studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- No dobra, może to nie jest taki strasznie stary człowiek, ale jednak dalej już trochę starszy i nie miałabym z nim o czym rozmawiać - westchnęła, bo rzeczywiście przesadziła. Ich rodzice byli wszyscy sporo starsi niż czterdzieści lat, ale dalej, ktoś, kto miał tyle na karku, ułożone życie i w ogóle, nie cieszyłby się ze spacerowego towarzystwa Raine. Bo o czym by mieli rozmawiać? O pogodzie? Miało się zupełnie inne podejście do życia w takim wieku i chociaż Barlowe miała troch starszych znajomych, głównie przez to, że jej siostry były od niej sporo starsze, to jakoś sobie nie mogła wyobrazić, żeby rozmowa z panem Laurentem nie była w jakimś stopniu chociaż dziwna właśnie przez wiek. - Poza tym, ja mam dwadzieścia jeden i się wcale nie czuję jak nowe jedenaście! - o, bo do tego się to wszystko sprowadzało! A ona, choć z jednej strony byłą dzieciakiem i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, z drugiej była trochę dojrzalsza i przez to stanowiła idealną dla dwudziestolatki mieszankę, bo miała swoje przebłyski. - I wiem w sumie, że muszę się z nim skontaktować, ale no jakoś nie mogę, a na razie jest Fiodor Schroedingera - bo dopóki nie zadzwoniła do Buchinskiego i nie dopytała o jego stan zdrowia, pies jednocześnie był jej na dłuższą chwilę i już nie jej, tak szybko, tak zaraz. Dopóki nie zadzwoniła to nic nie wiedziała i trochę głupio, ale na razie taki stan rzeczy jej odpowiadał.
- Całkiem sama! Tymi rękoma! - uniosła dłonie do góry i pomachała palcami, żeby pokazać dobitnie, że to właśnie te ręce doprowadziły ogródek i ogrodzenie do porządku, z czego była niesamowicie dumna, bo chociaż majsterkowanie nie było dla niej pierwszyzną, do tej pory zajmowała się raczej samochodowymi sprawami i to był jej taki pierwszy raz. - Bo dałam sobie radę, wiesz? Ale jak będziesz chciał, to możesz mi pomóc, bo mam taki pomysł, żeby zrobić coś na tarasie. Takie wiesz, jakieś może siedzisko, albo jakiś stolik, albo coś takiego i chciałabym skorzystać z rzeczy, które gdzieś już mam - spojrzała na niego wyczekująco, ciekawa czy w to wchodzi, czy nie, bo naprawdę się zajarała robieniem podobnych rzeczy na swoim tarasie i chciała doprowadzić okolice domku do stanu dobrej używalności, żeby jakoś wygodniej się jej tam mieszkało, a równocześnie chciała to zrobić po kosztach, bo ani nie miała za dużo pieniędzy, ani gwarancji, że za jakiś czas dalej będzie tam mieszkać.
- No dobra, mnie kiedyś wombat ugryzł w nogę, ale jakoś żyje. Mówiłam ci? o tu - podwinęła nogawkę spodni (całe szczęście, że to nie był rok 2010 i ludzie nosili też inne spodnie poza obcisłymi rurkami), pokazując gdzie. - Trochę ciemno jest, ale ogólnie to nawet widać ślad! - została jej mała blizna i chociaż blizny raczej nie były uważane za nic ładnego, to ta się jej podobała i w ogóle historia była trochę mniej dramatyczna niż pożarcie buta przez krokodyla, bo wombat w pewnym momencie jednak sobie odpuścił. Taką przynajmniej miała nadzieję, bo nie chciałaby, żeby ją kiedyś prześladował.

Archer Brooks
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Archer wychodził z założenia, że z każdym można się dogadać, niezależnie od przeżytych lat. Przekonał się o tym w pracy w banku, gdzie przychodzili ludzie w różnym wieku i niejednokrotnie nasłuchał się zwierzeń osób, które potrzebowały się wygadać. I mimo że czasami były one znacznie starsze, rozmowa przebiegała bardzo sprawnie, a tematy się nie wyczerpywały. Może to dlatego, że Brooks po prostu słynął z dobrej komunikacji i dogadałby się dosłownie z każdym. Nieważne czy chodziło o prezesa banku, czy on szanownego pana żula zza rogu monopolowego.
- Nikt nie każe ci nawiązywać z nim jakieś silnej więzi i umawiać się na randki, ale wypadałoby dopytać, co dalej z tym fantem zrobić - w tym miejscu miał na myśli Fiodora, którym zajmowała się od kilku dni. I wszystko fajnie, ale pies nie był jej własnością, chociaż wydawała na niego pieniądze, a takie dobermany to chyba trochę jedzą.
Pokiwał z uznaniem głową; Raine zawsze go zadziwiała różnymi umiejętnościami i bardzo lubił w niej to, że zajmowała się wszystkim tym, o czym inne dziewczyny nie miały pojęcia. Zwykle na swej drodze spotykał takie, które nie chciały się pobrudzić, a przecież przy takim majsterkowaniu nie ma szans, żeby się nie ubabrać, zwłaszcza przy naprawie ogrodzenia i grzebaniu przy samochodach. I co? I to było super!
