lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
właściciel sanktuarium dla dzikich zwierząt, zapalony surfer, instruktor skoków ze spadochronem, pilot wycieczkowej awionetki. nie usiedzi w miejscu i wszędzie go pełno
#5 [ale przed #1]

- Nya i serio myślisz, że kiedyś dzięki tym rytuałom porozumiemy się z duchami żyjącymi w Czasie Snu? - Beau dołożył do ognia kilka patyków. Doskonale wiedział, że dzisiaj księżyc nie ma odpowiedniego cyklu, gwiazdy są nie tak ułożone, a dżungla jest zbyt cicha, żeby jakiekolwiek aborygeńskie rytuały miały sens. Dzisiejszy wieczór był na wskroś spokojny, wręcz nudny, mimo to miejsce, w którym się znajdowali miało jakąś tajemniczą aurę, nawet jeśli dzisiaj przy ogniu zasiadali we dwójkę i zamiast ziół palili w ognisku patyki.
- Jak cykl się będzie zgadzał - wskazał na księżyc - ty to wiesz, bo też masz cykl, wiesz, że się musi zgadzać - wyszczerzył się w uśmiechu, że niby z niego taki profesor Beau Sheehy, co się zna na kobietach, jak nikt inny. Nie znał się. Znał się bardzo niewiele. Chociaż i tak ze względu na Nyę liznął nieco "babskiego świata" i wiedział do czego służy depilator, czy tampon.
- Ale o co byśmy te duchy zapytali? Zastanawiałaś się kiedyś? Ja chyba o ojca - stwierdził rysując patykiem na piasku jakiś aborygeński symbol - nie to, że Nullah jest złym tatą, ale może to jest pora żeby zbadać swoje korzenie? - bo jak nie teraz to kiedy? Akurat Bu rozstał się z Ivy, więc czemu nie uczynić z tego rozstania jakiegoś momentu zwrotnego? Beau wcale nie młodniał i liczył na to, że kolejna dziewczyna po Iv (może się znowu zejdą z Hoskins?), to będzie ta jedyna, z którą zbudują dom (albo chociaż wyremontują chatę wuja), posadzą drzewo (albo paprotkę), a potem to już przyjdzie pora na dzieci. A potem te dzieci zapytają, czy mają jakiegoś innego dziadka, bardziej normalnego niż ten dziadek Nullah. A może mają. Matka nigdy nie opowiadała zbyt wiele o ojcu swojego syna, to był jakiś turysta, może z drugiego końca świata, a może tylko z Sydney? Nie zmienia to faktu, że taka wycieczka poza Lorne Bay, dla kogoś takiego jak Bu, kto nigdy nie wyściubił nosa z miasteczka to byłoby coś, podróż życia. W Tingaree miał swój dom, tu chciał się kiedyś zestarzeć i odejść z duchami przodków, ale jedna wycieczka, jedna podróż w nieznane, chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Matka też zapraszała ich do Sydney i obiecali z Nyą, że ją odwiedzą, ale jak na razie zbierali się do tego bardzo powoli.
- Moglibyśmy też zapytać o tego nowego gościa mamy, tego, którego pokazywała na kamerkach, myślisz, że jest w porządku? - oczywiście życzył mamie jak najlepiej, ale ona jakoś nigdy nie miała szczęścia w miłości, chociaż może do trzech razy sztuka?

Nya Sheehy
Obrazek
I'm gonna lose my mind
Go bananas, be like banana man
Bana-nana-nana-na na-na
powitalny kokos
i.
24 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Barmanka w Shadow. Wolontariuszka w sanktuarium dla dzikich zwierząt. Gra w zespole Love Queen.
  • #4
Czasem miała myśl, że jednak za bardzo lubiła takie wieczory. Codzienność bywała różna, ale najbardziej sobą czuła się w chwilach kiedy chociaż mogła swobodnie mówić o przodkach i przeszłości. Wiedziała jak to widzą niektórzy spoza ich społeczności, ale nigdy szczególnie jej to nie obchodziło.
