lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Troy od dawna planował ten wypad, ale jakoś wcześniej nie mógł znaleźć na to czasu. Ciągle siedział w pracy albo biegał między jednymi zawodami z surfingu do kolejnych. Specjalnie już dwa miesiące wcześniej wpisał sobie pełny weekend wolny żeby móc udać się na wycieczkę, którą rozpisał sobie już dawno temu.
Od najmłodszych lat uwielbiał spędzać czas na świeżym powietrzu najczęściej jeździł na rowerze i łamał to sobie kolejne kości z uśmiechem na ustach. Tylko rodzice jakoś zbytnio zadowoleni nigdy nie byli, a on dopiero gdy dorósł zrozumiał ich obawy. Tyle, że on nadal był dzieckiem. Dorosłym, ale dzieckiem.
Kiedy szedł do ulubionego sklepu to zawsze przy wejściu można było zauważyć na jego twarzy te same obawy. Obawy, że ponownie zobaczy półkę z ulubionymi żelkami pustą. Wtedy rozpacz ogarniała jego całe ciało, ale był zdeterminowany żeby zdobyć to po co przyszedł. I właśnie to samo miał z wycieczką. Musiała się udać.
Wstał wcześnie rano, bo trasa była zaplanowana na cały dwa dni z punktem spania pod gołym niebem lub ewentualnie namiotem gdyby zbyt wiele pająków lub innych niepożądanych stworzeń miało się kręcić u jego stóp. Pierwszym punktem na mapie było miejsce w którym lubił przesiadywać kiedy miał wszystkiego dosyć lub gdy chciał przemyśleć swoją przyszłość.
Drzewo ja którym był wyrzeźbiony jakiś dziwny znak. Wielokrotnie próbował go rozczytać, ale jakoś nigdy nie potrafił zagłębić się bardziej w jego sens. Snuł teorie i zapisywał je w zeszycie, który potem lądował na dnie szafy, a kiedy przyszło mu się wyprowadzić z rodzinnego domu to musiał go wyrzucić uznając za niepotrzebny.
Pamiętał jednak, że jedną z legenda jaką wymyślił była kłótnia kochanków, którzy znaleźli złoto i jeden z nich go gdzieś zakopał i ze złości na drugą połówkę wymalował jedną z tych dziwnych wskazówek. Matka mu potem opowiadała zupełnie inną historię, ale on wolał wierzyć w swoje przekonania.
Tak więc wziął rower, plecak z prowiantem k drugi mniejszy z namiotem i ruszył w drogę. Był gotowy na wszelkie ewentualności. Miał nóż, zestaw do rozpalania ognia jak i naładowany telefon w razie gdyby trzeba było wezwać pomoc. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Tyle, że nie spodziewał się jednego. Ktoś już tam siedział i najwyraźniej nie był to przystanek na kilka minut. Kobieta wcale nie wyglądała na taką, która miałaby uciekać przed komarami lub innymi stworzeniami. Zszedł z rowera i poprowadził go kawałek chcąc sprawdzić czy aby na pewno przy jego drzewie nie ma miejsca. Nie było. Troy stanął przed wielkim dylematem.
Zagadania lub porzucenia planu. Wybór był jeden.
- Przepraszam. Mogę się dosiąść? - Spytał uprzejmie z uśmiechem na twarzy. Wystarczył jeden rzut oka żeby stwierdzić, ze nieznajoma jest piękniejsza niż to sobie wyobrażał kilka chwil wcześniej.

Sophia Curtis
ambitny krab
Troy Hover
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Troy Hover

