam od zawsze było jej miejsce; pozwolił, by układ ten pozostał nienaruszony przez kilka uderzeń serca, a potem wrócił do robienia kolacji. - Musimy poćwiczyć sztukę perswazji i powtórzyć kilka afirmacji. I uświadomić ci, że myśli mają niebosiężny wpływ na rzeczywistość, ty mała pesymistko - zaśmiał się, opracowując plan za planem. Naprawdę chciał dla niej jak najlepiej, dlatego wolał, by nie spoglądała na swe życie w tak złowrogi sposób. Połączył następnie większość składników, myśląc naiwnie, że w tym czasie herbata przygotowana przez kobietę zdążyła ostygnąć, jednak były to czcze marzenia. Dopiero w zetknięciu dłoni z kłującym ciepłem przeszywającym tkanki wskroś zrozumiał, że nie minęło jeszcze wystarczająco wiele czasu i nie myśląc za wiele, upuścił kubek na drzemiący w ciszy szereg kuchennych kafelek, po jakim teraz rozpościerał się strumień wrzącej cieczy, a w uszach wciąż dźwięczał huk zbijającej się ceramiki. - Chryste, przepraszam, nie pomyślałem - syknął, strzepując z dłoni nadmiar palącej substancji poprzez energiczne machnięcia i poprzez szukanie wzrokiem szmatki mogącej pochłonąć ten bałagan, odtrącał od siebie myśli biegnące wokół świadomości, że ręce nie były jedynym obszarem ciała, jaki uległ uszkodzeniu - nogi także ucierpiały, ale zakotwiczyło się w nim przekonanie, że takich emocji po prostu okazywać nie wypada. - Ciebie to chyba ominęło, co? - zapytał nagle, uświadomiwszy sobie, że mógł nie być teraz jedyną ofiarą.

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
Willow wiele sobie wyrzucała, gdy miała dla siebie kilka minut i zaczynała się nad tym wszystkim zastanawiać. Jednym z wyrzutów jakie wobec siebie miała, był Chilly, jej uczucia do niego, to, że nie umiała się jakoś opowiedzieć, po jednej czy drugiej stronie. Czuła się... niewarta jego uwagi jako kobieta, człowiek. Była tylko przybraną matką jego dziecka, tymczasową towarzyszką, opiekunką, przyjaciółką. Nie umiała się przed nim tak otworzyć jak pewnie wiele kobiet na jej miejscu by to zrobiło. Nie była uwodzicielska, nie umiała flirtować. Miała minimalne doświadczenie w miłości i związkach. Zawsze było coś ważniejszego. Chciała z nim być, ale ile z tego było z prawdziwych uczuć, a ile z lęku przed... cholera wie czym, tego nie wiedziała. I nie wiedziała jak to sprawdzić. Gdyby chociaż... ale nie umiała też i tego wyrazić. Tkwiła więc w tym dziwnym czymś. Zbyt wiele wyrzeczeń , zbyt mało myślenia o sobie.
"Rodu który skończy się na tobie"... poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Owszem, nie planowała zajmować się farmą po śmierci rodziców, ale przecież nie musiała być ostatnia... prawda? Mogła mieć jeszcze męża, własne dzieci... prawda? Nie dała po sobie poznać, jak bardzo ją to zabolało, to zakładanie, że nic więcej jej nie czeka. A może zbyt wiele sobie dopowiadała. Zamiast jednak zaprotestować, skinęła głową, przyznając mu rację. Pewnie wiedział lepiej, ona mogła mieć tylko nadzieję. Była tą "słabszą" połówką z jej duetu z Celeste.
- Wiem, dziękuję. - uśmiechnęła się. Doceniała fakt, że się starał, że chciał pomóc. Jak bardzo to było inne od tego, co wydarzyło się cztery lata temu, kiedy zniknął bez śladu. "Mała pesymistka"... ha! aż kusiło ją roześmiać się mu w twarz. Trudno w niej było o optymizm. Starała się być pogodna, dla Philemona, dla rodziców, dla Achillesa, ale czasami ta ciemna chmura uparcie podążająca za nią większość życia, przyspieszała i zamiast być za nią, była nad nią.
- Chyba raczej realistko. - poprawiła. - Jak znajdziesz afirmacje na upartego ojca, to mogę je ćwiczyć. - dodała z uśmiechem. I jak to być obojętną wobec kogoś, kto chce jej pomóc?
Jakimś cudem udało jej się odskoczyć i nie oberwać gorącą herbatą. Zamiast tego od razu włączył się jej tryb opiekunki.
- Daj. - jej ton był stanowczy. Wzięła Achillesa za nadgarstek i wsadziła mu dłoń pod kran, puszczając z niego zimną wodę. - Ściągaj też spodnie. - oznajmiła, widząc plamę na materiale. Może nie będzie z tego poparzeń wymagających hospitalizacji, ale i tak należało schłodzić oparzone miejsce i nie dopuścić, by materiał przykleił się do skóry. - Dasz radę jedną ręką? - wzkazała na spodnie. - Mnie ominęło. - dodała, by się o nią nie martwił. Gorzej, że porcelanowy kubek uderzający o kafelki mógł obudzić czterolatka. - Trzymaj rękę pod wodą. - poinstruowała, żeby samej móc się zająć leżącą wszędzie porcelaną, nim przydrepta tu Phily.