- A pewnie, że pomogę - odparł natychmiast, bo on, jak to facet, lubił robić różne rzeczy z niczego. Po co kupować nowe, skoro można połączyć ze sobą pozostałości z innych mebli i stworzyć z tego prawdziwe cudo? Poza tym w domu nauczono go, że jak coś się zepsuło, to się naprawia, a nie od razu leci do sklepu po nowe. - Może uda nam się zrobić cały komplet. No wiesz, jakieś siedzisko ze stolikiem. To zależy, co tam masz do wykorzystania - bo jak nie za wiele, to co najwyżej będą mogli zrobić podnóżek albo wystrugać sobie ramkę na zdjęcie.
Z tym mieszkaniem to Archie był mądry, bo dalej mieszkał w rodzinnym domu razem z matką i niektórymi braćmi, więc udawało mu się trochę zaoszczędzić, żeby za jakiś czas wynająć sobie własnego. Oczywiście dokładał się do wszystkiego, również do rachunków, więc to nie tak, że mieszkał tam na krzywą mordę. Po prostu po śmierci ojca Brooksowie otrzymali odszkodowanie, co pozwoliło im na wyprowadzkę z Brisbane i zakup domu w Lorne Bay, a dzięki temu mogli zacząć wszystko od nowa. Oczywiście w żaden sposób nie zrekompensowało im to utraty bliskiej osoby, ale w Brisbane za dużo kojarzyło się z przykrymi wydarzeniami - pan Brooks był policjantem i został postrzelony na służbie podczas pościgu, po czym zmarł, zanim dotarła do niego pomoc.
- Gdzie cię ugryzł? - przyjrzał się uważnie nodze Barlowe i nawet poświecił sobie telefonem, żeby lepiej widzieć. - Masz na myśli ten MALEŃKI ślad? - przecież tam ledwo co było widać? - I co? Mocno cię ugryzł? O tak? - Archer pochylił się i najzwyczajniej w świecie dziabnął Raine w przedramię. Właściwie to tylko przejechał zębami po skórze, inaczej mógłby wyrządzić jej jakąś krzywdę. - Czy mocniej? - w sumie to zabawne, że wombaty były takie agresywne. Niby takie urocze, a jednak miały paskudną naturę.

Raine Barlowe
mistyczny poszukiwacz
-
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
- Weź, fu, randki to już w ogóle fu - aż ją przeszedł dreszcz taki potężny, że normalnie Arche jak siedział obok, to mógł go poczuć. I okej, może nie powinna tak głośno i stanowczo wypowiadać się na temat jakichś romansów z dużą różnicą wieku, ale tak, jak duży miała rozum, żeby takie wielkie turbiny wiatrowe nim pojąc, tak nie mieściły się te różnice. I nawet nie chciała nawiazywać do tego, że Lorcan, z którym się spotykała miał prawie trzydzieści lat, bo to już był dla niej ostry kosmos. - No nie wiem, to potem może do niego napiszę i zapytam - bo Raine była jednak przyzwyczajona bardziej do wiadomości niż do dzwonienia, co podobno było zmorą młodego pokolenia i pewnie nawet nie odbierała od nieznanych numerów, dopóki nie wpisała ich w wyszukiwarkę.
- To super, to wiesz co, to ja poszukam! - od razu się ucieszyła, że ktoś, a do tego Archie, pomoże jej w tym małym projekcie, bo zawsze przecież była to jakaś dobra forma spędzania wspólnego czasu, o ile oczywiście nie pokłócą się kto komu ma trzymać latarkę i czy dobrze nią świeci. - Ale kupiłam sobie ostatnio też nowe narzędzia i odkryłam takie stare też, więc na pewno coś wymyślimy! - i już miała w głowie kilka rzeczy, które mogliby wykorzystać, więc Archer z całą pewnością będzie męczony o wspólną pracę przy projektach i tym wszystkim, nawet jak mu się wszystkiego jednak odechce.
- No bo to już po prostu zszedł, ale tak, to był OGROMNY! - wcale nie był ogromny, ani trochę, ale pojawiło się trochę krwi i pewnie powinna wtedy pójść do jakiegoś lekarza, żeby dostać jakiś zastrzyk, bo co jak wombat był groźny i wściekły, ale całe szczęście się nic nie stało. - Mocno! - zapewniła gorąco. - AŁA! - zawołała, chociaż to draśnięcie Brooksa wcale bolesne nie było. - Bardziej tak - niewiele myśląc, nachyliła się do chłopaka i dziabnęła go w policzek, też wcale nie jakoś mocno, a potem się roześmiała, bo to jednak bylo trochę głupie. - Dobra, co my w ogóle robimy? - pokręciła głową, sięgając po butelkę z piwem, które pewnie trochę potęgowało tę głupkowatą atmosferę rozmowy, ale nie oznaczało to, że miała zamiar przestać je pić. - Chyba jednak już się zrobiłeś głodny i chciałbyś tego burgera! - bo pianki piankami, ognisko też było przyjemne, ale trochę chłodniej się robiło, a zanim mieliby sie zebrać, to już i Raine pewnie zacznie trochę burczeć w brzuchu, więc powoli mogli się zacząć zbierać. Chyba, że wizja ogniska do rana była dalej bardzo aktualna, na razie jednak robiło się tylko ciemniej i zimniej, i głodniej, przynajmniej za to było wesoło.

