lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Minęły ponad dwa tygodnie od czasu jej przypadkowej rozmowy z niejakim Isaaciem Moonem, gwiazdorem kpopowego świata muzycznego, który wcześniej w ogóle jej nie interesował. Na dobrą sprawę nigdy o nim nie słyszała, kompletnie nie zagłębiając się w tego typu muzykę i występy, chociaż jej przyjaciółka była ich wielką fanką. Trzymałaby się od tego z daleka posiadając już traumę od ChiChi i jej lekkiej obsesji. Sęk w tym, że miała okazję go poznać i rozmawiać z nim prywatnie przez ostatnie czternaście dni, dzień w dzień, dzięki czemu go poznała i… no całkiem polubiła. I to nie dlatego, że był międzynarodową gwiazdą. To ją raczej odstraszało i zniechęcało, ale sama osoba Isaaca poza kamerami sprawiała, że się uśmiechała. Poza tym, wcześniej zapewniła go, że będzie jego przewodnikiem po Lorne Bay jak tylko przyjedzie do Australii. Nie chciała się z tego wycofywać.
Aż w końcu nadszedł faktyczny dzień jego przyjazdu do dziadków.
Jeszcze tego samego dnia umówiła się z nim na spotkanie. Sama. Bez porozumienia z innymi. Chiara przez bite dwa tygodnie odkąd tylko przekonała się, że pomyłkowy numer Lilith nie należał do podszywacza, a do faktycznego Moona, nie dawała jej spokoju. Chciała wiedzieć wszystko o każdej rozmowie. Chciała poznać jego prawdziwy numer. Chciała znać szczegóły… problem w tym, że Lilith nie mówiła jej praktycznie nic i ograniczała się do ogólnych informacji, które nie zadowoliłby absolutnie nikogo. Shelby była już zirytowana i zmęczona tymi pytaniami, więc w pewnym momencie zwyczajnie przestała odpowiadać. Według niej wymowna informacja, ale Chiara, naczelna fanka i przewodnicząca fanklubu była nieustępliwa.
Dlatego też nie dowiedziała się, że dzisiaj był dzień, kiedy Isaac faktycznie przyjechał.
I to Lilith miała się z nim spotkać. W ustronnym miejscu, z dala od wszystkich. Dobrze, że ChiChi jej nie śledziła i nie podejrzewała jeszcze o potajemne spotkania z idolem, bo wtedy mogliby mieć ogon. Uwielbiała przyjaciółkę, ale naprawdę, jak chodziło o kpop i jej biasów zespoły, to była niesamowicie upierdliwa i namolna. I tak mocno powstrzymywała się, aby dziewczynie nie wygarnąć przez ostatnie tygodnie… nie znała jej wcześniej od tej strony, ale odkąd Lilith miała prywatny kontakt z maknae PTSD, Chiara stała się kurewsko nieznośna.
Ustalili czas na godzinę dwudziestą. W Australii o tej porze roku i dnia nie było jeszcze ciemno, wręcz przeciwnie, wciąż świeciło słońce i było przyjemnie. Przynajmniej tak nie grzało, że chciało się umrzeć. Poza tym, chciała też dać czas chłopakowi na spędzenie miło czasu z rodziną, której wcześniej nie widział. Miejsce wybrała specjalnie odludne, tak, aby nikt się na nich nie napatoczył. Nie wiedziała czy w Lorne Bay poza Chiarą ktoś jeszcze kojarzył Moona, ale wolała nie ryzykować wbiciem noża w plecy, ok? Poza tym, naprawdę lubiła owe jezioro. Głównie dlatego, że od tej strony przychodziło nad nie mało ludzi.
W smsie wyjaśniła mu dokładnie jak dojść na miejsce ich spotkaniam a także życzyła mu powodzenia, bo dojść tu musiał sam. Ona natomiast pojawiła się na miejscu odpowiednio wcześniej. Ubrana w czarne jeansy, jasno szary, dość luźny crop top oraz bluzę przewiązaną w pasie, zatrzymała się przy brzegu jeziora spoglądając w odbijające się w nim słońce. Nie była super fanką, nie chciała zaimponować Isaacowi, przypodobać się mu czy go uwieść. Była sobą. Po prostu. Poprawiła jeszcze swoją charakterystyczną czarną czapkę z daszkiem, z którą nie lubiła się rozstawać, a pod którą miała upchnięte długie włosy. Zacznie się ściemniać pewnie po godzinie, może trochę później… a zanim chłopak odnajdzie drogę to pewnie też trochę potrwa. Zawsze mógł do niej pisać. Zasięg był!
Rozejrzała się po bokach w poszukiwaniu jakiejś sylwetki, ale nikogo na horyzoncie nie było. Zerknęła na telefon na którym nie było także powiadomień, a potem westchnęła cicho pod nosem i sięgnęła po dość płaski kamień przy jej stopach, aby podrzucić go w dłoni i zerknąć na spokojną taflę jeziora. Podeszła jeszcze kilka kroków, przymrużyła jedno oko, zagryzła wargę, wymierzyła i zamachnęła się, aby rzucić kamieniem i zrobić kaczki na tafli. Tylko pięć zanim kamień zatonął.
- Huh, robię się coraz gorsza…- mruknęła do samej siebie. Kiedyś była mistrzynią! Teraz straciła chyba trochę wprawy. Sięgnęła po kolejny nadający się według niej kamień, aby ponowne przymierzyć się do rzutu.
A co jak Isaac ją wystawił i nie przyjdzie? Wtedy pewnie zrobi jej się przykro… bo zamierzała na niego poczekać, aż się nie pojawi. Przynajmniej do czasu, aż nie będzie ciemno. I zimno.

Isaac Moon
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Jeden SMS, do błędnie wpisanego numeru. Tyle wystarczyło bo coś się odmieniło w jego życiu. Nie jakoś tak drastycznie, bo jego świat nie został wywrócony do góry nogami tylko dlatego, że pisał i nierzadko też rozmawiał przez FaceTime’a z dziewczyną, którą poznał w tak losowy sposób. Ale była to przyjemna odmiana, niekoniecznie zgodna z tym, czego życzył sobie pan P. z Big Dick Entertainment. W końcu byli tak trochę jego własnością. To znaczy – o ile dalej chcieli być w zespole. A pan P. miał swoje zasady. Kontrola, kontrola i jeszcze raz kontrola. Tak czy siak – utrzymywał z dziewczyną kontakt i się tym nie chwalił wśród kolegów. Wiedział tylko jego współlokator bo… no musiał wiedzieć. Nie mógłby i tak nie zauważyć bo to jednak jego współlokator. A poza tym już po pierwszej wideorozmowie chłopaka domagał się wyjaśnień. Bo wtedy też Isaac zatrzymał go i nie wpuścił do pokoju tylko biedny Damon musiał stać pod drzwiami. Nie dlatego, że Moon nie ufał Lilith tylko bardziej w obawie, że Chichi zaraz wyważy drzwi i wpadnie i dostrzeże mniej „zamaskowanego” Damona, jego super karmazynowe włosy i wszystko się posypie.
  Tak więc musiał się wytłumaczyć.
  Ale przynajmniej współlokator zamiast go zbesztać czy na niego naskarżyć to okazał wsparcie. Po prostu powiedział, że on nikomu nie powie, no bo Isaac jednak był tym rozsądnym i chyba ciężko by było o to, żeby wprowadził ich obu na minę.
  Dwa tygodnie upływały pod banderą przygotowań wszystkiego do ich comebacku, w tym też nagrań. Ale potem mógł dostać wolne, bo dopiero przyszła faza, w której comeback dopiero ogłoszono, więc teraz czekało ich prawie kilkutygodniowe nakręcanie publiki. Że zaraz lista piosenek, że parę dni potem concept photo i tak dalej i tak dalej. Dostał kilka dni wolnego, może kilkanaście. I jemu to wystarczyło – bo zależało mu na tym by odwiedzić dziadków, móc z nimi się spotkać i do tego wszystkiego doszła jeszcze Lilith. On to chyba był w czepku urodzony bo oprócz tego, że napisała do niego randomowo to też okazało się, że mieszka w tej samej mieścinie co i jego dziadkowie. To nieco ułatwiało, ale i komplikowało.
  Przyleciał nad ranem – z lotniska zgarnęła go babcia i… okazała się być o wiele bardziej dziarska niż przypuszczał po opowieściach swojej matki. Była żwawa, wygadana i przede wszystkim – chyba nie mogła usiedzieć w miejscu. Był też dziadek, jasne, ale osobowość babci mocno przyćmiła to, jaki on był. A on był po prostu… spokojny. Taki typowy Koreańczyk. Im więcej czasu z nimi spędzał tym bardziej nie rozumiał czemu jego ojciec zdecydował się uciąć wszelkie kontakty ze swoimi rodzicami. Może kiedyś to ogarnie.
  Wieczorem powiedział tylko, że idzie się spotkać ze znajomą. Oczywiście kiedy babcia się dowiedziała, że to koleżanka a nie kolega to musiała wykonać bardzo wymowną minę, zaraz po tym jak życzyła mu by „bawił się dobrze”. A potem wciągnęła mu na głowę czapkę z daszkiem i wsadziła na oczy okulary.
  Dotarł z pomocą taksówki, bo jednak samochodu od babci nie chciał wyciągać, nawet jeśli nie wyglądał tak strasznie jak „Petunia”. Trochę mu to zajęło. Trochę pobłądził już pieszo, bo jednak nie był zbyt obeznany w terenie i trochę też z trasy musiał zboczyć kiedy to przy drodze dostrzegł pająka. W chuj kurwa wielkiego pająka. Aż się wracał do niego by mu się przyjrzeć (z oddali) bo chyba nie był w stanie uwierzyć, że taki mutant sobie po prostu chillował na drzewie.
