lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
— trzy

Czy wierzysz jeszcze w bajki, Jude?
Nie spodziewając się po pracy w policji szczególnie intrygujących wrażeń — nie, nie tutaj — nie potrafił ukryć zdziwienia, gdy podobne pytanie padło tego ranka. Nie, nie wierzył. Chciał powiedzieć, że nigdy, ale byłoby to kłamstwem — gdy był młody, owe bajki nadawały jego życiu sens. Sprawiały, że świat zdawał się miejscem magicznym, a on po szkole, choć upał dawał się we znaki, pędził z przyjaciółmi do lasu, by odkrywać czające się w mroku tajemnice. Nie zliczyłby na palcach, ile razy zakradał się na niebezpieczne plaże, by szukać na nich syrenich włosów. Nie wyparłby tego, że ilekroć ktoś opowiadał o duchach czy dziwnych stworzeniach, to właśnie on, Judah Westbrook, biegł z aparatem by ową sprawę zbadać. Nigdy sam, zawsze miał któreś z przyjaciół u swojego boku. Dlatego gdy zgłoszona tego dnia sprawa okazała się być związana z czymś, co w dzieciństwie było dla niego tak ważne, niemalże od razu zadzwonił do Abby. Nie mógł przecież w pojedynkę odkryć, że w bajkach skrywa się prawda.
Wskazując jej uprzednio adres, wziął po pracy szybki prysznic, spakował kilka niezbędnych rzeczy do plecaka i na pieszo ruszył pod właściwy adres. Nie tak bada się miejsca, które zgłasza się na posterunku, ale musieli być ostrożni — po pierwsze, tereny te należały do Aborygeńskiej społeczności, którą łatwo było urazić. Po drugie, człowiek, który opowiadał tego ranka o zaginięciu turysty w tych właśnie stronach, nie brzmiał jak ktoś... normalny. Sprawę odrzucono i tylko Westbrook postanowił sprawdzić, czy w historii tej nie kryje się coś więcej.
— Daintree — rzucone na powitanie, wraz z uśmiechem, nazwisko, zawsze zastępowało mu te wszystkie grzecznościowe hej czy cześć. Jude należał do grona ludzi dziwnych, choć nie zawsze tak było. W dzieciństwie potrafił zachować się normalnie. — Nie byłem tu chyba ze sto lat — przyznał, gdy porzucając za sobą cywilizację, poczęli wyznaczonym, nieoznakowanym szlakiem wchodzić w głąb lasu. Jako mały chłopiec czułby pewnie ekscytację stawiając kolejne kroki w tym dzikim mroku, ale teraz, zniszczony życiem, nie dostrzegał w tym niczego wyjątkowego. Ze względu jednak na to, że pewne przyziemne sprawy go dopadły, a on miał w niedługim czasie zostać ojcem, musiał się postarać, by wykrzesać z siebie tego malca, który z wielką ochotą stawiał czoła wszystkiemu, co niezwykłe.
Ciemna zasłona tworzona przez korony drzew poczęła przysłaniać już widok, gdy Abby niespodziewanie wycofała się, pozostawiając go samego w lesie. Posiadanie telefonu przy sobie, nawet w miejscu pozbawionym zasięgu, zmusiło ją do powrotu do auta, które zaparkowane było przed aborygeńskim terenem. I chociaż Jude wzgardzał tego typu zachowaniem, pozwolił jej zawrócić, podczas gdy sam zamierzał swoją wędrówkę kontynuować. Nic złego w końcu nie mogło się mu tam przydarzyć, prawda?
lorne bay — lorne bay
21 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Córka właścicieli miejscowej stadniny koni, która nie sprostała ich oczekiwaniom, pozwalając wyrzucić się z renomowanej uczelni. Teraz w sekrecie przed nimi ukrywa się w centrum LB, szukając swojego zaginionego przyjaciela, ratując żółwie i oprowadzając turystów po lesie deszczowym.
