lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
kompozytor, pianista, wykładowca — james cook university
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zro­zum, to nie ma więk­sze­go zna­cze­nia. Po pro­stu się umie­ra.
To tylko na za­wsze.
Pod połacią bezgwiezdnego granatowego nieba żarzyły się dwa niby-słońca, wyznaczające teren średnich rozmiarów boiska; na co dzień był to raczej plac zabaw dla lokalnych dzieciaków, niźli punkt sportowych rozgrywek. Dzisiejszego wieczora przekształcono go jednak w dość reprezentatywne miejsce, dbając o każdy szczegół: skoszona, wilgotna od siąpiącego deszczu trawa, rozbudowane trybuny, namiot z jedzeniem. A wszystko to w idei misji charytatywnej dla miasta, które rzekomo nie radziło sobie po minionych powodziach, czego — naturalnie — Vincent nie zauważył. JC University jednak zdawało się wiedzieć dużo więcej od niego, i tak oto powstała koncepcja meczu, którego dochód przeznaczony miał być na odbudowę lokalnych biznesów, a którego drużyny składać się miały ze studentów i wykładowców.
Zasadniczo istniały dwa powody, dla których Vincent łamiąc swoje zasady, zjawił się na tymże wydarzeniu. Po pierwsze, po prostu go do tego przymuszono. Jako mieszkaniec Przylądka nie mógłby udawać, że nie interesują go losy miasta (choć nie interesowały), a już w dniu ogłoszenia zapisów, został przez jednego z kolegów wpisany na obszerną listę. Hattie Rocha, którą nieśmiało określał mianem przyjaciółki, usiłowała odnaleźć dla niego jakieś wytłumaczenie (jako jedyna zdawała sobie sprawę z jego problemów i incydentu, jak lubiła to określać, przez który nie posiadał w prawej dłoni pełnej sprawności), ale ostatecznie Vincent zgodził się, obiecał stawić na boisku, bo wkraczał tutaj powód numer dwa — terapia. Jego psycholog od dawna nalegał, by ten zrobił coś nowego, otworzył się na świat i nowe doznania, tak więc Vince uznał, że opowieść o fantastycznym meczu zagwarantuje mu odrobinę spokoju na kolejne dwa, trzy miesiące. Istniał jednakże również powód numer trzy, którym to była tęsknota za domem, tym prawdziwym. Za Francją, która to nagle odbijać zaczęła się w oczach jednego ze studentów, którego — również wbrew zasadom — byłby w stanie polubić. Świadomość, że ten również brać będzie udział w meczu dodawała mu poniekąd otuchy, choć Vince obawiając się tego, że mógłby zostać mylnie odebrany, nie odważył się jeszcze zaczepić go, słowami swymi sprawiając, że nagle przenieśliby się do rozległych krain Prowansji, której nie widział od tak wielu lat. Dostrzegłszy go z poziomu ławki, którą to zajmował wiążąc sznurówki butów, posłał mu dość delikatny, chłopięcy uśmiech, ujmujący mu kilka lat.
