aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Chandra, przyzwyczajona do powierzchownych, nietrwałych relacji, właściwie nie znała pojęcia bezinteresowności. Jej znajomości opierały się na zaspokajaniu dość prymitywnych potrzeb jej lub kogoś, za które przeważnie płaciła jej matka, spełniając wszelkie zachcianki jedynaczki. Nieszczególnie interesowało ją to, co o niej myślą ludzie, byleby dobrze mówili, podziwiali jej urodę, talent i sukcesy, które osiągała i miała w planach odnieść. Leonard - według Ginsberg - nie wyróżniał się niczym na tle innych facetów, choć niewątpliwym plusem było to, że zabrał ją do siebie, a nie zerżnął w pierwszej lepszej publicznej toalecie, widząc to jak chętnie i łatwo na niego poleciała. Może jednak wcale nie był taki nijaki, skoro zwróciła na niego uwagę i to właśnie z nim się bawiła (i to nie pierwszy raz)? Niestety w obecnej sytuacji nie była w stanie tego ocenić, bo mieszanina złości i niedowierzania z zawstydzeniem w roli wisienki na torcie, skutecznie odbierały jej zdolność jakiegokolwiek racjonalnego myślenia.
- To nie jest śmieszne! Nawet ani trochę zabawne - upomniała go, co rusz nadziewając się na jego zbyt szeroki uśmiech. To ona mogła robić takie miny, a nie on! To ona lubiła triumfować, być górą! Odebranie jej tej możliwości wkurzało ją jeszcze bardziej. - Zaraz ci pokażę moją chłodną powściągliwość, jeszcze tego pożałujesz! - wymamrotała pod nosem, co prawda nie mając obecnie pomysłu jak mogłaby mu się odwdzięczyć, ale na pewno coś by wymyśliła. W tej chwili liczyła się tylko rzucona mu w twarz groźba i dołączona do tego groźna mina, by solidnie go wystraszyć. Tylko z niewiadomych przyczyn to zupełnie nie działało. Leo musiał być najwyraźniej na to uodporniony, o czym świadczyła ta jego swoboda, która akurat w tym przypadku zupełnie się Ginsberg nie podobała…
- Nie wierzę, że masz kopię. Blefujesz, a ja nie dam się nabrać! - stwierdziła, a widząc, że Specter chowa komórkę do spodni, przylgnęła do niego i na oślep zaczęła wpychać dłonie do jego kieszeni, by zabrać ten przeklęty telefon, który w swej pamięci zawierał obrazy, jakie nigdy nie powinny do niego trafić. Nie miała jednak tyle siły, by się z nim mocować, więc po chwili puściła ręce wzdłuż ciała, zaliczając na swoim koncie kolejną dobijającą przegraną tego dnia.
Spodziewała się usłyszeć wiele rzeczy począwszy od kosmicznej sumy pieniędzy, po jakieś przysługi, które mogłaby załatwić dzięki światowym znajomościom, ale to, co padło z ust Leo, zupełnie ją zaskoczyło.
- C-co? - wykrztusiła z siebie, patrząc na chłopaka kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziała, czy gość się zgrywa, czy na serio przedstawia swoją cenę za milczenie. - Szacunku? A niby w jaki sposób? - dopytała, bo może miał jakąś wizję jak ten pomysł mogłaby zrealizować w praktyce. - Może prościej będzie jak po prostu powiesz mi ile za to chcesz, co? Sto tysięcy? Pół miliona? Milion? Mogą być amerykańskie dolary - zasugerowała, bo tak łatwo było szastać nie swoją kasą.
Przewróciła oczami, ale tuż po tym geście ponownie skrzyżowała spojrzenie ze Specterem, by chociaż w pojedynku na to, kto pierwszy mrugnie, nie dać mu satysfakcji z wygranej.
- Nie chcę, żeby ktoś mną pomiatał i traktował mnie gówno - odparła, krzywiąc się przy tym. - Jestem na to za dobra - dodała, z prychnięciem zadzierając nosa, po czym strzepała niewidzialny pyłek z ramienia.

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Wcześniej kiedy obcowali ze sobą będąc - przynajmniej tak wydawało się Leonardowi - na tym samym poziomie, to te zachowanie rozwydrzonej, bogatej panienki podobało mu się. Zawsze o wiele lepiej było być dokładnie określonym, charakterystycznym czy specyficznym niż nijakim. W towarzystwie takiej osoby było po prostu ciekawiej, a Leo trochę szukał urozmaicenia w swoim życiu. Jego nie było takie zwyczajne i monotonne, ale prędzej czy później te ciekawsze osoby z jego otoczenia znikały, a on ponownie pozostawał sam. Chyba liczył, że dzięki trochę podobnym osobowościom dogada się z panną Ginsberg na tyle, żeby podczas jej pobytu w mieście wzbogacić trochę swoje życie. I niekoniecznie chodziło mu o relację, która wiązałaby się z jakąś formą bliższego kontaktu fizycznego. Lecz teraz kontynuacja tego typu postępowania jedynie umacniała go we wcześniej podjętej decyzji i sama w sobie trochę go drażniła. Nie na tyle, żeby zacząć to okazywać, ale w jego wnętrzu już coś zaczynało się dziać.
- A potrafisz zrobić coś poza rzucaniem gróźb bez pokrycia? - zapytał słyszalnie prześmiewczym tonem. Patrzył na nią z góry - dosłownie i w przenośni - bo chyba nie zdawała sobie sprawy jaką histeryczkę i wariatkę właśnie z siebie robiła. Teraz nic nie mogła mu zrobić poza tą marną kontynuacją swojego przedstawienia. - Zły ruch - powiedział krótko, gdy przysunęła się do niego i zaraz zablokował jej dłonie, chwytając je mocno za nadgarstki. Nie musiał przy tym używać nawet za wiele siły, po prostu nie miała szans. - Czy mi się wydaje, czy coś cię jednak do mnie przyciąga? - zażartował bezczelnie z tej sytuacji i już miał ją od siebie odepchnąć, jednak do jej główki dotarło że nie miała szans. Więc gdy tylko zaczęła zabierać swoje ręce to uwolnił jej nadgarstki, opuszczając swoje dłonie wzdłuż tułowia. W razie czego pozostawał oczywiście w gotowości.
