doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Właściwie niewiele osób wierzył w to, że Archie znów stanie na nogi. Niektórzy obstawiali, że jeśli jego stan ulegnie poprawie, to w najlepszym wypadku wyląduje na wózku inwalidzkim. Głównie tymi sceptykami byli lekarze specjalizujący się w neurologii i neurochirurgii. Ba, początkowo lekarze nie dalwali mu dużych szans na przeżycie, a co dopiero na poruszanie się o własnych siłach. Za to rodzina nigdy nie traciła nadziei i nie brali pod uwagę, że Archer mógłby nie wrócić do zdrowia. A on, na przekór znawcom i uczonym, nie dość, że opuścił szpitalne łóżko szybciej niż to zakładano, to przemieszczał się bez wózka inwalidzkiego i bez konieczności używania kul. Czy to był cud? Najprawdziwszy.
- Najgorsze, że te wszystkie przyjazne środowisku wynalazki są o wiele droższe. Nic dziwnego, że ludzie rezygnują z zakupu ekstra organicznej folii i pozostają przy zwykłych, plastikowych torbach - pokręcił głową, kiedy zbliżali się do przyrzecznych śmieci. - Powinni rozdawać je za darmo, zważywszy jak dużo ludzie robią zakupów. Pewnie byłoby to trochę nieopłacalne i wyszłoby każdemu na dobre. W ogóle odnoszę wrażenie, że społeczeństwo ciągle jest zbyt mało wyedukowane w kwestii dbania o środowisko - dodał poirytowanym głosem, ale nie miał wpływu na to, co robili inni. Co najwyżej mógł zwrócić uwagę braciom, żeby segregowali śmieci i znajomym, żeby zamiast rzucać pety pod nogi, wrzucali niedopałki do kosza.
Z tym schodkiem miała rację, dlatego posłał jej rozbawiane spojrzenie spowodowane swoim fakapem.
- Nie wiem jak ty, ale ja będę wspinał się do nieba po drabinie. Lepsze widoki - oznajmił, jak na prawdziwego wielbiciela wyzwań i adrenaliny przystało. Dobrze, że nie postawił na słup wysokiego napięcia, wtedy mógłby za daleko nie zajść.
Chciał jak najszybciej dobić do worka z odpadami, wrzucić go na kajak i kontynuować spływ, jednak słowa Audrey skutecznie mu w tym przeszkodziły.
- Co? - opuścił wiosła i pochylił się, chcąc lepiej przyjrzeć się znalezisku. Wcześniej nie słyszał skamlenia, dopiero gdy przycisnął podbródek ro ramienia Clark usłyszał te dziwne dźwięki. - Czy to... Mały wombat? - właściwie nie miał pojęcia, na co patrzył. Małe, czarne i miało duże oczy. To mogło być wszystkim. Kojotem, psem dingo, kangurem wallabie. Albo zwykłym kotem. No ciężko stwierdzić, Archer nie za bardzo znał się na tak małych zwierzakach, ale na szczęście towarzyszyła mu prawdziwa specjalistka.

Audrey Bree Clark
mistyczny poszukiwacz
-
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Ciche westchnienie wyrwało się z piersi panny Clark, gdy kolejne słowa jej towarzysza dotarły do jej uszu. Panna Clark, jako weterynarz zajmujący się głównie dzikimi zwierzętami nie raz była świadkiem jak bezmyślność ludzi wpływa na środowisko - w tym przypadku dzikie zwierzęta, które nie raz właśnie przez ludzi lądowały na jej stole.
- Och, z pewnością! Nie tylko w kwestii dbania o środowisko ale i tego, jak powinno się zachowywać w spotkaniu z nim. - Zaczęła z rezygnacją w delikatnym głosie. Miała nadzieję, że niedługo ta kwestia ulegnie zmianie, samej starając się uświadamiać jak największą liczbę osób w kwestii tego, co robić gdy napotka się dzikie zwierzę. - Wiesz, równie dobrze ludzie mogliby używać toreb materiałowych, które można używać przez kilka lat i nie są tak niebezpieczne dla dzikich zwierząt... Ale do tego potrzeba trochę chęci. Nawet nie wiesz, jak dziwnie patrzą się na nas sąsiedzi, gdy wprowadzamy kolejne ekologiczne rozwiązania na naszej farmie. - Prychnęła pod nosem, naprawdę nie rozumiejąc niechęci sąsiadów do nowych, przyjaźniejszych dla środowiska rozwiązań, które nie raz nie wymagały nawet większego nakładu pieniędzy.
- Po drabinie? To musisz postarać się o skrzydła, żebyś znów się nie połamał. - Odpowiedziała z rozbawieniem w głosie, jakoś nie mając większego oporu aby pożartować z jego przyciągania do spadania z wysokich obiektów. Wypadek w końcu pozostawał w przeszłości, a Audrey nie widziała powodu, czemu nie wpleść go w drobne, uszczypliwe żarciki. - Ja chyba wolałabym jechać konno, bardzo mi tego brakuje... - Wyznała ze smutnym uśmiechem, nie mogąc doczekać się momentu gdy ponownie będzie mogła usiąść w sidole i pohasać po polach otaczających ich farmę.
Czując dotyk na swoim ramieniu Audrey przesunęła swoje ciało odrobinę w tył, aby Archer miał lepszy widok na to, co znajdowało się w torbie, zupełnie nie przejmując się faktem, że w tej pozycji mógł dostrzec zieleń jej biustonosza przez dekolt w koszulce.
