lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
1.

Lubiła wpadać do niego bez zapowiedzi. Raz, że było jej niesamowicie miło, kiedy za każdym razem, kiedy przekraczała próg wypożyczalni Brandon tak szczerze cieszył się na jej widok. Dwa, że cholernie lubiła to miejsce. Trzy, że nie bała się tego, że gdy bez uprzedniego poinformowania o swoich planach zajedzie na przystań lubego tam nie będzie - spędzi ona pół dnia na poszukiwaniach. Długiego stażu związku może nie posiadali, ale znali siebie już na tyle dobrze, że wiedzieli o swoich nawykach, nałogach i przyzwyczajeniach. Hania była nie tylko w stanie bezbłędnie przewidzieć co ukochany zje na śniadanie, kiedy wybiorą się razem do kawiarni, czy co założy na siebie podczas wyjścia do opery, ale też dokąd się uda, kiedy będzie zły i zmęczony, gdzie pojedzie, kiedy nagle zamarzy mu się chwila ciszy i spokoju. I szczerze? Im lepiej go znała, tym bardziej była w nim zakochana. Niesamowicie ją pociągał, intrygował. Podczas gdy jej poprzednie związki opierały się wyłącznie na fizyczności, ona naprawdę lubiła go jako osobę. Widziała w nim partnera, przyjaciela, oparcie. Kogoś, z kim chciałaby iść przez życie. I nie były jej straszne przeszkody losu takie jak zazdrosna, była dziewczyna czy najstarsza z córek, od samego początku znajomości nie pałająca do niej przesadną sympatią. Tak długo jak miała przy sobie Brandona, szczerze wierzyła w to, że wszystko się ułoży.
"No cześć, przystojniaku" zawołała z oddali, gdy tylko dostrzegła go na końcu pomostu. Czasem nie mogła się powstrzymać i zachowywała się przy nim jak nieopierzona, zbyt rozentuzjazmowana nastolatka. Ale szczerze, czy ktoś mógł ją za to winić? Dohemy kompletnie zawrócił jej w głowie. Jeszcze nigdy nie czuła czegoś podobnego. Tak silnego, obezwładniającego. Promieniującego na wszystkie komórki ciała. "Pomyślałam, że na pewno jeszcze niczego nie jadłeś i że to właściwa pora, żebym wyciągnęła Cię na lunch? Przyniosłam same pyszności" po tym jednym słowie już było wiadomo, że to nie ona je zrobiła. Gotować nie umiała. Nigdy nie udawała, że jest inaczej. Mężczyzna co prawda był skóry udzielić jej kilku lekcji, ale dziwnym trafem, ilekroć tylko próbowali się za nie zabrać, Hania już siedziała rozebrana na kuchennym blacie i opasała szatyna nogami w pasie. "Przeglądałam propozycje nowych zleceń. Jedna z miejscowych gazet chciałaby mnie wysłać do otwierającego się klubu dla swingersów. No wiesz, żeby napisać artykuł o tym, skąd bierze się fenomen tego typu miejsc" zabawnie zafalowała brwiami. Jej jako dziennikarce śledczej często zdarzały się spore przestoje. Do tychczas podchodziła do nich na spokojnie, uważała, że stanowią integralną część jej pracy. Będąc z związku z Brandonem nie wyobrażała sobie tego, że mogłaby całymi dniami siedzieć w domu, a on pracowałby na ich utrzymanie. Stąd też jej pomysł na freelancerkę i napisanie kilku, niezwiązanych tematycznue materiałów. "Nie wiem, czy bardziej mnie kusi, żeby zapytać, czy w ogóle puściłbyś mnie w takie miejsce, czy o to, czy przypadkiem nie chciałbyś ze mną pójść" zaśmiała się, puszczając mu oczko. Małe to było, perfidne i złośliwe, a nade wszystko lubiło wzbudzać w nim zazdrość.

Brandon Dohemy 🥰
ambitny krab
Hania
37 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
1.

Nachylił się nieznacznie nad zacumowaną przy pomoście żaglówką podając siedzącemu w niej mężczyźnie różowy kapok. Ten, wyraźnie zażenowany chwycił w palce gruby materiał kamizelki i podał go siedzącej naprzeciwko, naburmuszonej córce.
- Przepraszam za kłopot, na co dzień naprawdę jest mniej kapryśna. - wytłumaczył się jeszcze oddając Brandonowi żółty zamiennik.
- To żaden kłopot. - odparł Dohemy przerzucając rozbawione spojrzenie na około ośmioletnią dziewczynkę. - Księżniczka na wodzie nie przestaje być księżniczką, zawsze trzeba się przecież dobrze prezentować, bez względu na sytuację i okoliczności. - puścił małej perskie oko, a ta momentalnie się rozpogodziła ściągając wargi w delikatnym, poweselałym uśmiechu. Pomógł jeszcze odcumować łódź, a potem cofnął się o krok i popatrzył za odpływającym duetem. Wtedy też z oddali usłyszał wołanie, a ciało instynktownie obróciło się do boku w taki sposób by spojrzenie mogło swobodnie przeczesać okolicę. Przysłonił dłonią oczy przed oślepiającym blaskiem słońca i popatrzył na zbliżającą się w jego kierunku brunetkę. Osnutą zarostem twarz rozciągnął wnet tak dobrze znany jej uśmiech. Zawsze tak samo cieszył się na jej widok, niezależnie od tego jak długo trwała rozłąka. Dzień? Dwa? Godzinę? 5 minut? Jakie to ma właściwie znaczenie? Kochał tę kobietę nad życie, a każda sekunda spędzona osobno była niczym kara i wzmagała tęsknotę. Za jej uśmiechem, głosem, bezwstydnymi żartami, ciepłym oddechem, pocałunkami i ogólnie pojętą bliskością.
Wyszedł jej na przeciw by nieco szybciej skrócić dzielący ich dystans. Dłonią w której ściskał kapok objął ją w talii, a potem nachylił się ku niej nieznacznie i złożył na jej słodkich wargach krótki ale bardzo czuły pocałunek.
