lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Julia odchorowała ciężko to co się ostatnio działo w jej życiu (pieprzona zapalniczka z ich poznania!), ale nie zamierzała odżegnywać się przez to od kontaktów z Barbie. Z prostej przyczyny – córka Adama była dla niej niemalże jak jej przybrana pociecha. Dobrze pamiętała siebie, nastolatkę, która dowiaduje się, że jej chłopak ma dziecko… i te wszystkie czasy, gdy po prostu siedzieli z Polanskim razem z nią na rękach.
Nawet potem, gdy bawili się w przyjaźń to dziewczynka nie znikała z radaru. Zawsze w jakiś pokręcony sposób Crane czuła się za nią odpowiedzialna, więc nic dziwnego, że nie mogła jej tak po prostu odrzucić. Tylko dlatego, że jej ojciec był skończonym sukinsynem i nie zasługiwał nawet na cień sympatii.
Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że jakaś część Julii pragnęła wypytać ją o Jordan, wgryźć się w szczegóły tego soczystego romansu i pozwolić sobie na to, by wyobraźnia przestała jej płatać figle, bo przecież w niej nie było miejsca na Adama. Potrzebowała to zakończyć jednym pokerowym ruchem, więc stwierdziła, że kawa z Barbie to dobry początek. To było trochę jak oswajanie bestii – Julia wiedziała, że zapewne dziewczyna po pięciu latach absencji w życiu malarki pewnie upodobniła się do ojca i że naraża się na potworne deja vu. Ale musiała być dzielna, po aperolu czuła niemalże, że jest w stanie zapomnieć o kimś takim jak Polanski i skupić się już całkiem na… prawie dorosłej kobiecie, która zmierzała do stolika.
Wstaje, zdejmuje okulary, nadal jest tą samą pasjonatką piękna i estetką do potęgi trzeciej, więc lustruje wzrokiem dziewczynę i uśmiecha się z czymś w rodzaju matczynej dumy, bo Barbie wyrosła na kogoś wyjątkowego. Chętnie już zrobiłaby jej parę zdjęć, ale zamiast tego zwyczajnie obejmuje ją z uśmiechem.
- Hej, skarbie! Gdzie ty mi tak wyrosłaś? – widziały się chyba ostatni raz, gdy młoda Polanski lubiła kucyki pony i ciągle kazała jej malować grzywy w kolorze tęczy. Pięć lat, czas to była prawdziwa zagadka, zwłaszcza jeśli Julia nie do końca umiała poukładać sobie przeszłość. – Pokaż mi się i opowiadaj wszystko! – kiwa głową na kelnerkę, która zatroszczy się o najbardziej wyszukany koktajl dla jej młodej koleżanki, pasierbicy?
Na co komu etykietki?

Barbie Polanski
17 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
buntowniczka, która robi wszystko aby ojciec posiwiał w całości
| zaraz ogarnę
Barbara powinna szczerze podziękować Julce za to, że od zawsze była obok niej. Bo gdyby nie ona ciemnowłosa Polanska już dawno by zeszła na psy, wystarczy spojrzeć na jej ojca, ok. Ogólnie Barbs od zawsze była wdzięczna swojej “mamie”, że mogła na nią liczyć w czasie pierwszego okresu, szczenięcej miłości i w czasie poznawania znaczenia “solidarność jajników”
Czy było jej smutno kiedy Adam i Julia się rozstali? Oczywiście, że tak bo to był jedyny model w miarę normalnej rodziny, który Barbie znała od dziecka. Chociaż po części mogła się poczuć jak dziecko, które ma obojga rodziców, a nie jak jakiś wyrzutek. Niestety nic nie trwa wiecznie o czym przekonała się bardzo boleśnie. Ojciec rozstał się z Julką, a zaraz potem Polanski zabrał córkę i wyjechali w cholerę oglądać Big Bena w Londynie.
Dobrze, że w tym świecie istnieje takie coś jak internet i dziewczyny mogły mieć ze sobą jakiś nikły kontakt. To była jedna z niewielu rzeczy, które trzymały Barbie przy zdrowym rozsądku i powodowały, że nie załamała się całkowicie.
Nie myślmy o tym co było, przeszłość to przeszłość i zapakujemy ją do kartonu i nie zaglądamy nigdy więcej.
Barbs dzisiaj miała się spotkać ze swoją eks macochą o czym nie mówiła nawet Adamowi, pewnie gdyby mu o tym powiedziała to mężczyzna znalazłby milion rzeczy aby wybić jej to z głowy. Niestety powinien się już domyśleć, że jego córka to również jego część charakteru i tak zrobi to co uważa nie bacząc na to, że dostanie jakiś zakaz, ok. Normalka.
