lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
#15

Jinx Fitzgerald

Dzisiejszy dyżur pełniła wraz z Jinx i paroma innymi weterynarzami w klinice, gdzie przyszło anonimowe zgłoszenie o potrąconym psie leżącym przy ulicy Carnelian Land. Osoba, która odebrała zgłoszenie postanowiła oddać je innym służbom, bo zbierało się na burzę, a informowano również o nadchodzącym kataklizmie klimatycznym zbliżającym się do Lorne Bay. Rose jednak nie mogła zostawić cierpiącego zwierzęcia na pastę losu albo dobroci innego człowieka, który mógł podobnie jak osoba z jej zespołu, przerzucić odpowiedzialność dalej, byleby nie wyjeżdżać na burzę. Dla Hepburn żadna burza nie była straszna, dla niej liczyło się psie życie.
- Ja pojadę, nie przerzucaj tego dalej. - odparła do dyspozytora, nakładając na siebie kurtkę, lecz jej kierowniczka stwierdziła że szatynka nie powinna jechać tam sama. Rose rozejrzała się po zespole i najpierw spytała jednego z chłopaków, ale ten stwierdził że nie zamierza ryzykować i oddalać się od centrum miasta, druga dziewczyna też jej odmówiła. Rose zatem zwróciła się do Jinx.
- Jinx, mam nadzieję że ty nie zostawisz tego psiaka samopas i pomożesz mi go tutaj przetransportować? - zapytała wręcz błagalnym tonem rudowłosej, bo naprawdę zależało jej by wziąć udział w tej akcji. Całe szczęście Fitzgerald się zgodziła i niebawem pojechały w stronę Carnelian Land. W trakcie jazdy złapała je wichura, samochodem rzucało wręcz przez wiatr, niezwykle ciężko było utrzymać go na drodze, a wycieraczki nie dawały rady z tym deszczem. Dojechały na miejsce zgłoszenia, jednak psa nie było widać na poboczu, ani na drodze. Rose założyła kaptur na głowę i wysiadła, uważnie oglądając pobocze. I mimo silnie zacinającego deszczu z latarką w ręku ujrzała pojedyncze krople krwi, kierujące się w stronę terenów pustynnych.
- Jinx, popatrz tylko! Ślady krwi prowadzą w tamtą stronę. To musi być nasz ranny pacjent. Idziesz ze mną, czy zostajesz w aucie? - od razu poszła otworzyć bagażnik i wyjąć pierwszą podręczną torbę z najważniejszymi rzeczami do pomocy rannemu psiakowi. Pozwoliła również zadecydować Fitzgerald czy bierze udział z nią w akcji, czy woli poczekać na nią w aucie. Nie mogły nim podjechać bo z piasku na drodze zrobiło się błoto i prędzej się zakopią aniżeli ruszą dalej. A gdy proponowała rudowłosej współpracę to jeszcze burza nie rozszalała się na dobre, więc zawsze mogła zmienić zdanie. Hepburn nie miałaby jej tego za złe, zrozumiałaby, stąd to pytanie z jej strony. Teraz albo nigdy, jak już się zgodzi to nie będzie mogła się wycofać. Czy podejmie wyzwanie narażając się dla uratowania rannego psiaka?
happy halloween
nick
lorne bay — lorne bay
26 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
co w ręce mi wleci, to się rozleci
- 3 -

Pogoda za oknem przez długi czas nie wskazywała na to, co miało się stać niebawem. Pierwszy alert przyszedł koło południa, a niebo zaczęło stopniowo ciemnieć. W duchu dziękowała, że nie musi wychodzić na zewnątrz, a zamiast tego może się skryć do późnych godzin w suchym, ciepłym cieniu kliniki.
Spokój zaś nie trwał wyjątkowo długo. W momencie, w którym usłyszała prośby Rose i odmowy kilkorga kolegów, sama zaproponowała, że pojedzie z dziewczyną. Mimo, że cholernie bała się burzy, ważniejsze było dla niej dobro czworonoga, który teraz prawdopodobnie bał się dziesięć razy bardziej niż ona. Przyodziała twarz w uśmiech i skinęła głową, pozwoliwszy żeby kurtyna miedzianych włosów na chwilę przysłoniła jej twarz.