Archer Brooks
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
doradca klienta — bendigo bank
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
zaproś mnie na swój ślub, niech widzę jak inny cię będzie trzymał za rękę, niech cierpię, niech cierpię i już;
Zaśmiał się głośno, ale nic dziwnego, skoro jej reakcja bardzo go rozbawiła. Średnio tak wyobrażał sobie Raine na randce z gościem koło czterdziestki i chyba nie za bardzo podobała mu się ta wizja, z czego nie do końca zdawał sobie sprawę. W ogóle myślenie o tym, że Raine mogłaby chodzić na randki z jakimiś typami nie napawała Archera większym entuzjazmem. Tylko sęk w tym, że nie wiedział dlaczego tak się działo. Porąbana sprawa.
- Też mogę wziąć jakieś narzędzia od wuja - zaproponował, bo głupio tak wpadać z pustymi rękami. - On to ma takie na wypasie, szlifierki i inne, których nazw nawet nie pamiętam, ale słowo, że się poduczę - nawet przycisnął sobie rękę do piersi, co by nie rzucać słów na wiatr. Bo Brooks to jednak był honorowym gościem i jak coś już mówił, to zawsze się z tego wywiązywał. Zawsze. Stąd wzięły się wszystkie te durne zakłady, w których brał udział. I jak już wiadomo, nie wszystkie były bezpieczne, wystarczyło tylko spojrzeć na to, w jaki sposób kuśtykał.
Nie spodziewał się, że Raine ODGRYZIE SIĘ pięknym za nadobne i poczęstuje ugryzieniem, dlatego mocno zaskoczony zrobił duże oczy, a później zawtórował jej śmiechem, bo faktycznie zachowywali się jak jacyś małolaci. A mimo to ktoś, kto spojrzałby na nich z boku stwierdziłby, że może i są głupi, ale za to bardzo uroczy.
- Rzeczywiście zgłodniałem - nie mógł się z nią nie zgodzić, a jakby na zawołanie jego żołądek wydał z siebie głośne burczenie. Normalnie jak na złość! - Może całonocne ognisko ogarniemy jak zrobi się cieplej, co? Może nawet z namiotami - podsunął pomysł, ale na razie noce były jeszcze zbyt chłodne, a oni nie byli wystarczający gotowi na jej przetrwanie. Dwa koce to jednak za mało, piwo wkrótce i tak by się skończyło, a na samych piankach nie pociągnęliby za długo, dlatego Archer dokończył swoje piwo, wszystkie śmieci skrupulatnie pozbierał do pustej reklamówki, którą finalnie wyrzucił do kosza na śmieci za plażą. No i wieczór zakończyli w tej knajpie z burgerami, gdzie wypili po piwie i siedzieli aż do zamknięcia, w właściwie do momentu, aż poproszono ich o opuszczenie lokalu.

/zt x2

Raine Barlowe
mistyczny poszukiwacz
-
rezydentka na chirurgii — w szpitalu
29 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jest rezydentką w szpitalu i skupia się na pracy, żeby nie myśleć o złamanym sercu i błędach, które popełnia
#11

Naprawdę nie wiedziała po co tu przyszła, ale ostatnio kompletnie nie wiedziała co robi. Totalnie się pogubiła i nawet nie wiedziała, jak właściwie ma zacząć zbierać to wszystko, co ostatnio zepsuła. I nie miała nawet z kim o tym porozmawiać, bo nikt nie wiedział o tym co się stało przy tamtej operacji. I sama nie wiedziała, czy to dobrze czy źle. Miała pustkę w głowie, nie sypiała, zdecydowanie zbyt często piła i za namową Lean, zdarzało jej się sięgnąć po małe wspomaganie przed operacjami. A przecież wiedziała, że to nie jest w jej stylu, to nie jest… no to nie jest ona. Ona nie była nieodpowiedzialna, nie ryzykowała swojej kariery. Ona… no co prawda nie wiedziała co teraz niby miała zrobić, skoro już dawno było po pogrzebie tamtego faceta, ale czuła, że coś zrobić musi. I dlatego dzisiaj wyszła z domu i szła przed siebie, na bardzo długi spacer, żeby się zmęczyć i zebrać myśli. Miała też ze sobą butelkę whisky, tak jakby decyzja czy się napić po drodze, czy nie miała być dla niej w jakikolwiek kluczowa. I naprawdę nie wiedziała, ni cholery nie wiedziała, czemu jej nogi zaprowadziły ją właśnie tutaj. W miejsce, gdzie jako nastolatkowie też się spotykali żeby pić z okazji kolejnej wiosny. Alkohole wykradzione z szafek rodziców, koce, przekąski, muzyka i ich własne towarzystwo. Tylko tego