uczennica — Lorne Bay State School
17 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Licealistka, która mieszka z mamą i unika ojca oraz jego nowej partnerki. Trochę zagubiona, jednak skrzętnie ukrywa ten fakt pod maską zołzy i duszy towarzystwa.
Tak właśnie widziała go Emily: jako chłopaka, którego nie można usidlić, bo ten woli skakać z kwiatka na kwiatek. Oczywiście w ich wieku niechęć do ustatkowania się nie była jakaś przesadnie szokująca, raczej normalna. Ona również nie miała potrzeby przeżywania wielkiej, nastoletniej miłości, ale z drugiej strony, nie była również entuzjastką przygód. To, co wydarzyło się między nią a Damienem, było jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę. Nawet, jeśli przeszło jej parę razy przez myśl, że mogłaby to powtórzyć, to zdecydowanie nie zgodziłaby się na podobne ekscesy z kimś innym.
Czy im się to podobało, czy nie, zdecydowanie coś ich połączyło. Nie mogli temu zaprzeczyć i musieli z tym żyć, ale obrali wygodną drogę i zgrabnie omijali ten temat. Nie wracali do swojej chwili słabości i niespecjalnie rozmawiali o przyczynach poprawy ich relacji, po prostu starali się dostosować do nowej rzeczywistości. Szło im to różnie — dzisiaj na przykład całkiem nieźle. Gdyby nadal kłócili się przy każdej okazji, dzisiejsza współpraca nie byłaby taka owocna.
No niezupełnie umiała nie przejmować się kolegą. Nadal nie wiedziała, co mu się stało i czy był bezpieczny. Jedno było pewne: zapamięta tę noc na długo i chyba niechętnie wybierze się na kolejną imprezę. W każdym razie, wcale nie czuła się ważniejsza od sprawcy zamieszania, nawet ze swoją niezidentyfikowaną kontuzją barku. Nie zamierzała jednak protestować, bo Damien na pewno nie dałby za wygraną, więc wolała już po prostu współpracować. Oczywiście nie chciała z siebie robić ofiary losu, więc po prostu ruszyła przed siebie. Dobrze, że byli na parterze, bo z piętra uciekałoby się raczej nieco trudniej. Zaczekała, aż Damien wyjdzie, po czym wydostała się z domu z jego pomocą. Rozejrzała się pospiesznie i nie zwlekając już dłużej, ruszyła szybko przed siebie, chwytając znowu Blanca za rękę.
Mam nadzieję, że w rozmowie z policją nikt nie przypomni sobie nagle, że tam byliśmy i niespodziewanie, magicznie zniknęliśmy — powiedziała, gdy oddalili się od farmy na bezpieczną odległość. Szli w niemal całkowitych ciemnościach, więc trzymała się blisko Damiena i nie była taka przemądrzała, jak zazwyczaj. Nie, żeby jakoś bała się ciemności, ale dzisiejszy wieczór mocno podniósł jej poziom adrenaliny i wciąż była lekko wystraszona. Jednak trzeba było mocniej znieczulić się alkoholem, to może rano w ogóle nie pamiętałaby tych scen rodem z horroru.
Droga do jej domu minęła im na jakichś zupełnie luźnych rozmowach. Przez chwilę nawet rozważała zaproszenie go na ich kontynuację, jednak ostatecznie uznała, że to kiepski pomysł. A kiepskich pomysłów musiała wreszcie zacząć się wystrzegać. Pożegnali się więc przed furtką, a Emily uraczyła go buziakiem, tym razem w policzek. Po wejściu do domu upewniła się, że wszystkie drzwi są zamknięte na cztery spusty, poszła pod prysznic, no a zanim zasnęła, to napisała jeszcze do Damiena na Messengerze czy innym Discordzie, żeby mieć pewność, że i on dotarł do domu — bezpiecznie, cały i zdrów!

/ zt. x2

Damien Blanc
przyjazna koala
scarlett
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
  • dwa
Z tragiczną historią opuszczonej farmy zapoznał się po raz pierwszy całkiem niedawno, przy okazji policyjnej akcji w tym miejscu, w której również wziął udział. Kilku pijanych, a nawet naćpanych nastolatków, których udało się wtedy złapać, upierało się przy jakichś opętaniach i wspominało (poza samym szatanem) nazwisko niejakiego Trevora Kensingtona, które Rufus postanowił później sprawdzić w bazie. Ani przez chwilę nie wierzył ani w zeznania znajdujące się w raporcie sprzed dwudziestu lat ani te, które sam musiał spisać od imprezowiczów. Jego pragmatyczny umysł nie znajdował miejsca na takie rzeczy. Tym bardziej, że w swojej karierze rozwiązywał już niejedną sprawę, w której ktoś mordował całą swoją rodzinę. I nigdy powodem nie były jakieś nadprzyrodzone moce.