- No pewnie, że tak. Musi być teraz przerażony - stwierdziła, kątem oka spoglądając przez okno. Choć niebo było już zasnute chmurami, jeszcze miały czas. Być może zdążą przed burzą jeszcze wrócić do kliniki. Jeśli nie... To trudno. Zacisnęła zęby, w duchu modląc się, żeby jednak los był dla nich łaskawszy.
Ale cóż może los, kiedy warunki pogodowe zmieniają się jak w kalejdoskopie? Jak widać nic i przekonała się o tym w połowie drogi, kiedy samochodem zaczęło zarzucać. Ciężkie krople deszczu bębniły o karoserię, zasnuwając gęstą kotarą deszczu przednią szybę. W oddali było słychać ciche buczenie, zwiastujące nadciągającą burzę.
Kiedy dotarły na miejsce, chwilę wahała się nim wysiadła z samochodu. Deszcz szybko sprawił, że jej cienka, dżinsowa kurtka zaczęła na niej ciążyć. Przyjrzała się śladom, które w świetle latarki wydawały się być jaskrawo czerwone.
- Skoro jeszcze ich deszcz nie zmył, to znak, że są świeże, więc musi być niedaleko - stwierdziła po chwili namysłu i zamknęła drzwi samochodu. Zadrżała, obserwując potęgę wichury, nabierającej z każdą chwilą na sile. - Idę z tobą. Nie zostawię was przecież samych, nie? Poza tym pewnie jest tak wystraszony, że będzie próbował uciekać, więc razem będzie łatwiej - dodała z pewnego rodzaju uporem w głosie. Mimo, że nie należała do najdzielniejszych obywateli tego świata, zawsze przekładała dobro zwierząt na swoje. Co swoją drogą wiązało się z tym, że na wszelakich filmach, na których działa się im krzywda, płakała jak bóbr. Nie mogłaby sobie wybaczyć tchórzostwa w tej sytuacji. Pomogła Rose zabrać rzeczy z bagażnika i jeszcze raz przyjrzała się śladom, sprawdzając, w którym kierunku idą. - Musimy się pospieszyć, bo jak bardziej się rozpada, to deszcz szybko je zmyje - zerknęła na gotową do akcji koleżankę i ruszyła przodem, kierując się po plamach krwi w stronę większych wydm w oddali. Prawdopodobnie tam ukrył się psiak, znajdując jedyne schronienie pośród pustynnych krajobrazów wśród usypanych z piachu górek.

Rose Hepburn
ambitny krab
nick
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Jinx Fitzgerald

Pogoda bywa nieprzewidywalna, podobnie jak życie zresztą. Ten ładnie zapowiadający się dzień nagle zamienił się w koszmar, a zmiana pogody nastąpiła zaledwie w dwie godziny od otrzymanego alertu. Dobrze że działały obecnie te wszystkie systemy ostrzegawcze, inaczej życie mogłoby stracić dużo niewinnych ludzi, bo się nie zdążyli zabezpieczyć przed katastrofą pogodową. Zwierzęta niestety nie mogły nic poradzić na to, jak tylko się schować w bezpiecznych dla nich miejscach.
- Jeszcze zbliża się burza, a obie wiemy doskonale jak często psowate boją się burz. Musi być biedactwo naprawdę przerażone. - stwierdziła szatynka, już jak jechały, sprawdzając mapę pogodową. Nie pokazywała ona nic pozytywnego, więc tym bardziej zmartwiona mina pojawiła się na twarzy Hepburn. Przede wszystkim musiały zdążyć znaleźć zwierzaka przed burzą, bo wystraszone będzie ciężko złapać, a wtedy je prowadzi adrenalina, strach i instynkt, przez co może nabawić się większych obrażeń, czego żadna z nich przecież nie chciała.
- Dlatego musimy się pospieszyć, zanim deszcz zmyje plamy krwi na drodze. - odparła bardzo poważnie i wzięła najpotrzebniejsze rzeczy, myśląc podobnie jak rudowłosa i ruszając za śladami krwi. Wiadomo że wielkie umysły myślą podobnie, zatem kobiety jako doświadczone panie weterynarz wiedziały o czym to świadczy. Krew zmywa się zimną wodą najlepiej, a ten deszcz był lodowaty wręcz, zatem musiały się naprawdę pospieszyć by zdążyć na czas. A sądząc po ilości krwi nie miały go zbyt wiele.