- Mam. Wiedziałem, że taka mała wariatka jak ty będzie próbować odebrać mi telefon. Chociaż to było zupełnie bezcelowe. Jednak do ciebie chyba do końca dociera, że nie wszystko jest w twoim zasięgu - pozwolił sobie na ten komentarz, tym samym utwierdzając ją w tym, że miał dobre powody by jednak na wszelki wypadek stworzyć kopię zapasową. - O nie, nie, nie… - powiedział i zaśmiał się po chwili. - Pieniądze? Nie ma szans. Nawet ich nie potrzebuje, całkiem dobrze mi się wiedzie. Zresztą powinnaś zrozumieć, Chandra, że nie wszystko w życiu można kupić - mówiąc tą ogólnie znaną prawdę, która nie wiadomo jakim cudem nie dotarła to dziewczyny, dalej uśmiechał się bezczelnie. Trochę naciągał rzeczywistość, bo większa suma pieniędzy na pewno przydałaby mu się, ale… to byłoby za proste. Zresztą ostatnio został nazwany sprzedajną dziwką i chyba wolał nie uzyskać potwierdzenia tej opinii przy tej okazji.
- Jesteś za dobra na to? Pewnie. Czyli mnie mogłaś tak traktować, bo nie jestem wystarczająco dobry? Dobrze… Już chyba nawet wpadłem na pierwszy pomysł. Ale dowiesz się w swoim czasie. Tylko radzę ci, odbieraj ode mnie telefony - na sam koniec zmrużył nieco oczy i uniósł dłoń do góry, by oprzeć swój palec wskazujący na jej podbródku i unieś go do góry. Gdyby jej powiedział to mogłaby jakoś wymigać się albo przygotować, co zmniejszałoby jego zabawę. A ta była przednia, chociaż… na sam koniec powinien jednak zabrzmieć poważniej. Uśmiech całkowicie zniknął z jego twarzy, a jego spojrzenie stało się wręcz chłodne. - Radzę ci nie sprawdzać, czy odważę się wrzucić te zdjęcia do Internetu i grzecznie robić to, o co będę cię prosił - powiedział specjalnie nie zabierając dłoni ani nie odsuwając się po tym jak skończył mówić, żeby w końcu dotarło do niej, że to on tutaj rozdawał karty.

Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
aktorka/sprzedawca lodów — the little ice cream shop
21 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Ale żaden artysta – teraz już wiem – nie zadowoli się samą sztuką. Potrzebny mu jest jeszcze aplauz.
Ginsberg coraz częściej przeklinała dzień, w którym wpadła na pomysł wyjazdu do Australii. Odnalezienie Lorgana miało być proste i przyjemne, tak jak całe jej dotychczasowe życie, które jakimś cudem udało jej się przeżyć pod bezpiecznym kloszem maminej spódnicy. Przyjazd do Lorne Bay bardzo brutalnie skonfrontował ją z dorosłym życiem, które wcale nie było takie fajne, jak jej się wydawało. Rozczarowania, niepowodzenia, trudności - to było jak policzek dla tak roszczeniowej, rozpieszczonej dziewuchy, która wychowana była w przeświadczeniu, że jest pępkiem świata bez względu na to, gdzie i z kim przebywa. Niewiele nauczyło ją to, że wyrzucono ją z pralni, od fryzjera, a nawet taksówkarz wywiózł w pole, bo była nieznośna. Kiedy działa jej się krzywda, to też coraz mniej osób chciało jej pomóc, włączając w to policjanta, któremu złośliwie ukradła długopis... Chandra zupełnie nie widziała w tym swojej winy, a jedynie utwierdzała się w swoim głupim przekonaniu, że to z każdym dookoła jest coś nie tak, a ona - biedna, Bogu ducha winna owieczka - jest ofiarą zła tego świata, które z niewiadomych przyczyn skumulowało się na niej, choć przecież wcale nie kusiła losu...
- Sądzisz, że są bez pokrycia? - zapytała, jeszcze trzymając się tej wystrzelonej w kosmos pewności siebie. - Ty chyba nie wiesz z kim masz do czynienia i jakie mam możliwości... - w Ameryce, gdzie otacza mnie kordonek opłaconej służby - dodała w myślach, chyba pierwszy raz to sobie tak naprawdę uświadamiając. Będąc w Australii była zdana sama na siebie i owszem, w Lorne Bay mieszkała jej jedyna przyjaciółka - Lyra, ale ona miała też swoje życie i Ginsberg chcąc, nie chcac musiała się nią dzielić nie tylko z jej rodziną, ale też z chłopakiem... któremu również już zalazła za skórę...
- Auuu, uważaj co robisz! To boli - pisnęła, gdy unieruchomił jej ręce. Była nawet gotowa rozpłakać się na zawołanie, jednak okazało się to chwilowo (!) niepotrzebne, bo Leo wkrótce puścił jej dłonie. Od razu zaczęła pocierać nadgarstki i przyglądać się skórze, czy przypadkiem nie nabawiła się szpetnych siniaków. Taka przecież była delikatna...
Tylko prychnęła w odpowiedzi na jego - jej zdaniem retoryczne - pytanie o przyciąganie. Właściwie dopiero teraz widziała Spectera w dziennym świetle, na dodatek zupełnie na trzeźwo. Nie był to jednak dobry moment, ani okoliczności przyrody, by choć przez chwilę zastanowiła się, czy gość był w jej typie. Na pewno - tak myślała - mogła trafić gorzej.
Kolejny kubeł zimnej wody aż wzdrygnął dziewczyną, która dotychczas była wręcz pewna, że za pieniądze może mieć wszystko... i wszystkich. To była kwestia ceny, niekiedy czasu, ewentualnie negocjacji. Świadomość tego, że oto stoi przed nią ktoś, kto gardzi jej hajsem, była niewiarygodna i tym samym lekko przytłaczająca.
- Nie wolałbyś wziąć kasę, ustawić się na całe życie i mieć święty spokój? - zapytała z nutką ironii, a kącik jej ust uniósł się ku górze. - Naprawdę zamiast tego wolisz użerać się ze mną? - dodała, nie do końca rozumiejąc, o co toczy się gra. Nudził się? Chciał zbawić świat? Jakoś nic z tych rzeczy Chandrze do niego nie pasowało.