Achilles Cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
wybacz ;(

Dzielone pośród trzy pary rąk dni, rozpościerające się na cztery długie lata, były dla niego niespodziewaną nowością - w najśmielszych przypuszczeniach nie wywróżył sobie nigdy założenia czegoś na kształt rodziny, trzymania się wyłącznie jednej kobiety i jednego domu. A teraz przekonany był przemożnie, że te cztery ściany były jego miejscem na ziemi, a ta drobna rudowłosa postać najbliższą mu osobą, której sekrety, marzenia i trwogi poznać mu przyszło wskroś, w najmniejszych nawet detalach. A jednak nie podejrzewał, że w kobiecie drzemać mogło jeszcze tak mało pewności siebie, jeśli chodziło o stosunek Achillesa do jej osoby. Bo czy nie było to oczywiste, że od czterech lat nie istniał nikt poza nią? Wszelkie drogie niegdyś jego sercu romanse odeszły przy niej w zapomnienie, nawet jeśli nie zbliżyli się nigdy do siebie w ten szczególny sposób. I jasne, wcześniej cechując się nieukrywaną frywolnością, ulatującą z oczu galanterią i sypiąc urzekającymi komplementami jak z rękawa, musiał wzbudzić w niej zaskoczenie - że wszystkie te flirty typowe dla niego, otaczające zawsze płeć piękną, nagle ustały. Że to pewnie przez nią, że jej nie interesował, że mu się nie podobała. Prawda wyglądała jednak inaczej, bo do niej jednej miał zwyczajnie więcej szacunku, niż do kobiet spotykanych przypadkiem, poznawanych powierzchownie i w jednym tylko celu. A Willow… przy niej zapragnął zmienić swą taktykę, po raz pierwszy czerpiąc szczerą radość z docierania się na wstępie, wymieniania frasunkami i najskrytszymi marzeniami, poznawania swoich rytuałów, ulubionej kawy i alkoholu, witania się o świcie w swej najgorszej formie i żegnania się przed snem, żałując przy tym lekko, ale za to z dumą, że żadne z nich nie pokusiło się o coś więcej.
Gdy tak śmiale zawyrokował o wyczerpaniu się rodu Kellych, na myśli nie miał nic innego, jak tylko nazwisko. Nazwisko, które w patriarchacie nie przechodziło na kobietę i jej dzieci, a więc nie na jej ród. Nie poważał tejże zasady, ale było jak było - wypowiedział to, co uświadomiłby także jej ktoś inny. Życzył jej szczęścia, nawet jeśli tego nie miała osiągnąć u jego boku.
- Każdy pesymista tak o sobie mówi - nie dał za wygraną, uparcie stojąc przy swoim. - Żaden kłopot, pierwsza brzmi “nie uzależniam swojego szczęścia od stetryczałego ojca” - odparł chytrze, nie kryjąc w uśmiechu przebiegłości. W tej krótkiej prośbie leżał cały jej problem, który należało niezwłocznie wyplenić.
Nie zarejestrował nawet momentu, w którym kobieta pochwyciła jego dłoń i skierowała ją pod strumień zimnej wody. Nie wyrwał jej jednak z uchwytu drobnych dłoni, choć uważał, że zamieszanie wywołane zostało zupełnie niepotrzebnie. - Willow, Willow, spokojnie, nie jestem dzieckiem, nie musisz biec mi z odsieczą - poinformował spokojnie, z wyraźnym rozbawieniem, stwierdzając przy tym, że ta jej nagła bliskość bardzo mu się podoba. Na kolejne jej polecenie uniósł jednak brwi w geście zdziwienia. - Nono panno Kelly, od ciebie nie spodziewałem się tak pantagruelicznej bezpośredniości - zacmokał nawet filuternie, prawdopodobnie po raz pierwszy w jej obecności pozwalając sobie na tego typu żarty. Oczywiście, że dałby radę się z nimi uporać jedną ręką, co postanowił też udowodnić, ale przyznać musiał, że bardzo zastanawiała go opcja zapasowa, którą miała do zaproponowania w zastępstwie. Posłusznie się jednak ich pozbył, przewieszając je przez przegub i zerkając na poległą w bitwie z wrzątkiem łydkę, a potem westchnął cicho. - Niepotrzebnie martwisz się tak wszystkim - bo teraz ogarnęły go wyrzuty sumienia, że to właśnie z jego powodu chodziła wiecznie podenerwowana i wszystkim przejęta. Poniekąd zmusił ją przecież do zajęcia się Phillym i tym samym przysporzył jej największych trosk.