- Dobrze, ale masz transporter? Lepiej będzie go zapakować od razu po założeniu opatrunku, nie wiem czy nie będzie też konieczne podanie mu zastrzyku, by przespał tę najgorszą drogę. - zapytała, bo się zorientowała że sama transportera nie wzięła, skupiła się na torbie z lekarstwami i opatrunkami dla zwierząt, a się już kawałek oddaliły od samochodu. Jeśli żadna z nich go nie miała to będą musiały się koniecznie po niego wrócić, oczywiście nie razem, by nie tracić czasu, którego miały i tak niewiele, tylko chociaż jedna z nich, a druga nadal by szukała zwierzaka. A nie mógł być daleko przecież... W pewnym momencie ślady się urwały.
- Tutaj ślady się urywają, musimy szukać jakichś kryjówek. - powiedziała Hepburn, próbując cokolwiek dostrzec przez tę ścianę deszczu. Jej płaszcz przemakał, ale nie przeszkadzało jej to, miała gdzieś to że po tym wypadzie pewnie będzie chora, dla niej liczyło się życie i zdrowie tego psiaka. Póki żył była nadzieja że mu pomogą.
happy halloween
nick
lorne bay — lorne bay
26 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
co w ręce mi wleci, to się rozleci
Wzdrygnęła się na wzmiankę o burzy, chociaż już niemalże w pełni oswoiła się z myślą, że jej nie uniknie. Mimo błagalnych próśb, jakie wysyłała w myślach do tego gościa na górze, zdawała sobie sprawę z tego, że sytuacja z każdą chwilą robi się coraz mniej ciekawa.
- Wiesz, ja trochę je rozumiem, sama też nie przepadam za burzami - mruknęła, bo "nie przepadam" w pełni nie odzwierciedlało eskalacji jej uczuć w momencie, w którym znajdowała się w epicentrum tego zjawiska pogodowego. Była śmiertelnie przerażona, ale myśl, że jest tam jeszcze istota dużo bardziej bezbronna od niej, motywowała ją do działania. Starała się nie zerkać na mapę pogodową, kwestie taktyczne pozostawiając Rose. Wiedziała, że im bardziej by się zagłębiała w temat, tym większa panika rosłaby w jej ciele, a musiała działać z głową. Zamiast tego zajęła się oglądaniem widoków za oknem, choć te skąpane w szarym świetle przytłumionych promieni słońca, nadawały całokształtowi ponury obraz.
Wychodząc na zewnątrz, naciągnęła szczelniej kaptur na głowę i ruszyła w ślad za Rose. Ciężkie, lodowate krople, momentalnie sprawiły, że jej ubranie zaczęło przesiąkać. Najgorsze zaś było to, że musiały działać szybko i metodycznie, póki plamy jeszcze pozostawały wyraźne na namakającym podłożu.
- Mamy w bagażniku klatkę kennelową, powinna wystarczyć. Idź po śladach, a ja Cię dogonię - rzuciła, biegnąc w popłochu w stronę samochodu. Wyciągnęła zeń metalowy przedmiot, który złapała oburącz. Był niemalże jej wielkości. Na szczęściec wystarczyło, że będzie szła śladami Hepburn, a póki klatka była pusta, miała znacznie lepszą widoczność. Nie miała pojęcia, jakby się to udało, gdyby dziewczyna wyjechała sama. Była zła na tych wszystkich ludzi, którzy umyli od razu od tego ręce, ale cieszyła się, że nie zabrakło jej tego dnia na posterunku.
- Ty z lewej, ja z prawej? - zapytała, odstawiając przedmiot na ziemię i rozejrzała się w poszukiwaniu potencjalnych kryjówek. Najlepiej było podzielić się stronami, ale nie odchodzić od siebie zbyt daleko. Wśród zacinającego deszczu ciężko było cokolwiek dosłyszeć, a zbyt głośne okrzyki mogły spłoszyć zwierzę. - Tam, widzisz? Jest jakaś nora - wskazała na sporych rozmiarów jamę w jednej z wydm.