Westchnęła ciężko i może trochę z nadzieją zerknęła w stronę drzwi, łudząc się, że przyjdzie klient, dzięki któremu nie będzie musiała się więcej męczyć; obecność Leonarda coraz bardziej wysysała z niej energię i jak tak dalej pójdzie, będzie musiała wziąć kilka dni urlopu!
- Pochodzimy z dwóch, różnych światów, gdybyś tego... - urwała, bo to jak skierował jej uwagę na siebie, przynajmniej na chwilę kazało jej zamilknąć. Widząc zmianę, jaka zaszła na jego twarzy, Ginsberg się spięła, bo to już wcale nie wyglądało na żarty, czy głupie zaczepki. Dodatkowo zupełnie nie potrafiła przewidzieć ruchu Leo. Nabrała powietrza i zatrzymała je w płucach.
- Jaką mam gwarancję, że chociaż zrobię, co każesz, to i tak ich nie opublikujesz? Mam ci zaufać? O nie, potrzebuję czegoś więcej. Zabezpieczenia - odezwała się w końcu. Mogłaby mu teraz pogrozić policją, tylko znając życie okazałoby się, że ktoś z jego rodziny jest gliną (uroki małych miasteczek), więc Chandra by się zbłaźniła próbując zawalczyć o sprawiedliwość.

Leonard Specter
chandra ginsberg
◠‿◠
mechanik samochodowy | diler — mały, prywatny zakład ojczyma
20 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Maybe it's in my blood
Got a pain that I can't avoid, I think I'm breaking down
Gdy Chandra rzuciła tym całym tekstem, nie wiesz z kim masz do czynienia i jakie mam możliwości, to Leo ponownie nie mógł się powstrzymać i wybuchnął głośnym śmiechem. Serio, to już zaczynało wyglądać naprawdę żałośnie w jego oczach. Jak mógł wcześniej nie dostrzec tego jej zachowania. Sam potrafił postępować bardzo bezczelnie i pewnie siebie, ale ta dziewucha miała coś nie tak z deklem, skoro wypowiadała te słowa na poważnie. - Dziewczynko, chyba naoglądałaś się za dużo tych amerykańskich, sensacyjnych filmów - zakpił sobie z niej, po czym wywrócił oczami, co oznaczało że mogła sobie wsadzić te swoje groźby w cztery litery. Na tą chwilę naprawdę zaczynał mieć jej serdecznie dość, więc… postanowił usunąć się szybko, bo jeszcze jej dalsze zachowanie spowodowałoby, że wpadłby na jeszcze gorszy pomysł, co chciałby za te zdjęcia. Bo sama prosiła się, żeby naprawdę porządnie oberwać od kogoś, skoro los widocznie do tej pory bywał dla niej tak niezrozumiale łaskawy…
Oczywiście tym całym przedstawieniem pt. „Ty brutalu” nawet się nie przejął, tylko ponownie wywrócił oczami. Wiedział, że to nie mogło jej zaboleć, bo wykorzystał minimalną ilość siły. Tak naprawdę gdyby chciał, żeby ją to zabolało to jej reakcja byłaby bardziej prawdziwa, a mniej melodramatyczna.
- Święty spokój wcale mnie nie interesuje. Zbyt duża ilość wolnego czasu to nie zawsze jest dobry pomysł, ale tego nie zrozumiesz skoro większość życia przeleżałaś do góry brzuchem - skomentował ponownie ze słyszalną pogardą w głosie. Ten okres w swoim życiu, gdy nie musiał przejmować się nikim, niczym, nawet za bardzo sobą nie zaliczał do najlepszych. Teraz, gdy trochę zaczynał brać się w garść i jego życie nabierało pewnej, zdrowej rutyny, czuł się o wiele lepiej. Obawiałby się, że to ustawienie się do końca życia, mogłoby jednak kiepsko się dla niego skończyć. - Powiedzmy, że w ten sposób zapewniam sobie niemałą rozrywkę - odpowiedział, uśmiechając się przebiegle. W planach miał połączenie kilku istotnych kwestii, a jedną z nich była ta najbardziej egoistyczna, czyli czerpanie satysfakcji z tej całej gierki.
- Zabezpieczenia? - powtórzył, po czym parsknął powietrzem z nosa. Właśnie oczekiwała „zabezpieczenia” od szantażysty, serio z nią było coś nie tak. Leo nie mógł się doczekać dalszego przebiegu wydarzeń z tą dziewczyną. - Chyba raczej będziesz musiała uwierzyć, że na moje piękne oczy i dane słowo - powiedział bez większego przejęcia, po czym uniósł dłoń do góry, by zdjąć z głowy okulary i zaraz osadzić je z powrotem na jej nosie. A moment później już wycofywał się do tyłu, ponownie bezczelnie się uśmiechając i dodając na do widzenia. - Zastanów się jakie zabezpieczenie by cię interesowało, a ja to potem rozważę. Do zobaczenia, Chandra - rzucił, odwrócił się i spokojnym krokiem opuścił lokal, pozostawiając dziewczynę z tym problemem samą. Cóż, zawsze miała tyle do powiedzenia, odzywkę na wszystko, to mogła dalej sama ze sobą przedyskutować kwestię owego zabezpieczenia i poinformować go tylko o wnioskach z tej konwersacji.

[2 x zt] Chandra Ginsberg
ambitny krab
Leire
bezrobotna i spłukana — grosza daj wiedźminowi
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
it's hard to find a place to hide When you're running from what's inside No matter where you go, there you are
- numer 2 -
ice cream never gonna give you up

Z przychodni wyszła odrobinę otępiała, w lekkim szoku. Spodziewała się różnych rzeczy, nawet złych wieści i na wszystkie warianty się przygotowała… Wszystkie oprócz tego. Bliźniaki? Serio? W zasadzie gdyby wzięła pod uwagę fakt, że w rodzinie Brown bliźniaki zdarzały się stosunkowo często, to może dołączyłaby ten wariant do swoich potencjalnych scenariuszy, ale jakoś nie przyszło jej to wcześniej do głowy. Świadomość, że stosunkowo niedługo czeka ją zostanie matką malucha, którym będzie musiała się opiekować w lepsze i gorsze dni, prawdopodobnie aż do śmierci była wystarczająco przytłaczająca (bo póki co nie odnalazła w sobie tej czystej euforii i uczucia szczęścia), a tu nagle dowiaduje się, że to nie będzie jedno dziecko, a od razu dwójka.
