lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Instruktor nurkowania — Sailaway
28 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Złoty pył, lekki wiatr
Już kurtyna opadła
Nowe show, nowa prawda
001
Nie od dzisiaj wiadomo, że najlepszym sposobem na rozładowanie emocji, był sport. Podobno nie było niczego lepszego, niż wypocenie się w słońcu i spalenie tkanek tłuszczowych poprzez zmęczenie organizmu.
Avery nie potrafił usiedzieć na miejscu, musiał być w ciągłym ruchu i znajdować sobie jakieś zajęcie, inaczej nie wiedział, co ze sobą zrobić. Młody, narwany, pełen życiowego wigoru mężczyzna, który nie znosił ciszy i zbędnego marnowania czasu. Nie dla niego było siedzenie po kilka godzin przed telewizorem i oglądanie seriali, on musiał jakoś spożytkować energię, która wręcz roznosiła go od środka, gdy miał jej nadmiar.
Koszykówka zawsze umilała mu czas, lubił grać w kosza jeszcze przed rozpoczęciem liceum. Niejednokrotnie, po szkole, wybierali się z kolegami na boisko, żeby trochę pograć, poćwiczyć i mieć przy tym świetną zabawę. Nie mówiąc już o papierosach, które potajemnie przed rodzicami palili za boiskiem, bo żaden nie chciał mieć przypału. W tamtych czasach zakaz wyjścia na podwórku wieczorami bolał tak, jak odłączenie internetu obecnej młodzieży — czyli był to ból nie do opisania. Szczerze cieszył się z faktu, że nie urodził się kilka lat później, mógł powiedzieć, że zaznał życia i doświadczył rzeczy, których dzisiejsza młodzież prawdopodobnie nigdy nie doświadczy. Fakt faktem, za czasów Sullivana nie było parad równości, więc tak na dobrą sprawę, każde pokolenie miało coś, czego nie doświadczyło inne.
Tym razem nie szwendał się sam, miał doskonałe towarzystwo, w postaci swojej narzeczonej.
Podczas rozmowy wspomniał jej, że chce przejść się później na boisko, a kobieta uznała, że chętnie się z nim przejdzie, bo przecież... Może nauczyć ją grać w kosza! Avery był dumny z panienki Miller, że tak chętnie chciała się uczyć i podzielała zainteresowanie jego pasjami. To było naprawdę urocze, że mógł przy niej robić to, co lubił, a ona go dopingowała. Tematu sklepu, który nie miał szczęśliwego końca, starali się nie poruszać. Prawdopodobnie zarządzanie nie było AŻ TAK popierane przez Maddie i choć próbowała mu pomóc wszystko wyprowadzić, niechęć na pewno jakaś została.
— Chciałbym choć raz powiedzieć, że pogoda naprawdę dopisuje, ale nie mogę... Bo tutaj zawsze jest tak gorąco — Mruknął niechętnie, odbijając od boiska dużą koszykarską piłkę. Stanął przed koszem, starając się w niego wycelować i rzucił piłkę, która zakręciła się na obręczy i wpadła do kosza, odbijając się z hukiem o boisko.
Narzekanie na pogodę było jednym z jego ulubionych zajęć, bo tak na dobrą sprawę, jedynym momentem, w którym mógł nacieszyć się chłodem były godziny pracy, gdy prowadził zajęcia z nurkowania. Przeciągnął się i klasnął w dłonie, po czym ściągnął z siebie bluzkę i odłożył na bok.
— Dobra, rozgrzewka! Musisz zabrać mi piłkę, podejmujesz się wyzwania? — Zapytał wyzywająco, kozłując piłkę między nogami. Nie, żeby wątpił w umiejętności brunetki, ale nie uważał jej za trudnego przeciwnika. W końcu nie miała zielonego pojęcia o koszykówce, a jedynymi sposobami, których mogłaby się dopuścić, żeby tę piłkę mu zabrać — była nieczysta gra.

Maddie Miller
wystrzałowy jednorożec
blueberry#4059
sekretarka — WINSTON & STRAWN
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Sekretarka w kancelarii, narzeczona, bliźniaczka. Często mylona z Mavis. Chętnie pomaga w papierkach, często zabiera własną pracę do domu.
To takie zabawne, ponieważ Avery lubi hałas, a ja wręcz właśnie przeciwnie. Wychowałam się w miejscu, gdzie naprawdę jest cicho, więc dla mnie była ona czymś naprawdę normalnym. Dzięki niej miałam, spokój kiedy naprawdę musiałam ciszy na poukładanie swoich myśli, a one czasem potrafią być naprawdę dziwne. Jednak jak to się mówi, przeciwieństwa się do siebie przyciągają, więc mogę to jak najbardziej potwierdzić. Chociaż różnimy się pewnym aspektami, tak jednak pasujemy do siebie na tyle, że jesteśmy w stanie przebywać w swoim towarzystwie i nie pokłócić się, o byle co. Choć tak naprawdę, prawdziwa walka, pewnie zacznie się dopiero jak u niego zamieszkam. I tam znajdziemy swoje większe, mniejsze wady. Mieszkanie w mieście miało swoje zalety, zwłaszcza że miałam o wiele bliżej do pracy. Plus poznawałam życie, hałasy i miałam już jakieś mniej więcej przystosowania do takiego życia. Brakowało mi co prawda, farmy którą posiadam w domu rodzinnym. Lecz dni spędzone z Avery'm, są o niebo lepsze. Zwłaszcza jak ciągle gdzieś wychodzimy, jak tylko jest taka możliwość. I pomalutku wkraczam w życie miejskie, chociaż nadal czasem jest naprawdę dziwnie.
Narzeczony - te słowo wciąż było nowe, bardziej do nauczenia się. Ponieważ często potrafiłam się przyłapać na fakcie, że mówię o nim, jako chłopak. Przez co musze się zaraz poprawiać, nie jest to zbyt wygodne. Ale czego mam się spodziewać? Naprawdę wiem, że chociaż go kocham to, tak szybko mi to nie przyjdzie. A gra w koszykówkę z moim narzeczonym, jest czymś w sumie ekscytującym. Dawno w nią nie grałam, w sumie rzadko kiedy była okazja na ranie w kosza. Ponieważ moja grupa w szkole, miała bardziej inne sportowe zajęcia. Także w kosza, wiem tyle co nic. Nikt też nie powiedział, że będę grała według zasad, które i tak nie znam. Kiedyś też widziałam, jak Sullivan grał w kosza. I to nie była jakaś tam dla niego zabawa, naprawdę dość szybko się poruszał i wiedział co robić na boisku. Więc teraz, szłam za nim słuchając go do czasu, ponieważ nie spodziewałam się, że zdejmie koszulkę. Dobra, nie pierwszy raz go widzę bez, ale wciąż działa to, jak za pierwszym razem, okay? No właśnie, była to niczym taka słodka tortura, która była warta i niewarta jednocześnie. W sumie czemu nie ma tutaj, aż tak dużo kobiet? Miałby się na co pooglądać, chociaż pewnie teraz byłabym o jakaś teraz zazdrosna. Zmarszczyłam nosek, kompletnie nie wiedząc co odpowiedzieć. - Yhym
Dopiero uderzenie piłki o obręcz mnie jakoś, wyrwała z tego stanu. Zamrugałam parę razy, przegryzłam wargę i zdjęłam swoją bluzkę. Nie miałam w planie jej zdejmować, nie chciałam też go jakoś rozpraszać. Ale było naprawdę, ciepło. Zwłaszcza na tym betonie, dlatego musiałam ją zdjąć. Dobrze, że założyłam stanik sportowy, inaczej musiałabym się męczyć w koszulce. Ponieważ nie paradowałabym w miejscu publicznym w jakimś zwykłym, staniku. - A co dostanę w nagrodę? No wiesz jak wygram, albo trafię do kosza.. Jesteś od mnie wyższy! Plus ja nie znam zasad, Av. Nie robimy kółeczka, wokół tego boiska? - Spytałam głupio, widząc jak ten od tak odbija sobie piłkę. Przecież to jak walka o nic, więc nawet jeśli wygram to jest na to, taka szansa że zacznę, myśleć co on będzie chciał za wygrane. Podeszłam do niego, tak wolno jak tylko mogłam. Spróbowałam zabrać piłkę, dobre z trzy razy i za każdym razem, nic. Dosłownie nic. Piłka jedynie znikała mi z widzenia.