Mimo wszystko farma go w jakiś sposób zaciekawiła. Nie ze względu na to, co się tu stało, ani tym bardziej przez możliwe nawiedzenia, ale... po prostu zaczął myśleć o jej kupnie. Z początku gdzieś z tyłu głowy urodził się ten zalążek pomysłu, ale z każdym mijającym dniem, tygodniem pojawiał się coraz częściej i wyraźniej. Nie od dziś marzył o takim miejscu dla siebie i swoich psów. Zdążył już się dowiedzieć, że farma należała do miasta (czyli do nikogo) i że ten fakt nie zmienił się przez ostatnie dwadzieścia lat, miał więc przed sobą zielone światło. Przed złożeniem oferty kupna chciał jednak jeszcze obejrzeć to miejsce dokładniej. I w świetle dziennym.
Było późne popołudnie, kiedy zajechał na miejsce, ale słońce nie miało zajść jeszcze przez najbliższe kilka godzin. Swój stary pick-up zaparkował bliżej głównej drogi i dalej ruszył pieszo. Chciał przyjrzeć się całości terenu, nie tylko budynkom farmy, dlatego też wybrał spacer. Musiał w końcu wiedzieć, czy mógłby tu bezpiecznie puszczać wolno psy, czy jednak zanim je tu przyprowadzi będzie musiał wprowadzić jakieś poprawki. Płot musiałby postawić na nowo, to już wiedział na pewno. Na sobie wciąż miał policyjny uniform. Trochę z małego lenia, bo nie chciał tracić czasu po pracy na powroty do mieszkania i przebieranki, ale też liczył na to, że jego strój skutecznie przepłoszy ewentualnych nielegalnych lokatorów lub młodzież przygotowującą może kolejną imprezę. Nie dzisiaj! I kto wie, może jak zdecyduje się rzeczywiście kupić to miejsce, to już nigdy...?
Rufus Winthrop
ejmi
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
017
Praca w policji miała kilka wad i kila zalet. Jedną z zalet było bycie nieustraszonym i wykorzystywanie tego najbardziej, jak się tylko da. Wadą było natomiast to, że wchodząc do policji, podpisywało się pakt z diabłem, bo swoją odwagę w każdym momencie można przypłacić śmiercią.
Słyszał trochę o różnych zakątkach Lorne Bay do których nie należało się wybrać. On nieraz i nie dwa pracował w takim miejscu, wiedział więc, że może spodziewać się dosłownie wszystkiego.
Historia z 2001 roku dość mocno krążyła mu po głowie. Któregoś dnia, przeglądając różne papiery na komisariacie w jego ręce wpadły akurat śledztwa, które zostały zamknięte. Przyjrzał się uważnie kartotece, wzdychając tęsknie do tych kartek. Nie pomagał przy sprawie, wtedy był jeszcze w szkole, lecz zapoznał się dokładnie z papierami.
W końcu znalazł czas, by stawić czoła farmie o której tyle czytał i zaopatrzywszy się w pistolet, na który oczywiście miał zezwolenie, wybrał się w podróż. Ciemny samochód zaparkował nieopodal farmy, na jakiejś piaszczystej drodze, a dalej poszedł pieszo.
Przedzierając się przez popaloną słońcem trawę, znalazł się nieopodal farmy, która wyglądała dość... Ciekawie. Przeszedł się po działce, zaglądając w każde możliwe miejsce, aż w końcu wychodząc zza rogu, natrafił na jakiegoś mężczyznę.
— A Pan jest...? — Zainteresował się, posyłając mężczyźnie pytające spojrzenie. Rzadko kto się tutaj kręcił, a obecność tego mężczyzny, wzbudziła w nim uśpioną do tej pory czujność. Nie pracował już w policji, lecz potrafił reagować, gdy pojawiało się potencjalne zagrożenie, stąd mechanizm obronny, wyjątkowo wyczulony na tego typu rzeczy i sytuacje. Mógł przejść obok Rufusa i go zignorować, był jednak ciekaw, co ktoś taki jak on, robił w tym miejscu tutaj. Przyszedł na spacer, czy może był łowcą duchów, których tutaj było pełno przez wieści, że to miejsce rzekomo nawiedza sam szatan.
Jedyny Szatan, który tu mieszkał, dostał wyrok i dość szybko nie wyjdzie na wolność. Sprawiedliwości stało się zadość, choć nie przywróci to życia reszty rodziny, którą postanowił zabić, bo głosy mu kazały, doprawdy, zabawne. Już kilka razy w życiu słyszał tego typu opowiastki i za każdym razem, coraz bardziej powątpiewał w ludzi, powołując się na chorobę psychiczną, a nie głosy nieistniejącej istoty.