- No cześć, ślicznotko. - odparł zakończywszy ów powitalny rytuał. - Cholera, jestem szczęściarzem. Pewnie cały poranek spędziłaś przy garach by tym razem o orgazm przyprawić moje kupki smakowe. - trochę się z niej naigrawał. Doskonale wiedział, że niczego z tego co dziś przyniosła nie przygotowała sama. Nie miała ani kulinarnego zacięcia, ani w zasadzie umiejętności choć nie uważał by były jej do czegokolwiek potrzebne. Nie czyniło jej to gorszą kobietą czy partnerką. Mniej wymagające posiłki bez problemu przyrządzał sam, a kiedy mieli ochotę na coś bardziej wykwintnego - zawsze mogli zjeść na mieście. - Żywię tylko ogromną nadzieję, że kuchnia nie wygląda jak miejsce zrzutu bomby atomowej. - uśmiechnął się złośliwie z trudem powstrzymując się przed tym by palcami nie pstryknąć jej w ten uroczy, lekko zadarty nosek. Nie sądził wprawdzie by jego słowa czy podobny gest mogły ją rozzłościć ale głodny był jak wilk i wolał pewnie nie ryzykować.
Na jego nieszczęście nie był jedynym figlarzem w tym związku, a rewelacja z jaką przyszła do niego Hannah sprawiła, że w pierwszym odruchu mimowolnie ściągnął brwi. Dopiero gdy zorientował się, że Mayfair nie tylko mu się przygląda ale też ewidentnie ma z niego niemały ubaw przymrużył lekko oczu i uśmiechnął się nieznacznie. Mała prowokatorka.
- Jak cię zaraz przełożę przez kolano i natrzaskam ci po tym zgrabnym tyłku to może raz na zawsze wybiję ci z głowy te niedorzeczne pomysły. - czy był o nią zazdrosny? Jak jasna cholera. Nawet gdy próbował tego nie okazywać i tak bez problemu czytała mu z oczu. Zgarnął pannę Mayfair z pomostu bo do jedzenia najlepiej było usiaść przy stole. Udali się z wolna w stronę brzegu gdzie Dohemy odwiesił na miejsce wciąż trzymany w dłoni kapok, a potem wskazał nią stojący kilka metrów dalej drewniany stolik z ławkami.
- Byłaś już wcześniej w takim miejscu? - zainteresował się gdy zasiedli już na ławeczce. Rzecz jasna na myśli miał klub dla swingersów nie plażę i stolik przy którym właśnie usiedli. Z Mayfair było niezłe ziółko, zdawał sobie sprawę z tego że w młodości nie próżnowała nie tylko mnożąc doświadczenia, ale też stale zdobywając nowe. Choć była od niego sporo młodsza - miała ich zapewne na swym koncie znacznie więcej niż on. Poszalał trochę tylko za młodu, potem się ożenił i w zasadzie po dziś dzień z drobnymi tylko przerwami żył w stałych, poważnych związkach. Pewnie nie powinien ale czasami czuł presję bycia lepszym. Lepszym od każdego i każdej, których miała do tej pory. Czasami budziła się w nim obawa, że mogłaby się nim zwyczajnie znudzić i choć nie lubił tej myśli i karcił sam siebie ilekroć tylko się w jego głowie pojawiała - absolutnie nic nie mógł na to poradzić. Hannah była niezwykle atrakcyjną i cholernie seksowną kobietą, gdyby tylko chciała - każdego mężczyznę bez problemu owinęłaby sobie wokół palca. Zdawał sobie z tego sprawę i wdzięczny był losowi za to, że to właśnie on mógł codziennie zasypiać i budzić się u jej boku. Właśnie to czyniło go szczęściarzem.

Hannah Mayfair
niesamowity odkrywca
lama#4516
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Nie wyobrażała sobie bycia z kimś, tak na stałe, na poważnie. Bała się wzniosłych deklaracji i zobowiązań. Tego, że w pewnym momencie zatęskni za wolnością, za osobą, jaką była wcześniej. Powtarzała, że nie dla niej dom, rodzina, stabilizacja. Że nie chce się komukolwiek tłumaczyć z tego gdzie była, co robiła i dlaczego wróciła tak późno. A potem w jej życiu pojawił się Dohemy i zrozumiała, że wszystko to wierutne kłamstwo. Najzwyczajniej w świecie nigdy wcześniej nie trafiła na mężczyznę, dla którego chciałaby zaryzykować. Dla którego czułaby, że warto zaryzykować. Postawić na głowie cały system wartości, zmienić stare nawyki i przyzwyczajenia. Przynajmniej spróbować być najlepszą wersją siebie. A przy nim... przy nim jej się po prostu chciało. Wstawać wcześnie rano, żeby zdążyć pożegnać się z nim zanim wyjdzie do pracy, biec do kawiarni za rogiem, żeby w trakcie przerwy przynieść mu ulubioną kawę, po raz setny w tygodniu przearanżowywać salon, tylko po to, żeby zorganizować w nim romantyczny wieczór filmowy. Uwielbiała opowiadać mu o tym, jak minął jej dzień i zakładać te lekkie, zwiewne sukienki, które tak bardzo na niej lubił. Wciąż była tą samą zwariowaną Hannah, dalej do głowy wpadały jej szalone pomysły, które czasem trzeba było dusić w zarodku, ale na przestrzeni ostatnich miesięcy bardzo mocno dojrzała. Przeistoczyła się w pięknego, kolorowego motyla. I zawdzięczała to właśnie jemu. Bo zawsze przy niej był i ją wspierał, bo uwierzył w uczucie, które tak niespodziewanie się między nimi pojawiło, nie pozwolił jej samej wyjechać na drugi koniec świata. Nie tylko miłość, ale też wdzięczność, którą do niego czuła była nie do opisania.
"Znasz mnie, jestem tradycjonalistką. Wolę pozostać przy standardowych orgazmach" zaśmiała się, czochrajac go po włosach. Jej matka nieraz powtarzała - facet, który nie je w domu, jada na mieście - słowa te, wyjątkowo mocno utkwiły jej w pamięci, a że, o jego żołądek się nie martwiła i nie miała nic przeciwko temu, żeby żywił się w restauracjach, życiową mądrość rodzicielki interpretowała nieco inaczej. I skrupulatnie pilnowała, aby ukochany nigdzie nie wychodził uprzednio nie rozładowawszy napięcia. Nie, że mu nie ufała! Po prostu uważała, że taki mężczyzna jak Brandon to prawdziwy skarb i trzeba o niego dbać. Ot co. "Kuchnia lśni nieskazitelną czystością. Aż chciałoby się w niej trochę nabrudzić" spojrzała na niego znacząco, w bardzo wyjątkowo mało subtelny sposób oblizując usta. Szczęśliwie, w pobliżu małych dzieci nie było i swoim zachowaniem nikogo nie gorszyła! Jeszcze by tego brakowało, żeby przyjaznej rodzinom wypożyczalni sprzętów wodnych robić antyreklamę. "Może malbyś ochotę trochę w niej narozrabiać?" zapytała, zadzierając do góry głowę. W sam raz, żeby móc dojrzeć jak zmienia się wyraz jego twarzy pod wpływem pytania o klub dla swingersów. Ha. Trafiony zatopiony! Irracjonalną wręcz radość sprawiało jej takie prowokowanie go i przeciąganie struny. Obydwoje doskonale wiedzieli, że nigdy za innym mężczyzną nawet by się nie obejrzała. Jego zazdrość była jednak tak cholernie podniecająca. No i dodawała Mayfair jakieś plus sto do pewności siebie.
