lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
47 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem grabarzem z dwuletnim stażem.
Skończyłem pracę na dziś. Wszystko przygotowane na jutro. Jakoś szybko poszło. Mój zawód stał się swego rodzaju mechaniczną rutyną. Znieczuliłem się już nawet na łzy kobiet. Chodzę w obojętności jak szytym na miarę garniturze. Nie chcę tego. Maski, która nie przewodzi uczuć.
Idę do parku. Usiąść pod drzewem i w jego cieniu poczytać historię o wyrzuconej na brzeg meduzie. Siadam. Obok biegają dzieci. Zaaferowane telefonicznymi pogawędkami młodsze i starsze matki pchają wózki, rozbieganymi oczami rozglądają się za rozbrykanymi malcami. Byleby tylko nie stracić ich z radaru własnych źrenic.
Znowu opuszczam oczy śledząc szeregi czarnych nadruków, które zafarbowały stronice książki. Zajmuję się meduzą. Czytam o tym, co w ostatnich chwilach życia przebiegało przez jej świadomość. Mój wzrok jest jednak równie rozbiegany jak wzrok zanurzonych w rozmowach telefonicznych, matek. Nagle skupia się na widoku znad książki poprzedzonym jazgotliwym szczekaniem. Mała, biała, puchata kulka biegnie przez park w pogoni za rudą kitą, która szybko znika z zasięgu zwinnie sadowiąc się na gałęzi. Spogląda pogardliwie na maltańczyka, który ujada jeszcze chwilę pod drzewem i znika w konarach sąsiadujących drzew. Pies wydaje się być oniemiały. Obwąchuje jedno, potem drugie i trzecie drzewo, aż w końcu mnie zauważa. Podchodzi z zachowaniem rezerwy, ale nagle ogon zaczyna przypominać wiatrak. Ujada na mnie, kręci się w kółko i już wiem, że moja meduza będzie musiała poczekać do następnego razu. Podnoszę się. Zamykam ksiazkę. Witam z moim nowym przyjacielem i rozglądam się za jasnolicym właścicielem tego łobuza, który nadstawia ucho do drapania. Nie chciałbym odprowadzać zwierzaka pod same drzwi. Ostatnim razem nie chciał mnie wypuścić. Poza tym jego pan niechętnie opuściłby park samotnie i znowu zanosiło się na godziny spędzone na wycieraczce.
- Gdzie znowu zgubiłeś swojego pana?- pytam i rozglądam się po parku. Wśród tej zieleni nie trudno będzie wyłowić jego płową czuprynę. Na razie jednak ani śladu.
- Szukaj pana. - wydaję komendę. Ciekawy jestem czy go znajdzie.

Merlin Monroe
powitalny kokos
Samir Ibn Sahim
28 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Zawsze starał się wykorzystać swój wolny czas tak, jak umiał najlepiej. Ostatnio wpadł na genialny pomysł, aby zrobić remont w swoim mieszkaniu. Ogólnie już po przeprowadzce z Sidney wiedział, że będzie musiał odświeżyć swoje mieszkanie. Nie było ono brzydkie, ale nie wpasowywało się w jego gust. Chciał też wymienić kilka mebli. Nie zależało mu na całkowitym remoncie, ale na odświeżeniu tego miejsca w taki sposób, by bardziej do niego pasowało. Lubił bowiem jasne kolory i duże przestrzenie. Chciał wprowadzić do swojego kącika minimalistyczny wystrój, przemalować kilka ścian na biało, żeby było jaśniej i wprowadzić kilka kolorowych akcentów. Nie chciał, żeby wchodząc do domu czuł się przytłoczony i wydawało mu się, że to co zaplanował, było całkiem niezłym pomysłem.
   Dużo czasu spędzał więc przed laptopem, przeszukując strony i internetowe katalogi, gdzie próbował wybrać odpowiednie meble. Po powrocie ze szkoły, gdzie pracował, męczył oczy wgapianiem się w ekran, co oczywiście nie było zdrowe. Dlatego też potrzebował odrobiny aktywności. Spacer dawał mu odrobinę wytchnienia. Może nie był to silny wysiłek, ale mógł się dotlenić. Właśnie w tym celu wybrał się na nieco dłuższy spacer ze swoim psem.