Rufus Winthrop
sumienny żółwik
blueberry
posterunkowy — lorne bay police station
39 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
od sześciu lat w Lorne i też od tylu zajmuje stanowisko zwykłego posterunkowego, próbując w sobie zdusić przynajmniej część ambicji na coś "więcej". należy do NA, żyje aktywnie, ma dwa psy i... syna, którego nigdy nie poznał
Z każdym kolejnym krokiem czuł się coraz bardziej zniechęcony i zawiedziony. Pozostawiona odłogiem na ostatnie dwadzieścia lat farma była w o wiele gorszym stanie, niż początkowo miał na to nadzieje. Rozpadający się płot, ogromna ilość chwastów i innego zielska, niezabezpieczona studnia, butwiejące deski, spore gniazdo (być może szerszeni) pod jednym z dachów, podupadający silos - a to i tak tylko część problemów z zewnątrz. Kto wie, co czekało na niego w środku!
Miał właśnie przekroczyć próg, kiedy ktoś zaszedł go od boku. Słońce powoli chyliło się już ku zachodowi, więc Rufus wyciągnął telefon i zapalił w nim latarkę, by móc lepiej dostrzec wszystkie detale wnętrza. Teraz skierował jej światło w stronę intruza i powoli zszedł ze schodków prowadzących do wejścia do głównego budynku farmy. - Policja - odparł w pierwszej chwili stanowczo, ale spokojnie, po cichu licząc na to, że samo to słowo odstraszy niechcianego gościa. Dopiero po krótkiej chwili skojarzył, kogo właściwie miał przed sobą. Z Washingtonem co prawda nigdy oficjalnie się nie poznali - on pracował na którymś wydziale, może zabójstw? - a Roo był tylko zwyczajnym, "krawężnikowym" policjantem, ale zdarzało mu się widywać go na komisariacie, nim Dean nie zrezygnował ze służby. Choć po posterunku krążyła pewna historia dotycząca tego odejścia - Winthrop nie wnikał, czy miała cokolwiek związanego z prawdą, czy była to zwykła plotka - to Rufus wciąż nie potrafił zrozumieć takiej decyzji. Albo inaczej - sam nigdy by takiej nie potrafił podjąć.
Minęło może kilka sekund, gdy w końcu opuścił światło latarki na ziemię, by drugi mężczyzna mógł się swobodnie przyjrzeć również jemu. Nie sądził jednak, by miał go poznać, nawet w tym policyjnym uniformie. - Rufus Winthrop - przedstawił się więc, uśmiechając się przy tym lekko. - Myślałem, że to dzieciaki znów wpadły na genialny pomysł organizowania tu imprezy - wyjaśnił też swoją początkową reakcję. Nie dodał, że pojawił się tu właściwie z zupełnie innego powodu. Choć Dean był kiedyś policjantem i wzbudzał w Rufusie większą ufność, niż ktokolwiek inny, kogo mógł tu spotkać, postanowił zachować pewną rezerwę. Ot, po to chociaż, by najpierw wybadać jego intencje. - A pan co tu robi? - zapytał więc bez cienia wyrzutu w głosie. Bardziej może ciekawości.

Dean Washington
Rufus Winthrop
ejmi
plecie głupoty i wiklinę — fall at magnolia market
23 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Please picture me
in the weeds
before I learned civility
I used to scream
any time I wanted
2
Znała historię farmy dobrze. Musiała ją poznać, gdy wprowadzała się na te tereny w poszukiwaniu budynków do przejęcia i dobrze wnioskowała, że ten nie zostanie nigdy wystawiony na sprzedaż. W poszukiwaniu starych części mebli do odrestaurowania i niezbędnych do zachowania klimatu Farmy pozostałości zawędrowała tutaj, oczekując przybycia swojej towarzyszki. Trzymana w dłoni kamera do vlogowania zadrżała lekko, gdy po plecach Romy przeszedł dreszcz. Dlaczego najpierw decydowała się na takie eskapady, a nikt nie powstrzymywał jej od przemyślenia tego? Ba, wręcz zaciągała za sobą kolejne osoby, nie zastanawiając się głębiej nad tym, czy plotki o nawiedzonej przez złe duchy ruderze, są prawdziwe. Andromeda nie wierzyła w tego rodzaju zjawiska. Wydawać mogłoby się, że chodzi z głową w chmurach, zatem zdolna jest zgodzić się na każdą niedorzeczność, ale akurat względem zjawisk nadprzyrodzonych, konsekwentnie uważała je za zabobony. Jasne, lubiła od czasu do czasu zapalić sobie zapachową świeczkę dla estetyki, czy przeglądnąć horoskop w ostatnim kolorowym pisemku, ale żeby od razu jakieś diabły… Bez