"No nie wiem, nie wiem. Obawiam się, że to może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego" zaśmiała się, kiedy zagroził jej klapsami. Nie była delikatną księżniczką. Od czasu do czasu lubiła dodać zbliżeniom odrobiny pikanterii, nie byłoby więc w tym nic dziwnego, gdyby... "Tak, obiecujesz i obiecujesz. Uważaj, co jeśli do tego stopnia mi się spodoba, że częściej zacznę przychodzić z tego typu pomysłami" wyszczerzyła się w uśmiechu, błyskając swoimi białymi zębami.
Wesołość nie opuszczała jej ani na chwilę. Nawet wtedy, kiedy luby złapał ją pod rękę i zaprowadził do stoilka, przy którym mogli na chwilę usiąść i w spokoju zjeść lunch.
"A jak myślisz?" zapytała unosząc brew, posyłając mu kolejne z tych spojrzeń, od których mogło się człowiekowi zakręcić w głowie. "Nie, nie byłam. Nigdy. Jakoś też wcześniej nie kusiło mnie, żeby sprawdzić jak jest w tego typu miejscach" przyznała, zabawnie marszcząc nosek. Lubiła próbować nowych rzeczy, eksperymentować. Jej repertuar nie obejmował jednak orgii zbiorowych w miejscach publicznych. Z drugiej jednak strony... Teraz, kiedy nadarzyła się okazja, kto mówił o próbowaniu wszystkiego na własnej skórze? Mogłaby się tam udać z Brandonem jako odwiedzająca i potraktować to doświadczenie jako nietuzinkową grę wstępną. No chyba, że luby kategorycznie odmówi. Wtedy nie było opcji, że pójdzie tam sama. Nie chciała być nagabywana i zaczepiana przez napalonych, rozochoconych, wolnych facetów. "To dość nietypowa propozycja. Właściwie, aż do tej pory nie myślałam o niej poważnie, ale czy ja wiem... To mogłoby być całkiem zabawne? Prawdopodobnie już po trzech minutach od wejścia powiedziałabym, że nic z tego, wracamy do domu i rzuciła się na Ciebie jeszcze w samochodzie" stwierdziła pół żartem, pół serio. Jak bardzo lubiła, kiedy ukochany był o nią zazdrosny, tak sama myśl o tym, że inne kobiety mogłyby pożerać go wzrokiem nie wydawała się jej ani trochę zabawna.

Brandon Dohemy 🥰
ambitny krab
Hania
37 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Z tego samego powodu w zasadzie on tak długo wzbraniał się przed tym by w pełni otworzyć się przed Mayfair. Wiedział przecież niemal od samego początku jaki styl życia prowadziła, a wyzbyć się dawnych, pielęgnowanych przez długie lata przyzwyczajeń z reguły było bardzo ciężko każdemu. Nie był nawet pewien czy chciała to dla niego uczynić, a jednak przyszedł taki dzień kiedy zaufawszy sercu i intuicji postawił wszystko na jedną kartę. Tego samego dnia poczuł się jakby wygrał los na loterii... Nie, otrzymał od życia coś znacznie piękniejszego.
Ufał Hani bezgranicznie, nie sądził by rozmyślnie miała go kiedykolwiek skrzywdzić bo choć nie znali się wcale jakoś kosmicznie długo - czuł się trochę tak, jakby już na tym etapie wiedzieli o sobie wszystko. Znali siebie wzajemnie, znali swoje przyzwyczajenia i swoje potrzeby i tak długo jak długo szanowali to nawzajem - ten związek nie miał prawa się zepsuć. Tak uważał i tego starał się trzymać.
Poczochrany po włosach pokręcił tylko lekko, z rozbawieniem głową.
- Masz rację, na tym poprzestańmy. Nie można być najlepszym absolutnie we wszystkim. - uśmiechnął się figlarnie jednocześnie płynnie, między słowami komplementując jej umiejętności. Starał się być asertywny, naprawdę ale widok giętkiego języka sunącego wolno, subtelnie po miękkich, pełnych wargach dość mocno go jednak rozpraszał.
- Kusząca propozycja ale jestem w pracy, Hannah... Czemu się nade mną znęcasz? - wiedziała wszak doskonale, że gdyby nie miejsce i okoliczności już dawno zdarłby z niej zbędne ubrania i rzuciłby się na nią jak ten wygłodniały wilk. Nie musiała się nawet jakoś przesadnie starać - tak już po prostu na niego działała. Właściwie już na tym etapie rozglądał się za jakimiś ustronnymi miejscówkami i obliczał sumiennie, do której z nich z obecnej pozycji było im najbliżej.
- Niezła próba ale nawet jeśli ci się spodoba - niczego to nie zmieni. Zawsze to jakiś plan, jeśli dostarczę ci w ten sposób wystarczającej ilości wrażeń to nawet przychodząc do mnie z podobnymi pomysłami będę już wiedział, że nie mówisz poważnie. - w końcu cel miałaby jasny - sprowokować go do wymierzenia "kary". Za dużo paplał, w gardle mu zaschło, a w żołądku to mu chyba marsza grali. Wziął się więc za lunch kątem oka kontrolując to co działo się wokół. Dobrze, że nie był w tym miejscu jedynym pracownikiem i podczas gdy on był na przerwie - było komu przejąć choć na chwilę wszystkie jego obowiązki. Potem wrócił spojrzeniem do panny Mayfair, a nawet przestał na chwilę przeżuwać to co miał w ustach gdy z wyraźnym zaintrygowaniem wymalowanym na twarzy czekał na jej odpowiedź.