Rose Hepburn
ambitny krab
nick
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Jinx Fitzgerald

Bywali ludzie którzy panicznie bali się burzy, zatem widząc pierwsze błyski i słysząc pierwsze grzmoty chowali się w bezpiecznych kryjówkach, dzieci robiły to w swoich łóżkach, a dorośli zamykali się w domach. Inni ludzie fascynowali się takimi zjawiskami pogodowymi, przyglądali się piorunom przez szyby w swoich domach, śledzili je w swoich samochodach. Na pewno nikt nie był na otwartej przestrzeni w epicentrum burzy, jak miało miejsce to właśnie teraz w przypadku Rose i Jinx. Dziewczyny były przerażone i nikt nie powinien się temu dziwić, ale zachowywały zimną krew i otwarte umysły żeby znaleźć bezbronne i ranne zwierzę. Gdy Jinx wspomniała o tym, że nie przepada za burzami, Hepburn zwolniła i momentalnie spojrzała na rudowłosą.
- Jinx, musisz być ze mną szczera. Czy ty panicznie boisz się burz? - zapytała będąc gotową w takim wypadku zawrócić i zawieźć dziewczynę w bezpieczne miejsce. Gdyby na miejscu Fitzgerald wpadła w panikę to Rose mogłaby sobie nie poradzić, bo musiałaby wybierać nad ratowaniem rudowłosej, a rannego zwierzęcia, a wiadomo było że chciałaby uratować oboje.
- Dobrze, zatem ja kieruję się dalej na południe, a ty weź klatkę. - wskazała kierunek w którym to będzie podążała, tak jak wskazywały na to krwawe ślady zwierzęcia i jeszcze popatrzyła za rudowłosą ruszającą do samochodu, a potem odwróciła się przodem do śladów i szła za nimi wgłąb wydm i piasku. Deszcz niestety rozmywał ślady, przez co w pewnym momencie się one urywały, co zaniepokoiło szatynkę, gdyż nigdzie nie widziała wątłego ciałka zwierzęcia. Wtem obok niej pojawiła się Jinx i aż ją przestraszyła, gorzej niż grzmot, który rozdarł się gdzieś nad nimi.
- Zgoda, ja monitorują lewą stronę. - i tak też zrobiła, a gdy potem usłyszała o norze to szybszym krokiem skierowała się ku niej i zajrzała do środka. Wydawało się że nikogo tam nie ma, włożyła tam zatem ręce, mówiąc uspokajająco do spłoszonego i przerażonego zwierzęcia, ale dalej nikt nie reagował. Nora naprawdę była pusta.
- Tutaj nikogo nie ma, musimy szukać dalej. - stwierdziła zawiedziona obecnym rezultatem poszukiwań i ruszyły dalej, zapadając się w mokrym piasku z wydm.
happy halloween
nick
lorne bay — lorne bay
26 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
co w ręce mi wleci, to się rozleci
Jinx na swoim koncie miała niejedną burzę przeżytą poza domem i każdą z nich wspominała z przerażeniem. Przy każdym grzmocie i błysku, szykowała się na niechybną śmierć. Przeważnie szukała schronienia, chowając się pod pobliskimi dachami albo kryjąc we wnękach. Istniały zaś sytuacje podczas których musiała schować trwogę w kieszeń i choć jej serce wychodziło gardłem, a twarz robiła się bielsza od kartki papieru, stawiała kolejno kroki, jeden za drugim, jakby przełączywszy się na automat, który kierował jej ciałem.
Drgnęła, słysząc pytanie Rose. Powoli przeniosła na nią wzrok, czując że została zdemaskowana. Trzeba było jej jednak przyznać dużo odwagi, za to że jako jedyna, mimo swojej przypadłości, postanowiła pomóc Hepburn w taką pogodę.
- Cóż... - zaczęła, głośno przełykając ślinę. - Boję się burzy trochę bardziej niż przeciętny człowiek, ale... Mną się nie przejmuj. Damy radę, ok? - mimo, że potrafiła popsuć to co wpadało w jej ręce, umiała zapanować nad emocjami. Nawet jeśli wpadnie w panikę, wiedziała, że zdoła ją zdusić w sobie, mając na uwadze dobro, poszukiwanego psa. Znała te wszystkie triki na uspokojenie się, chodziła przez jakiś czas na zajęcia, na których uczyła się specjalnych metod oddychania, więc była pewna, że i tym razem sobie poradzi.