przesady. Pokonała kolejne kilka kroków, krzywiąc się na dźwięk łamanych pod stopami gałęzi. - Idziesz no? - Ni to szept, ni to konspiracyjne warknięcie miało przywołać przyjaciółkę do jej boku. Wcale się nie bała, po prostu musiała wzmocnić wrażenia widza własną mimiką twarzy. A ta aktualnie ukazywała, że zaraz zejdzie ze strachu. - Przysięgam, że widziałam tam gdzieś idealną deskę na blat stołu. Podszlifować, przelecieć impregnatem i będzie jak lala do salonu. - Starała się brzmieć pewnie, ale niepokojąca cisza jaka otaczała ich ze wszystkich stron, tylko potęgowała poczucie, że są przez kogoś obserwowane. - Weź potrzymaj kamerę, nagramy takie ujęcie z boku. - Wcisnęła drugiej dziewczynie urządzenie do rąk, samej odwracając się do obiektywu i odpowiednio pozując na tle załamującej się ściany starej farmy. Miała nadzieję, że wyświetlenia będą wystarczające, bo drugi raz już się nie pokusi o przyjście tutaj. - Strasznie okropna historia z tym Kensingtonem. Zabił swoją żonę i dwójkę dzieci, pamiętasz jak mówili o tym w Kronikach z Lorne Bay? Podobno nic, a nic nie żałował tego. Wiem, że parę osób się tutaj zapuszczał na ghost hunting, ale chyba nie wierzysz w takie rzeczy, co nie? - Jeśli nawet Raine miałaby powiedzieć jej, że chociaż część z tych strasznych historii jest prawdziwa, to Romy nie była jeszcze gotowa na uwierzenie w nie.
Raine Barlowe
powitalny kokos
daisy
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
47.

W życiu nie przyznałaby się, że nie słuchała, a jednak... a jednak owszem, zapamiętała czas i miejsce spotkania, tylko jego cel jakoś uleciał dziewczynie z głowy, więc kiedy parkowała Jaguara Sameen, czuła narastający niepokój. Nie tak dawno Archer naśmiewał się z jej irracjonalnego lęku przed potworami spod łóżka, a dziewczyna co noc uważnie sprawdzała, czy jej stopy są przykryte kołdrą, inaczej nie mogąc zasnąć, choć normalnie niespecjalnie wierzyła w zjawiska nadprzyrodzone, a horoskopy były dla niej zwyczajnie rozrywką. - Oj, po prostu nie chcę się o nic potknąć - odpowiedziała, chcąc usprawiedliwić swoje ociąganie się i cykora, który zdążył ją oblecieć. - A to nie za dużo zachodu? Nie ma jakiejś grupy z rzeczami do oddania, takimi, no wiesz, gotowymi? - zapytała od razu, bo przecież taką deskę to trzeba jeszcze dotaszczyć do domu, a potem się nią porządnie zająć i zrobić jej pewnie kwarantannę, bo kto wie, co się z nią działo i jakie rzeczy mogły siedzieć w środku. Wcale nie chodziło jej o to, że się trochę bała zapuszczać dalej!
Zabawne było, że Raine potrafiła wpakować się w sam środek sklepowego napadu i mniej to wszystko przeżywała, niż wizytę na opuszczonej farmie. Nie bała się ewentualnych bezdomnych, którzy mogli sobie zrobić w budynku miejsce do życia, bardziej tego, że coś niespodziewanego na nie wyskoczy z zakamarków, może jakieś duchy? Nie, tak racjonalnie podchodząc do wszystkiego, nie wierzyła w żadne duchy, co prawda owszem, mogło być jakieś życie po śmierci, ale żeby zaraz ludzie chcieli wracać do miejsca swojej śmierci i nawiedzać ewentualnych gości? Było to zupełnie nielogiczne! - Dobra, czekaj, na pewno się nagrywa? - jak znała siebie, to mogły przypadkiem nie wcisnąć odpowiedniego przycisku i pozować do woli, bez dowodów na swoją wizytę na farmie. Dzielnie jednak wpatrywała się w ekran kamery, próbując objąć Romy z jak najlepszej strony, żeby nie musiały tego powtarzać. - W sensie, czy wierzę, że sobie tu wszyscy dalej żyją, czy tam nie żyją i czekają, aż ktoś wpadnie, żeby odpowiedzieć im na pytania, na które tylko duchy mogą znać odpowiedź? To tylko przereklamowana sprawa, przez te wszystkie horrory - dzielnie wzruszyła ramionami, choć horrory to były własnie filmy, ktorych oglądania unikała dośc jawnie. - Pewnie jakieś dzieciaki wzięły planszę ouija i jedno nią sterowało, zeby nastraszyć resztę, a potem opowiadają historie o nawiedzonych budynkach - odpowiedziała pewnie, bo właśnie to podpowiadala jej logika. - Ale nie jest tu najprzyjemniej, więc możemy zgarnąć deskę dla ciebie i spadamy.