   Postanowił dać swoim nogom się prowadzić, chociaż trasę szybko zaczął wyznaczać maltańczyk Merlina. Zawędrowali do parku, gdzie jasnowłosy usiadł pod jednym z drzew na ławeczce, aby móc przejrzeć maile. Czasami zbierały się one w jego skrzynce pocztowej, a on nie chciał zrobić sobie dużych zaległości ani ominąć jakiegoś ważnego maila. Pomimo tego, że zrobił sobie przerwę od swojej biotechnologicznej kariery, to nie zrezygnował z niej całkowicie. Miał niemałe osiągnięcie na swoim koncie i teraz czekał tylko na dobrą ofertę pracy. Pracę w szkole traktował bowiem jako coś na chwilę. Nie widział siebie w roli nauczyciela przez resztę życia.
   Wpatrując się w telefon nawet nie zorientował się, kiedy jego psiak zniknął. Dopiero pociągnięcie za smycz i nienapotkanie oporu zmusiło go do oderwania wzroku od telefonu. Zamarł na chwilę, gdy na końcu smyczy nie zobaczył swojego czworonoga. Serce zabiło mu mocniej, a on od razu zaczął wołać swojego pupila. Może był złym właścicielem, skoro to już nie był pierwszy przypadek, kiedy to psiak zerwał się ze smyczy. Albo to ze smyczą był problem i należało zakupić nową? Pieniądze na pewno by się znalazły.
   Na cale szczęście nie musiał szukać swojego zwierzaka zbyt długo. Jego ujadanie słychać było prawdopodobnie w każdym miejscu w parku. Szedł więc za odgłosami, aż w końcu znalazł czworonoga w towarzystwie Samira. Kamień z serca. Merlin szybko podbiegł do dwójki, kucając przy psie, zapinając mu smycz. Pozwolił się polizać po dłoni, po czym spojrzał na mężczyznę.
   – Jak to jest, że zawsze kiedy znika mój pies, ty jesteś w pobliżu? – zapytał. Nie powiedział tego ze złością, bo nie było o co się złościć, ale zawsze śmieszył go ten zbieg okoliczności.

Samir Ibn Sahim
powitalny kokos
Merlin
47 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem grabarzem z dwuletnim stażem.
Pies macha ogonem. Wydaje się być szczęśliwy z tej nowej zabawy, którą zaproponowałem. Idzie przodem, merda ogonem, odwraca się co chwilę. Patrzy czy za nim podążam i nie pozwala mi się zgubić. Jeśli zamarudzę na chwilę i stanę w miejscu, wraca, trąca mnie nosem. Tym małym, śmiesznym noskiem, który ledwie wystaje z jego pyska. Napomina do tego, żeby się nie ociągać. Obszczekuje. Nasza zabawa nie trwa długo. Gdzieś spomiędzy drzew idzie pan właściciel. Kroki zamieniają się w bieg, gdy lokalizuje swojego towarzysza. Patrzę na ten obrazek z lekką nostalgią, którą przegania platynowy. Nie każę mu długo czekać na odpowiedź, formułując równie uprzejmą ripostę.
- Jak to jest, że kiedy jestem w parku, twój pies do mnie przychodzi? - spoglądam w jego oczy zbyt nachalnie. Chcę wyłowić z nich odpowiedź. Nieznaczny uśmiech nie daje mi zachować przy tym powagi. Sytuacja jest dość zabawna. Powtórzona kolejny raz przestaje wyglądać jak zwykły przypadek. Zaplanowane działanie? Może to tylko mój dar zjednywania zwierząt. Czas i miejsce, które krzyżuje nasze drogi. Może to ten pies.
- Dobrze, że tym razem nie zapędził mnie do siebie i nie uwięził na powierzchni wycieraczki. - uśmiecham się już szerzej na to wspomnienie. Teraz wydaje się być zabawne, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Maltańczyki niby są małe i kochane, ale im mniejszy pies tym większe prawdopodobieństwo, że jak mu się coś nie spodoba, to dziabnie. Większe psy mają większą świadomość możliwości wyrządzania szkód. Przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Takie wnioski udało mi się wyciągnąć.
- Wolałem dzisiaj uniknąć podobnego scenariusza. - odchrząkuję. - I nie skończyć jako zakładnik, jak poprzednio. - Wcale nie było tak źle. To było dość niezwykłe zdarzenie. Niespodziewane. Wcześniej nie spotkałem się z tak podstępnym psem. Wygląda na niewiniątko i wydaje się to wykorzystywać. Błąd w założeniach, który pozbawił mnie godziny czy dwóch. Podziwiałem jego determinację i niespożytą energię. Kiedy już myślałem, że mam szansę ucieczki, znowu zaczynał warczeć i zmuszał mnie do zaniechania swoich zamierzeń.