- Wybacz, nie chciałam Cie wystraszyć - wymamrotała, zrównując się z kobietą. Klatka trzeszczała na wietrze, wydając z siebie żałobne dźwięki, jakby zwiastowała, że za chwilę stanie się coś niedobrego. Fitzgerald ze wszystkich sił starała się skupiać na podążaniu za śladami, nie zwracając uwagi na kolejny grzmot i wiatr dmący jej prosto w twarz. Robiło jej się coraz zimniej od przeraźliwego chłodu, który niósł ze sobą deszcz i rodząca się na jej oczach wichura.
- Jesteś pewna, może trzeba zanurzyć się głębiej? - zapytała rozpaczliwie, tracąc coraz bardziej nadzieję na to, że uda im się odnaleźć zagubionego psiaka. W końcu widząc starania Rose, dała za wygraną i na drżących nogach ruszyła dalej. Piasek robił się coraz bardziej miękki i utrudniał chodzenie, a Jinx nie miała pomysłu na to co jeszcze mogłoby stać się kryjówką zwierzęcia, dopóki nie zauważyła kupki drewna w oddali. Być może niegdyś był to szałas, który zbudowały sobie dzieci dla zabawy. Teraz zaś wyglądał jak pobojowisko złożone z drzazg.
- Rose, patrz, tam! - wskazała palcem przed siebie, wstrzymując na chwilę oddech przy kolejnym grzmocie.

Rose Hepburn
ambitny krab
nick
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Jinx Fitzgerald

To było najgorsze w tym wszystkim, jak dana osoba, która bała się burzy przez wzgląd na złe wspomnienia z nią związane, albo jej uszy były bardziej wrażliwe na dźwięki grzmotów, co wzbudzało w niej strach, albo te błyski powodowały że serce zatrzymywało się na parę sekund, bo człowiek w strachu tracił widoczność, a zatem nie wiedział gdzie konkretnie się podziewa. Podobno błyski i grzmoty kojarzą nam się z wojną, której wspomnienia krążą w naszych żyłach wraz z krwią naszych przodków. A trzeba było przyznać jedno, że w każdej społeczności kiedyś wydarzyła się wojna i ludzie byli nią dotknięci. Owszem, Jinx została w tym momencie zdemaskowana, jednak nie była oceniana przez Rose, która rozumiała doskonale czym jest strach. Ona sama bała się sztormów na morzu, jak rzucało wtedy statkiem, bo to przepowiadało rychłą śmierć. Może dlatego wcale teraz na statkach nie bywała chociaż miała ku temu okazję?
- Dobrze, ale jakby coś było nie tak to mów mi od razu i wracamy do samochodu. Znajdę jakąś pomoc by znaleźć tego rannego psiaka, albo zrobię to sama, ale twoje bezpieczeństwo jest tutaj priorytetem. - postanowiła i nie przyjmowała ewentualnych odmów ze strony rudowłosej. Może i nie miała wcześniej do czynienia z kimś, kto miał atak paniki, ale wiedziała jedno, nie naraziłaby nikogo ze swoich współtowarzyszy, niezależnie od tego czy darzyłaby ich sympatią czy niekoniecznie.
- Nie przepraszaj, to ja skupiłam się na nasłuchiwaniu trochę za bardzo. - bo podobno gdy człowiek się na czymś skupi konkretnym, jak w tym wypadku na obserwowaniu pustyni oraz nasłuchiwaniu piszczących czy skomlących dźwięków wydawanych przez psiaka, to jest w stanie wyłączyć się od tego, co otaczało go dookoła, a mianowicie od strachu związanego z otaczającą je wichurą i burzą, która tylko narastała na sile, a nie odchodziła w siną dal. Szatynka machnęła jedynie ręką, bo jej strach nie był istotny w tym momencie. Miały zadanie do wykonania.
