lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
60 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
satyr, *-holic, architekt, koneser...
#4

Adam. Ostatnio nie myślałem o tym sukinsynu wcale. Może czasem, między jednym a drugim zdawkowym SMSem, który mówił, że jeszcze dycha.... albo telefonem od tej małolaty, która czasem mówi mi dziadku. Nie pamiętam tylko kiedy... Gdy chce wkurzyć ojaca? Wyciągnąć kasę? Czy wykastrować mnie przy swoich niczego sobie koleżankach?
Adam. Imię to wraca niczym diabelski bumerang i burzy idealny porządek myśli. Dobrze, porządkowi myśli do ideału nieco daleko. W ostatnim czasie tyle niespodzianek mnie spotyka... Niekoniecznie miłych.
Adam... Adam Polanski. Ktoś, kogo nie powinno być w moim życiu, a jednak - wdarł się w nie z butami i nie mogę się go pozbyć od ponad czterdziestu lat. Dzieci powinny przecież opuszczać rodzinne strony najpóźniej w wieku 18 lat. Iść w świat, poszukać sobie swojego miejsca... i nie wracać.
Adam. Dlaczego dziś cały dzień to imię krąży wokół wszystkiego, co mijam i co mi o nim przypomina? Przez to, że wiem o tym że opuścił Londyn? Zastanawiam się, gdzie go przywiało? Jaki był powód tej ucieczki?
Adam...

Lucas przemieszczał uliczki Lorne Bay cały czas starając się wymieść myśli, które ciągle krążyły wokół osoby Adama. Zatrzymał się przy witrynie sklepowej i niewidzącym wzrokiem przyglądał się kwiatom, gdy nagle uwagę jego przykuł mężczyzna... Zanim Polanski się zorientował, że sylwetka powinna wyglądać znajomo przyglądał mu się dłuższą chwilę... Adam? Zbliżał się w jego kierunku. Lucas zwęził oczy.
- Adam? - wycedził przez zęby.
- Londyn za bardzo flegmatyczny? - nie było dzień dobry synku, miło cię widzieć tylko ugrzecznione kurwa, co ty tu robisz?...
- Ukrywasz się jak szczur? - uśmiechnął się pobłażliwie. W końcu wiedział, że jakiś czas temu już Adam opuścił Londyn... I wracał z podkulonym ogonem w rodzinne strony.

Adam Polanski
Poszukiwania

Z tonącej mej głowy, czasem miłość ucieka.
Na ląd uchodzi jak szczur.
Za burtą mych oczu może nic cię nie czekać,
lecz tonąć nie boisz się już

ambitny krab
visioner
lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
Nie tylko dla Barbie powrót do Lorne Bay był trudny. Ona straciła przyjaciół, Adam musiał stawić czoła tym, których z premedytacją tu zostawił. Julii. Ethanowi. Jebowi. I… ojcu. Chociaż w zasadzie nader rzadko ten sześćdziesięcioletni mężczyzna pojawiał się w jego myślach jako rzeczony o j c i e c. Nigdy jako tata. Był Lucasem. Lucasem, z którym dzielili pewny pakiet genów oraz nazwisko. I nawet, jeśli podobieństw było więcej, niż młody (a przynajmniej młodszy) Polański chciałby się przyznać, to nadal byli dość osobnymi bytami. Dwiema planetami, które rzadko znajdowały się w tej samej galaktyce. Dlaczego? Ciężko powiedzieć, Adam nie był w końcu astronomem.
Relacja z ojcem przypominała raczej astrologię, albo nawet – wróżenie z kart. W dzieciństwie próbował mu imponować. Chciał, żeby ojciec go zauważył. Docenił. Może, żeby po prostu chociaż przez chwilę… był.
Nieważne.
Nieprzepracowane pretensje tkwiły w nim gdzieś głęboko, ale nie chciał do nich wracać. A na pewno nie robił tego zbyt często. Już nie.
Niemniej, w harmonogramie spotkań towarzyskich Lucas był na ostatnim miejscu. Nawet jeśli miał z nim sprawę do załatwienia. I n t e r e s. Przysługę. Codziennie powtarzał sobie, że może innym razem. Parokrotnie obracał już telefon w ręku i próbował wybrać numer, ale zawsze coś go powstrzymywało. Nic dziwnego, skoro przez ostatnie pięć lat wysłał mu zaledwie kilka wiadomości. Niestety, los bywa przewrotny. Julii w ogóle nie było na liście „spraw do załatwienia”, a jednak stała się jedną z pierwszych osób, które dowiedziały się (nazbyt boleśnie) o jego powrocie. Lucas miał zamykać pochód, a najwyraźniej znajdzie się na czele peletonu.
Adam nie jest zadowolony, że go widzi. Mógłby co prawda udać, że go nie widzi pod tą nieszczęsną kwiaciarnią, ale najwyraźniej ten postanowił jednak zauważyć syna. Ha, to nowość. Czy to nie wyjątek podczas tych czterdziestu ostatnich lat? – chciałoby się zażartować. Tylko że mężczyźnie nie jest do śmiechu.
Uśmiecha się jednak złośliwie, kiedy słyszy dwa następujące po sobie pytania.
Jezu, Lucas, zwolnij z tym gradem troskliwych pytań, bo w kilkadziesiąt sekund wyrobimy roczną normę – odpowiada z tonem pełnym udawanego przyjęcia.
Nie ukrywam się. Nie sądziłem, że jesteś zainteresowany zorganizowaniem mi c i e p ł e g o powitania. Zwłaszcza że najwyraźniej jesteś zajęty kolejnym polowaniem. Jak idzie po sześćdziesiątce, nadal biorą? – posyła ojcu najserdeczniejszy uśmiech, na jaki go stać, głową lekko wskazując w kierunku kwiaciarni. Kupuje bukiet kwiatów dla swojej kolejnej ofiary? Może to nie ten punkt, może to powinna być jednak a p t e k a.