- Jesteś w zmowie z tym zwierzęciem? Razem porywacie ludzi? - jestem dziś w niebywałym, jak na mnie, humorze. Taki drobiazg, jak przyczłapanie czteronożnego stworzenia. Radosny szczek. Zaproszenie do zabawy. Tak niewiele potrzeba, żeby żyło się lepiej. Zwierzęta są tak szczere. Takie pocieszne. I wiedzą co należy zrobić, żeby twój dzień był warty wspomnień.
- Pamiętaj, jeszcze raz zobaczę, że ci ucieka, powiadomię opiekę społeczną. - może za bardzo sobie pozwalam na poufałość. Podchodzę trochę poważniejszy.
- Tak zupełnie na poważnie. -znowu odchrząkuję. - Może poluzował się karabińczyk i nie dociska. - sugeruję przyjrzenie się smyczy. - Twój pies jest bardzo mądry. Musiał to zauważyć i znalazł sposób, na wykorzystanie usterki. - to, że uciekł raz, mogło być kwestią przypadku. Fakt, że zrobił to ponownie, świadczyło raczej o celowym działaniu. - Mogę spojrzeć?

Merlin Monroe
powitalny kokos
Samir Ibn Sahim
28 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Poczuł ogromną ulgę, gdy jego oczom ukazał się zwierzak. Pies był mały, więc czyhało na niego sporo niebezpieczeństw począwszy od większych psów, a skończywszy na samochodach. Nie chciałby, aby coś mu się stało. Zwierzak był najbliższą mu istotą, która dotrzymywała mu towarzystwa, gdy Merlin był w domu. Nie przepadał za samotnością, chociaż towarzystwo ludzi często go męczyło i przytłaczało. Wierny pies, leżący na kanapie był jednak niezwykle przyjemną alternatywą. Psiak był młody, adoptowany na niedługo przed przyjazdem Merlina do Lorne Bay, więc ciągle uczyli się swojego towarzystwa, ale jasnowłosy bardzo szybko przyzwyczaił się do swojego towarzysza i nie chciał, by stała mu się jakakolwiek krzywda. Nie wiedział, czy to już instynkt macierzyński czy po prostu odruch chęci ochrony czegoś, co prawdopodobnie nie byłoby w stanie ochronić się samo. Wiadome, psy pochodziły od wilków, ale ze względu na ich udomowienie utraciły sporo odruchów, które pomogłyby im w dzikim życiu.
   – Może cię polubił – wzruszył ramionami. Pies Merlina był niezwykle towarzyskim zwierzakiem. Lubił wielu ludzi, a przez swoją niebywałą ufność stawał się łatwym kąskiem dla wszelkiego rodzaju porywaczy. Jak widać musiał być bardziej uważny, jeśli chodziło o wychodzenie na spacery z psem. Z całą pewnością przydałaby się jakaś lepsza smycz i być może zaczipowanie psiaka na wypadek, gdyby ten zechciał wybrać się na dłuższą wędrówkę. Australia była niebezpiecznym miejscem, biorąc pod uwagę ilość czyhających się drapieżników. Wiedział, że to byłby stres dla zwierzaka, ale sam zabieg nie był niebezpieczny i nie powodował dyskomfortu. Już rozmawiał o tym z weterynarzem, bo na początku wolał się rozeznać.
   – Taki duży facet a daje się porwać małemu pieskowi – uśmiechnął się. On również miał dzisiaj dobry humor. Ogólnie był dość radosnym człowiekiem, bo nie miał żadnych powodów, by było inaczej. Czasami mogło się wydawać, że jego optymizm był niemalże nienaturalny, ale nie mógł na to nic poradzić. Oczywiście nie uśmiechał się na prawo i lewo, potrafił zachować powagę wtedy, gdy było to konieczne. – Ja wiem, że mój futrzak jest przekonywujący, ale czasami wystarczy telefon – odpowiedział, bo skoro to nie był pierwszy taki wybryk, to Samir z cała pewnością miał numer do Merlina, skoro jego pies tak bardzo go lubił.
   – Takie mamy hobby – wzruszył ramionami, ale oczywiście nie miał zamiarów nikogo uprowadzać, a jeśli już, to nie powierzałby takiego zadania swojemu czworonogowi, nawet jeśli wychodziło mu to całkiem nieźle.
   – Możesz zerknąć, jeśli zaoszczędzi mi to trochę pieniędzy – powiedział, pokazując mężczyźnie to, co tamten chciał zobaczyć. Nie było dla niego problemem kupić nową smycz, ale jeśli mógł tego uniknąć, to oczywiście chciał to zrobić.