im było wtedy trzeba. I w tym wszystkim.. Ryan. Którego imienia nie wypowiadała na głos od… no od lat. Nie pozwalała sobie nawet myśleć o nim, ani tym bardziej sprawdzać, czy jego rodzice nie zmienili zdania i nie postanowili mu w końcu dać odejść, zamiast zostawiać go w tym cholernym stanie wegetatywnym. A jednak była tutaj, dzisiaj i chciało jej się płakać przez to, jak mało się w tym miejscu zmieniło. Zakryła dłonią usta i… po chwili usłyszała, że wcale nie jest sama. Odwróciła się szybko, łapiąc butelkę trochę jak broń, bo nigdy nie wiadomo, czy za nią nie czai się jakieś zwierzę, albo podejrzany człowiek. I zaskoczona prawie butelkę upuściła, jak zobaczyła, że to Marlon Vanderberg, którego rozpoznała dopiero po chwili. Tyle lat minęło... o nim też nie myślała do wielu lat. - Mam nadzieję że to nie jest jakaś zagrywka w stylu Opowieści Wigilijnej i naprawdę tu stoisz - zaczęła, a potem zmarszczyła brwi, podchodząc nieco bliżej i na wszelki wypadek wskazującym palcem lekko dźgnęła go w ramię, żeby się upewnić, że to nie jakiś duch. A potem zmarszczyła brwi. - Często się czaisz po okolicznych krzakach? - i dopytała podejrzliwie, zamiast się przywitać, czy coś.
patriotyczna dusza
-
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Nie tylko ona, bo i Marlonowi coraz częściej przychodziło się gubić we własnych myślach. Odkąd tylko sięgał pamięcią, starał się za wszelką cenę skoncentrować całą swoją energię, myśli i pragnienia na taniec. Taniec, który to stanowił bez cienia przesady, istny sens jego życia. To być może nieco przerażało, ale jemu do pewnego czasu zapewniało naprawdę niepodważalny spokój ducha. Oczywiście do czasu, jak zresztą wszystko inne. Od pamiętnego spotkania z Hazel, jego banka nieoczekiwanie pękła. Jej osoba była ucieleśnieniem tego czego sam obawiał się najbardziej. Utracone marzenia, życie wywrócone o sto osiemdziesiąt stopni. Wszystko przez głupią kontuzję, bycie o niewłaściwej porze w miejscu, w którym nigdy nie powinniśmy się znaleźć. Odkąd ich drogi się rozeszły, nie potrafił myśleć o niczym innym. Zadręczał się ponurymi wizjami życia, które mogłoby być jego codziennością, gdyby to na jego drodze pojawił się przeciwności, z którymi teraz musiała uporać się Hazel. Nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że po prostu nie dałby rady. Nie chciał innego życia i sama myśl o nowym początku wprawiała go w niewyobrażalną wręcz rozpacz. Może właśnie dlatego tu przyszedł? Miejsce pozornie zwyczajne, lecz przez wzgląd na wydarzenia z nie tak dalekiej przeszłości, sprawiało, że Marlon nie odwiedzał go zbyt często. Jednak tym razem po prostu wiedział, że to odpowiednia pora. Chciał wspominać, być może i płakać. Chciał robić wszystko to, co pomoże mu uwolnić się z tego marazmu. Z tym że nie był tu sam.
-To ja, we własnej osobie.- odparł od razu, niemalże odruchowo, chcąc tym razem uniknąć przykrego incydentu z gazem pieprzowym, którego ofiarą stał się podczas jednego z wieczornych powrotów do domu. Meredith Fernsby. Spokojnie przyglądał się jej tańczącym na wietrze puklom, łagodnej, choć nieco poddenerwowanej twarzy i wpatrującym się w niego tęczówkom. - No, wiesz, każdy z nas ma jakieś hobby. Mówią, że przebywanie na łonie natury łagodzi obyczaje. W zasadzie słyszałem już coś podobnego o muzyce, ale chyba robiłem coś nie tak, bo gunsi nie potrafili wprowadzić mnie w stan wewnętrznej harmonii.- skrzywił się nieznacznie, po czym wywrócił oczami. Nie było mu niezręcznie mówić te wszystkie rzeczy, za to bez wątpienia czuł się odrobinę dziwnie. Nie tak jakby był nie na miejscu, ale po prostu dziwnie, tak. Nie widział jej tak długo, że ich nieplanowane spotkanie i na nim wywarło szczególne wrażenie. W głowie przelewał mu się teraz potok myśli. Wspomnienia roziskrzone jej obecnością stawały się wyraźniejsze. Dawne żale, smutki i frustracje sprawiały wrażenie jeszcze intensywniejszych w miejscu, w którym aktualnie się znajdowali.