Kochała Mitcha, ale potrzebowała chociaż chwili tylko dla siebie. Zapewniła go, że wróci do domu sama, a on niech jedzie do pracy, bo się spóźni, a porozmawiają wieczorem. Nie była pewna czy partner wyczuł w jej głosie zdenerwowanie albo panikę czy strach lub gamę innych dziwnych uczuć, które się w niej kłębiły i mieszały. Jeżeli nawet, to nie dał tego po sobie poznać, a gdy przystał na jej propozycje i odjechał taksówką, ona nie poszła w stronę auta, ale ruszyła wzdłuż ulicy, chcąc znaleźć zaciszne miejsce, w którym będzie mogła w spokoju usiąść i napić się kawy. Zmarszczyła brwi, przypominając słowa lekarza, który odradził jej picie kawy. Jak sobie poradzi bez kofeiny? Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie, więc posłała tylko tęskne spojrzenie kawiarni, którą właśnie mijała. Mimo wszystko nie weszła do środka, tylko skierowała się w stronę lodziarni. Lody chyba mogła. Może będą takie o smaku kawowym?
Weszła do środka, po czym stanęła przed lodówko, wpatrując się w przeróżne smaki. W końcu zdecydowała się na lody czekoladowe z tęczową posypką (mieli mrożoną kawę z lodami i serce ją bolało, że nie może jej zamówić).
Usiadła przy niewielkim stoliku w rogu lokalu i z markotną miną zabrała się za deser. Nie przeszkadzało jej, że była już godzina jedenasta, a ona nawet nie zjadła śniadania. Lody są chyba pożywne? To takie jakby mleko, tylko bez płatków. Ujdzie.
Wyciągnęła z kieszeni telefon, a na wyświetlaczu ujrzała chyba jedenaście nieodebranych połączeń od matki i kilka od brata. Oni byli dosłownie niemożliwy. Pewnie matka wpadła na to, że skoro Reina nie odbiera połączeń od niej, to może odbierze od brata. Ta kobieta ją kiedyś wykończy.
Nadgryzła kawałek wafelka i zerknęła przez szybę na ulicę. Po drugiej stronie znajdowało się przedszkole i grupka dzieci właśnie wyszła z opiekunkami na spacer. Świetny moment trafiłaś Reina, po prostu idealny. Przyglądała się przez chwilę tym małym ludziom, zastanawiając się czemu nie można się rodzić od razu dorosłym, z odpowiednią wiedzą i doświadczeniem. Czy życie nie byłoby prostsze? Naturalnie wiedziała, że to bezsensowny pomysł, ale jednak… Jakby w tamtej chwili potrzebowała tej dziwnej myśli.

Julia Crane
summertime
Myre
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
malarka, która całe swoje życie poświęciła sztuce, obecnie przygotowuje kolejną wystawę w Cairns, w życiu prywatnym zaś debiutuje w roli dziewczyny Aidena i jest z tego powodu bardzo szczęśliwa
Julia Crane była jedną z tych kobiet, które w każdym środowisku potrafiły się odnaleźć. Wystawa w galerii? Jako malarka posiadała rozległą wiedzę i mogła zaskoczyć całkiem nieoczywistymi nawiązaniami. Opera w Sydney? Ależ tam papa zapraszał znajomych, którzy wydawali się jej całkiem bliscy mimo upływu lat, które spędziła na rodzinnym wygnaniu. Shadow? Pracowała tam tyle lat, że nawet ochroniarze wiedzieli, że jej i jej humorom nie wchodzi się w drogę. Wysoka, obdarzona urodą modelki nigdy może nie była piękna, ale zwracała uwagę i sprawiała, że wszyscy w pomieszczeniu widzieli tylko ją. Myślała, że tak będzie zawsze.
A potem wylądowała w przychodni dla ciężarnych i zrozumiała, że nie wszędzie czuje się jak u siebie. Ba, że są miejsca, w których wolałaby się ukryć, a z jej wyglądem było to rażące nieprawdopodobne. Rzucała się w oczy po staremu, za dużo kolczyków, tatuażów, tego artystycznego looku, który świetnie sprawdzałby się w paryskiej bohemie, ale w australijskiej lecznicy budził jedynie politowanie. Tak przynajmniej sobie myślała, gdy siedziała w przyciemnionych okularach i z niecierpliwością stukała obcasami o parkiet. Niegrzecznie, bezmyślnie i szalenie bezwiednie, bo myślami odpłynęła gdzieś do złotych czasów, gdzie nie groziła jej otyłość, brak snu i gdzie papieros nie był objęty prohibicją. Musiał to być więc cud, że zauważyła teczkę, którą upuściła dziewczyna na schodach i podniosła ją.
Miała zamiar ją zawołać, ale kobieta była tak zaaferowana, że nim zdołała do niej dobiec (na obcasach, w ciąży, Hyde ją zabije) to ta udała się do cukierni, więc Crane postanowiła również zaszczycić kolejne z miejsc, które nie pasowały do niej.
Albo ona do nich, bo w prostej koszulce i dopasowanych dżinsach wyglądała raczej jak te, które wystrzegają się słodkiego. Ciekawa była kolejnych etapów ciąży i tych słynnych zachcianek, które obecnie wydawały się jej czystą abstrakcją. Żywiła się zazwyczaj powietrzem i dopiero błogosławiony stan sprawił, że nareszcie zaczęła czerpać niegasnącą przyjemność z pożywienia, choć daleko jej było do dziewczyny, która pichci przysmaki. Właściwie daleko było jej od jakiejkolwiek domowej czynności, więc gdy ona widziała chmarę przedszkolaków to w myślach projektowała swoje przyszłe dziecko – głodne, w podartych ubrankach i na dodatek przesiąknięte dymem papierosowym.