Lucas Polanski
przyjazna koala
warren444
brak multikont
60 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
satyr, *-holic, architekt, koneser...
Unosi lekko brew, bo jednak zna go na tyle, by wiedzieć kiedy młody chce coś ukryć. Mają podobne tiki, choć żaden z nich tego nigdy nie przyzna. Właściwie, czy kiedykolwiek przed sobą nie grali? Wyświechtane kostiumy przypięte do dobrze już znanych ról, w które wcisnął je tamten Polański, o którym nawet nie rozmawiają. Lucas nadal ma żal do ojca, że mu zrobił takie świństwo i ściągnął na łeb Adama. No prawie jakby sam go na adamową matkę wsadził i tak dalej...
- Przynajmniej nie będziesz się musiał wysilać na SMSy. - norma, nie norma. Lucas nie pozostaje dłużny. W końcu inteligencja idzie w parze z ostrym językiem, a to ponoć dziedziczne...
- O co w tym ostatnim chodziło? - udaje, że pamięta, ale był to taki bełkot, że ciężko było nawet przyporządkować do jakichś słów te puzzle. - Oszczędź sobie wstydu i nie pisz do ludzi po pijaku. - nie potrafi inaczej okazać troski jak przez drwinę z niewłaściwego zachowania, ale pewnie Adam i tak nie dostrzeże cienia troski w jego słowach.
- Nie ukrywasz się, tylko skradasz i patrzysz jakby prześlizgnąć się obok niezauważony? No tak, to zasadnicza różnica. - patrzy spode łba na niego... a jednak uważnie mu się przygląda. Zmężniał. notuje w pamięci bez nawiązywania do obserwacji w gadce. Mogą się nie lubić, nawet nie szanować, ale żeby przemykać po cichu jak szczury, udając że jeden drugiego nie zna... Polańskiemu do głowy by nie przyszło coś takiego. Zwłaszcza, że Adam to już nie dziecko - podobne do innych dzieci miliona, tylko dorosły mężczyzna, którego nie da się nie zauważyć i nie rozpoznać.
- To takie nawet jak na ciebie, dość niskie zachowanie, udawać, że mnie nie poznajesz. - da się słyszeć przebłyskujące przez te słowa politowanie. Lucas zauważył popłoch w oczach młodego, albo dorobił sobie taką teorię. Nie istotne. Trochę go to dotknęło, chociaż nie daje tego po sobie poznać osadzony w roli wiecznego krytykanta.
Tak, względem Adama zawsze był surowy. Nigdy go nie pochwalił. Nie bezpośrednio. Każde stwierdzenie, które mogłoby nieść odrobinę pochwały zawsze naszpikował licznym zastępem ozdobników, rzucających światło na inne aspekty i odciągające od pochwał.
Lucas patrzy zdumiony. Ten potok słów wprawia go w osłupienie. Odchrząka i jakby za dotknięciem magicznej różdżki wjeżdża na jego facjatę diabelski uśmieszek, przez który wydaje się przebijać drwiące pytanie: Co ty wiesz o kochaniu, dzieciaku?. Nieustające lekceważenie syna i jego doświadczeń, które są o te dwadzieścia lat uboższe... to mu się chyba nigdy nie znudzi.
- A co, u ciebie po czterdziestce przestały? - co za troska w głosie i ubolewanie. Kiwa głową z politowaniem. -Poradzić ci coś? - odchrząka, a oczy wydają mu się rozbłyskać, jakby wreszcie mógł się wykazać wiedzą i zdolnościami. On ma się dobrze i jego życie erotyczne kwitnie, ale rozumie, że ktoś może mieć na tym gruncie problemy. W końcu pamięta, jak pytał syna o laski i... jak wymijających udzielał wtedy odpowiedzi skąpany w purpurze po czubki uszu... Adam. Tak było? Czy to ważne? Skoro pamięć Lucasa twierdzi, że tak - reszta nie ma znaczenia.