- Sprawdzasz mnie? Kiedyś na pewno. Nie nastąpi to tylko wtedy jak przestaniemy próbować - wciąż i tak uważała, że ma małe doświadczenia choć za często plątała się po tych częściach miasteczka, których nie powinna. Problem zazwyczaj polegał na tym, że zapominała wtedy o ostrożności. Jak dzisiaj, po prostu się nie bała. Znajome okolice, brat obok, więc tliło się w niej więcej ekscytacji, nadziei i wiary niż obawy. Na co dzień była taka rozsądna, a przy wiadomych sprawach zachowywała się... w sumie jak młodsza siostra. Czyli wolno jej było i czuła się naiwnie usprawiedliwiona.
- Coś czuję, że dzisiaj będzie ta noc kiedy to złożę przodkom pierwszą ofiarę z człowieka - szturchnęła brata po jego cyklicznym żarciku, specjalnie brzmiąc super pewnie. Może chociaż trochę go wystraszy! Jasne, że by go nie poświęciła, ale czasem trzeba rzucić groźbą siostrzaną aby Beau nie był jeszcze bardziej pewny swego. Może na próbę wrzuci go jakiegoś jeziora... albo chociaż do basenu, o.
- Hmmm - zamyśliła, łapiąc sama jakiś patyk i grzebiąc nim w ognisku. - W takim razie bym się dołożyła do Twojego pytania. Może dostałbyś wtedy więcej odpowiedzi. Albo jaśniejsze - zawsze była przekonana, że jeśli... kiedy - nie jeśli - uda im się uzyskać odpowiedzi na dręczące pytania to wcale nie znaczyło, że te odpowiedzi same w sobie proste będą. - Myślę, że to bardzo dobry pomysł - zaczęła ponownie, tym razem z uśmiechem, jawnie popierając myśl brata. - Często się nad nim zastanawiasz? Może się okazać jakimś tajniakiem albo gwiazdą filmową i nim się obejrzę to fani lub zawodowi zabójcy będą Cię stąd wynosić - takie opcje też istniały! Nawet się rozglądnęła by dodać temu odpowiedniej dramaturgii. Ona swojego ojca znała. Przez pewien czas nawet mieszkał tutaj, ale koniec końców jej odczucia były dosyć sprzeczne i zagmatwane. Mimo to miała o nim wiedzę. Nigdy nie rozumiała, dlaczego ich mama nie chce rozmawiać o ojcu Beau. Co prawda momentalnie przychodziły jej na myśl okropne odpowiedzi, ale je zachowywała dla siebie.
- Na pierwszy rzut oka nie wydaje się zły, ale wiemy, że to często mylne. Najlepiej takich się sprawdza znienacka. Jak odwiedziny bez zapowiedzi i zobaczyć czy się ucieszy z tak ważnych gości - wcale nie pomyślała, że wpierw mogą go chwilę poobserwować jak już uda im się w końcu rodzicielkę odwiedzić. Normalne, że się martwili - zwłaszcza znając mamy wybory. Choć i Nya miała szczerą nadzieję, że tym razem będzie to porządny gość. - A w razie czego będzie na drugą ofiarę - dodała z "pozytywniejszą" nutą. Nie ma to jak patrzeć na jasne strony.

Beau B. Sheehy
wystrzałowy jednorożec
Nya
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
#36

Minęło sporo czasu, odkąd Will po raz ostatni po prostu poszedł zrobić coś dla siebie. W kontekście sportowym, oczywiście. Odkąd się rozwiódł... czy właściwie odkąd był w separacji, nie miał przestrzeni w głowie, ani energii na żadne wędrówki, sporty wodne i tak dalej. Nie miał tego tym bardziej po próbie samobójczej jego żony, bo oczywiście, kiedy coś ci tak bardzo psychicznie dopierdala, to po prostu nie masz siły na takie rzeczy i wolisz się schować w alkoholu, w ciemności własnego domu i po prostu się odizolować. I nawet te wszystkie magiczne teksty, że przecież jak masz depresje, to idź pobiegać, czy coś, na nic się nie zdawały, bo żadna joga, ani żaden inny rodzaj sportu nie sprawiał, że to znikało, że człowiekowi nagle było lepiej. Więc musiał sobie to przepracować po swojemu, czy raczej... no po swojemu zepchnąć do piwnicy w swojej głowie, pełnej róznych traum i problemów. I może od ponad pół roku już się ogarnął, może i chodził znowu do pracy, nie chlał co wieczór i miał dziewczynę, ale to nie sprawiało, że wszystko było okej. I czuł, że jest przez to wciąż dysfunkcyjny. Więc co należy zrobić, kiedy takie rzeczy człowieka dojeżdżają? A no na przykład poszukać od nowa siebie. A skoro już poszedł do tej pracy, poszedł też do drugiej pracy i znowu wychodził do ludzi, przyszedł też czas na przypomnienie sobie, gdzie jest jego kondycja. I wybrał się na znany szlak, bo dlaczego nie. Szedł przed siebie, nawet nie słuchając muzyki, chociaż zabrał ze sobą słuchawki (a może to i lepiej? Skoro to Australia i wszystko może cię zabić w okolicy....), więc po chwili usłyszał, że wcale nie jest sam. Podszedł trochę bliżej i zauważył Nore Belford, więc zatrzymał się, oparł ręce na uszach swojego plecaka i przechylił głowę w bok. - Hej, zgubiłaś się, czy coś cię atakuje z tych krzaków? - zapytał, bo w sumie nigdy nie wiadomo, co nie. To Australia, może coś ją ugryzło i potrzebowała pomocy?