Zrobiło jej się wyjątkowo słabo, więc klepnęła na krzesło naprzeciwko kobiety, która gubi dokumenty, zdjęła okulary i przyjrzała jej się uważnie. Do tego wzroku kota, który upatrzył sobie ofiarę również należało przywyknąć. Nic nie mogła poradzić na to, że jej zielone oczy zwykle lustrowały człowieka pod kątem ewentualnego, artystycznego modela. To chyba nazywało się skrzywienie zawodowe, prawda?
- Zgubiła pani teczkę, a skoro są tu wszystkie badania i zdjęcia to pewnie pragnęłaby ją pani odzyskać – zamachała jej przed nosem, tłumacząc przed nią swoją bezczelność i bezpośredniość, ale przecież taka zazwyczaj była. Inna sprawa, że zwykle miała do czynienia z mężczyznami, a im wystarczył uśmiech i zatrzepotanie rzęsami. Tu zaś występował inny kaliber – kobieta i na dodatek ciężarna. Jak nigdy nie potrafiła i nie chciała w koleżanki, tym razem Julia poczuła przemożną chęć zapoznania się z kimś bliżej.
Nie można przecież dźwigać brzmienia ciąży samotnie.

Reina A. Everly
bezrobotna i spłukana — grosza daj wiedźminowi
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
it's hard to find a place to hide When you're running from what's inside No matter where you go, there you are
Reina nie mogła się pochwalić super wyglądem modelki i dopasowywaniem się do wielu różnych okoliczności. Może i miała ładną buzię, była nawet zgrabna, ale średniego wzrostu i obecnie nie miała też takiej pewności siebie, co wcześniej. Przed sprawą seryjnego mordercy była przebojową, seksowną lwicą, która na sali sądowej twardo stawiała na swoim. Po porwaniu jej wewnętrzny ogień zgasł i zamieniła się w taką szarą mysz, która woli zaszyć się w domu, niż zrobić cokolwiek, co wymaga mocnego zaangażowania. Chyba, że chodziło o ciążę - w to chyba będzie musiała się zaangażować podwójnie. Ostatnio bywały momenty, w których myślała, że ma na karku dużo więcej lat, niż w rzeczywistości. Ciekawe czy był gdzieś na tej planecie ktoś, kto mógłby ją zrozumieć.
Zgubiła nawet teczkę, w której miała zdjęcia z dzisiejszej wizyty, zalecenia zdrowotne, najważniejsze numery, których może potrzebować podczas ciąży oraz karteczkę z kolejnym terminem u lekarza i nawet tego nie zauważyła.
Jadła lody odrobinę za szybko, co spowodowało, że ją przymroziło i musiała zmrużyć oczy i zmarszczyć czoło, bo przez chwilę poczuła się przez to dosyć niekomfortowo. Poza tym nagle dostała kataru i musiała ruszyć się po kilka serwetek, aby wydmuchać nos. Nie miała pojęcia czy kiedykolwiek wyjdzie z tego beznadziejnego nastroju. Nagle poczuła się na tyle zmęczona, że nabrała ochoty na powrót do domu i sen. Czy to nie tak, że dopiero co wstała z łóżka? Może olanie psychologa to jednak nie był najlepszy pomysł. Tylko czy gdyby jej problemy okazały się poważne, to czy pozwolono by jej wrócić do pracy? Czy ona w ogóle chciała wracać do pracy? Nie miała pojęcia. Może przedłuży urlop zdrowotny, a potem pójdzie na macierzyński i w taki oto sposób będzie miała kupę czasu, aby zdecydować co chce później robić.
O ile w ogóle zechce się jej coś robić.
Jeżeli chodziło o przedszkolaki, to jej wizja macierzyństwa diametralnie różniła się od tej, która miała Julia. Reina widziała siebie jako zaniedbaną kobietę, która resztą sił gotuje, sprząta czy kąpie swoje dzieci, zapominając powoli jak się nazywa. Obydwie wizje przedstawiały chaos i nieporadność, ale w jednej znika dziecko, a w drugiej matka. Trudno powiedzieć co gorsze.
Wydmuchała nos, wyrzuciła zużyte serwetki do kosza na śmieci, po czym wróciła na swoje miejsce, aby w spokoju dokończyć lody. Gdy przeżuwała końcówkę rożka, usiadła przed nią tajemnicza kobieta. W filmach science-fiction podobne postacie zawsze przynosiły dziwne wieści, jak na przykład informacje, że ktoś został wybrany do jakiejś ważnej, międzyplanetarnej misji lub jest ostatnim elementem, który pozwoli uratować ludzkość.
Ah, no tak. Teczka, a w niej niespodziewana, ekscytująca, wywracająca życie do góry nogami po raz kolejny, wiadomość.
Pewnie tak, a może i nie — odparła beznamiętnym tonem, chwyciła teczkę, po czym trzasnęła nią głośno o blat. — Kawa? Pewnie nie możemy, ale kogo to obchodzi — mruknęła, bo nawet dobre lody nie pozbawiły jej ochoty na kawę. Jeżeli nie napije się chociaż odrobiny kofeiny, to chyba zwariuje.

Julia Crane
summertime
Myre
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
malarka, która całe swoje życie poświęciła sztuce, obecnie przygotowuje kolejną wystawę w Cairns, w życiu prywatnym zaś debiutuje w roli dziewczyny Aidena i jest z tego powodu bardzo szczęśliwa
Różne myśli przychodziły jej do głowy, jeśli chodzi o ciążę. Początkowo odczuwała pierwszy etap – zaprzeczenie i chyba dotąd nie uporała się z nim na tyle, by dopuścić do głosu instynkt macierzyński. Jak na razie spał on sobie spokojnie, bo zamiast zacząć organizować sobie życie przez kilka następnych miesięcy, zrobiła wszystko, by nic się nie zmieniło. Wprawdzie odstawiła używki i yamahę, ale dalej pracowała w nocnym klubie i zamiast przejmować się mdłościami, widziała przed oczami swojego szefa strzelającego do człowieka. Najwyraźniej nie miała przekazać dziecku dobrych wzorców, co dodatkowo ją stresowało. Może powinna jednak odciąć się od tego wszystkiego i uciec?
