lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Obrazek
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
lorne bay — lorne bay
35 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, przez jakiś czas nie tak dawno temu podróżował po Australii, próbując odnaleźć siebie. Nie jest pewien, czy odnalazł, ale wiedział, że to czas, aby wrócić w rodzinne strony - do Lorne Bay
Porwał ją. Chyba inaczej nie dało się tego określić. Po prostu wieczorem, kiedy nie mógł juz znieść wszystkich idiotycznych myśli, jakie kłebiły się w jego głowie, postanowił skończyć z bezsensownym zastanawianiem się nad wszystkimi możliwymi wytłumaczeniami dla tego, co właściwie widział tego poranka i zrobił rzecz, która wydała mu się najbardziej rozsądną w tej sytuacji - po prostu ją porwał. Podjechał najbliżej jak mógł do miejsca, gdzie znajdował się jej dom, wyciągnął telefon i zadzwonił z pytaniem, czy ma dla niego chwilkę. Domyślał się, że tamten staruch nie będzie jej przeszkadzał też wieczorem, skoro był u niej już rano. No bo litości, ile można zawracać dziewczynie dupie?! Zresztą, gdyby nie odebrała, przeprowadziłby uprzejmą braterską interwencję i równie uprzejmie zacząłby dobijać się do jej drzwi, żeby przerwać... No, cokolwiek się tam u niej działo. Wolał nie wiedzieć i nawet sobie nie wyobrażać! Zwłaszcza że jego wyobraźnia tego dnia była aż nazbyt aktywna. Dlatego chyba lepiej, że Lisbeth odebrała, a on mógł poprosić ją, żeby się z nim przejechała, bo chciałby porozmawiać. Urocza Lizzie, kochana siostra, oczywiście się zgodziła (potrafił być bardzo przekonujący), więc... Porwał ją. Powiedział, że nie jadą daleko i że to tylko krótka przejażdżka. Mógł kłamać. Powiedział prawdę, kiedy mówił, że jadą w spokojne miejsce. W tej okolicy po zmroku faktycznie było całkiem spokojnie. Nie zatrzymywał się po drodze, nawet kiedy pytała dokąd (do cholery?) jadą. Mógłby powiedzieć, że to niespodzianka, ale był na nią trochę zły, więc celowo trzymał ją w niepewności. W końcu zatrzymali się na parkingu w pobliżu zupełnie zwyczajnie wyglądającego wzgórza.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby totalnie była przygotowana na tę wycieczkę. I jak gdyby nie było nic dziwnego w przyjeżdżaniu w takie miejsca po zmroku. No bo... Niby co dziwnego miałoby w tym być? Powiedział, że chciał z nią pogadać na spokojnie. A miejsce było całkiem nie-chaotyczne, szczególnie o tej porze roku. - ...Cukierka? - zaproponował. - Mam czekoladowe i miętówki - wyjasnił, bo faktycznie, był trochę przygotowany. - Mam też kawę i herbatę, jakby coś - jakby nie było, noce bywały dość chłodne, można było zmarznąć. Koc też miał gdzieś w plecaku schowanym w jednym z bagaży przy boku swojego wiernego motocykla. No i do tego kanapki. Był przygotowany. Zazwyczaj był przygotowany. To nie była pierwsza taka wycieczka w jego karierze. Chociaż zazwyczaj nie porywał swoich towarzyszek...

Lisbeth Westbrook
powitalny kokos
anko
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
3.

Wiedziała, że powinna mu powiedzieć. Zawsze była z braćmi blisko, przez długą część życia w zasadzie poza nimi nikogo nie miała, wiec była im winna szczerość, tym bardziej, że mleko i tak się już rozlało, a państwo Westbrook o wszystkim wiedzieli. Tylko, że... bez wątpienia byłoby jej łatwiej, gdyby Austin i Remy nie byli przyjaciółmi. Wiedziała ile dla mężczyzn znaczy ta relacja i myśl, że mogłaby stanowić źródło niezgody między nimi po prostu ją przerażała. Wmawiała więc sobie, że kiedyś na pewno przyjdzie idealny czas na podobne rewelacje, ale to jeszcze nie teraz. Jednocześnie każde spotkanie z najstarszym bratem napawało ją lękiem, że już się wszystkiego domyślił i tym razem miało być podobnie. Nie odmówiła mu przejażdżki, chociaż wielką fanką prędkości nie była i pewnie gdyby nie fakt, że Austin był takiej, a nie innej budowy, to zmiażdżyłaby mu żebra, tak mocno go oplatała ramionami, wykrzykując raz po raz pytania, gdzie się kierują i kiedy będą na miejscu. To co miało być krótką przejażdżką zamieniło się w jakieś wywiezienie jej poza miasto i gdyby nie fakt, że był jej bratem, na pewno już umarłaby ze strachu, bo jak wiadomo, więcej w niej fobii społecznych, niż w broszurze reklamującej praktyki psychologiczne. No, ale jakoś dotarli, a ona mając nogi, jak z waty, stanęła, umiejscawiając na głowie czapkę z daszkiem, którą ledwo tutaj dowiozła. Spojrzała na niego z nieskrywanym szokiem, podczas, gdy sam Austin zdawał się być rozluźniony, jak zwykle i zamrugała kilka razy, gdy tak po prostu zaproponował jej cukierka. Kwestia słodyczy w jej przypadku była niesamowicie newralgiczna i najchętniej by po prostu odmówiła, ale też, co głupie... żyła w przeświadczeniu, że nie powinna mu odmawiać jedzenia, bo zaraz pomyśli sobie coś niedobrego.