- "Nie jestem pewien co powinienem myśleć" to wciąż bezpieczna odpowiedź? - nie chciał by źle odebrała jego ciekawość. Jeszcze pomyśli sobie głupio, że ma o niej jakąś kiepską opinię, a wszyscy doskonale wiemy, że świata poza nią nie widział i złego słowa w życiu by na nią nie powiedział. Uważał po prostu, że na tym etapie związku mogli już otwarcie mówić sobie absolutnie o wszystkim. Tak czy owak Hannah dość szybko pośpieszyła mu z odpowiedzią, a wtedy on zmielił do końca to co miał w buzi i przełknął wciąż jednak nie odrywając od brunetki swego natrętnego spojrzenia. Jego twarz znów rozjaśnił rozbawiony półuśmiech.
- Czyli jednak chcesz spróbować. - nie był zły, bynajmniej. W jakiś pokręcony sposób nawet mu się ten pomysł spodobał. Może i kierował się w życiu zupełnie innymi wartościami ale sztywniakiem nie był na pewno. Odrobina szaleństwa nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Dzięki tej relacji odkrywał życie na nowo. Robił rzeczy o które nigdy wcześniej by siebie nie posądził i choć powoli zbliżał się do czterdziestki, a na jego głowie zaczynały pojawiać się już pierwsze siwe włosy - w związku z Mayfair przeżywał aktualnie swoją drugą młodość. - W porządku, zróbmy to. - przypuszczał, że takiej odpowiedzi nie spodziewała się od niego usłyszeć dlatego z lekkim rozbawieniem i zaciekawieniem jednocześnie przyglądał się jej twarzy wyczekując reakcji. - Proszę cię, nawet ja jestem trochę ciekawy. Nie pójdziemy tam w celu rekreacji, usiądziemy przy barze, spijemy drinka, porozmawiamy z ludźmi i zobaczymy jak to wszystko wygląda od kuchni strony. Nawet jeżeli mielibyśmy wyjść po trzech minutach i skończyć pieprząc się jak króliki w samochodzie - ja w to wchodzę. - wziął kolejnego kęsa i stuknął palcami w drewniany blat czekając na jej decyzję.

Hannah Mayfair
niesamowity odkrywca
lama#4516
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Wyjście za mąż nigdy nie znajdowało się na jej liście priorytetów. Nic zresztą dziwnego, skoro w jej rodzinie praktycznie wszystkie małżeństwa się rozpadały. I nie miało znaczenia to, czy Młodzi ślubowali sobie przed przy ołtarzu, przed obliczem Boga, czy podczas skromnej ceremonii w urzędzie stanu cywilnego. Prędzej czy później pojawiały się zgrzyty, nieporozumienia, niesnaski, niekiedy prywatne dramaty i zdrady, które małżonków zaprowadzały prosto do sądu. Jeżeli między dwojgiem ludzi brakowało prawdziwego uczucia, złotej obrączki nie można było traktować jako gwarancji długiego i szczęśliwego, wspólnego życia - Hannah święcie w to wierzyła i była o tym głęboko przekonana.
Również do macierzyństwa podejście miała dość nietypowe. Zdmuchując z tortu urodzinowego trzydzieści świeczek wcale nie myślała o gromadce dzieci i tupocie małych stóp rozlegających się po mieszkaniu. Lubiła brzdące, bezkresnie uwielbiała małą Milę. Nie czuła jednak potrzeby posiadania własnych, biologicznych dzieci. Spełniała się w roli macochy. Oczywiście, gdyby Brandon uklęknął by przed nią na jednym kolanie i poprosił, żeby przywdziała białą sukienkę, a następnie założyła z nim rodzinę specjalnie by się nie opierała, bo cholera, kochała tego mężczyznę nad życie i zrobiłaby wszystko, żeby go uszczęśliwić. Jeżeli jednak chodziło o nią, było jej dobrze tak, jak teraz. Miała u swojego boku wspaniałego, niesamowicie wyrozumiałego partnera, żyli w jednym z najpiękniejszych, jak nie w najpiękniejszym miejscu na ziemi i czuła się naprawdę szczęśliwa.
Na jego komplement uśmiechnęła się zadziornie. Kucharką może nie była najlepszą, ale miała całe mnóstwo innych talentów, którymi z Brandonem ochoczo się dzieliła. Każdego dnia. I nie sądziła, że kiedykolwiek się jej to znudzi. Ich ciała idealnie do siebie pasowały, jakby zostały dla siebie stworzone. Ulepione z tej samej gliny.
"Jaka szkoda, że nie jesteś właścicielem, wtedy mógłbyś się wyrwać na godzinkę... A nie, czekaj" uniósła do góry brew i zaśmiała się dźwięcznie. Kochała się z nim droczyć i robiła to często, bardzo często. Do tego stopnia, że chyba weszło jej już w nawyk. Skoro jednak nie prostestował, nie miała zamiaru przestawać.
Kiedy w przeciągu jakiś dwóch sekund rozszyfrował jej niecny plan wyszczerzyła się tylko w uśmiechu i nie powiedziała już nic, pozwoliła się zaprowadzić lubemu ja pomost i usiąść przy stoliku. Nie tylko jemu, ale też i jej kiszki już marsza grały i nie mogła się doczekać, aż w końcu spróbuje tych wszystkich pyszności. Tutejsze kawiarenki tak bardzo różniły się od tych, które znała z rodzinnych stron. Zaskakiwały bogactwem smaków i kolorów. Stanowiły zarówno ucztę dla oka, jak i dla kubków smakowych.
Słysząc wyjaśnienie bruneta, widząc jego przejętą minę, uśmiechnęła się jeszcze szerzej i przecząco pokręciła głową. Nie była święta, miała sporo za uszami, a jednocześnie nie wstydziła się swojej przeszłości i nie miałaby Dohemy'emu za złe, gdyby z góry założył najgorsze. Znał ją na tyle dobrze, wiedział o jej poprzednich doświadczeniach, że to byłoby z jego strony w pełni usprawiedliwione. Choćby chciała, nie mogłaby się nawet na niego za to obrazić. Było jej jednak bardzo miło, że tak się starał i dbał o jej uczucia, nie chciał sprawdzić jej przykrości. Że wszystkich mężczyzn, których spotkała, tylko jemu zdawało się naprawdę na niej zależeć i kochała go za to jeszcze mocniej.