Tutaj nigdy nie świeciło słońce; błyszczące brokatem smugi nie przebijały się przez koronę drzew chroniącą jakby to wymarłe miejsce. Znając jego historię, Matildy nigdy nie dziwiła bijąca tu zewsząd cisza i niepokój - tylko głupcy świadomie zapuściliby się w te strony, nie mając nawet ćwiartki aborygeńskiej kropli w swojej krwi. A jednak pozwoliła panu Elliotowi uwikłać się w intrygę sprowadzającą się do zalegania w tutejszych krzakach od szóstej dwanaście rano z prowizoryczną, niskich lotów pułapką, garścią borówek i ziarna. Wykonywaną misję prędko okrzyknęła ściśle tajną, więc kiedy starsza pani przybłąkała się w okolice nieoznakowanych grobów, pytając Huntington o powód podobnych odwiedzin, blondynka nie miała wyjścia - musiała wmówić jej, że jest tu niebezpiecznie i polecić, by jak najszybciej stąd uciekała. A potem wbiegła w krzaki. W krzakach tych przesiedziała dokładnie jedenaście godzin, powoli przeklinając już cały świat, ale czujności nie straciła ani na moment, za co nagrodzona miała zostać dokładnie o siedemnastej cztery, czyli w momencie, w którym obiekt jej zainteresowania wreszcie się pojawił. Nie spodziewała się tylko, że wraz z obiektem tym pojawią się nieproszeni goście, hałasujący niemiłosiernie, a potem depczący po jej pułapce. - Heeeeej, idź stąd - szepnęła wściekle, gdy stopy jakiegoś mężczyzny wyrosły kilka centymetrów przed jej oczami (leżała teraz na trawie w krzakach), wchodząc na ułożone tam wcześniej przez nią ziarna. - Tu jest prowadzona bardzo ważna, policyjna misja, którą właśnie doszczętnie zdemolowałeś, kretynie - dodała z niezadowoleniem, okropnie nachmurzona przez te kilkanaście godzin spędzonych na robieniu niczego. Ta chwila dekoncentracji sprawiła, że cel jej misji czmychnął z powrotem w odmęty lasu, więc podźwignęła się z ziemi na łokciach, by zobaczyć twarz nieznajomego mężczyzny, w którego wbiła wyjątkowo gniewne, ostre spojrzenie, a potem pobieżnie strzepała ze swojego ciała niespodzianki lasu i złapała się za obolały kark.

jude westbrook
ambitny krab
zmęczona
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
To było jak spacer po utraconych wspomnieniach, tyczący się cudzej młodości, cudzych marzeń i myśli, osoby zupełnie mu obcej. Kłujący ból wbrew jego woli przecinał serce, gdy odnajdywał wzrokiem drzewa, po których wspinał się niegdyś dziesięcioletni chłopiec. Ten, który wyobrażał sobie przyszłość pośród szpitalnych sal, niosąc pomoc potrzebującym; ten sam młodzieniec, który swoim śmiechem zarażał innych, wpisując się często w rolę czyjegoś przyjaciela. Teraz już osamotniony, sam, pośród ciemniejącej ciszy, stawiał zrezygnowane kroki. Gdzieś niedaleko grobów była drzewna rycina, wzbogacona o pewne imiona i rok tych wspomnień - tak by te zawsze były żywe. Jude jednak nie starał się odnaleźć miejsca tego nawet wzrokiem, walcząc o to, by nigdy, przenigdy nie stać się znów tym uśmiechniętym, wesołym zawsze chłopcem.
Drgnął lekko, zaskoczony dźwiękiem dobiegającym jakby spod ziemi; dopiero po kilku sekundach zorientował się w sytuacji, choć była ona komiczna. - Pani jest z policji? - rzucił tylko, choć każda inna osoba na jego miejscu podjęłaby się spraw bardziej ważnych. Pytać należało bowiem o jej obecność tutaj, o powód drzemki wśród krzewów i co ważniejsze, istotę jej misji, ale Westbrook skupił się na jej jednej kwestii. Dlaczego? Z całą pewnością z powodu świadomości kłamstwa, którego nie zamierzał jeszcze zdemaskować. - To dobrze się składa, właśnie policji mi teraz trzeba - dodał rzeczowym tonem, wciąż się uważnie jej przyglądając. Twarz wydała się mu znajoma, ale nie potrafił przypisać go do któregoś ze wspomnień, nakładających się na siebie teraz w sposób chaotyczny. Później przyjdzie na to czas. - Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc. Naturalnie powinno pani zależeć na tym, bym jak najprędzej opuścił to miejsce… policyjnej akcji - posługując się geszeftem, wciągnąć zamierzał ją w nierówną grę, której wygrać nie mogła. Obecnie Jude co prawda wątpił, by nieznajoma mogła być winną czemukolwiek - raczej uznawał, że miała to przykre nieszczęście przypadkowo znaleźć się w nieodpowiednim miejscu. Z drugiej jednak strony pamięć płatając mu figle powtarzała, że zna już tę twarz. Tylko cholera, skąd?