Andromeda Hillbury
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
plecie głupoty i wiklinę — fall at magnolia market
23 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Please picture me
in the weeds
before I learned civility
I used to scream
any time I wanted
Były siebie warte. No może niekoniecznie, bo ten jaguar z pewnością wycenić można było na więcej niż jej starą furgonetkę, ale dobra. Romy powinna rozważniej dobierać kompanów i stawiać na kogoś, kto nie boi się frędzli od koca smyrających go po stopie, jednak cóż mogła poradzić. Ufała Raine, po prostu. Jej spokojnego ducha, fascynację maszynerią, która dla Andromeda stanowiła całkowicie niezrozumiałe spektrum tajemnic. Zanim poznała Barlowe o turbinach wiedziała tyle ile wszyscy, czyli nic, ale lata znajomości przyjaciółki pozwoliły dziewczynie na zebranie szczątkowej wiedzy na temat tych “wspaniałych maszyn”.
Szczerze, w obecnej sytuacji wolałaby stać na polu wiatraków, niż w tej dziadowni. - Teraz wszystko trzeba robić samemu wiesz, handmade. No i jakbym wzięła od grupy, to by nie miało takiego wydźwięku motywacji. Zrób to sama, o tak ma być! A nie, zapłać komuś sama. Nie, żebym miała z czego, ostatnio musiałam wywalić pensję z koszyków na naprawę pieca gazowego, bo znowu coś dziwnie piszczało. - Mówiąc to, wyginała się odpowiednio do ujęcia, by wreszcie westchnąć i wrócić do Raine. Zatrzymała przycisk nagrywania, szybko wchodząc w galerię, a następnie przerzucając kolejne klatki. O tutaj wyszła dobrze, będzie na miniaturkę.
- Weź mi nic nie mów o tych ouji tabliczkach, niby to jakieś zabawy, ale potem kto wie. Kończy się tak, że mąż morduje z zimną krwią całą swoją rodzinę. Ej… Raine… - Przerwała, mrużąc wzrok w niedowierzaniu. Musiało się jej coś przywidzieć, na pewno tak. Ruszyły przy tym kilka kroków do przodu, docierając wreszcie do bocznej ściany starej stodoły.
Na dużym stosie zjełczałego siana leżało kilka rozklekotanych mebli, wraz z obiecująco wyglądającymi pozostałościami jadalnianego stołu. - Zobacz na to. - Powiedziała wreszcie, ustawiając filmik na odpowiednie miejsce. Z pozoru wszystko wyglądało na tyle normalnie, na ile pozwalała sytuacja. Wyginająca się z uśmiechem Romy na środku kadru, a dookoła wysokie trawy objęte gąszczem pozostałej, dzikiej roślinności.
Dopiero sekundę później, gdzieś w tle, przy drzwiach otwartej szopy, ledwo dostrzegalny zlepek ciemnych pikseli zdaje się poruszać z niepokojącą prędkością w stronę pleców Hillbury, by następnie zniknąć już w następnym ujęciu. - Wwwidziałaś to? - Spytała niepewnym głosem. Kamera nie była najnowszym modelem i już wielokrotnie zdarzało się jej natknąć na błędy i niedociągnięcia, ale nigdy tak… Wizualizowane. Być może bowiem była to kwestia wybujałej wyobraźni Romy, ale zniekształcona chmura wyglądała prawie jak mała dziewczynka, ubrana w podarte, brudne ubrania. To nie mogło znaczyć nic dobrego.
Raine Barlowe
powitalny kokos
daisy
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Ale i tak robisz juz koszyki handmade, musisz mieć wszystko przez siebie wykonane? Przecież ci twoi widzowie się nawet nie zorientują - to nie tak, że jej widzowie nie byli inteligentni, albo spostrzegawczy, ale żadna była z Romy Beyonce, żeby ktoś miał na jej punkcie obsesję i sprawdzał wszystkie fakty, ceny i każdą informację, jaką dziewczyna podała w swoim filmiku. Tak się przynajmniej Raine wydawało, bo świat YouTube'owej sławy był dla niej czarną magią, w którą nie do końca chciałaby się chyba zagłębić, musząc swoje wszystkie poczynania dokumentować na portalach społecznościowych. Barlowe była w ogóle trochę zdziadziała i choć technologia to było jej życie, ominęła ją era Snapchata, a na Instagramie śledziła głównie memowe konta i słodkie kotki, sama wrzucała coś tylko raz na jakiś czas. - A próbowałaś kiedyś? Ja nie próbowałam, w ogóle żadne wywoływanie duchów z koleżankami, nic z tych rzeczy - aż ją nieprzyjemny dreszcz przeszył, kiedy wspomniała o nadnaturalnej ingerencji, ale wolała dmuchać na zimne i choć nie miała jasnej opinii na temat tego, czy duchy rzeczywiście istnieją, czy może nie, to tak bardziej skłaniała się do odpowiedzi twierdzącej, w końcu strasznie głupio by było po śmierci po prostu wyparować!