Ta wizja wracała do niej jak senny koszmar i sprawiała, że nadal czuła, że nie podjęła żadnej decyzji związanej z macierzyństwem. Wprawdzie powiedziała ojcu dziecka, ale dystans jaki między nimi tworzył, sprawiał, że coraz częściej chciała odciąć się od niego. Nie potrzebowała wiele, ale brak zaangażowania sprawiał, że czuła się absolutnie samotna i miała wrażenie, że nawet po porodzie nie zmieni się ten stan rzeczy. Tyle, że kiedyś miała wrażenie, że dziecko stanie się jej siłą, a teraz czuła się absolutnie bezbronna i próbowała udawać, że nie zmieniło się nic.
Chodziła do pracy na nocki, umawiała się z innymi, żyła, a gdzieś obok ledwo zagojone z przeszłości serce znowu łamało się na kilka części. Nie umiała jednak już tego poukładać, a może tak naprawdę po prostu nie chciała?
Takie i inne myśli nawiedzały ją i sprawiały, że wizja przyszłego macierzyństwa wydawała się odległa o całe lata świetlne, więc wcale nie dziwiła się dziewczynie, która nie poszukiwała teczki z dokumentami. Tylko na filmach i w uroczych opowiadaniach matka dziecka jest radosna jak skowronki, rzeczywistość zaś potrafiła dobić. Jeśli zaś nie było problemów uczuciowych bądź psychicznych to pojawiały się czysto fizyczne dolegliwości, które skutecznie wytrącały ją z równowagi. Najwyraźniej ciąża wcale nie była okresem błogosławionym, a raczej przeklętym. Pozbawiono ją wszystkiego co sprawiało jej w życiu radość i dano obietnicę, że w zamian za to może skończy się szczęśliwym rozwiązaniem.
Albo będzie tak jak ostatnio i przedwczesny poród, a potem śmierć dziecka złamie jej na dobre serce i tym razem jednak nie będzie tego kogoś przy jej boku, tego, który ją spokojnie pozbiera do kupy i przekona, że nie wszystko stracone. Może dlatego trudno jej było myśleć o przedszkolakach bądź o wizji przyszłego szczęścia.
Na razie wszystko było rozmyte.
- Osobiście najbardziej tęsknię za papierosami – przyznała. – I za winem podczas długich kąpieli z książką w ręku – tego też im zabraniali. Właściwie łatwiej było powiedzieć co mogą robić będąc ciężarnymi niż tego czego im nie wolno.
Gdy podeszła kelnerka to zamówiła kawę, odrobina kofeiny nie powinna jej zaszkodzić.
- Julia – przedstawiła się, ale nie wyciągnęła ręki, bo nieznajoma wydawała się zaoferowana lodami. Uśmiechnęła się tylko, pierwszy raz miała do czynienia z jakąkolwiek przyszłą matką i czuła narastający stres. Ktoś jednak jej mówił, że zawsze lepiej przechodzić przez podobne piekła z kimś, więc postanowiła spróbować. Niewiele miała do stracenia. – Mam nadzieję, że nie otrzymałaś złych wieści – wskazała na teczkę, zauważyła, że nieznajoma zachowywała się tak jakby ona parzyła.

Reina A. Everly
bezrobotna i spłukana — grosza daj wiedźminowi
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
it's hard to find a place to hide When you're running from what's inside No matter where you go, there you are
Ze śmiercią zapoznała się w wieku dziesięciu lat. Co prawda do tego czasu zdawała sobie sprawę co to znaczy umrzeć, ale zawsze było to pojęcie, które gdzieś tam obijało jej się o uszy, ale nigdy nie poczuła co to znaczy stracić kogoś bliskiego. Aż do tej deszczowej, letniej nocy, kiedy zapłakana matka próbowała wytłumaczyć jej co się stało, a Reina nie mogła skupić uwagi na jej słowach, rozpraszana migającymi przed domem czerwonymi i niebieskimi światłami. Czasami śniła jej się ta noc, migające światła radiowozu, policyjne mundury i szlochająca matka. Nie przespała wtedy całej nocy, a w następny dzień wpadała w męczące drzemki, podczas których i tak nie mogła wypocząć. Od tamtego momentu śmierć nabrała dla niej nowego, bardzo namacalnego, znaczenia i tak naprawdę już jej nie odstępowała. Umierały jej zwierzęta, umarła babcia, dziadek, wujek… Potem umierały ofiary wielu przestępstw, którymi zajmowała się na studiach, a potem w pracy. Śmierć była nieodłącznym elementem jej życia - co za ironia. Na koniec o mało co nie skończyła jak jej ojciec. Co się więc zmieniło? Może ktoś nad nią czuwał? A może to tylko okrutna gra losu. W końcu nikt nie powiedział, że skoro przeżyła porwanie seryjnego mordercy, to od tej pory będzie wiodła szczęśliwe i spokojne życie. Poza tym miała coraz więcej do stracenia. Była już nie tylko ona, ale i Mitch, do tego ta ciąża. Pytanie brzmi: ile jeszcze wytrzyma?
Co prawda nie była sama, miała wsparcie i to prawdopodobnie dzięki tej pomocy jeszcze jakoś się trzymała. Zawsze uważała siebie za silną osobę, taką która bardzo dużo zniesie i nigdy się nie złamie. Wystarczyła jednak jedna pechowa noc i spotkanie twarzą w twarz ze śmiercią, żeby nagle wszystko się zmieniło. Może powinna była jednak umrzeć i oszczędzić sobie tego wszystkiego?
Wbiła wzrok w teczkę, jakby to ona była źródłem wszystkich jej problemów.
Papierosami, tak. Sama bym chętnie zapaliła — przyznała, po chwili przenosząc wzrok na brunetkę, która się do niej przysiadła. — Wino i książka… Dużo wina.
Przyznała jej rację, z resztą zdawało się że i tak czyta jej w myślach. — Na ciebie też jest teczka? — spytała, siląc się na uśmiech. Lody skończyła chwilę wcześniej, więc podczas przedstawiania się, mogła spokojnie uścisnąć dłoń Julii. — Reina.