Willow Kelly
mama i nauczycielka gry na skrzypcach — -
34 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Uczucia ulokowała w mężu zmarłej siostry i poświęciła życie, by zająć się jej synem... Żyje nieswoim życiem ale iluzja wkrótce może się skończyć
zeros problemos<3

Willow zawsze miała poczucie życia w cieniu siostry. Starsza z sióstr Kelly była tą lubianą, wesołą, popularną, piękną. To na nią ludzie zwracali uwagę, nie na Willow. Jedynym co rudą wyróżniało, to była muzyka. Tylko na przykład jak masz naście lat, to raczej nie zainteresujesz się skrzypaczką, na dodatek chudą i rudą. Willow pamiętała jak matka przeprowadzała z jej siostrą rozmowę o chłopcach itd. Podsłuchiwała, to fakt, była za mała by z nią poruszać takie tematy. Zapamiętała wtedy zdanie, że mężczyźni mają swoje potrzeby. Cokolwiek to znaczyło, to wydawało jej się być na tyle ważne, że zapisało się to w pamięci dziewczynki na zawsze. Z nią rodzice nie rozmawiali o seksie, może nawet nie zakładali, że będzie taka potrzeba, bo skrzypce były ważniejsze niż chłopcy, imprezy i całe nastoletnie życie. Ale Celeste nie zostawiłaby W. w niewiedzy. Sama z nią o tym porozmawiała i powiedziała coś, co nadpisało starą informację - mężczyźni mają swoje potrzeby, owszem, ale kobiety też. I to Celeste powiedziała Willow, że to okej dbać o swoje pragnienia i potrzeby, również te cielesne. Wtajemniczyła ją w świat filmów dla dorosłych i powiedziała, że to nic wstydliwego i złego. Wiele nauczyła nastoletnią Willow jej starsza siostra. A i tak w życiu rudej niewiele było miejsca na takie rzeczy jak seks, związki, czy randki. Nie znaczyło to jednak, że tego nie chciała.
Jak mogła więc podejrzewać, że w życiu Achillesa nie ma innej kobiety, skoro mężczyźni mieli swoje potrzeby, a ona tych potrzeb nie zaspokajała. Dbała o wszystkie inne, ludzkie potrzeby mężczyzny, chciała by czuł się dobrze w jej towarzystwie, bo trochę był na nie skazany. Pragnęła by zobaczył w niej też kobietę, nie tylko towarzyszkę. Ona była zmianą dla niego, ale i on dla niej. Budził w niej uczucia, które niezwykle rzadko się w niej odzywały.
Nie pomyślała, że mógł mieć na myśli kwestie nazwiska, bo sama nigdy nie zakładała, że zmieni nazwisko. Jej najśmielszy plan na życie zakładał, że jej nazwisko coś będzie znaczyć w świecie muzyki klasycznej i zmiana go na nazwisko teoretycznego męża mogłaby wprowadzić zamieszanie. Tak samo jej dziecko nosiłoby jej nazwisko. Tak zakładała, choć nawet tego nie rozważała.
Posłała mu "mordercze" spojrzenie spod przymkniętych powiek... "pesymistka"... też coś.
- Nie uzależniam swojego szczęścia od ojca. - odparła, pomijając specjalnie słowo "stetryczały, wiedząc jednocześnie, że szczęście dawało jej pomaganie innym, ojcu, matce, Achillesowi, zmarłej siostrze, jej synowi... Prawdziwe szczęście dawała jej jednak muzyka. Achilles o tym wiedział, musiał to czuć gdy zaczynała grać i oddawała się temu z taką pasją i oddaniem, jakby świat się miał zaraz skończyć. Okrutnym byłoby nawet pomyśleć, że jakaś jej cząstka liczyła dni, gdy będzie mogła na nowo poświęcić się muzyce całkowicie. Oznaczało to bowiem, że owa cząstka czeka na śmierć Philemona.
- Nie jesteś, a jednak kubka chwycić nie umiesz. - przypomniała, nie przejmując się tym, że wcale go ratować nie musi, bo już go ratowała. Skoczyłaby za nim w ogień, za nim i za Philemonem, nawet jakby miała przy tym sama zginąć.
Jej twarz zdradzała dwie jakby przeciwstawne emocje - zarumienione policzki sugerowały zawstydzenie faktem, że wypomniał jej bezpośredniość, spojrzenie jednak jakby rzucało wyzwanie. Była delikatna, ale umiała czasem powiedzieć coś, co zaskakiwało wszystkich zebranych.
- Ale nie nastawiaj się, że ci podmucham na tą ranę. - uśmiechnęła się kącikiem ust. - Poza tym piorę twoją bieliznę. Mamy przed sobą na prawdę mało tajemnic. - przypomniała. Alternatywa pewnie by ją speszyła, ale w trybie "pielęgniarki na pierwszej linii frontu" umiała zachować pełny profesjonalizm. Chyba... Choć pewnie potem długo by myślała o tym, co się wydarzyło.
Zmoczyła ścierkę zimną wodą i przyłożyła na potencjalnie poparzone miejsce na nodze Achillesa.
- Trzymaj tu. - poleciła, odbierając od mężczyzny spodnie, by miał wolną rękę. - Znasz mnie tyle lat... wiesz, że nie umiem inaczej. - uśmiechnęła się, nie miała do niego żalu. Nie miałaby też jakby nigdy do nich nie wrócił. Jakby ograniczył się do wysyłania jakichś pieniędzy na leczenie i utrzymanie syna. Nie miałaby też żalu, gdyby zignorował ich całkowicie. Może wtedy byłoby paradoksalnie łatwiej, bo nie pojawiłyby się w niej te wszystkie uczucia, które nie miały prawa się pojawić w stosunku do męża siostry, nie ważne czy zmarłej czy nie.
Willow potrzebowała zająć czymś ręce, nim zrobi coś głupiego, a miała wrażenie, że jest do tego zdolna, wzięła więc zmiotkę i zaczęła zamiatać rozbitą porcelanę kubka. Jednocześnie nasłuchiwała jakichś kroków, czy innych dźwięków wskazujących na to, że Phily się obudził. Cisza... Na szczęście chłopiec spał.