Dlatego dzisiaj ogarnęła się w miarę jak człowiek i skierowała się w stronę miejsca gdzie umówiła się z Julią po wcześniejszej wymianie wiadomości. Chciała zapytać ją o wiele, a w szczególności o męża, o którym kompletnie nie miała pojęcia. Bardzo się cieszyła, że Julcia chyba w końcu znalazła kogoś normalnego (nie to co jej ojciec chodząca jednostka marudniczo-pierdząca) najważniejsze aby nie okazał się jeszcze większym pierdzidołkiem od Adama!
- Boże, Julka, nie zachowuj się jak stara baba. - jęknęła z krzywym uśmiechem kiedy usłyszała te wszystkie teksty, które zarezerwowane są dla takich ciotek klotek. Objęła swoimi ramionami kobietę i mocno się do niej przytuliła, naprawdę za nią tęskniła.
- Serio nie ma nic do opowiadania. - odezwała się kiedy usiadła na krzesełku na przeciwko niej, swój płaszcz czy co tam miała na sobie przewiesiła przez oparcie kilka sekund wcześniej.
Poprawiła kosmyk włosów za ucho i przysunęła się bliżej stolika, swoją lewą dłonią bez ceregieli chwyciła za dłoń Juli i spojrzenie wbiła na jej pierścionek czy tam obrączkę.
- Ty masz mi więcej do powiedzenia niż ja Tobie. - zaśmiała się cicho spoglądając na kobietę.

Julia Crane-Hale
powitalny kokos
nick
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Biorąc pod uwagę kompletny brak instynktu macierzyńskiego u Julii to i tak Barbie nieźle im się z Adamem udała. Czasami była jednak zadowolona, że dziewczynka nie pamiętała ich beztroskiego zachowania jeszcze w starym mieszkaniu obejmującego seks w jej pokoiku między misiami albo kłótnie podczas których latały talerze.
Byli jednak wówczas młodzi, szaleni, a na dodatek mężczyźnie przytrafiło się dziecko. Crane nawet jeśli była praktycznie nastolatką to jakimś cudem czuła się odpowiedzialna za tę dziewczynę pod każdym względem i cieszyła się, że wreszcie będą mogły się zobaczyć na żywo. Wprawdzie mogła pluć sobie w brodę, że Adam wrócił i znowu zaczęli się kręcić na karuzeli wzajemnych pretensji i żali sprzed pięciu lat, ale przynajmniej mogła spotkać się z nią i przypomnieć sobie czasy w których byli we trójkę praktycznie rodziną.
Patologiczną i z wieloma problemami, z których Barbie nie zdawała sobie sprawy (na przykład Polanski i jego wierność), ale wciąż kochającą się rodziną.
- Spadaj, chyba mogę się wzruszyć – wymamrotała więc, gdy usłyszała to porównanie do starych bab. Nie obeszło jej to wcale, bo choć licznik wskazywał na całe trzydzieści pięć to Julia w swojej bokserce i z rozpuszczonymi włosami wyglądała na jakieś dwadzieścia góra sześć.
Przynajmniej na tyle się czuła, więc Barbie mogła jej dalej słodzić, a ona miała to gdzieś. Zwłaszcza, gdy dziewczyna ją objęła i cholera, ona nawet pachniała jak Adam i nagle poczuła jakąś tęsknotę za utraconym domem.
Chyba urojonym, bo obie znały Polanskiego i z tego chleba by nie było.
- To ty piszesz do mnie smsy o Jordan. Znam ją! – uprzedziła lojalnie i uśmiechnęła się, choć wcale jej do śmiechu nie było, zwłaszcza gdy dziewczyna chwyciła jej dłoń. – A tak, od czterech lat. Ethan jest ratownikiem, miałam wypadek na motocyklu i tak jakoś… - chciałam zrobić twojemu ojcu na złość i wzięłam ślub. – Jesteśmy bardzo szczęśliwi – i to akurat była w jakiś sposób prawda, bo Hale naprawdę robił wszystko, by Julia była zadowolona.
Nie jego wina, że nie zawsze umiała.
- A co u dziadka? Stęskniłam za nim!
Barbie Polanski
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Zadziorna przedszkolanka, która potrafi jasno wyznaczyć granice dobrego smaku. Nie boi się wyrażania własnej opinii. Wierzy, że skoro potrafi zapanować nad tuzinem przedszkolaków to już nic nie jest w stanie jej zniszczyć!