and suddenly — all the songs were about you
23 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Pierwszą prawdziwie podekscytowaną z nadchodzącego meczu osobą okazał się wysoki, dobrze zbudowany brunet z nieobecnym wyrazem twarzy, niepotrafiący wypowiedzieć poprawnie nawet nazwy miasta, w którym przyszło mu mieszkać, a tym bardziej uniwersytetu, który całe to wydarzenie organizował. Czując jednak, że nie może istnieć nic bardziej australijskiego i przezabawnego zarazem, nie zwracał zanadto uwagi na tragiczne okoliczności oplatające tenże wspaniały dzień, ani też fakt, że powinien w tym czasie na poważnie zająć się szukaniem nowej pracy lub wypełnianiem obowiązków obecnej, z której lada dzień Scarlet mogła - i jak najbardziej powinna - go zwolnić. Pojawiając się więc na spowitym wzrastającą mgłą boisku, którą to rozszczepiały na małe drobinki zawieszone w kątach jupitery, nie mógł być w lepszym humorze - uśmiechem doczepionym do twarzy witał każdą nowo nadchodzącą osobę, zachowując się tak, jakby sam jeden stanowił cały zespół organizacyjny, choć w rzeczywistości nie pozwolono mu nawet odbierać biletów, za bardzo obawiając się jego znikomej znajomości języka. Gdy trybuny zaczęły się już zapełniać, pozostawiając w sobie coraz mniej prześwitów wolnych miejsc, wraz z częścią swojej drużyny pływackiej skierował się na skraj boiska, wykonując serię podstawowych ćwiczeń mających posłużyć im za rozgrzewkę, po której to spostrzegł w tłumie jedną z bardziej interesujących twarzy. Ty, Chandelier się na ciebie gapi usłyszał nagle (jakby sam nie wiedział), ulegając całkiem bolesnemu dźgnięciu łokciem wymierzonym prosto w środek brzucha, na co w salwie gromkich śmiechów i wiwatów powalił swojego spostrzegawczego towarzysza na ziemię. Dopiero wówczas odwrócił się w kierunku tajemniczego-pana-profesora-Vincenta, który to jednak zdawał się już całkowicie stracić nim zainteresowanie. Z niejasnych powodów, Francois ochotę miał zdzielić za to wstrętnego Henry’ego tym razem prosto w nos.

vincent chenneviere
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
kompozytor, pianista, wykładowca — james cook university
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zro­zum, to nie ma więk­sze­go zna­cze­nia. Po pro­stu się umie­ra.
To tylko na za­wsze.
Instrukcje. Zasady. Przypomnienie celu tego spotkania. Wybór najlepszych zawodników, reszta na ławkę; szczęśliwie gdy tylko skierował się w jej stronę nikt nie odważył się niczego powiedzieć, choć z jakiegoś idiotycznego powodu kilku osobom się to nie spodobało. Myśli pochłonięte miał jednakże minionym wydarzeniem, a raczej pewnością, że w spojrzeniu, które posłał Francoisowi, skryło się coś nieodpowiedniego. Kiedy więc po drugiej stronie doszło do lekkiego poruszenia, którego powodu i tak nie mógł być pewien, zdecydował się na dobre porzucić tę swoją niepotrzebną przecież nikomu sympatię. Chwilę przed rozpoczęciem gry siedział więc już w odpowiednim miejscu i oddawał rozmowom z pozostałymi członkami swojej drużyny, którym także w przydziale przyszło tkwić w rezerwie. A potem już tylko odpowiedni sygnał, posłanie piłki w ruch i przysłuchiwanie się odgłosom uradowanego tłumu. Sam nie wiedział, jak doszło do tego, że już w dwudziestej minucie znalazł się na boisku; jeden ze studentów tak straszliwie znokautował biednego, starego Caddela, że dwie inne osoby wyraziły swój sprzeciw i zeszły z pola gry. A więc nie miał wyjścia — wychodząc w oświetloną strefę, czując się nieomal jak na scenie, z niepokojem przyjrzał się wszystkim zawodnikom. Niedobrze.