happy halloween
-
właścicielka, chocolatier — sugar bakeshop
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
"it's time for me to quietly watch the world and even enjoy it, first in the woods like these, then just calmly walk and talk among people, no booze, no drugs, no binges, no bouts with beatniks, and drunks, and junkies, and everybody"
II
﹙ you should've been here, and I would've been so happy﹚

Weszła chyba na wyższy level ze swoim mindfullness, kiedy z jogi w parku zaczęła pomału wychodzić dalej i uprawiać ją w nieco mniej cywilizowanych miejscach, praktycznie na łonie natury. Było miło, to na pewno. Nie martwiła się wyruszając raz po raz w dzicz, wyposażona w plecak z przekąskami, wodę i matę do ćwiczeń. Szukała miejsca idealnego, a w swoich poszukiwaniach wychodziła dalej i dalej, zapuszczała się w miejsca, które pewnie wielu przyprawiłyby o ciarki na plecach. Nie przyznawała tego przed samą sobą, rzecz jasna, ale wszystko wskazywało na to, że w swoim nowym, poukładanym życiu, pełnym zdrowych diet, medytacji i szukania wewnętrznej prawdy (czymkolwiek była), Eleanore brakowało odrobiny adrenaliny. No, bo jak inaczej racjonalnie wytłumaczyć szlajanie się po miejscach, na które uważali nawet lokalni mieszkańcy Lorne Bay?
Trasa do przebiegła spokojnie, a trening okazał się bardzo miły. Nie spotkała też na swojej drodze żadnego stworzenia, przed którym zapragnęłaby uciekać, więc wycieczkę uznała za udaną. Problem zaczął się kiedy ruszyła, jak jej się zdawało, tą samą trasą z powrotem, w stronę auta. Kilka razy doszła do terenów, które już na pierwszy rzut oka wyglądały na bagniste i zaczęła wycofywać się w popłochu, przez co nieświadomie oddalała się tylko od Sapphire River, swojego celu podróży, wkraczając na tereny, których nie widziała nigdy wcześniej. Szła prędko i jeszcze prędzej opróżniała butelkę z wodą, a chociaż nie był to zdecydowanie najcieplejszy dzień w roku, prędko brak napoju zaczął jej doskwierać. Nie pozostawało jej nic innego, jak przyśpieszyć te poszukiwania, nim faktycznie zacznie jej się chcieć pić albo jakieś stworzenie postanowi ją zaatakować, tylko w którą stronę miała iść, kiedy z każdej drzewa wyglądały dla niej dokładnie tak samo? Wybrała któryś kierunek i maszerowała dzielnie, tylko z małymi przerwami, aż podczas jednego postoju dobiegł ją głos kogoś innego. Wreszcie!
Hm? Niee, ja tylko... ― mruknęła zachrypnięta i machnęła ręką, podnosząc się zdyszana, bo wcześniej opierała dłonie nad kolanami i pochylona w ten sposób próbowała odpocząć. Miała świetną kondycję, ale krążąc już w nieco parnym otoczeniu od kilku godzin zdołała się zmęczyć. ― Dobra, tak, zgubiłam się. Nie mam pojęcia gdzie jestem i nie ukrywam, mam nadzieje, że chociaż ty znasz drogę powrotną ― spoglądała na niego pełna nadziei. Jeśli nie znał, to może przynajmniej miał wodę.