- Avery! To nie sprawiedliwe, przestań tak wysoko ją unosić!- Zajęczałam, byłam chyba za blisko, pewnie byłam też zaróżowiona na twarzy, przez tą całą grę oraz temperaturę. Jedyna szansa to rozproszenie, aby chociaż potrzymać tą głupią piłkę, przez jakaś dosłowną sekundę, życia. Cmoknęłam go w usta, przez co piłka teraz jedynie uderzyła o ziemię. Zabrałam ją, kiedy byłam blisko kosza to nie dość, że poleciałam w stronę swojego. Chociaż tego jeszcze nie widziałam, a może wiedziałam? Tylko zapomniałam o tym, właśnie teraz? To jeszcze poczułam, jak mój narzeczony łapie mnie w tali i podnosi. Wypuściłam powietrze z ust, nie wiedząc co zamierza zrobić.
- To nie jest zgodne z zasadami! Prawie bym wrzuciła tą piłkę, co zrobiłam źle? - Jęknęłam niezadowolona.

Avery Sullivan
wystrzałowy jednorożec
Martyna
Instruktor nurkowania — Sailaway
28 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Złoty pył, lekki wiatr
Już kurtyna opadła
Nowe show, nowa prawda
Nie potrafił odnaleźć się w ciszy, definitywnie nie była to jego bajka. Nie potrafiłby mieszkać na farmie, cisza by go dobiła. Był przyzwyczajony do szumu samochodów i sygnału radiowozów policyjnych, gdy ścigali przez ulice miasta jakiegoś pirata drogowego. Nie przeszkadzało mu to, czułby się bardzo dziwnie, gdyby nagle nastała cisza. Sypiał kilka razy u Maddie i cisza, która otaczała ich dom była przyjemna, lecz dobra na krótką chwilę. Plusem było na pewno czyste powietrze o które, mimo wszystko, było trudno w samym centrum miasta. Przyjemnie też słuchało się śpiewu ptaków o poranku, ale to szum samochodów działał na niego naprawdę uspokajająco. Domyślał się, że Maddie, która była przyzwyczajona do ciszy, będzie miała problem z przywyknięciem do miejskiego hałasu. Nie poruszał ostatnio tematu przeprowadzki, może sam potrzebował czasu, by pogodzić się z faktem, że niedługo nie będzie mieszkał sam. Nie chciał też naciskać na Maddie, dla niej to również była nowa sytuacja. Nie chciał być nachalny, choć najchętniej przyjąłby ją już teraz do swojego mieszkania. Naprawdę cieszył się z tego, że ją ma i starał się to udowadniać na niemalże każdym kroku.
Nie było cukierkowo i kolorowo, zarówno on jak i ona mieli swoje gorsze dni, kiepskie momenty i potrafili się pokłócić. Na szczęście nie były to poważne kłótnie, bardziej pierdoły. Nieporozumienie, kilka niezrozumiałych słów i awantura gotowa. Nie licząc tych drobnych sprzeczek, żyli ze sobą w zgodzie. Sullivan wiedział, że wszystko przychodzi z czasem. W momencie, gdy zamieszkają razem i poznają swoje codzienne nawyki, będą musieli się dotrzeć. Podobno była to rzecz normalna, ale czy to nie wtedy, tak na dobrą sprawę związek przechodzi generalną próbę?
Starał się wdrążyć Maddie jak najbardziej w miejskie życie, przyzwyczajać ją do zgiełku, do życia tętniącego wieczorami, gdy ludzie rozbijali się po barach i knajpach. Dźwięku muzyki, która dość często wydobywała się z nocnych klubów o późnych godzinach. Próbował pokazać jej to miejskie życie w taki sposób, by dobrze jej się kojarzyło. Na negatywy przyjdzie czas później, wolał, by wstępnie się przyzwyczaiła. To wszystko było też nowe dla niego, nawet fakt, że teraz, tworzyli oficjalnie parę narzeczonych, którzy tak na dobrą sprawę za jakiś czas powinni pomyśleć o ślubie, by dobitnie zalegalizować związek.
Nawet jeśli Maddie nie chciała rozpraszać Avery'ego, ewidentnie się to nie udało. Dość szybko przeniósł spojrzenie z piłki, na pokaźny biust panienki Miller, nieszczególnie nawet się z tym kryjąc. Wątpił, by czuła się skrępowana, na pewno przywykła do tego, że potrafił rozbierać ją wzrokiem, lecz był na tyle uprzejmy, że potrafił powstrzymać swoje żądze i fantazje na wodzy i nie próbował jej obmacywać, gdy ewidentnie nie miała na to ochoty, bądź nie wypadało.
Przygryzł z rozbawieniem usta, gdy brunetka zaczęła się zastanawiać co dostanie w zamian. Uniósł piłkę do góry, gdy Maddie próbowała mu ją zabrać i pochylił głowę, by choć trochę zrównać z nią poziom.
— Jak to co dostaniesz? Darmową lekcję nurkowania z gorącym instruktorem. Jeśli chcesz to pobiegaj, zrób rozgrzewkę przez grą i rzucamy dalej — Rzucił z rozbawieniem. Nie znała zasad, dla niej był to problem, dla niego dość spora przewaga.
Mógł pomyśleć, że brunetka będzie chciała nieczysto zagrać, lecz nie wziął tego pod uwagę. Wiedział, że na pewno będzie kombinować, ale ten krótki buziak którego dostał, ewidentnie wybił go z rytmu i doprowadził do upadku piłki.
Pokręcił z niedowierzaniem głową, gdy Maddie zaczęła biec w stronę swojego kosza. Nie skomentował tego, obserwował tylko w ciszy, unosząc brwi do góry. Westchnął cicho, gdy skończył śmiać się pod nosem i podbiegł do Maddie, łapiąc ją w talii i unosząc do góry. Obrócił ją w powietrzu, zmieniając stronę i ustawił ją w kierunku kosza należącego do przeciwnej drużyny.