  Wiedział, że był na miejscu kiedy usłyszał znajomy głos, w którego stronę się pokierował. Dziewczynę rozpoznał, chociaż co on mógł wiedzieć – po plecach próbował ją rozpoznać. Ale nikogo innego tutaj nie było. A on nie był paranoikiem.
  — Naprawdę do serca wzięłaś sobie hasło „odludzie”. — Odezwał się, zatrzymując się obok niej. — Cześć, Lilith. — Przywitał się słownie bo co do gest to nie bardzo wiedział jak. Pierwszy raz był w takiej sytuacji. A porada Damona: idźcie w ślinę raczej nie była dobrą opcją. Skąd u tego Damona aż tyle bezpośredniości! Zwłaszcza, że to nie on wymyka się wytwórni żeby spotkać się z koleżanką.
  Zsunął okulary i zdjął nawet swoją czapusię, by odłożyć je na bok, na jakiś pieniek.
  — Miło cię w końcu zobaczyć na żywo. Dziękuję że znalazłaś czas. — Dodał jeszcze, poprawiając swoje włosy, doprowadzając je do jako-takiego porządku, No nawyk, no! Ale pukle to miał ciemne. I teraz oczywiście zdradzał wielki sekret wytwórni bo nie był już w blondzie, a przecież nie opublikowano jeszcze żadnych concept photos. No dramat! — To jaki mamy plan na dzisiaj? Spotkanie z aligatorem? Czy rekinem? — spytał, uśmiechając się do niej lekko. Jedna i druga opcja dla niego jakaś taka kiepska bo raczej angażowała wodę. Znaczy gada to jeszcze by spotkali na plaży…
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że czystym przypadkiem pozna gwiazdę kpopu, to by go wyśmiała. A potem zapytała co to kpop. To był przypadek jeden na miliard, naprawdę. Wystarczyło, że była pijana i wpisała błędnie jedną cyferkę. Coś o czym marzyło tysiące wiernych fanów przydarzyło się jej, osobie, która nie miała pojęcia z kim rozmawia. Ale okazało się, że chłopak nie był przerostem formy nad treścią, nie był typową gwiazdką Hollywood, która uważała się za lepszego od innych. Z biegiem czasu utwierdzała się w przekonaniu, że jest… normalnym, sympatycznym chłopakiem, zupełnie innym od reszty osób, które znała. Im bardziej go poznawała tym bardziej go lubiła. Go, prawdziwego jego, a nie idola nastolatek. Dalej jednak była ostrożna, jakby nie było, jako człowiek żyjący wiecznie na językach innych oraz śledzony przez kamery każdego dnia musiał doskonale wiedzieć jak grać, jak się zachowywać i co mówić, aby wzbudzić zaufanie oraz sympatię innych. Nie żeby mu nie wierzyła, że jest sobą, no ale po swoich ostatnich przejściach po prostu była ostrożna.
Szczerze mówiąc, nie wiedziała czy Chiara przypadkiem nie pojawi się gdzieś w okolicy. Lilith oczywiście nic nikomu nie mówiła, nie zdradzała nawet rodzicom, że wychodzi się z kimś spotkać, po prostu wyszła z domu. Skoro miała dopilnować, aby jego obecność tutaj nie wyszła na jaw do mediów, to zamierzała trzymać się swojego zadania! No ale odkąd ChiChi wiedziała, że jej przyjaciółka ma codzienny kontakt z jej największym biasem i idolem, starała się trzymać bliżej niż zwykle. Mimo krótkiej przerwy na początku. Nie podejrzewała jej jednak o grzebanie w telefonie Lilith… ale kto ją tam wie. W każdym razie, Shelby zaproponowała dość odludne miejsce na spotkanie, które doskonale znała. Mało kto tutaj przychodził, wszyscy woleli piękną, piaszczystą plażę niedaleko. Była idealną miejscówką dla rodzin z dziećmi, spotkań przyjaciół czy sportowców, którzy kochali sporty wodne - inaczej mówiąc, niesamowicie tłoczone miejsce. Tu była większa szansa na spotkanie krokodyla niż drugiego człowieka. Zwłaszcza fana czy paparazzi.
Brzmiało jak super miejscówka na poznanie celebryty.
Puszczała kaczki i szczerze mówiąc mocno skupiła się na swoim zadaniu, bo musiała potrenować! Kiedyś z piętnaście potrafiła puszczać, a teraz ledwo pięć. Co to w ogóle miało być?
Naprawdę do serca wzięłaś sobie hasło „odludzie”.
Dobrze znany jej głos rozbrzmiał za jej plecami. Zatrzymała się z kamykiem w dłoni i odwróciła, aby spotkać się spojrzeniem z postacią z którą ostatnio rozmawiała nieustannie, tylko na sporą odległość. Uśmiechnęła się łagodnie, ale zaraz potem zaczęła się wachlować dłońmi w geście udawanego podjarania.
- Omójboże, nie mogę uwierzyć, że stoi przede mną prawdziwy Isaac Moon! - i teraz wychodzi na to, że jest największą fanką i stalkerką, i tak naprawdę udawała przez cały ten czas tylko po to, aby spotkać się z idolem osobiście. I go porwać do jakiegoś drewnianego domku w środku lasu gdzie nikt ich nie znajdzie, a oni będą mogli żyć prawdziwą, wielką miłością. Teraz jeszcze tylko się spytać czy podpisze się jej na cyckach! - Mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? Dostanę album? Podpiszesz mi się na… dobra, nie mogę. - przeszła z podekscytowanego tonu na neutralny i machnęła ręką, bo już sama dostawała cringe od takiego zachowania. Nawet jeśli było prześmiewcze. - Wybacz, musiałam to zrobić. To było silniejsze ode mnie. - dodała ze złośliwym uśmieszkiem. No co? Pewnie czekała dwa tygodnie na to! Mogła się przez chwilę poczuć jak Chiara. To było straszne. Never again.
Na dobrą sprawę też nie wiedziała jak do końca się zachować. I to nie dlatego, że on był jakąś gwiazdą, a ona pospólstwem, ale przez różnicę kulturową. ChiChi już jej powiedziała wielokrotnie, naprawdę wielokrotnie, że Koreańczycy cenią sobie swoją przestrzeń osobistą, więc nie chciała jej naruszać zbyt nachalnie czy przesadnie. Sama pewnie by się przytuliła w geście przywitania, ale cholera wiedziała jak on zareaguje! Chiara to pewnie jej powtarzała, aby trzymała dystans, bo sama nie chciała, aby Lilith jakkolwiek się do chłopaka zbliżała jeśli faktycznie doszłoby już do spotkania. Thanks, sis.
- Nie jestem aż tak zajętą osobą… poza tym, obiecałam ci wycieczkę krajoznawczą. - stwierdziła z uśmiechem. I szczerze mówiąc nawet nie wiedziała, że ludzie przejmują się czymś takim jak nowy kolor włosów idola. Ona nie zwróciła na to uwagi, nawet nie wiedziała jaki kolor miał wcześniej! Nie wiedziała, że powinna się jarać i robić zdjęcia, ok? - Rekiny nie pływają w jeziorach rzecznych… aligatory już tak. - dodała złośliwie, puszczając przy tym porozumiewawcze oczko, że jakiś pewnie jest od nich oddalony o około dziesięć metrów i chowa się pod wodą. Ale obiecała, że go obroni! - Jeździłeś kiedyś konno? - spytała, chociaż spodziewała się odpowiedzi skoro z bliska to nawet krowy nie widział. Ale pytała tak na przyszłość! Nie zamierzała go teraz targać na koński grzbiet, zwłaszcza, że nie miał odpowiedniego stroju i te jego spodnie to szybko mogłyby zakończyć swój żywot.
Gestem głowy zachęciła go do tego, aby poszedł za nią, wzdłuż ścieżki. W pewnym momencie jednak złapała go za ramię i pociągnęła lekko do tyłu, zatrzymując go przed kolejnym krokiem.
- Pierwsza zasada Australii, patrz jak chodzisz, bo możesz nadepnąć na coś, co ci odda. - powiedziała z uśmiechem, a potem wymownie zerknęła na dół gdzie niecały metr od nich leżał skulony, dobrze zamaskowany wąż. Niezbyt duży, ale złośliwy. - Nie jest jadowity, ale wkurzy się jak go potrącisz. - dodała, a potem pokierowała go bokiem, aby stamtąd ruszyć poboczną ścieżką do ukrytego wejścia dla personelu. Wejścia gdzie?
Lilith wyciągnęła klucz i przekręciła go w zamku, a potem pchnęła furtkę, teatralnym gestem zapraszając Isaaca do środka.
- Obiecałam ci, że nadrobisz znajomość fauny. To nadrabiamy. - stwierdziła, a potem weszła za nim do jednego z lokalnych rezerwatów zwierząt, którego nazwa się pojawiła po pokonaniu kolejnych kilkudziesięciu metrów. - Kumpel wyświadczył mi przysługę. Dzisiaj poza nami i nim nikogo tu nie ma, więc nie musisz się martwić. - stwierdziła z lekkim uśmiechem, zerkając w jego kierunku. Niedługo później na przywitanie wyszedł im starszy od nich o kilka lat chłopak w przebraniu pracownika - opiekuna zwierząt. Lilith przywitała się z nim, przedstawiła Isaaca jako zwykłego kolegę, a chwilę później chłopak dał im jakieś pół godziny wolnego na zwiedzanie klatek w których znajdowały się zwierzęta dochodzące do siebie po różnych wypadkach i zabiegach. On musiał załatwić kilka rzeczy zanim przystąpią do kolejnej części dzisiejszej przygody.