Adam Polanski
Poszukiwania

Z tonącej mej głowy, czasem miłość ucieka.
Na ląd uchodzi jak szczur.
Za burtą mych oczu może nic cię nie czekać,
lecz tonąć nie boisz się już

ambitny krab
visioner
lorne bay — lorne bay
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I'm afraid of all I am
My mind feels like a foreign land
Silence ringing inside my head
Please, carry me, carry me, carry me home
Nie ma tyle mocy, co jeszcze kilka lat temu, żeby z taką cierpliwością znosić te szermierki słowne ze swoim ojcem. Irytuje się szybciej, traci cierpliwość. Zdecydowanie zgubił formę. Teraz w tych całych pyskówkach powinna zastąpić go córka. Jej na pewno poszłoby lepiej. Adam też przejmuje po niej pewne zachowania. Może dlatego wzdycha przeciągle i ledwie powstrzymuje się od przewracania oczami. Polański kręci przecząco (a może z powątpiewaniem) głową i unosi ręce ku górze w geście zamanifestowanej rezygnacji.
Po czterdziestce najwyraźniej zaistniały dwie ważne zmiany w moim życiu. Postanowiłem nie udawać więcej, że mam porządnego ojca iiii może przerzuciłem się na chłopców? Nie wiesz, co tracisz – uśmiecha się złośliwie i puszcza do niego oczko. Zamiast jednak nadal grać tego wyluzowanego gościa, drapie palcami po zarośniętej brodzie. Nie spodziewał się spotkać Lucasa i nie jest na to przygotowany. Mógł mieć w głowie odrobinę więcej oleju i przećwiczyć to wszystko zawczasu.
Słuchaj, jak chcesz być chujem, to możesz być nim sobie dla tych głupich lasek. Ale wtedy nie licz nawet na smsy – uśmiecha się tak, że prawie nie widać mu już oczu.
Ale możesz też uciąć to pierdolenie i po pięciu latach napić się z synem whisky. Chciałeś czy nie, niespecjalnie się mnie wyprzesz – sięga ręką policzka ojca i niezbyt delikatnie go po nim poklepuje. Może Adam jest nieco wyższy, ale Lucas wciąż prezentuje się niezwykle przyzwoicie, a całe to podobieństwo po prostu… Widać. I nie tylko w zbliżonej urodzie. W gestach. W minach. I co najgorsze – w charakterze. Może to dlatego też tak opornie przychodziło im zrozumienie w dorosłych latach wspólnego życia? Syn nie chciał patrzeć na ojca, bo widział w sobie tylko jego odbicie. Próbował udawać, oszukiwać się, chować głęboko cechy, których u siebie nie znosił, a które geny uczyniły Lucasowym ksero.
Mierzy więc ojca wzrokiem, trochę butnym, ale trochę wyczekującym. To jak? Zamierzasz kupować bukiet jakiejś cizi, czy dasz się namówić na kapkę procentów?