— Kochanie, zanim zaczniesz rzucać, naucz się, że rzucając do swojego kosza, nie dostaniesz punktów — Wyjaśnił brunetce, opierając brodę na jej ramieniu i obrócił w palcach kosmyk czarnych włosów dziewczyny.
— Tak ze mną nie wygrasz — Dodał z czarującym uśmiechem na ustach i wypuścił kobietę z objęć.

Maddie Miller
wystrzałowy jednorożec
blueberry#4059
sekretarka — WINSTON & STRAWN
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Sekretarka w kancelarii, narzeczona, bliźniaczka. Często mylona z Mavis. Chętnie pomaga w papierkach, często zabiera własną pracę do domu.
Przeprowadzka to temat rzeka, chociaż wiem o tym, że już powinnam z nim mieszkać. Tutaj naprawdę nie chodzi o rodziców czy tego, że nie muszę zbytnio dokładać się do opłat. Nie obawiałam się tego, bardziej zauważyłam, problemem jest moje przyzwyczajenie się do zwierząt. Kiedy mam ochotę, wychodzę z domu i jestem przy nich, w mieście nie mam takiego samego kontaktu. Dodatkowo jak nie ma przy mnie rudzielca, nie mogę zasnąć tutaj sama. Zawsze tak było i jest, jak przychodziłam opiekować się jego psem. Nie lubiłam też, jak wyjeżdżał z miasta. Czułam się tutaj, sama. Moje siostry dość szybko, przystosowały się do życia w mieście. A u mnie naprawdę idzie to okropnie. A domyślam się, że nocowanie na farmie, działało podobnie na Av. Nie mówiłam mu, że ostatnio nawet się spakowałam do kartonów, czując że zaraz będę tutaj w mieście z nim. Tylko małymi kroczkami, przenieść się z farmy tutaj. To wydaje się bardziej, dziwne niż skompilowane. Jego starania pomagały, zwłaszcza jak pokazał ile jest pozytywów mieszkania u niego, niż jakbym miała ciągle jechać z domu do niego.
- Och.. dlatego kupiłeś tamten strój kąpielowy. A potem jak zobaczyłeś jak w nim wyglądam, zakazałeś mi go nosić w miejscach publicznych? Nie powiem, sprytne. Tylko ja i mój nauczyciel - Upewniłam się rozbawiona tym faktem. I tak pewnie jeszcze założyć, będę musiała tą okropną piankę, także i tak będę zakryta. Niestety..
Zmarszczyłam czoło, czyli całe moje zagranie poszło na marne? Nie potrzebnie, biegłam i go rozproszyłam? Zmarnowałam teoretycznie, jedyną szansę na zdobycie, jednego punku? Czułam się jak ofiara losu, która stworzyła własny sabotaż na własną drużynę. Poczułam się jak głupia frajerka, która za swoją własną głupotę, po prostu przegra grę jeden na jednego. Co mi teraz z takiej informacji? Więcej razy nie da się rozproszyć, wyrwanie piłki też, jest tak wielkim cudem.. Wypuściłam powietrze z ust, byłam cholernie zirytowana. Ostatnie słowa narzeczonego, sprawiły że wyrwałam się z otępienia swojego żenującego ruchu.
- Jakbyś mi wytłumaczył całą grę, wiedziałabym gdzie rzucić piłkę, którą Ci przed chwilą zabrałam! - Wydusiłam w końcu. Gdy byłam mała, coś nie szło po mojej myśli.. to tupałam nogą. Teraz miałam ochotę zrobić, dosłownie taką samą rzecz. Jednak teraz jestem osobą dorosłą, nie powinnam robić takich rzeczy. Zwłaszcza jeśli sprawiłoby to, radość na twarzy rudzielca. Ta gra jest od samego początku - porażką i klęską. Część mnie chciała się podać i płakać, a druga z kolei dalej walczyć. Tak aby pokazać, że jednak coś potrafię i tym razem, wrzucić piłkę w odpowiedni kosz. - Jeszcze raz! - Rozciągnęłam się ponownie, nawet zrobiłam przysiad, aby jakoś rozkruszyć swoje ciało. Kręciłam biodrami, analizując trochę swoje możliwości zabrania piłki, co mogłabym zrobić, tak aby jednak wyszło. I jedna moja broń to rozpraszanie, sabotaż całej gry. Zagryzłam wargę, ale zaraz uśmiechnęłam się do niego. Widząc jak tak odbija piłkę i czeka na mój ruch. Podchodziłam dość spokojnie, ale nie aż tak żeby nie było to za dziwne.
- Dzisiaj zostaję na noc u Ciebie, nie chcę wracać późnym wieczorem sama do domu. Mam też dla Ciebie niespodziankę, wiesz? - Powiedziałam te słowa, kiedy byłam naprawdę blisko. Teraz chciałam się jedynie uśmiechnąć, ale nie mogłam tego zrobić. Inaczej cały plan na zdobycie piłki, nie udałaby się. Patrząc mu w oczy, rękami sięgałam po piłkę. Jednak malutkie spojrzenie, czy moje ręce dobrze celują w cel, zdradziły moje plany. Już dobrze wiedział, co zamierzałam zrobić. Nie wiele myśląc, wskoczyłam na niego. Przez co przywarłam, całym ciałem do niego. Zarzuciłam nogi na jego biodra, a ręce na ramiona. Teraz będzie musiał wybrać, wrzucenie piłki z mną lub poczekać aż z niego zejdę.
- Tylko nie mów, że potrafisz wrzucić piłkę nawet z dodatkowym ciężarem lub za plecami - Oddychałam głęboko, nie wiedząc co zrobi. W głębi duszy, dobrze wiem że trafi, nie ważne czy ze mną lub bez. Potrafił grać, a z mną cały czas się droczył. - Nauczysz mnie, jak wrzucić piłkę do kosza, teraz? - To chyba powinnam zrobić, za nim zaczęła się gra, nie? Aby go zachęcić, pocałowałam go w usta, nieco mocniej niż powinnam. Ale nic nie poradzę, że podoba mi się widok Avery'ego bez koszulki i tego jak jego mięsnie pracują, mogę zwalić to na huśtawkę nastrojów, która jest przed okresem, oki?

Avery Sullivan
wystrzałowy jednorożec
Martyna
Instruktor nurkowania — Sailaway
28 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Złoty pył, lekki wiatr
Już kurtyna opadła
Nowe show, nowa prawda
W mieście niestety nie mogłaby pozwolić sobie na dużą ilość zwierząt. Tutaj właściciel krzywo patrzył na każde zwierzę. Psy i koty czysto teoretycznie były zabronione, choć w niektórych przypadkach (za dodatkową opłatą i podpisem na umowie wynajmu), pozwalał. Avery nie miałby psa, gdyby nie podpisał dodatkowej umowy, zapewne w przypadku kota Maddie, którego na pewno chciała wziąć ze sobą, będzie podobnie. W zasadzie, Avery ani odrobinę się nie zawahał, gdy zaproponował Maddie wspólne mieszkanie. Podobnie jak nie zawahał się, oświadczając się jej. Był pewny swoich uczuć, dlaczego więc miałby się nad tym zastanawiać? Nie obawiał się, że narzeczeńctwo z Miller skończy się tak samo, jak z Izoldą. Nigdzie sięnie wybierał, kochał ją i bez względu na wszystko, chciał z nią być. Nawet nie wiedział, kiedy tak stracił głowę dla tej nieznośnej, drobnej brunetki, ale jednego był pewien - szczerze tego nie żałował. Maddie, choć jego przeciwieństwo, wprowadzała do jego życia kolorów. Nigdy nie wiedział czego się spodziewać, czy danego dnia postanowi wyjśc z mieszkania oknem, czy może frontowymi drzwiami . To było zabawne i urocze na swój sposób.