"Spróbować? Nie wiem czy to odpowiednie słowo" zamyśliła się na chwilę. Próbowanie kojarzyło się jej raczej z aktywnym uczestnictwem, niekoniecznie z biernym oglądaniem. No i nie traktowała tego jako spełnienia jakiś ukrytych fantazji. Ot, zwykłą, ludzką ciekawość, może jedynie ciut podkręconą przez jej dziennikarski instynt oraz możliwość przeprowadzenia kilku szalenie ciekawych wywiadów. Całe szczęście, nim zdążyła pożałować swojej propozycji i pomyśleć, że może jednak Brandon naprawdę chce zabawić się w mniej konwencjonalny sposób, ukochany zdążył ją przekonać, że myślą o dokładnie tym samym. Uff. Jej wewnętrzna zazdrośnica nigdy nie wyraziłaby zgody na coś takiego. Był jej i kropka, nie miała z nikim zamiaru się dzielić. Podobnie jak nikomu innemu nie miała zamiaru pozwalać na to, żeby go sobie ogladał. W zupełności wystarczało jej to, że musiała mierzyć się z zachwyconymi spojrzeniami kobiet, kiedy spacerowali po plaży, a Dohemy nie miał na sobie koszulki. Gdyby mogła, każdej jednej oczy by wydrapała, a tak, mogła się ograniczać jedynie do krzywych spojrzeń.
"Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, co?" nachyliła się nad nim i znów musnęła ustami jego usta. A potem znowu i po raz kolejny, nic nie robiąc sobie z tego, że jak to właściciel określił, miejsce było "przyjazne rodzinom". "Obiecaj tylko, że zaparkujesz blisko wyjścia" rzuciła z błyskiem w oku. Czasem, no dobra więcej niż czasem, potrafiła być naprawdę niecierpliwa. "Zastanawiałeś się kiedyś, co się w ogóle ubiera do takiego klubu? To znaczy, ja rozumiem, że w pewnym momencie ubrania mogą być już niepotrzebne, ale tak na start? Chętnie bym sobie pooglądała Ciebie w tym granatowym garniturze. Myślisz, że to byłaby przesada?" palcami przeczesała jego ciemne, przydługie włosy. "Albo nie. Wiem, inaczej. Zróbmy tak, że ja wybiorę strój dla Ciebie, a Ty wybierzesz strój dla mnie. Ot tak, w dramach gry wstępnej" zaczęła, z malująca się na twarzy ekscytacją. "Mam na myśli kompletny outfit. Bielizna, buty, sukienka, dodatki, zapach perfum, kolor szminki" zagryzła dolną wargę. "Co sądzisz?" zapytała, posyłając mu zaczepne, prowokujące spojrzenie.

Brandon Dohemy 🥰
ambitny krab
Hania
37 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dość zabawne bo tematu małżeństwa i kwestii ewentualnego założenia rodziny do tej pory w szczerej rozmowie nawet nie poruszyli. Albo jedno drugiemu nie chciało się narzucać, robić problemu, psuć nastroju jakby czuło, że to grząski grunt, albo - co dla Brandona było rzeczą nieprawdopodobną - mieli do tego takie samo podejście. Nie mógł wiedzieć co siedziało w głowie Mayfair ale fakt, że milczała w tej kwestii jak głaz był mu nawet na rękę. Niekoniecznie miał w planach się żenić, kolejnych dzieci - choć swoje córki kochał przecież całym sercem - również nie planował. Miał swoje powody, w większości bardzo głupie, przesądne, którymi może lepiej głośno się nie chwalić. Samej rozmowy na tematy wspólnej przyszłości trochę się zresztą obawiał bo jeśli cofnąć się ze wspomnieniami tych kilka lat wstecz - to właśnie rozbieżność w potrzebach dotyczących wspólnego życia poróżniła go z Elle i ostatecznie doprowadziła do rozpadu ich związku. To znaczy nie był to może jedyny powód bo tych było wiele, ale osobiście uważał to za jeden z głównych zapalników. Na dzień dzisiejszy odpowiadał mu obecny układ i wiedział na pewno, że nie chce go zmieniać. Teraz kiedy odpłynął na chwilę myślami skupiając je wokół tego, niewygodnego tematu zaczął się nawet zastanawiać czy jego milczenie jest w ogóle w porządku. Może aby uniknąć późniejszych nieporozumień powinien jednak ten temat poruszyć? Wszelakie wątpliwości powinni chyba rozwiać od razu by uniknąć późniejszych rozczarowań i wzajemnych oskarżeń. Tak, zdecydowanie powinien to zrobić... A jednak ciągle milczał.
Wzniósł lekko łuki brwiowe, a potem przymrużył lekko oczy i pokręcił głową na boki.
- Nie jesteś aby czasem troszeczkę za mądra i zbyt cwana? - skwitował jej uwagę, a potem uśmiechnął się z rozbawieniem. W tym samym momencie uniósł ku górze nadgarstek i zerknął kontrolnie na tarczę opasającego go zegarka. Teoretycznie za jakieś półtorej godziny i tak miał się zbierać. Chciał wpaść jeszcze na siłownie co by trochę się spocić ale formę aktywności zaproponowaną przez Mayfair przyjmie nawet z większym entuzjazmem. Everfield zaczynał zaraz popołudniową zmianę - powinien spokojnie przypilnować biznesu... Wygląda na to, że absolutnie nic go tutaj dzisiaj nie trzymało, póki co starał się jednak trzymać fason co przy tej diablicy nigdy niestety nie było łatwe.
- Taką mam nadzieję. - bo chciał ją zaskakiwać (oczywiście pozytywnie), nie tylko dlatego by zobaczyć radosny, pełen podziwu uśmiech na jej twarzy ale też poniekąd dlatego by stopniowo naciągać własne granice. Dawno temu jasno je sobie określił, całe życie żył jak w szklanym akwarium skrupulatnie oddzielając to co mu wolno od tego co absolutnie mu nie wypada. Wszystkie jej pocałunki przyjął z największą ochotą choć w miejscu pracy być może nie powinien. Nie potrafił ich sobie odmówić, wcale zresztą nie chciał.
- Aktualnie to zastanawiam się raczej jak daleko zaparkowałem go dzisiaj. - dłoń pod stołem usadowił na jej kolanie, a sunąc nieznośnie powoli w górę, po wewnętrznej stronie jej uda zerkał kontrolnie po okolicy czy żadne kręcące się po plaży dziecko nie obserwuje go z boku w tej jakże gorszącej sytuacji. I kiedy dotarł wreszcie do zwieńczenia jej ud cofnął dłoń i uniósł ją nad stół wskazując palcem zaparkowanego na parkingu lexusa. - Znalazłem. - uśmiechnął się przewrotnie. - Wystarczająco blisko? - poparzył na brunetkę z przekąsem.