Gdy kobieta wyraziła nadzieję na brak złych wieści, Everly zerknęła jeszcze raz na swoje dokumenty, ale tylko krótko, jakby ukradkiem. Zaśmiała się nagle, chociaż tak naprawdę miała ochotę zapłakać. — W zasadzie to nie jedne, a podwójne — odparła, wzruszając ramionami. — Byle nudności się nie podwoiły — dodała, chcąc chociaż odrobinę złagodzić swoje nerwy żartem, ale chyba średnio jej się to udało, bo do oczu w końcu napłynęły łzy, które pospiesznie wytarła serwetką. Te łzy parzyły chyba bardziej, niż teczka. Nie chciała się rozklejać, na pewno nie publicznie, ale chyba było to nieuniknione. To podobno hormony. Mogłyby się jednak uzewnętrzniać w bezpiecznych czterech ścianach, nie w miejscach publicznych.

Julia Crane
summertime
Myre
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
malarka, która całe swoje życie poświęciła sztuce, obecnie przygotowuje kolejną wystawę w Cairns, w życiu prywatnym zaś debiutuje w roli dziewczyny Aidena i jest z tego powodu bardzo szczęśliwa
Nie znała historii siedzącej naprzeciwko niej kobiety, ale wiedziała, że każda nosi na sobie jakieś brzemię. Może chodziło o doświadczenie, wynikające z faktu, że bliżej już jej było do szacownej matrony – choć nadal zachowywała się jak niepokorna artystka – a może o to, że przez lata w nocnym klubie obserwowała upadki wielu kobiet, znacznie młodszych od niej. Pojawiały się zwykle niewinne w miejscu, które było jak w tej piosence – ruiną wielu biednych dziewcząt -a potem ktoś siłą odbierał im marzenia, rzucał na rurę i sprawiał, że drżały przed jednym nazwiskiem. Wprawdzie uniknęła ich losu, ale nie była przecież pozbawiona tej trucizny, jaką sączyło Shadow. Wciąż jeszcze bała się, że pewnego dnia po prostu skończy w foliowym worku.
Nic więc dziwnego, że podchodziła do nieznajomej (Reina, tak miała na imię) z dużą dozą wyrozumiałości i zapewne nie zmieniałby o niej zdania, nawet jeśli powiedziałaby jej, że rozważa aborcję. Nie miała wprawiać wnikać w czyjekolwiek wybory życiowe i sama też życzyła sobie uszanowania jej decyzji. O ile jakieś przyjdzie jej podjąć, bo na razie wyglądała raczej na najbardziej niezdecydowaną matkę na całym świecie.
Nawet nie zdążyła jeszcze zapisać się na badania genetyczne i nie znała płci swojego maleństwa ani jego przyszłego ojca.
Chyba najbardziej obawiała się właśnie tego i szczerze podziwiała te idiotki, które mówiły, że one cokolwiek przeczuwają. Jej intuicja poszła chyba z dymem, który pożegnała dokładnie w dniu w którym dowiedziała się o ciąży.
Odwzajemniła uśmiech.
- Jako że pierwszą ciążę straciłam to jest znacznie grubsza. Poza tym może ty przynajmniej wiesz, kto jest szczęśliwym ojcem – nie powinna mówić takich rzeczy, ale z drugiej strony było mieć tajemnicę przed kimś, kto częstował cię kawą i wspominał z nostalgią czasy wina i papieroska. Te, które zapewne bezpowrotnie minęły, bo może i Julia nie zamierzała zmieniać swojego stylu i zakładać czegoś więcej niż czerń, to nie sądziła, że fajka będzie jej nieodłącznym towarzyszem. Już nie.
Mimo wszystko jednak, gdy dotarł do niej sens słów nieznajomej to aż się zakrztusiła kawą i stwierdziła, że chyba jednak dziewczyna ma gorzej. Nie wyobrażała sobie opieki nad jednym dzieckiem, a dwójka brzmiała zdecydowanie jak niezdrowa wręcz abstrakcja.
- O kurwa, mam nadzieję, że cię na to stać – też siliła się na głupi żart, ale gdy tylko dziewczyna zaczęła zalewać się łzami, złapała ją za rękę. – Hej, będzie dobrze! – ale nie nakazywała jej przestać, bo ile by ona dała by kiedykolwiek tak beztrosko się wypłakać, a nie gryźć wszystko w sobie i zgrywać silną.
Może i Reinie to dobrze zrobi?

Reina A. Everly
bezrobotna i spłukana — grosza daj wiedźminowi
31 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
it's hard to find a place to hide When you're running from what's inside No matter where you go, there you are
Reina co prawda nie miała większego związku z klubem Shadow, chociaż doskonale wiedziała co się tam dzieje. Nigdy jednak nie pracowała przy sprawie kogokolwiek z tamtego miejsca, chociaż wiedziała że wiele dziewcząt (i nie tylko) padało tam ofiarą szerokiej gamy przestępstw. Miała teraz jednak swoje problemy, które skutecznie odwracały jej uwagę od całego tego bagna, w którym powoli tonęło Lorne Bay. Miała wrażenie, że skutecznie wciąga również ją. Kto by pomyślał, że w takim małym, z pozoru spokojnym, mieście może wydarzyć się tyle złego i to w tak krótkim czasie. Może zamiast przenieść się do innej dzielnicy, powinna wyjechać do innego miasta, może nawet kraju. Chociaż czy na pewno coś by to zmieniło? Jej demony podążałyby za nią nawet na koniec świata.
W tym wszystkim była już tak samolubna, że kompletnie nie myślała o innych ludziach, którzy przeżywali równie trudne sytuację (albo i bardziej). Tuż po porwaniu psycholog polecał jej terapię grupową, ale kategorycznie odmówiła. Nie była gotowa na mówienie o swoich problemach obcym osobom. Gdy teraz usłyszała o tym, co spotkało Julie, przeszło jej przez myśl, że może to wcale nie był taki zły pomysł, aby otworzyć się przed osobami, które chociaż poniekąd mogły ją zrozumieć.
Wiem kto jest ojcem, ale czy szczęśliwym to już inna sprawa.
Być może było to odrobinę krzywdzące stwierdzenie, ale faktycznie nie była już pewna co Mitch o wszystkim myśli. Nie był zbyt wylewny i nie okazywał wielu emocji. Czasami miała ochotę, żeby nią potrząsnął, wykrzyczał coś, upił się i wypłakał, powiedział o swoich obawach albo opowiedział o radości, o ile taką w sobie ma, zaraził ją śmiechem, zrobił cokolwiek emocjonalnego. Bo ona ostatnio nie potrafiła.