- No przecież widziałam, przed chwilą to nagrywałam sama - westchnęła głośno, nachylając się do ekranu, bo jednak chciałaby zabrać ten blat, jeśli Romy tak bardzo go potrzebowała i się ewakuować, a nie przeprowadzać wstępną selekcję ujęć do filmików. - Dobrze wyszło, nie trzeba niczego powtarzać - jeszcze dodała, w razie gdyby przyjaciółce przyszło do głowy wrócić kiedyś w to samo miejsce i dogrywać kolejne ujęcia, bo coś się jej nie do końca podobało w tym, które zarejestrowała kamera w rękach Raine. - Eee, to pewnie jakiś cień, albo paproch, widzisz ile tu jest kurzu? Albo jakaś ćma może, bo ją jakoś poruszyłaś i się obudziła? No, pewnie ćma, albo jeszcze może być liść, ciężko powiedzieć - wyrzuciła z siebie wszystkie wymówki, które przyszły jej w tej chwili do głowy, bo mocno się obawiała, że ta ciemna plama to nie żadne paprochy, ale... - Dobra, przestań, to nie może być nic takiego, no wiesz, dziwnego - mruknęła jeszcze, chociaż tak naprawdę, to bardzo nie chciała, żeby to było coś dziwnego, nadprzyrodzonego. - Weźmy tę deskę po prostu i spadajmy, co? - już trudno, mogła być cykorem, ale przynajmniej nie jakimś opętanym!

Andromeda Hillbury
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
plecie głupoty i wiklinę — fall at magnolia market
23 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Please picture me
in the weeds
before I learned civility
I used to scream
any time I wanted
Kiedyś usłyszała od kogoś, że aby w ogóle chcieć robić karierę z pomocą mediów, ktoś musi mieć w sobie trochę egoizmu. Słuchać swojego głosu, oglądać własne prace i w dodatku pokazywać je szerszej publice, nie wspominając już o czerpaniu z tego profitu. Może faktycznie było w tym trochę racji? Raine nie zawracała sobie głowy drobnostkami, o których często myślała Romy, a z perspektywy przyjaciółki żyło się jej całkiem dobrze. Czasami zastanawiała się, czy nie lepiej dla niej gdyby wybrała, póki jeszcze czas na to pozwalał zainteresowanie, oraz zawód zapewniający spokojniejsze życie niż cioranie się po krzakach. Inaczej wyobrażała sobie spędzanie przedświątecznego popołudnia, ale skoro znalazły się już w tej sytuacji, nie pozostawało nic innego, jak tylko dostosowanie się do niej.
- Ale no wiesz, jak to jest, trzeba autentycznie. Nie mogę ich okłamywać. Jeszcze nie jestem aż tak sławna. - Zażartowała niepewnie, chcąc żwawą rozmową rozpędzić własne wątpliwości. Gdy znalazły się wreszcie w odpowiedniej odległości od blatu, zawiesiła kamerę na pasku, decydując się odrzucić wcześniejsze zastrzeżenia. - Dobra, paprochy jasne. Nie wiadomo jakie to pyłki i inne tam. Na co teraz jest sezon pylenia? - Spytała, jednocześnie odgrzebując suchą roślinność z drewna.
Nie było może w najlepszym stanie, jednak Romy oczami wyobraźni widziała już konkretne kroki prowadzące do odrestaurowania całości. Może nawet nie musiałaby go ciąć? Kucając, przejechała dłonią po zakurzonej powierzchni płyty, obserwując konstrukcję całości. Zapewne, wkrótce doszłaby do porozumienia ze swoimi planami, gdyby gdzieś za ich plecami nie rozległo się piskliwe skrzypienie, a następnie dźwięk, który można było porównać do trzaskania drzwiami przez wiatr... Lub coś innego.
- Może to ta ćma? - Zaproponowała niemrawo, wciąż nie decydując się obrócić w tamtym kierunku. - Nigdy nie bawiłam się w żadne fiu-bździu z duchami, ale mam znajomych, którzy chodzą po opuszczonych budynkach i różne rzeczy spotykają. Bezdomni, dzikie psy, niektórzy jasne, twierdzą, że to duchy, ale… Bez przesady, co nie? - Hillbury była prostą osobą, gdy zobaczy, to uwierzy, szczególnie gdy prócz własnego bezpieczeństwa musiała się przejmować też dobrem przyjaciółki. - Ty studiujesz mechatrototolykę. Czy wiatr może wydawać takie odgłosy?