- Spryt to moje drugie imię. Ten strój kąpielowy jest świetny, cholernie seksowny, ale widzisz... Chociaż się nie zmarnuje, wykorzystamy go. Właściwie, Ty go założysz, ja go zdejmę - Rzucił z szerokim uśmiechem. Był w stanie to sobie wyobrazić. Najpierw wspólnie spędzony czas na rafie koralowej, później rozbieranie w samochodzie, żeby nie zamoczyć siedzeń. W jego głowie i wyobraźni, wyglądało to i brzmiało jak plan idealny.
Trzeba jednak wrócić do gry w kosza, bo inaczej to się kiepsko skończy, a przynajmniej dla niego. Zbyt długie rozmyślanie o takich rzeczach nie służyły koncentracji, więc trzeba naprawić ten okropny błąd.
Westchnął cicho, słysząc tłumaczenie Maddie i uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku, widząc, że zaczęła się irytować.
- Dobra, dobra. Będziesz miała zmarszczki, moja przyszła żona nie może mieć dużo zmarszczek, chyba nawet jedną już zauważyłem... - Powiedział, przyglądając się uważnie czołu Maddie, którego dotknął końcówką palca. Nie miała zmarszczek, ale czy ktoś powiedział, że nie mógł jej bardziej poirytować? No nie, nikt mu tego nie zabroni. Najwyżej trochę przesadzi, Miller się obrazi, albo go pogryzie i to by było na tyle. Miał już przejść do tłumaczenia, gdy brunetka uznała, że spróbuje jeszcze raz. Żaden problem!
Odbijał powoli piłkę od boiska, patrząc na mozolne ruchy kobiety, które wykonywała w jego kierunku. Gdyby grali na poważnie, mógłby już biec w stronę jej kosza i zebrać punkty, ale Maddie miała tylko zabrać piłkę. Mógł się domyślić, że coś tu nie gra, ale tego nie zrobił, skupiając się uważnie na jej ruchach. Wyprostował się i zmarszczył pytająco brwi, gdy wspomniała, że dzisiaj zostaje na noc. No świetnie, sam miał to nawet zaproponować.
- Nie wiem czy dzisiaj mam czas Maddie, musze w grafiku spojrzeć - Odparł żartobliwie. Nie ogarnął w którym momencie brunetka postanowiła się na niego rzucić, ale automatycznie upuścił piłkę, by ułożyć dłonie na pośladkach kobiety i ją podtrzymać, żeby nie spadła. Małe było prawdopodobieństwo, że nagle się puści, bo udami dość mocno objęła go w biodrach, ale wolał nie ryzykować!
- Wiesz, skarbie. Nie byłoby problemu, gdybym miał jedną wolną rękę, ale obie mam zajęte - Westchnął, jakby rozczarowany, że nie może popisać się swoimi umiejętnościami, chociaż wcale przykro mu nie było.
- Ale zdradzę Ci tajemnicę, zdecydowanie wolę Twój tyłek od piłki - Mruknął z zadowoleniem, zaciskając nieco mocniej palce na pośladkach brunetki i złożył kilka drobnych pocałunków na szyi Maddie. Skoro i tak już na nim siedziała, to mógł trochę wykorzystać sytuację. - Nauczę Cię, jak tylko ze mnie zejdziesz.. - Odpowiedział dość wymijająco, skupiając się na szyi i brodzie brunetki. Najwidoczniej dłużna mu pozostać nie chciała, skoro go pocałowała, a Avery ten pocałunek, oczywiście, odwzajemnił. Bez żadnych drobnych buziaczków, czy innych rzeczy przedłużających czas, po prostu pogłębił pocałunek, dociskając Maddie mocniej do swoich bioder.

Maddie Miller
wystrzałowy jednorożec
blueberry#4059
sekretarka — WINSTON & STRAWN
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Sekretarka w kancelarii, narzeczona, bliźniaczka. Często mylona z Mavis. Chętnie pomaga w papierkach, często zabiera własną pracę do domu.
Najprawdopodobniej na samą przeprowadzkę, nie zabiorę od razu swojego kota. Obawiam się, że jednak nie polubią się za bardzo, patrząc że Panda woli spokojne życie i jedyne co woli to spać. Więc nawet jeśli dostaniemy zgodę, mój słodziak będzie musiał poczekać. Co jakiś czas, będę przywozić go, aby się przyzwyczaił. Aż w końcu ta dwójka się zaakceptuje. Mam nadzieję, że to się jednak uda, ponieważ szkoda byłoby mi ją zostawiać na farmie i widzieć tylko w weekend. Jednak to moja mała kotka, która kocha jak się do niej przytulam, daje jedzonko i głaszczę po pyszczku.
Naprawdę nie patrzyłam na to jak żyje Av, nie zależy mi na wielkim domu i jedzenie no sama nie wiem kawioru do każdego posiłku, tak w ciągu całego dnia. Liczyło się, że mam przy sobie osobę, którą szczerze kocham i chce przy niej być. Całkowicie szczerze, jestem dość dziwnym i ciężkim przypadkiem z wytrzymaniem z mną. Ponieważ jeśli uciekam, wykorzystuje dziwne sposoby ucieczki. I tutaj mówię całkowitą rację, jestem zdolna uciec oknem. Chociaż moja kondycja ruchowa jest naprawdę średnia. Fajnie po prostu będzie, jak kiedyś oboje będziemy mieć jakiś własny mały dom z ogródkiem. Na dzieci, szukanie czegoś większego w tym momencie nie jest potrzebne, liczy się bardziej teraz czas który spędzimy razem.
- Hmm.. okay. Zobaczę co się da zrobić - Uśmiechnęłam się. Czasem był jak dziecko, dostał cukierka, zaraz chciał kolejnego. A przecież to była tylko mała zachęta, jednak nie będę zbytnio się kłócić, samej pasował mi taki stan rzeczy. W prawdzie, sprawiało to, że chciałam już pójść na tą wycieczkę. Ale.. co dobre to przychodzi z czasem, teraz gramy w kosza i idzie mi to na serio, źle. Nie jestem chyba do tego stworzona, co najwyżej do siedzenia na ławce i oglądania tego jak ktoś w nią gra. - Co? Gdzie - Wydusiłam zaszokowana. Zaczęłam szukać po kieszeniach telefonu. Ale przecież w tych leginsach nie ma kieszeń, opuściłam ręce zrezygnowana. Jestem za młoda na zmarszczki przecież.. Zmrużyłam oczy, widząc co takiego próbował teraz zrobić. Normalnie pewnie bym go uderzyła, ochrzaniła za takie słowa. Ale nie miałam do tego teraz jakoś zbytnio chęci. Postanowiłam totalnie sobie to darować, tym bardziej pewnie szokując samego rudzielca. Jedynie dotknęłam tego samego miejsca, co on przed chwilą. Nic nie poczułam, tym bardziej wiedziałam że to już była jego zwykła zaczepka. - A chcesz się popisać? Mogę zejść i pokażesz - Mruknęłam. Tak serio to nie chciałam, ale jednak musiałam. Byliśmy co prawda w miejscu publicznym, może mnie trzymać i całować. Ale nadal to miejsce publiczne, nic więcej nie powinno się wydarzyć. A jeśli tak to dopiero w mieszkaniu Sullivan'a. I.. jak te pocałunki na mnie działały, tak niektóre spojrzenia w naszą stronę już nie za bardzo.