william henderson
powitalny kokos
demogorgon
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
William nigdy nie zagłębiał się w te tematy. Nigdy też oczywiście nie ćwiczył jogi, bo wydawało mu się to takie.., no skomplikowane. Skupiał się na spacerach, bieganiu i pływaniu, a poza tym na sportach typowo wodnych lub grupowych. I nic z tego nie traktował jako okazję do poznania siebie, a po prostu jako… no fizyczny akt ćwiczenia swojego ciała, które w jego pracy musiało być sprawne. Po pierwsze dlatego, żeby nurkować i szukać ciał, które jednak trochę ważyły, a po drugie, żeby pracując przy biurku w szkole nurkowania nie nabawić się garba, bolącego kręgosłupa i nie wiadomo czego jeszcze. A no tak, brzuszka. Musiał dbać o formę, bo już był po 30, więc latka lecą, jędrność już nie ta sama co 10 lat temu i te pe! Nawet jeśli uważał, że całkiem nieźle mu szło to starzenie się, to przecież musiał dodać, że póki co. Bo nigdy nie wiadomo jak to będzie za rok, dwa, czy dziesięć. Więc tak, trzeba mieć na to pozór, zwłaszcza jak rok spędziło się w chlaniu i depresji, jak on. To nie wpływa zbyt dobrze na cerę i ciało, ostatecznie.
A kiedy usłyszał początkową odpowiedź Nore Belford , to nawet chciał sobie iść dalej, ale skoro zmieniła zdanie to stłumił uśmiech rozbawienia, żeby nie być chamkiem. - To dobrze, że nic cię nie atakuje, bo nie ze wszystkim bym sobie poradził - zaczął na początku, a potem zerknął na okolicę - aktualnie jesteśmy w miejscu zwanym numeralla, a gdzie chciałaś trafić? - zapytał, zaciekawiony. Ostatecznie może wcale się nie zgubiła, może chciała tu być, a po prostu teren się wydawał jakiś... no nie wiem, inny? No musiał dopytać. - A poza tym jestem Will i gwarantuje, że nie jestem żadnym seryjnym mordercą - dodał,, w ramach formalności - mam zaplanowany mały hiking po okolicznym szlaku - i uzupełnił, żeby wiedziała że jak coś, to może się przyłączyć! Chociaż nie proponował tego wprost, bo jednak wyglądała na całkiem zmęczoną.
happy halloween
-
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
#20

mara somerset

To był masakryczny dzień w pracy Cherry, ludzi było pełno, w dodatku większość miała dzieci, które nie wiedziały czym jest dbanie o czystość, skończyły się cynamonowe bułeczki, które jak na złość uwielbiała przybywająca dzisiaj klientela i trzeba było upiec następne... no nie mogło być chyba gorzej, Whitehouse już czuła się tak, jakby znalazła się na jakiejś karuzeli czy w jakiejś grze, w której musi odbijać się od stacji do stacji i wykonywać zadania, bo inaczej straci życie. Adrenalina w niej wręcz skakała, a tu nagle gdy szła z brudnymi naczyniami w stronę lady, zaczepiła ją jakaś blondynka z uszkodzonym zegarkiem, który to podobno został po poprzedniej klientce. Już nawet szatynka nie pamiętała po której, ale zgrabnie przejęła zgubę, jednak gdy na nią spojrzała to uznała że pewnie i tak nikt się po nią nie zgłosi. Komu byłby potrzebny zegarek z pękniętym szkiełkiem i uszkodzoną wskazówką? Jednak zaraz znalazła się zaraz jakaś młoda, spanikowana dziewczyna i coś plotła o tym, że wszystko zepsuły, że zegarek był przeklęty i cała ta ilość uzyskanych informacji sprawiła, że z tego przerażenia Cherry upuściła ten cały zegarek, całe szczęście żadne z naczyń nie ucierpiało na tym spotkaniu. Musiała ochłonąć i odnieść talerze oraz kubki na zaplecze, a potem wrócić by ponownie wysłuchać i przede wszystkim przetrawić te wyjaśnienia z ust dziewczyny, która niebawem uciekła. Mają szukać jakiejś szamanki, jeśli chcą zdjąć z siebie klątwę, ale czy aby na pewno jakaś klątwa istniała? Jak na domiar złego otrzymała w tym momencie wiadomość dotyczącą jej problemów finansowych, więc w tym momencie uwierzyła w klątwę, mimo tego że wcześniej jedynie rozważała taką możliwość że takowa istnieje.