Lucas Polanski
przyjazna koala
warren444
brak multikont
60 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
satyr, *-holic, architekt, koneser...
Lucas najwyraźniej nadal w formie. Jęzor cięty, jak u porządnej burdel-mamy. Cięty... acz wyrafinowany, jakby to sam o sobie powiedział. Chociaż wielu próbuje zbić go z cokolika, na który się wdrapał by błyszczeć, chuja sobie z tego robi i zachowuje się nadal po swojemu... bezczelnie i skandalicznie. Dopóki słowna sieczka obraca się zgodnie z ich rytuałem, dopóty Lucas odtwarza swoje. Coś jednak się zmienia w tym schemacie... Wkrada się niczym jakiś fałszywy ton. Coś tu nie gra. Coś zmieniło swoją pozycję. Nastąpiło przetasowanie.
Polanski na chwilę traci głos, jakby mu ktoś wytrącił to narzędzie. Oczy robią się wielkie, niczym gigantyczne spodki... a brew automatycznie ściąga się ku górze. Nie chodzi o rewelacje z chłopaczkami w roli głównej, bo... w końcu jabłko nie tak daleko pada od jabłoni... chodzi o to, co słyszy o sobie.
- Udawałeś, że masz porządnego ojca?! - Lucas nie wie czy bardziej to w nim wywołuje politowanie czy śmiech. Całe życie gardził obłudą, ale... w tej rozpaczliwej próbie zagrania mu na uczuciach dostrzega rozpaczliwe wołanie dziecka... o jego uwagę i miłość... przecież tak było zawsze, tylko że on zdawał się tego nie dostrzegać... lub nie potrafił zareagować właściwie. Skąd pomysł, że teraz mógłby? Teraz, po latach, gdy ścieżki jego działań są tak wyuczone i zakorzenione nie ma odwrotu. Nie rusza go to... pozornie.
- Chociaż policja cię za te przerzucania nie ściga? - nie wybuchł śmiechem. Wygrało to drugie uczucie, zahaczyło niemal o troskę. Mniej kąśliwie zadał to pytanie. Nie bardzo wie, jak zareagować. Sam nie widzi w tym nic złego, chociaż nigdy przed nikim nie przyzna... ale nie widzi też powodu by na lewo i prawo trąbić Dotknąłem czyjegoś siusiaka i podobało mi się, parafrazując Aguilerę.
Adam chyba nie sądził, że tak łatwo nauczyć starego psa nowych sztuczek? Lucas musiałby przyznać, że przez lata był złym ojcem... a nie zrobi tego. Nie przyzna się przecież do błędu, chociaż powinien.
- Chuj, z laskami. Whisky lepsza. - mówi to i już żałuje, gdy łapa Adama przyklapuje mu wypielęgnowaną brodę. Lucas nie pozwala się tak protekcjonalnie traktować. Łapie syna za rękę.
- Przestań zanim zmienię zdanie. - brzmi groźnie. - Nie zapominaj się, że jednak jestem twoim ojcem, a nie jednym z tych twoich chłopców. - Lucas z przerażeniem odkrywa, że łączy ich znacznie więcej niż można było przypuszczać.

Adam Polanski
Poszukiwania

Z tonącej mej głowy, czasem miłość ucieka.
Na ląd uchodzi jak szczur.
Za burtą mych oczu może nic cię nie czekać,
lecz tonąć nie boisz się już

ambitny krab
visioner
florystka — the potting shed
24 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
chciałaby wiedzieć, kto zabił jej brata i bardzo liczy na to, że dale, a tak właściwie caleb pomoże jej odnaleźć mordercę
  • 04.
Tylko masa obowiązków, które na siebie nałożyła trzymały Aaeralie przy zdrowych zmysłach. Chociaż czy na pewno? Ostatnio naprawdę szukała kłopotów, chodziła do miejsc, w których nie powinno jej być. Zadawała się z facetem, który był ostatnią osobą, z którą powinna mieć do czynienia. Caleb był członkiem gangu i zamieszanym w śmierć jej brata tak samo jak wszyscy inni. Tak, członków gabgu również obwiniała o morderstwo Travisa, bo nic by się nie stało, gdyby nie zasilał ich szeregów. Aerie nie miała pojęcia jak on się w to wplątał, jaką miał pozycję, czym się tam zajmował, czy również… zabijał ludzi? Nie wiedziała, bo nigdy w to nie wnikała, ale jakieś puzzle zaczęły się układać i to że wielokrotnie wracał poobijany, z paskudnymi siniakami, ranami ciętymi, które opatrywała, wskazywał na jedno. Ale teraz, kiedy już go nie było, Aeralie nie chciała myśleć o nim w zły sposób. Teraz musiała dowiedzieć się czegoś od gangu, kto był ich wrogiem w pierwszej linii albo czy to były wyłącznie prywatne porachunki jej brata. Ktoś musiał coś wiedzieć i domyślała się, że jedną z tych osób jest Caleb, który ukrywa przed nią bardzo, bardzo dużo.
Obudziła się zmęczona kolejnym koszmarem. W dodatku bolała ją głowa od zbyt dużo wypitego alkoholu. Wczorajszego wieczoru towarzyszyła koledze Travisa w ich barze, ale niczego specjalnego się nie dowiedziała. Spojrzała na zegarek, którego wskazówki bardzo szybko poderwały ją z łóżka. Była spóźniona do kwiaciarni, a miały dzisiaj z Ell naprawdę wielkie zamówienie na kwiaty weselne. A oprócz tego, musiały zająć się przystrojeniem kilku miejsc – sali, miejsca, gdzie odbyć miał się ślub, itd. Aerie nigdy nie lekceważyła swoich obowiązków, a już zwłaszcza ludzi, z którymi pracowałai i których, przy okazji, bardzo lubiła. Ogarnęła się i korzystając z samochodu brata, a właściwie już jej, wyruszyła do The Potting Shed. Wpadła do środka jak burza. – Przepraszam – zawołała, będąc na progu. – Po prostu… – nie potrafiła znaleźć rozsądnej wymówki, ale wiedziała, że Ell nie jest osobą, której chciałaby w jakiś sposób kłamać. Mówić też zbyt wiele nie chciała, bo wciąganie innych osób w te sprawy było dość niebezpieczne. – Byłam na drinku i wiesz jak to się dla mnie kończy. Dwa i odpadam. A wypiłam dwa – wyjaśniła, nie kłamiąc, ale nie mówiąc też całej prawdy. Tak było zdecydowanie lepiej. – Okej, dzisiaj mamy to wesele. Panna młoda życzyła sobie jasnoróżowe róże, piwonie i frezje. Dostawa przyjechała? – zapytała, próbując skupić się wyłącznie na pracy, choć to było naprawdę trudne bez kawy.

ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
003.

Należałoby zacząć od tego, że Elodie nie miała ż a d n e g o doświadczenia w pracy z kwiatami. W dzieciństwie, pomagając dziadkom bądź rodzicom, nauczyła się dbać o warzywa, które hodowali w ogrodach przy swoich chatkach w Tingaree, wiedziała więc, że należy wyrywać chwasty, dbać o odpowiednie nawilżenie gleby oraz – wyłącznie naturalnymi sposobami – pozbywać się robactwa, które od czasu do czasu próbowało przejąć grządki i zmienić uprawy we własny bufet. Darmowy bufet. Ale o kwiatach ozdobnych nie wiedziała zupełnie nic. Nie wspominając o ich dobieraniu czy komponowaniu bukietów. Mimo to była ogromnie wdzięczna Aeralie za to, że wkręciła ją do pracy w kwiaciarni. Ell potrzebowała pieniędzy, ale nie lubiła ich zarabiać. Żałowała, że w obecnych czasach życie opierało się głównie na gromadzeniu pieniędzy. Niczego już nie dało się załatwić miłym uśmiechem lub przyjazną pogawędką. Ludzie nie chcieli za darmo udostępniać mieszkań, prąd również nie był dobrem ogólnodostępnym, a alkohol!? Ach, ten alkohol, jakże byłoby cudownie, gdyby wino rosło na grządkach! Tak czy inaczej, wdrażanie się w nowe obowiązku nie przychodziło jej łatwo. Nawet zapamiętywanie nazw poszczególnych kwiatów było dla niej koszmarnie trudne. A może zwyczajnie się nie przykładała? Tak, w tym mogło tkwić ziarenko prawdy, bowiem Ell nigdy nie należała do specjalnie rzetelnych pracowników.
— Na strapione dusze moich przodków, dobrze, że jesteś! — pisnęła, nie kryjąc ulgi, gdy tylko dziewczyna pojawiła się w kwiaciarni. — Przysięgam, że jeszcze pięć minut, a zamknęłabym ten przybytek i udawała, że nigdy mnie tu nie było. Matko, bałam się, że sama będę musiała się z tym zmierzyć. Ty widziałaś, ile tego przyszło?! To na jedno wesele? A może przypadkiem podwoili zamówienie — mówiła, gdzieś po drodze gubiąc sens wypowiedzi. Ell zawsze paplała od rzeczy, przytłaczając rozmówców zbyt dużą ilością niepotrzebnych słów oraz wplecionych wątków.
— Teraz to ja też potrzebuję drinka. Bo wiesz, te jasnoróżowe róże wcale nie są takie jasnoróżowe. Przypominają raczej kolorem pomadkę Paris Hilton — zaznaczyła, uśmiechając się krzywo, nieco przepraszająco. — Ale to nie moja wina! Ten Kevin powiedział, że innych nie mieli, więc mamy wziąć, co jest i cieszyć się, że w ogóle coś jest — dodała, od razu się usprawiedliwiając, choć w tym wypadku naprawdę nie zawiniła.
— To będzie okropny dzień, prawda? — wolała się upewnić i przygotować na najgorsze. Momentalnie opadła z sił i usiadła na krześle, choć przez myśl przewinął się również pomysł, by udać omdlenie i teatralnie osunąć się o ścianę, ale uznała, że nie zrobi tego przyjaciółce, której zawdzięczała pieniądze na koncie.