- Chociaż kręci mnie takie obściskiwanie się publicznie, tak tamtym starszym panią już nie - Wydusiłam z siebie, kiedy pocałowałam go ostatni raz. Zjechałam z jego ciała, dość powoli, bezpiecznie z racji tego że z mną wszystko możliwie. Na bank był to zły pomysł, tak jak z przyciśnięciem się do siebie naszych ciał. Zarumieniłam się, wiedząc co przed chwilą się stało. Zagryzłam wargę i podniosłam piłkę z ziemi. Stanęłam do niego plecami, docisnęłam się pośladkami do jego bioder. Cóż, musi mi trochę ułożyć ręce, nie? A że to taka gra, sama z siebie wyszło. Rzuciłam nieporadnie, ruszając się jakoś aby wrzucić ją do kosza, jak tylko mi się udało, pisnęłam ze szczęścia. Podbiegłam po piłkę, ciesząc się jak małe dziecko.
- Traaafiłam! Teraz pokaż co potrafi, mój narzeczony! - Wiedząc, że być może teraz będzie mu ciężko, a może nie? Usiadałam na ławce, obserwując co robi. Zawsze po pokazie, możemy już wrócić do domu, prawda? No właśnie, po za tym w miejscu publicznym na nic więcej już nie mógł liczyć. A to chyba moja pierwsza jak i ostatnia lekcja gry w kosza z nim. Zostanę chyba jedynie jego, wiernym kibicem z ławki.

Avery Sullivan
wystrzałowy jednorożec
Martyna
Instruktor nurkowania — Sailaway
28 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Złoty pył, lekki wiatr
Już kurtyna opadła
Nowe show, nowa prawda
Kotom podobno ciężej dostosować się do nowych warunków. Nie wszystkie zmiany znoszą dobrze, lubią mieć w swoim otoczeniu ład i porządek, bo nowe sytuacje, wprowadzają puszystych milusińskich w duży stres. Wiadomo, że żaden właściciel nie chce narażać swojego pupila na takie zmiany. Kotka będzie musiała się powoli przyzwyczajać, a przede wszystkim… Będzie musiała przywyknąć do towarzystwa energicznego psa. No, to samo można było powiedzieć o psie, bo do tej pory w mieszkaniu tych dwóch kawalerów nie mieszkała żadna kotka, kobieta, z resztą też nie. To wszystko było całkowicie nowe, dla całej czwórki. Musieli mieć tylko nadzieję, że wszystko będzie w porządku, a Maddie przywyknie do nowego stanu rzeczy.
Nie mieszkał w willi z ogrodem, miał natomiast wynajmowane mieszkanie w przyjemnej dzielnicy, ładny widok z balkonu i całkiem ogarnięte pokoje. Wiadomo, że kwiatki nie stały na parapetach, a w domu nie unosiła się woń słodkich perfum, nie pachniało też smacznym śniadaniem i obiadem. W jego mieszkaniu było… Pusto. Bezsensu szukać innego słowa, po prostu wchodząc do środka, było widać, ze mieszka tu facet, dodatkowo sam. Nie było tam żadnej duszy, ani niczego, brakowało kobiecej ręki i kto by nie wszedł, od razu tak by powiedział. Wraz z dniem przeprowadzki Maddie, to wszystko ulegnie zmianie. Wystarczyło, że wpadała do niego na noc, wtedy do mieszkania wpadało trochę promieni słonecznych, było milej i przede wszystkim, z duszą, której na co dzień brakowało. Uwielbiał gdy zostawała na noc, a rano pachniało w łazience damskimi perfumami, słodkim szamponem do włosów i kremem do ciała. Nie przeszkadzały mu nawet kosmetyki stojące na półce pod lustrem.
Był jak dziecko, podobno faceci nigdy do końca nie dorastali. Było tym trochę prawdy, on miał 28 lat, a wciąż czuł się na osiemnaście. Obecnie był takim samym lekkoduchem, jak te dziesięć lat temu, gdy kończył liceum. Avery na przełomie lat zmienił się niewiele, może poza tym, że zmężniał, rozrósł się w barach i trochę przypakował.
— Żartowałem! — Odpowiedział wesoło, zauważając, że Maddie panicznie poszukuje telefonu. No nie znalazłaby go, zważywszy na to, że miała na sobie legginsy, w których kieszeni raczej nie było. No cóż, trudno. Naprawdę był w szoku, że tym razem nie była kapryśna i nie skomentowała jego durnej zaczepki. Lubił ją denerwować, to było takie jego hobby, odkąd tylko się poznali. Mieli czas w którym takie zaczepki na pewno nie powinny się pojawić, bo byli nieco skłóceni, ale na szczęście, mają to już za sobą.
— Nie musisz schodzić, wygodnie mi tak — Odparł całkowicie szczerze, nie spuszczając ciemnych oczu z Maddie. W tym momencie piłka nie była dla niego ważna, wolał całą swoją uwagę poświęcić Maddie. Niechętny był do tego, żeby wypuścić ją z objęć i zupełnie, ale to zupełnie nie przeszkadzał mu fakt, że byli w miejscu publicznym. Pocałował ją raz jeszcze, lecz gdy wspomniała o starszych paniach, odsunął głowę i wywrócił oczami. Nieszczególnie interesowały go starsze panie, ani to co miały do powiedzenia.
— Myślisz, że dowidzą? Powinny być w hospicjum, nie na boisku. Pewnie chętnie by popatrzyły, ale lata im nie pozwalają — Nie, żeby twierdził, że starzy ludzie nie zasługują na miłość i odrobinę przyjemności, ale jakoś nie wyobrażał sobie starszej pary łapiącej się za tyłki, bądź wsuwającej ręce w spodnie. Wolał nawet sobie nie wyobrażać. Nie trzeba chyba wspominać, że gdy Maddie zsuwała się z jego bioder, to zrobiło mu się przyjemnie ciepło. Dodatkowo, gdy tak uroczo się rumieniła, to jego sadystyczna część się odzywała, bo naprawdę mógłby z nią tutaj uprawiać seks. No nic, pozostawało to na chwilę obecną, w strefie jego marzeń.