- Szczenię. - Wyjawiła, co też znajdowało się w torebce, by ostrożnie ułożyć ją na kolanach i wyjąć z niej niewielkie zwierzątko. - Ma na oko jakieś osiem tygodni, jeszcze powinien być przy matce. - Wysnuła, delikatnie unosząc psią wargę by przyjrzeć się malutkim ząbkom i dziąsłom. Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy ostrożnie sprawdzała, w jakim mniej więcej stanie jest szczeniak, niepewnie stojący na jej udach. - Jest trochę odwodniony i wystraszony, pewnie potrzebuje kilku zastrzyków ale powinno być z nim dobrze. - Wysnuła, smukłymi palcami przesuwając po miękkim, ciemnym futerku zwierzęcia. - Będę musiała to zgłosić, może znajdą tego, kto jest za to odpowiedzialny... - Dodała dość poważnie, mając nadzieję, że ten kto zostawił szczeniaka na pewną śmierć odpowie za swoje przewinienia.

Archer Brooks
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Szczenię! Och, Archer kochał psy całym serduszkiem. Naprawdę. Zawsze przystawał, żeby pogłaskać jakiegoś psa, niezależnie od tego czy ten posiadał właściciela, czy był bezpański. Najchętniej zaadoptowałby wszystkie czworonogi świata, ale jego mama i jeden z braci byli uczuleni na sierść, więc dopóki mieszkał w rodzinnym domu, to na razie nie wchodziło to w grę. Ale kiedy tylko w końcu wyprowadzi się na swoje, na pewno zaadoptuje jakiegoś psiaka. Albo nawet dwa! Tylko najbardziej byłoby mu ich szkoda, gdy musiałby wychodzić do pracy na osiem godzin, a one zostawałby w mieszkaniu całkiem same. Pewnie wiele osób tak robiło, ale mimo wszystko sama myśl o tym sprawiała, że Brooksowi robiło się dziwnie przykro.
- O nie - posmutniał na wieść, że zwierzę było odwodnione. Niby nie brzmiało to groźnie i Audrey zapewniła, że po zastrzykach szczenię powinno nabrać sił, ale i tak się przejął, bo bardzo chciał, żeby już było dobrze. Teraz. Natychmiast. - Mam nadzieję, że szybko dorwą kogoś, kto zrobił takie świństwo - aż zacisnął w złości pięść, bo naprawdę nie rozumiał, jak można być zdolnym do takich czynów. Czemu takie małe, bezbronne i totalnie niewinne zwierzątko mogło być winne? Człowiek za to odpowiedzialny powinien ponieść surowe konsekwencje.
Archera chyba nic nie poruszało tak, jak znęcanie się nad niewinnymi stworzeniami. Niezależnie od tego, czy były to zwierzęta, czy dzieci, bo ani pierwsze, ani drugie nie mogły się w żaden sposób obronić. Nic dziwnego, że poruszały go wszystkie historie związane z maltretowaniem i znęcaniem się, nie wspominając już o zabójstwach.
- Powinniśmy wracać? - głupie pytanie. Oczywiście, że powinni wracać i to jak najszybciej, przecież trzeba było zająć się pieskiem, a Clark wydawała się najbardziej odpowiednią ku temu osobą. - Mam go wziąć czy będziesz go trzymać? - sięgnął po wiosła, czekając aż dziewczyna zrobi to samo. Niefajnie, gdyby maluch wpadł do wody, a w kajaku to różnie bywało. Czasem płynęło się bez większych komplikacji i łódka gładko sunęła po wodzie, ale czasem bujało, choć Brooks musiał przyznać, że trzeba było się napocić, żeby przewrócić kajak. Raz próbował zrobić to wspólnie z braćmi, co finalnie udało się, ale dopiero po dłuższej chwili. - Dobrze, że tędy płynęliśmy. I że tacy z nas obrońcy środowiska, bo nikła szansa, żeby ktoś inny go znalazł. Może i ludzie pływali tym szlakiem, ale nieduże prawdopodobieństwo, żeby też się zatrzymali - oczywiście mogło tak się zdarzyć, ale nikt nie dawał takiej gwarancji, a bez niej szczenię z pewnością nie przeżyłoby kolejnej doby,

Audrey Bree Clark
mistyczny poszukiwacz
-
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey doskonale zdawała sobie sprawę z miłości Archera do zwierzaków wszelakich, którą i ona podzielała, choć w jej przypadku było to rozszerzone również o mniej puchate i urocze zwierzątka, jak choćby krokodyle czy węże, wobec których posiadała jedynie ogromy współczucia.
- Spokojnie, w odpowiednich rękach szybko wróci do zdrowia. - Odpowiedziała pokrzepiająco, nie chcąc aby Archer nazbyt martwił się stanem psiaka. Nie wspominała o koniecznych badaniach względem wirusów oraz możliwych chorób pewna, że Brooks mógłby być mocno przygnębiony różnymi możliwościami - a te miały być jej zmartwieniem, gdy już będzie miała okazję przebadać psiaka na wszystkie strony. Na szczęście udało jej się zorganizować na rodzinnej farmie udało jej się zorganizować niewielki gabinecik. - Również mam taką nadzieję. - Kąciki jej ust uniosły się delikatnie ku górze, mimo iż doskonale wiedziała, że takie zakończenia zdarzają się niezwykle rzadko - wystarczyło, aby w okolicy nie było monitoringu bądź kamer, aby odnalezienie sprawcy graniczyło z cudem. W swojej karierze weterynarza Audrey miała do czynienia z podobnymi sytuacjami niezwykle często, na szczęście w większości wypadków pacjenci dochodzili do zdrowia.