meredith fernsby
ambitny krab
-
rezydentka na chirurgii — w szpitalu
29 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jest rezydentką w szpitalu i skupia się na pracy, żeby nie myśleć o złamanym sercu i błędach, które popełnia
Nie Merdedith, bo… no na niej takie wyznania po prostu nie robiły wrażenia. Bo ona od dziecka była otoczona łyżwiarkami figurowymi, kiedy sama trenowała i wiedziała, że pasja zmienia się po prostu w styl życia i bycia. Dzieciństwo gdzieś się gubi, kiedy trzeba codziennie trenować po kilka godzin, ćwiczyć odpowiednie ćwiczenia, jeść odpowiednie produkty i posiłki… ale człowiekowi to nie przeszkadza, bo kocha być na lodzie. Mere do dzisiaj pamięta, jakie to było uczucie. Tak jakby po prostu frunęła. I uwielbiała to i czasami nie wiedziała, gdzie to zgubiła. Ale tak, ostatecznie straciła ten zapał i w tym momencie to na sali operacyjnej czuła się jakby fruwała. No i była jednocześnie niesamowicie skupiona. Ale wszystko co robiła w trakcie operacji, to było jak bardzo skomplikowany taniec, z którego tak niewiele osób znało kroki. Tylko chirurdzy, a ona była jednym z nich i wiedziała, jak wielki ma potencjał. Dlatego nie chciała tego przekreślać przez błąd, który może popełniła, a może wcale nie. Nie ma co przesądzać przecież… prawda?
Ostatecznie jednak się zadręczała, tak samo jak Marlon Vanderberg . I też nie wiedziała jak się wyrwać z tego ponurego uroku, w którym tkwiła, więc zagłębiała się dalej, najwyraźniej wracając do przeszłości i demonów, które wtedy znała. Bo właśnie tym było to miejsce, częścią tej ponurej przeszłości, która skończyła się razem z wypadkiem samochodowym i nim.. nim w szpitalu. Ryanem, który po tym jednym uderzeniu po prostu zniknął. Dobrze wiedziała co się stało, bo zajmowała się mózgami na co dzień (co przecież wcale a wcale nie było powiązane z tym, że on miał akurat taki wypadek i wylądował w stanie wegetatywnym…). Tak samo jak… no musiała wierzyć, że to przypadek, że Marlon był tutaj akurat teraz, akurat dzisiaj, nie?
- Jeszcze raz się upewnię - rzuciła, a potem lekko go uszczypnęła, żeby się upewnić, że naprawdę tu był. - Trzeba też uszczypnąć, żeby mieć pewność, że to nie jakiś sen - dodała, z miną niewiniątka, chociaż dobrze wiedziała, że to siebie powinna uszczypnąć, a nie jego. I w tej chwili się zorientowała, że żartuje z nim tak jakby cofnęli się w czasie, a nie byli… no tu teraz, po tylu latach i po tylu wydarzeniach.
- A to dlatego myśliwi i kłusownicy są tacy łagodni - rzuciła, kiwając powoli głową, a potem.. no lekko się uśmiechnęła. - Trochę się zmieniłeś. Od kiedy jesteś w stanie wyhodować takiego wąsa? - zapytała, może i trochę głupio, ale owszem, denerwowała się i czuła się bardzo nieswojo. Nie wiedziała jak wiele wyczytał z jej twarzy, czy zauważył że przed chwilą prawie się tutaj rozpłakała? Czuła się jak idiotka… i to przyłapana na gorącym uczynku. - Nie obraziłabym się teraz za taką muzykę, moglibyśmy przetestować jak to wpłynie na nasze obyczaje - palnęła trochę głupio, ale jakoś obawiała się ciszy. I tego, że jak na chwilę zamilkną, to przejdą do rozmów o tym co tu robią i co tu wszyscy robili kiedyś. Imię Ryana nie padało w jej obecności na głos od… wielu lat, a ona nie była gotowa, żeby to się zmieniło.
patriotyczna dusza
-
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Rozmyślanie nad przeszłością zawsze wiązało się z pewną melancholią, niekiedy żalem, a nawet złością. Jeden błąd, jedno wydarzenie lub rozmowa mogła przesądzić na taki wielu rzeczach, które w jednej chwil i zmieniały całe życie nieświadomego swoich decyzji człowieka. Czy postąpiłbyś drugi raz tak samo, gdybyś wiedział, gdzie cię to zaprowadzi? Takich pytań Marlon słyszał na pęczki, gdy zadręczał się dawnym konfliktem z rodzicami, którzy niedługo później zginęli w katastrofie lotniczej. Waśń, która zmusiła go do wyjazdu z kraju, była wynikiem nieporozumienia dwóch skoncentrowanych na swoich potrzebach stron. Być może, gdyby padło choć jedno słowo więcej nie czułby tych cholernych wyrzutów sumienia? Jeden błąd, zmieniał tak wiele nawet jeśli popełniono go pod wpływem impulsu lub przypadkiem. Niestety Marlon przekonał się o tym w dość bolesny sposób.