#5

Jamie od dziecka posiadała wyjątkowy dar pakowania się w kłopoty. Jej wścibskość, którą rodzice zwykli nazywać uroczą ciekawością świata, owocowała zazwyczaj długimi tłumaczeniami i przeprosinami. W późniejszym czasie nawet gdy nie planowała, często wpakowywała swoje cztery litery tam, gdzie nie koniecznie należało. Tak jakby los przyzwyczaił się do tego, że panna Kallase lubi odgrywać pierwsze skrzypce w problemowych sytuacjach.
Tym razem zaczęło się niewinnie; nikt przecież nie spodziewa się, że krótka wizyta w cukierni może zaowocować nieporozumieniem na skalę upadku wesela. Jamie, jak co tydzień udała się do swojej ulubionej cukierni w celu zakupienia jakichś przekąsek dla rodziców. Odkąd zaczęła pracę w przedszkolu nabrała zwyczaju zachodzenia do tego słodkiego przybytku chcąc nabyć co raz to ciekawsze i słodsze łakocie, którymi przekupywała ojca w rozmowach o chłopaku czy nawet już ostatnimi czasy - mężu.
Jej pojawienie się w budynku obwieścił cichy dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami. Wymieniając się z zaprzyjaźnioną sprzedawczynią porozumiewawczymi spojrzeniami, udała się od razu na zaplecze gdzie mogła w spokoju wybrać co lepsze egzemplarze oraz nie przeszkadzać zgromadzonym w cukierni ludziom w wyborze łakoci. Nie miała pojęcia, że tak niewinny i cotygodniowy rytuał może w jednej chwili zamienić się w piekło.
Bo gdy pakowała niewinnie do jednej z kolorowych torebek soczystego pączka, na zaplecze weszła ekspedientka wraz z parą młodych ludzi i towarzyszącą im starszą panią. Wzrok staruszki wskazywał na rozczarowanie obecnością blondynki w tym miejscu, jednak sama zainteresowana nie miała zamiaru zupełnie nic z tym robić. Upolowawszy najlepsze łakocie, miała już ewakuować się z pomieszczenia gdy za jej plecami rozegrał się dramat. Zaskoczona krzykiem, odwróciła się za siebie gdzie ujrzała lamentujących nad czymś klientów. Zainteresowana całym zamieszaniem, skupiła swoją uwagę na tym co wprawiło nieznajomych w taki nastrój. Dostrzegając brak dwóch pięter ślubnego tortu, wiedziała, że wpakowała się w niezłe bagno.
- To ona! To ona na pewno ukradła ten tort! Ona i ta druga, co stała na czatach! - starsza kobieta nie ustępowała w oskarżeniach wskazując palcem nie tylko na niewinną Jamie ale także ciemnowłosą nieznajomą, która potulnie stała w kolejce do kasy, zupełnie nieświadoma dramatu a będącą winną jedynie dlatego, że znajdowała się w zasięgu wzroku starszej kobiety.

Nyx Tucker
ambitny krab
nick
outlaw from the west — farm
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
tell me crow, who's alive? running around and hiding from our sight
Pomimo tego, że Nyx dbała o swoją sylwetkę, starając się dbać o to, co je i regularnie ćwiczyć (a to drugie wychodziło jej znacznie lepiej niż to pierwsze), drobne grzeszki w postaci słodyczy nie były dla niej czymś obcym. Pozwalała sobie często na większą dawkę cukru, niż było to zdrowe czy rekomendowane, ale o ile udawało jej się utrzymać dobrą sylwetkę i kondycję, to nie uważała to za coś złego, co powinna zmienić. Tym bardziej, że wręcz uwielbiała bezy, całkiem skutecznie udając jej się ignorować to, ile miały one kalorii. Kilka razy próbowała je sama zrobić, ale najwyraźniej przekraczało to jej umiejętności kulinarne, a gdy kolejny raz wyciągnęła je zbyt późno z piekarnika, postanowiła dać sobie z tym spokój i po prostu kupować je w jakichś dobrych cukierniach.
Tego dnia załatwiała różne sprawy na mieście, a że akurat była w pobliżu Sugar Bakeshop, to postanowiła zajść po ulubione słodkości. W środku było już trochę klientów, dlatego stanęła w kolejce, grzecznie czekając na swoją kolej i przeglądając rzeczy w internecie, by czas szybciej zleciał. Generalnie nie zwracała większej uwagi na to, co się wokół niej działo, dlatego początkowo nie zarejestrowała zamieszania. Oraz tego, że jakaś starsza kobieta najwyraźniej postanowiła oskarżyć o kradzież Nyx, chociaż tylko grzecznie czekała na swoją kolej i nikomu nie przeszkadzała. Może wydawała się być wręcz idealnym kandydatem na miano złodziejki ze względu na podarte szorty i czarną koszulkę metalowego zespołu, którego nazwa była wręcz nie do odczytania z logo, które miała na sobie.