- Tak, raczej tak… Nie wiemy, ile tu siedział, powinien dostać coś do jedzenia i picia… Wrócę z nim na farmę i dokładnie przebadam. - Powolutku, w wyraźnym zamyśleniu wysnuwała plan na kolejne godziny. Co prawda przetransportowanie zwierzaka z furgonetki do stodoły ze złamaną nogą mogło być wyzwaniem, była jednak pewna, że ojciec z chęcią jej pomoże. - Możesz go wziąć, tak będzie mi odrobinę wygodniej. - I nawet jeśli dałaby radę płynąć ze zwierzakiem na kolanach, tak nie chciała odebrać Archerowi przyjemności obcowania ze zwierzakiem - wiedziała przecież, że zawsze chciał posiadać własnego czworonoga.
I tak rozpoczęła się ich droga powrotna. Audrey z przyjemnością przepłynęłaby przez dalsze części rzeki, jednak doskonale wiedziała, iż jak najszybciej powinna zbadać malucha i podać mu odpowiednie medykamenty i kroplówki.
- Obawiam się, że zanim ktokolwiek by go znalazł mógłby stać się pożywieniem dla dzikich zwierząt. - Scenariusz może i był brutalny, lecz jak najbardziej prawdziwy i zgodny z naturą. Z pewnością znalazłby się głodny krokodyl albo pyton, który uznałby szczeniaka za smakowity kąsek. - Szkoda, że nie możesz mieć zwierzaka. Z chęcią oddałabym go tobie zamiast do jakiegoś innego domu. - Dodała jeszcze z delikatnym uśmiechem na ustach. Fakt, iż będzie musiała poszukać dla malucha domu wydawał jej się oczywistym, nawet jeśli na jej farmie było sporo miejsca. Nie mogła jednak zatrzymać zwierzaka bez wcześniejszej akceptacji ojca, a ten nie był skory do zatrzymywania kolejnych zwierzaków, nawet jeśli posiadały rozbrajające spojrzenie czarnych oczek.

Archer Brooks zt.?
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
detektyw — Lorne Bay Police Station
38 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Przetyrany życiem policjant, nad którym właśnie zawisło ryzyko przedwczesnej renty inwalidzkiej.
Coś w tym było, że lata studenckie do najlepsze czasy. W dużej mierze taki młody człowiek wyrywa się w końcu z domu rodzinnego i staje się sam dla siebie sterem, żeglarzem i okrętem. A kiedy w dodatku jest tym towarzyskim typem człowieka, to chętnie korzysta ze wszystkich atrakcji towarzyszących studiowaniu. Chętnie zdobywa nowe przyjaźnie, rozwija swoje zainteresowania, no i poza samą nauką i rozwojem, również wykorzystuje ten czas na zabawę. Bo nie ma co ukrywać, dla wielu młodych przede wszystkim tym są studia. Czy Preston mógłby podejrzewać, że India jest tym typem studentki? O ile sprawiała wrażenie pracowitej, to po ostatnich nocnych doświadczeniach mógł już mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, że dziewczyna nie unika również dobrej zabawy. Jednak to jest już ustalone, że dopóki nastolatka nie wyląduje ja jego warcie, to policjantowi nic do tego. Z dziadkami Norris też nie jest tak blisko, żeby donosić im na wnuczkę. A nawet gdyby był, to jednak zdawał sobie sprawę z tego, że młodość rządzi się swoimi prawami i tak zupełnie prywatnie nie zapukałby do drzwi staruszków, z którymi nie rozmawiał już chyba od piętnastu lat.
- Myślę, że miejscowi będą wdzięczni. - stwierdził, zdając sobie sprawę z tego, jakimi zasadami rządzi się lokalna społeczność. Choć rośnie świadomość proekologiczna i ludzie coraz chętniej angażują się w takie akcje, to jednak dla mieszkańców tej właśnie dzielnicy, przynależność i szacunek dla własnych ziem jest czymś naprawdę istotnym. Mimo upływu lat Tingaree pozostaje wyjątkowym fragmentem Lorne Bay. W młodości Turner nie przywiązywał do tego uwagi, zresztą pojawiał się w tej części miasta jedynie na gościnnych występach. Dziś, mieszkając od kilku miesięcy w drewnianym domku wśród buszu, dostrzegał i doceniał wiele spośród tych tradycji.
- Też fajnie. Szczególnie że z tego co pamiętam, to dosyć pilnie zależało Ci na znalezieniu pracy. - skinął głową. Cóż, to pewnie też nie była praca marzeń. Przynajmniej Preston najbardziej nie lubił tej części swojej pracy, która związana była z papierkową robotą, ale dziewczyna przynajmniej miała spokój i w taką miarę stabilizację, bo raczej nikt jej nie powie do widzenia po zakończonym sezonie. No, chyba że się nie sprawdzi, wtedy pożegna się z posadą długo przed końcem sezonu. Tego jednak policjant jej nie życzył.
- Zarządzanie prac społecznych leży już w kompetencjach sądów. My tylko łapiemy, od wyroków są inni. - odpowiedział, podłapując żartobliwy ton. Skoro India tego nie wiedziała, to znaczyło, że jednak nie tak często miała do czynienia z bandziorami. Gdzieś tam ze względu na znajomość z jej rodziną była to dla niego pozytywna myśl.