Tilly Huntington
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Uwaga
lokacja podwyższonego ryzyka
Skupieni na tym nieoczekiwanym spotkaniu gdzieś pośrodku dziczy, zajęliście się rozmową, na moment nie poświęcając uwagi otoczeniu. To jednak zdawało się ani na chwilę nie zapominać o was. Teraz, gdy Tilly opuściła kryjówkę w zaroślach, oboje byliście dobrze osłonięci i może to wasza wyobraźnia, może lekkie podenerwowanie spowodowane nieoczekiwanym spotkaniem w niekoniecznie sprzyjających warunkach, ale oboje mieliście wrażenie, że poza waszą dwójką w okolicy jest ktoś jeszcze. Jakby tego było mało, usłyszeliście pęknięcie jakiejś gałązki na ziemi w gęstwinie nieopodal. Niby nic wielkiego, to mógł być wiatr, bądź jakieś niegroźne zwierzę, tylko czemu wydawało wam się, że ktoś was obserwuje?
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
lorne bay — lorne bay
21 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Córka właścicieli miejscowej stadniny koni, która nie sprostała ich oczekiwaniom, pozwalając wyrzucić się z renomowanej uczelni. Teraz w sekrecie przed nimi ukrywa się w centrum LB, szukając swojego zaginionego przyjaciela, ratując żółwie i oprowadzając turystów po lesie deszczowym.
W tychże gęstwinach nie sposób było odnaleźć niesionych wiatrem wspomnień śladów jej osoby. Bo choć codziennie przemierzała alejki Sanktuarium Koali, depcząc ziemię, na której pozostawała intruzem, nie odważyła się nigdy na profanację terenów nieco dzikszych, nakrapianych rozlewaną niegdyś krwią ich rdzennych mieszkańców. Między innymi z tego też powodu, ze świadomości bycia niechcianym gościem, stojąc teraz pośród kłębowiska niknącej zieleni i gęstych chmur przynoszących schronienie tej przedziwnej scenie, ciało jej przeciął dreszcz i straciła kilka milimetrów animuszu ulatującego z jej serca. - A co, zająkałam się? To jest tajna misja - nie mając w sobie wystarczająco odwagi, by powtórzyć swe kłamstwo, zdecydowała się posłużyć postponowanym ucięciem drążonego przez nieznajomego tematu dotyczącego jej roli w policji. - Panu trzeba policji? A mi urlopu na Karaibach, ale świat nie jest na nasze skinienie. Mam ważniejsze rzeczy do roboty - tonąc w nielogicznych argumentach, wciąż czuła tę ulatującą z jej ciała odwagę, świadczącą o jej głupocie. Bo nie wzięła pod rozwagę najoczywistszej ścieżki, którą mógł podążyć ten obcy człowiek. Nie przewidziała, że nie czmychnie przed rzekomą policją, a że będzie drążyć i domagać się pomocy. Prychnęła tylko na jego stwierdzenie, które zapewne zawierało w sobie wiele sensu, ale niekoniecznie w jej obecnej sytuacji. - Skąd pan może wiedzieć, czego mi potrzeba? Ja sobie doskonale poradzę sama, ale proszę bardzo, niech mnie pan wtajemniczy w ten plan niby korzystny dla nas obojga - przyjmując dziwnie patetyczny ton, ujawniający się zawsze w chwilach zagrożenia, zgodziła się wciągnąć w ten tajemniczy plan, który przy odrobinie szczęścia uratowałby jej teraz skórę. Szkoda tylko, że Matilda Huntington rzadko doświadczała łaski losu, o czym już teraz się przekonała - gdy nieopodal chrupnęła czerstwa gałąź, stanowiąca o obecności osób trzecich. - Z kim pan tu przyszedł? - pytanie to, obite lękiem, pokierowało jej oczy w stronę hałasu, a zaraz potem na mężczyznę jawiącego się jej teraz jak najgorsze straszydło; bo to dostrzegła jego precyzyjnie i mocno obite obuwie przywodzące na myśl żołnierzy, plecak, w którym skrywać mogło się nawet dziesięć kilogramów amunicji i jakąś taką złowrogą aurę bijącą z jego aparycji, którą wcześniej jakby przeoczyła.