— Jesteś okropna, Maddie. Naprawdę — Podsumował, przejeżdżając dłonią po karku, by trochę ogarnąć siebie, emocje i fizyczne reakcje ciała, które nie pozwalały skupić mu się na piłce. Zwłaszcza, gdy brunetka wypinała tyłek, a on musiał za nią stanąć i…. Ułożyć jej odpowiednio ręce na piłce, a także pokazać, jak powinna ją odbijać. Resztę musiała zrobić sama, on po prostu się wyprostował, krzyżując ręce na klatce piersiowej i starając się ją dopingować. Klasnął w dłonie, gdy tylko dorzuciła do kosza i uniósł dwa kciuki w górę.
Przejął od niej piłkę i próbując skupić się na niej, zamiast na Maddie siedzącej na ławce, zaczął odbijać piłkę. Kilka kroków, skok z dwutaktu i rzut, ale… Nietrafiony! Dosłownie, zabrakło mu kilku milimetrów, a piłka wpadłaby do kosza. Rudowłosy westchnął z rozdrażnieniem, idąc po piłkę i wrócił do Maddie.
— Wiesz, że teraz się nie skupię, prawda? Dlatego każesz mi rzucać — Już on o tym doskonale wiedział! Wykorzystała to, że uległ jej prowokacji, tracąc kompletnie koncentrację.

Maddie Miller
wystrzałowy jednorożec
blueberry#4059
sekretarka — WINSTON & STRAWN
25 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Sekretarka w kancelarii, narzeczona, bliźniaczka. Często mylona z Mavis. Chętnie pomaga w papierkach, często zabiera własną pracę do domu.
Chociaż mieszkanie w mieście będzie nowe, ale jestem gotowa do tego. Panda może nie być zbytnio zadowolona, patrząc na sam fakt, że rudzielec posiada psa. Jednak czasem jak przychodziłam z nią do niego, zachowywali się dość.. spokojnie. Chociaż mój kot tak się czuł, kiedy siedziała mi na kolanach i miała pewność, że psiak zaraz jej nie zaczepi do jakieś zabawy. To nie tak, że nie lubiła się bawić. Lubiła, jednak nie zawsze miała na to taką samą ochotę co jej nowy przyjaciel. I nawet jeśli jej się to nie podobało, używała wyłącznie swoich łapek, pazurki wciąż miała schowane. Jeśli chodzi o mieszkanie, fakt było trochę za puste. Jednak za każdym razem, kiedy tam jestem, staram się coś poprawić i dodać od siebie. Czy to poduszka lub jakiś mały obrazek. Kiedy tutaj zamieszkam, mam w planie dodać tutaj trochę roślinności. Brakuje mi jej tutaj. A dodatkowo Avery posiada własny balkon, będzie to oznaczać mała dżunglę, którą zawsze chciałam mieć. Ale to jeszcze poczeka, nie będę narzucać się od razu, z czasem wszystko się zrobi.
- Mi też, ale nie chce iść na komisariat przez te urocze panie i tłumaczyć, że tylko droczenie się z tobą - Może kiedyś, za parę lat będziemy mieć dom, zamiast mieszkania. Ogrodzimy się drzewkami i będziemy mieć własny kosz do grania w koszykówkę. Tak byłoby na tyle prywatnie, że nikt by nam nie przeszkadzał, a zasady były jakie kto chce. Myślę, że na pewno o tym by pomyślał, skoro tak lubi grać, być może jeszcze nauczyły grać w kosza nasze dzieci, albo dzieciaki moich sióstr. Wszystko jest możliwe, bardziej wygodniejsze. W razie czego, zaprosi swoich kumpli do gry, prawda? - Zbok, skąd masz takie myśli? - Pisnęłam, widząc przed oczami to co powiedział. Niee, to nie jest ich wiek na takie randki i zaczepianie. - Ponieważ dzięki temu wygrałam naszą randkę, teraz mam pewność że na pewno się odbędzie! Nieuczciwe zagranie, zawsze wygra - Zachichotałam, wstałam z ławki. Otrzepałam swoje leginsy, podeszłam do narzeczonego, zarzuciłam ręce na jego ramiona. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w usta, tak na przeproszenie. Chociaż po tym teraz będę musiała jakoś lepiej się postarać. Oderwałam się od jego ust, patrzyłam się w jego brązowe oczy, które czasem przypomniały mi czekoladę.
- Następnym razem będę grzeczna! I zagramy bez żadnych nieuczciwych chwytów, dobrze? Może wrócimy już do mieszkania? Tam mogę dalej Ciebie rozpraszać, nikt nie będzie nas obserwował - Mruknęłam do niego. Podniosłam z ziemi butelkę z wodą, napiłam się jej i zaraz zarzuciłam na siebie swoją koszulkę. W końcu muszę jeszcze poszukać stroju, prawda? A nie miałam pewności, czy jest on u niego lub w domu. Także muszę koniecznie to sprawdzić. Wtuliłam się jego rękę, jak kotek, który chce oddać ciepło dla swojego właściciela. Uśmiechnęłam się jak głupia do sera, cieszą się że ma go blisko siebie.

Avery Sullivan
wystrzałowy jednorożec
Martyna
Instruktor nurkowania — Sailaway
28 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Złoty pył, lekki wiatr
Już kurtyna opadła
Nowe show, nowa prawda
Czas spędzony z Maddie, był zdecydowanie jednym z lepszych, które ostatnio mu się przytrafiły. Pomysł na randkę , w pewnym sensie niespodziankę, był naprawdę w porządku. Avery wiedział, ze wraz z Maddie, będą świetnie się bawić. Wiedział, że spędzą razem tylko kilka godzin, bo ile można pływać, ale mogło to być kilka najlepiej spędzonych godzin w jego życiu. Fach miał w ręku, wiedział, gdzie należy się udać, by naprawdę zobaczyć coś niesamowitego. Rafę koralową znał jak własną kieszeń, choć w przeciwieństwie do tej drugiej, rafa potrafiła go zaskoczyć — nieraz i nie dwa. Woda to taki żywioł, któremu nie warto ufać, bo potrafi zrobić niespodziankę, przyjemną, czy też niekoniecznie. Sam się o tym potrafił przekonać, ale najbardziej współczuł żeglarzom i marynarzom. Wypływając w długą trasę nie mogli powiedzieć, czy wrócą. Wystarczył mocny sztorm na oceanie, a statki czy też łodzie, choć bardzo wytrzymałe, nie mogły równać się z siłą żywiołu. Nawet maszyny nie są w stanie przebić potęgi matki natury, o czym ludzie przekonali się nieraz i nie dwa.
Wracając jednak do Maddie...
Gdy tak na nią zerkał, czuł się dobrze z tym, że to przy nim się uśmiechała i to z nim świetnie się bawiła. Zaszedł jej za skórę, podobnie jak całej rodzinie Millerów i niełatwo było przeniknąć do ich rodziny. Matka i siostry były nawet w porządku, ale największy rollercoaster zrobił mu ich ojciec, który zdecydowanie nie patrzył przychylnie na przyszłego, rudego zięcia. Na szczęście czasy w którym rodzice szukali partnerów swoim dzieciom już dawno minęły, bo gdyby wciąż było to praktykowane, Avery na pewno nie mógłby liczyć na narzeczeństwo z Maddie. Wiedział o tym dobrze, aż zanadto, dlatego cieszył się, że był to wybór jego córki. Z teściami nigdy nie było kolorowo, ale czasem miał wrażenie, że ojciec Maddie przesadzał. Dobrze, ze nie był na tyle okrutny, by zabraniać się im spotykać, choć gdyby byli nastolatkami... To cholera wie, tak na dobrą sprawę.