- On daleko by nie uciekł z ranną kończyną, ból by mu na to nie pozwolił. - mogła się przecież mylić, bo instynkt, adrenalina i strach już niejednokrotnie sprawił że zarówno ranny człowiek, jak i ranne zwierzę potrafiło zajść naprawdę daleko, szukając bezpiecznego schronienia. Hepburn zaś chciała liczyć na to, że jednak zwierzę nie oddaliło się zanadto. We dwie nie dadzą rady chyba przejść całej pustyni w poszukiwaniu pacjenta. A potem Jinx wskazała ten drewniany szałas, więc Rose ze swojej pozycji ruszyła jak najszybciej mogła, wciąż zapadając się w piasku w tamtym kierunku, a stamtąd wyjrzała do nich pewna brudna, brązowa główka.
- Jinx, widzisz go? To nasz psiak! - krzyknęła kobieta z ulgą w stronę rudowłosej, aż nagle przy kolejnym kroku poczuła, jak coś łapie ją za nogę i ogromny ból, rozrywający wręcz. Upadła z krzykiem wywołanym bólem.
- Idź do niego, zanieś go do samochodu a potem wróć do mnie. - widziała że Fitzgerald zawahała się w połowie drogi czy ruszyć na pomoc jej, czy zwierzęciu, ale dla Rose psiak był ważniejszy niż ona sama. Noga zaś zaczęła krwawić. Co za idiota zastawia sidła na pustyni?!
happy halloween
nick
lorne bay — lorne bay
26 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
co w ręce mi wleci, to się rozleci
Nie mogło wyjść lepiej. Była niesamowicie wdzięczna, że towarzyszem jej niedoli w tej ciężkiej wyprawie była właśnie Rose, która do tematu podeszła wyrozumiale. Jinx najbardziej ze wszystkiego nie cierpiała, kiedy ktoś się troszczył nad wyra, dlatego z ulgą przyjęła krótki, rzeczowy komentarz.
Żywioły były czymś nad czym nie miało się kontroli, a taka osoba jak ona, była przerażona wobec braku jakiegokolwiek wpływu na takie zjawisko, zważywszy na to, że większość rzeczy, których się dotknęła obracała się w proch.
- Jasne, dzięki. Myślę, że jakoś wytrzymam. Mam nadzieję, że zdążymy go znaleźć zanim burza rozszaleje się na dobre - mimo, że w środku drżała, przywoływała do siebie wszelakie protipy jakie zebrała przez lata, które pomagały jej w takiej sytuacji wytrwać. Niebo ciemniało coraz bardziej, a deszcz zacinał ograniczając widoczność. Całokształt wyglądał tak, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata, co nie poprawiało jej ani odrobinę samopoczucia.
- Może i ja też powinnam się tak przełączyć - mruknęła zaniepokojona kolejnym odgłosem grzmotu. Niebo rozcięło się na pół, pozostawiając przez chwilę poświatę po świetlistym zygzaku, który zawisł na moment oświetlając drogę. Choć z całych sił próbowała się na tym skupić, wychodziło jej to połowicznie, a na dźwięk każdego grzmotu, na jej skórze pojawiała się gęsia skórka. Mimo to, całą siłą woli próbowała odnaleźć słuchem wśród szmerów burzy skomlenie zagubionego psiaka.
- Tak! - pisnęła, czując zalewającą jej ciało ulgę. Pierwszy punkt misji został odhaczony. Teraz musiały już tylko zgarnąć w jakiś sposób psiaka, nie strasząc go za bardzo i nie powodując jego dalszej ucieczki. Jej uwagę odwrócił krzyk towarzyski, która upadła, skończywszy z nogą w sidłach. Przez krótką chwilę czuła jak jej dusza rozrywa się na pół, ale nim podbiegła do przyjaciółki, skinęła głową, zagryzając wargę i pobiegła w stronę psa.
Podchodziła powoli, żeby go nie wystraszyć. Ustawiła odpowiednio klatkę, a sama wolnym krokiem zbliżała się do rannego zwierzęcia, by finalnie zabrać je w ramiona. Pies był wykończony i przestraszony, ale nie próbował się wyrywać. Pozwolił się zabezpieczyć, dzięki czemu Jinx mogła zająć się towarzyszką.