- Miętówkę - poprosiła więc o ten cukierek, nadal wyraźnie skołowana. - Widzę, że się przygotowałeś - mruknęła, drapiąc się po ramieniu, bardziej po to, by zrobić coś z rękami, niż po to, aby ulżyć swędzącemu miejscu. Patrzyła jeszcze przez moment w ciszy na brata, wierząc chyba, że zaraz jej wyjaśni całą tą sytuację sam z siebie, ale oczywiście nic takiego nie nastąpiło. Sama musiała wyjść z tym pytaniem, chociaż chwilę się wahała, jakby w obawie wyjaśnień. - Austin... o co chodzi? - mimo wszystko zapytała dość prostolinijnie, nawet jeśli jeszcze niezbyt konkretnie. - Coś nie tak? Nie uwierzę, że przywiozłeś mnie tutaj tak o, na piknik w środku nocy - no może ten środek nocy nie był wybitnie adekwatnym do pory dnia terminem, ale Lisa... żyła pod tym względem zdrowo i zwykle o godzinie dwudziestej drugiej grzecznie leżała już w łóżku, by się wyspać i mieć siły na poranne treningi. - Gdybyś nie był moim bratem, uznałabym, że planujesz morderstwo - zażartowała, tradycyjnie dla siebie w taki sposób, że brzmiało to dość złowróżbnie i raczej ponuro, ale no, znał ją na tyle by wiedzieć, że to nie było na serio.

austin hayworth
lorne bay — lorne bay
35 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, przez jakiś czas nie tak dawno temu podróżował po Australii, próbując odnaleźć siebie. Nie jest pewien, czy odnalazł, ale wiedział, że to czas, aby wrócić w rodzinne strony - do Lorne Bay
Mimo szerokiego i totalnie beztroskiego uśmiechu, z jakim wręczał jej miętówkę, daleko mu było do bycia totalnie nieświadomym, co się wokół niego działo. Umówmy się, Mama głupiego syna nie urodziła, nie? Austin zdawał sobie sprawę, że niezapowiedziana przejażdżka, jaką zafundował Lisie, mogła być dla niej dość niepokojąca, szczególnie biorąc pod uwagę okoliczności. Było ciemno, oni pojechali daleko, a poza tym Małolata miała nieczyste sumienie, z czego zdawał sobie sprawę. Powinna być zestresowana. Choćby przez szacunek dla swojego ukochanego starszego brata (jednego z dwóch, wiadomo) totalnie powinna czuć się niekomfortowo z tym, że miała przed nim jakieś sekrety. Nawet jeśli Austin nie zamierzał jej tak od razu zdradzać powodów tego porwania i jak gdyby nigdy nic proponował jej cukierki i herbatę, miała prawo się trochę stresować. Być może powinien odczuwać z tego powodu wyrzuty sumienia. I być może nawet minimalne odczuwał. Ale ostatecznie skoro ona mogła ukrywać po nocach przed nim jakichś starych dziadów, on mógł sobie pozwolić na odrobinę podłości, nie? Bardzo malutką, wiadomo, nie był sadystą, a poza tym jednak Lisę kochał i nie pozwoliłby, żeby stało jej się cokolwiek złego.
Wyprężył się całkiem dumnie, zupełnie jakby celem całej tej szopki bylo tylko i wyłącznie usłyszenie od młodszej siostry komplementu odnosnie tego, jak się przygotował. Potem wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic wpakował sobie do ust czekoladowego cukierka. - No, tak właściwie to nie planuję... Widzisz tamtą małą górkę? O tam? Nie za wysoka, rozmiarów takiego tam przeciętnego faceta w średnim wieku... - rzucił i kiwnął głową gdzieś w kierunku jednej z ławek znajdujących się na skraju światła rzucanego przez reflektor jego motoru. Oczywiście żadnej górki tam nie było. A jeśli faktycznie jakaś była, to tylko i wyłącznie czystym przypadkiem. Zupełnie jak czystym przypadkiem był akurat wybór przez Austina kształtu faceta w średnim wieku... Pozwolił sobie na chwilę złowróżbnej ciszy, po którym parsknął śmiechem. - Żartowałem - sprostował uprzejmie. - To po prostu fajne miejsce. Byłaś tu kiedyś? - zapytał jak gdyby nigdy nic. - Poza tym nie jest jeszcze aż tak późno. Chyba nie jesteś jakoś bardzo zmęczona, co? Miałaś ciężką noc? - zapytał nadal tym samym tonem jak gdyby nigdy nic, w duchu bardzo zadowolony z tego, jak gładko udało mu się podobne niby-nic-nieznaczące pytanie wpleść w rozmowę. No mistrz działań detektywistycznych jak nic. Być może minął się z powołaniem i zamiast rozwiązywać puzzle z ludzkich połamanych kostek powinien rozwiązywać tajemnice dziadów wieczorową porą?