India Norris
lorne bay — lorne bay
21 yo — 155 cm
Awatar użytkownika
about
Nowa w Lorne, przyjechała z misją odnalezienia ojca w tajemnicy przed matką. Młoda, głodna przygód i nieco naiwna
India zdecydowanie należała do osób, które cenią sobie dobrą zabawę i nie widziała w tym nic złego. Co prawda, nie miała parcia na to, by to były imprezy do rana z morzem alkoholu, mogła bawić się w inny sposób, również grzecznie. Jednak siedzenie non stop nad książkami, czy to szkolnymi czy uczelnianymi, czy powieściami zdecydowanie nie było dla niej. Potrzebowała rozwijać swoje zainteresowania, czas spędzony za biurkiem musiała rekompensować ruchem, czy innym szaleństwem. Do tej pory nie wychodziła na tym wcale jak zabłocki na mydle, więc można było powiedzieć, że wszystko było okej. Tylko raz przeskrobała... Choć może dwa razy? W końcu oprócz tamtego zatrzymania, jeszcze rzuciła studia, wciąż nie mówiąc o tym rodzicom. Trudno ją było nazwać aniołkiem w związku z tym, lecz czy była naprawdę złym, nieodpowiedzialnym człowiekiem? Pewnie też nie. Właściwie, to miała głęboko gdzieś, co inni o niej myślą, choć to też nie zawsze było prawdą, stąd czuła się dość... dziwnie, gdy spotkała Prestona.
-Co do wdzięczności to nie wiem, ale raczej nie pogonią mnie z widłami-uśmiechnęła się. Absolutnie nie czuła się jak w domu akurat w tej części miasta, nasłuchała się o tym, jak miejscowi nie lubią gości, że najchętniej by się ich pozbyli, nawet jeśli można na nich trochę zarobić. Bo przecież tacy ludzie, nawet jak India, zaglądają do ich biznesów i zostawiają swoje ciężko zarobione pieniądze. Czy to w kawiarni kupując kubek kawy z mlekiem, czy jakieś artystyczne dodatki do domu, ziółka i tak dalej. Czasem warto było otworzyć się na turystów i tym podobnych. No, ale to było myślenie kogoś, kto jednak coś wie o marketingu, promocji i tak dalej, a rdzenni mieszkańcy na pewno rozpatrują swoją ojcowiznę na zupełnie innej płaszczyźnie!
-Tak, zależało mi, żeby móc coś wynająć i mieć swoje pieniądze-potwierdziła. Już nie chciała dodawać, że naiwne byłoby z jej strony, że rodzice by jej dawali stały dopływ gotówki, kiedy ich tak perfidnie oszukiwała, mówiąc, że grzecznie siedzi w szkole i wydaje pieniądze na kolejne sneakersy, gdy tak naprawdę wydawała je na czynsz, aby się utrzymać w Lorne Bay. Czuła potrzebę posiadania własnych pieniędzy, skoro postanowiła udawać dorosłą!
-Nie nadzorujecie też?-No, jeszcze by tego brakowało, aby policja wydawała sądy, od razu po złapaniu rzezimieszka, od razu sortując kto pójdzie do więzienia, a kto tylko będzie zbierać śmieci przez najbliższe trzy miesiące. No, ewentualnie kopać rowy, to dopiero była ciężka praca, do której można było wykorzystywać ludzi, którzy mają więcej energii niż mózgu między uszami. -Jak dobrze pamiętam, to tutaj mieszkasz, tak? -zapytała, nie chcąc wprost zapytać, co on tu robi. I przede wszystkim, dlaczego zajmuje się wydzielaniem worków na śmieci, zamiast robić coś... bardziej wymagającego?

Preston Turner
detektyw — Lorne Bay Police Station
38 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Przetyrany życiem policjant, nad którym właśnie zawisło ryzyko przedwczesnej renty inwalidzkiej.
Zabawne było to, że wszystkie te najgorsze rzeczy, o które rodzicie Indii, mogliby mieć do niej pretensje, nawet jeśli była już pełnoletnią młodą kobietą, przydarzyły się jej właśnie Lorne Bay. To jakby dać matce dziewczyny do ręki gotowy argument dla tego, że miasteczko jest jakimś beznadziejnym kawałkiem świata, gdzie młodego człowieka nie czeka nic dobrego, że stąd można wyjechać jedynie z dodatkowymi kłopotami.
- Dziś raczej nie. No, chyba że podepczesz sadzonki, które niektórzy zaczęli już umieszczać w ziemi. - powiedział z jakąś tam dozą ironii, względem całego tego zaangażowania, z jakimś potomkowie rdzennych mieszkańców podeszli do sprawy. Z jednej strony Preston rozumiał całe to zamknięcie się tylko za swoje towarzystwo, brak zaufania, który musiał mieć swoje uzasadnione podstawy w przeszłości, ale właśnie tak zarobkowo mogliby nieco bardziej wyjść do ludzi. Tym bardziej że czasy niepokojów międzyludzkich mają już dawno za sobą.
Turner nie miał żadnych kłopotów ze strony sąsiadów, ale podejrzewał, że to dlatego, że w pewnym sensie został dotknięty dłonią starego Smitha gdzieś z zaświatów. A mężczyzna ten miał szacunek wśród mieszkańców Tingaree, w związku z czym nawet, teraz gdy ten nie żyje, nie mogą sprzeciwić się jego decyzji.