Mimo iż Marlon starał się nie zadręczać, to wcale nie przychodziło mu to z łatwością. Miejsca takie jak to, obarczone pewną dawką wspomnień, omijał szerokim łukiem, nie pozwalając sobie na to, by wspomnienia namąciły mu w głowie. Ktoś był mu kiedyś bardzo bliski. Znał każdy jego sekret, rozumiał go niemal bez słów. W jednej chwili rozmawiali, śmiejąc się do rozpuku, a w drugiej nic już nie było. Bezkresna cisza i pustka, która nie sposób było wypełnić czymkolwiek inny.
-Ał.- syknął, ale po chwili uśmiechnął się łagodnie. W miejscu takim jak to pragnął choć przez chwilę udawać, że wszystko może być dobrze. Pragnął by jego życie wyglądało jak dawniej, by nie było przepełnione bólem po kolejnej już stracie. Chciał, aby żałoba nie ogarniała go do reszty. Były to jednak wyłącznie czcze życzenia. -Naprawdę tu jestem, zamiast podszczypywania mogę przedstawić ci skomplikowane działanie matematyczne, albo wyrecytować alfabet od tyłu. Podobno tego nie można zrobić przez sen.- zaproponował, pocierając nadgarstek wierzchem drugiej z dłoni. On również czuł się nieco skrępowany, ale musiał przyznać, że nieoczekiwane posunięcie Meredith szybko przywróciło go do świata żywych. Co chyba nie jest zbyt fortunnym stwierdzeniem przez wzgląd na okoliczności ich spotkania. -Może mają słabe playlisty.- zaśmiał się, a jego myśli mimowolnie powędrowały w kierunki biblioteki spotify i domniemanej playlisty wszystkich pogromców zwierząt. Czego mogli słuchać? Animals do Adasia z Maroon 5? Była to jakaś poszlaka, to na pewno. - Od niedawna, rodzice byliby dumni, gdyby nie był rudy.- roześmiał się po raz kolejny, tym razem trochę nazbyt nerwowo. Jego adopcyjna rodzinka nie raz żartowała z koloru włosów Marlona, który nijak nie wpisywał się w ciemnowłosy ród Golightly.
-Wolisz pianino czy skrzypce? Chociaż trochę słaba tu akustyka. - wyznał po chwili namysłu nad tym czy faktycznie winien był sięgnąć do katalogu piosenek, które skrywały zakamarki jego telefonu. Inna sprawa, że podobnie jak i ona, on również obawiał się, że padną słowa, a raczej imię, którego oboje nie potrafili wypowiedzieć. - Ale naprawdę nie spodziewałem się, że na kogoś tu wpadnę. To tylko przypadkowy spacer.- wyznał, spuszczając głowę, tak by nie zrównać się z nią spojrzeniem. Nie chciał stawiać jej w krępującej sytuacji, wiedział co przeszła. A w zasadzie co obje przeszli.
meredith fernsby
ambitny krab
-
rezydentka na chirurgii — w szpitalu
29 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jest rezydentką w szpitalu i skupia się na pracy, żeby nie myśleć o złamanym sercu i błędach, które popełnia
Przeszłość bywała skomplikowana, Meredith naprawdę dużo o tym wiedziała. W większości nowych grup znajomych w których się znalazła, uchodziła za osobę zamkniętą w sobie. Uznawała że nie ma sensu wywlekać wszystkich dram, bolesnych i trudnych wspomnień ze swojej przeszłości i lepiej skupić się na teraźniejszości. Ale niestety, ludzie często źle to odbierali i uważali, że się nie angażuje, nie chce zwierzać i że jej nie zależy. A jej z kolei nie chciało się ludziom wyjaśniać, że wcale tak nie było. Nie była też osobą, która na prawo i lewo opowiadała jak to jej na wszystkich dookoła zależy, bo to zdecydowanie nie było w jej naturze. Słynne dwa słowa pewnego wyznania przychodziły jej… cholernie trudno. A po tym jak obudziła się obok martwego ukochanego, podejrzewała że pewnie nikomu już więcej tego nie powie. I tak, jej przeszłość była trudna i mroczna, ludzie reagowaliby na nią pewnie zrozumieniem i współczuciem. A tego nie chciała. Ani jednego, ani drugiego. Wolała być zimną, niedostępną suką niż ofiarą w oczach ludzi.
- Oj nie bądź dzieckiem - rzuciła, wywracając oczami, chociaż podejrzewała, że mogło go trochę zaboleć. Siebie też trochę miała ochotę uszczypnąć, bo to było naprawdę… dziwne że tu był.
- Nie ,nie musisz, już ci wierzę… - rzuciła, unosząc na moment brwi. Widziała, jak się zmienił, widziała zmarszczki, których kiedyś nie było, razem z kilkoma innymi detalami.
- Może… - rzuciła, a potem lekko wzruszyła ramionami. Nie zastanawiała się jakie, ale pewnie takie pasujące do picia, bo wiadomo że co to za myśliwy, który strzela na trzeźwo. Jeszcze trafi w zwierzynę, a nie w swojego kumpla i co wtedy!