Lilith pokierowała chłopaka ścieżką wśród drzew, gdzie zamaskowane były klatki z koalami, wombatami, kangurami, a także wieloma innymi zwierzętami.
- Trzymaj. - wręczyła mu gałązki eukaliptusa i skinęła w kierunku koali siedzących prawie nad ich głowami. Jedynie cienka siatka ich od siebie oddzielała, ale były praktycznie na wyciągnięcie ręki. - Twoje pierwsze zadanie na dzisiaj. Zapoznanie się z Rysią i Stasią. Bądź miły. - rzuciła, a jedno ze zwierząt przyczepiło się do siatki i wyciągnęło łapę w ich kierunku. - Jak tam podróż i dziadkowie? Tacy jak się spodziewałeś? - spytała, zerkając w jego kierunku. Na pewno musiał mieć jakieś oczekiwania i przewidywania co do rodziny na podstawie opowieści, nie? Mógł być albo zawiedziony, albo zadowolony tym spotkaniem, więc chciała spytać.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Trochę się spiął w pierwszej reakcji na tak barwne powitanie ze strony Lilith. On jeszcze nie rozumiał, że to jest żart i, jeśli się było na jego miejscu, to nie powinno to być aż tak dziwne. W końcu naprawdę wiele się odwalało, a jeśli miało się już styczność z sasaengami to… no. Oni potrafili zrobić wszystko. Włącznie z podstępem tego typu. Przez te dwa tygodnie jednak nie pozwalał sobie na myślenie, że może to wszystko część planu ażeby wywabić go na faktyczne spotkanie. Chyba wolał przekonać się na własnej skórze no i wolał wierzyć, że akurat Lilith jest tą normalną dziewczyną. Polubił ją w tym czasie, rozmowy z nią były miłą odskocznią od rzeczywistości i pozwalały by myśleć, że nie wszystko w jego życiu było ustawione. Niemniej… naprawdę było się wyczulonym, jeśli chodziło o tego typu podstępy.
  Uśmiechnął się więc, ale bardzo słabo, a przy okazji bez większego przekonania. Co nie zdarzało się! Bo zwykle jak słyszał tego typu okrzyki to uśmiechał się bardzo wiarygodnie i uprzejmie. W końcu był trenowany. Ale tutaj było mu jakoś dziwnie. Na całe szczęście dziewczyna szybko pokazała mu, że miał to być żart. Więc po prostu z niego szydziła. Więc jak się uśmiechał tak jakoś bez emocji, tak teraz ten uśmiech się zmienił w taki… po prostu grzeczny. Nie będzie się przecież dąsał z powodu, że się z niego nabijała. Aczkolwiek na start był to dla niego jak mocny bitchslap i tak, najadł się nieco rozczarowania. Ono niby minęło w momencie, w którym przyznała się, że to żart, jednak jakiś tam impact na nim miało. Neutralny bo neutralny, ale wciąż.
  Wolał chyba przebrnąć dalej przez to wszystko, jednak najpierw po prostu odetchnął, rozluźniając się nieco. Zachował jednak, mimo sytuacji, swoją naturalną grzeczność. Bo był wdzięczny za to, że znalazła dla niego czas. Dla niego, był po prostu osobą, jak każdą. A nie zawsze miało się możliwość by faktycznie wygospodarować trochę wolnego. Tym bardziej, że opowiadała, że u niej jest sporo roboty! Pamiętał.
  Uniósł lekko brwi kiedy usłyszał jej zapytanie.
  — Um… nie. — Odpowiedział, zgodnie z prawdą. — Naprawdę miałem małą styczność ze zwierzętami. — Wyjaśnił. I chociaż podejmowali się dzięki wytwórni różnych sportów i aktywności, by mieć z czego robić programy, to jeździectwo nie było jednym z nich. — Zamierzamy jeździć konno? — spytał, patrząc po sobie. To się chyba za bardzo odstawił, żeby takie rzeczy robić. W sensie szkoda spodni – były super, fajnie wyglądały, lubił je, ale chyba nie nadawały się do jazdy konnej.
  Za jej sygnałem ruszył do przodu, wcześniej zgarniając swoją czapkę – która wróciła na jego głowę i okulary, które zawiesił na koszulce.
  Daleko nie zaszedł u jej boku, bo zatrzymała go i przestrzegła o tym, że czaił się tutaj wąż. A raczej: pokazała mu, że na ziemi rozciągnął się taki przedstawiciel. Węże widział! W zoo! Liczyło się?
  — Chyba i tak mam szczęście, że trafił się niejadowity. — Stwierdził. No bo w Australii to wiadomo, większość była niebezpieczna i zdolna do zabicia człowieka lub do doprowadzenia go do skraju życia. — Będę uważał. — Dodał, wymijając zgrabnie australijskiego mieszkańca, który zajął im część ścieżki.
  Rozejrzał się uważnie po miejscu, do którego przeszli. Miał pytać gdzie są, ale wtedy też dostrzegł tabliczkę. Nigdy nie był w rezerwacie! Był w zoo, ale to chyba nie to samo, prawda? Otoczenie ogarnął spojrzeniem, a następnie zatrzymał wzrok na Lilith, która właśnie ich wpuszczała wejściem dla obsługi. Prawie jak wejście na backstage!
  Wysłuchał jej słów, a potem uśmiechnął się z drobną wdzięcznością. Nie miał się za aż tak popularnego, żeby każdy go rozpoznawał, ale kpop dość intensywnie zalewał świat, a jego zespół na tej fali surfował. Nigdy nie wiadomo – tym bardziej po tym jak spotkał Lilith, a raczej w jaki sposób zawarł z nią znajomość. Mogło się wydarzyć wszystko. Wszedł więc do środka za nią i przywitał się z pracownikiem tamtego miejsca, nawet głowę pochylając w uprzejmym geście. Dobrze wychowany chłopaczek!
  Przejął od Lilith gałązki, podczas gdy on sam obserwował zwierzęta w klatkach. Podziękował jej, znów głowę pochylając w wyrazie wdzięczności, a następnie przeszedł do jednej z klatek, gdzie miały się mieścić Rysia i Stasia. Ależ fancy imiona!
  Uśmiechnął się do siebie pod nosem, widząc że jedno ze zwierząt sięga w jego kierunku. Natychmiast wydzielił nieco jedzenia dla niego.
  — Whoa. — Mruknął pod nosem, chyba mocno zafascynowany tym, co się działo. — Niesamowite. — Nadawał chyba bardziej do siebie niźli do niej. No ale też jakby dane mu było karmić jelenia to też by się zachwycał bo niby mniej egzotyczne stworzenie, ale wciąż – nie robiło się czegoś takiego na co dzień. — Dziękuję. — Powiedział, zerkając na Lilith. No czyż to nie było urocze stworzenie? On, nie koala. Dziękował jej za to, że miał okazję to zrobić. Pewnie za węża też dziękował tylko tak jakoś ciszej.
  A zwierzątka chciały z nim współpracować. Chociaż to były koale a on miał jedzenie. Trudno, żeby nie chciały współpracować. Zerknął kątem oka na dziewczynę.
  — Oboje są bardzo mili. Babcia ma mnóstwo energii i powiedziała, że też jest Traumas. — Powiedział, uśmiechając się lekko pod nosem, podkarmiając jednego z mieszkańców z rezerwatu. — Dziadek z kolei za wiele się nie odzywa, ale wydaje mi się, że cieszył się na mój przyjazd. Trochę poopowiadali co u nich, porobiliśmy plany na następne dni. — Opowiedział, za bardzo nie rozwijając się w tej całej historii. No bo też nie chciał truć. Za to podkarmił drugiego rezydenta i uśmiechnął się lekko, życząc mu przy tym smacznego. Zaraz potem odwrócił się by spojrzeć na swoją towarzyszkę. — Lilith, jadłaś coś dzisiaj? — No klasyk. Trzeba było jeść, żeby nie zachorować i w ogóle. A jak się o kogoś troszczyło to się pytało czy ten ktoś jadł. Choć brzmiało to dziwnie, zwłaszcza rzucone bez większego kontekstu. Niemniej dla nich było to normalne. Ba! Nawet faktycznie oznaką sympatii. A nie dlatego, że ktoś był głodny i chciał jakoś luźno zasugerować by coś zjeść. A wcześniej jej o to nie pytał!
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
Szczerze mówiąc nawet by się nie spodziewała, że faktycznie może to odebrać inaczej niż jako żart. No jakby nie było, nie sądziła, że fani są w stanie posunąć się do czegoś tak bezczelnego i głupiego. Nie wiedziała kim jest sasaeng i jak postępują, nie miała z nimi styczności, ale myślała, że ludzie są raczej inteligentni i nawet jeśli są ogromnym fanem kogoś, to i tak będą go szanować. A także jego przestrzeń. Chyba jej winą było nie spytanie się ChiChi z czego sobie nie żartować i poproszenie, aby opowiedziała jej najważniejsze rzeczy o tym całym kpopie. No ale nie sądziła, że była aż tak przekonująca! W końcu ton jej głosu oraz gesty były czysto żartobliwe, a też przez ostatnie dwa tygodnie raczej nie sprawiała wrażenia zakochanej fanki, która wie o nim wszystko. Jednak pewnie jakby usłyszała jakie rzeczy się dzieją w ich przemyśle, to najpierw pomyślałaby, że robi sobie z niej jaja, a potem uświadomiła sobie, że… no nic dziwnego, że jest taki przeczulony na tym punkcie. Zwłaszcza, że widzą się po raz pierwszy w życiu oficjalnie. No kurde, aby laski śledziły swoich idoli, zakradały się do ich dormitoriów, chowały po szafach i pod łóżkami tylko po to, aby w nocy wyjść, podebrać ich prywatne rzeczy, zrobić zdjęcia jak ci śpią i jeszcze sprzedawać im buziaczki na śpiocha? To chore i myślała, że dzieje się tylko w przekoloryzowanych filmach.