Patrzyła na Julie nieco inaczej, po tym jak powiedziała o straconej ciąży. Chyba niezależnie od tego czy ciąża była niechciana czy planowana, przeżywa się taką sytuację. Obok ewentualnej ulgi jest w końcu poczucie utraty czegoś, co być może było bliskie. W ciele również zachodzą pewne zmiany, które wpływają i na psychikę. czy tego chcemy czy nie.
Gdy postawiono przed nią kawę, najpierw powąchała jej aromat, który spowodował że zrobiło jej się odrobinę lepiej. Namiastka normalności, wspomnienie czasów, kiedy problemów było znacznie mniej. Sięgnęła po serwetki, gdy Julia się zakrztusiła, po czym podała jej, jakby zakrztuszenie się na tą wieść wcale jej nie zdziwiło. Sama miała się ochotę zakrztusić i pewnie by tak było, gdyby podczas wizyty u ginekologa coś piła.
Czy było ją na to stać? Dopiero teraz przemknęło jej przez myśl, że będzie musiała nie tylko podwoić siły, aby podołać temu wyzwaniu, ale również wydatki. Mimo wszystko miała wrażenie, że trudniej będzie znaleźć siłę, niż pieniądze.
Zacisnęła dłoń na dłoni kobiety, która siedziała naprzeciwko, która stała się w tej sekundzie cenniejszym towarzyszem od większości osób w życiu Reiny, w tym jej matki, której brunetka nie chciała póki co widzieć. Uniosła na nią spojrzenie zaczerwienionych oczu, z których spłynęły kolejne łzy. Reina zgrywała silną bardzo długo i kiedy życie odpowiednio mocno ją przycisnęło - pękła.
A jeżeli nie? — spytała, smakując słonych łez, które dotarły do jej ust. W końcu wypowiedziała to pytanie na głos. Co jeśli nic nie będzie dobrze?

Julia Crane
summertime
Myre
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
malarka, która całe swoje życie poświęciła sztuce, obecnie przygotowuje kolejną wystawę w Cairns, w życiu prywatnym zaś debiutuje w roli dziewczyny Aidena i jest z tego powodu bardzo szczęśliwa
Tak naprawdę nie powinna się wypowiadać ani porównywać ich historii, ale Julia nie potrafiła zachowywać się nigdy jak te współczujące i pocieszające koleżanki. Było w niej za dużo ognia, który zazwyczaj skłaniał do działania i trudno było orzec z czego to wynika, ale zawsze wolała szukać drogi rozwiązania problemu, a nie zamiatać go pod dywan głupimi stwierdzeniami. Może zanadto kojarzyło się jej to z domem w którym bardzo łatwo wieszano trupy w szafach (czasami wolałaby, by było to dosłownie), a potem ją domykano w obawie, że ktoś z gości do niej zajrzy.
Na ich szczęście wszyscy byli zajęci prowadzeniem życia na wysokim poziomie i niedorzecznymi polowaniami, więc skarby rodziny Crane zazwyczaj pozostawały bezpieczne. Niesamowite, że i ona przez lata próbowała tak samo ukrywać swoje zmartwienia i za pomocą odpowiedniego makijażu scenicznego zakrywała łzy i ślady po nieprzespanych nocach. Tak mocno wbiła sobie do głowy, że należy być zawsze damą, że już nie ogarnęła w którym momencie przestała płakać i skupiła się na przetrwaniu. To zaś wychodziło jej tak dobrze, że nawet będąc w niechcianej ciąży, chwilę po rozwodzie z mężczyzną, który wolał chłopców, siedziała jak gdyby nigdy nic i słodziła dwie łyżeczki cukru, zastanawiając się czy to już ten moment, by zdradzić zupełnie swoje sekrety.
Jeden, ten najbardziej kluczowy wyrwał się jej samoistnie, ale to nie było przecież coś, czym mogła chwalić się znajomym. Gdyby jeszcze ojcem okazał się Hyde to może wszystko by sobie poukładali, ale jeśli wpadła podczas jednej z szaleńczej nocy z mężczyzną bez danych osobowych to została z dzieckiem absolutnie sama.
- To też była wpadka? – zagadnęła więc, cholerne niespodzianki. Kiedyś sądziła, że takie sytuacje nie zdarzają się kobiet świadomym i zabezpieczonym, ale najwyraźniej los pokarał je za podobne dyrdymały i obecnie mogła tylko przeklinać swój stan hormonalny, który rozbujała do reszty alkoholem i złymi decyzjami.
Za to organizm chyba zwyczajnie miał dość tej kawy, bo nie mogła przestać się krztusić na wieść o tym, że niektórzy mają jeszcze gorzej od niej. Nie była aż taką egoistką, by cieszyć się z jej nieszczęścia, ale zaskoczenie było ogromne i choć chciałaby udawać, że nie, okazało się to za trudne.
Dopiero gest Reiny, zaciśnięcie palców na jej dłoni sprawiło, że Julia zrozumiała, że jeśli ma pomóc to musi się opanować. Pogłaskała ją po nadgarstku i spojrzała na nią uważnie.
- Musisz przede wszystkim zrozumieć, że masz wybór. To zawsze dużo daje. Nikt nie ma prawa cię oceniać, jeśli chcesz usunąć dzieci, oddać je czy poprosić partnera o wsparcie i rezygnację z jego życia zawodowego. To ty właśnie przechodzisz przez burzę hormonów i ty w tym wszystkim jesteś najważniejsza. Dlatego zanim zaczniesz słuchać kogokolwiek, nawet mnie to zastanów się czego tak naprawdę sama chcesz i konsekwentnie to realizuj. A potem nie miej żadnych wyrzutów sumienia, bo zrobiłaś po swojemu – uśmiechnęła się lekko. – Ja na przykład dalej pracuję, bo skoro zabrali mi motocykl, wolność i fajki to przynajmniej zostawiłam sobie pracę, żeby nie zwariować do czasów testów DNA – upiła spory łyk i skrzywiła się.
Nawet kawa smakowała inaczej, a to był dopiero początek.

Reina A. Everly
ODPOWIEDZ