lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
24 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Barmanka w Shadow. Wolontariuszka w sanktuarium dla dzikich zwierząt. Gra w zespole Love Queen.
  • #2
Nie była kimś kto lubi epatować radością czy ekscytacją. Starała się wszystko przyjmować dosyć spokojnie, czasem zdawałoby się, że obojętnie, ale naprawdę taka zła nie była. Od takich rzeczy zawsze są wyjątki. W przypadku młodej Sheehy wyjątkiem były przykładowo miejskie legendy, o których potrafiła mówić godzinami i to z przejęciem. Wtedy traciła tą swoją opanowaną stronę, no ale cóż... Okazało się, że podobnie będzie się mieć nauka jazdy na motocyklu. Od dłuższego czasu - w sumie odkąd pracuje w Shadow - zbiera na jakiś lepszy środek transportu. Jakby nie patrzeć to musi jeździć rowerem, autobusem albo uberem i choć była już przyzwyczajona od dawna do owego klubu to jednak nie była to bezpieczna okolica. Tak więc szybki i w dodatku jej własny pojazd bardzo by się przydał. Naturalnie zbierała na niego, ale wciąż pewna nie była czy stawiać na samochód czy iść w drugą stronę - stąd myśli o motocyklu! Tyle, że rozsądek musiał takie od razu odrzucać skoro nie miała okazji nauczyć się jazdy. Odrzucał je do czasu poznania Toni. Jej maszyna naprawdę zrobiła na Nyi wrażenie. Oczywiście nie była kimś kto rzuca prośby o naukę do kompletnie obcej osoby, ale od pierwszego spotkania miały już okazję nieco się poznać - z początku poprzez zwykłe przypadki, ale wyszło to na dobre.
Była trochę za wcześnie na umówionym miejscu. Serio się ekscytowała jak jakieś dziecko - mimo, że starała się panować! Dzięki temu jednak humor naprawdę jej dopisywał, a to nie było aż takie częste jakby chciała. Dlatego zbyt wcześnie zamówiła sobie podwózkę - znajomym uberem, który nie zadawał zbędnych pytań, hm... pewnie zasługa tego, że za często zamawiała podwózki z klubu. Mniejsza bo dla niej lepiej. Nie musiała się tłumaczyć po co jej podwózka na starą farmę. Zastanawiała się, gdzie najlepiej odbywać takie lekcje. W zasadzie dalej nie była pewna czy dobrze trafiła, ale stara farma to farma opuszczona, gdzie nikt się w okolicy nie kręci. Dzięki temu nikomu krzywdy nie zrobi. Oczywiście wpierw myślała o jakimś parkingu, ale obawiała się, że nawet jeśli nikogo by nie przejechała to walnęłaby w jakiś samochód. Tutaj wydawało się, że pole do manewru większe było. A czekają na Toni jeszcze się upewniła czy w rozwalającej się stodole nie siedzą jacyś obcy co tylko czekają aby pod koła wskoczyć... Nigdy nie wiadomo!

Toni Nichols
wystrzałowy jednorożec
Nya
29 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Profesjonalna surferka, która do życia podchodzi bardzo na luzie. W jej życiu liczy się przede wszystkim ujarzmianie fal, dobre imprezy i totalny chill ... z nią można konie kraść tak naprawdę
#2

Toni zawsze marzyła o posiadaniu własnego pojazdu. Na jej szczęście miała talent do surfingu i jej kariera wystrzeliła do góry niczym kariera Alany Blanchard w latach gdy jeszcze nie myślała o posiadaniu dzieci. Kiedy mogła to sprawiła sobie pierwsze dwa kółka. Zawsze bardziej jej się marzyło posiadanie motocykla niż samochodu. Ma prawko na oba ale to tym pierwszym porusza się najczęściej.
Pannę Sheehy poznała dosyć przypadkowo tak naprawdę, ale złapały szybko kontakt i od czasu do czasu się spotykały gdzieś. O ile Toni była rzecz jasna w mieście. Wiedziała doskonale, że jej Suzuki Hayabusa podobała się nowej znajomej. Na szczęście Nyi Toni nie traktowała motocyklu jak własne dziecko, którego nie mogą ruszać obcy ludzie. Motor to rzecz nabyta tak naprawdę, a Toni nie miała nic przeciwko by jej znajoma mogła się nauczyć jeździć na tym czarno-złotym cacku.
Umówiły się na starej farme za miastem. Daleko od ludzi by przede wszystkim nie narazić nikogo na niepotrzebne szkody gdyby Nya miała nagle stracić panowanie nad maszyną. To mogło się zdarzyć, ale też wcale nie musiało! Jednak trzeba być ostrożnym, bo to iż Toni zarabia niemałe pieniądze wcale nie znaczy, że ma je na wydawanie na wszelkiego rodzaju kary za zniszczenie mienia czy nie daj boże czyjegoś życia.
Nie była jakoś mocno spóźniona, ale jednak zasiedziała się u swojej dziewczyny i gdyby nie kilka przekroczeń prędkości to mogła się sporo spóźnić. Nya najpierw mogła usłyszeć ten cudny ryk ściagacza zanim wreszcie na farmie pojawiła się Toni. Wyłączyła silnik i ściągnęła kask uśmiechając się szeroko do znajomej.