No ale…
To nie tak, że się nabijała czy szydziła, to był zwykły żart, ale widząc ten jego blady, niezbyt przekonujący uśmiech, brewka jej lekko drgnęła, jednak to było na tyle. Chyba wyczuła, że jego to nie śmieszyło jak jej, więc lepiej było nie ciągnąć tematu. Nawet poczuła się z tym nieco dziwnie, takie awkward uczucie, ale starała się teraz na nim nie skupiać. Fantastyczne pierwsze wrażenia sprawiała! Jak go nie wyzywała w smsach, to żartowała z sasaengów nie wiedząc nawet, że istnieją! Cudownie Lilith, to pewnie wasze pierwsze i ostatnie spotkanie, ciesz się nim.
Tak jak się spodziewała, konno też nie miał okazji jeździć. A niektórzy idole faktycznie mieli tego typu rozrywki! Robili dużo rzeczy! Przez parki rozrywki, wędkowanie, sporty wodne, niektórzy faktycznie też mieli okazję być na końskim grzbiecie, więc chciała dopytać, ok?
- A chcesz? - spytała, zerkając na niego kątem oka. To jemu to miało sprawiać przyjemność, nie jej, więc jeśli wolał inny rodzaj aktywności, to mimo, że sama była urodzona w siodle, to jego nie zamierzała do tego siła przekonywać. A jeżeli wykaże taką chęć, to kto jak kto, ale Lilith w każdej chwili mogła mu zafundować kilkugodzinny rajd… tylko czy jego tyłek by to przetrwał? Nie mówiąc o fancy spodniach.
I tak, miał szczęście, że był niejadowity! I że miał ją obok! Bo mógłby mieć brzydkie, czerwone, dość bolące ugryzienie, które pewnie też by spuchło! Może by nie umarł i nie miał toksyn, ale na pewno nie byłoby to przyjemne spotkanie.
- Tym razem. - mruknęła i uśmiechnęła się łagodnie, po czym mogli spokojnie ominąć zwierzaka, aby przejść dalej. Po drodze zapewne mijali jeszcze całą masę owadów, nie mówiąc już o pająkach, które odpoczywały na drzewach i wśród krzaków. W nocy pewnie też były paskudne, wielkie ćmy, które na tobie siadały. Gnoje. Kill them all.
Ale tak, miała znajomości, miała przysługi do wykorzystania, więc poprosiła Marshalla o to, aby mógł im udostępnić rezerwat na własność, po godzinach, bez nikogo. Trochę musiała pojojczyć, ale się udało i teraz mogli zwiedzać zwierzęta trzymane w rezerwacie. Chronione, ranne, te, które dochodziły do siebie, bo zostały przyprowadzone przez ludzi. Zerkała na niego przez cały czas jak gdyby chcąc obserwować czy bardziej się nudzi, czy jednak jest nieco zaciekawiony tym co się działo. Pierwsze w ich podróży były Rysia i Stasia, dwie uratowane koale, bardzo przyjazne i oswojone jak dało się zauważyć. Kąciki ust wygięły się jej w lekkim, nieco rozczulonym uśmiechu widząc jego reakcję na zwierzaki. Naprawdę przeuroczy widok, a ona rzadko kiedy cokolwiek uważa za „urocze”, to nie było określenie, którym się zwykle posługiwała. Ale jego w tej chwili nie dało się inaczej nazwać.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziała, dalej się przyglądając to jemu, to jedzącym zwierzakom. - To dopiero nasz pierwszy przystanek. Mamy jeszcze kilka. - dodała, wyciągając dłoń, aby przez szpary w siatce pogłaskać jedną z miśków po szarej, szorstkiej sierści. Przywykły też do dotyku innych ludzi, często były dotykane, brane na ręce, głaskane… nie mówiąc już o tym, że przyzwyczajone są do wszelkich zabiegów nie tyle co pielęgnacyjnych ale weterynaryjnych. Biedne miały ciężkie życie, ale jak widać, jest z nimi coraz lepiej i mają coraz więcej energii. Nawet domagają się dokarmiania!
Zerknęła na niego, kiedy zaczął jej odpowiadać i zabrała rękę od skupionego na jedzeniu zwierzaka.
- O, no to się cieszę, że się nie zawiodłeś i okazali się być super ludźmi. - stwierdziła, bo jakby byli strasznie sztywni i rygorystyczni, i nie byłoby porozumienia między nimi, to te kilka do kilkunastu dni mogłyby być prawdziwą udręką! No i pewnie już raczej nie przyjeżdżałby do Australii.
Lilith, jadłaś coś dzisiaj?
- Huh? - zerknęła na niego nieco zaskoczona i zbita z tropu, bo dla niej to było pytanie od czapy i to tak totalnie randomowe. Nie wiedziała, że ono ma jakieś znaczenie u Koreańczyków. Jak dla niej to było tylko pytanie o jedzenie i chyba jakaś aluzja, że powinni iść coś zjeść. - Uhmm.. rano kanapkę i przed wyjściem jabłko, a co? Jak jesteś głodny to chyba mają tu coś do jedzenia. - powiedziała i rozejrzała się za siebie, aby poszukać kumpla, który mógłby ich poprowadzić do jakiegoś sklepiku, stołówki czy czegokolwiek. - Jak będziesz chciał to wezmę cię do domu i tam ci coś potem zrobię. - dodała, bo naprawdę nie załapała, że takie pytanie jest u nich oznaką troski i sympatii. Kto to wymyślił i dlaczego? Pewnie jakby się dowiedziała, że zaproszenie na ramyun jest traktowane jak „Netflix and chill” to też srogo by się zdziwiła.
Zerknęła na klatkę po drugiej stronie, bo poczuła spojrzenie na sobie i sama do siebie się szerzej uśmiechnęła. Popukała chłopaka palcami po ramieniu i gestem głowy przekazała mu, aby spojrzał za siebie. Na drugą stronę, gdzie tuż przy ogrodzeniu, z wlepionym ciemnymi, małymi oczkami patrzył na nich wombat. Wyczekująco. Z trzema łapkami. Miał ten swój taki przeuroczy uśmieszek na mordce i poruszał szybko nosem, wciągając ich zapachy.
- Chyba też jest głodny. - rzuciła do chłopaka, zerknęła na niego dość wymownie, a potem podeszła trzy kroki na przeciwną stronę, aby przykucnąć przy siatce i uśmiechnąć się do rozkosznego zwierzaka. - Ciebie zaraz też nakarmi, nie bój się. - rzuciła do niego i obejrzała się przez ramię na chłopaka. - To wombat o wdzięcznym imieniu Korek. Wombaty żywią się głównie trawą, liśćmi czy korą, więc pewnie będzie ci wdzięczny za tamto. - powiedziała i palcem wskazała pobliskie drzewko z odpadającą już lekko korą, którą łatwo dało się zdjąć. To nie ona tu przyszła karmić zwierzaki, tylko on! Nie będzie mu roboty zabierać!
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Na propozycję Lilith odnośnie jazdy konnej przystał z wiarygodnym entuzjazmem. Po pierwsze – jego koreańska natura sprawiała, że był ciekawy nowych doznań, a poza tym, ten konkretny egzemplarz wykazywał zdwojone zainteresowanie zdobywaniem doświadczeń. Ekstremalnych i tak dalej. Jedyne co go teraz powstrzymywało to faktycznie strój, choć gdyby okazało się, że ma zaplanowane na dzisiaj jeździectwo to nawet by nie wnosił sprzeciwu tylko grzecznie zaakceptował swój los i ewentualną śmierć swoich spodni.
  Nie mógł się doczekać tego wszystkiego, co dla niego zaplanowała. Oczywiście, że jej o tym powiedział, a także wspomniał raz jeszcze jak bardzo jest jej wdzięczny za to spotkanie. Nie było to wyuczone zachowanie nabyte w czasie bycia trainee a prawdziwa wdzięczność!
  Przeniósł na nią spojrzenie słysząc jej odpowiedź w kwestii tego czy jadła.
  — Och, nie-nie. Nie o to mi chodziło, nie jestem głodny. — Odpowiedział z lekkim uśmiechem, a przy tym nad wyraz ujmujący w tym drobnym zakłopotaniu. — Przepraszam. — Sięgnął wolną ręką na kark i rozmasował go. Bo nie chciał dokładać jakiegokolwiek kłopotu z szykowaniem mu jedzenia, ani tym bardziej ze zmianą planów czy angażowaniem do tego wszystkiego kogoś innego. Naprawdę nie chciało mu się jeść. Gdyby tak było to by o tym powiedział, albo sam zasugerował pójście na jedzenie. Fakt, nie wziął pod uwagę różnic kulturowych. U nich było to normalne pytanie, rozumiano jego znaczenie. Odpowiedź tak lub nie i podziękowanie za troskę. Ewentualnie wysłuchanie późniejszego wykładu, że to niedobrze jeśli się nie jadło. Ale to też z wdzięcznością. Bo ktoś się martwił a nie umoralniał.