Gdy do Nyx z opóźnieniem dotarło, co się tu właściwie przed chwilą zadziało, uniosła wzrok znad telefonu, unosząc brwi i spojrzała najpierw na starszą kobietę, a później na swoją domniemaną wspólniczkę. W sumie to nie wiedziała, czy nieznana jej blondynka faktycznie ukradła tort, może i tak, generalnie niewiele ją to obchodziło - złodziejski fakt tolerowała bez problemu tak długo, jak to ona nie była okradana.
- Słucham? To są jakieś bzdury. - odezwała się, w ogóle nie myśląc o tym, żeby przynajmniej postarać się o uprzejmość czy nieco milszy ton głosu, bo z reguły nie zwracała na to większej uwagi. Tym bardziej w sytuacji, gdy ktoś ją irytował.

Jamie Kallase
Nyx
Nyx
brak multikont
26 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Zadziorna przedszkolanka, która potrafi jasno wyznaczyć granice dobrego smaku. Nie boi się wyrażania własnej opinii. Wierzy, że skoro potrafi zapanować nad tuzinem przedszkolaków to już nic nie jest w stanie jej zniszczyć!
Co za cyrk!
Inaczej nie potrafiła zdefiniować sytuacji, w której się znalazła. Dopuściła się w swoim życiu wielu błędów jednak nigdy nie pozwoliłaby sobie na kradzież. Tym bardziej jeśli chodziło o czyjś tort weselny. Może i po cichu uważała tę weselną tradycję za skrajnie kiczowatą i zbędną, jednak nigdy nie dopuściłaby się tego o co była oskarżana. Z drugiej jednak strony, jak miała właściwie tego dokonać? Czy starsza Pani uważała, że Jamie wraz ze swoją wspólniczką wepchały ciasto do torebek, wyniosły tylnymi drzwiami czy po prostu zeżarły jak wściekłe babska podczas miesiączki? W głowie nie mieściła się jej żadna z domniemanych przez nią odpowiedzi a i wdanie się z kobietą w dyskusję wydawało się jej irracjonalne. Takim więc sposobem przez dłuższy czas przysłuchiwała się oskarżeniom, wzrokiem wodząc gdzieś między sprzedawczynią, oskarżycielami a domniemaną wspólniczką. Nawet pozostali klienci zdawali się być niezwykle zainteresowani faktem, że są świadkami perfidnej kradzieży tortu weselnego.
- Jakim cudem? - w domyśle chodziło jej o sposób w jaki miałyby pozbawić parę młodą zamówionego przez nich ciasta. Rozłożyła z bezradności ręce, odwracając w końcu wzrok na Nyx dłużej niż na pięć sekund.
- Właściwie to jej nawet nie znam. A po drugie to po co miałybyśmy to robić? - wiedziała, że racjonalna dyskusja nie miała racji bytu. Jej słowa jeszcze bardziej rozzłościły kobietę, która zaczęła oskarżać ciemnowłosą i bycie kochanką pana młodego, co miało być powodem chęci zemsty na nim.
Jamie nie tylko nie wierzyła własnym oczom ale także uszom. Nie znała stojącej w kolejce kobiety, jednak ta nie wyglądała na rozzłoszczoną odrzuceniem.
- Nie żebym się znała na zdradach ale sądzę, że gdyby tak było to byłaby zainteresowana bardziej kradzieżą sprzed ołtarza pana młodego a nie tortu z cukierni! - fakt, słabym była adwokatem jednak na wszystkie sposoby próbowała pomóc wmieszanej w tę sprzeczkę kobiecie.
- Zresztą co to za głupoty! Czy jest tu monitoring?! - rozejrzała się teatralnie dookoła siebie chcąc ustalić istnienie kamer w pomieszczeniu.

Nyx Tucker
ambitny krab
nick
outlaw from the west — farm
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
tell me crow, who's alive? running around and hiding from our sight
Chociaż początkowo ta cała sytuacja wytrąciła ją z pantałyku i wydawała jej się być wyjątkowo absurdalna, na tyle, że prędzej spodziewałaby się zobaczyć ją w kiczowatej komedii niż wziąć w niej udział w realnym życiu, to z każdą kolejną chwilą coraz bardziej odzyskiwała rezon. Pierwsze zaskoczenie zaczęło ustępować miejsca zwykłemu rozbawieniu. Bo w sumie zaczęło ją to po prostu bawić. Jakaś staruszka z nieznanego jej powodu zaczęła oskarżać ją o współudział w kradzieży tortu weselnego, czegoś takiego z całą pewnością nie spodziewała się podczas tego spokojnego dnia. Same oskarżenia o kradzież nie robiły na niej jakiegoś szczególnie wielkiego wrażenia - gdyby staruszka, zresztą ktokolwiek inny w cukierni, wiedziała, za co wcześniej była oskarżana Nyx, sytuacja wyglądałaby o wiele inaczej.