Australia, ach Australia. Pokochała ją za tą dziką naturę czyhającą za każdym rogiem (oprócz huntsmanów, które napawały ją szczerym przerażeniem za każdym razem gdy tylko odważyła się o nich pomyśleć) i za dobrych ludzi, których tu spotykała. Czuła jakby nareszcie znalazła się w odpowiednim miejscu i czasie - przynajmniej teraz.
Dzisiaj miała kilku pacjentów w Tingaree co postanowiła wykorzystać turystycznie. Mimo, że mieszkała w Lorne Bay już przeszło rok, to wciąż nie wypuszczała się na wycieczki dalej niż główne drogi i charakterystyczne punkty turystyczne. Tak na wszelki wypadek. Mogłaby jedynie pozazdrościć harcerzom ich orientacji w terenie i nauki sztuki przetrwania. Sophia mogłaby jedynie opatrzyć rany, wyssać jad i podać leki, ale tego wolałaby w terenie uniknąć. Zdecydowanie.
Skoro świt była u starszej pacjentki ze złamaną nogą. Pani Rebece trzeba było podać zastrzyki przeciwzakrzepowe i sprawdzić czy pod gipsem nie tworzy się odleżyna. Urocza kobiecina, najchętniej z marszu adoptowała by Sophie, a wtedy mogłaby zagadać ją na amen! Dziewczę jednak odmówiło kolejnej herbaty mając w planach zwiedzić okolicę. Poznała się zatem grzecznie, wymiziała kota starszej pani, zostawiła rower na C posesji i ruszyła szlakiem turystycznym.
Nie przewidziała tylko jednego. Doszła do intrygującego drzewa, na którym starannie wyrzeźbiono przedziwne symbole. Wyciągnęła telefon by wykonać setne zdjęcie z dzisiejszej wycieczki, obiecując sobie że sprawdzi te oznaczenia gdy tylko odzyska zasięg Internetu jednak... telefon zamrugał kolorową animacją i zgasł.
No to pięknie.
Zrobiła kilka rundek wokół drzewa starając się znaleźć oznaczenia szlaku. Zataczała coraz większe kręgi i czuła się coraz bardziej zagubiona. Usiadła w końcu pod drzewem przeklinając własne niezorganizowanie. Miała jednak kanapkę! Dobre i to. Lepiej zjeść cokolwiek, zanim cokolwiek zje Ciebie. Kilka chwil później zjawił się on.... Rycerz w lśniącej zbroi, członek ekspedycji ratunkowej. Oczy Sophie aż zaiskrzyły radośnie i nie podbiegła do mężczyzny na horyzoncie tylko dlatego że obawiała się że jest fatamorganą. Zawsze przecież mogło ukąsić ją coś jadowitego i mogła być już na agonalnym haju... Poczekała aż wybawca zbliży się na tyle by wykluczyć fakt że jest to zwykły omam wzrokowy w wyniku gorączki.
- Jasne ! Tak w zasadzie to czekam na Ciebie... - zdawała sobie sprawę z tego, że brzmi jak wariatka, to już połowa sukcesu. -Chyba się zgubiłam... - dodała w roli wyjaśnienia, gdy cisza niezręczności wybrzmiała nieco za długo.
powitalny kokos
Colette
Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Spoglądał na kobietę z lekkim zdziwieniem na twarzy, które mieszało się z dezorientacją. Czekała na niego? To jakiś żart, prawda? Gdyby nie byli w lesie, a w jakimś osiedlowym parku to pewnie zacząłby się rozglądać za ukrytą kamerą. Troy znał siebie i swoje możliwości emanowania urokiem osobistym. Wiedział, że praktycznie go nie posiada, więc jakiekolwiek komplementy rzucanie w jego stronę od pięknej damy były co najmniej dziwne i nie do zrozumienia. Tak samo jak to, że ona była prawdziwa i spoglądała na niego z taką radością ulgi w oczach.
Uśmiechnął się tylko, bo żeby zagadać to chyba odwagi mu zabrakło. Nawet otworzył usta, ale potem je zamknął próbując znaleźć w głowie odpowiednie słowa.
Okej.
Przedstawmy fakty takimi jakie były. Tylko się przywitał i zapytał czy może się dosiąść. A nie. On się nie przywitał tylko przeprosił. Ale za co? W sumie za nic. Jedynie za to, że chciał się przysiąść. Z nikim się również tu nie umawiał, nie dawał na Facebooku ogłoszenia o wyprawie, bo nie udzielał się publicznie w mediach społecznościowych. Cenił sobie prywatność i anonimowość. Analizując te informacje jedynie kiwał głową jakby chciał się zgodzić sam ze sobą. Tyle, że cisza trwała zbyt długo i ktoś musiał ją przerwać i na szczęście trafiło na dziewczynę.
Zgubiła się! Cóż za ulga. To żadna ukryta kamera, żadna przypadkowa osóbka, która chciałaby dołączyć do jego wyprawy. Pełen luz, nie ma co się martwić. Wskaże jej drogę i będzie mógł ruszać dalej.
- Wiele osób nie potrafi znaleźć stąd drogi do miasta. Dzieciaki jakiś czas temu zamalowały sprayem znaki wskazujące odpowiedni szlak pieszy. - Powiedział ze spokojem w głosie odkładając rower wraz z plecakiem na bok. Wskazał dłonią na drzewo na którym niegdyś widniała tabliczka wraz z kilometrami jakie turysta ma do przejścia w różne strony świata.
- Jestem Troy i kompletnie nie potrafię w zagadywanie. Wybacz ten mój chwilowy, myślowy przestój. Czasami tak mam. - Uśmiechnął się przy tym niepewnie, a potem również z taką samą niepewnością spojrzał kobiecie w oczy. Nie pamiętał kiedy ostatni raz miał styczność bycia sam na sam z nieznajomą w środku lasu. Szczerze powiedziawszy to chyba nigdy. Czy powinien się obawiać, że to jakaś czarownica z tutejszych dzikich lasów? Że go porwie i w swoim domku z pierników będzie torturować przykładając do ust żelkowe robaczki, a potem z głośnym śmiechem odbierze mu nadzieję na choćby jeden, mały kęs?
Oglądał stanowczo za dużo horrorów i thillerów w samotne wieczory. Przecież ona jedynie szukała drogi powrotnej.
- Jeśli chcesz mogę pokazać Ci jak wrócić. - Zaproponował, bo w sumie o to jej chodziło. Bo raczej nie o to żeby spędzić z nim razem samotną wyprawę. Jak sama nazwa wskazuje to samotna wyprawa.

Sophia Curtis
ambitny krab
Troy Hover
ODPOWIEDZ