-Mam nadzieje, że nie czekasz długo. Mała dezorganizacja z mojej strony dzisiaj - rzuciła zsiadając z pojazdu -Bez zbędnych przywitań. Wsiadasz? - zadziorny uśmiech nie znikał z jej buźki. Poklepała jeszcze skórzane siedzenie motoru tak dla zachęty. Mogła ogarnąć coś lekkiego , z mniejszą pojemnością silnika by Nya mogła przyzwyczaić się do motoru. Nauka jazdy na maszynie, która potrafiła wyciągnąć 300 na godzinę chyba nie do końca było dobrym pomysłem. Jednak kto powiedział, że Nichols miewa same dobre pomysły!

Nya Sheehy
powitalny kokos
Toni
24 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Barmanka w Shadow. Wolontariuszka w sanktuarium dla dzikich zwierząt. Gra w zespole Love Queen.
Zdawała sobie sprawę jakie miała w tym przypadku szczęście. Ogólnie przy poznaniu Toni bo naprawdę zapałała do niej sympatią, ale i znała takie osoby, które faktycznie nie dałyby tknąć swojego motocykla nikomu innemu. Mimo, że kto jak kto, ale Nya szanowała cudzą własność! Nawet lepiej niż swoją. No, ale nie była kimś kto na siłę się upiera. Pewnie i dzisiaj będzie miała małe obawy co do tego aby nie zarysować maszyny Toni. Prawdę mówiąc to strzelała raczej w teorię niż praktykę na pierwszej lekcji - choć by skłamała mówiąc, że gdzieś tam nie tliła się myśl o tym, iż praktyka często łatwiej przychodzi. Ale potrafiła się wstrzymywać!
W każdym razie oględziny przyniosły efekt pozytywny - nikogo nie zastała ani w środku, a nie na zewnątrz. Tym lepiej. Więcej swobody i spokoju. Przede wszystkim dzięki temu, że nikt nie powinien ucierpieć. Naturalnie miała zamiar się starać i nie szaleć acz wpierw to trzeba jakoś wyćwiczyć. Wszak nie była pewna czy da radę. Mimo, że miała w sobie tą zawziętość i bardzo chciała się nauczyć jeździć bo dziwnym trafem bardziej ją do motocykla ciągnęło niż do zwykłego samochodu. Po prostu wydawał się wygodniejszą opcją na drodze. I miała wrażenie, że do pracy - czy w inne miejsce - dotrze tak sprawniej. To te oficjalne wersje - również prawdziwe, ale ekscytacja samą jazdą zapewne też miała tutaj coś do gadania. Może lepiej, że jej myśli w końcu zostały oderwane kiedy do jej uszu dotarł charakterystyczny dźwięk, zwiastujący przybycie Toni, którą powitała z małym uśmiechem na twarzy.
- Niedługo. Mogłam się trochę rozejrzeć, więc teraz jestem nawet spokojniejsza, że nikogo nie przejadę - przyznała zgodnie z prawdą choć i tak odruchowo jeszcze się rozglądnęła. Tak jakby robiły tutaj coś nielegalnego... a chodziło tylko o bezpieczeństwo. - Hm? O? Teraz? Znaczy jasne, ale... pewna jesteś? - często widziała jak nauczyciele wolą wpierw teorię, więc to ją - pozytywnie - zaskoczyło, no ale musiała się upewnić. Nie żeby miała zamiar odmawiać! Dlatego też podeszła - zbyt niepewnie... jak małe dziecko co czegoś chce, ale rodzice powiedzieli, że nie może - dotykając wpierw maszyny. Głupie myśli, że się zaraz motocykl rozniesie od samego dotyku, ale ciężko na to coś poradzić skoro nie była jeszcze przyzwyczajona. Zwłaszcza, iż pojazd Toni to nie byle jaki pierwszy motocykl. Był naprawdę niesamowity! Z tego też powodu stresik mógł trochę większy być bo serio miała nadzieję nawet rysy na nim nie zostawić. - Możesz się wycofać w każdej chwili - dodała jeszcze choć trochę żartownym tonem mając nadzieję, że Toni nie skorzysta z tej propozycji. A przynajmniej nie na początku bo kto wie co będzie jak się okaże jakim kierowcą może Nya być.