Słowo daję, poleciał sam, Jeff go ledwo drasnął — rozbrzmiały słowa gdzieś obok niego, wymuszając w Vincencie oderwanie swej uwagi od boiska. Obok niego stanęła jedna z nielicznych dziewcząt, które zdecydowały się wziąć udział w tejże maskaradzie. — Niech pan omija główną strefę i trzyma się linii autu, pewnie po tym wszystkim rozpęta się prawdziwe piekło — rzuciła z uśmiechem, poprawiła dzierżone na kolanach ochraniacze i machając mu pobiegła w kierunku swojej drużyny. Vincent nie wiedział nawet, jak jej na imię. Mimo wszystko zdecydował się skorzystać z jej rady i od razu skierował się do krańców boiska, mając zamiar po prostu przetrwać nadciągające minuty. — Powodzenia — rzucił jednakże mimowolnie po francusku, gdy spostrzegł, że przy obranej przez niego strefie znajduje się Francois. Fatalnie.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
23 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
:lol: nie mam nic na swoją obronę

Liczył, że jesienny, porywisty i upalny wiatr poniesie ku jego oczom jeszcze jedno spojrzenie tamtego mężczyzny, na którego sam zerkał odtąd namiętnie. Jedno spojrzenie, nic więcej. By w końcu mógł je odpowiednio przyjąć, by nikt im już nie przeszkodził. Zamiast tego jednak rozczarowanie, kiedy przyglądając się procesowi przydzielania zawodnikom odpowiednich ról, sylwetka bruneta zanikła w odmętach ławki rezerwowych. Jeff się zaśmiał, co ty taki rozkojarzony, Franky, a on już myślami daleko, daleko stąd - oddzielony od tej chwili aż o dwa tygodnie, kiedy to z brunetem minął się po raz pierwszy. Och, on nie był zakochany. Nie miał też żadnej obsesji, skądże! On po prostu był ciekaw, tylko tyle i aż tyle. Ciekaw jedynej osoby - podobnie jak on sam - wyróżniającej się z tłumu, ciekaw jego słów i jego uśmiechu, ciekaw jego myśli dotyczącej samego Francisa. Bo czy sam nie był nim w pewien sposób zainteresowany?
Instalując się na boisku w pozie ukazującej jego niespodziewane znużenie i brak koncentracji, początkowo nie pojął nawet, że wszyscy czekają już tylko na niego. Dołączając więc do przedziwnej formacji nazywanej młynem, śmiał się już perliście z upadających kolejno sylwetek, które później mknąc przed siebie w pogoni za miedziano-czerwonym owalem nazywanym piłką, przegrywały w zderzeniu z mokrą, skrzypiącą trawą. Sprzysiężony na moment z pradawnymi stwórcami rugby, asekurowany przez samą boginię zwycięstwa Nike, oddał akurat jedno nadzwyczaj celne kopnięcie po koźle, kiedy usłyszał litanię przekleństw i siarczyste strofowanie jednego z graczy. Przeklęty Jeff, przecież wiedział, że tak to z nim będzie. No ale nic już poradzić nie mógł - trzeba było wysłuchać upomnienia, mrugnąć do grupy dziewczyn przypatrujących mu się podczas nudnego wywodu i podążyć na odpowiednie miejsce, na moment zapominając już o człowieku, którego spojrzenia wcześniej nie mógł się doprosić. A to właśnie w chwili, w której pożegnał się z tą dopiero co upragnioną wizją, profesor Chenneviere wyrósł spod ziemi wprost przed jego sylwetką, co było… cóż, nadzwyczaj życiowe. - Połamania nóg! - odkrzyknął mu żywo w uwielbianym przez siebie języku, znanym tak doskonale tylko im dwóm, po czym pokonawszy trzy sprężyste kroki, unicestwił dzielącą ich odległość. - Pierwszy raz? - zapytał z uśmiechem, skinąwszy głową ku dziewczynie jeszcze chwilę wcześniej posyłającej brunetowi swe porady.

vincent chenneviere
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
kompozytor, pianista, wykładowca — james cook university
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zro­zum, to nie ma więk­sze­go zna­cze­nia. Po pro­stu się umie­ra.
To tylko na za­wsze.