Samir Ibn Sahim
powitalny kokos
Merlin
47 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem grabarzem z dwuletnim stażem.
- Może. - odpowiadam wzruszając ramionami. - A może zwyczajnie potrzebuje więcej uwagi? - daję mu uprzejmego pstryczka w nos. Zwierzęta są mądre i czują, gdy poświęca się im za mało czasu lub coś, czy ktoś wykrada ten przeznaczony dla nich. Do tego potrafią być mściwe. - Psy lubią być w centrum uwagi. - wiem, że cokolwiek Merlin robił nie tak, zależało mu na maltańczyku. Ostatnio tak długo go szukał. Wiem, mówię jak nawiedzony zielony, chociaż nie identyfikuję się z taką frakcją.
- To spryciarz. - uśmiecham się i czochram pieska po łebku, ale w obecności pana okazuje niezadowolenie, że go tykam. Zabieram rękę, żeby mnie nie zahaczył przypadkiem. - Wziął mnie z zaskoczenia.- nie potrafię się złościć. Ostatnim razem byłem zaskoczony, a teraz potrafię się już z tego śmiać.
- Wystarczy. - zgadzam się z Merlinem. - Niestety w tej chwili nie zabrałem go ze sobą, a uwierz lub nie, twój pies potrafi dopiąć swego. - przesadzam trochę. Maltańczyk za to wydaje się rozumieć jak go gloryfikuję. Nie słowa, co jest oczywiste, tylko kontekst. Ton głosu i sposób patrzenia.
- Niecodzienne hobby. - śmieję się. Sytuacja jest naprawdę zabawna. Dawno nie przytrafiło mi się coś tak nierzeczywistego. Jakby ktoś to zaplanował, napewno by się nie udało tego zrealizować. Z planami już tak było.
- Nie wiem, czy to będzie oszczędność. Tani nie jestem. - nastrój do żartów mnie nie opuszcza. Biorę smycz i przyglądam się zapięciu karabinczyka. Kilkukrotnie nim poruszam. - Wygląda w porządku. - nie pozostaje mi nic innego jak tylko połączyć smycz z obrożą i właśnie tam odkrywam źródło problemu. - Popatrz. - pokazuję mu palcem w czym tkwi problem, chociaż maltańczyk wcale nie jest zachwycony, wydaje się wręcz być znudzony albo nawet.. Chwila! Skubaniec chyba wie co jest na rzeczy, bo chce mi dosadnie się odgryźć. - Musisz albo bardziej uważnie zapinać karabińczyk, żeby kółko obroży w całości przeszło za te blaszki, albo kupić smycz o bardziej masywnym zapięciu. - koniec z pokazem. Psiak się nie daje i szczeka na mnie z wyrzutem i swoistym żalem. Kto by pomyślał, że będę się rozwodzić nad budową smyczy i technikami jej przypinania sam nie posiadając czworonożnego przyjaciela. A może powinienem sobie takiego sprawić?
- Nie wiem czy to pozwoli na oszczędności. - rozkładam bezradnie ręce. Ja bym chyba nie ryzykował i jednak kupił coś lepiej spasowanego.

Merlin Monroe
powitalny kokos
Samir Ibn Sahim
28 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Spojrzał na swojego psa. Lubił zwierzęta, ale ich największym mankamentem było to, że czasami ich właściciele nie byli w stanie stwierdzić, czego tak naprawdę chcą. Nigdy nie był typem psiarza, od zawsze wolał koty, niemniej jednak w chwili, gdy na jego drodze pojawił się maltańczyk, to Merlin wiedział, że musiał go adoptować. Wywróciłby obecnie świat do góry nogami, gdyby psu stało się coś złego, ale najzwyczajniej w świecie, czasami nie miał pojęcia, co chodzi po jego małym łebku. Mógł się założył, że nie było tam niczego poza chęcią robienia głupstw, jak uciekanie w parku pełnym ludzi.