- Uważaj, tu jest taki system rozbrojenia, zaraz to nacisnę, ale musimy od razu zatamować Twoje krwawienie - na szczęście miała w torbie bandaże, którymi wcześniej opatrzyła psa, a resztę mogła przeznaczyć na nogę Rose. - Trzy, cztery - kiedy sidła się rozszerzyły, szybkim ruchem przeszła do tamowania krwi. Nie było teraz czasu na oględziny. Ważyło się życie dwojga istot.

Rose Hepburn
ambitny krab
nick
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Jinx Fitzgerald

Owszem, Rose była bardzo wyrozumiałą osobą, rozumiała to że każdy miał swoje traumy, każdy czegoś się w życiu bal, ona również miała swoje własne strachy, które przeżywała na nowo i wiedziała, że nie może się im poddać, inaczej będzie stracona. Wiedziała również doskonale że nie każdy potrzebował w swoim życiu niańki, Jinx na pewno doskonale znała siebie na tyle by móc samej ocenić, czy jest w stanie dalej podejmować się próby odnalezienia rannego zwierzęcia, czy woli znaleźć się w bezpiecznym dla niej miejscu. Ostatecznie Fitzgerald postanowiła dalej brać udział w akcji, za co Hepburn była jej wdzięczna i była z niej dumna. Najważniejsze to pokonywać swoje słabości i walczyć z traumatologia.
- Nie poddam się póki go nie znajdę, bo to przecież nasz pacjent, on potrzebuje naszej pomocy, inaczej wykrwawi się na śmierć. - odparła szatynka ze swoją wrodzoną wręcz upatrością. Kobieta bardzo poważnie traktowała tę misję i była w stanie narazić siebie i swoje bezpieczeństwo dla uratowania rannego zwierzęcia. Można było uznać zatem że wykonywany przez nią zawód był jednocześnie jej powołaniem.
- To lata praktykowania medytacji. To doskonała forma wyciszenia się i nabywania umiejętności kontroli nie tylko nad swoim ciałem, ale i nad emocjami. - odparła, bo choć na początku bardzo ciężko jej było skupić myśli na jednym punkcie dążącym do relaksu, tak jak w większości przypadków bywa, praktyka czyni mistrza. Radość na widok psiaka zaś była niepohamowana, a jednocześnie to przez nią czujność kobiety została uśpiona, a zakończyła się bólem i uwięzieniem w sidłach.
- Dobrze, jestem gotowa. - zacisnęła zęby, wsłuchując się w głos kobiety i skupiając się, a raczej próbując się skupić na jej słowach. Po chwili uwolniła nogę ze sideł, lecz wtem pojawiło się dużo krwi, ogromna fala bólu i nagle osłabienie. Jęknęła z bólu, nie mogąc powstrzymać krzyku, który uwiązł jej w gardle.
happy halloween
nick
lorne bay — lorne bay
26 yo — 162 cm
Awatar użytkownika
about
co w ręce mi wleci, to się rozleci
Pierwsze krople deszczu na rozgrzanej całym dniem spędzonym w klinice skórze były w pewien sposób kojące. Dopiero następne, cięższe, wspomagane nacierającymi falami wiatru przekrzykującego uderzenia piorunów, odbijających się echem wśród wydm, sprawiały, że jej ciałem targały elektryzujące spazmy. Była niemalże pewna, choć przeczyło to prawom natury, że na jej ciele każdy, najdrobniejszy włosek stawał okoniem, buntując się przed wszechogarniającą nawałnicą. Tylko coś w głębi duszy mówiło jej, że nie ma odwrotu. Ten sam wewnętrzny głos, który doprowadził ją do ukończenia studiów na wydziale weterynarii zabraniał jej się poddawać, dlatego stawiała kolejne kroki wprzód, mimo, że jej nogi były w każdej chwili gotowe do ucieczki.
- Zazdroszczę ci. Ja nigdy nie miałam do tego cierpliwości, chociaż może to był błąd i powinnam jeszcze spróbować - zastanowiła się na głos, równocześnie starając się wybrzmieć na tyle głośno żeby przekrzyczeć szalejącą wokół nich burzę. Zadziwiał ją sposób w jaki udawało jej się panować nad emocjami. Zamiast drżącego jęku, z jej ust płynęły spokojnie wyważone słowa, tak bardzo nietypowe wśród panującej sytuacji.