  Poza tym wizja odwiedzenia jej w domu – w pamięci miał jej słowa, że jej rodzice odcięli się kompletnie od Korei mimo bycia Koreańczykami. On był taką chodzącą Koreą. W sensie wszystkich zwyczajów i tak dalej – rasowy Koreańczyk. Temu też nie widziałby siebie u niej w domu, bo miałby wrażenie, że tam w ogóle nie powinien być. I raczej nie byłby tam za bardzo akceptowany. Nie wiedział czemu podjęto taką decyzję jednak nie zamierzał wnikać ani próbować tego na siłę zmieniać.
  Zajął się więc dokarmianiem lokatorek rezerwatu i, cóż powiedzieć, futrzaki to mu skradły serce. Lubił zwierzęta, zwłaszcza psy. Psy były super! Za kotami średnio przepadał i to raczej z wzajemnością, jednak tak to zwierzaki były naprawdę okej. A takie, z którymi nie miało się styczności na co dzień? Które były tylko na jakimś kontynencie (i w zoo)? W dodatku mogąc je podkarmić? No cudo.
  Odwrócił się, kiedy wyczuł, że ktoś go trącił w plecy – spodziewał się, że będzie to Lilith. Podążył spojrzeniem za nią, by wypatrzyć innego, podobnież głodnego, lokatora rezerwatu. Uśmiechnął się lekko, a zaraz potem ściągnął czapkę z głowy, by odwrócić ją daszkiem do tyłu, coby nie zasłaniała mu pola widzenia.
  — No to zajmę się tym. — Powiedział, z determinacją wypisaną na twarzy. Był w pełni zaangażowany w tę aktywność, którą mu zorganizowała. Rozdał pozostałe gałązki Rysi i Stasi, czy jak one tam miały na imię, porozumiewając się z nimi w języku koreańskim. Ciekawe czy rozumiały! Tak czy siak chyba jakieś porozumienie było. Zaraz potem przemieścił się do wskazanego miejsca by ogołocić drzewo z kory i przejść do Korka. Korek był spoko! Przywitał się z nim, a zaraz potem zaoferował przysmak. Przysmak został przyjęty.
  — Całkiem przyjemny z ciebie koleżka, co? — zagadnął do stworzenia, uśmiechając się pod nosem. Nie mógł się nie szczerzyć na widok zwierzaka, to było silniejsze od niego. — A jaki przystojny! — dodał jeszcze. Tak, rozmawiał ze zwierzakiem. Rozmawiał z wombatem. Jak gdyby nigdy nic. Ciekawe czy czekał na odpowiedź. Wombat chyba przestał się zajadać bo się zaczął wgapiać w jeden pubnnkt. Chłopak podążył spojrzeniem za jego wzrokiem i zatrzymał się właśnie na Lilith. Zerknął na nią, potem na wombata, który zamarł w bezruchu i się gapił. Przechylił się na tyle, ile mógł w stronę zwierzaka, odwracając wzrok na Lilith, jednocześnie usadawiając się na ziemi.
  — Ya — zagadnął, niby przyciszonym głosem do zwierzęcia, zasłaniając się dłonią, żeby dziewczyna przypadkiem nie usłyszała tego, o czym rozmawiają. — Spodobała ci się Lilith, co? — zagadnął stworzenie, uśmiechając się przy tym ujmująco. — Och, mówisz, że jest bardzo ładna? — zerknął na wombata. Wydał z siebie zamyślone eung, kiwając przy tym powoli głową, a jednocześnie przenosząc wzrok na dziewczynę. — Majayo. — Rzucił w ojczystym języku, zaraz potem uśmiechając się delikatnie. Obejrzał się znów na adoratora Lilith. — Aaah? Chciałbyś aby cię nakarmiła? — spytał. — No dobrze, zapytam. — Powiedział, a następnie zerknął właśnie na dziewczynę. — Korek-ssi pyta czy mogłabyś go nakarmić. — Pan Korek! Jak ładnie.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
No to już wiedziała co będą robić kolejnym razem! O ile będzie kolejny raz. No w każdym razie plan był, a jeśli wyraził chęć i to dość entuzjastyczną, to specjalnie przygotuje mu konia i zabierze w ciekawe miejsca. Gorzej jak nie będzie mieć czasu na spotkanie, bo jakby nie było to mówił, że z dziadkami ma już jakieś plany, a nie zamierzała go odciągać od rodziny. W końcu przyjechał tu dla nich i po to, aby ich poznać, a nie zwiedzać Australię z jakimś randomem z internetu. Jakkolwiek by nie było, to przynajmniej wiedziała, że chce i nie będzie przypału. Dobrze, że był taki… ciekawy wszystkiego i chętny na różnego rodzaju atrakcje oraz rozrywki. Naprawdę trochę się przygotowała do swojej roli przewodnika po Australii! Jak już się do tego zobowiązała, to po całości.
Brewka jej jednak drgnęła kiedy powiedział, że nie jest głodny. Naprawdę nie miała pojęcia o co chodzi z tym zapytaniem, że to jakikolwiek wyraz troski, no bo nikt też jej nie powiedział i nie wprowadził w tego typu rzeczy. Rodzice przeistoczyli się w Australijczyków, chociaż wciąż czasami przejawiali swoje koreańskie zachowania wyniesione z domu. Jakby nie było spędzili tam ponad dwadzieścia lat swojego życia, nie dało się niektórych rzeczy wyzbyć ot tak.
- O-okay?- mruknęła nieco zepchnięta z pantałyku, ale nie zamierzała drążyć. Jeśli nie był głodny to po co pytał czy ona jadła? Kiedyś będzie musiał jej to wyjaśnić, bo nie była swoją przyjaciółką, która interesowała się Koreą i jej kulturą, a przez to wiedziała tego typu rzeczy… na dobrą sprawę nie wiedziała zbyt wiele poza kilkoma rzeczami, które chcąc nie chcąc przedstawili jej rodzice, ale głównie dla zrozumienia pewnych kwestii. Sama raczej nie stosowała tego w praktyce. Australia mocno różniła się pod względem wychowywania dzieci oraz środowiska w którym te się wychowują.
To nie tak, że odcięli się od Korei bo nią gardzili czy gardzili też całą jej kulturą oraz ludźmi. Jej rodzice mieli dość nieciekawe przejścia w domu, byli pod stałą obserwacją, żyli pod paskudną presją i piętnem rodziny oraz społeczeństwa i przez to, a także jeszcze inne czynniki postanowili uciec do Australii gdzie mieli wspólnie zacząć żyć. Nawet ślub wzięli bez wiedzy swoich rodzin, po kryjomu, bo ich związek nie był popierany. Tu nikt ich nie szukał, a odcięcie się od Korei pozwoliło im zacząć wszystko od nowa, od czystej kartki. Nie chcieli wychowywać córki w tym samym co oni, więc odpuścili wpajanie jej koreańskich zasad i postawili na kompletnie nowy, odmienny i obcy im styl wychowywania. Jak widać, całkiem się udał, chociaż konsekwencją był brak wiedzy o Korei i jej kulturze. No i brak reszty rodziny jak wujków, ciotek, kuzynostwa czy dziadków. Miała tylko rodziców.
Większość zwierzaków zaciekawiła się nowymi przybyszami oraz zapachami, które nie były tu codzienne. Jako, że zwierzaki w większości były oswojone z człowiekiem, same do nich podchodziły. Korek zdawał się być nimi bardziej zainteresowany niż Rysia i Stasia. No i ten uroczy wyraz pyszczka! Nawet Isaaca musiał uwieść! Uśmiechnęła się więc łagodnie jak zajął się zbieraniem kory drzewa, a także odprowadziła go spojrzeniem w pobliże klatki, gdzie też siedziała.
- Podrywasz go? - spytała, zerkając na niego dość wymownie. No co? Mówił, że jest przystojny! Takie komplementy się prawi głównie jak chce się kogoś wyrwać, nie? Chyba, że w Korei to też inaczej działało i ona znowu tego nie wiedziała.
Kiedy jednak obydwie pary oczu zaczęły się w nią wpatrywać, brew jej drgnęła w zapytaniu. Przeskoczyła ciemnym spojrzeniem z wombata, na chłopaka i z powrotem, jak gdyby wyczekując wyjaśnienia czemu się tak na nią patrzą, ale Moon zaczął znowu rozmawiać z Korkiem. Przysłuchiwała mu się przez chwilę, ale brew powędrowała jeszcze wyżej gdy słyszała co dalej mówił.
- Co? - wyrwało jej się, gdy chłopak wspomniał, że Korek to myśli, że jest bardzo ładna. Mimowolnie się uśmiechnęła i zaraz potem odwróciła wzrok oraz głowę w bok. Przysłuchiwała się mu dalej, aż znowu na niego nie spojrzała kątem oka, gdy w imieniu wombata zapytał czy go nakarmi. Z tym samym nieco rozbawionym uśmiechem przyglądała mu się przez krótką chwilę.
- Nie wiedziałam, że w Korei uczą języka wombatów. - stwierdziła, zaraz potem przeskakując wzrokiem na zwierzaka. - Korek, oczywiście, że cię nakarmię. - powiedziała, po czym przybliżyła się do klatki i ukradła kawałek kory od Isaaca, aby zaraz potem podać go Korkowi. - Tylko na spokojnie, nie zadław się, przystojniaku. - bo jak będzie też za szybko jadł to dostanie skrętu żołądka! No i naprawdę był przystojny! Isaac miał rację.
Przysiadła po turecku na ziemi tuż przed klatką, a obok chłopaka, podając małymi kawałkami korę wombatowi.