- Skoro ta klątwa dosięgła nas obie to obie musimy znaleźć tą szamankę i odczarować to, co się wydarzyło. Poczekasz aż skończę zmianę? - zaproponowała nieznajomej blondynce i chociaż potem miała ogromne problemy ze skupieniem i ciągle rozproszona myślała o rzuconej na nią klątwie oraz o tym, gdzie można znaleźć szamanów, wdała się w rozmowę z klientami czytającymi legendy i podpytała o rodowitych Aborygenów. Po pacy zatem gdy Mara już na nią czekała, Cherry była gotowa na poszukiwania.
- Rozmawiałam z fanatykami kultury Aborygeńskiej. Podobno w Tingaree są jakieś numeralla, tam na pewno znajdziemy jakąś szamankę. W końcu klątwa może być zapisana w ogniu, piasku i liczbach czyż nie? - zapytała i choć pewnie to brzmiało dość pokrętnie to liczby i magia wydawały się jej w jakimś stopniu powiązane. Może się jednak myliła?
happy halloween
nick
kryminolog — bez pracy
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
29 letnia wdowa, która wróciła do Lorne Bay po latach, żeby załatać złamane serce i otworzyć w okolicy szkołę sztuk walki. Ale czy to jej się uda?
#4

Mara nie miała masakrycznych dni w pracy, bo w sumie to nie pracowała. A przynajmniej jeszcze nie. Nie znaczyło to jednak, że nie robiła nic. W końcu jako wdowa musiała bardzo pilnować, żeby nie myśleć o tym, co jest bardzo trudne i boli, przed czym spierdalała z całą swoją stanowczością i energią! No i właściwie to… no miała swój plan na otworzenie szkoły, więc najwyższy czas było powoli wprowadzać go w życie. Najlepiej w jakiś sensowny sposób. I właśnie dlatego od kilku dni analizowała, szukała i sprawdzała różne lokalizacje, które sprawdziłyby się na szkołę sztuk walki. Chodziło nie tylko o dobry metraż, dobry potencjalny dojazd, czy o sprawne instalacje. Musiała też brać pod uwagę ewentualnych uczniów i uczennice, a więc osoby, które najbardziej tej szkoły potrzebowały. Tak samo jak ona. Póki co jednak prześladował ją w tej kwestii pech, bo co odwiedzała jakieś miejsce, okazywało się prawdziwą porażką. Oczywiście nie łączyła tego z domniemaną klątwą, bo przecież nie wierzyła w magie. Inaczej jako kobieta o pochodzeniu egipskim musiałaby oczekiwać podobnych wydarzeń co w Mumii, a przecież doskonale wiadomo, że to CGI i to nie dość dobre.
I tutaj trochę przejmę inicjatywę i naprostuję, jeśli mogę Cherry Whitehouse. Mara oczywiście myślała, że to bzdura i ani myślała zostać w restauracji, czy szukać jakiejś szamanki. Na dodatek miała zaraz spotkanie i rozwaliła telefon, potrzebowała naprawy. I tak wylądowała najpierw pod zamkniętym serwisem, a potem na sali którą miała oglądać, a gdzie nagle wybuchnęła kanalizacja. Całe szczęście dostała tylko mokrą wodą, ale po powrocie do centrum wciąż była mokra. I wtedy znów trafiła na Cherry, przekonującą ją że klątwa istnieje.
- Czy ty siebie słyszysz? To jakaś bzdura, próbują cie naciągnąć, to na pewno zwykłe oszustwo. Albo okradnie cię szamanka albo chłopak tej dzewczyny zamorduje cię w lesie. Powinnaś iść na policję, a nie za pogoń za napisami w ogniu i piasku - wywróciła nawet oczami, żeby jej dać znać za jak wielką bzdurą uważa jej teorie. - Gdybym to była ja, to nigdy bym ciebie nie zabiła, a po prostu śledziła i okradła… ale ty tego nie dostrzegasz, że ludzie o tak szalonych pomysłach na jakieś klątwy są szaleni na całego - podsumowała. bo no czy warto ryzykować i szaleć tak????