- Zawsze możesz podfarbować, faceci podobno cały czas coś delikatnie poprawiają - rzuciła, też w ramach nerwowego żartowania w nie do końca trafny sposób. Ale lepsze to niż pociągnięcie go za wąs, żeby sprawdzić czy on też jest prawdziwy. Mer nie powinna robić mu tu więcej krzywdy…
- Pianino, chirurg zawsze wybierze sprawne palce ponad machanie przedramieniem - podsumowała, bo właściwie nie wiedziała, czy Marlon Golightly śledził jej poczynania i karierę, czy się odciął… ona na pewno powinna była sprawdzać częściej co u niego. Tylko, że to było cholernie trudne i przywodziło zbyt wiele wspomnień.
- Nie musisz się tłumaczyć.. - pokręciła powoli głową. - Też sama nie wiem czemu dzisiaj tu przyszłam - odpowiedziała cicho, patrząc mu w oczy, kiedy się nachylił. - Chyba po prostu tutaj czułam się zawsze mniej zagubiona - dodała ciszej, od razu po wypowiedzeniu tych słów żałując, że to powiedziała.
patriotyczna dusza
-
animatorka — oak tree retirement village
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Zajmuje czas seniorom, a własny przeznacza głównie Albertowi

Okres przedświąteczny był jednym z tych, których Faulkner nie chciała spędzać sama w domu. Albert ostatnio sporo pracował, bo przecież na Boże Narodzenie każdy musiał wyglądać pięknie, więc nawet wtedy, kiedy jakieś miejsce w jego grafiku zwalniało się, zaraz znajdował się na nie inny chętny, w efekcie czego brunet wracał do domu późno, a Carlie powoli zaczynały przytłaczać te wszystkie ozdoby i brak możliwości zwrócenia się do kogokolwiek. Bo owszem, kiedy tutaj przyjechała, porzuciła za sobą dotychczasowe życie, łącznie z rodziną, za którą teraz naprawdę zaczynała tęsknić. Nie chciała wracać do Stanów, ponieważ obecnie to tutaj wiodła swoje życie, ale w tym okresie dopadła ją jakaś nostalgia. Zajmując się kimś innym mogłaby z łatwością to uczucie zwalczyć, ale nawet ktoś na tyle nierozgarnięty co ona wiedział, że nie powinna zaprzątać głowy swoim znajomym. Każdy z nich miał bowiem ręce pełne roboty i prawdopodobnie już od dłuższego czasu szykował się do rodzinnych świąt, dlatego nikomu nie powinna przeszkadzać. I nie robiła tego, dopóki Raine nie powiadomiła jej o tym, że jakaś grupka znajomych zbiera się w okolicy, aby na krótko przed Bożym Narodzeniem rozpalić jeszcze ognisko. W Australii taki sposób świętowania był co prawda tradycją, ale na ogół zajmowały się tym rodziny, nie znajomi, a jednak Carlie prędko doszła do wniosku, że chciała z tego wyjścia skorzystać. Musiała się czymś zająć, a ten wypad wydawał jej się strzałem w dziesiątkę.
Kiedy więc dotarła w odpowiednie miejsce, od razu spróbowała odszukać Raine wzrokiem. Kręciło się tu sporo osób, więc nie było to wcale tak proste zadanie, jak mogłoby się wydawać. Carlie musiała przebić się przez tłum, ale w końcu jej wzrok spoczął na znajomej brunetce, w kierunku której ruszyła, aby ją uściskać. Wcisnęła jej też od razu w dłonie niewielki pakunek, w którym znajdowała się świeczka w kształcie bałwanka. Tak, Faulkner uwielbiała prezenty i nie umiała wyobrazić sobie tego, że miałaby przyjść tu z pustymi rękoma. - Ale tu pachnie! - oznajmiła zaraz po tym, jak złożyła jej życzenia świąteczne. Szczerze? Nie pamiętała już kiedy ostatnim razem była na ognisku. - Wy tak zawsze? - zapytała, bo jednak zaskakującym wydawało jej się to, aby przed samymi świętami skupiać się na takich rozrywkach. Kiedy mieszkała w Stanach, o tej porze była już w górach, a tam raczej brakowało warunków do świętowania w podobny sposób.

Raine Barlowe
Pysiule
Magda
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
49.

Święta w rodzinie Barlowe wyglądały trochę inaczej. Raine nie miała najlepszego kontaktu ze swoimi siostrami, co oczywiście zawsze zrzucała na różnicę wieku i nie chciała ich o nic obwiniać, nawet jeśli jedną z bliższych jej osób była o dwanaście lat starsza przyjaciółka. Tata dziewczyny znajdował się w domu spokojnej starości i niestety przez większość czasu ich nie pamiętał. Sama dziewczyna nie mieszkała już na rodzinnej farmie, przez co omijało ją dekorowanie domu, zapach świątecznych wypieków i wielkie przygotowania, swojego domu w Sapphire River nawet nie zamierzała specjalnie dekorować. Nadrobiła za to, pomagając w zawieszaniu choinkowych lampek jednej z koleżanek i wolny wieczór w przedświątecznym czasie postanowiła wykorzystać na wyjście z grupą znajomych.