Toni Nichols
wystrzałowy jednorożec
Nya
spikerka radiowa — lorne bay radio
27 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
stuck between idk, idc and idgaf
Komu jak komu, ale Audrene Barlowe nie brakowało samoświadomości. Doskonale wiedziała, że jej niegasnący entuzjazm bywał irytujący, a co niektórych to nawet przyprawiał o silne migreny. W związku z czym nigdy się nie obrażała w sytuacjach, gdy ktoś postanawiał zrobić sobie od niej przerwę na tydzień czy dwa. Grzecznie wtedy usuwała się w cień i wspomnianej osobie dawała upragnioną przestrzeń. Ta jednak złota reguła nie dotyczyła Phineasa Woodswortha, ponieważ Phineas Woodsworth po męsku znosił jej zastrzyki energii od wielu lat i nigdy się od niej jeszcze nie odciął. Ani na dzień! A trzeba zaznaczyć, że Audrie zasypywała go memami i smsami codziennie, więc miał niezliczoną ilość okazji, by ją albo po prostu zablokować, albo wprost powiedzieć, że sobie tego nie życzył. Jako iż tego nigdy nie uczynił, Barlowe skrzętnie to wykorzystywała, czując się nadzwyczaj pewnie w ich relacji. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie ma co się za bardzo dziwić, że poczuła pewien rodzaj niepokoju, kiedy to szereg wysłanych uroczych obrazków nie został skomentowany ironicznie ani w żaden inny sposób. Ba, Phineas pozostawał dziwnie nieaktywny, co było do niego czymś zupełnie niepodobnym. Co też takiego mogło się zadziać w przeciągu doby? Czyżby jej najlepszy przyjaciel postanowił wprowadzić jakieś rewolucyjne zmiany w swoim życiu i nie raczył o tym poinformować? Nie, to nie wydawało się być w jego stylu! Chcąc się jakoś uspokoić, Audrie skontaktowała się z Leo, ale jak się szybko okazało, i on nie mógł dobić się do swojego brata. Do diaska, czy ten Phineas zapadł się pod ziemię? Owszem, niejednokrotnie na ten temat żartowali, aczkolwiek Barlowe nie zakładała, by taki drastyczny plan mógł zostać zrealizowany tak szybko. I bez uprzedzenia. Kiedy zapadł zmrok, a Woodsworth dalej nie dał znaku życia, blondynka praktycznie szalała z nerwów. W międzyczasie zdążyła już trzykrotnie przeczesać wzdłuż i wszerz ulubione miejscówki swojego ciemnowłosego przyjaciela, ale ku jej rozczarowaniu, nie było po nim choćby najmniejszego śladu. Z tego też powodu posunęła się do ostateczności i zdecydowała się na namierzenie jego komórki. Zapewne nie było to zbyt moralnym działaniem, aczkolwiek czuła się już postawiona pod ścianą, więc w myślach się usprawiedliwiła, że Phineas na pewno by to zrozumiał... Szczególnie że gdy wyświetliła się jej lokalizacja telefonu, to aż jej brwi po sam czubek głowy poszybowały, bo co on mógł robić tak daleko i to pośrodku niczego? To nie mogło wróżyć niczego dobrego. Próbując jednak zwalczyć te negatywne przeczucia, Audrie spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka, wskoczyła na swój wysłużony motor i popędziła we wskazanym przez gps kierunku. Mimo że definitywnie była fanką spontanicznych wypraw, to jednak wędrówki nocą nie należały do jej ulubionych zajęć. Ciemność od dziecka wzbudzała w niej niepokój i kojarzyła się z opowieściami mamy o potworach czających się pod jej łóżkiem. Zatrzymując się przy starej stodole, starała się jednak o tym nie myśleć. Nie gasząc świateł, zeskoczyła z pojazdu, po czym od razu z plecaka wygrzebała latarkę, chcąc rozjaśnić sobie jeszcze bardziej drogę. Cóż, to oficjalne - znajdowała się na totalnym pustkowiu. Przypuszczalnie mogło jej się teraz przydarzyć sto tysięcy złych rzeczy, aczkolwiek pragnienie odnalezienia przyjaciela było znacznie silniejsze. - Phineas? PHINEAS? - krzyczała ile sił w płucach, ale za każdym razem odpowiadała jej jedynie złowroga cisza. Zagryzając dolną wargę, ruszyła przed siebie, święcąc latarką po okolicznych zaroślach. I kiedy po przejściu dobrych kilkunastu metrów już miała się poddać i zawrócić, zauważyła w gęstych krzakach jakąś sylwetkę. Mógł to być okoliczny pijak, który po upojnej libacji zabłądził. Mógł to być też Phineas, więc zbierając się na odwagę, podeszła bliżej, pozwalając, by oślepiające światło padło wprost na twarz nieszczęśnika. Serce jednak stanęło jej w gardle, gdy okazało się, że to faktycznie był jej przyjaciel. Bo wyglądał tragicznie. Poobijany, brudny, zupełnie jakby przeszedł przez prawdziwe piekło. - Mój Boże - wymamrotała w szoku, a następnie klękła przy mężczyźnie, delikatnie muskając opuszkami palców jego policzek. - Phineas? To ja, Audrie. Słyszysz mnie? - pytała z przejęciem, ledwo panując nad emocjami. Automatycznie sięgnęła po rękę Woodswortha, chcąc sprawdzić jego puls. Wyczuwalny. Słabo, ale wyczuwalny. Co też go dzisiaj spotkało? Kto był za to odpowiedzialny? Tyle pytań miała na końcu języka, lecz nie była w stanie ich z siebie wydusić, widząc, w jak potwornym stanie znajdował się jej przyjaciel.

phineas woodsworth
ambitny krab
audrie
żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
"I boję się. To jedno pewne, że się boję.
I dlatego uciekam w sen jak w krzewy gęste.
Jeżeli są z urojeń także lęki moje,
to sen jest rzeczywisty. I, kiedy śnię, jestem."



Piekło to inni ludzie - czy jest coś prawdziwszego od tego stwierdzenia?