Kwestii starszych Pań wolał nie poruszać, choć doszedł do wniosku, że naprawdę starsi ludzie mu przeszkadzali. Niełatwo było odpuścić w takim momencie, ale cóż, Maddie miała rację. Dlatego choć z westchnięciem i rozczarowaniem, zabrał od niej ręce. Wzruszył delikatnie ramionami, słysząc to okrutne słowo brzmiące jak zbok.
— Nietrudno o takie myśli, przy seksownej narzeczonej, musisz mi to wybaczyć — Odpowiedział z ciepłym uśmiechem na ustach. Cóż, niełatwo być facetem przy takiej kobiecie, ale co zrobisz, natury oszukać się nie da. Dobrze, że poszła na te trybuny, to był doskonały pomysł, a i jemu jakoś lżej się oddychało, gdy nieco się oddaliła. Nie na długo, co wcale go nie smuciło, a wręcz przeciwnie. Naprawdę lubił ją całować, dotykać również, była takim jego afrodyzjakiem, który wprowadzał go wręcz w narkotykowy, odurzający stan od którego można było się uzależnić. Odpowiedział czule na jej pocałunek po którym został tylko smak ust brunetki, gdy tylko się od niego odsunęła.
— Zorganizuję Ci randkę życia, zobaczysz. A teraz się zbieramy, chyba mam coś do zrobienia w mieszkaniu — Spojrzał znacząco na brunetkę, po czym odsunął się od niej i sięgnął po koszulkę, którą wcześniej odłożył. Zerknął, czy wszystko zabrał, a gdy miał pewność, że tak, chwycił za dłoń Maddie i żartując opuścili boisko do koszykówki.

[koniec]

Maddie Miller
wystrzałowy jednorożec
blueberry#4059
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
strój

Krótki wyjazd do Hiszpanii zorganizowany przez Michaela był niczym sen. Leonie miała wrażenie, że przeniosła się do innych czasów, do tych momentów, kiedy wszystko było prostsze. Pewniejsze. Takie oczywiste, choć przez chwilę. Bardzo chciała, żeby taka chwila mogła trwać wiecznie - z dala od wątpliwości, rozterek, analizowania co jest słuszne, czego chce, a co powinna. Nie mogła pozwolić sobie na taki komfort i bardzo szybko się tego dowiedziała po swoim powrocie... Właściwie tuż po przekroczeniu progu domu, gdzie czekała na nią wściekła matka. To sprawiło wrażenie jakby Turner po raz kolejny cofnęła się w czasie, tym razem bardziej do tych licealnych momentów, kiedy zaczynała wymykać się ze znajomymi, by spróbować alkoholu czy innych rzeczy. Wtedy pani Turner też witała ją srogim spojrzeniem, zdarzało się, że na siebie krzyczały i niezbyt pedagogicznie dochodziło do palącego policzka, który wymierzała matka Leo. Tym razem też pani Turner się na to zdobyła, ale powód był zupełnie inny. Nie chodziło o alkohol, ale o sposób życia Leonie, o wybory córki. Matka kobiety nigdy nie była głupia, kiedy Bancroft zostawił swój podarunek z notatką, seniorka poskładała wszystko bardzo szybko do kupy i była zwyczajnie rozczarowana swoim dzieckiem. Wściekła też na nie. Tessie spała, a Leonie wysłuchiwała tyrady matki o tym jak jest nieuczciwa, nic nie warta i dokładnie taka sama jak jej ojciec, a może i gorsza, bo jednego faceta wrobiła w wychowanie nie swojego dziecka, a drugiego pozbawiła możliwości uczestnictwa w życiu córki. A Leo nie pisnęła ani słowa, bo dobrze wiedziała, że to są jej winy. Mimo tego policzek oraz porównanie do ojca bolały tak samo. Po jednym został widoczny ślad, po drugim nieco mniej, ale przygaszenie Turner było czymś spowodowane. Może też tym, że własna matka nie chciała mieć z nią nic wspólnego i kazała jak najszybciej się wynieść, nieważne do którego z nich, ale po prostu wynieść. Cóż, Leo wpadła na trzecią opcję i jeszcze tej samej nocy zaczęła szukać wolnych mieszkań w Lorne Bay, ale też odezwała się do Cartera. Że jutro w dzień, kiedy Tessie będzie w przedszkolu, mogą się spotkać. W ich miejscu, tak jak chciał.
Przyszła nieco spóźniona, bo Tessie dziś wyjątkowo nie chciała iść do przedszkola. Stęskniła się za matką, która wyjechała na tych kilka dni, nawet jeśli to były raptem niepełne trzy. Leo nie miała sił po podróży tłumaczyć małej co i jak, ale ostatecznie... Przekonało Tessie to, ze miał dziś być magik ze swoim pokazem - takie atrakcje to czasem zbawienie. Niemniej, Bancroft już czekał na ławce, na której bez słowa Turner usiadła obok. Po twarzy kobiety było widać zmęczenie - nie można się jednak jej dziwić, dwukrotna zmiana strefy w takim krótkim odstępie czasu potrafiła dać w kość. Zwłaszcza komuś, kto trochę od podróży, zwłaszcza tak dalekich, zwyczajnie się odzwyczaił.
-Cześć - mruknęła, bo nie bardzo wiedziała co miała powiedzieć. Czuła się dziwnie. Bancroft w końcu się odezwał, a ona była zajęta... Michaelem. Czy to zdrada? Tym bardziej, że kiedy była z Mickiem, miała identyczne wyrzuty tylko z powodu Cartera... Zawsze czuła się źle oraz nieuczciwa względem tego drugiego. To powoli ją wykańczało... -Mogłeś zadzwonić, zanim przyszedłeś - mruknęła cicho, poprawiając włosy tak, by na pewno zasłaniały policzek. Najlepszy podkład oraz puder niewiele zdziałał, nie udało się całkowicie ukryć tego policzka, który wymierzyła w nocy matka. Ślad był za świeży, a Leonie się go wstydziła. Tak samo jak wstydziła się wyjazdu, na który po prostu przystała. Żałowała też swojego zwątpienia, choć dalej nie wiedziała co Carter chciał jej powiedzieć. -Dziękuję za tort - dodała jeszcze szybko, bo nie chciała wyjść na niewdzięczną, choć pewnie i tak sprawiła brunetowi zawód, że nie skosztowała go od razu, kiedy był świeży i najlepszy. Wiedziała jak ważne są dla niego wypieki, jak wiele serca w nie wkłada. A jej po prostu nie było na tym kontynencie... Zniknęła i była nieosiągalna. I nie wiedziała do kogo miała o to większe pretensje siebie, niego, a może Michaela. Ale fakt jest taki, że miała. I kompletnie nie wiedziała... Czego się spodziewać. Ani czego by chciała. Może inaczej... Wiedziała, że chce jasnych deklaracji, obietnic z sensem, ale żołądek ściskał ją ze stresu, że nie mogła tego mieć. Tym bardziej, że Carter milczał tak długo. Czuła ten strach na ramieniu, że to spotkanie w tym miejscu, wcale nie ma być nowym początkiem, a wreszcie ostatecznym zamknięciem, które powinni zrobić wieki temu. I tak bardzo się bała, bo tego jednego nie chciała... Nie chciała, żeby to Carter odpuszczał.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Leonie zostawiła go z naprawdę ciężkim orzechem do zgryzienia. Gdy tylko opuściła jego mieszkanie od razu opadł z powrotem na łóżko. Znów robili naprawdę głupie rzeczy. Znów się ze sobą przespali, chociaż tym razem ona miała już męża. To nie był jakiś nie tak odległy ślub. Słowa zostały już przyrzeczone, a on raz jeszcze wchodził z butami i wszystko dla niej rujnował. Nawet jeśli wydawała się w jego ramionach szczęśliwa przez te kilka momentów, które ze sobą spędzili, wiedział, że po powrocie pewnie będą zżerać ją wyrzuty sumienia. A to wszystko przez niego. Na jego szczęście nie miał zbyt dużo czasu by się tak udręczać, gdyż po kilku minutach zadzwonił telefon. Jego mamie znów się pogorszyło. Ogarnął się tak szybko, jak potrafił i wystrzelił z mieszkania.