Teraz Rose lata medytacji przydadzą się jak nigdy dotąd. Noga zakleszczona w metalowych zębach musiała niesamowicie boleć, a Jinx nawet nie próbowała sobie wyobrażać jak jej koleżanka musi w tym momencie cierpieć. Podziwiała ją i jej oddanie sprawie. Choć obie były w zupełnie innych sytuacjach, na swój sposób się poświęcały dla dobra swojego towarzysza, który na wątłych łapkach trząsł się w klatce, bujając się niczym trawa na wietrze.
- Spróbuj się nie ruszać, jeśli potrzebujesz złap się mnie, ja się tym zajmę - rany choć zdawały się na pierwszy rzut oka powierzchowne, w rzeczywistości były głębokie. Nie miała pewności, czy któreś ze ścięgien się nie naruszyło, ale w tych warunkach nie było możliwości jak tego sprawdzić. Sprawnym ruchem wyciągnęła przygotowany opatrunek i przycisnęła go do naruszonych miejsc, ciasno owijając go bandażem. - Dasz radę? W razie czego mogę zanieść psa i wrócić po ciebie - zaproponowała, przyglądając się jej pobladłej twarzy.

Rose Hepburn
ambitny krab
nick
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
Jinx Fitzgerald

W takich momentach jak obecna sytuacja, deszcz mógł być kojącym zbawieniem, ale i również przekleństwem. Przez obecne zanieczyszczenie środowiska i ogółem całej planety, coraz to częściej pojawiały się kwaśne deszcze, a czy taki deszcz byłby dobry na otwarte rany? Niekoniecznie, mógłby wręcz przeciwnie być prawdziwym siedliskiem bakterii, więc Rose będzie musiała prędzej czy później trafić pod obserwację lekarską. Ale najpierw liczyło się dla niej to, by psiak bezpiecznie trafił do kliniki, jej noga była sprawą drugorzędną.
- Szczerze? To było moje trzecie podejście, aż wreszcie zaczęłam zauważać efekty relaksowania się, a nie rosnącej irytacji bo nic nie robię w danej chwili. - początki bywały trudne, Rose jako młoda kobieta na początku ciągle chciała coś robić, zatem wszędzie jej było pełno, a w jej głowie następowała prawdziwa gonitwa myśli po autostradzie mózgu szatynki. Pierwszy raz z medytacją okazał się zatem klapą, bo szatynkę irytowało to nic nie robienie, potrzebowała by coś się działo, dlatego szybko zaprzestała medytacji. Potem wyciszyła się i dorosła do tego, by odkryć w sobie to, co jej pomoże osiągnąć zen podczas medytacji. A czy obecnie była w stanie je osiągnąć? Nie sądzę, ale wiem jedno, takie ćwiczenia na pewno pomogły jej kontrolować swoje zachowanie przy tak okropnym bólu, jakie zadawały jej sidła. Ale wiedziała że nie może teraz się poddać, ani tym bardziej się złamać, bo nie mogła wystraszyć ich pacjenta, ani przede wszystkim nie mogła pozwolić by Jinx spanikowała. Wtedy byłyby skończone wraz z całą akcją ratowania rannego psiaka.
- Jestem oazą spokoju... - powtórzyła sobie parę razy coraz to ciszej, po czym zamknęła oczy, wzięła jeden głęboki wdech i zacisnęła zęby gdy kobieta uwalniała ją z sideł. Ból był nie do wytrzymania, ale Hepburn musiała być silna, bo kto jak nie ona? Przyjrzała się swojej nodze gdy szatynka ją opatrywała.
- Na pewno ujdę kawałek, ale niezbyt daleko, dlatego chyba będzie najlepiej jak najpierw odniesiesz i zabezpieczysz klatkę, a potem po mnie wrócisz. Będziemy potrzebowały jakiegoś mocnego patyka, który zastąpi nam kulę. - prawda była taka, że weterynarze nie wożą ze sobą kul do chodzenia, bo ich pacjenci w terenie tego nie wymagają, zatem musiały kobiety improwizować na czas dojścia do samochodu. Ale będzie dobrze, musi być, powtarzała sobie uspokajająco Rose w myślach.
happy halloween
nick
ODPOWIEDZ