Ciemności przeszył ostry ból, przedziwna kotwica pozwalająca powrócić mu do rzeczywistości. Powoli unieść powieki, choć nie oślepił go żaden strumień światła. Jeszcze przez chwilę nie wiedział, iż nazwanie tego miejsca w nietrzeźwych myślach przedsionkiem pandemonium nie było niemądrą pomyłką. Zakaszlał kilkukrotnie, kiedy to dotarł do niego dławiący odór wypełniający całe pomieszczenie, lecz przez materiał zasłaniający oczy nic więcej nie potrafił dostrzec. Dostałeś w głowę, cholerny idioto, ale nadal żyjesz. Cichy głosik w umyśle przebił się wreszcie przez rozszalały chaos myśli krążących we wszystkich kierunkach. Ten trop doprowadził go do jednego - porwanie dla okupu. Ledwo powstrzymał się od pełnego goryczy prychnięcie, gdyż najwyraźniej spełniał się jeden z tych groteskowych scenariuszy. Umrze przez własnego ojca; w ten lub inny sposób, chociaż śmierć przez majątek odrobinę go rozbawiła. Oczywiście na tyle, ile zdołać mógł w takiej sytuacji bez wyjścia. Phineas nawet nie próbował budować w sobie nadziei oraz składać błagalnych modlitw do przeróżnych bóstw. Szanowny pan Woodsworth, bezwzględny polityk nie dałby nawet jednego centa za własnego syna - nie za niego. I choć mogłoby to kogoś zaszokować, to dla samego bruneta nie było żadnym nadzwyczajnym odkryciem... a myślą, z którą przyszło mu dorastać. Ile już siedział tu tak związany? Nie potrafił tego określić, choć niewątpliwie drżał na zimnie i od dawnej wolności musiał dzielić go godziny nieprzytomności. Dopiero gdy ostry zapach jakby przybrał na sile, postanowił ponowić próbę wyzwolenia się ze sznurów. Szarpał się z dobrą chwilę, lecz dopiero po kilku minutach poczuł, jak więzy wokół nadgarstków lekko odpuszczają i tym samym, pozwalając mu powoli wysunąć dłonie spomiędzy splotów. Odczekał chwilę, oczekując jakiejkolwiek reakcji, ale kiedy ta nie nastąpiła, doszedł do wniosku, iż najwyraźniej nie towarzyszył mu żaden z porywczy. Szybkim ruchem zszarpał opaskę z twarzy, jeszcze przez moment mrugając dla wyostrzenia obrazu. Po przyzwyczajeniu wzroku do otaczających go ciemności powoli podniósł się z pozycji siedzącej, rozglądając się przy tym po prawie to pustym pomieszczeniu. Czymś przypominającym opuszczony hangar? Och.
Wtem dostrzegł oddaloną od niego o kilka metrów wannę z filigranową kobietą, z głową pochyloną na jedną stronę i włosami opadającymi na twarz. Głupcze, cholerny głupsze, nie idź... Chwiejnym krokiem ruszył ku niej, delikatnie pochylając się nad... zwłokami. Inaczej nie dało nazwać się osoby z wielką dziurą ciągnącą się od mostka za pępek. Krew. Krew była wszędzie i wtedy to również zrozumiał - tu nie chodziło o pieniądze, a przynajmniej nie w takiej postaci. Odskoczył do tyłu jak porażony gromem z niebios, dławiąc w sobie okrzyk przerażenia. Szarpnęło nim do przodu w torsjach, by zwrócił resztki tego co zalegało mu w żołądku na brudną ziemię hangaru. I na niej na drżących kolanach zbierał w sobie siły do ucieczki, gdyż ponowne podniesienie się oraz skierowanie w poszukiwaniu wyjścia zajęło mu zdecydowanie zbyt długo. Czy natknie się na nich? Rzucił się do szaleńczego biegu, kiedy wypadł przez jedne z drzwi na zewnątrz. Momentalnie skierował się w kierunku zarośli, zamierzając skryć się między nimi przed oczami porywaczy. Z bosymi stopami biegł przed siebie, czując na twarzy nieprzyjemne uderzenia gałązek. Szarpały mu włosy, ubrania, skórę - za to on niezłomnie stawiał krok za krokiem, byle to oddalić się od przedsionka piekła. Wraz z krwią po żyłach płynęły te przyśpieszone uderzenia serca niczym bębny wojenne rozchodzące się po bitewnej strefie.
Bie-gnij
Bie-gnij
Bie-gnij
Biegnij albo umrzyj tu teraz.
Czy tego właśnie nie pragnąłeś przez ostatnie miesiące, męczony w więzach życia?
Nie w ten sposób - a po prostu zniknąć.
Chwiał się na nogach, doskonale kojarząc ten stan; nafaszerowania substancjami płynącymi już w krwiobiegu. Nie mógł na to jednak nic poradzić, tak samo jak na ogień biegnący przez jego gardło wraz z każdym oddechem. Niespodziewanie oślepił go strumień światła - pożegnaj się z życiem, powiedział do siebie w duchu. Phineas - gdy ten znajomy damski głos wypowiedział jego imię, opadł w kobiece ramiona prawie to bez sił. Ta twarz. - Audrene - wychrypiał, łapiąc przy tym desperacko oddech. Ona stanowiła przeciwieństwo tego co kroczyło za nim - była uosobieniem życia. Ulga przez spoglądanie w jasne spojrzenie przyjaciółki nie mogła trwać przecież wiecznie, więc powrócił z tego rozmarzenia, w jakie wprawiło go bezpieczeństwo odnalezione w ramionach Barlowe. Zacisnął mocniej palce na przedramionach dziewczyny, resztką sił dźwigając się wraz z nią. Śmierć go szukała, oni go szukała - a teraz i ona przecięła jego ścieżkę prowadzącą do kresu życia. -Audrie, uciekaj... nie stój tak, biegnij... - pchnął ją lekko ku wyjściu, błagalnie wymachując dłońmi. Jeśli umieranie w taki sposób wydawało się czymś strasznym, to ściągnięcie tego na nią znajdowało się na szczycie najgorszych zakończeń tego nieszczęścia. Nie zamierzał brać na siebie odpowiedzialności za jej śmierć, gdy niezdolny do dalszego biegu znacznie spowolniłby ucieczkę.