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
mara somerset

Igranie z losem było bardzo ryzykowne, o czym pewnie niejednokrotnie przekonała się Cherry. To pewnie dlatego szatynka stwierdziła, że więcej tego robić już nie będzie i nie będzie zadzierać z magią, zwłaszcza jeśli chodzi o klątwę. Przecież klątwa równa się niebezpieczeństwo, a Cherry nie zamierzała narażać ani siebie, ani sobie bliskich osób, czy to była jej rodzina czy jej małe grono przyjaciół. Przyjaciele wykruszali się wraz z rosnącym u nich długiem, więc najwidoczniej nie byli jej prawdziwymi przyjaciółmi, inaczej by wierzyli tak jak ona że odda im pieniądze, spłaci swój dług jak wreszcie się odkuje. Oczywiście blondynka ją zignorowała, twierdząc że żadna magia ani klątwa nie istnieje, tak, to prawa młodości i tego że ciągle miała szczęście, Cherry też była kiedyś tak beztroska. Jednak obecnie nie zamierzała igrać z losem, bo ten już i tak za bardzo nakopał jej w cztery litery. Gdy jednak Somerset wróciła do kawiarni, w której pracowała kelnerka i w dodatku była mokra, to szatynka uznała że kobieta uwierzyła w końcu w klątwę.
- Widzę że klątwa cię dosięgnęła już na początku drogi, tak się kończy niedowierzanie. - odparła moralizatorsko jakby to ona miała rację, ale szybko zmieniła nastawienie, bo zrobiło się jej żal kobiety. W końcu jechały na tym samym wózku bo obie zostały przeklęte, więc dobrze by było trzymać się razem i przede wszystkim współpracować.
- Jaki nosisz rozmiar? Może coś znajdę na zapleczu do przebrania, albo potrzebujesz przesuszyć włosy? - zapytała bo niezależnie od pory roku nie można było wychodzić mokrym na wiatr, bo można było się zaziębić. I to oczywiście byłby kolejny element klątwy, bo czegóż by innego? Igraszek pokrętnego losu?
- Dlatego nie powinnam tam iść sama, a skoro jesteśmy obie w to wciągnięte to powinnyśmy pójść tam razem, w razie gdyby jednej z nas groziło niebezpieczeństwo to druga wezwie pomoc. No chyba że wolisz mieć mnie na sumieniu. - musiała tak zagrać, wejść na poczucie winy blondynki, bo może to był jedyny sposób by kobieta poszła wraz z nią? Przecież skoro padła klątwa na nie obie to jak Cherry pójdzie sama to szamanka nawet nie zechce z nią rozmawiać, w końcu nie zdejmie klątwy tylko połowicznie. Musiała zatem znaleźć sposób by kobieta poszła z nią szukać szamanki.
- Bez przesady, skończyły się te czasy gdy składano ludzi w ofierze, poza tym oni dobrze wiedzą że dużo nie zarabiam i nie mają z czego mnie okraść. - machnęła dłonią, uważając że jeśli zdradzi część prawdy o sobie, a mianowicie o zarobkach kelnerki to Mara jej uwierzy, a nie musi wspominać o swoich długach, o których ktoś niepowołany już wiedział, w końcu dostała już wiadomość.
- Pomożesz mi zatem zdjąć z nas tę klątwę czy mam iść tam sama? - zapytała zatem bardzo poważnie, nie chcąc ani przez chwilę dłużej nie być pod urokiem tej perfidnej klątwy. Za bardzo ceniła sobie życie.
happy halloween
nick
kryminolog — bez pracy
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
29 letnia wdowa, która wróciła do Lorne Bay po latach, żeby załatać złamane serce i otworzyć w okolicy szkołę sztuk walki. Ale czy to jej się uda?
Dla Mary igranie z losem było czymś innym, Wsiadaniem za kółko po narkotykach lub alkoholu, uprawianie seksu bez zabezpieczenia, rozpętywanie wojem w różnych krajach, akcje dyplomatyczne. Żyła w innym świecie, pełnym różnych decyzji, dobrych i złych. Nie wierzyła w przeznaczenie. Bo i czemu by miała? Czy jej rodzicom było przeznaczone morderstwo? A jej szlajanie się po domach dziecka? Co to za gówniane przeznaczenie i za gówniany ciąg myśli, który miałby to jakoś usprawiedliwić. Czy jej miłość była przeznaczeniem? Czy naprawdę jej jeden facet na milion musiał tak głupio zginąć? A no właśnie. To nie miało sensu, przeznaczenie było dla niej tylko głupim tekstem, który sprzedawał dużo książek naiwnym ludziom. I za taką naiwną osobę uważała w tym momencie Cherry Whitehouse .