- To mówisz, Korek, że ci się podobam? Może nie wyglądam, ale lubię słodziaków, więc masz już dodatkowe punkty na start. - powiedziała, odczekując chwilę aż zwierzak zje i wtedy podała mu kolejny urwany kawałek. - To co, randeczka? Moja mama cię pokocha. - dodała z uśmiechem, ponownie podając mu ostatni kawałek kory. - Wow, Isaac, ale z ciebie swatka. Świetny skrzydłowy, dziesięć na dziesięć. - stwierdziła, przenosząc na niego wzrok. - Nie wiem jak ci się odwdzięczę… gorzej jeśli nam nie wyjdzie. - zerknęła tu podejrzliwie na Korka, który wciąż zajadał się korą. - Wtedy to ty będziesz mnie pocieszał po zerwaniu. - kolejnym. No co? Będzie winny, więc jego zadaniem będzie zmierzenie się z jej złamanym serduszkiem.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
   — Podrywasz go?
  — Nie, nie! Po prostu naprawdę dobrze wygląda, nie uważasz? — I to było normalne by skomplementować kogoś. Kolegę także! Przynajmniej dla niego było to normalne. Chłopaków z zespołu czy innych zespołów się chwaliło! Z czystej uprzejmości.
  Rozmowa ze zwierzakiem przyszła mu naturalnie. Poobgadywali sobie taką Lilith, która była obok. Oczywiście nie mogła ich słyszeć, bo przecież Isaac zrobił jakże „skuteczną” zasłonę z własnej dłoni, żeby przypadkiem nie dotarło do niej to, o czym mówili. W końcu temat był delikatny, mówili o tym, że dziewczyna jest bardzo ładna. W sumie to Korek tak stwierdził. A on mu tylko po koreańsku przyznał rację. Nie musiała tego wiedzieć, może to konkretne słowo nie było w puli tych „czterech”, które znała.
  — Wiesz… To dialekt regionalny. — Doprecyzował z lekkim uśmiechem na ustach. Czyli znając koreański, to można było też znać gwarę, które była tożsama z mową wombatów! Oto też zdecydował się zrobić za pośrednika dla tej dwójki. Zadziałało na korzyść Korka, Lilith zdecydowała się go nakarmić. Tak jak on chciał.
  Uśmiechnął się lekko, przyglądając się temu, jak Lilith współpracowała z Panem Korkiem. Oparł bok głowy o siatkę obok niego i, nie przerywając im, był świadkiem tego całego zdarzenia. Tego zejścia się dziewczyny z zainteresowanym nią wombatem. Co prawda nie było to naukowo potwierdzone, że zwierz był faktycznie nią zainteresowany, chociaż właśnie tak to wyglądało! Zapatrzony w nią jak w najwspanialsze bóstwo na świecie. A może po prostu się na nią patrzył. Chociaż skoro zrezygnował z jedzenia kosztem obserwowania dziewczyny… coś musiało być na rzeczy. Może zapach, może jakiś ruch, może kolory. Nieważne co – coś wywołało taką, a nie inną reakcję w zwierzęciu.
  Zaraz potem zrobił jej miejsce, kiedy to usadowiła się na ziemi, celem dalszego karmienia swojego małego adoratora.
  Sięgnął po swój telefon nie po to by sprawdzić wiadomości na aplikacji, dzięki której komunikował się z… no ze wszystkimi – a powiadomień z tej było całkiem sporo. Potrzebował telefonu w innym celu. Spojrzał na przedmiot, potem na Lilith.
  — Mogę zrobić zdjęcie? — spytał nieco niepewnie (bo nie wiedział czy nie przekroczy jakieś niewidzialnej, niepisanej granicy), spoglądając na nią. Na myśli nie miał zdjęcia wombata, chociaż jego też chciał uwiecznić. Wypadałoby więc doprecyzować, że nie chodzi wyłącznie o zwierzątko. Lubił robić zdjęcia, bo lubił mieć pamiątki z różnych etapów swojego życia. Nie chodziło o selfie, które musieli udostępniać od czasu do czasu na stronach poświęconych zarówno zespołowi jak i pojedynczym członkom, ale właśnie o tego typu zdarzenia. — Tobie w sensie. Z Panem Korkiem, oczywiście. — dodał, żeby nie było żadnych niedopowiedzeń. W razie czego zrobił zdjęcie, za pozwoleniem! Ewentualnym. I jej i Korkowi!
  Następnie zainteresował się już dialogiem między stworzeniem a dziewczyną. Choć ktoś niewprawny by stwierdził, że to wcale nie był dialog a monolog! A wcale nie! Tylko wombata trzeba było umieć słuchać. Może powinien być zazdrosny? Ale przecież nie miał o co! Lilith nie była jego, a on sam poprosił ją, w imieniu wombata, żeby go nakarmiła. W Korei wspólne jedzenie to podobnież najlepsza randka!
  — Jak mógłbym mu nie pomóc? No popatrz na niego. — spytał, uśmiechając się lekko. Fakt, problem będzie, jeśli faktycznie kiepsko się ta relacja rozwinie. Wtedy nikt mu nie wystawi referencji jako swatka. Nie chciał jednak, żeby do tego doszło! Kolejne zerwanie? Lilith nie zasługiwała na takie nieszczęście. On jej życzył jak najlepiej!
  — Zaufaj Panu Korkowi. Sprawia wrażenie naprawdę porządnego kawalera. — Odparł. No, Korek, teraz uważaj, bo Isaac właśnie za ciebie poręczył. Jeśli to spieprzysz to raz, że chłopak nie dostanie referencji jako swatka (tak jakby te były mu do szczęścia potrzebne) ale jeszcze podupadnie jego reputacja. Bo poręczyłby za kogoś, a ten by zawiódł. — Takiego, który będzie doceniał taką partnerkę. I o nią zadba. — Dodał, uśmiechając się przy tym delikatnie. — Prawda, Korek-ssi? — odwrócił się do zajadającego zwierzaka, jak gdyby wyczekując od niego potwierdzenia. Najlepiej słownego. Skinienie łebkiem też by było w porządku.
  — To ja może zostawię was samych? Nie chciałbym przeszkadzać, skoro tak dobrze się rozwija wasza relacja. — Zagadnął, półgębkiem się przy tym uśmiechając, a jednocześnie podnosząc się z ziemi, choć niespiesznie. No gdzie on będzie robił za piąte koło u wozu. Third wheeling like a boss.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
- Nie no, masz rację. Przystojniak jak się patrzy. - nawet jeśli z tylko trzema łapkami, ale to dodawało mu tylko uroku! Jak blizny. Blizny podobno też dodawały uroku, no ale nie każdemu się one podobały. Zwykle to posiadacze mieli z nimi największy problem, ale Korek zdawał się w ogóle nie zauważać swojej niepełnosprawności. Zachowywał się jak w pełni zdrowy wombat! Z bardzo dużym apetytem! A jak się miało duży apetyt to podobno było się zdrowym czy jakoś tak.
- Mhm. - mruknęła jedynie krótko w odpowiedzi na ten cały „dialekt regionalny”. Nie zamierzała się kłócić, ale nie była do końca przekonana! Jeśli faktycznie tak było, to podziwiała i szanowała… szkoda tylko, że nie umawiała się z wombatami. Ale może trzeba będzie to zmienić! Może to ten jedyny!
Dobrze się bawiła z panem Korkiem. Wydawał się być miły! I zainteresowany nią! Chociaż chyba bardziej jedzeniem, ale doceniała fakt, że patrzył najpierw na nią, a dopiero potem na to co trzymała w ręce. A skoro już miał z nią flirtować, to ona nie pozostanie dłużna, zwłaszcza, że Korek był uroczy! Nie znała się co prawda na godach wombatów, ale dla dobra historii będzie przekonana, że chłopak się w niej zakochał. W sensie Korek. Słysząc jednak zapytanie, przeniosła spojrzenie ze zwierzaka na Moona i uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Pewnie, nie krępuj się, raczej nie mają z tym problemu.- mruknęła, zakładając, że zdjęcie to on chce zrobić głównie zwierzakowi, aby się nim potem pochwalić przed znajomymi. No co! Oni może też nigdy nie widzieli wombata i to z trzema nóżkami! Tylko, że to nie tylko o Korka się rozchodziło. - Mi? - spytała nieco zaskoczona, ale zaraz potem uśmiechnęła się lekko kącikiem ust. - Korek, mamy sesję randkową. - powiedziała do zwierzaka, zerkając na niego. Nawet brewkami poruszyła zawadiacko! - Jasne. - dodała za chwilę, aby Isaac miał jasną odpowiedź co do prośby o zrobienie zdjęcia. Raczej nie miała żadnego problemu, aby być uwieczniają na zdjęciach, a skoro lubił mieć pamiątki, to hej, jej to rybka! Miło było, że nie tylko zwierzaka chciał uwiecznić.
Trzeba było jednak przyznać, że swatka z niego pierwsza klasa. Przynajmniej na razie.
- No fakt, ciężko mu odmówić. - mruknęła w odpowiedzi, patrząc na wypełnione jedzeniem policzki wombata. I jeszcze ten zadowolony uśmiech na mordce! No ale Moon tak zachwalał tego Korka, jakby przyjaźnił się z nim całe życie i doskonale wiedział o czym mówi. Uśmiechała się przez cały ten czas, a kiedy chłopak zadał pytanie Korkowi, też na niego zerknęła. Zwierzak jednak jadł nie bardzo zwracając na nich w tej chwili uwagę.