audrie barlowe
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
#19

Dzisiejszy dzień od samego rana zdawał się iść nie tak. Hyde O. Terrell chyba zwyczajnie wstał z łóżka lewą nogą (czego nie pamiętał, przez pierwsze chwile po przebudzeniu przypominając ludzkie wcielenie grumpy cata) gdyż wpierw zamiast ciepłej wody z prysznica poleciała niezwykle zimna, później przypadkiem zrzucił ulubiony kubek z blatu, który rozbił się na drobniutkie kawałeczki. I mimo iż miał nadzieję, że to koniec tragedii w pracy było jeszcze gorzej, poczynając od pomylonego zamówienia aż po telefon od adopcyjnych rodziców.
Sam nie wiedział, czemu zgodził się na spotkanie z nimi, nadal będąc złym za te wszystkie kłamstwa jakimi karmili go przez lata. Rozmowa jednak nie przebiegła tak, jak chciałby się tego spodziewać i teraz wracał z farmy ananasów, podminowany a pogoda zdawała się chcieć dolać jeszcze kilka kropel do jego dzisiejszej czary goryczy. Ciężkie chmury powiem pokryły niebo i nim zdążyć wyjechać swoim mustangiem na lepszą drogę grube krople deszczu już rozbijały się o karoserię z każdą kolejną chwilą przybierając na sile. Aż do momentu, gdy wycieraczki nie nadążały zbierać wody, a zasięg jego widoczności znacznie zmalał. Mężczyzna zwolnił, przeklinając pod nosem i próbując odnaleźć odpowiednią drogę, dopóki nie zatrzymało go… Coś. Dokładniej huk oraz nieprzyjemny dźwięk gniecionej blachy. Kolejne, soczyste przekleństwo uleciało z jego ust nim wysiadł z samochodu, zobaczyć co się stało. A stało się wiele, gdyż przód jego ukochanego mustanga był wgnieciony, wywołując kolejną falę niepochamowanej złości. Hyde O. Terrell posiadał małą obsesję na punkcie swojego samochodu oraz motocyklu i chyba wolałby mieć połamane kości niż widzieć swój samochód w takim stanie. Rozzłoszczone spojrzenie powędrowało w stronę kierowcy drugiego samochodu, a gdy zobaczył kto je prowadził nawet zimny, obfity deszcz nie był w stanie go uspokoić.
- Serio, to Ty? Uwzięłaś się na mnie czy co?! - Rzucił więc rozeźlony, rozpoznając panią strażak z którą wymienił kilka ostrych słów podczas gaszenia jego szkoły gotowania. Że też ta mała miała tupet, aby teraz, po tym jak nie spieszyło jej się do ratowania jego własności wjechać w jego samochód w dodatku z wielką burzą jaka rozpętywała się nad nimi. - Nie widzisz jak jeździsz?! - Mogła nie widzieć przy deszczu, moczącym jego długie włosy oraz podkoszulek w tym jednak momencie logiczne myślenie opuszczało go, pozostawiając miejsce zwykłej, czystej złości.

autumn goldsworthy
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
[16]

W przeciwieństwie do Hyde’a, Autumn do pewnego momentu miała całkiem dobry dzień. Chyba powoli zaczynały z jej głowy schodzić te wszystkie dramaty, które tak ją męczyły. I choć niemal przez cały dzień na jej twarzy utrzymywał się pogodny uśmiech i wszystkie szło po jej myśli, to w końcu jednak los musiał się odwrócić i wszystko było się spieprzyć. Nie ma tak przecież, że w życiu jest tylko dobrze. Równowaga we wszechświecie najwyraźniej musi zostać zachować. I Autumn to totalnie rozumiała. Jak najbardziej. Najgorsze jednak było to, że chyba pragnęłaby nawet bardziej spotkać swojego byłego niż mężczyznę, na którego w rzeczywistości natrafiła.
Jej miejscem docelowym była plantacja awokado, bo właśnie do tamtego miejsca dostała prywatne wezwanie. Prywatne, bo po prostu została poproszona przez właściciela o niewielkie oględziny, a ze względu na lata znajomości zwyczajnie nie mogła odmówić. Nawet ta krótka wycieczka nie mogła popsuć jej nastroju i wybić z harmonogramu. Ale gdy tylko znalazła się na drodze już najbliższej, prowadzącej do plantacji awokado, na niebie zebrały się ciężkie chmury. Autko Autumn walczyło zaciekle z wycieraczkami, ale w momencie rozpadało się na tyle, że kobieta nie miała realnej szansy, by cokolwiek na drodze zobaczyć w odległości większej niż metr przed jej maską. Przeklinała w duchu taką pogodę i momentalnie jej nastój spadł do minimum. Tak samo zresztą jak widoczność na drodze.