jude westbrook
ambitny krab
zmęczona
sierżant — australian federal police
37 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Były żołnierz, teraz policjant. Trochę mu to zajęło, ale w końcu odważył się zrezygnować ze wszystkiego dla Danny'ego.
Wrogo szumiące korony drzew nadawały im jakby ostatnią szansę na wycofanie się; nie życząc dziś sobie odwiedzin, niezadowolone były z tego wtargnięcia, choć żadne z nich nie zakłócało przecież panującego tu porządku. Może jednak świat ten pamiętał jego poczynania z młodości, chcąc z nich właśnie teraz go rozliczyć? Cóż, Jude przybył tu wyłącznie w dobrych celach i nadzieję miał niezmiennie, że uda się mu czegoś dowiedzieć o zaginionym turyście. A skoro miał przed sobą jedyną podejrzaną obiecywał sobie, że już wkrótce wycofa się z tego poniekąd sakralnego miejsca. — Pani mi wyjawi jej charakter — odparł tonem spokojnym, nie ściągając z dziewczyny spojrzenia. Twarz jej powoli łączyła się z inną sprawą, ale brakło mu jeszcze pewności, by wypytywać o cokolwiek — dość fortunnie złożyło się więc to wszystko, nawet jeśli ta toczona przez nich dyskusja była idiotyczna. — Cóż, pani jest zdecydowanie za młoda na tak rażące zmęczenie życiem. I chyba najlepiej zrobimy, kiedy wylegitymujemy się sobie nawzajem — zasugerował, a brew posłana ku górze wskazała tylko, że żadne wymówki się w tym przypadku nie sprawdzą. Może i nieznajoma sądziła, że te jej kłamstwa nie zostaną przejrzane, że on sam odpuści, ale Jude był przecież uparty i zawzięty — szczególnie, że podobnych oszustw nie tolerował, bez względu na to, jakie intencje im przyświecały. — Skoro prowadzi tu pani tajną misję, to z całą pewnością wie coś o zaginionym tutaj tego ranka turyście, prawda? No więc możemy wymienić się informacjami — zasugerował z uśmiechem, podążając wraz z nią wzrokiem po okolicznych zaroślach. Słyszane hałasy nie robiły jednak na nim najmniejszego wrażenia, bo nazbyt wielu tragizmów w życiu doświadczył, by w takich sytuacjach odczuwać niepokój. — Ze wsparciem, ale to nie jest ważne — obojętny ton głosu niósł w sobie także upomnienie, że to nie on musi się teraz jakkolwiek tłumaczyć. Musiała się już domyśleć, że nie jest byle kim; nie turystą, nie przypadkowym obserwatorem tutejszej flory. — Pani ma na imię Matilda — dorzucił nagle, powracając wzrokiem do jej twarzy. Prawdopodobnie powinien był przyjąć zupełnie inną strategię, ale za późno było już na jakiekolwiek bezpieczne podchody — kapryśny los i tak za niego zadecydować miał o przebiegu tego spotkania, dość dziwnego i niespodziewanego. Ale tak, Jude był już pewien, że oto stoi przed nim kobieta, która dawno już temu stawić się miała na posterunku. Jako ten brakujący element śledztwa, przez które nie mógł w nocy zmrużyć oczu. Kolejny trzask gałązki, gdzieś nieopodal, sprawił jednak, że dłoń jego automatycznie drgnęła w kierunku paska, przy którym przyzwyczaił się nosić już broń — nie było już wątpliwości, że ktoś lub coś się im przygląda. I chociaż początkowo przypuszczał, że to jego przyjaciółka nadgoniła tak prędko drogę, teraz pewien był, że to nie ona czai się w zaroślach.