To nic osobistego, oczywiście.
- Nie ma żadnej klątwy, nic takiego nie istnieje poprawiła ją oczywiście, zirytowana. Tak, zamierzała się tego trzymać aż do czasu jak jakiś dżin wyleci jej przed nosem z lampy. A i wtedy najpierw sprawdzi, czy nie jest to jakaś zmyślna sztuczka z projektorem.
- Nic nie potrzebuję, to była tylko stara rura w starym budynku, który i tak nie nadaje się do użytku. A który chcą wynająć inni oszuści jakimś naiwniakom, bo widzisz, tutaj w tym mieście jest więcej niż jeden oszust - podsumowała, oczywiście dalej upierając sie przy swoim. Poza tym nie wiedziała co kobieta chciała jej dać do ubrania i wolała zostać w tym czym była. Mara była upartym człowiekiem.
- To szantaż emocjonalny, chcesz marnować mój czas przez własną głupotę? - jak tylko powiedziała to na głos, poczuła że przegięła i była chamska. - Twoja jedna nerka jest warta dobre 50 tysięcy na czarnym rynku, mają co ukraść - dodała więc, udając że to jest powód przez który z nią pójdzie. Żeby udowodnić, że kobieta się myli.
- Możesz też zawsze zostać sprzedana do burdelu, więc niech będzie, będę Twoim ochroniarzem w tej farsie - prychnęła, ostatecznie się zgadzając. Ale w klątwę wciąż nie wierzyła.
farmerka/kelnerka — farma Whitehouse'ów/Hungry Hearts
29 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyna z farmy, która marzyła o wielkiej karierze artystki. Uwielbia słoneczniki, kocha malować obrazy, lecz została na farmie po wypadku ojca i próbuje związać koniec z końcem, zajmując się farmą i pracując w kawiarni, łapiąc się również różnych prac i zbierając na rehabilitację oraz leczenie ojca. Obiecała przyjaciółce przed jej śmiercią że zaopiekuje się jej mężem, więc obecnie jest aniołem stróżem Aarona.
mara somerset

Cherry nie umiała wytłumaczyć niektórych zdarzeń, dlaczego spotykały one ludzi i w tym także jej bliskich. Co na celu miało przeznaczenie odbierając życie jej bratu? Albo żeby jej ojciec miał wypadek i wylądował w łóżku? Czy po co odbierać pamięć i rozum jej matce? Tym bardziej nie potrafiłaby wytłumaczyć dlaczego mieliby zabić rodziców Mary, skazując dziewczynkę na lądowanie w różnych rodzinach adopcyjnych. Dlaczego niektórym śmierć jest pisana zbyt prędko? Mówi się że to kara za grzechy, albo rodziców, jeśli chodziło o śmierć dziecka, albo osoby która zginęła. A może to tylko gadki tego nawiedzonego księdza, który wcześniej sprawował rządy w parafii w Lorne Bay?
- To jak wytłumaczysz to, że dostałam wiadomość odnośnie czegoś, o czym nie wiedzą przecież wszyscy? Skąd wiedzieliby o mojej sytuacji życiowej? - nie chciała zdradzać szczegółów odnośnie swojej sytuacji finansowej, bo się takowej wstydziła, dlatego starała się powiedzieć najbardziej ogólnikowo, jak się tylko dało. Cherry wierzyła w czary, już raz przywoływała duchy i naprawdę czuła obecność jakiejś dodatkowej istoty, od tego czasu wierzyła w czary, zatem i w klątwę była w stanie uwierzyć. Właściwie już uwierzyła, ot co.
- Skoro masz wobec nich niezbite dowody to może pójdziemy przekazać je policji, by złoczyńcy zostali ukarani, a naiwni ludzie nie ucierpieli? - dobra, była skłonna pójść na ten kompromis i posiedzieć chwilę na policji, bo nie chciała by jacyś ludzie wrzucili pieniądze w błoto, a potem nie mieli gdzie mieszkać. Cherry już raz zaznała braku dachu nad głową i nie chciałaby tego powtarzać, nie życzyła tego również komukolwiek innemu, nawet jeśli nie przepadała za daną osobą.