I nawet nie wiedziała, kiedy jej samochód napotkał opór. I czyja to była wina… rozległ się huk, ona odczuła mocne uderzenie. Skąd ten mustang się tutaj znalazł na tej drodze? I kiedy? Co było chyba znacznie ważniejszym pytaniem. Wściekła do granic możliwości – bo po tej resztce pozytywnej energii nie zostało ani śladu – wysiadła z samochodu, gotowa do spisywania oświadczenia, kiedy jej oczom okazał się dobrze jej już znany olbrzym. – To ty! – zawołała równocześnie, wchodząc mu w słowo. Przypomniało jej się, jakim skończonym bucem, okazał się ów człowiek, gdy widzieli się ostatnim razem, podczas gaszenia jego szkoły gotowania. – Co proszę? Ja nie widzę?! – warknęła natychmiast i założyła ręce na piersi, jednocześnie odczuwając, jak włoski stają jej dęba pod wpływem nagłego chłodu, który ja opanował. – To ty stworzyłeś zagrożenie na drodze! – wytknęła mu natychmiast. Nie zamierzała przyznawać się do tego, że nie do końca jest pewna czy ma rację. Wystarczyło przecież, że znów stali naprzeciw siebie i się ścierali. Nieskutecznie zresztą próbowała przekrzeć wiatr. Byynajmniej nie podobało jej się to, co zbierało się nad nimi.
Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Każdy, kto choć odrobinę znał pana Terrell, doskonale wiedział, że stary model Mustanga którym przyszło mu jeździć był dla niego oczkiem w głowie. Hyde kochał to auto głównie przez fakt, że sam je złożył - własnoręcznie przykręcił każdą śrubkę, wstawił każdą szybę i połączył wszystkie, najmniejsze przewodziki aby tylko samochód jeździł i sprawował się dobrze. Wgniecenie na jego karoserii bolało bardziej, niż jakakolwiek rana którą mógłby odnieść on sam, nic więc też dziwnego, że podczas tego parszywego dnia resztki jakiejkolwiek przyzwoitości uleciały z niego, pozostawiając jedynie kłębek coraz mocniej zszarganych nerwów, których nie potrafił się pozbyć w jakikolwiek sposób… Może, gdyby sprawcą zdarzenia była inna istotna udałoby mu się jakoś zapanować nad chęcią rozpętania awantury, gdy jednak skojarzył twarz z panią strażak coś w nim pękło.
- Śledzisz mnie czy co?! Jeszcze ci mało?! - Ryknął więc niemal od razu, ignorując grube krople deszczu spływające po jego twarzy i moczące ubranie. Chwilę po jego słowach grzmot przetoczył się przez powietrze, zapowiadając poważną ulewę, to jednak w tym momencie nie było ważne - liczył się fakt, że ta paskudna żmija znów znalazła się w jego otoczeniu i w dodatku skrzywdziła jego ukochany samochód. - Chyba ego za bardzo uderzyło ci do głowy! Ja stworzyłem zagrożenie?! To TY jechałaś środkiem drogi! - Ryknął więc, oskarżycielsko kierując palec w jej stronę. Nie był pewien, czy było to prawdą, ale cholera, kierowcom był dobrym, niezależnie od tego jak paskudne były warunki. Wściekły cofnął się do samochodu aby otworzyć drzwi i przekręcić kluczyk w stacyjce. Raz. Drugi. Trzeci… Samochód zakrztusił się, nie odpalił jednak, skazując go na pozostanie w tej ulewie pośrodku… Niczego. Gwałtownie wytoczył się z auta, ponownie obrzucając kobietę rozeźlonym wzrokiem. - Zapłacisz mi za to! - Ryknął więc, bo doskonale wiedział, że gdyby tylko chciał mógłby kobietę zniszczyć. Nie tylko za wypadek ale i to, jak zachowywała się podczas gaszenia jego szkoły gotowania - był swego rodzaju celebrytą (nawet jeśli znali go tylko nieliczni, obserwujący jego program), posiadał sporo pieniędzy oraz dobrych prawników… I choć normalnie, gdy złość opadnie, pewnie będzie pluł sobie w brodę za podobne groźby (których nigdy nie potrafiłby wcielić w życie z prostej przyzwoitości) teraz nic go przed nimi nie powstrzymywało. Z kieszeni wciągnął telefon, którego wyświetlacz przykrył dużą dłonią, by nie zamoknął, szybko jednak zauważył, że pożytku z niego nie zrobi, z powodu braku jakiegokolwiek zasięgu. - Czego ty ode mnie chcesz, co?! Jeszcze ci mało?! Musiałaś wjechać mi prosto w samochód pośrodku ulewy?! - Wykrzyczał ponownie, próbując przekrzyczeć deszcz i wiatr, w tych wszystkich emocjach zupełnie nie zauważając, że stojące nieopodal, całkiem spore drzewo, niebezpiecznie zbliżało swą koronę ku ziemi grożąc, że jeszcze chwila i opadnie wprost na dwójkę ludzi, krzykami zagłuszającymi spokój okolicy.