Nie znała tak bardzo dobrze żadnego z nich, pomyślała jednak przy okazji o Carlie, która przecież nie była stąd i skoro nie wracała w rodzinne strony w ten szczególny czas w roku, Raine niejako poczuła, ze musi ją gdzieś wyciągnąć. Oczywiście poczucie obowiązku nie było tutaj jedynym powodem - pomimo tego, że prawie wszystkie ich spotkania kończyły się lub zaczynały od kłopotów, zdążyła polubić tę ściągającą na siebie problemy Amerykankę i podziwiała ją za to, że jedną decyzją zmieniła całe swoje życie. Miała też cichą nadzieję, że nie wpadnie do ogniska, ale o tym nie chciała mówić na głos, żeby nic nie zapeszyć.
Kręciła się po plaży z butelką piwa w ręku, czasem spoglądając na swój plecak, który porzuciła gdzieś przy stercie ubrań i wszelkich rzeczy, kiedy dostrzegła w tym małym tłumie ludzi Carlie. - O nie, ja nic dla ciebie nie mam! - wykrzywiła usta w smutną podkówkę, bo głupio jej było, że ona w przeciwieństwie do Faulkner nie pomyślała o żadnym prezencie. Teraz jednak nic nie mogła już z tym zrobić, za to może jeszcze przed nowym rokiem uda się jej jakoś odwdzięczyć. - A widziałaś zawody surfingowe? To jest jeszcze lepsze! - sama nigdy nie miała na tyle odwagi, żeby wejść na deskę, bo nawet nie potrafiła za bardzo pływać. - Chcesz się czegoś napić? Chodź, tam są moje rzeczy - zapytała i zaczęła iść w stronę plecaka, mówiąc jakby miała jej do zaproponowania jakąś inną alternatywę do chłodnego piwa w butelce, którego kupiła zapas, niż morska woda. - Teraz nawet mogę stawiać, skoro mam pracę!

Carlie Faulkner
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
animatorka — oak tree retirement village
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Zajmuje czas seniorom, a własny przeznacza głównie Albertowi
Ich wspólne doświadczenia rzeczywiście zdawały się być dość kłopotliwe, ale Carlie dostrzegała w nich pewien urok. Oczywiście widziała go dopiero wtedy, kiedy na każdą z tych sytuacji spoglądała z perspektywy czasu, ponieważ pamiętała też, że najadła się sporo strachu za każdym razem, kiedy wpadały w jakieś tarapaty. Rzecz w tym, że pomimo dużej ilości kłopotów, Barlowe była jedną z tych osób, które wyciągnęły do niej pomocną dłoń, kiedy akurat tego potrzebowała. Nie porzuciła jej na pastwę losu w tamtym cholernym lesie, tylko pomogła jej się stamtąd wydostać, a kiedy zrobiło się przerażająco, również nie zostawiła jej samej. Siedziały w tym razem, ale to prawdopodobnie nie była jedyna rzecz, dzięki której Faulkner obdarzyła ją sympatią. Raine po prostu dała się lubić, dlatego brunetka całkiem szybko doszła do wniosku, że spędzanie z nią czasu nie było takie złe. I tego też spodziewała się po dzisiejszym wyjściu. Miała nadzieję, że dobrze będą się tu bawić.
Machnęła ręką, kiedy Raine przyznała, że nie miała dla niej żadnego prezentu. Dla Carlie nie miało to większego znaczenia, bo chociaż uwielbiała dostawać podarunki, znacznie bardziej lubiła sprawiać przyjemność swoim bliskim. Poza tym była też zakupoholiczką, która nie umiała przejść obojętnie obok czegoś, co wpadło jej w oko i wychodziła z założenia, że jeżeli nie przyda się to jej, na pewno będzie użyteczne dla którejś z bliskich jej osób. I właśnie tym sposobem Barlowe dorobiła się nowej świeczki. - I to dzieje się tak w każde święta? Po prostu przychodzicie tutaj i oglądacie jak ktoś popisuje się na desce? - zapytała i zamrugała przy tym gwałtownie. Jakoś tak ciężko było jej powiązać to ze świąteczną atmosferą, przez co Australia wydała jej się jeszcze bardziej dziwaczna niż dotychczas. - Pracę? - zapytała, kiedy już podreptała za Raine, a później pisnęła podekscytowana. Doskonale pamiętała jak sama cieszyła się, kiedy została zatrudniona, więc domyślała się, że z brunetką mogło być podobnie. - Jaką? Gdzie? Wszystko musisz mi opowiedzieć! - ponagliła ją, no bo musiała poznać szczegóły. Wiedziała jednocześnie, że połowy z nich pewnie nie zrozumie, tak jak nie rozumiała tego, czym Barlowe zajmowała się na studiach, ale czy to w ogóle było istotne? Wspierała ją, a to mogła robić i bez zrozumienia.

Raine Barlowe
Pysiule
Magda
ODPOWIEDZ