- To się nazywa kompromis, ja pójdę z tobą na policję jeśli chcesz, a ty pójdziesz ze mną znaleźć szamankę, która zdejmie z nas klątwę. - i źle blondynka trafiła, bo kobiety obie były uparte i przywiązane do swoich jedynie racji. Nigdy jednak Whitehouse nie pomyślała o sprzedaży jednego z parzystych organów, ale jak tak policzyć pięćdziesiąt tysięcy drogą nie chodzi, a mogłoby pomóc jej spłacić długi... czyżby Mara podsunęła jej głupi plan na wyjście z finansowego dołka?
- Dziękuję, wiem że mi nie wierzysz, ale dla mnie to ważne. - i skoro ustaliły że jednak pójdą do numeraliów to tam też się udały, ale na miejscu chyba nie zastały nikogo. W miejscu jakiegoś okręgu było położone świeże drewno.
- Dobrze trafiłyśmy, świeże drewno, to będą rozpalać dzisiaj ognisko, a na takowym na pewno musi być jakaś szamanka, czy inna osoba zajmująca się czarami. - stwierdziła szatynka, dotykając suchego drewna, które będzie się paliło z łatwością.
happy halloween
nick
kryminolog — bez pracy
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
29 letnia wdowa, która wróciła do Lorne Bay po latach, żeby załatać złamane serce i otworzyć w okolicy szkołę sztuk walki. Ale czy to jej się uda?
Mara wiedziała, że nie ma przypadków. Miała naturę naukowca, w końcu była po kryminologii i kryminalistyce. Doskonale znała statystyki, wiedziała że wypadki biorą się z brawury, pijanych ludzi i ich indywidualnych wyborów. A choroby czasem z loterii genetycznej, czasami z własnych nawyków albo złych wyborów gdzieś po drodze. Zawsze znajdował się logiczny powód, jak na przykład stare rury, które eksplodowały i zalały tamten budynek. Większość opuszczonych budowli w Lorne Bay miało podobne problemy. Czy po prostu do wynajęcia, bo to nie był super rynek na nowe biznesy, niestety. Czemu Mara potykała się z taką motyką na słońce? A no durna była, jak nie wiem.
No ale Cherry Whitehouse nie musiała gdybać, bo po prostu Mara wiedziała, że oni swoim życiem sprowadzili na siebie niebezpieczeństwo. I zapewnili jej taki los. Ona też nie pomagała aklimatyzacji w różnych rodzinach… cóż.
- Bo to profesjonaliści, którzy zawsze robią rozeznanie przed oszustwem. Grzebią w śmieciach, włamują się, śledzą i podsłuchują - pokręciła głową no i w sumie nie do końca kłamała, no bo naprawdę właśnie tak wyglądały metody oszustów, co nie.
- Czy ja wyglądam na jakąś australijską wonder woman, która będzie biegać po policjach i wymierzać sprawiedliwość? - zapytała, marszcząc brwi. Nie zamierzała się w to pakować… a jednak już teraz się trochę pakowała, jak widać, skoro nie zostawiała kobiety samej.
- A może po prostu na policję i do lekarza, żeby sprawdził Twoją głową - prychnęła zirytowana, bo dla niej to brzmiało jak idiotyzm. A gdyby wiedziała o tym co chodziło jej po głowie o sprzedaży własnej nerki, bo tylko to jest parzyste… no chyba że chciała jeszcze sprzedać jedno płuco… i część wątroby, bo to przecież jedyny element ludzkiego ciała, który naprawdę się regeneruje. No z narządów wewnętrznych, co nie. Więc może sprzedawać raz na jakiś czas. O jeszcze jedna półkula mózgu.. ale to się chyba nie przyjmie w przeszczepie, to można tylko wyciąć i dalej żyć.
- Chryste przestań mówić te głupoty, skup się - wywróciła oczami idąc za nią i się denerwując. - A świeże drzewo jest mokre i nie pali się zbyt łatwo. Mówiłam, że idziemy do oszustów. Ciekawe ile kasy będą próbowali od ciebie wyciągnąć - podsumowała, zakładając ręce na piersi.
ODPOWIEDZ