   – Nie zawsze można im jednak tę uwagę dać – stwierdził smutno. Cóż, mieszkał sam, rzadko też zapraszał kogoś do mieszkania, chociaż pewnie po remoncie się to zmieni. Praca i inne obowiązki skutecznie zabierały mu ilość wolnego czasu, a gdy ten się już znalazł, to jedyne na co mógł sobie pozwolić, to spacer z psem. Nie raz był zbyt zmęczony, bo bawić się z czworonogiem w domu, co oczywiście często sobie wypominał, bo przecież skoro wzięło się zwierzaka, to trzeba było się nim teraz zajmować. No ale nie miał sobie nic do zarzucenia. Zwierzak nie chodził głodny ani zaniedbany, odbył wszystkie konieczne wizyty u weterynarza, więc nic mu też nie dolegało. Był chodzącym szczęściem. No i oczywiście Merlin dbał też o to, by psiak był głaskany i pieszczony, tylko z tymi zabawami było ciężko. Bo nie sztuką było głaskać psa jedną ręką, a drugą sprawdzać kartkówki. Wydawało mu się to wystarczające, ale może się mylił?
   – Może go wytresuję, żeby zmusił cię do pomocy mi przy remoncie – zaśmiał się. Oczywiście żartował. Był zbyt ambitny i wydawało mu się, że sam sobie ze wszystkim poradzi. Oczywiście samemu trochę mu to zajmie, ale nie zrażał się tym. Chciał być niezależny i wierzył że powoli uda mu się ten remont doprowadzić do końca.
   – Pieniądze to nie problem – palnął, odchrząknął jednak szybko. – Z chęcią odwdzięczę się kawą, czy co tam lubisz sobie pić – sprostował. Ciągle dziwnie się czuł poruszając temat pieniędzy. Lubił o tym myśleć, ale gdy wypowiadał to na głos, to wydawało mu się, że zaraz wszystko straci. Nie był przesądny, ale wiedział, że szczęście i dobra passa nie mogła trwać wiecznie.
   Cierpliwie obserwował, jak mężczyzna ogląda smycz i obrożę. On w ogóle się nie znał na takich rzeczach, chociaż zapewne mechanizm zapięcia obroży nie był wyjątkowo skomplikowany i dało się to szybko ogarnąć. Niemniej jednak nie miał na to zbyt dużo czasu. Cieszył się jednak, że Samir miał sprawne oczy i szybko wypatrzył w czym leżał problem.
   – Przezorny zawsze ubezpieczony, chyba kupię nową smycz – stwierdził, kiwając głową. On również zauważył, że jego zwierzakowi wybitnie nie podobało się to, że Samir odgadł na czym polegała usterka umożliwiająca psu ucieczki. No cóż, futrzak ma nauczkę, żeby nie uciekać do ludzi, którzy potencjalnie mogą nie działać zgodnie z jego życzeniem. Była to trudna lekcja, ale dobrze że odebrał ją w taki, a nie inny, gorszy sposób. – Jak coś, to i tak z chęcią odwdzięczę się kawą lub piwem, za znajdywanie mojego towarzysza – powiedział, uśmiechając się lekko, poklepując psa po główce.
Samir Ibn Sahim
powitalny kokos
Merlin
47 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Jestem grabarzem z dwuletnim stażem.
- Psu tego nie wytłumaczysz. - uśmiecham się naprawdę rozbawiony. - Pogadamy, jak zniszczy ci coś, na czym ci naprawdę zależy. - kontynuuję przypominając sobie odpowiednie przykłady. - Cenny eksponat z kolekcji, ulubiony sweter, krojone na miarę buty albo coś, bez czego nie wyobrażasz sobie dnia. - zwierzęta doskonale przecież wiedzą na czym nam najbardziej zależy i w jaki sposób przekierować naszą uwagę na nie. Wyeliminować złodzieja czasu lub perfidnie się zemścić. Widocznie Merlin był świeżo upieczonym właścicielem pupila, albo poprzednie słodziaki nie zdołały mu uprzykrzyć życia.
- Obawiam się, że mogłoby to trochę za dużo czasu zająć. Wydaje mi się, że nie masz go w nadmiarze. - co też ten Merlin kombinuje? - Jestem zwyczajnym człowiekiem pracy. Wystarczy, że przedstawisz swoje wymagania i zaproponujesz odpowiednią stawkę. - uśmiecham się, bo to naprawdę niedorzeczny pomysł z tresowaniem maltańczyka w takim dziwnym celu. Mam nadzieję, że to tylko meandry, w które zabłądził jego umysł a nie próba podrywu na groźnego psa. Czułbym się nieco zażenowany.