Odłożył jedzenie na bok i trudno było ocenić czy dlatego, że już się najadł czy może dlatego, że co innego miał teraz w głowie. Udało jej się chyba go zaintrygować bo przymknął się na moment i wysłuchał jej propozycji.
- Nie boisz się, że przyjdzie mi do głowy jakiś głupi pomysł i skończysz w tym klubie w stroju kigurumi? - patrzył z rozbawieniem w jej czekoladowe oczy. - Wtedy zyskałbym chociaż jakąś pewność, że żaden facet ani kobieta nie będzie na miejscu pożerać cię wzrokiem. - z drugiej strony - w klubie w takim stroju byłaby pewnie niemałą atrakcją. Każdy by się za nią oglądał choć u niewielu takie zachowanie miałoby faktycznie podłoże seksualne.

Hannah Mayfair
niesamowity odkrywca
lama#4516
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Nie musiał się obawiać i to z jednego, bardzo prostego powodu. Kiedy Hannah mówiła, że Brandon był wszystkim, czego potrzebowała - naprawdę tak uważała. Do szczęścia nie były jej potrzebne pierścionek z diamentem, większy dom, gromada dzieci, sad owocowy, szybszy samochód, portfel wypchany pieniędzmi. Nie dbała o to, gdzie będą mieszkać za pięć lat. Czy będą jeździć starym rupieciem czy modelem prosto z salonu, nosić markowe ubrania albo od stóp do głów ubierać się w sieciówkach. Jedyne czego chciała to każdego dnia zasypiać i budzić się przy jego boku. Słuchać o tym jak minął mu dzień i chować twarz w jego klatce piersiowej, kiedy ten jej nie był zbyt dobry. Pompatyczne, wielkie chwile, wystawne przyjęcia i gale - nijak nie mogły równać się z beztroską codziennością. Jedzonymi bez pośpiechu, leniwym sobotnimi spacerami, długimi spacerami po plaży, wygłupianiem się w lazience podczas wieczornego mycia zębów. Brandon nie był dla niej tylko obiektem westchnień, facetem, który kompletnie zawrócił jej w głowie, na którego widok motylki zaczynały fruwać we wnętrzu jej brzucha. Był też jej najlepszym przyjacielem, partnerem. Kimś, kim chciała za rękę iść przed życie. Tematu wspólnej przyszłości nie poruszała więc nie ze strachu o to, co mogła by usłyszeć, a dlatego że brała ją za pewnik.
"Chciałeś powiedzieć przemądrzała?" zaśmiała się i sprzedała mu pstryczka w nos. Podobne poczucie humoru, dystans to siebie i do świata - to właśnie dzięki kim tak dobrze się ze sobą dogadywali. No i tak swobodnie czuli się w swoim towarzystwie. Hannah doskonale pamiętała ich pierwsze spotkanie na latach, kompletnie przypadkowe, na siłowni, kiedy to kilka niewinnych żartów sprawiło, że z nieba zaczął sypać się żar. Mało brakowało, a rzuciłaby mu się wtedy na szyję i zaciągnęła go prosto pod prysznic.
Na przeszłość co prawda wpływu już nie miała, ale na przyszłość? Jak najbardziej. Jeszcze więc zanim luby ułożył dłoń na jej kolanie, a potem zaczął sunąć nią wyżej i wyżej, przed tym zanim oddech jej przyspieszył, a serce załomotało w klatce piersiowej - już wiedziała, że zrobi wszystko co w swojej mocy, aby zgarnąć go prosto do domu, rozebrać w progu i zaprowadzić do łazienki, pod deszczownicę. Oczy się jej aż zaświeciły, krew z żyłach zaszumiała. Coś tak prozaicznego, tak niewinnego jak opuszki jego palców sunące wzdłuż wewnętrznej części jej uda powodowało, że zaczynało się robić jej ciepło. I że zaczynała wzbierać w niej swego rodzaju niecierpliwość. Szczęśliwie, sam Dohemy nie należał do tych, którzy zbyt długo coś odkładali. Zresztą, po jego minie widziała, że jest równie nakręcony i że pragnie jej jednakowo mocno. Nie było sensu z tym walczyć i się temu opierać. Byli młodzi, zakochani, a kontakt fizyczny był jedną z ich ulubionych form wyrażania uczuć.
"Blisko, ale nie wystarczająco" mruknęła niskim, chrapliwym głosem. Niekoniecznie nawiązując do stojącego nieopodal samochodu, a do tak szybko zabranej przez niego ręki. Za którą notabene już tęskniła. Bezczelnym było rozbudzanie jej apetytu i wystawianie nikłej, watłej cierpliwości na próbę - a jednak właśnie to robił. Więcej, wydawał się być z siebie niesamowicie zadowolony! Okrutnik. Jeszcze Mayfair mu się odwdzięczy. Niech tylko znajdą się w odrobinę bardziej ustronnym, mniej zatłoczonym miejscu.
Z rosnącym rozbawieniem wysłuchała jego kontrargumentów. Naprawdę chciał ubrać ją w wielki, pluszowy kombinezon? Cóż... "Nie powiem, przeszło mi to przez myśl, z tym że... wtedy ominąłby Cię mój widok w jakiejś krótkiej, dopasowanej sukience, a wiem jak je lubisz" zaczęła, spoglądając na niego znacząco. Jej mina mówiła jedno. Najlepsze wciąż przed nim. "No i... gdybyś mnie wcisnął w coś takiego przez okrągły miesiąc chodziłabym ubrana po domu w worki pokutne, a na mieście jeszcze bardziej rozebrana, żeby Cię tylko rozzłościć" zatrzepotała rzęsami. Tak naprawdę tylko się zgrywała, w życiu by jej nie przyszło do głowy, żeby posuwać się do tak dziecinnych zagrywek ani tym bardziej szantażować swojego chłopaka, ale... Kto jej bronił trochę sobie pożartować?" To jak, zaryzykujesz? Bo ja... Jestem gotowa" nachyliła się nad nim prowokująco, wydymając przy tym lekko usta.