W późniejszych wspomnieniach obrazy miały ukazywać się mu w sposób nieuporządkowany; kłujące źdźbła trawy, kobaltowe niebo, mokra gleba pod paznokciami. Pierwszy raz? tak, pierwszy, przyozdobiony niezdarnym śmiechem, jak i prędkim spojrzeniem na zasłonięte przedramię. Przez chwilę rozbudzone w nim było przerażenie, że ktoś właśnie teraz mógłby odkryć jego tajemnicę; tutaj i teraz, pośród nieokiełznanego tłumu, na oczach wszystkich. — Raczej zaraz zasymuluję jakąś kontuzję — rzekł w ojczystym języku, nieco rozbawiony (czując się obco i sztucznie w towarzystwie tak ciepłego uczucia), wędrując obok niego, ramię w ramię, łamiąc wszelkie tyczące się ich zasady. I choć w istocie minęło pięć długich minut, nim wreszcie doszło do t e g o zdarzenia, Vincent zupełnie nie pamiętał ich przebiegu; ostry dźwięk, nagłe szarpnięcie i adrenalina, która pchnąwszy w niego na moment ducha sportowej rywalizacji, zmusiła go do uczepienia się francisowego ciała. A potem kolejna migawka i byli już razem w szatni, w ciszy, z uśmiechem wymalowanym w oczach, wpatrując się z czymś na kształt podziwu w podarowane sobie wzajemnie rany. Tarzali się po ziemi w imię reguł, które nie obchodziły żadnego z nich. W honorze drużyn, na których im nie zależało. Vince nawet nie wiedział kto wygrał. Czy tym swoim chwytem przyczynił się do jakiegokolwiek sukcesu, czy jednak bardziej to, co zrobił, kierowane było głupotą, niż rozsądkiem; ostatecznie wiedział tylko, że te wszystkie sportowe dyscypliny nigdy go nie zadowolą. Ale szatania. Oni sami i niewypowiedziane słowa. Vincent raz po raz przypominać musiał sobie o tym, że fascynacja jego bierze się wyłącznie z tęsknoty za domem, za Prowansją. Że, poza tym, jest wykładowcą i nie sypia ze studentami, nigdy. Że nie flirtuje z nimi nawet, że trzyma odpowiedni dystans. Tylko czy chodziło wyłącznie o te sprawy? Czy w grę mógł wchodzić niewinny romans, który nie byłby niczym innym? Potem, w domu, wpatrując się w śpiące ciało Yvette, drgające co dziesięć oddechów, pojął, że Francis jako jedyny w minionym czasie potrafi wywołać w nim te wszystkie uczucia, których sądził, że już w sobie nie ma. Że zmusza go do uśmiechu. Że oblewa jego serce ciepłem. I że przypomina mu kogoś, kogo zdawało się, że na zawsze już utracił.

koniec
françois baudelaire
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
011.

Od jakiegoś czasu urodziny stały się tematem raczej gorzkim, na który jedynym rozwiązaniem była butelka alkoholu w towarzystwie kogoś, kto wiedział już wszystko i przy kim czuła się bezpiecznie, z każdą głupotą jaką udało jej się zrobić w życiu. Nawet tą dotyczącą Gabe'a. Miała wrażenie, że powoli udawało im się przepracować niezręczność, która miała miejsce odkąd po długim czasie wombat zmusił ich do rozmowy - i zafundował wycieczkę do najbliższego szpitala. A nie wyobrażała sobie innego towarzystwa w ten jakże smutny dzień, kiedy rzekomo miała świętować kolejny rok za nią. Bo czy było się czym chwalić? Miała trzydzieści sześć lat, dwa rozwody i dwa poronienia za sobą oraz tuzin wstydliwych interakcji z ludźmi tygodniowo. To aż cud, że przynajmniej zawodowo radziła sobie naprawdę nieźle w porównaniu do życia prywatnego. Może w końcu powinna przestać aż tak bardzo próbować i czekać, aż w okolicach świąt stanie się bohaterką jednego z walmartowych filmów? Z pewnością taka opcja byłaby łatwiejsza do przyjęcia niżeli zmierzenie się z rzeczywistością, w której po raz kolejny musiała wyjść ze swojej strefy komfortu i pozwolić sobie na obdarzenie drugiej osoby zaufaniem. Czasem myślała, że może dlatego wtedy to zbliżenie z Gabe'm przyszło im z taką łatwością? Bo nie musiała już martwić się zaufaniem, które swoją drogą nadszarpnęła, ale w tamtym momencie czuła się bezpiecznie i gdzieś w środku tęskniła za tym uczuciem, chociaż nie umiała tego przyznać całkowicie świadomie i głośno.