Lisbeth Westbrook
powitalny kokos
anko
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Na jej twarzy trudno było dostrzec uśmiech, ale to raczej nie powinno budzić żadnych podejrzeń, bo Lisbeth zwyczajnie była takim mrukiem, co to źle się czuje z jakąkolwiek pozytywną mimiką. Jedynie skinęła lekko głową, gdy wręczył jej miętówkę i po chwili wahania odpakowała ją z papierka, by włożyć do ust cukierek, chociaż skłamałaby mówiąc, że przyszło jej to z łatwością. Starała się unikać cukru... w zasadzie całe jej życie to były głównie uniki, bo podejrzanych rozmów w środku nocy, gdzieś za miastem też wolałaby unikać jakby ktoś miał jej zapytać. Oczywiście przez jej myśl przeszło, że Austin już wie, o Remigiusem. Głównie dlatego, że miała coś w sobie z paranoika i generalnie za każdym razem, gdy go widziała, była pewna, że już wie. Kiedy zaś zaczął coś mówić o jakiejś górce, która była w rozmiarze faceta akurat w średnim wieku, jej paranoja wzięła nad nią górę, a zimny dreszcze przeszedł jej po plecach.
- Daj spokój, nic tam nie ma - mruknęła, ale czy miała pewność? W ogóle nie miała. Czuła się jak dzieciak uwalony czekoladą, ale twardo udający, że jej wcale nie zjadł. To była kwestia czasu. Co ona miała w głowie? Nie powinna z nim była w ogóle wsiadać na ten jego cały motor. Mogła powiedzieć, że źle się czuje, przecież wymówki to był jej chleb powszedni. - Hoho, dowcipniś ci się uruchamia - niby rzuciła to sceptycznie, ale ulżyło jej, gdy Austin sam przyznał, że to tylko takie żarty. Z resztą... może to wszystko to tylko zbieg okoliczności, nic więcej. Takie przypadki zdarzały się cały czas, prawda? - W życiu - odpowiedziała, rozglądając się dookoła, jakby chciała się upewnić, ale nic jej to miejsce nie mówiło. W dodatku znów poczuła, że musi trzymać się na baczności. Czy cały wszechświat był po prostu przeciwko niej? Padało tu tak wiele aluzji, że była naprawdę bliska wykrzyczenia całej prawdy, bądź puszczenia się biegiem przed siebie... raczej to drugie, bo jednak była tchórzem.
- Zawsze chodzę do łóżka o dwudziestej drugiej, nic się w tym nie zmieniło - burknęła, chowając dłonie w kieszeniach bluzy, bo musiała je sobie zacisnąć. Oczywiście Remy był u niej poprzedniej nocy, ale przecież nie mogła powiedzieć o tym bratu. Już czuła, że robi jej się gorąco, a przy tym nieco niezręcznie. Miała dwadzieścia jeden lat, w życiu nie miała chłopaka i nie była nawet na prawdziwej randce, więc teraz... jak miałaby powiedzieć bratu prawdę? Mogła wyobrazić sobie tylko, jak zostałoby to odebrane... po śmierci Margot załamana wyniosła się od rodziców, odmawiając pomocy, a potem... potem związała się ze starszym bratem zmarłej przyjaciółki. No nie brzmiało to najlepiej, a już wystarczyło jej, że ojciec był niezadowolony z tego względu. - Austin, coś się stało? Dziwnie się zachowujesz - postanowiła sama wyjść z pytaniem, marszcząc nieco czoło. - Bo czuję się tak, jakbyś chciał mnie o coś zapytać - o coś, na co Lisa wcale nie chciała odpowiadać, więc trochę liczyła, że zaprzeczy i cóż, pogadają o jakiś głupotach. Może o widokach, albo jego pracy, czy tam jej treningach. Cokolwiek, byleby nie temat jej życia uczuciowego, które jeszcze nie tak dawno po prostu nie istniało.