Brandon Dohemy 🥰
ambitny krab
Hania
37 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pstryknięty w nos zmarszczył go lekko wraz i z całym czołem, a potem popatrzył w czekoladowe oczy Mayfair i przymrużył lekko własne. To akurat jego skill, okradała go perfidnie z jego własnych narzędzi. Pamiętał nawet dokładnie kiedy po raz pierwszy go wobec niej użył, a samo wspomnienie było o tyle przyjemnym doświadczeniem, że jego wargi mimowolnie wydęły się w lekkim, poweselałym uśmiechu.
- Dopiero teraz jesteś przemądrzała. - skwitował żartobliwie jej uwagę, a potem sięgnął dłonią do jej twarzy i nie mogąc pozostać dłużnym pstryknął palcem jej śliczny, lekko zadarty nosek. Rzecz jasna żadnej z tych cech nie uważał za jej wadę, chciał ją całą, taką jaką była. Właśnie taką ją pokochał. Grzeczna, ułożona, pokorna, pełna kurtuazji Hannah prawdopodobnie nie zwróciłaby na siebie jego uwagi tamtego dnia w siłowni, a jeśli nawet - ich relacja rozwinęłaby się pewnie w zupełnie innym niż obecnie kierunku. Bo właśnie swoją osobowością oczarowała go najbardziej - swoją charyzmą, szczerością, bezpośredniością, ciętym żartem, zołzowatością, seksapilem oraz zawartą w głosie i gestach solidną dawką pikanterii. Ten związek był dla obojga swego rodzaju nauką - pozwolił im spojrzeć na otaczający ich świat z zupełnie innej, nowej perspektywy. Odmienił całkowicie ich dotychczasową rzeczywistość.
"Blisko, ale nie wystarczająco"
Uśmiechnął się uszczypliwie. Doskonale wiedział do czego piła i choć faktycznie rozochocił ją świadomie, z pełną premedytacją - winić w tej sytuacji mogła wyłącznie siebie. To ona rozpoczęła tę grę, on jedynie rzucił kostką i przetoczył pionek.
- Mhm... Ok, punkt dla ciebie. - ocenił po namyśle. Faktycznie lubił gdy paradowała przed nim na wysokich szpilkach, w kusej, idealnie skrojonej pod nią sukience. Wizja tego, że będzie mógł wcisnąć jej piekielnie seksowne ciało w co cokolwiek tylko zapragnie już w tej chwili niebezpiecznie go rozpalała. Coś czuł, że nie będzie mu łatwo podjąć ostatecznej decyzji. Tak wiele sukienek, tyle piekielnie seksownych kreacji... I jak tu zdecydować się na tę jedną, jedyną? - Naprawdę uważasz, że powstrzymałyby mnie worki pokutne? Mapę twego ciała od dawna mam w pamięci, nie jesteś w stanie niczego przede mną ukryć. Czego nie widzę to sobie... zwizualizuję. - mruknął zerkając na jej wydęte w sam raz do pocałunku wargi. Mimowolnie od wewnątrz delikatnie przygryzł własne całym sobą wzbraniając się przed tym by łakomie do nich zaraz nie przylgnąć. - I proszę cię, kto by cię w takich okolicznościach z domu wypuścił? - w przyglądających jej się w pełnym skupieniu błękitnych tęczówkach błysnęła wnet iskierka rozbawienia. Dobrowolny, miesięczny areszt domowy - tyle zrobił sobie z jej czczych gróźb, których wiedział doskonale, że i tak by nie spełniła. Zresztą... nie będzie miała ku temu powodu, powiedzmy że użyła wystarczająco przekonujących argumentów by porzucił pomysł wciśnięcia jej w pluszowy kombinezon.
- Przyjmuję wyzwanie. - odparł wreszcie cofnąwszy nieco twarz. Lepiej nie kusić losu, nadal znajdowali się wszak w przestrzeni publicznej i to całkiem nieźle na tę chwilę obleganej. - Zrobiło się strasznie parno i ciasno, zwróciłaś uwagę? - uśmiechnął się niepoważnie. - ...To znaczy tłoczno. Miałem na myśli "tłoczno". - resztę lunchu zgarnął dość niedbale do kosza, a potem podniósł się z ławki i wyciągnął w stronę Mayfair prawą dłoń. Pomógł jej w wstać, a splótłszy potem ze sobą ciasno ich palce pociągnął ją czym prędzej w stronę oddalonego o niecałe 100 metrów samochodu. Miał tylko nadzieję, że przynajmniej podczas jazdy będzie grzecznie siedzieć z boku trzymając rączki przy sobie. Kierowcą był wprawdzie bardzo dobrym ale w tak dużym rozproszeniu nawet jemu ciężko było skupić się na drodze.
...do tego stopnia ciężko, że w pewnym momencie bez użycia kierunkowskazu zjechał gwałtownie w przydrożną, wąską, leśną uliczkę i zaledwie kilka metrów dalej, gdzieś między drzewami zatrzymał auto zarządzając niespodziewany postój.
- Pieprzyć to. - rozpiął pas, odsunął fotel kierowcy maksymalnie do tyłu i z drapieżnym wyrazem wymalowanym na okraszonej twardym zarostem twarzy popatrzył na siedzącą na siedzisku pasażera brunetkę. - Chodź do mnie. - polecił zniecierpliwiony. Nie sądził by jego ton jakkolwiek ją ubódł, Hannah w takich okolicznościach na ogół wszystkie jego rozkazy przyjmowała nad wyraz wręcz chętnie. Przygarnął ją więc na swoje kolana i objąwszy ją ciasno w talii przywarł zachłannie do jej ciepłych, miękkich warg.

Hannah Mayfair
niesamowity odkrywca
lama#4516
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Ze względu na pracę oraz sportowy tryb życia, Brandona niezbyt często można było spotkać w wytwornym, eleganckim ubraniu. Ciemnych, długich spodniach, białej koszuli, idealnie skrojonej marynarce. A szkoda, bo właśnie w tej odsłonie prezentował się jeszcze bardziej kusząco niż zazwyczaj - i jeszcze mocniej działał Hannah na wyobraźnię. Wystarczyło, że przeszedł obok niej pod krawatem, a ona oczyma wyobraźni już widziała jak Dohemy pozbywa się tego kolorowego, wąskiego paska materiału i przy jego pomocy krępuje jej ręce, przywiązując do łóżka. Albo używa go w roli przepaski na oczy. Knebla. Wszystko w zależności od tego, jak bardzo chcieli się zabawić.