Achilles Cosgrove
sumienny żółwik
nick
brak multikont
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Jej podejście do szczęścia uważał za zgubne - bo czy roztropnie było tak uzależniać je od innych osób? Zdaniem Achillesa niekoniecznie; on wolał w pierwszej kolejności pomagać jednak samemu sobie, dopiero później myśleć mógł o innych. Dlatego właśnie, nie tylko bardziej zrozumiałby korzystny wpływ muzyki na jej samopoczucie, ale przede wszystkim by je zaaprobował i pochwalił.
- A może zrobiłem to specjalnie - odgryzł się na jej uwagę o niezdarności, zwyczajnie nie chcąc dać za wygraną. Oczywiście wiedział, co odpowiadało za ów wypadek, ale nie wydawało mu się dobrym posunięciem wyjawienie tej tajemnicy w obecnej chwili.
Szelmowski uśmiech drgający kącikiem jego ust pogłębił się, gdy odpowiedziała mu równie psotnym grymasem, choć potem, gdy wspomniała coś o brudnej bieliźnie, skrzywił się zniesmaczony. - Tak, cóż, o tym wolałbym nie rozmawiać - przyznał, stwierdzając, że czar prysł nieodwracalnie, bo teraz w głowie miał tylko ten mało przyjemny widok prania, o którym nie wiedział nawet, że nie lubi rozmawiać. Nigdy jeszcze nie był z kimś na tyle blisko, by dzielić się podobnymi obowiązkami i dopiero teraz uświadomił sobie, jak daleko to wszystko zabrnęło i jak poważne było. Później podziękował za okład i wyruszył na poszukiwania swoich dresów, a gdy wrócił, kończąc przygotowanie kolacji, zjedli wspólnie i każde z nich pomaszerowało w stronę własnej sypialni, w której zapewne zadręczało się rozważaniami, na czym właściwie polega ten ich układ i co z nim zrobić.

koniec <3

Willow Kelly
ODPOWIEDZ