- W Lorne Bay chyba nigdy nie nadzorowaliśmy ludzi, którzy odrabiali prace społeczne. - pokiwał przecząco głową. Próbował przewertować w pamięci wszystkie swoje lata pracy i on osobiście nigdy nie dostał takiego zlecenia. Poza tym, jeśli już, to w Crains mają miejsce tego typu aktywności i to tamtejsze służby sprawują nadzór, ewentualnie wydają polecenia. Boże, jak Preston się cieszył, że nie musiał nigdy pilnować tych półgłówków, którzy kopią doły, bo dajmy na to, nie płacili alimentów przez ostatnich piętnaście lat albo robili coś innego, co ma na tyle niską szkodliwość czynu, że nie ma sensu zamykać tego człowieka w więzieniu.
- Tak, całkiem niedaleko stąd. - skinął głową, wskazując kierunek, w którym należy podążać, aby dotrzeć do jego domu. Drewnianej chatki, która jest jego od niespełna roku i wciąż chyba w pełni nie nazwały jej domem, bo choć czuje się tam całkiem nieźle, to do tego poczucia, że to jego dom jest mu daleko. Może to z racji tego, że mieszkańcy dzielnicy są tak bardzo związani ze swoją ojcowizną, a Preston tej więzi nie ma, bo oryginalnie stąd nie pochodzi. Turner całe dzieciństwo i młodość spędził w centralnej części Lorne Bay, gdzie jego ojciec prowadził warsztat samochodowy, a mama zajmowała się księgowością paru okolicznych biznesów. Był dzieciakiem przedstawicieli typowej klasy średniej, gdzie ziemia nie miała tak wielkiego znaczenia.
lorne bay — lorne bay
21 yo — 155 cm
Awatar użytkownika
about
Nowa w Lorne, przyjechała z misją odnalezienia ojca w tajemnicy przed matką. Młoda, głodna przygód i nieco naiwna
Nie da się ukryć, że to było prawdą. W Lorne Bay działy się różne rzeczy, które mogłyby nie spodobać się rodzicom dziewczyny. Tylko, czy na pewno było to spowodowane tym, że znalazła się w niewłaściwym miejscu (Lorne Bay), o niewłaściwej porze (kiedykolwiek)? A może winę trzeba było zwalić bezpośrednio na brunetkę, która po prostu zerwała się ze smyczy dorosłych, odpowiedzialnych rodziców i widać było, że wyszła na tym jak Zabłocki na mydle? Nie oszukujmy się, raczej to drugie było prawdziwe, niezależnie od tego, że świadczyło to o niej nie do końca dobrze. Jednak była młoda, a to był czas na popełnianie błędów. Na cudzych wypadkach człowiek nie uczy się nawet w połowie tak dobrze!
-A za to to chyba w każdym miejscu można by dostać po głowie-zaśmiała się. Nie była zainteresowana ogrodnictwem, w Perth nie mieli ani działki, ani ogródka, więc nie miała tak naprawdę gdzie nauczyć się miłości do grzebania w ziemi. Teraz niby w domu, w którym mieszkała był kawałek ogródka, ale nie zajmowała się nim specjalnie. Choć może powinna była skosić tam trawę? Nieważne. Jednak była w stanie przewidzieć, że jakby na oczach sadzących podeptała jakiekolwiek sadzonki, niezależne w której dzielnicy. Niszczenie cudzej pracy zawsze było odbierane źle i mało przyjacielsko. A mieszkańcy tej dzielnicy mieli jeszcze większe powody, aby złościć się na przypadkowe osoby, które jak zawsze - chciały dobrze, a robiły wszystko na opak.
-W sensie... Że wierzycie im na słowo, czy że to nie "wy"-tu zrobiła cudzysłowie ruchem palców"-To robicie?-nie była AŻ tak głupia, by sądzić, że w tym idyllicznym miasteczku władza jest tak łatwowierna i ma myślenie utopijne, aby ufać, że jak ktoś ma zbierać śmieci przez 30 godzin, to zrobi i sam sobie podpisze listę obecności. To byłoby bez sensu, aby kryminalistom w jakimkolwiek stopniu ufać. W końcu pokazali się już od złej strony raz, czemu nie mieliby zrobić tego jeszcze raz?
-Zawsze tutaj mieszkałeś? Umiesz coś powiedzieć o tej społeczności?-zapytała. Preston nie wyglądał jak tarzan, aby bez problemu móc ocenić, czy należał do rdzennej ludności, ale tak naprawdę żadna z osób kręcąca się po okolicy tak nie wyglądała, więc zdecydowanie wizualnie nie można było ich rozróżniać. Dla Indii był to temat dość obcy, choć jako że pracowała w galerii sztuki aborygeńskiej, warto było się czegoś dowiedzieć o tym. Nie da się ukryć, że to nie rdzenni mieszkańcy zazwyczaj byli gośćmi, najwyżej twórcami, którzy może i wiele chcieli powiedzieć swoją sztuką, to niekoniecznie byli również gadatliwi w takim bardziej dosłownym znaczeniu.

Preston Turner
detektyw — Lorne Bay Police Station
38 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Przetyrany życiem policjant, nad którym właśnie zawisło ryzyko przedwczesnej renty inwalidzkiej.
India urwała się ze smyczy rodziców, tak naprawdę po raz pierwszy decydując o sobie, jak dorosła osoba, ale mimo pewnych wybryków jakoś sobie radzi. Szybko znalazła pracę, ma też chyba jakieś mieszkanie, bo ilekroć Preston ją spotkał, to nie wyglądała na bezdomną. W gruncie rzeczy jej rodzice odnieśli sukces wychowawczy, wpajając nastolatce pewne podstawowe wartości i zasady funkcjonowania w społeczeństwie.