- Każdy na początku sprawia takie wrażenie. - stwierdziła luźno, przekrzywiając po chwili głowę lekko na bok kiedy tak wlepiała spojrzenie w wombata. - No ale mam nadzieję, że ty, Korek mnie nie zawiedziesz. - rzuciła mu, posyłając mu wymowne spojrzenie. Zaraz jednak je odwróciła, aby przenieść tęczówki na chłopaka, który chyba właśnie chciał ją zostawić sam na sam z jej adoratorem! O nie! Ale ona się wstydzi! No i poza tym był jeszcze jeden problem.
- O nie nie nie, jeszcze się zgubisz, Rysia i Stasia cię porwą, i co ja powiem twojej wytwórni? „Przepraszam, ale miałam randkę z wombatem i nie zauważyłam kiedy zakochane koale porywają waszego gwiazdora. Proszę nie pozywajcie mnie.”? O nie. Korek jak kocha to poczeka, nie?- zerknęła tu na Korka, ale ten zdawał się być zbyt zajęty jedzeniem swojej końcówki kory. Gdy zjadł i wyczuł na sobie spojrzenie, podniósł pyszczek, poruszył kilka razy nosem, zerknął na Isaaca, na Lilith, odwrócił się i spierdzielił, znikając szybko w jednych z krzaków na jego wybiegu. - Uznam to za nie… Korek już mnie zostawił. No tak, przychodzą duże słowa i ucieka. Typowo Korek! Bardzo niefajnie! - krzyknęła za nim wielce zawiedziona.
- O, już? - spytała patrząc na postać za Isaaciem, po chwili przenosząc spojrzenie na Moona. - Chodź. Czas na dalszą część twojej wycieczki pod tytułem „fauna Australii”. - powiedziała z zagadkowym uśmiechem, wstając następnie ze swojego siadu. Otrzepała tyłek z brudu i piachu, a potem pokierowała się z chłopakiem za ich dzisiejszym kolegą od tajemnych przejść na tyły rezerwatu. Przeszli kawałek i minęli ostatnią, pustą klatkę za którą stał terenowy pickup pracowniczy, oklejony nawet nazwą rezerwatu. Gestem głowy wskazała na samochód. - Wsiadaj. Marshall nam dzisiaj robi za szofera. - powiedziała, a chłopak zerknął na nią z szerokim uśmiechem zapraszając do środka. On zajął miejsce za kierownicą, a Lilith wskoczyła na tyły ze swoim gościem, bo przód był zawalony jakimiś przedmiotami, pożywieniem i rzeczami dla zwierząt.
I ruszyli. Żwir uciekał spod opon, aż w końcu znaleźli się na bardziej ziemistej ścieżce. Przejechali przez szeroką bramę i wjechali na otwarty teren z różnymi roślinami. Nie jechali szybko, może jakieś dwadzieścia na godzinę. I jak przez pewien czas nic nie było widać, tak w pewnym momencie można było dostrzec nic innego jak słynne kangury olbrzymie. Dokładniej stado z młodymi. Jedne siedziały w torbie, inne skakały nieopodal matek. Jedno z młodych widząc jednak samochód, podskoczyło bliżej, praktycznie niemal pod same okna. Nie bało się, wielokrotnie widziało ten pojazd, który zwykle zwiastował jedno - jedzenie. Marshall sięgnął po gałązki rośliny, które uchodziły za przysmak i podał im, aby przez otwarte okna mogli nakarmić zwierzaki. Nawet Lilith się podjarała! Wzięła gałązkę i pochyliła się nieco nad siedzącym chłopakiem, aby móc się zbliżyć do okna po jego stronie i się z niego nieco wychylić, bo przy jej oknie nikogo nie było.
- Hej młody… jaki ty jesteś uroczy. Patrz jaki uroczy! - powiedziała do chłopaka, zerkając przez ramię, gdy młody sobie skubał. Reszta zwierzaków widząc zainteresowanie i jedzenie też zaczęła podchodzić. Nie były agresywne, raczej oswojone i ciekawskie. Nie było ich też dużo, bo wszystkie osobniki były odratowane i nie mogły wrócić na wolność… więc żyły tutaj. I żadne nie gardziło dobrymi gałązkami!
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  Nawet jej podziękował kiedy zgodziła się na to, żeby zrobił jej zdjęcie. Będzie miał pamiątkę! Ba, nawet walnął im wspólne selfie w trójkę. Tak, wepchnął im się na sesję randkową. W końcu był ich swatką, miał do tego pełne prawo. Będzie miał co wspominać! To, jak wyswatał Lilith z wombatem.
  Kiwnął powoli głową, ale nie przyznał jej głośno racji. Nie każdy! Przynajmniej tak mu się wydawało! Niektórzy może sprawiali wrażenie jakby nie byli najlepszym materiałem na długotrwałego partnera. Nikogo tutaj nie mógł podać za przykład – albo i mógł, ale z czystej grzeczności by tego nie zrobił, jednak wierzył, że czasami to pierwsze wrażenie, wrażenie z początku znajomości jest w stanie odepchnąć. A Pan Korek wyglądał dobrze.
  Szybko się jednak okazało, że nie miał racji. Bo kiedy miał się zbierać i zostawić parę razem, żeby mogła spędzić trochę czasu razem to Pan Korek się zwinął. Prawdopodobnie chodziło o to, że skończyło się jedzenie, więc nie byli już atrakcyjni, jednak wyglądało to jak wyglądało. Jak kocha to poczeka a nie poczekał.
  — Przykro mi! Sprawiał wrażenie miłego. — Powiedział w końcu, uśmiechając się do Lilith, by zaraz potem położyć jej dłoń na ramieniu, w geście wsparcia. Mógłby ją poklepać jak kobyłę, u nich to było normalne, ale ograniczył się do tego.
  Obejrzał się za siebie, zaraz potem na Lilith, kiedy ta zapowiedziała kontynuację zwiedzania. Ucieszył się, było to widać!
  — No to… jazda! — Powiedział, z nieudawanym entuzjazmem, wyrzucając jedną rękę, z dłonią zaciśniętą w pięść, w górę. Pomógł dziewczynie się podnieść, a raczej zaoferował jej rękę do tego, a zaraz potem podążył z nią w ślad za pracownikiem rezerwatu. Chyba nie był Traumas. To dobrze. Ale Moon miał wrażenie, że tamten jak ich puszczał w przejściu to patrzył mu się na dupę. Ale może mu się wydawało! Może nic takiego nie miało miejsca.
  Zapakował się do auta, a następnie ruszyli w podróż. I nie musiał długo czekać, kiedy miał już swoje pierwsze (w samochodzie) widowisko. Dostrzegł kangury! No, czyli zwierzaki najbardziej kojarzone z tym krajem. Mordka mu się ewidentnie ucieszyła na ten widok. Przyjął jedzenie, którym mieli nakarmić zwierzaki i oto pojawił się pierwszy ochotnik. A Lilith wyrwała jako pierwsza by go nakarmić. Więc się nie ruszał bo mu się nachylała. I w cycki, jak się nachylała, też jej nie patrzył. Ani na nic innego. Obserwował się uważnie.
  To też mu sprawiało radochę. Oglądanie jak ona zajmuje się zwierzakami. Nie mógł nie zrobić zdjęcia, choć o dobry kadr nie było łatwo. Ale jak się było mistrzem selfie to i z czymś takim jak dziewczyna karmiąca kangura sobie poradzi. Siup, do kolekcji.
  — No tak, zdecydowanie. Pan Korek przy nim nie mógłby zostać visualem. — Stwierdził, uśmiechając się lekko pod nosem. Chociaż tutaj to mieli chyba maknae fauny w rezerwacie, nie? Miast rozprawiać się dalej, sam wychylił się – starając się nie bodnąć sobą dziewczyny – by nakarmić kolejnych przybyszy. Zbiegli się jak fani do samochodu, którym przejeżdżali czasami. No co? Wtedy też uchylało się okno. Tyle że, zamiast dawać jedzenie, to dawało się zrobić foteczkę.
  Po chwili rozległ się dźwięk jego telefonu. Spojrzał na wyświetlacz, który pokrywały krzaczki z koreańskiego alfabetu, a zaraz potem przeprosił zarówno Lilith jak i Marshalla, by zaraz potem odebrać połączenie. Cała rozmowa odbyła się płynnie po koreańsku, a jeśli język był nieznany sam w sobie, to można było opierać się na jego mimice. Gdzieś na początku przewinęło się niezrozumienie, a potem chyba zmartwienie. Zadawał dużo pytań, a zaraz potem powtarzał w kółko jedno słowo. Że rozumiał. W chwilę potem pożegnał się i rozłączył, by zaraz potem przejrzeć telefon, a konkretniej jeden z komunikatorów. Przejrzał otrzymane pliki, a zaraz potem westchnął ciężko, przykładając dłoń do głowy i mamrocząc coś krótko pod nosem. Znów po koreańsku.
  Milczał przez chwilę, aż w końcu odwrócił spojrzenie na Lilith, uśmiechając się przepraszająco, ale przy okazji bardzo słabo. Mając na twarzy odbity jeszcze wyraz zmęczenia czy może zafrasowania.