koniec

Tilly Huntington
studentka / baristka — hungry hearts
21 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
studentka literatury angielskiej z mroczną przeszłością, poszukująca odpowiedzi na pytania, które sama boi się zadać
1.
Powietrze było ciężkie. A może to jej samej ciężko się oddychało? Klatka piersiowa falowała z każdym kolejnym haustem nabieranego w wątpliwości powietrza. Nie pamiętała już dlaczego chciała to robić i nie chodziło nawet o ten jeden drobny akt zaciągnięcia siebie i Lyry na jakieś odludzie. Nie pamiętała co skłoniło ją do opuszczenia Sydney, rodziców którzy kochali ją dokładnie taką jaka jest nawet gdy wracała do nich w szpitalnej koszuli po kolejnej kroplówce i przedawkowaniu. W teorii miała przecież każdy element potrzebny do idealnej układanki, dlaczego zatem wyłaniający się z niej obrazek nie satysfakcjonował dziewczyny? Nie wiedziała co bardziej ją przerażało, świadomość tego, że odpowiedź jest gdzieś na wyciągnięcie ręki, czy to co zrobi ze sobą kiedy już pozna prawdę.
Może powinnyśmy zawrócić. Jeszcze nie jest za późno, patrz, stamtąd przyszłyśmy. — Złapała przyjaciółkę pod ramię i pociągnęła je lekko, mając nadzieję, że chociaż jedna z nich wykaże się czymś na kształt zdrowego rozsądku. W praktyce wcale nie chciała, żeby Raynott odwiodła je od pomysłu, ale potrzebowała jakiegokolwiek bodźca, by wybudzić się z osłupienia. Odkąd zagościła na stałe w Lorne, nic tylko szukała i łapała się godnych pożałowania kawałków informacji, które równie dobrze mogła wywróżyć z fusów. Tym razem padło na coś w rodzaju lokalnej plotki, nawet nie potwierdzonej wiadomości, o nieoznakowanych grobach znajdujących się na zachód od osiedla domków w Tingaree. Pomyśleć, że od czasu zamieszkania w tej dzielnicy Rika znała już większość nawet mniej uczęszczanych miejscówek, ale ta konkretna nic jej nie mówiła. Zapytana przez nią starszyzna unikała właściwie konkretnej odpowiedzi, zamiast tego posługując się wyłącznie zdawkowymi odpowiedziami na temat zaginionych ludzi i rzekomego kultu, który operował kiedyś w tej okolicy. Ile z tego było prawdą, a ile legendami?
To nie jest dobry pomysł. Czego ja się właściwie spodziewam? Że znajdę dwa nagrobki z podpisem "Tu leżą twoi rodzice"? — Westchnęła przeciągle, upijając łyk wody z bidonu i podając go swojej towarzyszce. — Przysięgam ci, na następne spotkanie idziemy tam gdzie ty będziesz chciała i oby to był jakiś fajny bar, albo potańcówka, a nie przeklęta dżungla. — Spróbowała nawet zaśmiać się, ale gorycz utknęła w gardle Riki, nadając tonu głosu smutnego wydźwięku. Nie przeszkadzał jej szczególnie fakt, że Lyra go usłyszy, wiedziały że mogły sobie ufać nawet w najbardziej wrażliwych momentach, ale wciąż, nie chciała narażać przyjaciółki na nic złego.
Lyra Raynott
powitalny kokos
mari
sprzedawczyni — sportspower lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła studia z dietetyki, jej kariera gimnastyczki skończyła się po wypadku, więc póki co pracuje w sklepie sportowym, robi sporo głupot i została dziewczyną Rydera.
  • 25.
Lyra rozglądała się z ciekawością wokół. Chociaż urodziła się w Lorne Bay i tutaj wychowała, większą część miasteczka poznając bardzo dobrze, Tingaree do tej pory w dużej mierze było jej po prostu obce. Tak, czasem wybierała się na spacer w okoliczne lasy czy na jakieś eskapady ze znajomymi, ale były to stosunkowo rzadkie momenty. W dużej mierze było to związane z zamieszkującymi Tingaree Aborygenami. I nie, absolutnie nic nie miała do tej społeczności, ale czuła, jakby to było ich miejsce, a ona była tu może nawet nie do końca mile widzianym gościem.