Pogrążona we własnych myślach, z początku nawet nie zarejestrowała pytania lubego. Dopiero kiedy oznajmił, że bez niej poradziłby sobie "na własną rękę" ożywiła się znacznie i parsknęła oburzona, no bo jak to tak? Nawet wtedy, kiedy chciała zabawić się z nowym wibratorem zapraszała ukochanego do sypialni - niekoniecznie jedynie w roli biernego widza. Kto powiedział przecież, że erotyczne zabawki przeznaczone są jedynie do użytku w pojedynkę? Zdaniem kobiety były one świetnym sposobem na grę wstępną oraz niezwykle ciekawym urozmaiceniem łóżkowego pożycia. "Zamknąłbyś mnie w domu?" mruknęła, marszcząc czoło. "Jeżeli kiedykolwiek przyszłoby Ci coś takiego do głowy, domagam się, żebyś zamknął mnie w sypialni. Razem z Tobą. Bez ubrań" dodała, posyłając mu przeciągle spojrzenie. Koleżanki mówiły jej, że to przejściowe. Że wzajemna fascynacja z czasem minie. Jak tylko skończą się motyle w brzuchu, a w codzienność wkradnie się szara rutyna - nie będą już śmiać się i ze sobą flirtować. Przestaną łaknąć kontaktu fizycznego. Skończą z romantycznymi randkami i czułymi gestami. Gdyby tylko to była prawda! W ich przypadku reguła ta zdawała się kompletnie nie działać - a oni sami im lepiej i dłużej się znali, tym bardziej za sobą szaleli. I nie mogli oderwać od siebie oczu, ust i innych części ciała.
"Parno i ciasno..." powtórzyła po nim, z trudem przełykając ślinę. Specjalnie jej to robił! Dobrze wiedział, że nakręcona i rozochocona usłyszy, a następnie zinterpretuje jego słowa po swojemu. I tak "parno", które wydostalo się z jego ust w ekspresowym tempie przeobraziło się w "porno", a wspomniana przez niego ciasnota natychmiast skojarzyła się jej z... coraz bardziej uwypuklającym się wybrzuszeniem spodni swojego mężczyzny. Szczęście w nieszczęściu, brunet zarządził szybką ewakuację, a ona oszczędziła sobie wstydu rozpaczliwego jęczenia na świeżym powietrzu, w otoczeniu pracowników wypożyczalni oraz cieszących się słońcem turystów.
Czy spodziewała się, że Brandonowi tak szybko skończy się cierpliwość? Zwłaszcza wtedy, gdy tak grzecznie siedziała w fotelu, od czasu do czasu się nad nim nachylając i eksponując swoje odziane w skąpy top, kobiece walory czy malując usta błyszczykiem? Być może! Przesadnie długo się jednak na tym nie zastanawiała, zwłaszcza, że na horyzoncie miała o wiele lepsze zajęcie.
Z radosnym piskiem wskoczyła lubemu na kolana, oplotła rekoma jego szyję i już ani chwili nie zwlekając, zaczęła ochoczo odwzajemniać jego pocałunki - tak bardzo się w tym zatracając, że mogłoby się wokół walić i palić, a ona by nie zauważyła. Jedynym co się dla niej liczyło były miękkie, usta Brandona. Jego kilkudniowy zarost przyjemnie drapiący ją w twarz. Łaskoczący, ciepły oddech. Dłonie zaciskające się na jej talii. "Mam pomysł" rzuciła na wydechu, na moment odrywając się od jego warg. Jej dłoń zaczęła sunąć wzdłuż klatki piersiowej mężczyzny, jego torstu, brzucha, podbrzusza. Zamiast jednak zsunąć się jeszcze niżej, w okolice krocza, zrobiła zgrabny unik i wylądowała po boku fotela, tuż na małym, aczkolwiek niezwykle sprytnym mechanizmie, który za sprawą jednego pociągnięcia dźwigni sprawił, że oparcie odskoczyło do tyłu, a duet Mayfair-Dohemy natychmiast znaleźli się w pozycji leżącej. "Od razu lepiej" uśmiechnęła się figlarnie, posyłając mężczyźnie kolejne roziskrzone spojrzenie. "Czyż nie?" zapytała słodkim głosem, wsuwając dłoń pod materiał jego spodni. Nawet nie tyle po to, żeby sprawić mu przyjemność, a jeszcze trochę się z nim podroczyć. Rozbudzić apetyt. Nakręcić go do granic możliwości. "Jak to szło? Parno i ciasno?" zapytała wrażliwą na dotyk skórę podbrzusza muskając lekko opuszkami palców.

Brandon Dohemy
ambitny krab
Hania
37 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Prawdę mówiąc Brandon niespecjalnie lubił chodzić w garniturach. Nawet jeżeli faktycznie prezentował się w nich całkiem nieźle i kiedy patrzył w lustro na swój sposób sam się sobie podobał - to jednak mimo wszystko nie czuł się w nim komfortowo. Przyzwyczajony do lekkich, luźnych i przewiewnych ciuchów w czymś bardziej eleganckim, sztywnym, skrojonym na wymiar czuł się jak manekin na sklepowej wystawie. Mocno ograniczało to swobodę jego ruchów, wąskie, długie nogawki krępowały mu łydki, o krawacie pod szyją już nawet nie wspominając. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że to wyłącznie kwestia przyzwyczajenia, nabranych przez lata takich a nie innych nawyków ale po dziś dzień jeśli nie musiał to tych garniturów zwyczajnie nie zakładał. Raz w czas, przy wyjątkowych okazjach i to by było na tyle.
"Zamknąłbyś mnie w domu?"
Nie odpowiedział nic, a jedynie zerknął na nią z ukosa i uśmiechnął się wymownie. Im więcej czasu spędzał w towarzystwie Hani tym bardziej przekonywał się, że w sumie to chyba byłby do tego zdolny. Odkąd tylko pojawiła się w jego życiu tak silnie zawróciła mu w głowie, że miał na jej punkcie niemalże obsesję. Nawet on, otwarty, życzliwy wobec wszystkich, totalnie bezkonfliktowy człowiek w sytuacji gdy ktoś próbował zaczepiać Mayfair w sposób przekraczający granicę dobrego smaku robił się nerwowy i reagował impulsywnie. Tak bardzo za nią szalał, tak bardzo ją kochał i tak bardzo się bał, że kiedykolwiek mógłby ją stracić.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Hannah Mayfair
niesamowity odkrywca
lama#4516
lorne bay — lorne bay
30 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Arabella's got a seventies head, but she's a modern lover. It's an exploration, she's made of outer space.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
ambitny krab
Hania
ODPOWIEDZ