austin hayworth
lorne bay — lorne bay
35 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, przez jakiś czas nie tak dawno temu podróżował po Australii, próbując odnaleźć siebie. Nie jest pewien, czy odnalazł, ale wiedział, że to czas, aby wrócić w rodzinne strony - do Lorne Bay
Z dwojga złego chyba lepiej, że straszył ją (tak, robił to świadomie i celowo, podły typ) wirtualną kupką gruzu, w której schowane były zwłoki martwego trupa niż gdyby groził jej czymś, co miałoby rzekomo wyleźć z lasu. Żywe bywało bardziej przerażające niż martwe. No chyba że zombie... Chociaż nie, na tym etapie mało kto boi się zombie. Chyba. Austin się nie bał. Tym, czego się obawiał, było to, że jego młodsza siostrzyczka spotykała się potajemnie po nocach z jakimś starym dziadem, o którym nie wiedział absolutnie nic. A co jeśli to był jakiś psychol? Stary zwyrol? Lub jakiś buc, który żerował na jej braku doświadczenia (wynikającego z wieku) i chciał ją wykorzystać? No przecież Austin nie mógłby do tego dopuścić.
Wzruszył ramionami, postanawiając nie potwierdzać ani nie zaprzeczać wprost czy coś leżało pod tą hałdą czy może całkowicie zmyślił jej istnienie. Na temat swojego dowcipnictwa miał za to bardzo jasne zdanie: - No co ty, jestem absolutnie poważny. Jestem najbardziej poważnym człowiekiem, jakiego znasz - zapewnił, chociaż słowa mówiły jedno, a wybitnie głupi wyraz twarzy świadczył o czymś przeciwnym. Zresztą, cała ta wyprawa też sporo mówiła na temat jego charakteru. Na spontanie wsiadl na motor, porwał swoją młodszą siostrę i pojechał z nią w pizdu - wiele można było o tym pomyśle powiedzieć, ale raczej nikt nie nazwałby go poważnym.
- Za dnia jest tu naprawdę fajnie. Dobre miejsce na piknik, jeździliśmy tu czasem z kumplami w czasach liceum - czyli wtedy, kiedy jeszcze miał wielu kumpli. Potem to wszystko zaczęło się jakby rozmywać. Wybierali różne ścieżki życiowe, rozjeżdżali się w różne strony. Na obecnym etapie miał wciąż kilku znajomych, którzy pozostali w tych okolicach i którzy nie czuli odrazy do pomysłu spotkania się z nim od czasu do czasu, ale tak naprawdę dobrego kumpla miał jednego - i był nim Remy. Zerknął na Lisę uważnie, kiedy wspomniała o porze swojego chodzenia spać. Może i rzeczywiście była to prawda - ale to, czy chodziła o tej godzinie spać sama było już zupełnie inną kwestią. I szczerze mówiąc, mimo wszystko nie chciał jej poruszać wprost.
- Dziwnie? Dlaczego dziwnie? - postanowił iść w zaparte i nadal zgrywać ćwierć-inteligentnego kabaczka. - To znaczy jeśli ty masz mi coś ważnego do powiedzenia, to zawsze cię wysłucham. Wiesz o tym, prawda? - odbił piłeczkę. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jeśli ta rozmowa dłużej będzie się toczyć w podobnym tonie, to nie wytrzyma i powie jej wprost, z kim ją widział i w jakich okolicznościach. Manipulacje, jakich się dopuszczał, zaczynały za mocno go uwierać. To nie był jego styl.

Lisbeth Westbrook
powitalny kokos
anko
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Nigdy nie chciała uchodzić za kłamczuchę, ale często, szczególnie wieczorami, gdy analizowała to w jakim kierunku pcha swoje życie, dochodziła do wniosku, że w pełni zasługuje na takie miano. Ciążyło jej to niesamowicie, nie robiła tego ze złośliwości, po prostu... nawet nie pamiętała kiedy się to zaczęło, potrzeba zakrzywiania rzeczywistości, aby ta dla jej bliższych wydawała się o wiele bardziej komfortowa, niż z punktu widzenia Lisbeth. Nie chciała ich martwić, wmawiała sobie, że tak o nich dba, postępuje lepiej, nie dodając swoich problemów innym. Już bez tego zawsze się nią opiekowali, a przecież powinna sama potrafić zatroszczyć się o siebie. Sprawiła bliskim wiele problemów, w sumie od zawsze po prostu nie była w stanie się nigdzie wpasować, ograniczając swoje życie do treningów, czasem wręcz chorobliwie, jak w tym okresie, gdy dla niższej wagi dała się wpędzić w poważne zaburzenia. Może gdyby wtedy mówiła o wszystkim otwarcie, może gdyby od zawsze próbowała dzielić się tym, co jej doskwiera, zamiast to ukrywać, teraz byłoby jej łatwiej powiedzieć o wszystkim Austinowi? Mogła jedynie gdybać, tym bardziej, że sprawa była złożona. Ona przede wszystkim nigdy nie miała chłopaka, była dość osobliwa, samotna, a przy tym łatwowierna, no, a Remy... Remy też nigdy nie szukał statecznego związku, nie wspominając o swoim wieku. Generalnie, jak na to Lisbeth nie spojrzała, brzmiało to po prostu jak klasyczny przykład sytuacji, w której jakiś podejrzany typ chce zabawić się kosztem młodej naiwniaczki. No, ale Westbrook naprawdę czuła, że to nie tak, ale jednocześnie będąc mówcą, który talentem konwersacji nie dorastał do pięt nawet najmniej wygadanemu kabaczkowi, wiedziała, że nikogo do swoich racji nie przekona.