- Ale tutaj bardziej. - stwierdził, naśmiewając się trochę z tej konkretnej cechy mieszkańców Tingaree. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że chodziło mu o obmawianie ludzi, którzy całkiem dobrze przyjęli go do swojego środowiska. Po prostu jako człowiek z zewnątrz dostrzegał pewne różnice, które po tych kilku miesiącach się w nim nie zaszczepiły, a po prostu dostrzegał je jeszcze wyraźniej. Być może za dwadzieścia lat, gdy będzie już myślał o przejściu na policyjną emeryturę, to będzie mu się tak trudno z tym pogodzić, że drewniany dom na uboczu, pośród dzikiej roślinności będzie dla niej najwłaściwszym miejscem do życia i dopiero wtedy tutejsze wartości staną się dla niego oczywiste. Teraz jednak bardziej lubił prace w domu, niż wokół niego. Jeśli chodzi o swoją działkę, to ogranicza się po regularnego ścinania trawnika, nie myśląc o rabatkach na własnoręcznie hodowane warzywa i o krzewach ozdobnych, do których powiedzmy sobie szczerze, prawdopodobnie nie miałby nawet ręki. Jeśli chodzi o samo zasadzenie, to żadna filozofia wykopać dół, włożyć do niego roślinę, podsypać ziemią i na koniec podlać, ale wszystko to, co potem, to już nie jest bajka Turnera.
- No tak, użyłem skrótu myślowego. - stwierdził. I faktycznie, to co dla niego było całkiem oczywiste, dla osoby spoza środowiska, w dodatku tak młodej, która nie ma jeszcze zbyt wielkiej wiedzy życiowej, było znane co najwyżej z książek i seriali kryminalnych. Te jednak nie każdy ogląda, bo też nie ma takiego obowiązku, więc Preston zdecydował się nakreślić sprawę. - Nadzór nad ukaranymi pracami społecznymi w tej okolicy sprawują odpowiednie instytucje w Cairns. To one wydają wyroki i też one później pilnują czy te są we właściwy sposób wykonywane. - powiedział rzeczowo. Lorne Bay to jednak małe miasteczko, zdecydowanie nie mają tutaj tylu pracowników, żeby mogli regularnie delegować kilku z nich do niańczenia ludzi sprzątających śmieci przy autostradach.
Mógłby jeszcze rzucić coś w stylu, że jeśli już kiedyś India narozrabia tak bardzo, że nie uda jej się uniknąć wpisu do akt, to w tym konkretnym wypadku Preston nie wyciągnie jej z tarapatów. W ogóle wygląda na to, że dobre czasy już się skończyły, bo policjant zaraz będzie szykował się do operacji, bo której przecież nie ma pewności, że wróci do zdrowia, teraz jednak dziewczyna zmieniła temat, a on chętnie skorzystał ze zmiany kierunku rozmowy.
- Nie, zamieszkałem tutaj dopiero kilka miesięcy temu. Całe życie spędziłem w centrum Lorne Bay, a do Tingaree przyjeżdżałem z ojcem do jego przyjaciela. Na początku tego roku dowiedziałem się, że ten właśnie przyjaciel zapisał mi dom. Nie doczekał się własnych dzieci, a jego żona nie żyje już od dłuższego czasu. - odpowiedział. Wszystko to, co spotkało go w związku z tym domem, to był przedziwny zbieg okoliczności, ale wydaje się, że wyszło mu to na dobre. - Biorąc pod uwagę to wszystko, nie mam dużej wiedzy na temat dzielnicy i zwyczajów jej mieszkańców. - rozłożył bezradnie ręce.

India Norris
lorne bay — lorne bay
21 yo — 155 cm
Awatar użytkownika
about
Nowa w Lorne, przyjechała z misją odnalezienia ojca w tajemnicy przed matką. Młoda, głodna przygód i nieco naiwna
Na pewno India wyszła na ludzi, tylko czy takich najlepszych na świecie? Nie, tacy chyba nie istnieli. Popełniała błędy, te błędy młodości, czasem bardziej się przejedzie niczym Zabłocki na mydle, ale będzie sama sobie winna. Chyba należała do osób, które lubiły skakać na głęboką wodę. Nie uważała, że robienie małych kroków jest sensowne. All in, albo all out. Nie ma nic pomiędzy.
-Obawiałabym się mówić tego tak na głos, w takim miejscu-zauważyła, choć totalnie rozumiała słowa Prestona. To nie była krytyka, to było stwierdzenie faktu, a mieszkańcy tego osiedla zazwyczaj byli dumni z tego, że tak bronią swoich korzeni, tego jacy są, w co wierzą i co wyznają. Dlatego pewnie mogliby się obruszyć na to, że ktoś krytykuje ich chęć bronienia tego, co ich, a z drugiej strony byli dumni z tego, jacy są. Choć kto wie, czy akurat byliby dumni z tego, że obcy przeczytali ich jak otwartą książkę. Taką wiedzę dobrze było trzymać w tajemnicy i atakować znienacka!
Co do ogrodnictwa, to trzeba było chyba mieć ku temu smykałkę, lubić grzebać w ziemi i interesować się tym, jaka gleba, ile wody, słońca i tak dalej. India totalnie była za młoda na to. Osoby w jej wieku to raczej mają jedną monsterę w mieszkaniu, którą się zachwycają i gładzą jej listki, jakby to była żywa istota. Brunetka nie była nawet na tym etapie, może dlatego, że nie miała tak naprawdę własnego kąta a przeprowadzka z taką sporą rośliną jednak mogła być bardzo problematyczna. Jakieś tam rośliny były w domu, w którym mieszkała ale za punkt honoru postawiła sobie tylko ich nie zabić. Nie w pierwszy miesiącu...