autumn goldsworthy
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
Powinna się chyba przestraszyć – w końcu typ górował nad nią o jakieś dwadzieścia cm? Ale nie bez powodu była strażakiem i nie bez powodu zawsze pakowała się w kłopoty. Nie wiedziała, co to strach. I na pewno nie zamierzała przestraszyć się tego postawnego gościa z tatuażami – za młodu miała zbyt dużo do czynienia z mężczyznami, którzy wyglądali podobnie jak on, a jedyne, co potrafili to tylko bez sensu mielić jęzorem. Zresztą, nawet Hyde nie sprawiał wrażenie groźnego z zachowania – nawet, gdy na nią pokrzykiwał i rzucał gromami z oczu, coś podpowiadało jej, że nie stwarza dla niej realnego zagrożenia. A nawet jeśli – to ona już sobie poradzi doskonale. Dlatego śmiało odpowiadała na gromiące spojrzenia i tylko mocniej zadzierała głowę.
Po niej również spływały ogromne krople i nawet mruganie sprawiało jej poniekąd problem. Niepotrzebnie wychodziła z samochodu, ale przecież musiała sprawdzić nie tylko co się stało, ale w kogo uderzyła. Czuła jak nawet na jej rzęsach zaczepiają się krople i jak powoli czuje się coraz bardziej przemoczona. Przeklęta pogoda, pomyślała. I na domiar złego natrafiła jeszcze na największego buca w Lorne Bay. Zignorowała jego pytanie o stalking, bo nie zamierzała nawet zniżać się do odpowiedzi. Bez przesady, po co miałaby go śledzić. Drgnęła z powodu grzmotu i rozejrzała się wokół, myśląc o tym, że chyba powinna zawiadomić swój zespół z remizy, gdy nagle ponownie jego osoba i krzyki przykuły jej uwagę. – Co?! To ty we mnie uderzyłeś! – odwarknęła głośno w odpowiedzi, nie będąc tak do końca pewną czy ją usłyszał, bo niebo ponownie przeszyła błyskawica a zaraz za nią nastąpił potężny grzmot. Autumn odliczała sekundy. Siedem sekund. Coraz bliżej.
Korzystając z tego, że facet przeszedł do samochodu, Autumn wystukała wiadomość do Blake, informując ją o sytuacji na zewnątrz – zwłaszcza w pobliżu plantacji awokado i farm. Sytuacja nie była za ciekawa, a przezorny zawsze ubezpieczony. Usłyszała ponownie krzątanie przy drugim samochodzie i podniosła głowę akurat w porę, by ponownie usłyszeć ryknięcie ze strony mężczyzny i zobaczyć jego wściekłe, unoszące się oblicze. – Czy to groźba?! – krzyknęła przekornie i jak najbardziej bezczelnie. Nie bała się, jeśli zajdzie potrzeba to i ona coś na niego wynajdzie.
Spojrzała na wyświetlacz telefonu. Wiadomość nie chciała się wysłać i w momencie zrozumiała, że brak zasięgu dopadł i ją. Bez sensu było tak tutaj sterczeć na środku drogi i wykłócać się z tym perfidnym bucem. Dlatego postanowiła powrócić do swojego samochodu. Zignorowała krzyki mężczyzny, zwłaszcza, że w tej ulewie i grzmotach niewiele słyszała, i okręciła się na pięcie. Nie zdążyła jednak powrócić do swojego samochodu, bo owe drzewo, które tak niebezpiecznie pochylało się ku obojgu, w końcu nie wytrzymało i z głośnym i nieprzyjemnym trzaskiem opadło niebezpiecznie blisko. Na tyle, by odgrodzić Autumn od powrotu do jej samochodu. Dziewczyna zdążyła odskoczyć, ale i tak siła uderzenia i mocny podmuch sprawił, że zachwiała się wystarczająco i upadła tyłkiem na asfalt. Jęknęła, gdy przetarła sobie skórę na nadgarstkach i zacisnęła mocno szczęki. Jeszcze tego brakowało, by tak spektakularnie opadła. Odgłos łamanego drzewa odbijał się w jej głowie z podwojoną siłą. – Zajebiście! – krzyknęła ze złością przez zaciśnięte zęby i zaczęła się podnosić.
Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Przepraszam za obsuwę </3

Hyde O. Terrell mógł pochwalić się sporą siłą w swoich mięśniach - nic z resztą dziwnego, gdy regularnie odwiedzał siłownię gdyż przerzucanie ciężkich sztang pomagało mu rozprawić się ze złością, jaka czaiła się w nim przez całe życie za sprawą matki. Autumn jednak dobrze sądziła, że nie byłby w stanie podnieść na nią w tym momencie ręki - może gdyby zaczęła wypominać mu tragedię z dzieciństwa, nigdy jednak nie był potworem, a serce adopcyjnej matki zapewne pękłoby na malutkie kawałeczki, gdyby zachował się w podobnie bestialski sposób. Trudno jednak było zachować nerwy na wodzy gdy znów trafiał na tą, niezwykle niewychowaną panią strażak, która w dodatku staranowała jego kochany samochód - a tego nie potrafiłby wybaczyć nikomu po tych wszystkich godzinach, jakie spędził na składaniu samochodu w całość własnymi rękami.
- Nawdychałaś się w pracy za dużo dymu, że padło ci na mózg?! - Wykrzyczał, raczej nie dając w tym momencie popisu dobrych manier był jednak wściekły do granic możliwości. W dodatku przemoczony do suchej nitki, a wiatr co chwila sprawiał, że długie włosy opadały mu na twarz i co rusz musiał je z niej odgarniać… A brak zasięgu nie poprawiał sytuacji. Burza robiła się coraz poważniejsza i gdzieś w środku Hyde począł tracić chęci do rozpętywania kolejnej części awantury, która nie miała nawet okazji dobrze wybrzmieć w tej okolicy zagłuszana regularnymi grzmotami oraz świstem wiatru.