Jesteśmy już zbyt blisko celu, żeby tak po prostu sobie pójść. Zaraz będziemy na miejscu, a jak cokolwiek nam się tam nie spodoba albo uznamy, że nie ma czego szukać to natychmiast spadamy – przekonywała, bo prawda była taka, że kierowała nią ciekawość. Nie była świadoma, z jakimi myślami i dylematami mierzyła się aktualnie Rika, bo sama stety niestety postrzegała to głównie z kategoriach przygody. Choć też nie do końca, bo oczywiście musiałaby być zupełnie bez serca, by nie domyślać się, że dla przyjaciółki to wszystko musi być trudne.
Na to rzeczywiście bym nie liczyła – przyznała pomiędzy kolejnymi łykami wody. – Ale wiesz, że będzie cię to gryzło, jeśli tego nie sprawdzisz, prawda? Może kompletnie nic tam nie znajdziemy, ale wtedy przynajmniej będziemy wiedziały, że to możemy odhaczyć i szukać dalej. – Lyrze wydawało się, że ona by do tego tak podchodziła, bo czasem warto sprawdzić jeden fałszywy trop, żeby mieć pewność, że nie pominęło się niczego ważnego. – A jutro możemy pójść na karaoke – dodała ze śmiechem, szturchając dziewczynę żartobliwie, może też trochę po to, żeby ją rozluźnić, mimo nieco grobowej atmosfery miejsca, do którego aktualnie zmierzały. Lyra też trochę o nim słyszała, ale podobnie jak wielu innych w Tingaree jeszcze nie miała okazji go odwiedzić. Może dlatego też, że opowieści o nim były wyjątkowo nieprzyjemne?
To ma nas niby powstrzymać? Takie wścibskie dzieciaki jak my? – zachichotała odruchowo, nawiązując do bajki o gadającym psiaku i jego przyjaciołach i wskazała głową na tabliczkę, która po kolejnych kilku krokach ukazała się ich oczom. Mimo wszystko, gdzieś w głębi siebie Lyra poczuła niepokój, tyle ze względu na tabliczkę, co i otoczenie. Ale absolutnie nie chciała dać tego po sobie poznać.

Rika Fjellner
lyra raynott
Ola
studentka / baristka — hungry hearts
21 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
studentka literatury angielskiej z mroczną przeszłością, poszukująca odpowiedzi na pytania, które sama boi się zadać
Serce wybijało tempo jakie kojarzyła tylko z aborygeńskich tańców po zajściu słońca. Gdy promienie kryły się za pagórkami Tingaree na wierzch wychodziły dawno zapomniane przez zwykłych śmiertelników wierzenia i senne mary, które układając się w radosny krąg wchodziły do płomieni ogniska i tańczyły wraz z rdzennymi mieszkańcami Australii. Rika nie czuła do nich przywiązania, przynajmniej zazwyczaj. Wychowała się w sercu sydneyskiej metropolii, całe życie spędziła u boku rodziny, która kulturą nijak nawiązywała do tego kim Rika powinna być wedle biologicznych cech. Kroplą Aborygeńskiej krwi w szerokim nosie, nisko osadzonych brwiach i czekoladowych włosach, które w wilgoci deszczowego lasu wiły się niczym rozpuszczające się pasma sztabek brązu. — Trzymam cię za słowo z tym karaoke. I cóż, przynajmniej nie mamy żadnego psa na uwięzi. — Spróbowała zażartować słabo, powoli poddając się pewnością z jaką przyjaciółka kroczyła kilka kroków przed nią samą. Czasami brakowało jej tej pewności siebie Lyry. Przez większość czasu doceniała wszystkie swoje cechy i te złe i dobre, ale przypadkowe marzenia kazały co jakiś czas zastanowić się w typowej dla młodych ludzi gadce "Co by było gdyby?"... Gdyby rozegrała to wszystko inaczej. — Właśnie, może nie a propo motocyklistów, ale co u Rydera? — Zagadała, chcąc zmienić temat przy jednoczesnej bacznej obserwacji okolicy. Przeszły już spory kawałek, do tego stopnia, że ledwo mogła określić gdzie znajdywało się miejsce, w którym poprzednio przystanęły. Zielony gąszcz dusił i łapał ze wszystkich stron, zachłannymi liśćmi i lnianami. Z kieszeni wyciągnęła telefon, oczywiście bez ani jednej kreseczki sygnału, a następnie szybko zajrzała do galerii, gdzie zrobiła screen mapy wskazującej na umiejscowienie cmentarza. — To chyba tutaj. — Wskazała charakterystycznie ułożoną grupę krzaków, ponad linią koron których można wreszcie było dostrzec kilka skopanych pagórków, zapewne dawnych nagrobków, zbudowanych w tradycyjny sposób pochówku. — Nie uważasz, że to w pewien sposób, i nie zabij mnie za to co powiem, poetyckie? — Przerwała tok rozumowania, zbliżając się do grobów, by wreszcie kucnąć przy zarośniętej trawami ziemi. — Zapomnieni przez wszystkich żywych na naszym świecie, przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Ludzie są tacy delikatni, łamliwi i słabi. Ale natura, natura będzie pamiętać jeszcze dużo później zanim wszyscy pomrzemy. — Przejechała dłonią po wilgotnej zieleninie, czując łaskotanie pod obciążonymi pierścionkami palcami.
