lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
014.
w oczach ma pełnię księżyca,
patrz na nią jak wilkołak
[outfit]
Chroń mnie.
Wybrzmiewało spomiędzy pełnych warg, gdy prawa dłoń przesuwała się wzdłuż łabędziej szyi, a smukłe palce chwytały delikatnie podstarzały, złoty łańcuszek. Pamiątka po matce, jedyna; podarowana przez najstarszą siostrę w dniu czternastych urodzin. Symbol tęsknoty i osierocenia, oraz całej tej ideologii straty, która knociła umysł niespełna dwudziestodwuletniej baletnicy.
R a z.
D w a.
T r z y.
I...
T r z y!
Krok za krokiem.
Nie pomyl kroków.
Pamiętaj!
Zapamiętaj.
Głowa paliła jak dopiero co rozprzestrzeniony się ogień, czerwień odbijała się na spoconej po notorycznym powtarzaniu tych samych figur twarzy. Zmęczenie wzrastało, podobnie jak tętno - lecz na Candeli Fitzgerald nie wypisywało się poddanie. Nie zrezygnuję, nie teraz, nie nigdy. Żar tlił się w umyśle, zwalczał każdą z nieproszonych rozterek. Umiała być silna, potrafiła zwyciężać - niepisany był jej świat w cieniu. Wygra tą rundę, wykaraska się z kłopotów - zrobi wszystko by przetrwać. N i c tego nie zmieni.
I powtarzamy.
Noga.
Prawo.
Lewo.
I znów.
Twarz matki, prześlizgująca się z najciemniejszych zakamarków myśli. Dokładnie ta, przed jej ostatnim oddechem. Gdy ciało spoczywało na łożu śmierci; blada, odzwierciedlająca wszystkie odcienie szarości, lecz wciąż w pełnym uśmiechu. Zachwytu i dumy - gdy wpatrując się w rozpacz kilkunastoletniej córki, przeciągała jej długie kosmyki jasnych włosów przez palce wyszeptując jedno z największych wypowiedzianych przez nią kłamstw: wszystko będzie dobrze. Nigdy jej nie wybaczyła. Jeszcze jej nie wybaczyła.
Nic nie było dobrze.
Może nic nigdy nie miało być dobrze.
Szczególnie gdy jej świat [bez mamy przy boku] stał się taki opustoszały. Dokładnie jak ta dzisiejsza sala, gdy wirowanie dziewczyny odbijało się w każdym z luster. Samotność przedzierała się ze wszystkich możliwych punktów, drzwi, okien i niezałatanych dziur. Przekraczała bezczelnie, bezszelestnie przez dziewczęce życie - wchłaniając ją do czterech pustych ścian. Mogłaby przywyknąć; przyzwyczaić się do takiego bytu - ponoć ludzie potrafią przetrwać wiele, gdy tylko tego chcą - gdy tylko to jest warte zachodu. Czy te było?
Pytanie zawisło pomiędzy nią, a nurtującą odpowiedzią, gdy do pomieszczenia weszło kilka innych dziewcząt. Nie zgadywała, musiała to przełożyć - nie mogła zastanawiać się nad calusieńką ideą gdy zakłócano jej samotność. Nadeszła siedemnasta, a razem z godziną czas na kolejny trening.
- Dziewczęta! - lekko schrypiały kobiecy głos wyłonił się spoza drzwi, do środka weszła chuda, podstarzała kobieta. - Proszę szybciutko, mam ważną informację do przekazania. - dodała, podchodząc na sam środek sali. Wszystkie uczestniczki dzisiejszych zajęć ustawiły się wzdłuż metalowej rurki. Każda wyprostowana, z uroczym, idealnie wygładzonym kokiem na głowach. - Jak większość z was wie, od pewnego czasu szukaliśmy godnej osoby na moje zastępstwo i w końcu nam się udało! Niezależnie od tego, jak kocham was uczyć, postanowiłam, że dziś ostatni raz poprowadzę zajęcia. - mówiła spokojnym, choć trochę załamującym się tonem. - Tym razem nie sama, ponieważ chcę, abyście pod moim okiem pokazały swoje umiejętności przed nowym nauczycielem. - po sali przeszedł kobiecy szept, na twarzach wszystkich uczestniczek spotkania ujawniło się zaskoczenie. Była dopiero połowa semestru, nie spodziewano się tak nagłych zmian - narosła panika, do tego stopnia, że nikt z zebranych nie dostrzegł ukazującej się całkiem znanej nieznanej męskiej sylwetki.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