Skoro pieniądze nie stanowią problemu, to gdzie jest pies pogrzebany? Takie nasuwa się pytanie. Ten człowiek jest jedną, wielką, blond zagadką. Nie dane mi jest jednak poświęcić więcej czasu tej i tak zbyt długiej analizie. - Kawa wydaje się być w porządku. - nie muszę uprzejmie odmawiać alkoholu. - Możemy wtedy dogadać szczegóły twojej inwestycji. - to brzmi bardzo profesjonalnie. Trochę sztucznie, ale zalatuje profesjonalizmem na kilometr. - Zastanowić się czy sprostam twoim wymaganiom i czy stać cię na moje usługi. - wiadomo, że grabarze nie zarabiali najgorzej. Zawsze ktoś umarł i trzeba go było zakopać. Na brak pieniędzy nie narzekałem, zwłaszcza, że mieszkam w dość taniej części miasta i wszystko, co mi zbywało, zalegało na koncie. Jeśli miałbym się podjąć takiego zadania, zrobił bym to przede wszystkim z chęci sprawdzenia się, porobienia czegoś ciekawego. Jednak nie byłem instytucją charytatywną i oczekiwałem za pracę odpowiedniego wynagrodzenia.
Sprawdzenie smyczy nie przyniosło dobrych wieści.
- Pozbyłbym się tego "chyba". - gdybym sam słuchał swoich dobrych rad, byłoby mi lepiej.
- Nie wiem, czy zasłużyłem sobie na twoją wdzięczność. - śmieję się, bo to dobry żart. - To w końcu nie ja znajduję twojego towarzysza, tylko on ewidentnie zdradza cię i to z pierwszym-lepszym, który podrapie go po za uszkiem, po brzuszku i powie kilka miłych słów. Poważnie zastanowiłbym się nad tym, po co go trzymać. - puszczam mu oczko spoglądając wymownie. Dobry nastrój mnie nie opuszcza. Maltańczyk chyba nie rozumie co o nim mówię i dobrze. Jeszcze by mnie obszczekał albo podlał moje pantofle, a lubię je bardzo.

Merlin Monroe
powitalny kokos
Samir Ibn Sahim
28 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Uśmiechnął się. No cóż, mniej więcej wiedział, na co się pisał przygarniając zwierzaka. Na całe szczęście piesek nie sprawiał większych problemów, więc być może Merlin nie radził sobie tak źle, jak myślał. Jedyną rzeczą, jaką zwierzak podgryzał były smakołyki i ręka Merlina. Na całe szczęście ząbki nie były ostre, więc nie zostawiały trwałych śladów, chociaż czasami dało się wypatrzeć na bladej skórze chłopaka blade, różowe kreseczki. Dobrze, że nie miał kota, bo wtedy z całą pewnością nie mógłby sobie pozwalać na krótki rękaw w pracy, bo czerwone ślady zaczęłyby wzbudzać podejrzenia, albo co gorsza napełniałyby kruche umysły uczniów najróżniejszymi myślami. Jako nauczyciel musiał odbyć wiele szkoleń, na których dowiedział się, że umysł i psychika nastolatków była niezwykle krucha i wystarczyły niewielkie rzeczy, które były w stanie ją zaburzyć.
   – No tak, czas jest luksusem, na który nie każdy może sobie pozwolić – przyznał, kiwając lekko głową. On sam nie miał go za dużo, ale może już wkrótce wszystko się zmieni. Musiał po prostu usiąść i przemyśleć swój grafik tak, by jak najlepiej zagospodarować swoim czasem. Zawsze wydawało mu się, że nigdy nie miał z tym większych problemów, więc nie wiedział, czemu teraz tak bardzo z tym kulał. Może miał spadek formy spowodowany przeprowadzką? Takie rzeczy potrafiły wybić człowieka z rutyny i przyzwyczajeń, więc to na pewno musiała być wina właśnie tego.
   – Z tą pomocą żartowałem – przyznał, robiąc lekko przepraszającą minę. Nie chciał faktycznie zaciągać mężczyzny do pomocy. Lubił być samowystarczalny, ale skoro ten podjął temat, to chyba nie powinien przechodzić obok tego bez żadnej relacji. – Nie mam stawki, nie wiem jakie są ceny ekip remontujących, więc powiedz ile chcesz i może się dogadamy – powiedział poważnym tonem. Samir wydawał się spokojnym i konkretnym facetem, a jak wiadomo psy mają nosa do ludzi, więc Merlin wierzył, że jego czworonożny towarzysz nie biegałby radośnie do człowieka spod ciemnej gwiazdy, któremu nie można było zaufać.