Pokręciła głową na boki, bo o tym, że poważnym człowiekiem nie był, doskonale wiedziała. Dziwiło ją nawet, że mimo to tak dobrze - przynajmniej w jej odczuciu się dogadywali, bo jednak Lisa miała permanentny kij w dupie.
- To wiesz... może wypadało mnie tu zabrać za dnia? Tak tylko sobie zgaduję... myślę na głos - mruknęła sugestywnie, kopiąc jakiś kamyczek, który jej się nawinął pod buta. Tylko, że przez jego słowa mimowolnie znów pomyślała, że pewnie przyjeżdżał tutaj też z Remigiusem. Jakoś tak stale wyczuwała obecność Soriente w wypowiedziach brata i nie ma co ukrywać, budziło to w niej paranoiczne domysły, na podstawie których Austin już o wszystkim wiedział. No, ale to Remy miał mu powiedzieć, gdyż, iż ponieważ... Lisbeth była cykorem. Próbowała więc iść w zaparte, podobnie jak on, nawet jeśli brzmiało to wręcz komicznie. - Dobrze wiesz dlaczego dziwnie - odbiła w nieszczególnie wyszukany sposób, ale ona naprawdę była ziemniakiem zażartych dyskusji. - Oczywiście, że wiem. Są jednak takie sprawy, które jak każda młoda kobieta... - zaczęła, bo wydawało jej się to dobrym wstępem do dalszych słów. Tylko, że szybko się zreflektowała. Zabrzmiało to zbyt podejrzanie. - Chodzi mi o to, że jak mam ci coś do powiedzenia, coś z kategorii dobry temat na rozmowę ze starszym bratem to przecież zawsze przychodzę i mówię - no może naciągała nieco prawdę. Nie mniej jednak wzruszyła ramionami, jakby chciała podkreślić tym gestem to, że nic się nie dzieje. - Także spokoloko - dodała, niezbyt dojrzale, ale na pewno w swoim stylu i nawet zdobyła się na uśmiech.

austin hayworth
lorne bay — lorne bay
35 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
Chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, przez jakiś czas nie tak dawno temu podróżował po Australii, próbując odnaleźć siebie. Nie jest pewien, czy odnalazł, ale wiedział, że to czas, aby wrócić w rodzinne strony - do Lorne Bay
Wierzył w to, że jest dobrym starszym bratem - a przynajmniej lubił tak o sobie myśleć. Miał swoje wady, to oczywiste. Kto ich nie ma? Do jego własnych należało na pewno nieśmieszne żarty rzucane w nieodpowiednich momentach i traktowanie Lisbeth czasami, jakby nadal była tą samą mała dziewczynką co jeszcze dziesięc lat temu, a nie dorastającą młodą kobietą. Zdawał sobie sprawę z niedociągnięć własnego charakteru a także z tego, że na pewno było w nim wiele drażniących i nie do końca fajnych rzeczych, których nawet nie był świadomy. Mimo to z pełnym przekonaniem mógł powiedzieć, że się starał. No i że naprawdę mu na Lisbeth zależało. Uważał, że mieli ze sobą dobry kontakt, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę dzielącą ich różnicę lat oraz diametralnie odmienne charaktery. Dlatego nie mieściło mu się w głowie, że mógł przeoczyć coś tak dużego jak to, że jego młodsza siostra się z kimś spotykała. I to z kimś, z kim - według jego najlepszej oceny - zdecydowanie nie powinna spotykać się dziewczyna w jej wieku. A na domiar złego uznała, że powinna trzymać to przed nim w tajemnicy... Nie potrafił stwierdzić, jak się z tym czuł.
- Hej... - zaczął i na moment zawiesił głos, jakby nagle przyszło mu do głowy coś, o czym wcześniej nie pomyślał. - Chyba nie miałaś jakichś planów na wieczór, w których ci przeszkadzam? - zapytał i tym razem nie była to z jego strony żadna dwulicowa zakrywka i próba manipulacji. Pytał szczerze. Jeśli miała jakieś plany, które jej psuł tą nagłą i niezapowiedzianą wycieczką (na którą tak właściwie nie wyraziła tak do końca zgody), to pewnie nawet zrobiłoby mu się z tego tytułu głupio. Musiał przyznać, że w momencie, gdy zgarniał ją na swój motor, panowały nad nim silne emocje. Teraz, wieczorem na tym odludziu powoli mu przechodziło. Powoli...