  — Ktoś napisał na jednej ze stron, że tutaj jestem, tak powiedział mój przyjaciel. — I nawet załączył zrzuty ekranu z portalu, żeby chłopak widział, że faktycznie coś takiego się pojawiło. A że wiedział to od kogoś z zespołu to znaczyło, że wytwórnia jeszcze nie wiedziała. A deklarował się siedzieć u dziadków, raczej nie wychodzić. Jeśli podróżować to tylko w samochodzie, bez wychodzenia. Przetarł dłonią twarz raz jeszcze. Jak szybko potrafił przejść ze stanu ekscytacji do stanu spompowania. A to i tak była tylko rozmowa z Danonem, jego szpiegiem! Już tylko mógł czekać aż zadzwoni do niego pan P. i tak go opieprzy, że odechce mu się wszystkiego. — Co gorsza, z komentarzy wynika, że kilka osób jest już pod wejściem do rezerwatu. — A jako, że był zamknięty to nie wchodziły. Ale niektóre fanki potrafiły stać przez kilka godzin przykładowo pod drzwiami wytwórni tylko po to, by zobaczyć idola jak tam wchodzi lub wychodzi. Pogratulować wytrwałości. I pozazdrościć ilości wolnego czasu. — A mnie… um… nie powinno być poza domem dziadków. — Zwierzył się w końcu. Przypał.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
lorne bay — lorne bay
18 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
My heart is in two different places, I got you in my life and I wanna do right but it's hard to let it go...
- Spodziewałam się tego. - mruknęła z westchnięciem, gdy powiedział, że mu przykro za zachowanie Korka. Nie ufała już facetom! Każdy taki miły, kochany na początku, a potem się okazywało, że wcale tak nie było, bo był miły póki coś chciał! Potem ruchał jakieś Karen na boku. No, przynajmniej takie miała doświadczenie z facetami w tym swoim krótkim, osiemnastoletnim życiu.
No ale niedługo później mogli rozpocząć swoją super podróż na mini safari w rezerwacie gdzie czekały na nich oswojone i łagodne zwierzęta Australii. Dokładnie zaplanowała ich wycieczkę, aby pokazać mu jak najwięcej i przedstawić jak najwięcej atrakcji. W końcu nie chciała, aby jej gość się nudził, nie? No, może nie był jej gościem, ale wziął ją za przewodnika to chciała się sprawdzić. I czuła swego rodzaju satysfakcję, że on to chyba na razie byl zadowolony z tej ich wycieczki. Przynamniej takie wrażenie sprawiał. No i to, że był taki podekscytowany kolejnymi wydarzeniami jedynie ją napędzało do dalszego działania.
Dobrze, że zwierzaki chciały z nimi współpracować! Kangury grzecznie sięgały nie tylko zębami, ale też łapami do wystawianych gałązek, kiedy Lilith zapominała, że należało szanować przestrzeń drugiej osoby. Zdarzało jej się o tym zapominać… często. Chociaż dzisiaj i tak się starała pilnować!
- Kim? - zapytała, zerkając na niego lekko zagubiona. Znaczy, domyślała się chyba mniej więcej czym lub kim jest visual, bo słowo znała, ale ona nawet nie wiedziała, że każdy miał jakąś funkcję w zespole. I to zwykle nierzadko kilka! No bo myślała na przykład, że tam to chyba każdy jest visualem czy tancerzem czy wokalem, ok? Naprawdę była mocno niewtajemniczona w temat… i dalej się w niego nie zagłębiła, nawet jeśli rozmawiała od dwóch tygodni z prawdziwym idolem kpopowym.
Wszystko było fajnie… do czasu. Gdy rozbrzmiał dźwięk telefonu, bez większego stresu powiedziała, że spoko, niech odbierze. W tym czasie dalej karmiła zwierzaki ucieszona, ale gdy tak słuchała tonu jego głosu, wycofała się nieco, co by usiąść na swoim miejscu i mu się przyjrzeć z lekką konsternacją. Nie miała pojęcia o czym mówił, ale wystarczyło na niego spojrzeć, aby się domyślić, że coś się stało. Kiedy się rozłączył, przez krótką chwilę badała jeszcze spojrzeniem wyraz jego twarzy.
- Wszystko okay?- spytała, chociaż wiedziała, że raczej nie jest okay. Atmosfera w samochodzie padła momentalnie z jakiegoś powodu. A ona chciała zaraz karaoke zrobić, bo Marshall to miał na płycie same stare hity.
Słysząc jednak wiadomość, na moment serducho w stresie jej się skurczyło.
- Co?- spytała z niedowierzaniem. Momentalnie zaczęła przeszukiwać wspomnienia w celu znalezienia jakiejś swojej wpadki, ale za nic w świecie nie mogła skojarzyć momentu w którym miałaby się wygadać czy chociaż dać jakąkolwiek aluzję co, gdzie i z kim będzie dzisiaj robić. Kiedy ten jeszcze powiedział, że kilka z fanek już czeka pod wejściem do rezerwatu, jej brew podeszła jeszcze wyżej. - Wow, dobre są... - mruknęła pod nosem bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, ale musiała przyznać, że kurwa są też cholernie szybkie. I nieco pojebane, ale to swoją drogą. Przecież nie siedzieli tu zbyt długo. Ich podróż dopiero się zaczęła, miała zaplanowanych tyle rzeczy! I wszystko na odludziu. A teraz też wszystko w pizdu. - Nikt nawet nie wie gdzie teraz jestem, a tym bardziej z kim. Marshall to nawet nie wie kim jesteś… nie, Marsh?
- …a kim jest?
- Widzisz? Nieważne. - machnęła ręką Marshallowi, aby nie drążył dalej tematu. Teraz to sama zaczęła się stresować, bo nie chciała przecież nic zjebać, a teraz wyglądało to jak wyglądało. - Mamy jeszcze tyle zwierzaków. Krokodyli nie widziałeś… i emu. - mruknęła, zerkając na drogę rozciągającą się przed nimi. Naprawdę chciała, aby spędził ten dzień swobodnie i miło, sama też się przy tym napracowała! - Bycie sławnym ssie. - opadła na fotel z westchnięciem. No nic, wszystkie plany właśnie poszły się jebać, bo oto musieli spierdalać i to tak, aby nikt ich nie zobaczył. Zwłaszcza jego. I to w jej towarzystwie. - Marshall, odstawisz nas pobocznymi uliczkami? Wyjdziemy tyłem.
- Pewnie maleńka!
Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie, a potem zerknęła na chłopaka. Czuła się jakby faktycznie mocno zjebała, bo obiecała trzymać gębę na kłódkę. Nie zdradzała tajemnic i zawsze starała sie dotrzymać słowa, a teraz można było ją podejrzewać, że to właśnie ona sprzedała info komuś, że gwiazda kpopu jest w rezerwacie. - Przepraszam… naprawdę nic nikomu nie mówiłam. Nie wiem skąd ktokolwiek cokolwiek wie. - powiedziała, kiedy samochód ruszył i zawracał w miejsce z którego wyjeżdżali. Tym razem jechał szybciej, bo nie zamierzali się nigdzie zatrzymywać i nic podziwiać. - Nie da się tego jakoś odkręcić czy coś? Mają w ogóle jakieś zdjęcia czy to tylko „domysły”? - nigdy nie była tego typu fanką, nie śledziła ruchów gwiazd, nie wiedziała gdzie spędzają wakacje i w ogóle. Byłaby beznadziejną dziennikarką. - Możesz wyjść tyłem, weźmiesz moje auto, jest zaparkowane przy tej ścieżce gdzie się widzieliśmy, a ja odwrócę ich uwagę. Albo… Marshall czym jeździsz?-
- Fiatem punto. Nie dam ci auta.
- Nie mi! Jemu. Na chwilę. Oddam w całości, a twoje się nie rzuca tak w oczy!
- I jest zaparkowane przy wejściu.
- Marshall, psujesz mi plan. - rzuciła ironicznie, bo taki z niej śmieszek, po czym przejechała dłonią po twarzy. Myśl, Lilith. Myśl. Co teraz? - Dobra, nie mamy raczej innego wyjścia, musimy się po cichaczu wycofać. Z dywersją. Daj to. - rzuciła do chłopaka, wzięła jego czapeczkę i podała Marshallowi, jednocześnie zabierając kierowcy jego super fancy apaszkę. Rozwiązała jeszcze swoją bluzę w pasie i podała Moonowi. - Masz, jest na mnie za duża, ale na ciebie powinna być w sam raz. To też załóż, nie wiem, włosy zakryj, twarz… wszystko. A ty zakładaj jeszcze oksy. - rzuciła do Marshalla. - Jesteś naszą dywersją, Marsh. Jesteście mniej więcej podobnej postury i wzrostu, więc będziesz nim. Zanim coś powiesz, będę twoją ogromną dłużniczką, obiecuję cię umówić z Trevorem. Przysięgam. Proszęęęę. - powiedziała błagalnie i nawet złożyła łapki w proszącym geście! Marshall tylko na nią zerknął, potem na Moona i westchnął teatralnie.
- Oby ta twoja randka była tego warta, młoda… - powiedział i założył fancy czapeczkę, potem oksy i zatrzymał samochód przy wyjściu, aby oni mogli opuścić auto. Życzył im jeszcze powodzenia, a potem pojechał się wczuć w kogoś… no chyba sławnego skoro czekano na niego pod drzwiami! Oby wszyscy najedli się zawodu jak się okaże, że ich gwiazda tak naprawdę gwiazdą nie była.
- Gotowy? - spytała z wciąż przepraszającym uśmiechem i nadzieją, że z tyłu też nikogo nie było, a gdy Marshall wyjdzie w swoim przebraniu, to wszyscy skupią się na nim.
I wanna tell you it's over, that I ain't thinking of him
I wanna really mean it, that I want you to see it
That I'm really trying to leave him behind.

Obrazek
And I'm trying not to make you cry
I wanna tell you that I ain't playing games
And I'm dedicated to receive a change.
towarzyska meduza
Kaided
ODPOWIEDZ