Przez następne dni, a właściwie tygodnie poruszał się tylko pomiędzy szpitalem, domem rodziców oraz własnym mieszkaniem. Kiedy tylko znajdował chwilę dla siebie wracały do niego wszystkie wspomnienia z tamtej nocy oraz przede wszystkim to, co zostało już powiedziane. O wszystkim przypominał też ten nieszczęsny rysunek, który z jakiegoś powodu cały czas stał na szafce nocnej przy jego łóżku. Nadal ciężko było mu uwierzyć, że ma córkę. Nigdy nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Przecież z Leo mu nie wyszło, druga kobieta zostawiła go na ołtarzu. Nie przechodziło mu przez myśl, że może być ojcem. Jakiś mały człowiek może na nim polegać, może nawet się na nim wzorować. Tylko, czy był już gotowy na taką odpowiedzialność? Matka powiedziałaby, że czas najwyższy, co z resztą robiła, a on przez te wszystkie dni musiał udawać, że wcale nie wie o Tessie chociaż tak bardzo chciał jej powiedzieć, że jest babcią. Wiedział, że to ulżyłoby jej cierpieniu. Naprawdę potrzebował z nią o tym porozmawiać. Zawsze była tam dla niego, nie musiał przed nią niczego ukrywać, aż do teraz. Ojcu też nie będzie w stanie powiedzieć. Już chodzi jak cień znając lekarski wyrok. Gdyby wiedział, że jest dziadkiem pewnie zrobiłby w swojej rozpaczy coś głupiego jak pojawienie się w ich domu, a na to nie mógł sobie pozwolić. Był z tym wszystkim sam i naprawdę nie potrafił sobie poradzić.
Zanim się obejrzał nadszedł grudzień i urodziny Leo, których nigdy nie zapomniał. Po raz pierwszy od tygodni otworzył swoją piekarnię by oddać się swojej największej pasji. Co można dać kobiecie, która teoretycznie ma wszystko, a co nie będzie krzyczało, że ma drugiego faceta? Tort z tej okazji wydawał się najlepszym rozwiązaniem. Zawsze mogła powiedzieć, że go dla siebie zamówiła i nikt nie powinien jej o nic podejrzewać. Na te kilka godzin nie myślał o tym całym szambie, które ostatnio wybijało w jego życiu. Po prostu piekł i stworzył jeden ze swoich najlepszych wypieków. Niestety, wszystko na marne ponieważ nie zastał jej w domu. Nie było nikogo. Nie chcąc wyjść na napastliwego zostawił go po prostu na schodach do domu jej matki, a sam powrócił do szpitala zająć się swoją.
Czekając na jej odzew zaczynał już dorastać do pewnej decyzji. To chyba zbliżająca się nieuchronnie śmierć jego matki sprawiła, że nie chciał już dłużej czekać. Kiedy Leo w końcu się odezwała poprosił o spotkanie, którego oboje potrzebowali. Czekając na nią na ławce czuł, że historia zatacza koło. To tutaj pierwszy raz go zostawiła, czy tak będzie ponownie? Już raz poprosił ją o to by z nim uciekła i odmówiła. Teraz nie mógł sobie tego nawet wyobrazić, jednak pewne rzeczy musiały zostać powiedziane. Ubrał się nawet całkiem elegancko, chociaż zdradzała go zmęczona twarz oraz pewne niedociągnięcia w jego stroju. Ona za to jak zawsze wyglądała zjawiskowo. Zauważył u niej pewne oznaki zmęczenia, ale zupełnie nie ujmowały jej piękności.
- Hej. - spojrzał na nią nieco niepewnie, a gdy wygarnęła mu, że mógł wcześniej zadzwonić cicho westchnął czując się skarcony - Przepraszam. Pewnie powinienem. Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Nie pomyślałem. - uśmiechnął się do niej przepraszająco.
Teraz jak o tym pomyślał postąpił naprawdę nierozważnie. Przecież mogła wracać z całą rodziną z jakiejś małej celebracji. Jak wytłumaczyłaby to mężowi? Tessie raczej nie miałaby z tym problemu. Naprawdę nie pomyślał i przeklinał się teraz za to w myślach. Musiał być już cholernie tym wszystkim zmęczony.
- Nie ma za co, tylko to mi przyszło do głowy. - odpowiedział z nieco kwaśną miną wiedząc, że mógł tym naprawdę dużo zepsuć.
Ciężko było mu się zebrać do powiedzenia tego, co powinno było być wypowiedziane już lata temu. Może gdyby to wtedy zrobił ich życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Może to on byłby teraz na miejscu jej męża? Miał nadzieję, że nie, bo to co mu za każdym razem robił było kompletnie nie fair i czy może w ogóle wierzyć, że Leo byłaby w stosunku do niego wierna, skoro z nim zdradzała? Zanim ten tok myślenia zaszedł za daleko wreszcie wydusił to z siebie.
- Jest coś, co powinienem był ci powiedzieć już lata temu, ale nie zrobiłem tego, bo chciałem wpierw coś osiągnąć. Być kimś zanim to powiem... Teraz jednak nie mam nic i pewnie robię kompletną głupotę, jednak... - wziął głębszy wdech odwracając się w jej stronę i spoglądając jej w oczy - Kocham Cię Leo. Kochałem Cię kiedy przyszło nam się tutaj rozdzielić. Kochałem Cię, kiedy to ja uciekałem z Paryża. Kochałem Cię, kiedy wróciłem by cię porwać i... Kocham cię nadal. - wypuścił głośno powietrze nie tracąc jej z oczu - Dlatego robię te wszystkie głupie rzeczy. Dlatego nie mogę się od ciebie oderwać. Po prostu nie potrafię.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
ODPOWIEDZ
cron