- Mhm. - Kiwnął głową w odpowiedzi na jej stwierdzenie, nadal nie wiedząc, jak powinien to interpretować. Faktycznie wydawało mu się, że zazwyczaj była wobec niego szczera i otwarta. Teraz zaczął się zastanawiać nad tym, jakie jeszcze tematy należały do kategorii tych, które nie były dobrym tematem na rozmowę ze starszym bratem. Nie musiała mu mówić o wszystkim, to jasne. Ale liczył na to, że przyzna mu się do tego, że kogoś ma. Był jej starszym bratem, chyba powinien wiedzieć takie rzeczy, prawda? Tak na wszelki wypadek... Żeby łatwo móc znaleźć tego, komu należy nakopać do dupy, jeśli jego młodsza siostra zostanie zraniona. - Może usiądziemy, co? - zaproponował spokojnie i całkiem zwyczajnym i łagodnym tonem, chociaż może odrobinę poważniejszym niż ten, którym posługiwał się normalnie przy niej. Przeszedł do ławki, która stała niedaleko i usiadł na blacie, nogi opierając na siedzeniu, a łokcie na własnych kolanach. Przez chwilę milczał, wpatrując się ponad drzewami na gwiazdy. - Naprawdę ładna noc - palnął, bo mimo determinacji, aby przejść do rzeczy, totalnie nie wiedział, jak powinien przejść do rzeczy.

Lisbeth Westbrook
powitalny kokos
anko
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Był dobrym bratem. Tego nie mogła mu odmówić, chociaż nienawidziła, kiedy on czy Jude wyjeżdżali. Pewnie, jako dziecko, zawsze wtedy płakała... jako dojrzalsza dziewczyna też, ale już nie tak otwarcie i na widoku. Kochała Austina całym swoim sercem i rzuciłaby się za nim w ogień, ale to też nie tak, że się nie obawiała jego reakcji. Nie chodziło o jego złość... chodziło o różne pomysły, takie jak zamknięcie jej w skrzyni z doprowadzeniem tlenu gdzieś na dnie oceanu. To nie była hiperbolizacja. Wiedziała, że dla jej dobra byłby w stanie wiele zrobić, ale aktualnie ich rozumienie tego, co dla niej dobre, mogło się nieco rozjeżdżać. Pewnie, że opiekuńczy starsi bracia czują się niepewnie, gdy ich siostrzyczki znajdują sobie w końcu pierwszego chłopaka... rozumiała to, a przy tym wiedziała, że piętnaście lat różnicy nie działało na jej korzyść.
- Nie miałam - westchnęła zgodnie z prawdą. Kiedyś w ogóle nie miewała planów poza treningami, więc nie dziwiło jej to, że Austin założył, że nic nie porabia. Teraz wyglądało to nieco inaczej, bo Remy wyciągał ją z domu, a też ona odsiedziała jego, więc w zasadzie dobrze się złożyło, że brat trafił akurat na ten, a nie na inny wieczór.
Te jego pomrukiwanie wcale jej niczego nie ułatwiało. Niemalże każda komórka jej ciała wrzeszczała, że ON JUŻ WIE, a mimo to wmawiała sobie, że spoko luz, jakoś wyjdzie z tego obronną ręką. Wszyscy mówili jej, że powinna z nim pogadać, ale też Remy chciał to zrobić, a ona nie zamierzała stawać mu na drodze, bo... bo była małym tchórzem, który nie chciał trafić na dno oceanu. Skinęła mu głową i sama podeszła do ławki, siadając na jej oparciu tak, że deska nieprzyjemnie ugniatała ją w tyłek, ale wydawało jej się, że rozsądniej będzie znajdować się przed nim. Zerknęła w górę, jakby chciała ocenić walory tej nocy. Pokiwała ponownie głową, ale już ją rozsadzało. Podrygiwała nerwowo głową, zagryzała policzek od środka i rozważała plan z ucieczką... trafiłaby z powrotem do domu?
- Och no wyrzuć to z siebie! - nie wytrzymała, zginając się z rozpędu tej wypowiedzi i na moment schowała twarz w dłoniach. Co za tortury! Przetarła twarz, naciągając sobie przy tym nieładnie policzki. Nie potrafiła znieść tego napięcia, przecież wiedziała, że wiele przeskrobała i wiedziała, że on wie, nawet jak udaje, że nie wie. - Zaraz przecież mnie zemdli i będę musiała lecieć w krzaki - jęknęła, jeszcze przez chwilę maltretując twarz palcami, aż w końcu na niego spojrzała, jak ten pies, który doskonale wiedział, że zeżarł buta. - Jak się dowiedziałeś, co? Z resztą chciałam ci powiedzieć, ok? Ale jak miałam ci powiedzieć? Cykałam się, ok? Teraz też się cykam... nie chcę też do oceanu - trochę ją poniosło w tej zestresowanej plątaninie własnych słów, ale trzymała to w sobie tak długo, że teraz język samoistnie wypluwał kolejne zdania.