   – Świetnie, w takim razie wszystko obgadamy przy kawie – odpowiedział. On sam również wolał pić kawę zamiast alkoholi, chociaż dobrego wina nigdy nie odmawiał. Uważał jednak, że lepiej ustalać szczegóły przy czymś, co nie zawierało procentów. – Potrzebuję pomocy przy przenoszeniu mebli, ewentualnie przy malowaniu, ale jeśli faktycznie twoje usługi są tak drogie, to powoli sam sobie wszystko pomaluję – dodał równie poważnie, chociaż chciał się roześmiać z tego co powiedział. Najchętniej to wszystko zrobiłby sam, ale zależało mu jednak na czasie. I domyślał się, że pomoc Samira będzie dużo tańsza niż wynajęcie ekipy.
   – Jak kupię nową smycz, to już nie ucieknie – stwierdził, spoglądając na czworonoga, który ewidentnie musiał załapać o co chodzi, bo nieco zmarkotniał. Zmiany nastroju były bardzo wyraźne u tego maltańczyka, a Merlin znał go już całkiem nieźle, żeby stwierdzić, kiedy coś nie szło zgodnie z planami psiaka.
Samir Ibn Sahim
powitalny kokos
Merlin
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#3 Anubis D'Asaro + outfit


Rosemary nigdy nikt nie zaliczyłby do osób szalonych. Zazwyczaj była opanowana, wszystko co do sekundy miała zaplanowane w swoim kalendarzu, a na każdy najdziwniejszy wypadek była przygotowana. Może dlatego każdy narzekał na wagę jej torebki. Jednak w przypadku tego wyjścia Hendrix postanowiła, chociaż delikatnie zaszaleć. Rzadko wychodziła do innych ludzi, bary lubiła, ale wolała unikać starych znajomych. Dlatego zaplanowała picie w plenerze. Jakimś dziwnym cudem miejscem, którym wybrała jest... plac zabaw. Po zmierzchu dzieci tutaj raczej nie będzie, a tego wieczoru Rosemary przeżywała istny okres dojrzewania od nowa. Za dużo bodźców doświadczyła od powrotu na stare śmieci. Nie spodziewała się spotkać byłego po swoim pierwszym dyżurze, do tego dochodziły czyste sprawy przeprowadzkowe, szpitalne i z jakiegoś niestwierdzonego powodu potrzebowała się napić. Była tylko zadziwiona, że namówiła Anubis na spotkanie w parku.
Stanęła przed drzwiami na plac i odpaliła sobie spokojnie papierosa. Dym zawsze ją uspokajał. Nie rozumiała, dlaczego oraz jak konkretnie to się działo, ale w ten sposób to wyglądało. Trzymając peta w dłoni, Hendrix obróciła się w stronę Anubis. Standardowo uśmiechnęła się szeroko, pomachała, a zaraz potem wyrzuciła szluga.
— Hej. Wiem, że to niestandardowe miejsce, ale co powiesz na cudowne wypicie niczym gimnazjalistki na oto tej cudownej zjeżdżalni? — spytała z uśmiechem niewiniątka, bo pomysł był niecodzienny. Sama też się za go trochę poszkalowała w głowie, ale... czemu by nie urozmaicić, chociaż trochę sobie życia?
powitalny kokos
nick
27 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
wiele znaków zapytania
#2


Jej życie w ostatnim czasie nie tylko nie traciło na intensywności, ale wydawało się wręcz rozpędzać. Jeśli Hendrix przeżywała na nowo burzliwy okres dojrzewania, to D'Asaro przeżywała go chyba razy dwa.

Niewiele myśląc zgodziła się na popijawę na placu zabaw. Była tu od niedawna. Nie miała zbyt wielu znajomych. Z większością z nich nie chciała lub nie powinna utrzymywać kontaktu. Dla własnego bezpieczeństwa. Nie miała też ochoty szukać sobie co i rusz nowszego towarzystwa. Mimo wszystko zachowała odrobinę zdrowego rozsądku, która jej podpowiadała, by przystopowała z tym imprezowym nurtem, który porywał ją i niósł na nieznane wody. Tam można się było natknąć na przeszłość. Ta zawsze się upominała o swoje. Przeszłość D'Asaro była mrocznym miejscem.

Nie musiała długo szukać blondynki. Ta pomachała na jej widok i Anubis odmachała szczerząc się przy tym.
Miała na sobie biały t-shirt z małym koalą,szary cardigan, jasne jeansy i niebotyczne szpilki, których paski mocno trzymały jej nogi w uścisku.
- Tam? - wskazała ręką na sam szczyt zjeżdżalni, a jej twarz wyrażała wątpliwości, bo niby jak miałoby jej się tam udać wdrapać na tych dwunastocentymetrowych szpikulcach na platformie?