Na razie jednak wspinała się na trybuny, na których spędziła wiele czasu podczas liceum. Z nutką nostalgii spojrzała na zieleń rozciągająca się przed nimi. Pozwoliła sobie na krótkie westchnięcie nim skierowała się w stronę Gabriela, posyłając mu delikatny uśmiech. - Wydaje mi się, jakbyśmy siedzieli tu zaledwie wczoraj, oglądając kolejną porażkę naszej szkolnej drużyny - rzuciła, pozwalając sobie na powrót do przeszłości. Zajęła miejsce na środku trybun i postawiła obok siebie urodzinową butelkę alkoholu. - A teraz znowu tu siedzimy, po rozwodzie, a niektórzy dwóch i nadal z alkoholem, chociaż już nie chowając się pod trybunami - zaśmiała się, odkręcając butelkę. Ostatnio procenty nie stanowiły dla nich dobrego doradcy, ale hej! Przecież to jej urodziny, prawda?

Gabe Flemming
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
rządzi i uczy surfingu — surf shop
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
018.

to the good old days
{outfit}
Był zagubiony. Przed kilkoma miesiącami, kiedy jego życie rozpadało się – na jego własne życzenie, to prawda – nie potrafił się w tym odnaleźć. Popełniał błąd za błędem, co ostatecznie doprowadziło go w ramiona przyjaciółki. Pozwolił sobie w nich zatonąć, przeświadczony o tym, że właśnie tego potrzebował, dopiero z biegiem czasu zdając sobie sprawę z tego, jak wielkim egoistą się okazał. Próbował odnaleźć się w czymś, czego nie potrafił zrozumieć, a noc spędzona w towarzystwie Priscilli miała być dla niego swego rodzaju ukojeniem. Zapewnieniem, że choć zniszczył wszystko, obok nadal był ktoś, komu na nim zależało. Zbliżając się do niej, próbował połechtać własne ego, prawdopodobnie po raz kolejny raniąc kogoś, kto był mu bliski. Co gorsze, ani przyznanie się do błędu, ani naprawienie tego nie przychodziło mu z łatwością. Bo owszem, choć czas mijał, a oni zdawali się wracać na właściwe tory, Gabe nie zrobił nic, aby jej to wynagrodzić. Zupełnie tak, jakby bał się, że kiedy przyzna to wszystko na głos, jeszcze bardziej ją od siebie odepchnie – i może byłoby to słuszne?
Próbowali jednak wrócić do normy. Próbowali znów odnaleźć się w tym, co wcześniej udało im się zepsuć, dlatego nie wyobrażał sobie tego, że jej urodziny mieliby świętować osobno. To była przecież ich tradycja, więc kiedy okazało się, że i blondynka nie ma nic przeciwko spotkaniu, chętnie się na nie wyrwał. Szczerze? W końcu nabierał wrażenia, że coś w jego życiu zaczyna się układać i pragnął, żeby tak zostało. - Zawsze mówiłem, że sporty wodne są fajniejsze. Nie wiem, czemu tak bardzo upierałaś się na to rugby - odparł, a na jego ustach wymalował się zaczepny uśmiech. Jako młody chłopak, nie był fanem sportów drużynowych. Jego serce lata temu skradła deska i to właśnie z nią związał swoją przyszłość. Kiedy zaś blondynka wspomniała o przeszłości, omiótł ją uważnym spojrzeniem. - Gryzie cię to? - zapytał i skinął w jej stronę głową. Sam w pełni nie przepracował własnego rozwodu, ale hej, był tu dla niej, jeśli to właśnie o tych sprawach chciała teraz porozmawiać. Nie uważał co prawda, aby miało jej się to przysłużyć akurat w urodziny, ale skoro do niedawna nie był wzorowym przyjacielem, miał zamiar wynagrodzić jej to dzisiaj. Tyle przecież mógł zrobić, prawda?

pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oboje z pewnością mieli skłonności do niszczenia swojego życia i ich przyjaźń - mimo tego jednego potknięcia - była jedną z najtrwalszych relacji, jakie udało się Priscilli zbudować w jej życiu. W końcu pamięcią sięgali czasów szkolnych, których echa zapisane były właśnie na tych trybunach. Cieszyła się, że próbowali odbudować chociaż trochę to, co podczas jednego, głupiego incydentu pijackiego zburzyli. Może ponownie spotkanie przy alkoholu nie było mądrym pomysłem, ale takowych ostatnio Prissy miała bardzo mało. Przynajmniej w życiu prywatnym, które przypominało scenariusz niezbyt dobrej tragikomedii, której główna bohaterka podejmuje najgłupsze z możliwych decyzji. Gdyby mogła, z pewnością stworzyłaby jakiś klub nieszczęśliwych rozwodników.
W okolicy swoich urodzin wpadła w jakiś dziwny, melancholijny nastrój, który skłonił ją do zrobienia rachunku sumienia, samobiczując się podczas powracania do każdej, głupiej decyzji, która doprowadziła ją do miejsca, w którym się znajdowała właśnie teraz.
Także wypadkową tego wszystkiego stało się to - jej obecność na trybunach z nieco wisielczym humorem, ze świadomością, że czas ucieka jej przez palce, a ona znajduje się w tym samym momencie, w jakim znajdowała się jako pełna nadziei dwudziestolatka. Przesunęła wzrokiem po zielonej powierzchni i zwróciła się w stronę Gabe'a, a na jego brak zrozumienia dla potrzeb nastoletniej Priscilli wywróciła oczami. - Przecież nie ze względu na sport, chciałam popatrzeć na Rossa Allena - był to jeden z zawodników drużyny szkolnej w czasie kiedy właśnie siadali na tych trybunach. Wtedy wszystko było prostsze. Czasem ludzie zastanawiają się, czy gdyby wiedzieli to, co wiedzą teraz pokierowaliby swoim życiem inaczej. Pris z pewnością by to zrobiła - a przynajmniej będąc w miejscu, w którym znajdowała się teraz. Wzruszyła ramionami, upijając trochę alkoholu z butelki i skrzywiła się przy tym dosyć wyraźnie. - Nie. Nie wiem. Może? - zwróciła się w jego stronę z nieco nieobecnym wyrazem twarzy. - Jona spodziewa się dziecka - wypowiadając te słowa gardło zaciskało się ciaśniej z każdą sylabą. Gabe wiedział zarówno o pierwszym poronieniu i braku wsparcia ze strony Jonathana, jak i o drugiej sytuacji, kiedy przez strach przed tym co może być i głupotę, zaprzepaściła relację z Dawseyem. Od tej pory wiedziała, że nie zostanie matką i wbrew temu co chciała pokazać światu ciężko było jej się z tym pogodzić. - I jakoś nie wiem, bliżej mi do czterdziestki niż dalej, to chyba czas na jakiś rachunek sumienia - dodała po chwili.

Gabe Flemming
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
rządzi i uczy surfingu — surf shop
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
Próbowali to odbudować, prawda? Nie chcieli się cofać, czy zachowywać w swoim towarzystwie zachowawczo, dlatego powrót do miejsca, w którym byli wcześniej, wydawał się idealny. A chociaż towarzystwo alkoholu poprzednim razem poprowadziło ich do popełnienia ogromnego błędu, może tym razem wystarczyć miało to, że będą mieli go z tyłu głowy? Bo chociaż Priscilla była niezwykle atrakcyjną kobietą, a w dodatku potrafiła urzec swoim charakterem, pozostawała też przede wszystkim przyjaciółką Flemminga, a on zdecydowanie nie chciał jej stracić. Nie chciał też tego zepsuć, dlatego nie planował pozwolić na to, aby znów wkradło się między nich pożądanie. Gdyby nawet, należało po prostu zdusić to w zarodku.