Raine Barlowe
powitalny kokos
daisy
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- A jak będziesz bardziej sławna to nadejdzie czas na kłamanie? - autentycznie nie wiedziała jak się ludzie poruszali w tym biznesie, ale zdawała sobie sprawę z tego, że niektóre rzeczy były ustawione. Związki par, wielkie kłótnie, dramaty, żeby przyciągnąć uwagę mediów plotkarskich - na tym jej zorientowanie się kończyło, bo sama raczej do sławy nie dążyła, ani nie interesowała się wielkim życiem gwiazd, chociaż filmiki Romy akurat oglądała i dodawała do nich łapki w górę, bo raz, że była ciekawa zajęcia przyjaciółki, a dwa, chciała jej dać wsparcie nawet w formie jednego lajka więcej. - Hmm, już raczej wszystkie trawy kończą pylić, ale może jakiś kwiat akacji? - alergikiem też nie była, więc nie zdawała sobie sprawy na co trzeba uważać w danym miesiącu, ale też może te pyłki nie były najlepszym tropem, bo dawno nie widziała nadmiernie smarkających ludzi w przestrzeni publicznej, więc chyba nie było to tak intensywne? Wolała jednak myśleć, że paproch, albo liść, to była bardziej optymistyczna wersja zdarzeń i bardziej logiczna.
- C-co to było? - odwróciła się gwałtownie w stronę, z którego dobiegł dźwięk, ale nie widziała nic podejrzanego. To znaczy, wszystko tutaj wyglądało trochę podejrzanie, ale nie wyróżniał się żaden ruch, więc może mogła się czuć bezpiecznie u boku sprawdzającej swój blat Romy? - Ćma trzaskająca drzwiami? - o ile była całkiem wiarygodną opcją, jeśli chodziło o pojawienie się w kadrze i pokazanie na filmie jako cień, o tyle wątpiła, żeby obserwowały tu efekt motyla z machnięciem skrzydłami, które wprawiały po kolei kolejne rzeczy w ruch, finalnie czymś trzaskając. - N-no żadne duchy, pewnie po prostu jakoś mocniej zawiał wiatr, albo jakieś jabłko spadło z drzewa na dach - ani w pobliżu nie było jabłoni, ani nie była to pora roku, w której dojrzałe owoce pod własnym ciężarem spadały z drzew, więc może to tylko ten wiatr? - Mechatronikę - poprawiła ją odruchowo, wręcz bezwiednie. - Sam w sobie wiatr nie wydaje żadnych dźwięków, bo to tylko różnica ciśnień, pomiędzy... - urwała, bo okej, czasem się zapominała, ale jednak sama zdała sobie sprawę z tego, że Romy wcale nie chce słuchać naukowego wyjaśnienia zjawiska, jakim był wiatr. - Ale mógł czymś poruszyć, no wiesz, zdarza się, tak? Ta szopa jest w ogóle stara, więc może powinnyśmy szybko wziąć blat i się zmywać? - wcale nie chciała wytężyć sluchu, ale nic nie mogła poradzić, że wszędzie zaczęła słyszeć dziwne odgłosy i poczuła się nieswojo.

Andromeda Hillbury
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
plecie głupoty i wiklinę — fall at magnolia market
23 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Please picture me
in the weeds
before I learned civility
I used to scream
any time I wanted
Kochała ją za to, że wiedziała tyle rzeczy. Naprawdę. Takich przyjaciółek ze świecą szukać, szczególnie jeszcze gdy w życiu każdej z nich dzieje się tak wiele. Może faktycznie różnice się przyciągały? - Kwiat akacji? Dobra, nieważne. Wiesz, że ja celowo bym nigdy nie kłamała, szczególnie że przecież nie mam nic do ukrycia. Ale z tego co wiem i słyszałam w tym środowisku, dużo różnych ludzi zmienia się pod wpływem… No wiesz. “Sławy”. Nie, żebym ja była sławna. - Bo nie była. Celowała w wąskie grono odbiorców, które nie szukało przekleństw, dreszczyku emocji, ani salw przekleństw co każdą sekundę. Romy po prostu, robiła to co lubiła robić, a jeśli przy okazji mogła zyskać przy tym profity, czemu nie skorzystać? Nie trzeba było geniusza, by wiedzieć, że Raine w kwestii zawodowej miała znacznie większe pole do popisu niż przyszła absolwentka rzeźby, szczególnie gdy do talentu artystycznego dochodziło roztrzepanie Hillbury i jej ogólna niechęć do stanowisk ograniczających wolność. A tej lubiła mieć dużo. - Racja, racja. Mechitrikę. No to pewnie ta szopa, chwyć za tę część. - Wskazała część blatu, samej chwytając go i odważnie wykonując kilka kroków naprzód.