austin hayworth
szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
005.
Jego dom nadal nie był w żaden sposób urządzony i dopiero zamówił do niego stół, a Tea mieszkała w przyczepie — podejrzewał, że dlatego, że stałą krucho z kasą, a nie dlatego, że chciała zaznać życia blisko natury, ale nie wnikał do końca, co było prawdziwym powodem, zdając sobie dość dobrze sprawę z tego, że jego nieco starsza siostra nie lubiła się wszystkim dzielić i czasami lubiła odrobinę koloryzować fakty, żeby były milsze i lepsze w odbiorze. Nie mógł jej za to oceniać do końca, bo chociaż sam raczej stronił od kłamstwa i naciągania rzeczywistości, to jednak miał wiele rzeczy, o których sam za bardzo nie chciał mówić i nie poruszał ich do tej pory z nikim, z nią również. W związku z ich sytuacją mieszkaniową ustalili, że jednak spotkają się w jakimś miejscu piknikowym, aby mogli zjeść to, co Marcy przyniósł ze sobą i ugotował w pracy nie cisnąc się przy niewielkim stoliku w jej mieszkaniu ani nie siedząc na kartonach u niego.
Zgarnął jedzenie i dotarł na miejsce jakieś pięć minut przed czasem, wiedząc dość dobrze, że to trochę głupie, skoro jego siostra równie dobrze mogła się spóźnić piętnaście. Uznał jednak, że poczeka. Zajął jeden ze stolików na miejscu i położył na nim dwie torby płócienne z jedzeniem. Ona miała przynieść coś do picia, skoro miała bliżej, żeby było na pewno odpowiednio schłodzone.
Chyba bardzo się za mną stęskniłaś, skoro jesteś o czasie — stwierdził, zsuwając z nosa okulary przeciwsłoneczne, aby upewnić się, że to na pewno jego siostra we własnej osobie. — Ale to dobrze, przynajmniej moje jedzenie nie będzie dopiekać się na słońcu dodatkowo — nie było mu to potrzebne, bo jak wiadomo: Marcy gotował perfekcyjnie i nie wymagało to poprawek.
Jak idzie Ci rozpakowywanie i ogarnianie przyczepy? — zapytał, gdy usiadła naprzeciwko, wyciągając pudełka z jedzeniem. Spojrzał na nią pytająco, unosząc lekko brwi. — Wiesz, postawiłem poprzeczkę niezwykle nisko z szybkością ogarnięcia się, bo nadal nie rozpakowałem rzeczy — przyznał jej bez cienia wstydu. — Ale Ty chyba w tej przestrzeni nie możesz sobie na to pozwolić — dodał, nieco bezczelnie, posyłając siostrze odrobinę złośliwy uśmiech. Czy liczył, że jak będzie ją tym tematem wkurzał wystarczająco mocno, to w końcu powie prawdę, dlaczego zapragnęła żyć w takim miejscu? Być może.
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
002.

Udawanie w przyczepie, w której było wystarczająco ciasno, by przypadkiem dźgnąć się widelcem wzajemnie w oko, byłoby zdecydowanie trudniejsze, niż kłamanie podczas pikniku, że wszystko u Teagan grała i wyśmienicie czuła się na zbyt małej przestrzeni. Oczywiście w całej taj bajce, dopuszczała możliwość, że Marcy zna prawdę — a przynajmniej się jej domyśla. Ciężko kochać kilka metrów kwadratowych, w których należało pomieścić całe życie, w tym dość pokaźną garderobę, którą Tea kochała najszczerszą miłością.
Prędzej jednak wymieniłaby swoje wszystkie wspaniałe koszulki na smutne basici, niż przyznała jednak, że nienawidzi przyczepy, nie odnajduje się w Lorne Bay i tęskni za dawnym życiem — w tym i za Spencerem. Tym samym, który rzucił się z klifu, umierając ze smutnym miłosnym listem w ręce, w którym przepraszał Teę za to, że złamał jej swoją śmiercią serce.
Pojawienie się o czasie, było zaskakujące także i dla niej. Próbując znaleźć odpowiedni strój — wygodny, ładny i odpowiednio lekki, by nie pożałowała przesiadywania na słońcu, z dala od klimatyzacji — zdołała zakopać swoimi ubraniami każdą przestrzeń. Zadziwiająco szybko poradziła sobie jednak z tym aspektem, podobnie jak z wyborem zimnego piwa, które wydawało się wystarczająco orzeźwiające. Kiedy pojawiła się z papierową torbą w parku, zmrużyła oczy, ukryte za dużymi okularami w różowych oprawkach, starając się odnaleźć brata. Dostrzegła go przy jednym ze stolików — schowanym nieznacznie w cieniu.