Spojrzał na nią tak, jakby doznał właśnie głębokiego szoku, a później uśmiechnął się z rozbawieniem, niemo sugerując jej w ten sposób, że wcale go tym nie zaskoczyła. Nastoletnie dziewczęta mają to do siebie, że wzdychając do innych chłopców próbują się z tym maskować, będąc przekonanymi o tym, że prawdę znają tylko ich najbliższe koleżanki. Ani Priscilla, ani żadna inna dziewczyna z ich towarzystwa nie była pod tym względem inna, a Gabe… No cóż, obserwował to wówczas z rozbawieniem. Przecież nie zamierzał psuć jej przeświadczenia o tym, że jej maślane oczy widoczne były pewnie i z Saturna. - Nie wiem, czy to świadczy o tobie lepiej. Przecież miał krzywe nogi - skwitował, ale nie dlatego, że rzeczywiście tak uważał. Jak to nastoletni chłopak, wówczas interesował się dziewczęcą budową ciała, na kolegów nie zwracając zbyt dużej uwagi, nie w takim sensie. Zgrywał się więc wyłącznie, o czym świadczyło też zaczepne poruszenie brwiami. Rozbawiony grymas zniknął jednak, kiedy Priscilla podzieliła się z nim tą nowiną, wtedy zacisnął usta w wąską linię i przejął od niej butelkę, żeby najpierw upić z niej kilka łyków. Chyba grał na czas, by dopiero po chwili przyjść do niej z odpowiedzią. - A co ty niby zrobiłaś źle? - zapytał, ale szybkie pokręcenie głową sugerowało, że wcale nie oczekiwał odpowiedzi. - Posłuchaj… Sprawy związane z byłymi zawsze są do dupy. Zawsze też chociaż trochę bolą, więc… Domyślam się, że musisz czuć się gównianie, ale może postaraj się zbyt dużo o tym nie myśleć? Przecież to, że on spodziewa się dziecka, nie znaczy, że ty się go nigdy nie doczekasz. To znaczy, jeśli tego właśnie chcesz - wspomniał, a później zerknął na nią niepewnie. Wydawało mu się, że znał jej marzenia, ale w ostatnim czasie był tak kiepskim przyjacielem, iż nie mógł ręczyć za to, że coś się w tej kwestii nie pozmieniało. Chciał jednak być tu i wspierać ją niezależnie od sytuacji, co zresztą robił, nawet jeśli wychodziło mu to ciut nieporadnie.

pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Starała się o tym nie myśleć - naprawdę. Przecież Gabe był dla niej zbyt ważny, żeby mogła tak po prostu zostawić tę znajomość za sobą. Jednakże kiedy leżała sama w łóżku - a to przecież zdarzało się często, może nawet za często - niemalże wbrew swojej woli wracała to tych nieco rozmytych wypitym alkoholem chwil, kiedy po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła czyjąś obecność, wtedy jeszcze bez wyrzutów sumienia, które miały ją zaatakować na drugi dzień wraz z bólem głowy.
Teraz mogła się z tego śmiać - z durnych miłostek licealnych dla których ścinała włosy, próbowała pofarbować je na ciemny kolor, z którego potem z płaczem schodziła przez następne pół roku. Albo właśnie siedzenie na trybunach podczas niemalże każdego meczu rugby, chociaż jeżeli miałaby być szczera to niewiele umiała zrozumieć z tego, co działo się na murawie. Może dlatego ostatecznie zgadzała się z Flemmingem - sporty wodne były zdecydowanie lepsze. - Sam masz krzywe nogi - odszczekała się w ten infantylny, typowy dla obruszonej nastolatki sposób i za chwilę uśmiechnęła się szerzej. Dobrze było na chwilę zapomnieć, o tym, że teraz zmagali się z problemami większymi od nich samych. Pewnie miał rację, pewnie poświęcała temu zbyt wiele uwagi. Właściwie to była jedna z najoczywistszych rzeczy. - Pewnie masz rację. Po prostu chyba boję się tego, że coraz bliżej mi do czterdziestki i musze zaczynać wszystko od nowa - odpowiedziała, unosząc nieco oczy ku górze. Nie, nie zamierzała rozryczeć się na boisku do rugby. Po prostu się bała - tego, że ponownie musiałaby otworzyć się na nieznane, że miałaby nauczyć się darzyć kogoś zaufaniem, jednocześnie mając w głowie to, jak skończyły się jej ostatnie dwa związki. Szukała winy po swojej strony. - A jednocześnie nie chcę być sama - dodała i liczyła na to, że ją zrozumie. Przecież sam przeszedł przez rozwód, była przy nim w tamtym okresie i może nie chciał mówić tego głośno, ale takie rozstania nigdy nie są łatwe. I rzadko kończą się bez problemów, bez żalu zakorzenionego w świadomości przynajmniej jednej ze stron. Znowu złapała za butelkę i upiła porządny łyk alkoholu. Skrzywiła się ponownie, zapomniała oczywiście o popitce, ale ktoś jej kiedyś mówił, że whisky się nie popija, ani nie miesza (bzdura, najlepsze są drinki z colą i cytryną).