Lyra Raynott
Bunyip
powitalny kokos
mari
sprzedawczyni — sportspower lorne bay
22 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła studia z dietetyki, jej kariera gimnastyczki skończyła się po wypadku, więc póki co pracuje w sklepie sportowym, robi sporo głupot i została dziewczyną Rydera.
Aborygeni zawsze byli tak blisko, a jednocześnie dla wielu osób spoza ich najbliższego kręgu kulturowego pozostawali kompletnie obcy i niezrozumiani. Była to zapewne zasługa obu stron. Ludzi – nawet takich jak Lyra – którzy nie czuli potrzeby poznawania tradycji, niedotyczących ich samych i Aborygenów, zamykających się w swojej społeczności, choć patrząc na przeszłość, nie było to zupełnie bezpodstawne. Była jeszcze jedna grupa ludzi, którymi gardziła także Raynott, czyli tych, którzy pałali do Aborygenów – nie pojedynczych osób, ale całej grupy – niechęcią czy niekiedy nawet bardziej intensywnymi negatywnymi odczuciami.
Z drugiej strony czułabym się trochę pewnej z jakimś psiskiem u boku. Byle dużym – zaśmiała się, nawet nie do końca sobie żartując. W gruncie rzeczy Lyra dobrze potrafiła maskować własne wątpliwości pozorną pewnością siebie. Gdyby ktokolwiek ją rozebrał z tych wszystkich warstw, którymi sama tak skrupulatnie się obkładała przez ostatnie lata, dostrzegłby, jak wiele jest w niej strachu i niepewności.
U Rydera? Wszystko dobrze. – Widać było, że mimowolnie rozpromieniła się, kiedy temat zszedł na Fitzgeralda. Nic nie mogła na to poradzić. – I wiesz, powiem ci, że trochę bałam się tego, jak to będzie, nie być już po prostu przyjaciółmi, tylko parą, ale... jest dokładnie tak, jak powinno. – Rika przecież wiedziała, że nie było to takie proste w ich przypadku. Przez lata byli przyjaciółmi, choć Lyra już od jakiegoś czasu czuła coś więcej i kompletnie nie wiedziała, co ma z tym zrobić. Prawdę mówiąc nie planowała nic, a całą serię zmian zapoczątkowało to, że pocałowała go po pijaku.
Lyra póki co głównie patrzyła pod nogi, bo jako osoba, która przeraźliwie bała się węży, najbardziej ją przerażało, że zaraz któryś wyskoczy z krzaków. Dlatego z pewnym opóźnieniem dostrzegła, że Rika już przykucnęła. Podeszła jednak bliżej i zrobiła to samo. I choć Lyrze daleko było do wrażliwej na naturę, słowa przyjaciółki jakoś utkwiły jej w głowie.