W jej oczach czaiły się lekkie iskierki rozbawienia, gdy przypatrywała się swojej domniemanej wspólniczce w zbrodni. Dopiero na zasugerowaniu, że jest kochanką pana młodego, odwróciła wzrok ku prowodyrce tego całego zamieszania. Musiała przyznać, że kobieta miała wyjątkowo bujną wyobraźnię, a Nyx... Nyx chyba nie chciało się wyprowadzać jej z błędu. Miała wrażenie, że byłoby to bezsensu, skoro staruszka najwyraźniej ślepo wierzyła w swoje domysły, a przede wszystkim, było to po prostu nudne w porównaniu w brnięcie dalej w te kłamstwa. Tym bardziej, że generalnie nie zastanawiała się nad tym, co mówi, więc kolejne słowa wypowiedziała, zanim w ogóle pomyślała.
- A myślałaś, że dla kogo ten tort? Pan młody lubi słodycze po dobrym seksie, a że napalił się na ten tort, to nie miałam innego wyjścia. - odezwała się, starając się nie dawać po sobie poznać, że w ogóle nie wiedziała, kim jest ów pan młody, jak ma na imię i czy w ogóle lubi słodycze. Nie zastanawiała się również nad konsekwencjami swojego zachowania, one zeszły na dalszy plan, bo dla niej teraz bardziej liczyła się ta chwila i dobra zabawa, jaką mogła dla siebie wynieść z tej sytuacji. Jakby tak chciała tak pomyśleć nad tym wszystkim, to nie trzymałoby się to wszystko kupy, bo nie miała gdzie za bardzo schować - nawet nie miała przy sobie torebki, tylko niewielką nerkę, gdzie miała najpotrzebniejsze rzeczy.
Jednocześnie także zaczęła robić taktyczny odwrót, powoli idąc w kierunku wyjścia tak, by wciąż mieć dobry widok na osoby znajdujące się w cukierni. Dzisiaj z dalszych zakupów w tym miejscu nici, ale później pewnie będzie mieć nadzieję, że pracuje tu kilka sprzedawców, by nie trafić ponownie na tę panią co teraz sprzedawała.
- Monitoring? O kurde, nie pomyślałyśmy o nim. - odparła, starając się w udawane zaskoczenie włożyć cały swój właśnie odkryty talent aktorski, jednocześnie w cały ten kabaret włączając niczemu winną Jamie. Ale to naprawdę było silniejsze od niej, zresztą po prostu uważała to wszystko za zabawne i nie podchodziła do tego poważnie.

Jamie Kallase
Nyx
Nyx
brak multikont
sprzedawca — w Sugar Bakeshop
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
sprzedaję słodycze i chciałabym sama dostać od życia coś słodkiego
Stało się! Po prawie dwóch tygodniach roznoszenia miliona CV, kilkudziesięciu rozmowach kwalifikacyjnych, zakupie usztywniacza na kostkę, Effy dostała w końcu telefon z informacją o tym, że została zaproszona na dzień próbny. Jako kelnerka. Wiedziała, że po kontuzji musi oszczędzać kostkę, ale w perspektywie śmierć z głodu w mieszkaniu odciętym od prądu, wody, internetu” vs “przemęczę się jakoś z tą kostką, nie takie rzeczy przecież w życiu przeszłam” wygrała opcja druga. Jakie by to życie nie było, Aphrodite je lubiła i nie chciała kończyć jako trupik, którego znajdą dopiero po kilku tygodniach komornicy, bo nie wypłaciła się w terminie.
I takim oto sposobem znalazła się w Sugar Bakershop, Z miejsca jej się spodobało! Na zapleczu panowała super atmosfera, zespół przyjął ją bardzo ciepło i jeszcze przed otwarciem każde z nich starało się nauczyć ją wszystkiego, co musiała umieć. Kelnerowała już całkiem sporo, więc z grubsza wiedziała, co i jak, ale początki zawsze były stresujące. Szczególnie, kiedy przyszło jej wreszcie wyjść z zaplecza na salę i powitać pierwszego gościa w kawiarni!
- Goldfish, stolik numer cztery na zewnątrz jest twój! - zawołała Caroline ściągając fartuch przez głowę i odtańczyła na zapleczu swój taniec radości z powodu kończącej się zmiany. Effy oczywiście dołączyła do nowo poznanej koleżanki, stuknęły się nawet biodrami, zanim blondynka przejęła po poprzedniczce wszystkich jej gości.
Kurwa, Hannah!