- Nie boisz się, prawda? - Chwila marszu w ciszy przyćmiła dotychczasowe wahanie, ale wzrok wciąż mimowolnie przeskakiwał na miejsce skąd wcześniej dochodziły niepokojące dźwięki. Tak łatwo było oszukać ludzki umysł. Coś, co wydawało się brzydkie, nagle ogłaszano największymi arcydziełami, naiwni i spragnieni uznania dawali się naciągać na najprostsze oszustwa, a umysł ludzki płatał figle.
Kto wie, może i w tym przypadku miały po prostu do czynienia ze swoimi demonami? Chowanymi głęboko w sobie troskami, które w momencie, gdy znalazły się pośród cichego i spokojnego miejsca wyszły wreszcie na zewnątrz. Andromeda nie miała pewności, czy będzie w stanie im podołać sama, nie odkąd odkryła jak dobrze można własne troski maskować pod postacią motywacyjnej energii i dobrego humoru. Pomyślała o swojej rodzinie, o siostrach. Może te tendencje nie były wcale tak przypadkowe? W końcu nie od dziś wiedziała, że Bowie swoje ma za uszami, a Ryan wciąż nie zamierzała porzucić swojej ułożonej perfekcji córki prawie idealnej. Miały swoje wady, do których na ten moment nie wydawały się chętne przyznać. Czy okoliczność mogły to zmienić? Na pewno Romy nie planowała dzisiaj umrzeć, a dreszcz przebiegający po plecach tylko upewniał ją w przekonaniu, że chociaż przemyślenia są istotne, to aktualnie ponad wszystko wolałaby po prostu wziąć nogi, stół i Raine za pas. Daleko stąd.

Raine Barlowe
Bunyip
powitalny kokos
daisy
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- A może jak już będziesz sławna to ci tak kompletnie coś odstrzeli w głowie, wyjedziesz do Sydney, albo, o, do Los Angeles i będziesz tam robiła wielką karierę, a o swoich znajomych z Lorne Bay już dawno zapomnisz? Tylko potem jednak zdasz sobie sprawę z tego, co jest w życiu najwazniejsze. I wiesz co? Ja cię wtedy przyjmę! - dobrodusznie pokiwała głową, oczywiście żartując i jednocześnie paplając jakieś absurdalne głupoty, byleby tylko oderwać myśli od tego, że farma była straszliwie straszna. Tak naprawdę to nie widziała Romy w roli jakiejś zadufanej w sobie gwiazdki, nie z rodzajem filmików, jakie wrzucała na YouTube, poza tym znały się na tyle długo, a Raine była na tyle ufną dziewczyną, że po prostu nie mogła sobie wyobrazić Hillbury jako nowego wcielenia Reginy George. - No, to ta szopa - brzmiało to wiarygodnie? Brzmiało. Czy ją trochę uspokoiło? Jeszcze jak! Złapała za jedną z części blatu i zaczęła się wycofywać w stronę drzwi, może idąc trochę szybciej, niż jakby to robiła bez dodatkowych myśli o kolejnych hałasach. - Co? Nie, jasne, że się nie boję, to byłoby głupie - zaśmiała się, może trochę nerwowo.
Tak naprawdę, pomimo swojego wykształcenia i dość rozsądnego patrzenia na świat, Raine Barlowe w niektórych momentach była po prostu głupiutka. Naiwnie wierzyła w dobre intencje nieznajomych ludzi, dawała kolejne szanse i puszczała koło uszu wszelkie red flags u ludzi już bardziej znajomych. Do tego wszystkiego dochodziła wiara w rzeczy, o których nie mogła mieć pojęcia. I tak właśnie padała wręcz z gorąca, kiedy musiała przykrywać stopy w gorącą australijską noc, bo kiedy przebudziła się w nocy, zobaczyła za oknem dziwny ruch i bała się potworów spod łóżka, przy późnych powrotach do domu włączała głośno muzykę na słuchawkach, żeby nie obracać się przy każdej trzaskającej gałązce, jakby jakiś nadprzyrodzony zwierz miał na nią wyskoczyć. Tym razem nie miała jednak żadnych słuchawek, a Romy jakoś nie była zbyt gadatliwa, na kolejny hałas aż więc podskoczyła, a blat wyślizgnął się jej z rąk. - O kurwa, przepraszam! - jęknęła, chociaż kawałkowi deski nic takiego się chyba nie stało, jej za to serce biło jak oszalałe i bardzo, bardzo chciała już stąd wyjść i najlepiej nigdy w życiu nie wracać, bo to był jakiś poroniony pomysł. - Coś mnie dotknęło!!! - wrzasnęła, podskakując w miejscu, bo mogłaby przysiąc, że poczuła łaskotanie na kostce, a to chyba już nie mógł być ten sam akacjowy paproch co wcześniej na nagraniu, prawda?

Andromeda Hillbury
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
ODPOWIEDZ