-Widzisz, mnie się upiekło i zdecydowanie nie musiałam mieć takiej wiedzy-uśmiechnęła się lekko. Właściwie, to nawet nie wiedziała, czy mogła to zawdzięczać właśnie Prestonowi, że spojrzał na nią łaskawszym okiem, czy w ogóle miał taką władzę... Bo z drugiej strony, czy miał choćby najmniejsze powody, aby potraktować ją łagodniej? To było małe miasteczko, pewnie były jakieś powiązania pomiędzy każdym mieszkańcem, a to ciotka była sąsiadką, a to siostra chodziła do klasy z kimś... Ona była tu nowa, a Turner tak naprawdę wiedział jedynie o jej matce, czy dziadkach. Nie miał powodu, aby próbować jej wyjść z jakiejkolwiek opresji, a już na pewno nie takiej natury prawno-policyjnej, czy jak to tam zwał.
-Wow... Fajna niespodzianka-powiedziała. Absolutnie nie była jeszcze na etapie myślenia o własnym mieszkaniu, czy osiedleniu się gdzieś na stałe, choć planowała zostać w Lorne na czas studiów. Jednak otrzymanie domu, nawet mieszkania w spadku po rodzinie, czy po kimś bliskim było hm.... Naprawdę fajną niespodzianką. Nie musiałaby się martwić o wynajem, czy o kredyt w przyszłości. Nawet jeśli chciałaby się gdzieś wyprowadzić, to by po prostu to sprzedała i miała pieniądze na coś nowego. Jednak było mało prawdopodobne, aby coś takiego miało się stać w najbliższym czasie, czy kiedykolwiek. Trudno, nie można mieć wszystkiego. Totalnie nie odbierała tego osobiście. -I wolisz teraz tu mieszkać, niż w centrum?-zapytała. Ona jednak wolałaby centrum. Chyba, że jego poprzedni dom znajdowałby się w Sapphire River. Już na tyle długo mieszkała w tym miasteczku, że wiedziała że nie jest to dobra i bezpieczna dzielnica. A Tingaree wydawało się takie sielskie. I choć noża między żebra się tam na pewno nie dostanie, to kto wie, czy nie oberwie się rykosztem jakąś klątwą, ale hej! Bez ryzyka nie ma zabawy!

Preston Turner
detektyw — Lorne Bay Police Station
38 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Przetyrany życiem policjant, nad którym właśnie zawisło ryzyko przedwczesnej renty inwalidzkiej.
Dopóki India nie robi niczego, za co cenę przyjdzie jej płacić w przyszłości, to właściwie nie ma czego żałować. Wręcz przeciwnie, zbiera dobie doświadczenia, które pomogą jej pewniej wkroczyć w takie już naprawdę dorosłe życie, a na starość będzie miała co wnukom opowiadać. Wiadomo, zupełnie inaczej myśli o tym Preston, dla którego India jest zupełnie obcą dziewczyną, o której zdarza mu się rozmyślać w kontekście jej dziadków i mamy, i to jedynie w chwilach, w których spotykają się mniej lub bardziej przypadkiem. Zupełnie zaś inne nastawienie będą mieli rodzice młodej kobiety, gdy w końcu prawda wyjdzie na jaw. Wydaje się, że córka nie będzie mogła tego przed nimi ukrywać w nieskończoność. W dodatku niedługo święta i rodzice pewnie będą chcieli ją zobaczyć, a na żywo dużo trudniej kłamać, niż w rozmowach telefonicznych, czy tym bardziej na messengerze.
Machnął ręką na słowa dziewczyny. Turner, jako stróż prawa miał nieco lepszą pozycję, nawet jeśli nie jest stricte tutejszy, bo nie płynie w nim aborygeńska krew i mieszka w tej części miasta od niecałego roku. Poza tym nie był człowiekiem, który bałby się własnego cienia, w związku tym również nie obawia się wyrażać swojego zdania. Gdzieś tam pojmował jednak punkt widzenia Indii. W dodatku dziewczyna próbowała odnaleźć się tutaj w pracy, więc to bardziej nie chcąc jej robić pod górkę, nie kontynuował już tego wątku.
- Spokojnie, to jeszcze nie był taki występek, żebyś musiała iść do sądu w charakterze oskarżonego. - machnął ręką. Co innego jeśli chodzi o wezwanie na przesłuchanie w sprawie jednego czy innego uczestnika wyścigów. Jeśli to się jednak jeszcze nie zdarzyło, to prawdopodobnie nic konkretnego nie udało się jego kolegom po tamtej nocy ustalić. Preston nie angażował się w tę sprawę, wiedząc już, że niedługo i tak czeka go dłuższe zwolnienie lekarskie. Choć może teraz, jeśli nie zapomni do przyszłego tygodnia, to zapyta, kogo trzeba o postęp w sprawie. Nie mógłby co prawda nic przekazać Indii, to zaspokoiłoby wyłącznie jego ciekawość. No właśnie, pytanie, czy jest ona na tyle duża, by pamiętał o dzisiejszej rozmowie jeszcze w poniedziałek.