— Bardzo — zapewniła go, gdy już przystanęła wystarczająco blisko, by nie tylko odłożyć odrobinę ciężką papierową torbę, ale i posłać mu też wysoły uśmiech. Całe to zebrane na stoliku jedzenie, przypomniało Teagan jak bardzo była głodna, gdy zmierzała na spotkanie z bratem.
— Wspaniale — zapewniła z mocą. Gdyby miała zdjęcia, to właśnie przesuwałaby je, by mu udowodnić, że naprawdę jest zachwycona absurdalnie małą przestrzenią. — Ja już się rozpakowałam i poradziłam sobie na piątkę — zapewniła go. Stale odnajdywała rzeczy, których jej brakowało — dlatego gotowała wodę na kawę w garnku i jadła obiady wprost z patelni. Po wyprowadzce z mieszkania Spencera, odkryła, jak wiele rzeczy w ich wspólnym mieszkaniu należało do niego. — Nawet wybrałam z Bowie ostatnio tonę ozdób świątecznych, bo za jakieś dwa poniedziałki, moja przyczepa będzie błyszczała jaśniej, niż ta gwiazda na niebie co prowadziła ich w tej historii o Jezusku — dodała z powagą. Przyjdzie i się przekona, jak świetnie się spisały, wykorzystując te żałosne kilka metrów kwadratowych na to, by wyglądało dokładnie tak, jakby narzygał tam sam święty Mikołaj.

szef kuchni — salsa bar and grill
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
You, you enchant me, even when you’re not around. If there are boundaries, I will try to knock them down.
To była jej bajka, więc on nie zamierzał się wtrącać i mówić jej, jak powinna ją sobie pisać i układać. Tak długo, aż nie popadała w jakieś skrajne oderwanie od rzeczywistości, oczywiście. Ale jednak chyba nie było na razie takiego ryzyka do końca. Naciągała odrobinę rzeczywistość, żyjąc w zaprzeczeniu, co oczywiście zdrowe nie było ani dobre, ale chyba był ostatnią osobą, która mogła to jakkolwiek oceniać i prawić jej morały. Sam nie był przecież dużo lepszy. I sam zdecydowanie nie miał zdrowego podejścia do życia i rzeczywistości. Co prawda bajka o bardzo dramatycznym samobójstwie jej byłego partnera, który jednak żył, była już dość mocno na granicy (albo lekko poza nią), ale tego nie mógł też być pewien. Raczej uważał, że nieco podkoloroyzowała jego śmierć niż totalnie ją zmyśliła. No ale, jak nie wiedział, to nie musiał się martwić, bo nie wiedział, że ma czym. Proste.
Dobra odpowiedź, możesz jeść — oczywiście i bez tego by ją nakarmił, ale po co miała deptać jego serduszko, skoro mogła być dla niego miła i mieć nawet regularne posiłki, bo przecież nie po to ma się brata kucharza, żeby nie karmić swojej siostry ulubionej (nie wiem, czy ma inne, więc kto dba).
Dobrze słyszeć, że nie zmieniłaś jeszcze zdania, jak okazało się, że mieścisz w tej przyczepie tylko swoje ciuchy — trochę się z niej nabijał, jednak nie uważał tego za przesadnie okrutne, skoro nie mijał się aż tak drastycznie z prawdą. Miała od cholery ciuchów i pewnie wiedział o tym aktualnie dobrze, bo pewnie pomagał jej w przenoszeniu kartonów trochę. Nie za dużo, bo zarobiony był.
Chcesz wpaść mi pomóc, skoro jesteś w to taka dobra? — mogłaby w sumie, on oferował w zamian jedzenie i pewnie jakieś bardzo dobre i drogie wino nawet, bo przywiózł go ze sobą trochę. Nie wpisywało się to w jego zamiary ograniczenia alkoholu, skoro nadal był na różnych lekach, ale trochę w jego głowie, przez te lata w gastronomii, panowało głupie przeświadczenie, że wino to przecież nie alkohol. Piwo, które przynosi siostra na piknik też nie. — Potrzebujesz czegoś konkretnego? Mogę Ci kupić coś w prezencie na parapetówkę, jak pójdę szukać dla siebie talerzy, bo moje gdzieś zaginęły… — skrzywił się lekko, bo jednak nieco nadal go to irytowało, że firma przeprowadzkowa mu je podkradłą albo zgubiła. A on zorientował się po miesiącu, bo tak długo nie rozpakował swoich rzeczy.
Zabolało mnie to w środku — aż nawet lekko go wzdrygnęło i to wcale nie przez piwo, które im do jedzenia otworzył i podał jedno jej, a z drugiego się napił. — Nie wyrzucą Cię z tej przyczepy, jak przez Ciebie wywali prąd na całym polu? — uniósł lekko brwi. — Wiesz, w takich miejscach chyba są ograniczenia… — dodał, bo w sumie może lepiej ją uprzedzić, że to nie domek Kevina.

teagan reddington
ODPOWIEDZ