- Kurwa. - Przekleństwo wyrwało się z jego ust, gdy niebieskie oczy przeczesywały okolicę w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia z sytuacji. Mógłby, owszem, wrócić na farmę adopcyjnych rodziców nie sądził jednak aby zdążył dotrzeć do nich zanim rozpęta się wielka, pełnoprawna burza. Męską uwagę chwilę później przykuło wielkie drzewo stojące obok drogi, które, tak zwyczajnie, przewaliło się w niewielkiej odległości od niego… I prawie zgniatając tą paskudną babę, nie posiadającą żadnego, najmniejszego szacunku do perełek motoryzacji.
I to właśnie ten widok sprawił, że bezwiednie podbiegł do dziewczyny, by przykucnąć tuż obok.
- Nic ci nie jest?!- Spytał, próbując przekrzyczeć przybierającą na sile burzę. I mimo iż chętnie dalej kłóciłby się z dziewczyną o to, kto doprowadził do wypadku wiedział, że tym momencie najważniejsze było schronienie. Rozejrzał się więc po otoczeniu, z ulgą zauważając budynki starej, opuszczonej farmy. - Musimy się gdzieś schować bo nas zwieje! - Dodał wstając, aby wyciągnąć w kierunku dziewczyny dużą dłoń i pomóc jej podnieść się z ziemi. Gest zapewne niespodziewany, Hyde wiedział jednak, że w tym momencie należy odłożyć spór na bok, nim faktycznie skończą zgnieceni pod wielkim pniem drzewa. - Tam… - Wskazał dłonią odpowiedni kierunek.- Jest stara, opuszczona farma… Dasz radę iść? - Bo nie był pewien, jak bardzo dziewczyna ucierpiała - deszcz zalewał jego oczy, w które dodatkowo co chwila wpadały mokre pasma jego włosów… I choć nie przepadał za jej towarzystwem, zwyczajnie nie wybaczyłby sobie, gdyby zostawił ją tutaj samą, chwilę po tym jak prawie zgniotło ją wielkie drzewo.

autumn goldsworthy
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
strażaczka wkrótce na wolnym — LORNE BAY FIRE STATION
30 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Thought I'd end up with Dale
But he wasn't a match
Wrote some songs about Luke
Now I listen and laugh
Even almost got married
And for Colton, I'm so thankful
/same <3

Ta uwaga niewątpliwie ją rozjuszyła. I to do tego stopnia, że oczyma wyobraźni widziała kojący obrazek jak zdzieli mężczyznę w głowę. Ale nie zrobiła tego, bo jednak nie zwykła zachowywać się agresywnie. Nie biła nikogo, gdy nie musiała – to znaczy, gdy nie musiała się bronić. Dlatego tylko spiorunowała go wzrokiem prawie na miarę tych piorunów, które waliły do nich z nieba i tylko wyprostowała się niczym struna, prychając ze złością. Bez komentarza, pomyślała i nawet nie zniżyła się do tego, by mu cokolwiek odpyskować. Aczkolwiek również musiała przyznać, że o wiele ważniejsze niż wykłócenia się z tym olbrzymem, była sytuacja atmosferyczna wokół nich. Bo burza ta eskalowała do potężnych i poważnych rozmiarów zbyt szybko, by którekolwiek z nich zdążyło zrobić cokolwiek racjonalnego w tym wypadku.
Samej Autumn zrobiło się odrobinę wstyd, że się wywróciła, i że tak lekko zmiotło ją z nóg, choć jeszcze przed momentem była wyprostowana i posyłała olbrzymowi zadziorne spojrzenia. Ale w gruncie rzeczy naprawdę niewiele w zasadzie mogła na tą całą sytuację poradzić. Jęknęła, jeszcze zanim pochylił się w jej stronę i tylko skinęła głową. – Nic! – powiedziała krótko i z rozgoryczeniem. Ale to nie była prawda, bo w momencie, gdy próbowała się podnieść nie tylko zdarta skóra na jej nadgarstka potwornie zapiekła, ale również poczuła niewyobrażalny ból w kostce. Syknęła i zacisnęła mocno zęby. Wiedziała, że niezależnie od tego bólu i tak będzie musiała się samodzielnie podnieść. Ale nie musiała, bo ów mężczyzna przyśpieszył jej z pomocą. Faktycznie nieoczekiwanie i na jej twarzy dało się widzieć zapewne krótkotrwałe zdziwienie, ale mimo wszystko odsunęła na bok gniew i ujęła jego dłoń, korzystając z jego pomocy. Wstała niemal z lekkością, bo jednak spory ciężar przeniosła na jego osobę i tym samym już po chwili utrzymywała się względnie na własnych nogach.
Skinęła głową, podążając wzrokiem w kierunku, który jej wskazał. – Poradzę sobie! – oznajmiła kategorycznie i uparcie, i zaczęła zapewne kuśtykać we wskazanym kierunku. Cóż, kostka wyglądała jej na skręconą, ale upór i determinacja nie pozwoliły jej na poddanie się czy poproszenie o pomoc. Zwłaszcza, że już przedtem jej udzielił takowej. I nie oczekiwała już niczego więcej z jego strony.
Hyde O. Terrell
ODPOWIEDZ