Gabe Flemming
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
rządzi i uczy surfingu — surf shop
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
Próbował nie doszukiwać się w tamtej nocy niczego więcej – żadnych ukrytych uczuć, które mogłyby popchnąć ich w swoje ramiona. Wmawiał sobie, że jedyną przyczyną była właśnie odczuwana przez nich samotność i to ona sprawiła, że pocieszenie znaleźli właśnie przy sobie. Gdyby było inaczej, gdyby w ich przyjaźni kryło się coś więcej, Gabe i tak obawiałby się do tego przyznać, właśnie z tego jednego, prostego powodu – zwyczajnie mu na niej zależało. Jego doświadczenia z kobietami nie były w ostatnim czasie najlepsze, przez co Flemming tkwił w przeświadczeniu, że zwyczajnie się do tego nie nadaje. Priscilla była ostatnią osobą, którą chciałby zranić, dlatego zamknięcie tamtego rozdziału zrobiłoby im najlepiej. Szkoda tylko, że bywały chwile, kiedy dojście do takiego wniosku zdawało się być po stokroć prostsze, niż jego realizacja.
Nie mógł się nie zaśmiać, naprawdę. Widząc jej reakcję oraz to, jak bardzo przypominała teraz tę nastoletnią, szczęśliwą wersję siebie, nie potrafił nie wpuścić na własną twarz uśmiechu. Jednocześnie cieszył się, bo miał wrażenie, że przyczynił się do powstania tego grymasu, a przecież o to właśnie mu chodziło. Pragnął ją rozweselić, ponieważ widział, że właśnie tego aktualnie potrzebowała. - Chodź - odezwał się, kiedy nie tyle usłyszał jej słowa, co dostrzegł, jak na nie reagowała. Przysunął się trochę bliżej i objął ją ramieniem, pozwalając na to, aby oparła na nim głowę. Był przy niej, tak? Właśnie to próbował jej teraz zasygnalizować. - Na to podobno nigdy nie jest za późno, a chyba lepiej zawalczyć o siebie, niż tkwić w czymś, w czym brakuje szczęścia, co? - odezwał się, lekko pocierając dłonią jej ramię. Czy przypadkiem nie mieli świętować jej urodzin? Jak więc doszło do tego, że znów skupiali się na swoich smutkach? I tym razem nie zdążyli się przecież nawet porządnie napić. - Kocham cię, Pris, ale czasami opowiadasz straszne głupoty. Nie jesteś sama. Co by się nie działo, ja zamierzam zawsze być obok - obiecał, po czym musnął jej czoło ustami. Nie kłamał. Była jedną z tych osób, których nie chciał usunąć ze swojego życia, a chociaż i w ich przypadku niekiedy popełniał błędy, one nie miały zadecydować o tym, jak dalej potoczy się ich relacja. W swoich życiach mieli być pewnego rodzaju stałą – nawet wtedy, kiedy wszystko inne zawiedzie, oni nadal będą tutaj dla siebie.

ODPOWIEDZ