- No właśnie fajna i niefajna. Dom nie był remontowany od dobrych dwudziestu pięciu lat, więc jeśli będę chciał go sprzedać i wrócić do mojego mieszkania w centrum, to najpierw będę musiał porządnie zainwestować w remont. - przyznał. Nie ma co ukrywać, ta chatka nawet z zewnątrz nie wygląda zachęcająco. Ile będzie umieć, to policjant postanowił wyremontować sam, co było dla niego jakąś formą terapii, z której jednak tak młodej dziewczynie nie chciałby się zwierzać, więc celowo pominął ten wątek w swojej opowieści. W każdym razie na to wszystko potrzeba czasu, a jeszcze odnowiła mu się ta nieszczęsna kontuzja ręki, która pokrzyżowała wszelkie plany. Wychodzi więc na to, że przynajmniej do końca przyszłego roku Preston zostanie w Tingree. - No i generalnie taki jest plan, ale tutejsza polityka sprzedaży domów jest nieco bardziej skomplikowana. - mówiąc tutejsza, miał na myśli tę konkretną dzielnicę. Być może India słyszała już co niego na temat tego, że nowi mieszkańcy muszą być powiązani z rdzenną ludnością.
lorne bay — lorne bay
21 yo — 155 cm
Awatar użytkownika
about
Nowa w Lorne, przyjechała z misją odnalezienia ojca w tajemnicy przed matką. Młoda, głodna przygód i nieco naiwna
Oczywiście, że większość tych wybryków nie miała najmniejszego wpływu na jej przyszłość, nie były to takie rzeczy, które mogły bruździć w jej cv, czy przyszłości. Choć nie oszukujmy się, nawet w najgłupszej i najbardziej niewinnej sytuacji mogło stać się coś, co zmieni jej życie na zawsze. W końcu na imprezie mogła mieć wypadek, zostać napadnięta, czy być świadkiem jakiegoś zdarzenia - nie koniecznie musiało się to wiązać z jakimiś szkodami fizycznymi, ale przecież świat w dwudziestym pierwszym wieku był okrutny i mógł skrzywić jej psychikę. Tylko czy da się temu w stu procentach zapobiec? Nie, bo nawet w tym momencie, kiedy wypełniała dobry uczynek dla lokalnej społeczności, mógł się stać tragiczny. Może to i była Australia, ale nie tak często jakieś koszmarne stwory potrafią czyhać w każdym buszu... Czy nie lepiej choć próbować żyć pełnią życia, jakby w koszty biorąc możliwość jakiejś głupiej decyzji, aby nie powiedzieć, że tragedii? Można by powiedzieć, że India igrała z ogniem całe życie - w końcu w liceum była cheerleaderką, która szybowała parę metrów nad ziemią i w związku ze złym ruchem innej osoby mogła stracić życie, czy w inny sposób uszkodzić sobie kręgosłup. Jej to nie ruszało, chciała się dobrze bawić.
-No ja myślę. Bo okej, może to nie było takie super legalne, to bez przesady...-westchnęła z rozbawieniem, przewracając również oczami. Naprawdę sądziła, że w swoim krótkim życiu zrobiła już rzeczy, za które mogłaby beknąć, a nic się nie działo, lecz w tym, niewinnym przypadku ją złapano na gorącym uczynku. No karma to była jednak su... wredna. Musiała przyznać, że bardziej od konieczności pojawienia się przed sądem, bardziej stresowała się tym, że jej rodzina mogłaby się o tym dowiedzieć. Nie wierzyła swojemu szczęściu, że jej rodzice wciąż nie zdawali sobie sprawy z tego, gdzie ich córka się znajduje. I tak, brunetka zdawała sobie sprawę z tego, że na święta będzie musiała wrócić w rodzinne strony, a wtedy wiele może się wydać, plus kłamać będzie trudno. Doskonale zdawała sobie sprawę i trochę się tego obawiała.
-No dobrze, ale nawet jakbyś zlecił komuś gruntowny remont, tak się to nazywa? To i tak wyjdzie taniej niż kupować dom, czy mieszkanie. Więc albo masz dom dla siebie, albo pieniądze ze sprzedaży-może i Norris była młoda i naiwna, ale potrafiła też myśleć w taki... dorosły sposób. No ale wiadomo, to była tylko sucha kalkulacja, dziewczyna nie miała prawa zdawać sobie sprawy z tego, jak to naprawdę wygląda, posiadanie domu, przeprowadzanie remontu i tak dalej. W jej główce pojawiał się jedynie widok dekorowania kolejnych pomieszczeń, które było kuszące, dla kobiet zwłaszcza.
Dzisiejsza młodzież, czy młodzi jak nikt inny rozumie potrzebę terapii - ludzie w wieku Prestona i starsi słowo terapia traktują równoznacznie z wariatkowem, czy trądem. Młodzi uważali, że posiadanie psychoterapeuty było niemal normalne, chcieliby rozmawiać o każdym, najmniejszym problemie, czy chodzili na stupid walk for my stupid mental health, więc nie ma co się wstydzić. India wiedziała, że nie są aż tak blisko, by pytać o powód takiej terapii, spokojnie. Traktowała Turnera trochę jak znajomych rodziców, a nie własnego znajomego. Jednak różnica wieku, całego pokolenia, była dość widoczna. A ich rozmowy czasem mniej, czasem bardziej ale były dość... sztywne. Nie śmiali się, nie żartowali, nie rozmawiali o sensie życia po paru kolorowych drinkach.
-Tak?-oczywiście, że India nie wiedziała! Nie interesowała się kupnem domu, nawet wynajmem w tej okolicy. Nie mieszkała tutaj, a w galerii raczej nie rozmawiali o takich sprawach, bo pracownicy też niekoniecznie byli z tej dzielnicy, w przeciwieństwie do prac i artystów, którzy je wystawiali.
ODPOWIEDZ