aeralie eaton
florystka — the potting shed
24 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
chciałaby wiedzieć, kto zabił jej brata i bardzo liczy na to, że dale, a tak właściwie caleb pomoże jej odnaleźć mordercę
Na szczęście, przynajmniej praca była dla Aeralie ucieleśnieniem marzeń. Kochała kwiaty, swój maleńki ogródek, kwiaciarnię, w której pracowała, o której marzyła, że będzie kiedyś należała do niej. Kochała też malować, kochała to, że mogła na tym zarabiać i wieść pod tym względem, w miarę spokojne życie. Nie wiedziała jak będą wyglądały dalej jej sprawy osobiste, ale nad tym wolała się nie zastanawiać. Choć mocno stresujące, lubiła momenty, kiedy działo się coś zwariowanego w kwiaciarni. Mogła wtedy zająć myśli wyłącznie tym, co sprawiało jej przyjemność, a mniej kłopotów. Bo tak naprawdę kochała tę presję, ratowanie sytuacji, bycie potrzebną, ekspertką w danej dziedzinie (nawet, jeśli były to tylko kwiaty). Uwielbiała umilać ludziom ich najpiękniejsze dni, wyżywać się artystycznie, widzieć zachwyt w oczach ludzi. Uwielbiała też rozmawiać z klientami, słuchać ich historii, zwłaszcza tych miłosnych. Z wszystkimi potrafiła się dogadać, każdemu posyłała miłe słowo, życzyła powodzenia i uśmiechała się od ucha do ucha. Uśmiech gasł, kiedy wracała do swoich czterech ścian, w których brakowało Travisa, rodziców, Liama. To było naprawdę trudne do zniesienia. Dlatego cieszyła się z towarzystwa Ell, nawet jeśli miała trudności z nazwami kwiatów. Aeralie zawsze chętnie jej pomagała. – Przepraszam – powtórzyła, bo naprawdę nie sądziła, że minęło aż tyle czasu. No, ale nieważne. Musiała szybko brać się do roboty, bo kwiatów było naprawdę zatrzęsienie. – Nie podwoili, po prostu mają z milion gości, więc jest milion stołów. Na każdym musi stać duża kompozycja i kilka małych – wyjaśniła, szukając w szufladzie planów, które panna młoda przyniosła ze sobą. Stoły były podłużne i bardzo, bardzo długie. Było ich dziesięć, więc na weselu musiało być naprawdę wielu gości. Trzystu? Aeralie nie wiedziała czy w ogóle w Lorne Bay mieszka tylu ludzi. No dobra, pewnie mieszkało. – Jasna cholera. One nie mogą tak wyglądać. Mają być delikatne. Mam chyba w torebce puder transparentny – wzruszyła ramionami. Wielokrotnie ratowała sytuację w jakiś dziwny sposób. – Będzie świetny, Ell. Poradzimy sobie, zobaczysz – poklepała ją pokrzepiająco po ramieniu. Wyjęła puder i przypudrowała bielą kilka róż, które wyglądały znacznie lepiej. Nie wiedziała jak taka prowizorka długo wytrzyma, ale nie miało to znaczenia. Później goście nie zauważą, że kwiaty zmieniły kolor.

ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Zazdrościła wszystkim ludziom twierdzącym, że odnajdywali szczęście w pracy; wprawdzie uważała, że większość z nich kłamała, mówiąc, że u w i e l b i a j ą pracować przez osiem do dziesięciu godzin dziennie, pamiętać o obowiązkach i ścierać się z klientami o wygórowanych wymaganiach, którzy zapominają o dobrym wychowaniu. Zarabianie pieniędzy dla Ell było przykrym obowiązkiem. Rozumiała, że koegzystencja wymaga od niej dostosowania się do społecznie przyjętych zasad – jak na przykład dotrzymywanie terminowego opłacania rachunków – jednakże czuła wewnętrzną sprzeczność, ilekroć musiała poświęcić na wykonywanie pracy czas, który mogłaby wykorzystać na chłonięcie słonecznych promieni, przesypywanie przez palce plażowego piasku czy choćby przechadzki po lasach w rezerwacie. Bardzo, bardzo nie lubiła momentu w dziejach, w którym postanowiono pieniędzmi zastąpić zasady barterowe; jej zdaniem miały one więcej sensu. Mimo to była bardzo wdzięczna za szansę. Obiecała sobie, że tym razem bardziej się postara, że będzie skrupulatniej podchodziła do wyznaczonych obowiązków i nie będzie musiała świecić oczami i pięknym uśmiechem, ilekroć coś sknoci. Nie wiedziała nawet, czy na Aeralie takie sztuczki by podziałały!
— Najważniejsze, że jesteś. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak bardzo ucieszę się na twój widok — zaśmiała się i żartobliwie poruszyła brwiami, jakby w nieudolny sposób próbowała poderwać zmęczoną wczorajszą imprezą przyjaciółkę.
Wiedziała, że kolor kwiatów będzie problemem, ale pomysł, na jaki wpadła Aeralie, wydawał się być idealnym wyjściem z kryzysu. Ell szybko go podłapała i wyciągnęła również swoją puderniczkę (odrobinę zdezelowaną i z potłuczonym lusterkiem, bo kiedyś upadła jej podczas poprawiania makijażu w toalecie) i zaczęła ozdabiać róże. — Biedne kwiaty, nawet one nie mogą pozostać takie, jakimi są. Świat ciągle wymusza na nas zmiany — westchnęła, pogrążając się na moment w egzystencjonalnych rozważaniach nad istotą wyglądu zewnętrznego. Róże powinny być doskonałe same w sobie, ale jak widać, nawet im wmawiało się wady.
— Powinnyśmy się zbuntować i zostawić różowe — stwierdziła, bezkrytycznie przyglądając się płatkom w intensywnym kolorze. — Tych ludzi stać na takie ogromne wesele, że drobna różnica barwy kwiatów nie powinna zrobić im różnicy. Szastają pieniędzmi. Ja bym je lepiej wykorzystała. Słyszałaś, że koale z rezerwatu można adoptować? Na razie mam tylko jedną, ale gdybym mogła, zostałabym sponsorką ich wszystkich — rzuciła, mimo to dalej pudrując płatki róż. — Powiedz lepiej, gdzie tak dobrze się wczoraj bawiłaś! Chłopak? Dziewczyna? A może oboje? — spytała, zerkając na nią z zaciekawieniem wymalowanym na zaróżowionych policzkach.

aeralie eaton
florystka — the potting shed
24 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
chciałaby wiedzieć, kto zabił jej brata i bardzo liczy na to, że dale, a tak właściwie caleb pomoże jej odnaleźć mordercę
Przecież to była naprawdę piękna praca! Kwiaty, masa kolorów, mogła wyżyć się artystycznie. Owszem, to nie tak, że nie bywała zmęczona, kiedy musiała siedzieć tutaj dłużej niż powinna albo nie było jej przykro, kiedy ktoś był wyjątkowo niemiły. Zazwyczaj wtedy pozwalała sobie skorzystać z przywileju, że to ona była tutaj ekspertką, miała doświadczenie i wiedzę, i czasami po prostu sobie na to nie pozwalała. Starała się być dla ludzi wyrozumiała, ale czasami kiedy nie było to możliwe, mówiła prosto z mostu, że nie podoba jej się jakieś zachowanie. I to nie była tylko kwestia pracy. Musiałaby nie lubić swojego życia, jeśli zwracałaby uwagę na to czy ktoś jest dla niej miły, czy też nie. Jednego była pewna. W innego rodzaju pracy nie czułaby się tak dobrze i na pewno nie byłaby tak wydajna jak w kwiaciarni. Ale niestety właśnie takie było życie – ludzie musieli robić cokolwiek, co wzmacniałoby zasoby ich portfela, by prowadzić jakiekolwiek godne życie. Jedni mogli robić to, co kochali, a inni robili coś innego, by po prostu utrzymać rodzinę, ale czerpali radość z czegoś innego. Aeralie po prostu starała się cieszyć z tego, co ma, bo niestety, więcej mieć nie mogła. – Myślę, że jakbym wpadła tutaj z drinkiem z palemką i powiedziała ci, że możesz sobie poleżeć, a ja się wszystkim zajmę, to ucieszyłabyś się jeszcze bardziej – odpowiedziała. Tyle, że naprawdę potrzebowała dzisiaj Ell i pewnie każdego innego dnia powiedziałaby jej, że owszem, może się polenić, ale dziś nie było takiej szansy. Dziś miały do wykonania naprawdę dużo, żeby to wesele nie okazało się dla panny młodej fiaskiem, a dla dziewczyn koszmarem, z powodu którego musiałyby zamknąć kwiaciarnię. – To okropne i bardzo pesymistyczne – powiedziała Aerie, ale wiedziała, że Donoghue ma rację. Ciągle musiały robić coś, czego nie chciały. Ale może kiedyś się to zmieni? – Wiesz, że masz rację? Chyba nawet przez tydzień nie zdążyłybyśmy ich wszystkich przypudrować, więc niech zostaną takie, jakie są. Trudno – wzruszyła ramionami. To raczej nie była sprawa życia i śmierci, a w tym ślubnym szale, panna młoda być może nie zauważy koloru róż albo po prostu uzna, że takie musiały być. Wszystko jedno. – Facet, ale to nic takiego – odpowiedziała. Caleb był po prostu kolegą, z którym umówiła się właściwie sama nie wiedziała, po co. Nie dowiedziała się również niczego specjalnego, dlatego wątpiła, by spotkali się jeszcze kiedykolwiek inaczej niż przypadkiem. Nie zamierzała do tego dążyć, bo skoro był on członkiem gangu jak Travis, to Aerie nie chciała kolejnych kłopotów. Co wcale nie oznaczało, że mężczyzna nie przyciągał jej do siebie swoim urokiem.

ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
29 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Najważniejsze było to, że Aeralie czuła się spełniona; Ell widziała w jej oczach pasję, gdy tylko zaczynała plątać kwiaty i tworzyć z nich okazałe bukiety. Zdarzało się – i to całkiem często – że pochylona nad wiązanką, zapominała o świecie, odcinając się od rzeczywistości. W przeciwieństwie do niej, Ell nie zaznała podobnego uczucia spełnienia. Owszem, lista czynności, które sprawiały jej niebywałą przyjemność była długa, jednak wykonywaniem żadnej z nich, nie była w stanie się utrzymać. Może poza intymnością – ale chociaż uważała siebie za kobietę wyzwoloną, nie potrafiłaby sprzedawać własnego ciała. Wprawdzie nie potrzebowała miłości by czerpać błogą radość ze zbliżenia, niestety nie mogła obejść się bez choćby drobnej iskry, która nadałaby zwierzęcemu aktowi odrobiny szczerej namiętności. Wracając jednak do kwestii zobowiązań zawodowych, Donoghue cieszyła się, że podejmując pracę w kwiaciarni, pozostawała blisko natury – a tę kochała w sposób bezinteresowny.
— Obiecałam ci, że będę pomocą, pamiętasz? — wtrąciła, wymachując wskazującym palcem w niekontrolowany sposób, jakby chciała zagrozić dziewczynie i jednocześnie ostentacyjnie przypomnieć, że p r ó b o w a ł a podchodzić do tej pracy z większą dbałością niż do wcześniejszych zobowiązań. — Ale masz rację, nie oszukujmy się, gdybyśmy mogły popijać drinki, a to pomieszczenie zamieniłybyśmy na jakąś budkę na środku plaży, byłabym szczęśliwsza — wyjaśniła, dając się ponieść wyobraźni. Niestety wiedziała, że picie alkoholu – nawet w małych ilościach – było niedopuszczalne w pracy. A szkoda, może wydajność Ell wzrosłaby wraz z poziomem alkoholu we krwi?
Ucieszyła się, że nie będą musiały barwić róż pudrem, zabijając ich naturalne piękno. Jeśli panna młoda nie będzie potrafiła dostrzec w nich piękna, w zasadzie nie zasługiwała na żaden z bukietów czy kwiecistych stroików.
— Połączenie słów „facet” i „nic takiego” to powinien być oksymoron, hm? Dalej, opowiedz mi coś, bo uschnę z ciekawości — ponagliła ją, zaglądając do notesu, w którym spisane zostały szczegóły zamówienia. — Podoba ci się? Jest przystojny? — pytała, przenosząc wzrok na Aerię. — Czy ty się właśnie zaczerwieniłaś? — rzuciła głośniej i nieco bardziej piskliwie, po czym zaśmiała się dźwięcznie. Co lepiej od plotek mogło uprzyjemnić im pracę?

aeralie eaton
ODPOWIEDZ