Brunetka siedziała rozparta wygodnie z laptopem przy jednym z zewnętrznych stolików pod parasolem i uparcie klikała coś w klawiaturę w pełnym skupieniu. Aphrodite jęknęła w duchu. Dlaczego?! Dlaczego zawsze, kiedy zaczynało się układać, Hannah pojawiała się gdzieś na horyzoncie i musiała wszystko zepsuć? Tym razem jednak Goldfish nie mogła dać dupy. To była jej jedyna szansa na odbicie się od finansowego dna, toteż musiała wykazać się pełnym profesjonalizmem, którego nigdy nie miała w nadmiarze.
Dawaj, Effy, musisz to zrobić, to twój dzień próbny…
Zebrała się w sobie, odetchnęła z pięć razy głęboko, poprawiła firmowy uniform, zawiązała mocniej fartuszek wokół pasa, przygotowała notes na pustej stronie, żeby szczegółowo zapisać zamówienie i z mocno bijącym sercem ruszyła do tego nieszczęsnego stolika numer cztery na zewnątrz.
- Witam. Koleżanka, która panią obsługiwała, skończyła zmianę, więc ją zastępuję. Czy mogę już przyjąć zamówienie? - zapytała najbardziej uprzejmym tonem, na jaki było ją stać.

Hannah Mayfair
ambitny krab
try to guess
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Ostatni tydzień dał jej w kość. Nie dość, że jej myśli cały czas uciekały do osoby pewnej małej, ale niezwykłe pyskatej blondynki, to jeszcze w pracy non stop miała pod górkę. Najpierw redaktor nie zatwierdził jej tekstu, twierdząc, że nie może się cały czas powoływać na anonimowe źródła, kiedy żaden z jej kontaktów nie chciał ujawnić swojej tożsamości światu, a ona jako dziennikarka z krwi i kości nie mogła zrobić nic innego, jak po prostu wolę osób zaangażowanych w swoje śledztwo uszanować. Potem jeden z jej informatorów zapadł się pod ziemię, a ona choć próbowała wszystkiego, w żaden sposób nie mogła się z nim skontaktować. I coś, co przelało czarę goryczy, czyli kolejne listy z pogrózkami. Głuche telefony w środku nocy. Koszmary, które nie dawały jej spokoju. Była zmęczona, wypalona i naprawdę nie potrzebowała więcej zmartwień.
Z jakiegoś powodu jednak, kiedy postanowiła zrobić sobie dzień wolny, oczyścić głowę, nieco odpocząć i naładować baterie - musiała wpaść na Effy. Czy to był jakiś nieśmieszny żart? Czy po tygodniu wzajemnego się unikania musiały wpaść na siebie w takich okolicznościach? Bez względu na to, jak bardzo się jej to nie podobało, postanowiła zachować się jak dorosła. Były w końcu przyjaciółkami. Jedno, dwa (a raczej całe morze) nieporozumienia nie przekreślały przecież tego wszystkiego, co przez całą znajomość sobie wypracowały. I już, już Hania miała szeroko się uśmiechnąć i pogratulować jej nowej pracy, kiedy Aphrodite odezwała się do niej tak, jakby w ogóle się nie znały, a jej serce pękło. Przez chwilę nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Była zszokowana, zdezorientowana, a nade wszystko było jej okrutnie trudno.
"Serio, Effy?" zapytała, unoszac brew do góry, usta zaciskając w wolną kreskę. "Jesteśmy same, nikogo więcej tu nie ma. Nikt nas nie usłyszy. Nie musisz się zachowywać tak, jakbyś mnie nie znała. Chyba, że tak właśnie teraz ma wyglądać nasza relacja" jej zachowanie cholernie ją zraniło, zabolało. Okej, może ostatnim razem się poróżniły, ale Aphrodite naprawdę chciała wykopać ją ze swojego życia? Myśl, że mogła by ją stracić wywołała u niej niemalże fizyczny ból.
"W takim razie poproszę cappuccino. To będzie wszystko, dziękuję" odparła tak oschle, jak tylko była w stanie i znów wbila wzrok w ekran laptopa. Wszystko, byleby tylko nie patrzeć znów jej w oczy i w nich nie utonąć.