- Jesteś pomylona. - powiedziała ruszając przecząco głową, a uśmiech jej nie opuszczał. Co więcej, skierowała się w stronę zjeżdżalni o zaczęła się wspinać. Jeansowa listonoszka, która miała przepasaną na ramieniu bujała się i odbijała o poręcz informując, że Anu zabrała własny prowiant.
- Długo zamierzasz się ociągać, prowokatorko? zapytała spoglądając w stronę Rose. W tym czasie podeszwa się ześlizgnęła, Anu złapała się mocniej poręczy. Obcas jednak tak się ułożył, że zaczepił o szczebelek i nie spadła.
- No chodź tu, bo przez ciebie zginę. - zaśmiała się. Chyba chlapnęła po drodze na odwagę, bo humorek miała lekki.

Rosemary Hendrix
I don't know who you think you are,
But before the night is through,
I wanna do bad things with you.
ambitny krab
anubis#9958
lorne bay — lorne bay
27 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Nawiał z Hiszpanii, zatrudnił się w Shadow jako striptizer
A teraz spłaca długi ojca, mieszkając z dwiema współlokatorkami
03
W dni wolne od Shadow takie zwyczajne jak ten poranek, lubił odkrywać tajemnice Lorne Bay. Wyjątkowo wcześnie wstał, co zaskoczyło na pewno nie tylko jego, ale i współlokatorki. Udało mu się nawet zrobić jakieś szybkie śniadanie i wziąć ciepłą kąpiel, dopiero później wyszedł z domu, przerzucając przez ramię futerał z gitarą, zupełnie jak pierwszego dnia, gdy się wprowadzał. Nie informował blondynek o której wróci, bo sam nie wiedział, miał jednak silną, wewnętrzną potrzebę, by spędzić trochę czasu na świeżym, ciepłym powietrzu. Tego ostatnio mu brakowało, gdy dzień przesypiał, a na noc chodził do Shadow, przesiadując tam kilka godzin w klubowej atmosferze i wychodząc, co jakiś czas żeby odetchnąć. Wciąż nie czuł się jednak spełniony, bo słońca miał naprawdę mało, a nawet gdy wychodził za klub, otaczała go tylko spowita mrokiem ulica i ciemny, nieprzyjemny lasek nieopodal, który nie zachęcał do spędzenia w nim czasu.
Nie wiedział, dokąd iść, żeby znaleźć miejsce dla siebie, ale też nikomu nie przeszkadzać. Przechodził obok jakichś budynków, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że dzielnica, którą teraz pokonywał nie miała nic wspólnego z Sapphire River, którą niedawno opuścił. Przystanął przy siatce ogradzającą plac zabaw i zerknął, czy nikogo nie ma. Nie chciał wzbudzać niepokoju w opiekuńczych rodzicach, dlatego najpierw się rozejrzał, a gdy okazało się, że o tej godzinie jest pusto, przeszedł przez furtkę i przysiadł w małym, oddzielonym zagajniczku. Wyciągnął gitarę z futerału, ustawiając odpowiednio struny i oparł się o tablice do rysowania, którą miał za plecami.
Czemu akurat plac zabaw? Sam nie wiedział, lecz podejrzewał, że z sentymentu do dzieciństwa, który upłynęło mu dość szybko, a które nie było szczególnie pasjonujące. Lubił takie miejsca, bo miały przyjemną, radosną atmosferę... A poza tym, nieopodal był też Dom Kultury, więc miał świetny widok na ludzi zmierzających do biblioteki. Oni chociaż mogli nacieszyć się światłem dnia, zwłaszcza teraz, gdy słońce było niemalże na wyciągnięcie ręki, a każdej dorosłej osobie, czy też niekoniecznie dorosłej, potrzebna była witamina D, która była potrzebna do dobrego funkcjonowania organizmu.
Westchnął cicho, szarpiąc za struny gitary, by odpowiednio się zrelaksować. Po krótkiej chwili, zagajnik wypełnił się dźwiękiem gitary, a melodia którą grał Hiszpan była dziwnie znana i bliska, kojarzona właśnie z takim dzieciństwem, choć nikomu nieznana, bo była autorska. Nie wiedział jeszcze jak ją nazwać, nie miał nawet słów, ale dźwięk mu wystarczył, nad resztą będzie zastanawiał się później, gdy uzna, że chce wzbogacić melodię o słowa.

Sky Burke
powitalny kokos
-
ODPOWIEDZ