To jednak w pewnym stopniu cholernie smutne, prawda? Ci ludzie byli kiedyś jak my, mieli swoje radości, troski, bliskich, którzy być może tak jak oni leżą gdzieś tutaj. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że z nami prędzej czy później będzie tak samo – przyznała cicho, bo pomimo tego, że Raynott nie sprawiała wrażenia myślicielki, nie znaczyło, że nie zastanawiała się nad takimi kwestiami. Zaraz potrząsnęła głową, jakby chciała w ten sposób wyrzucić również te myśli. – Udało ci się dowiedzieć czegoś więcej o tym miejscu? – W końcu Rika, mieszkając w Tingaree miała znacznie więcej możliwości, tak przynajmniej wydawało się Lyrze.

Rika Fjellner
lyra raynott
Ola
psycholog — telefon zaufania
37 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Pani psycholog; karalna. Większość życia spędziła na zachodnim wybrzeżu udzielając pomocy psychologicznej przestępcom, byłym skazańcom i ofiarom przemocy. Wróciła do LB z planem sprzedania rodzinnego domu i ucieczką za granicę a zamiast tego spotkała brata i kobietę, z którą niegdyś dzieliła celę.
Nadal nie wyjechała..
- Jak to możliwe, że nigdy nie poznali Mii? – zapytała, kiedy już obie siedziały w gruchocie Terrell.
Po dotarciu na miejsce, w którym Warren wjechała w rów uznały, że zostawią samochód i załatwią tę sprawę później. Najważniejszy teraz był Jarrah, który jak na złość przez swe milczenie dobijał ciocię Val, która ze stresu prawie wyrwała drzwi w aucie, do czego wcale nie potrzeba było dużo siły. Ten rzęch sam się rozpadał, ale i on nie był teraz tematem numer jeden. Musiały znaleźć siostrzeńca Prii, która wychodziła z siebie, czego starała się nie okazywać, ale tylko głupi uznałby, że się nie przejmowała. W takiej chwili ciężko powiedzieć, co było odpowiednie. Joan starała się zagadywać kobietę, stąd też rozmowa o Mii i wieść o tym, że rodzina nigdy nie poznała ex partnerki Warren, co było dziwne. Po co ukrywać drugą połówkę przed rodziną?
- To dlatego ciocia i Hector tak dziwnie się zachowywali, a raczej tak jakby nie wiedzieli co powiedzieć albo zrobić. – Ciocia zadawała wiele pytań i to nie tak, że coś sugerowała. Po prostu dla ów dwójki obca osoba w domu Val była czymś nowym i nietypowym. Niezależnie od tego kim była. Znalazła się w otoczeniu Warren i przez to mieli powody aby się nieco bardziej zainteresować kobietą.
Spojrzała w bok i nim powróciła wzrokiem na drogę to wyciągnęła rękę i ścisnęła dłoń Warren.
- Znajdziemy go. – Nie powie, że wszystko będzie dobrze, bo to mogło być kłamstwo. Była jednak pewna, że znajdą Jarrah i przy okazji Val da mu popalić za mieszanie się w ciemne interesy bez wiedzy starszej. Jasne, był dorosły, ale nie wiedział o tych ludziach tyle co Warren. – Patrz. Czy to nie jego auto? – zabrała dłoń, żeby wskazać na wypatrzony w oddali samochód zaparkowany na poboczu.
Upewniwszy się, że dobrze trafiły zaparkowała obok i najpierw rozejrzała się na boki sprawdzając, czy chłopaka nie było w zasięgu wzroku.
- Chyba będziemy musiały pójść ścieżką. Hej! – zawołała na koniec bo Warren wystrzeliła jak rakieta. Szybko rozpięła pas i wyskoczyła na zewnątrz. – Poczekaj! – Nie puści jej samej. Na pewno nie takiej podenerwowanej.
Trzasnęła drzwiami i szybkim krokiem pognała za Prią. Zastanawiała się, czy to był dobry pomysł. Ta cała akcja, która może wpakować ich wszystkich w kłopoty. Ciemne interesy to nic dobrego, ale kiedy w trakcie nich wpadają dwie inne osoby, to możne dojść do nieprzyjemnego spięcia. Joan tknęło aby zapytać Warren, czy ta wzięła broń, ale powstrzymała się widząc w oczach kobiety determinację i pełne skupienie na celu; odnalezienie Jarrah.

Val Warren
ODPOWIEDZ