Aphrodite Goldfish
ambitny krab
Hania
sprzedawca — w Sugar Bakeshop
29 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
sprzedaję słodycze i chciałabym sama dostać od życia coś słodkiego
Nie tak! To wszystko wyglądało nie tak! No nie tak powinno wyglądać ich spotkanie! Effy przygotowywała sobie mowę na spotkanie z Hannah, a w zaistniałych okolicznościach mogła powiedzieć jedynie tyle, ile mogła wcielając się z kelnerkę, której cholernie zależało na znalezieniu pracy. Nie mogła powiedzieć wszystkiego, co chciała, ograniczyła się zatem do krótkiego komunikatu: - Jestem na dniu próbnym, muszę zrobić dobre wrażenie, a polityka lokalu zabrania spoufalać się z klientami - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Była bardziej niż rozczarowana. Hannah znów robiła wokół siebie wielką dramę, nie próbując nawet zrozumieć położenia Effy. Nic nowego, powinna zdążyć do tego przywyknąć. Była jednak na tyle wściekła, że zamiast uprzejmego "przyjęłam, gdyby jednak zmieniła pani zdanie, jestem dyspozycji", odwróciła się na pięcie i zniknęła z powrotem w budynku kawiarni.
Złożyła zamówienie i stanęła przy ladzie nalewając sobie szklankę wody, którą wściekle wypiła jednym duszkiem. Managerka spojrzała na nią pytająco, ale ta wykręciła się upałem panującym na zewnątrz i uśmiechnęła się uroczo. Czekając na “cappuccino i to będzie wszystko” patrzyła przez ramię na siedzącą przy stoliku Hannah. Jęknęła w duchu. Znowu wszystko się komplikowało, a Effy naprawdę miała już dość dramatów w swoim życiu. Zresztą, nie umiała się długo gniewać, a wiszące niesnaski między jej znajomymi zawsze popychały ją do tego, aby jak najszybciej załagodzić sprawę osobiście. A teraz patrząc na Hannah myślała o tym, że wolałaby wypić z nią tą kawę niż unikać jej przez kolejne tygodnie…
Uśmiechnęła się do baristy, kiedy postawił filiżankę na tacy, wzięła ją z lady i ruszyła z powrotem na zewnątrz do Mayfair. Zdjęła z tacy filiżankę trzymając ją za spodek i odłożyła na stolik koło laptopa brunetki.
- Mam dziesięć minut przerwy i teraz mnie wysłuchasz. Nic nie powiesz, ja będę mówiła. - Wdech, wydech. - Wiesz, dlaczego cię unikałam? Bo masz tak silną osobowość, że przy tobie znikam - złączyła palce na kształt bańki mydlane nagle je rozłączyła. - Puff i mnie nie ma. Przytłaczasz mnie tym, jaką jesteś. I nie, nie mam na myśli tego, że lubisz też kobiety. Chodzi mi… o całokształt. - Zrobiła ręką gest w powietrzu jakby rysowała koło wokół Hannah. - To nie znaczy, że jesteś przez to zła, okropna czy najgorsza. Nie. Taka jesteś i to w porządku. Po prostu zatraciłam siebie chcąc w jakiś sposób zadowolić ciebie. Nawet dając mi przestrzeń, zamknęłaś mnie w bańce poczucia winy, że ja nie potrafię być tak zdystansowana. Bo nie potrafię. Ja żyję tu i teraz. Nie jestem tak pewna siebie i świadoma jak ty. Jestem głupią i zahukaną blondynką, która nie umie zdecydować, czy woli niebieskie trampki czy czerwone, przez co spóźnia się do pracy. Nieważne. Chodzi mi o to, że potrzebowałam czasu i przestrzeni dla siebie. Żeby pomyśleć na spokojnie. I pomyślałam, ale dzisiaj naprawdę muszę traktować cię jak zwykłego klienta, którego nie znam. Do końca zmiany. Za… - spojrzała na zegarek na laptopie Hannah - dwie i pół godziny. Koniec przerwy - powiedziała zestresowana, odwinęła się i odeszła nie dając kobiecie czasu na reakcję. Tak naprawdę zostało jej jeszcze kilka minut, ale nie chciała słuchać tego, co Hannah ma jej do powiedzenia. I musiała sama się uspokoić, żeby nie zrobić jakiejś głupoty. Naprawdę jej zależało na jej pracy. Ale zależało jej też na Hannah i była cholernie rozdarta między tym, co powinna i tym, czego chciała.

Hannah Mayfair
ambitny krab
try to guess
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Okej, tego się nie spodziewała. Effy kompletnie ją zaskoczyła. Zdaje się, że nigdy wcześniej Mayfair nie widziała jej w tak drapieżnej, pewnej siebie i swoich potrzeb osłonie. Nawet więc, jeśli jej słowa niekoniecznie się jej podobały, raniły ją bardziej niż tysiąc noży, łamały serce i przyprawiały o niewyobrażalny smutek, i tak była dumna i cieszyła się, że Aphrodite postanowiła się w końcu postawić i zawalczyć o swoje. Jedyne, co w całej tej wypowiedzi tak naprawdę się jej nie spodobalo było to, jak dziewczyna mówiła o sobie. Że znów nazywała się głupią, zahukaną blondynką. Zwłaszcza, że Hannah wcale jej w ten sposób nie postrzegała. W jej oczach Goldfish daleko było do naiwnej, nierozgarniętej panienki, którą wszyscy biorą za pewnik, nie przejmując się jej uczuciami, planami czy marzeniami. Dla niej przyjaciółka była kobietą z krwi i kości. Miała swoje wady, pewnie, jak każdy, kto ich nie miał. Przede wszystkim była jednak wspaniałą osobą. Mądrą, wielkoduszną, otwartą, szczerą, taką, z którą chciało się spędzać czas. Iść razem przez życie. Oczywiście, o tym ostatnim nie miała zamiaru jej powiedzieć, nie po tym, jak po ostatnim pocałunku jeszcze bardziej skomplikowały się ich relacje. Chwilowo jedyne na czym jej zależało, to żeby ją odzyskać. Wrócić do tego, co kiedyś.
Tylko czy to jeszcze było możliwe?
Westchnęła ciężko, zastanawiając się, co właściwie mogła jej powiedzieć. Jak na to zareagować, żeby dać jej do zrozumienia, że poczuła się zraniona, ale jednocześnie chce być dla niej wsparciem? Cholera, dlaczego to wszystko musiało być takie poplątane? Otworzyła usta i... jak na złość, nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Aphrodite jednak tego nie zauważyła, albo nie chciała zauważyć. Obróciła się napięcie i wróciła do środka kawiarni, zastanawiając Mayfair sam na sam z własnymi myślami.
Dwie i pół godziny? To sporo czasu, żeby pewne sprawy sobie poukładać, ale czy wystarczająco? Taka miała nadzieję. Nie miała bowiem zamiaru ruszyć się z tego miejsca o krok, zanim się ostatecznie z Goldfish nie rozmówi.
Punktualnie, gdy wybiła godzina siedemnasta blondynka pobiegla na zaplecze zrzucić zielony fartuszek i przebrać się we własne ubrania. Co by nie rzucały się za bardzo w oczy, Hania postanowiła poczekać na nią nie przy stoliku, przy którym dotychczas siedziała, a po drugiej stronie ulicy.
"Przejmuję pałeczkę. Teraz Twoja kolej, żeby posłuchać" rzuciła ostrzegawczo, biorąc głęboki wdech. Jednak nawet on nie był w stanie uspokoić kolaczącego w jej klatce piersiowej serca. "Jestem głośna, Effy. Robię za dużo zamieszania, przyciągam nieproszoną uwagę. Jestem uparta i ciężko ze mną dyskutować" nie był to najlepszy początek. "Przykro mi, że poczułaś się przeze mnie stłamszona, nigdy nie chciałam sprawić, żeby Ci było źle z mojego powodu" spuściła wzrok. "Gdyby to było możliwe... tak bardzo bym chciała, żebyś spojrzała na siebie moimi oczami. Nigdy nie myślałam, że jesteś słaba albo, że łatwo Tobą manipulować, wywierać na Ciebie presję. Nigdy zresztą taka nie była moja intencja" westchnęła ciężko. Mówienie o swoich uczuciach nie przychodziło jej łatwo. Tym razem jednak było jej podwójnie ciężko, bo wiedziała, że ta relacja jest z góry skazana na porażkę. Ona coś czuła, a Aphrodite tego nie odzwjemniała. Krótka historia. "Zawsze miałam wrażenie, że jesteśmy równe" dodała, stając się coraz bardziej smutna. Po raz kolejny ulokowała uczucia w niewłaściwej osobie - była tym już zmęczona.
"W każdym razie, myślę, że masz rację. Powinnaś się skupić na sobie. Nie będę Ci tego utrudniać" kiwnęła głową. "Myślałam, że dam radę, ale nie. Nie mogę. Najlepiej będzie, jeśli przestaniemy się widywać" przyznała z bólem w głosie. Effy próbowała ułożyć sobie życie, stanąć na nogi, znaleźć pracę, a ona czuła się trochę tak, jak przeszkoda. Jakby odciągała ją od wszystkiego, co dla niej ważne. Zresztą, przebywanie w jej towarzystwie ostatnio przysparzało Mayfair więcej bólu niż radości. "Lepiej będzie, jeśli dasz ją komuś innemu. Nie mogę jej dłużej nosić" dosala, zdejmując z nadgarstka bransoletkę z kamyczkiem, w kształcie serduszka i trzema splecionymi rzemykami. Dlaczego czuła się tak, jakby to było rozstanie, chociaż nigdy nie były nawet razem?

Aphrodite Goldfish
ambitny krab
Hania
ODPOWIEDZ